31 gru 2014

Rozdział 38 "Blef"

Choć wyjechali z Magnolia City o wcześniej porze, dotarcie do celu zajmowało Canie i Laxusowi ogrom czasu. O wiele więcej niż przypuszczali. I tylko tam, w ścisłym sercu stolicy Fiore, można było się przekonać na własne oczy jak wyglądają prawdziwe uliczne korki w godzinach szczytu.
-Tak myślę i myślę... i jednego wciąż nie mogę zrozumieć. 
Cana, przysypiając obok siedzenia kierowcy, ziewnęła i zerknęła ze zmarszczonym czołem na swego towarzysza.
-Czego nie rozumiesz?
-Nazywają cię tą całą "Karcianą Królową", nie? I bez problemu wychodzisz z kasyn z pełną torbą, choć wiadomo, że to kasyno zawsze wygrywa. Zmartwiony Dreyar, który odezwał się dopiero po krótkim namyśle, pukał palcami w kierownicę. -Nie wiem i nie muszę wiedzieć wszystkiego... ale nawet największy cud świata nie da ci możliwości wygrania czegokolwiek, jeżeli nie masz przy sobie jakiegoś początkowego kapitału...
-O co ci chodzi, Laxus?
-A o to, że jak chcesz obstawiać w kasynie, skoro nie masz grosza przy dupie?!
Alberona uśmiechnęła się szeroko, jak w reklamie wybielających pasków do zębów, gdzie aktorzy prezentują swoją piękną mordę z jeszcze piękniejszym uzębieniem, by wcisnąć idiotom gówno warty produkt.
-Chyba nie chcesz ich dostać na piękne oczy? Albo co gorsza... Dreyar ze zgrozą zerknął na przyjaciółkę -zapożyczyć się w kasynie?!
-Naprawdę uważasz, że mam piękne oczy? Dziewczyna starała się zachichotać niewinnie, lecz w jej wykonaniu wyszło to strasznie. Jakby szczerzył się do niego sam diabeł.
-Weź się nie wygłupiaj! Zawołał oburzony, widząc fioletowe tęczówki zanikające co chwile pod trzepoczącymi, lekko sklejonymi od czarnego tuszu rzęsami niczym motyle skrzydła.
-Nie wygłupiam się.
-Ja pytam poważnie!
-Oj, weź już się tak nie złość. Głupia nie jestem, przecież wiesz... 
Nawet kiedy Cana  pocieszająco potarła jego twarde ramię, wciąż był spięty.
Z babami to tak już jest - jak chcesz mieć święty spokój to trejkotają ci nad uchem jak katarynka, a kiedy chcesz coś z nich wyciągnąć, nagle zapominają języka w gębie.
-Proszę tylko o jedno, Cana, nie wpieprz się w nic głupiego...
-Jasne, postaram się. Odpowiedziała półszeptem i beztrosko mrugnęła do przyjaciela, po czym ponownie rozwaliła się na swoim miejscu, dając tym znać, że rozmowa skończona.
Samo "postaram się" nie wystarczyło Laxusowi... ale na chwilę obecną musiało.

- - - - - - - - - -

"Zrozum, że ludzie, o których ci teraz mówię, są odpowiedzialni za zamordowanie twojej matki! Nie mylę się. (...) To ci, którzy nie potrzebują jawnej władzy, ani rozgłosu. Potwory, nie pragnący pieniędzy czy sławy, a strachu i cierpienia bezbronnych, którymi się karmią. To ktoś, kogo naprawdę powinniśmy się wszyscy obawiać. (...) Żaden człowiek nie jest nieomylny. Błądzimy, grzeszymy, do świętych nam daleko. Ale w tej sprawie po prostu chcę bronić siebie, naszych bliskich, niewinnych ludzi. Nie uważam tego za poświęcenie, czy obowiązek. Skalamy nasze dłonie krwią innych grzeszników, samemu stając się zgubnymi, lecz sądzę, że tylko tak jesteśmy w stanie na dobre to zakończyć... "
-Si vis pacem, para bellum... Wypowiedziała szeptem słowa Makarova, gdy właśnie wchodziła do motelu "Prison Night".
Cały ich dialog, przenikliwe spojrzenie staruszka, jego determinacja... Lucy wciąż miała to wszystko przed oczami i czuła, że długo nie zapomni tej rozmowy. To było jak melodia, którą sobie człowiek nagle przypomni, a później nie chce wyjść z głowy do końca dnia. Upierdliwa sprawa.
-Ty, blondyna!
Heartlifia zerknęła na recepcję, za którą siedziała średniego wieku kobieta z wysokim kucykiem, uwydatniającym kilkucentymetrowe odrosty na jej krwistoczerwonych włosach. Miała chyba z kilo tynku na twarzy, aż rzęsy zlepiały się jej z nadmiaru tuszu, a wykrzywione w złości czerwone usta, którymi pokryła nawet przednie zęby, wyglądały nadmiernie nieapetycznie.
-Dzwonił ktoś do ciebie. Jakiś koleś, nie przedstawił się. Dodała, gdy blondynka zaczęła się do niej zbliżać. -Nie potwierdziłam, że tu jesteś, ale gościu chyba dobrze o tym wiedział. Zostawił numer telefonu i prosił o szybki odzew od ciebie. Proszę!
Ton, jakim zaakcentowała słowo "proszę" dał Lucy do zrozumienia, że kobieta nie odbyła z tajemniczym mężczyzną miłej rozmowy. Szybko zabrała karteczkę z numerem, którą recepcjonistka dosłownie walnęła na blat, podziękowała niemrawym mruknięciem i wyszła z motelu, udając się do najbliższej budki telefonicznej.
Dopiero tam otworzyła świstek papieru - z pewnością pierwszy raz widziała ten numer. Nie miała jednak oporów, by przekonać się, kto jest jego właścicielem.
...
-Co ty, owsiki masz w dupie? Usiądź wreszcie.
-Cicho!
Levy już od ponad godziny czekała w mieszkaniu Gajeela na telefon od Lucy, choć nie mieli nawet pewności czy dziewczyna oddzwoni.
McGarden zdążyła wydeptać ścieżkę na dywanie Redfoxa, obgryźć większość swoich i tak krótkich paznokci, a gdy usiadła na sofie to tylko po to by znów powstać.
W końcu i pęcherz Levy dostał nerwicy, więc bibliotekarka popędziła do toalety. Akurat wtedy, gdy zadzwonił tak długo wyczekiwany przez nią telefon.
Jak tylko usłyszała pierwsze dryndnięcie, ruszyła w stronę okrągłego stolika z prędkością światła, potykając się o dywan i omal nie wybijając sobie zębów, a kiedy już od słuchawki dzieliły ją ostatnie centymetry, Gajeel z triumfalnym uśmieszkiem wyprzedził ją dosłownie o milisekundy.
-Hallo? Spytał mężczyzna spokojnym głosem, nie powstrzymując radości na widok oburzonej miny McGarden.
-Kim jesteś?! Usłyszał po drugiej stronie słuchawki. Rozpoznał ten kobiecy głos, lecz mimo to...
-Kim jestem? Przecież to pani do mnie dzwoni, to chyba powinna pani wiedzieć...
-Dzwoniłeś dziś do motelu "Prison Night" i chciałeś ze mną rozmawiać! Kim jesteś i czego chcesz!
Słysząc narastającą wściekłość Lucy, czarnowłosy postanowił skończyć z żartami.
-Droczę się tylko, po co te nerwy, gihi! Gajeel Redfox z tej strony, kojarzysz takiego typa, panno Heartfilio?
Dziewczyna będąca w Acalypha szybko skojarzyła o kogo chodzi. Trudno by było inaczej, skoro jej przyjaciółka Levy ostatnio wciąż gadała o gościu jakby był jakimś deluxe wśród rzeszy zwyczajnych, pospolitych i nic nie znaczących rzeczy. Zrozumiała również, że dla tego mężczyzny dorwanie do niej namiarów na drugim końcu kraju było pestką. Chyba pogłoski, które o nim słyszała nie były przesadzone...
-Pamiętam cię aż za dobrze. Lucy wypaliła dość drwiąco. -I zanim powiesz, dlaczego włożyłeś tyle trudu by się ze mną skontaktować aż tutaj... Wiesz co z Levy McGarden? Wiesz, ta niska, niebieskowłosa bibliotekarka. Wiesz gdzie jest? Czy jest bezpieczna?
-Nie musisz mi jej opisywać, znam każdego z miasta... I tak przy okazji, to ona znalazła namiary na ciebie.
Heartfilia aż zgłupiała na moment.
-Levy?!!!
-Ta, Mała strasznie się upierała by się z tobą skontaktować. 
"Mała"?! - Zszokowana dziewczyna w budce telefonicznej powtórzyła bezdźwięcznie jego słowa.
-Na szczęście Natsu Dragneel powiedział nam gdzie pojechałaś, reszta to był drobiazg. Od czegoś w końcu są książki telefoniczne. W każdym bądź razie nie musisz się martwić, Mała jest u...
-ODDAWAJ TEN TELEFON!
Blondynka odruchowo odsunęła ucho od słuchawki, słysząc wrzask swojej przyjaciółki. Wiedząc, że Levy jest bezpieczna odetchnęła z ulgą. Bo chyba mogła liczyć na tego faceta?
-Panie Redfox, czy może pan...
-Mów mi Gajeel. Poprosił mężczyzna, trzymając McGarden za głowę by ta nie skakała mu więcej do słuchawki.
-Gajeel.... Jeszcze dziś wieczorem chcę wrócić do Magnolia City, możesz jej to przekazać?
-Oczywiście. Zapewnił.
-Mam jeszcze jedną prośbę. Lucy zaczęła mówić ciszej, dość niepewnie. -Nie wiem czy powinnam... ale nie mam do kogo się z tym zwrócić...
Redfox uważnie słuchał tego, co młoda prawniczka ma mu do powiedzenia. Z początku zmarszczył brwi, lecz zaraz puścił głowę zdziwionej McGarden, chwycił za kawałek kartki i długopis by szybko coś wyskrobać.
-Możesz na mnie liczyć. Zapewnił po raz kolejny, już poważniejszym tonem, gdy wysłuchał prośby Lucy.
-Cieszę się, naprawdę kamień spadł mi z serca! Zostało już tak mało czasu, nie wyrobiłabym się ze wszystkim sama...
-Nie ma sprawy, w końcu jesteśmy po tej samej stronie, prawda?
Heartfilia mocniej zacisnęła słuchawkę.
-Jeżeli chcesz pomóc rodzinie Dreyar, to chwilowo tak.
Co raz bardziej ciekawska Levy próbowała podsłuchać rozmowę, zajrzeć do karteczki Gajeela, ale mężczyzna skutecznie odsuwał ją od siebie i przeganiał, jak małe, niesforne dziecko.
-I mam nadzieję, ze dobrze dbasz o moją przyjaciółkę? Spytała nagle blondynka.
-To kolejna prośba, czy groźba? Usłyszała prędko w odpowiedzi.
-Chyba i jedno i drugie... Odrzekła Lucy po chwili namysłu, a po drugiej stronie usłyszała cichy chichot.
-Spokojnie, włos jej z głowy przy mnie nie spadnie. Obiecał Gajeel i zerknął na Levy, która w moment uspokoiła się, a nawet zawstydziła. -Z resztą, ty też nie masz się o co martwić, Lucy. Zajmiemy się i tobą.
Nie pozwalając na odpowiedź, Redfox odłożył słuchawkę, zgniótł kartkę w kostkę i schował ją do kieszeni spodni.
-DLACZEGO SIĘ ROZŁĄCZYŁEŚ?!
Mężczyzna stanął tuż przed naburmuszoną Levy, przez co musiała patrzeć na niego z zadartą głową.
-CZEMU NIE DAŁEŚ MI Z NIĄ POROZMAWIAĆ?!
-Twoja przyjaciółka wraca dziś wieczorem, wtedy sobie pogadacie.
-Ale...
-Rozmowy międzymiastowe do tanich nie należą, a telefon służy do ważnych spraw, nie plotkowania.
-NO WIESZ TY CO?! McGarden natychmiast napuszyła policzki. -A o czym z nią gadałeś?
-Mała... Nim się spostrzegła, Gajeel znów psuł jej fryzurę swoją ogromną dłonią. I wyraźnie sprawiało mu to wiele przyjemności. -Za dużo chciałabyś wiedzieć, gihi.


- - - - - - - - - - 

Cały dzień mieli do dupy. Gdy wrócili z pogrzebu Hildy, od razu wrócili do domu i nie wychodzili z niego do wieczora. Nie rozmawiali ze sobą zbyt wiele, obydwoje pogrążali się w swoich myślach, jeden drugiemu sobie po prostu nie przeszkadzał.
-Wychodzisz gdzieś? Spytał Natsu, widząc jak Gray zarzuca na siebie czarny prochowiec.
Wskazówki zegara zbliżały się do godziny dwudziestej pierwszej.
-Może wyskoczymy się napić czy coś? Zaproponował Dragneel, gdy jego przyjaciel nie zaszczycił go żadną odpowiedzią.
-Może później... Mruknął francuz pod nosem i wyszedł z mieszkania.
...
Zbliżała się dwudziesta trzecia, a on jak skończony debil siedział wciąż w jednym miejscu, bezustannie obserwując ten sam budynek - spaloną kancelarię Heartfilla, mieszczącą się tuż za parkiem.
Tyłek przymarzał mu do krzesła, a biała para wylatywała z jego spękanych od przymrozku ust jak z parowozu. Nawet chuchanie i pocieranie ramion oraz wypalenie kilku papierosów nie wiele rozgrzało jego zziębnięte ciało. Mimo to wciąż czekał na Juvię w wyznaczonym miejscu, choć dziewczyna powinna zjawić się tu prawie dwie godziny temu.
-Zrozum idioto, że po prostu cię wystawiła. 
Gray aż wyskoczył z ławki, słysząc znajomy głos. Zaskoczony, obserwował podchodzących do niego Gajeela i pannę McGarden.
-Co wy tu robicie? Zawołał Fullbuster.
-Szukamy taksówki. Musimy jechać na stację w Air Street.
Gray zerknął na Levy, która podskakiwała z nogi na nogi.
-Lucy już wraca z Alacypha?
Redfox na potwierdzenie przytaknął głową.
-Wybaczcie, ja dziś nie kursuję. Zachichotał taksówkarz, odpalając kolejnego papierosa. -Mam ważną sprawę do załatwienia. 
-No to w takim razie nie będziemy przeszkadzać. Pozdrów Dragneela.
Mężczyźni pożegnali się mocnym uściskiem dłoni, a zmarznięta dziewczyna kiwnęła szybko głową i pobiegła za Redfoxem.
Fullbuster z lekkim rozbawieniem przyglądał się, jak odchodząca dwójka żwawo dyskutuje ze sobą na jakiś temat, a na koniec Gajeel obejmuje niską dziewczynę swoim ramieniem, zapewne by rozgrzać ją w ten zimny wieczór.
I wtedy ją dostrzegł. Stała przy głównym wejściu do parku, w granatowym płaszczu i zimowej, wysokiej czapce obszytym białym futrem. Choć spoglądała wprost na niego, nie ruszała się z miejsca.
Gray momentalnie przestał się szczerzyć, wyrzucił niedopalonego do połowy peta i podbiegł do dziewczyny.
-Jednak przyszłaś! Zawołał, stając tuż przed Juvią.
-A ty wciąż tu jesteś... Loxar nie wyglądała na szczęśliwą, co nieźle wkurzyło chłopaka. Nie dość, że czekał na nią tyle czasu, to jeszcze stroi mu jakieś fochy.
-Przeszkadza ci to?! Warknął na nią.
-Nie! Po prostu Juvia myślała... że już cię tu nie będzie...
-Ta? To po co tu przylazłaś?
Policjantka szerzej otworzyła oczy, ale zawstydzona pospiesznie odwróciła głowę w drugą stronę.
-Lepiej powiedz Juvii, po co mieliśmy się tu spotkać w takie zimnisko? Może... może pójdziemy gdzieś w cieplejsze miejsce? Spytała ściszonym, wstydliwym głosem, lecz Fullbuster przyłożył dłoń do jej pleców i nakierował dziewczynę na drogę w parku.
-Nie mam czasu by latać z tobą na randki!
-Juvia nie miała tego na myśli!
-No i dobrze...
Resztę drogi szli w ciszy, wręcz na siebie obrażeni, a gdy znaleźli ustronne miejsce, pozbawione ludzi, Gray zmusił Loxar by usiadła na zimnej ławce. Lekko podciągając pokrowiec kucnął tuż obok niej i zwiesił splecione dłonie na jej złączonych kolanach.
-Co ty...
-Potrzebuję twojej pomocy. Francuz wyjaśnił wprost, patrząc jej w niebieskie oczy. -Masz dostęp do archiwum na komisariacie, prawda? Możesz sprawdzić, kto u was pracował dwadzieścia lat temu...
-Chwila moment! Policjantka wystawiła mu swoją dłoń przed twarz. -Niby z jakiej racji Juvia ma ci pomagać?! Znowu coś kombinujesz?!
Fullbuster zmarszczył brwi, puścił jej kolana i wyprostował się.
-Ur Milkovich. Ponoć pracowała kiedyś w policji, chcę tylko wiedzieć czy to prawda.
Niespodziewanie z czarnego nieba zaczęły spadać białe płatki śniegu, które szybko pokryły miejscami prochowiec i czarne włosy młodzieńca. Cały park, nikle oświetlony ulicznymi lampami wydawał się Juvii w tej chwili wręcz magiczny.
-Kim ona jest? Spytała wreszcie, choć była niemal pewna, że nic nie wyciągnie z Fullbustera. W końcu jeżeli chciałaby się tego dowiedzieć, mogłaby sprawdzić archiwa. Tego właśnie on chce...
-Po śmierci moich rodziców była jedyną moją rodziną. Dopóki jej nie zabili. Dodał grobowym tonem, z nieco spuszczoną głową. Po chwili odwrócił się do Loxar profilem i uśmiechnął się nikle, widząc jej przerażoną, zmartwioną twarz. -Liczę na ciebie, Juvio.
Miała ochotę go zatrzymać. Odchodzącego młodzieńca, znikającego w spadających płatkach śniegu, do którego pomimo minionych lat wciąż czuła słabość. Dla którego tak naprawdę mogłaby zrobić wszystko. Nawet włamać się do archiwum w komisariacie.
...
Wracając do domu, Gray wstąpił do sklepu po kilka browarów. Jakoś mu głupio się zrobiło, że tak wrednie spławił Dragneela, więc chciał mu to zrekompensować. W końcu wyskoku na coś mocniejszego nigdy nie powinno się odmawiać...
Nagle stanął jak wryty w samym sercu Magnolia Center i upuścił reklamówkę z butelkami.
Pod pięciogwiazdkowym hotelem "Pearl" zaparkował jasnobrązowy, lśniący DeSoto Custom. Identyczny, jakim woził się agent FBI, któremu w imieniu McGarden miał zwrócić samochód...
Z wozu wyszedł starszy mężczyzna z olbrzymim piwnym mięśniem, przez który ledwo dopinał frak. Za towarzystwo służyła mu piękna i młoda brunetka w kremowej sukni, która została wprowadzona przez grubasa pod rękę do wnętrza hotelu. A samochód został zupełnie bez opieki. Nie było przy nim żadnego parkingowego, ludzi na ulicy też było nie wiele.
To nie była sytuacja sprzyjająca kradzieży auta. Ale czy mogła nadarzyć się lepsza, by zwędzić taki model?

- - - - - - - - - -

Bickslow niezmiernie wkręcił się w oglądanie "Don't Bother to Knock"*(1) ze swoją drugą ulubioną aktorką, Marilyn Monroe, gdy ktoś... zapukał do drzwi.
Zdziwiony zerknął na zegar, gdzie dochodziła druga w nocy.
-Kogo to diabli niosą... Mruczał zezłoszczony pod nosem, że musi na chwilę zrezygnować o oglądania blond piękności na ekranie i w samych bokserkach w paski poszedł otworzyć drzwi.
-Na mojego przyszłego Oscara! Bickslow z niedowierzania chwycił się za swoje rozczochrane, granatowe włosy. -Laxus, czy to na prawdę ty?!
W progu jego mieszkania stał pobity Dreyar oraz zziębnięta Alberona w samej gustownej sukience i męskiej marynarce.
-Możemy wejść?
...
Cana z fascynacją zawieszała wzrok na licznych obrazach w pokoju Bickslowa. Były to czarno-białe fotografie przeróżnych miast; Paryża, Nowego Jorku, Wenecji, wiele by wymieniać.
-Byłeś w tych wszystkich miastach? Spytała, ściskając kubek gorącej kawy.
-No! Sam robiłem te zdjęcia! Zawołał gospodarz, akurat gdy wychodził do nich z kuchni.
-Jesteś podróżnikiem?
-Kamerzystą. Poprawił dziewczynę, siadając na kanapie po drugiej stronie salonu. -Kręcę filmy.
-Wow...
Dźwięk otwieranych drzwi łazienkowych obwieścił pojawienie się w salonie Laxusa.
-Od razu lepiej wyglądasz, jak pozbyłeś się tej zaschniętej krwi! Pochwalił go Bickslow.
-Domyślam się. Blondyn odpowiedział beznamiętnie. -To co słychać? 
-Kurna, stary, wieki się nie widzieliśmy, a ty zachowujesz się, jakby od naszego spotkania minął ledwie tydzień! Wiesz jak się stęskniliśmy za tobą? Ja, Freed, no i oczywiście słodka Eve...
Na ostatnie słowa Bickslowa, Cana momentalnie przekierowała spojrzenie z obrazów na granatowowłosego.
-Słodka Eve? A kto to?
-Ta, ta, ja też za wami tęskniłem! Zawołał prędko Laxus, na odczepne, próbując jak najszybciej zmienić temat rozmowy.
-Eve strasznie przeżywała twoje odejście. Miała takie nadzieję...
Alberona rozszerzyła swe oczy jak talerze, a Dreyar zakaszlał nerwowo.
-... No ale mniejsza, lepiej mi powiedzcie co wam się stało! 
Nagle w salonie zapadła dłuższa cisza.
-Nie żebym was wyganiał, ale nie mogliście zatrzymać się w jakimś hotelu? Bo chyba nie przyjechaliście do stolicy bez kasy, co nie?
Laxus w milczeniu sięgnął po jedną z torb, które leżały za zajętym przez niego fotelem, otworzył w niej błyskawiczny zamek i rzucił bagaż pod nogi Bickslowa. Kamerzysta wziął głęboki wdech i uśmiechnął się bardzo szeroko, widząc torbę zapełnioną forsą.
-Na taką rozmowę kawa to stanowczo za mało! Zaraz przyniosę coś na rozgrzanie i rozluźnienie wam języków!
...
Kilka godzin wcześniej.
Gdy zatrzymali się Lancią przed hotelem "Quatro Cerberus", czekał już na nich mężczyzna w białym garniturze, czarnych włosach spiętych do tyłu i tatuażami pod oczami.
-No wreszcie jesteście! Zatrzymało was coś?
-Korki. Wyjaśniła Cana zbliżającemu się jegomościowi. -Bacchus, to jest Laxus. To właśnie o nim mówiłam ci przez telefon. 
Groh zerknął na blondyna i z radością podał mu swoją dłoń.
-Sam pan Dreyar we własnej osobie! Szkoda, naprawdę szkoda, że pańska kariera bokserka potoczyła się tak... niefortunnie. Niemniej to zaszczyt pana poznać.
-Cóż, nie spodziewałem się, że ktoś będzie jeszcze o tym pamiętał... Stwierdził nieco zaskoczony Laxus.
Po krótkim, aczkolwiek bardzo ciepłym przywitaniu, Bacchus wprowadził ich do hotelu gdzie również mieściło się sławne, bo największe w stolicy, kasyno o tej samej nazwie.
Już przy samym wejściu słychać było dźwięk automatów, śmiechów oraz rozrzucanych na prawo i lewo pieniędzy... Lecz Bacchus ominął sale kasyna, prowadząc ich dalej, w głąb hotelu. Przeszli przez białą kuchnie, gdzie znakomici kucharze wyciskali z siebie siódme poty, by dania przyrządzane dla gości sprostały najwyższym standardom. Stamtąd przeszli do długiego korytarza, a w nim Laxus dostrzegł kilka otwartych drzwi. Za nimi zaś ujrzał małe czarne sejfy i grupę ludzi przeliczającą pieniądze. Byli tak bardzo skupieni na swym zadaniu, że nie dostrzegali niczego, co działo się w ogół. O dziwo na Canie nie zrobiło to żadnego wrażenia, zupełnie jakby widziała takie pomieszczenia i takich ludzi już wielokrotnie.
Doszli do końca korytarza, gdzie czekały na nich ostatnie, zamknięte w przeciwieństwie do innych drzwi, obite pikowaną, brązową skórą.
-Wejść! Usłyszeli po drugiej stronie, gdy pan Groh zapukał do środka.
Laxus poczuł się, jakby brał udział w scenie filmowej. Pokój, do którego wszedł również obity był w skórze, idealnie kontrastującej z meblami z ciemnego drewna. Lecz nie to zaskoczyło Dreyara najbardziej. Nie był to także pan Goldman, właściciel gabinetu jak i całego budynku. Z niedowierzaniem obserwował widok zza szerokiego okna, które rozciągało się na całej ścianie pokoju. Był stąd widok na całe kasyno - na kilkaset osób szwendających się i bawiących w kasynie. Niesamowity widok....
Niestety pan Goldman nie wyglądał na równie zachwyconego obecnością gości. Szczególnie Laxusa.
Zaproszeni do zajęcia miejsc po drugiej stronie biurka, zostali uraczeni wiekową whisky.
-Przejdźmy do rzeczy, panno Alberona. Zaczął właściciel kasyna, odpalając cygaro, a Dreyar wreszcie oderwał wzrok z wielkiej szyby, z nadzieją, że dowie się wreszcie co tu robią.
-Już wiesz, że chcemy wybudować drugie kasyno na terenie Magnolia City, prawda?
-Bacchus wszystko mi przekazał. Wyjaśniła. -Nie rozumiem tylko w czym ja mogę pomóc?
Goldman zawiesił na moment wzrok na dziewczynie, po czym zerknął na Dreyara i westchnął ciężko.
-Słyszeliśmy o rozprawie Dona Makarova. Doskonale pamiętam jego lata świetności i wyczyny znane na całe Fiore. Wierzę, że wszystko potoczy się dla was pomyślnie oraz że Fairy Tail powróci wraz z Donem...
-Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. To już przesądzona sprawa. Odezwał się Laxus, co wywołało na ustach właściciela kasyna znikomy uśmieszek.
-Bardzo mnie to cieszy, gdyż swego czasu utrzymywaliśmy wręcz wyśmienite stosunki z panem Makarovem. Myślę więc, że nie będzie problemu z dogadaniem się co do miejsca budowy... Ale co do ochrony...
-Widzi pan jakieś "ale"? Cana nieznacznie zmarszczyła brwi i lekko przechyliła głowę.
-No cóż... Chciałem prosić Fairy Tail również o ochronę w Magnolia City, jednak co mam sobie myśleć, jeżeli przychodzi do mnie bokser, który... No nie ukrywajmy... Bez urazy, ale nie może wytrzymać nawet jednej rudny na ringu?
Język pana Goldmana, który mimo wszystko nie chciał urazić Laxusa, zaczął się miotać i plątać w jego gębie. Zdębiał jednak, jak i wszyscy inni obecni w gabinecie, gdy blondyn zaśmiał się głośno.
-A więc sugeruje pan, że przez moją nieudaną karierę bokserską nie będziemy w stanie zapewnić należytej ochrony?
-Otóż to. Goldman oznajmił w końcu bez ogródek.
Bacchus w tym czasie spoglądał nerwowo to na jednego, to na drugiego.
-Mam pomysł! Wypalił nagle i schylił się, by szepnąć coś na ucho swojemu szefowi. Ten wysłuchał go cierpliwie, po czym ponownie obdarzył niewzruszonego Laxusa spojrzeniem.
-Dziś wieczorem, nieopodal stąd odbywają się walki na ringu. Nie są one do końca legalne... Urwał na chwilkę, chcąc zapoznać się z reakcją Dreyara. Kiedy zauważył, że nie zraża go propozycja, kontynuował. -...jednakże doszły nas słuchy o niepokonanym mistrzu z Hosenki, który ma zaszczycić widownię swoją obecnością...
-Zgadzam się. Wypalił Laxus bez namysłu, co najmocniej zaszokowało Canę. -Jeżeli musimy to załatwić w tak barbarzyński sposób, to trudno. Nie podoba mi się tylko, że słyszę o tym całym pomyśle z kasynem w Magnolia City po raz pierwszy...
Blondyn posłał przyjaciółce karcące spojrzenie, na co ta ze wstydu skuliła się lekko na swoim krześle.
-Och, nie miałem pojęcia. Goldman mruknął zmartwiony. -Czy to znaczy, że...
-Spokojnie. Pomysł jest jak najbardziej korzystny dla obydwóch stron. Dreyar uspokoił ich, dzięki czemu atmosfera w gabinecie natychmiast uległa rozluźnieniu.
-A wspominając o korzyściach, czas przejść do interesów! Zawołał Bacchus, który nagle stał się niezmiernie ożywiony. -Jeżeli wszystko pójdzie po naszej myśli, a mam nadzieję, że tak właśnie będzie, w zamian za ochronę dostaniecie dziesięć procent z miesięcznego obrotu...
-Chcesz nas obrazić?! Cana ze złości uderzyła pięściami w stół. -Dwadzieścia pięć to minimum!
-Chyba na głowę upadłaś! Dwanaście procent i ani grosza więcej!
Brunetka przymrużyła powieki i zacisnęła pięści.
-Piętnaście procent i robisz ze mnie kierownika kasyna, albo dostajesz wpierdol za ostatni numer, jaki mi wywinąłeś, Bacchus! To ostateczna oferta!
Wszystkich aż wgniotło w siedzenie po jej słowach, a samego Bacchusa przycisnęło do obitej skórą ściany.
-I oddawaj mi pięćdziesiąt patyków, które mi wisisz! Chyba że Laxus ma na tobie pokazać jak dobrze potrafimy zająć się ochroną?
-Dobra, ubiliśmy targu! Zawołał wkurzony, ale i nieco zlękniony Groh.
-O ile pan Dreyar się spisze... Dodał Goldman, na co Dreyar zaserwował mu zapewniający nadchodzące zwycięstwo uśmiech.
-O to już niech się pan nie martwi.
...
O godzinie dwudziestej drugiej, tak jak się umówili, Laxus czekał w holu hotelu na Bacchusa. Cana już kilkadziesiąt minut temu została wygoniona do kasyna. Koniecznie upierała się, by pójść na walkę i dopiero przekonania, że będzie przeszkadzać przyjacielowi zmusiły ją do przystania na decyzję Dreyara. Wbrew pozorom blondyn nie kłamał, gdyż Alberona w swojej fioletowej sukience, ozdobionej cekinowym bolerkiem wyglądała tak kusząco, że chyba jedynie ostrzeżenie Gildartsa, jakie usłyszał przed wyjazdem do Crocus, odwiodły go od jakiegoś głupiego, pochopnego pomysłu.
-O, już jesteś! Usłyszał za sobą głos Groha. Kierownik kasyna szedł do niego przyspieszonym tempem i z szerokim uśmiechem na ustach.
-Już z jakieś dziesięć minut... Poskarżył się Dreyar.
-Wybacz, że musiałeś tyle czekać. Przeprosił Bacchus. -Idziemy? Po co dalej marnować czas! Nie możesz się doczekać walki?
Mężczyzna w białym garniturze zalewał Laxusa stertą pytań, co lekko go przytłaczało. Miał ochotę zatkać mu gębę pięścią.
-Wydajesz się bardziej spięty tą walką niż ja. Stwierdził w końcu, by jednostronna paplanina choć na moment zamieniła się w konwersację.
-Spięty? Nie no, coś pan! Po prostu nie mogę się doczekać, by zobaczyć samego Dreyara w akcji!
O rany... pomyślał załamany bokser. Poczuł się, jakby miał na ogonie jakiegoś niebezpiecznego, fanatycznego wielbiciela.
-Skoro mamy ze sobą współpracować, to może darujmy sobie te niepotrzebne "per pan" i przejdźmy wreszcie na ty? Zaproponował Laxus, a jego towarzysz od razu przystał na ową propozycję.
-Przy okazji, Bacchus, skąd znasz Canę? Pomimo sceny w gabinecie pana Goldmana wyglądacie na dobrych znajomych. Jak stare konie.
Groh momentalnie przestał się szczerzyć, nawet nieco pobladł.
-Skąd się znamy z Caną? A to... hehe, długa i nudna historia! Może pogadajmy o tym przy innej okazji? Teraz mamy ważne sprawy do załatwienia, hehe.
Dreyar zawiesił wzrok na wyraźnie spenianego Bacchusa. Jego nerwowe zachowanie dało jasno do zrozumienia, że ich znajomość skrywa wiele, zapewne zbyt wiele jak dla niego. Jednym plusem, jaki wyniknął z tego pytania był fakt, że Bacchus zamknął wreszcie swoją jadaczkę, a on sam mógł się wreszcie skupić przed nadchodzącą walką.
...
-Wygrywa pani w fioletowej sukience z Kolorem. Oznajmił krupier.
-Jak ja kocham pokera, haha! Zawołała Cana, w zwycięskim geście unosząc ręce w górze i zgarniając wygrane żetony na swoją stronę. Wcale nie przejmowała się połową ludzi, którzy nie mogąc znieść smaku porażki oraz utraconych pieniędzy, gniewnym krokiem odeszli od stołu. Była w swoim żywiole, a złoty krzyż na szyi, szczęśliwy talizman dziewczyny podarowany od Laxusa, nie szczędził jej dobrej passy. Wierzyła w to, że jemu idzie tak samo dobrze na ringu, jak jej tutaj.
Niestety doskonały humor i zdobyte bogactwo Cany zostały zburzone wraz z pojawieniem się nowego gracza. Mężczyzna o długich i prostych blond włosach usiadł na przeciw Alberony, z szarmanckim uśmiechem zdejmując swój kapelusz ozdobiony długim, białym piórem.
Kilka metrów od stołu dostrzegła ochronę, bacznie obserwującą jegomościa. Ona też go obserwowała już od dłuższego czasu, więc zauważyła, iż mężczyzna ma dziś niebywałego, wręcz statystycznie niemożliwego farta. Jednak nic, ani ludzie, ani kamery, nie wykryło choćby najmniejszego blefu. Gdyby było inaczej, natychmiast zabraliby oszusta na tyły kasyna i załatwili sprawę po swojemu.
Krupier rozdał każdemu graczowi po dwie karty, rozpoczynając następną kolejkę. Choć Cana wciąż odnosiła drobne zwycięstwa, grała ostrożnie. Było to jednak niczym w porównaniu z blond włosym mężczyzną, który notorycznie pasował.
Gracze wciąż się zmieniali, starzy odchodzili od stołu, by mogli przyjść nowi. Jedynie Cana i blondyn wciąż okupywali swoje miejsca, bacznie obserwując karty, jak i siebie. Na domiar wszystkiego, mężczyzna wciąż pasował i posyłał brunetce słodkie uśmieszki, od których zaczęło ją mdlić.
Po dwunastej kolejce, Alberona przysunęła się bliżej stołu, dyskretnie stukając dwa razy nóżkami krzesła o podłogę wyłożoną zielonym dywanem. Był to drobny, umowny znak dla krupiera, który niezauważalnie zamrugał dwukrotnie powiekami w odstępie trzech sekund. Oznaczało to, że karty nie zostało przetasowane. Taki miała układ z kasynem; w kryzysowej sytuacji pozwalali jej wygrywać w ten sposób, w zamian za zwrócenie połowy z wygranej kwoty. A wiedziała doskonale, że facet z ozdobnym kapeluszem stanowi taki przypadek.
Krupier rozdał karty, a Cana ledwo powstrzymała pokerową twarz. Tak jak powinno być, otrzymała do ręki trójkę trelf i karo.
Partia zaczęła się spokojnie, do momentu, aż nie przyszła kolej na "pana wiecznie pasującego". Choć każdy wykładał na stół jedynie początkową stawkę tysiąca klejnotów, blondyn podbił ją dwukrotnie. I wszyscy, wraz z Caną dołożyli się do niej.
Gdy odpowiednia ilość żetonów znalazła się w jednej kupce, krupier wyłożył na stół dwie karty. Trójkę kier i pik. Na widok Karety, Canie zrobiło się gorąco. Wszystko układało się pomyślnie.
-Podbijam! Zawołał jeden z graczy, gdy przyszła jego kolej i wyłożył kolejne dwa tysiące klejnotów. Większość graczy dołożyła się do tej stawki, jedynie blondyn ponownie ją podbił. W głowie Alberony zapaliła się kontrolna lampka. Maksymalnie skoncentrowała umysł na przypomnieniu sobie kolejności kart... On nie blefował.
-Pasuję. Warknęła wreszcie z oziębłym tonem, odłożyła gniewnie karty i wstała od stołu, zabierając swoje żetony.
Nie chciała słuchać, jak krupier rozstawia na stół trzy ostatnie karty, dziesiątkę, waleta i króla kier, ani tego, jak nieświadomi niczego gracze obstawiają "all in", pewni swego zwycięstwa z Trójką Króli, Kolorem lub Fullem.
-Wygrywa pan w ozdobnym kapeluszu z pokerem królewskim! Gratuluję! Zawołał krupier, a blondyn nadal nie wyzbywając się pokerowej twarzy zagarnął w swe łapska istną fortunę.
Tego właśnie Cana nie chciała usłyszeć najbardziej.
...
Laxus bacznym okiem doglądał całej sali. Brudnej, dusznej, tłocznej. Czegoś takiego jeszcze w życiu na oczy nie widział. Rozwydrzona publiczność jak dzikie zwierzęta domagała się rozlewu krwi i zapachu spoconych bokserów za ringiem. Oglądał ich z góry, gdyż Bacchus na początku musiał załatwić wszystkie sprawy z organizatorem całej tej bokserskiej parodii.
-Nie wierzę, Bacchus, co ty tu robisz?!
Dreyar słysząc rosyjski akcent od razu przestał interesować się nędznym wystrojem i spojrzał przed siebie. Widok zaskoczonego ojca był dla niego dużym wstrząsem. Zupełnie jakby został znokautowany jeszcze przed pierwszą rudną.
-Patrz, kogo ze sobą przyprowadziłem! Bacchus jedynie dolał oliwy do ognia.
Niespodziewanie, Ivan wyciągnął ręce przed siebie i powoli zaczął podchodzić do syna. Tuż za jego plecami całą scenę obserwowała Flare Corona, czerwonowłosa suka, która zawsze miała wiele do powiedzenia, lecz tym razem zamilkła na dobre.
-Synu! Zawołał rozczulony rusek o czarnych włosach. -Przypomniałeś sobie o ojcu?
-Daruj sobie. Warknął młody Dreyar i prędko zdjął z siebie koszulę.  Na widok jego wyrzeźbionego, wytatuowanego ciała, Corona z podziwem uniosła jedną brew. -Przyszedłem tu ze względu na interesy, ale... Nielegalny boks? Staczasz się coraz niżej, staruszku.
-Ivan, obstawiam pięć tysięcy, że twój syn rozwali tego byka z Hosenki! Bacchus musiał krzyczeć Ivanowi do ucha, gdyż tłum zaryczał od okrzyków, witając w ten sposób niepokonanego dotąd mistrza, który pojawił się na ringu. Przez to starszy Dreyar nie miał nawet okazji upomnieć syna o szacunek dla rodziciela.
Mistrz z Hosenki krążył po deskach, zdzierając gardło okrzykami i bijąc się pięściami w gołą klatkę piersiową.
-Nie da rady, Bacchus! Walka jest już ustawiona! Zaprotestował Ivan, lecz wtedy wydarzyło się coś, co zdezorientowało dosłownie każdego.
Obcy mężczyzna, o ciemnej karnacji, czarnych lokowanych włosach ujarzmionych w kilku krótkich kucykach, oraz o potężnych dłoniach, pobił pilnującą ringu ochronę, a następnie stanął tuż przed zaskoczonym mistrzem.
-Siema. Przywitał się szyderczym uśmiechem, po czym odskoczył nieco do tyłu, gotowy do walki. Skakał i podrygiwał w miejscu, wymachując mistrzowi zaciśniętymi pięściami prosto przed twarzą. Prowokował boksera z Hosenki, który szybko utracił swoją i tak znikomą cierpliwość.
-Wpierdol chcesz?! Zawołał bokser i wymierzył w obcego prawą prostą, lecz ciemnoskóry bez problemu uniknął ciosu. Był szybki i zwinny. Ominął atak mistrza trzykrotnie, po czym podkosił nogą jego łydki. Gdy tylko zaskoczony bokser upadł na deski, przeciwnik wcisnął z całą siłą łokieć między jego oczy. Złamany nos i wstrząs mózgu oznaczał nokaut.
-Masz zamiar coś z tym zrobić?! Krzyknął zaskoczony Bacchus, lecz Ivan jedynie zaśmiał się głośno.
-Na ringu w Raven Tail jest tylko jedna zasada - brak zasad! Poza tym, spójrz na tych ludzi! Zobacz jak się cieszą! Przyznaj się Bacchus, tobie też to się podoba!
Lekko zmieszany Groh zerknął na szalejący z zachwytu tłum.
-Dzięki temu murzynowi zgarniemy dziś kupę szmalu! Ivan zachwycał się dalej. -Flare, zbieraj zakłady i wystawiaj drugiego boksera! 
Po niespełna dwóch minutach kolejny bokser wkroczył na ring, a odpowiedni ludzie zaczęli zbierać od rozochoconej widowni nowe zakłady. Wszyscy chcieli obstawiać na nowicjusza, który zapewniał interesujące przedstawienie.
Drugi bokser również szybko odpadł, z odciśniętą podeszwą na klatce piersiowej i rozbitą czaszką, poza deskami ringu.
-Kto następny! Dawać mi tu kolejnych! Ciemnoskórzy zdzierał krzykiem struny głosowe, widownia zaś była coraz bardziej zachwycona.
-Dosyć tej farsy. Laxus miał dość towarzystwa, w którym przebywał. Wolał wkroczyć na ring i złoić porządny łomot temu idiocie, co uważał się za nie wiadomo kogo.
Ku zaskoczeniu Bacchusa i Ivana, były bokser zeskoczył z pierwszego piętra na parter, tuż za ludźmi tak zaabsorbowanymi walką, że nie zwrócili na niego uwagi. Przeciskał się przez rozszalały tłum, a gdy doszedł do samego ringu, skrzyżował swe spojrzenia z czarnoskórym.
-Czekałem na ciebie! Zawołał niespodziewany gwóźdź programu, wskazując palcem na Dreyara.
Blondyn z powagą i stoickim spokojem stanął przed nim, pozwalając przeciwnikowi na pierwszy ruch.
-Laxus Dreyar! Planowałeś wielki powrót?! Bo natrafiłeś na złego przeciwnika! Czarnoskóry wyraźnie się z niego nabijał. -Za małe pośmiewisko z siebie zrobiłeś za pierwszym razem?
Widownia zawyła ze śmiechu, lecz nawet to nie zezłościło Laxusa. Zaczęło to natomiast denerwować jego rywala, który postanowił przemówić do niego pięściami. Jednak gdy czarnoskóry zamachnął się nią, Dreyar zablokował uderzenie własną dłonią. Gdy przeciwnik chciał podkosić mu łydki, naprężył mięśnie i przyjął pewną postawę by odparować cios. Laxus nie atakował, jedynie blokował każdy atak.
-Myślisz, że jak twój tatuś jest tu szefem, to wszystko ci wolno?!
-O co ci chodzi? Zawołał blondyn, który z ledwością uchylił się przed lewym sierpowym.
Publiczność już od jakiegoś czasu przestała rechotać, a nawet krzyczeć. Wszyscy w skupieniu obserwowali toczącą się rundę.
-Myślisz, że naprawdę ten stary piernik, Makarov, wyjdzie z pierdla?! Nawet z nim gówno zrobicie!
W końcu i Laxusowi skończyła się cierpliwość do tego popapranego narwańca. Blokując kolejny cios, samemu zacisnął pięść i wpakował ją w prawy policzek przeciwnika.
-Kim ty, kurwa, jesteś?!
Czarnoskóry otarł policzek i splunął lepką krwią na deski, ale nawet otrzymany cios nie zmniejszył mu dobrego humoru. Wręcz przeciwnie, jeszcze bardziej go to nakręciło.
Zaczął się prawdziwy sparing, w którym i jeden i drugi mocno obrywali. Nawet, gdy gong obwieścił koniec rundy, bokserzy walili się po mordach jak para gówniarzy na podwórku. Krew się lała, zapach potu roznosił się po całym pomieszczeniu, a tłum wiwatował, bo ludzie w końcu dostali to, po co tu przyszli.
Nagle czarnoskórzy oparł ręce aż do łokci na barkach Laxusa i wychylił się do jego ucha.
-A gdzie jest twoja koleżanka? Ta z uroczym, złotym krzyżem między cyckami? Jak jej było... Cana?
Dreyar poczuł, jak wrze w nim złość. Chciał jak najszybciej zadać mu kolejny cios, lecz przeciwnik to przewidział i schylił głowę w dół. Nie przypuszczał jednak, że Laxus uniesie kolano, które z impetem wbiło się w jego brodę. Przez następną minutę blondyn jak w amoku zaczął zadawać mu cios za ciosem, tak szybko i chaotycznie, że czarnoskóry nie miał szans nawet na obronę.
-Kim jesteś?! Dreyar ponowił pytanie, chwytając rywala za garść związanych w kitki włosów i unosząc go do góry. Krew spływała po jego ciemnej skórze z łuku brwiowego, zalewając opuchnięte lewe oko, z nosa i ust. A mimo to on wciąż się uśmiechał.
-Pozdrowienia od Don Zero, ćwoku. Wymamrotał półprzytomny, lekko sepleniąc przez brak dwóch przednich zębów. Ta walka była już dla niego skończona, ale Laxus i tak zderzył z nim swoje czoła, po czym puścił jego włosy. Czarnoskóry padł głośno na deski, zupełnie tracąc przytomność.
-Niewiarygodne! Laxus Dreyar wygrał! Krzyczał tłum, który widocznie spełniał tu również rolę sędziego. Nawet dumny ze swojego syna Ivan wykrzykiwał hasła w stylu "To moja krew!", "To mój syn!".
Zwycięzca jednak nie miał w głowie świętowania. Zapomniał nawet o umowie, jaką słownie zawarł z Bacchusem i panem Goldmanem.
Najprędzej jak potrafił, wybiegł z ringu i przeciskając przez tłum próbował wydostać się z tego paskudnego miejsca. Musiał jak najszybciej dotrzeć do Cany i upewnić się, że nic jej nie jest.
...
-Pani Cano, niech już pani nie pije. Prosił barman za ladą, który był wręcz wstrząśnięty ilością wypijanego przez Alberonę alkoholu, jak i tym, że dziewczyna wciąż trzyma się trzeźwo na nogach.
-Ty lej i nie gadaj, Rocker, bo nie za to ci płacą! Warknęła wkurzona brunetka, wypijając na raz kolejną literatkę wódki.
Po kilku minutach ktoś dosiadł się do niej koło barowej lady. Oczy wyszły jej z orbit, widząc przed sobą kapelusz z białym piórem.
-Pozwoli pani postawić sobie drinka?
-Phi. Prychnęła, zamawiając kolejnego shota na swój koszt. -Wygrywamy fortunę i już szpanujemy?
Długowłosy blondyn zacmokał kilkukrotnie. Dopiero teraz zauważyła jego ekstrawagancki strój. Czerwona koszula ze stójką przystrojona była białym żabotem.
-Zazdrość i zawiść to paskudne uczucia... Wymruczał mężczyzna, zabierając od barmana zamówioną przed chwilą szkocką.
-A liczenie kart to oszustwo. Odgryzła Cana, nawet nie obdarzając blondyna spojrzeniem. -Przejrzałam cię.
-Liczenie kart? Przecież w pokerze krupier zawsze tasuje talie.
Alberona zatrzymała literatkę tuż przed ustami, na chwilkę zastygając w bez ruchu.
-Po prostu nie może się pani pogodzić z faktem, że ktoś jest lepszy. Choć muszę przyznać, prócz dobrej pamięci ma pani również niezwykły zmysł...
Fakt, gdyby była bardziej ostrożna, od początku mogłaby przewidzieć, że typ będzie miał królewskiego pokera. I chyba to wnerwiało ją najbardziej.
W końcu dopiła do końca swoją kolejkę, odłożyła szkło na ladę i dziękując za rozmowę odeszła od lady, zabierając ze sobą torbę z wygraną w kasynie. Udała się do tylnego wyjścia. Na zewnątrz było już ciemno, szczególnie w zaciemnionym zaułku ze śmietnikami, w którym się znalazła.
-Gdzie pani idzie! Nawet nie zdążyłem się przedstawić! Usłyszała blondyna, który wyleciał za nią z baru. Nim się spostrzegła, mężczyzna chwycił ją za przedramię i przyłożył broń do tyłu jej głowy.
-Nazywam się Rufus Lohr, pracuję w Interpolu...
Żadna ilość wódki nie rozgrzałaby Alberony tak bardzo, jak słowa blondyna. I nie było to przyjemne ciepło.
Dziewczyna, wciąż nie odwracając twarzy do Rufusa, stanęła bardziej wyprostowana.
-Czego ode mnie chcesz...
-Jedynie rozmowy, przynajmniej póki co. Wyjaśnił Lohr z mniej przyjaznym niż poprzednio tonem. -Jak już wiesz, mam bardzo dobrą pamięć. I pamiętam twojego przyjaciela, Laxusa Dreyara. Myślę, że możecie mi nieco pomóc...
Cana głowiła się o co może mu chodzić. Przecież nie zrobili niczego, za co ścigał ich Interpol. Może naprawdę ten ekstrawagancki mężczyzna potrzebował jedynie jakiś informacji? Nagle zaśmiała się cicho, przypominając sobie jego strój.
-Myślałam, że takie osoby jak pan nie powinny wyróżniać się z tłumu. Dogryzła z chichotem, wprawając Rufusa w lekkie zakłopotanie.
-No cóż... Mruknął Lohr, wreszcie odsuwając lufę od jej głowy, lecz zrobił to w bardzo złym momencie.
Tuż na wprost zaułka podjechała czarna Skoda Favorit z przyciemnionymi szybami, które nagle uchyliły się nieznacznie. Niewiele, aczkolwiek wystarczająco, by wcisnąć przez otwór dwie lufy Springfieldów i skierować je na stojących w ciemnej uliczce Canę oraz Rufusa.
...
Wparowali do kasyna z kopyta. Laxus rozglądał się dookoła, z nadzieją, że zaraz dostrzeże przyjaciółkę, natomiast Bacchus natychmiast podszedł do najbliżej stojącego ochroniarza, by zapytać go o brunetkę.
-Poszła do baru. Wyjaśnił Groh, a Dreyar popędził prosto do wskazanego miejsca.
Kawiarnia i piwiarnia nie była duża, więc wystarczył rzut oka by stwierdzić, że tutaj również nie ma Alberony.
-Gdzie ona jest?! Laxus wychylił się za barową ladę, by chwycić Rockera za koszulę i przyciągnąć go do siebie. Gdzieś miał fakt, że wszyscy goście umilkli i spojrzeli na niego jak na idiotę. -Gdzie jest Cana?!
Nieco wystraszony jego wyglądem po walce i nerwowym zachowaniem Rocker, wskazał palcem na ewakuacyjne wyjście i odetchnął z ulgą, gdy Dreyar puścił jego ubrania.
Bacchus dopiero zdołał dobiec do baru, gdy Laxus był już przy wyjściowych drzwiach.
-Padnij! Usłyszał nagle stłumiony przez ściany głos Cany, więc z rozmachem otworzył drzwi.
Zobaczył, jak dziewczyna wraz z jakimś lalusiem chowa się za śmietnikami. Chciał do niej podejść, lecz wtedy drzwi, które otworzył na zewnątrz zostały przedziurawione jak szwajcarski ser. Naboje uderzały również o metalowe kubły, służące w tej chwili Alberonie za tarczę.
Strzelanina spłoszyła wszystkich klientów baru, ludzie w popłochu zaczęli uciekać do wnętrza hotelu.
Sama strzelanina nie trwała długo, a po kilku sekundach słychać było pisk opon obwieszczający ucieczkę napastników. Lecz ani Laxus, ani Rufus nie chcieli puścić im tego płazem.
Agent Interpolu wyciągnął z dolnej nogawki spodni Deringera*(2) i przeturlał się na ziemi zza śmietników, próbując zestrzelić opony Skody. Dreyar natomiast dorwał Bacchusa, wyjął z jego pasa Colta 1911 i twardo ruszył w pościg za mafiozami. Nie zdążył jednak wybiec z zaułka i wystrzelić całego magazynku, a samochód, którym zawsze prowadzi się Oracion Seis odjechał w siną dal.
-Kurwa... Syknął pod nosem i cofnął się po Canę. Dziewczyna w tym czasie chwyciła za torbę z wygraną forsą i, depcząc po leżącym Rufusie, wybiegła prosto na przyjaciela. Złapała blondyna za nadgarstek i wprowadziła go do baru.
Gdy omijali zdębiałego Bacchusa, Dreyar wcisnął mu Colta w dłoń, a Alberona chwyciła go za ramię.
-Zajmij czymś tego gościa na chwilę. Poprosiła szeptem i wybiegła z Laxusem z opustoszałego baru.
A oniemiały tym wszystkim kierownik kasyna, z dezorientacją obserwował wstającego z ziemi mężczyznę w czerwonej koszuli z żabotem.
...
-No to zabraliśmy forsę, walizki... i przyjechaliśmy do ciebie. Laxus dokończył historię przejętemu Bickslowowi.
-Czyli, że ta mafia, Ora...
-Oracion Seis. Podpowiedziała Alberona, z lekko przyćmionym od whisky wzrokiem.
-No, dzięki Canuś. Podziękował Bickslow, który zdążył bardzo polubić dziewczynę. -To oni aż tutaj za wami przyjechali?
-Na to wygląda. Odrzekł zmartwiony Dreyar.
-Ale dlaczego?! Dziwił się znajomy kamerzysta, który pojęcia nie miał o układzie z kasynem, ani o odradzającej się rodzinie Fairy Tail. -Podpadliście im jakoś? I jeszcze ten Interpol...
Cana i Laxus wymienili ze sobą spojrzenia, po czym uśmiechnęli się beztorsko.
-Ten cały Rufus Lohr pewnie blefował. To nie możliwe by koleś żywcem wyjęty ze średniowiecza pracował dla Interpolu! Zachichotała Alberona.
-Poza tym zrobiło się już późno. Stwierdził po chwili Dreyar. -Dokończmy tą rozmowę następnym razem.

- - - - - - - - - - 

Czarnoskóry mężczyzna ledwo doszedł do pobliskiej budki telefonicznej. Krew zalewała mu oczy i bolał go każdy mięsień, ale i tak wyglądał na szczęśliwego. Z szeroko uśmiechniętych ust wystawała wielka szpara w miejscu dwóch górnych jedynek.
Gdy dorwał słuchawkę, wrzucił monety do automatu i wybrał numer. Nie musiał długo czekać na drugiego rozmówcę.
-Azuma?
-Tak, to ja, Donie. Wyseplenił lekko czarnoskóry. -Wszystko poszło z godnie z planem. To kwestia dni, jak Fairy Tail skoczą sobie z Oracionem do gardeł, heh, ekym!
Azuma zakaszlnął, wypluwając na podłogę nieco krwi.
-Świetnie się spisałeś. Wracaj do domu. Rozkazał Zeref i rozłączył się.




1) "Don't Bother to Knock" (tłum. pl " Proszę nie pukać") - dramat filmowy z 52' , gdzie jedną z głównych ról odegrała Marilyn Monroe... a jej to chyba przedstawiać nie trzeba ;)

2) Deringer - pistolet kieszonkowy

***

Och, dziubki moje, stanowczo nie mogę robić sobie tak długiej przerwy od pisania, bo potem ciężko idzie. 
Ale co poradzić gdy brak czasu....
A jeszcze na same święta choroba rozłożyła mnie na dobre i trzyma do teraz, płuca wypluwam normalnie :C
No ale jak już się rozkręciłam z pisaniem, to wyskrobałam niemal wszystko w 2-3 dni :D
I, jak to Yasha, wstawiam rozdział na ostatni moment >.<
Więc za wszystkie błędy bardzo przepraszam, ale trzeba też na Sylwka się przygotować... xD
Nie wiem czy wam się podobało, ale dołożyłam wszelkich starań, by rozdział nie był nudny jak flaki z olejem i dało się go czytać.
No i dla przypomnienia, zabawa w "co było najfajniejsze" wciąż trwa ^.^ 

A na koniec życzę wam szczęśliwego skoku w 2015 rok!
Obyście byli bardziej zdrowi, bardziej uśmiechnięci, szczęśliwi i nawenowani!
I byście jutro zbyt wielkiego kaca nie mieli ;P :*



36 komentarzy:

  1. Nawet nie wiesz ile ja na ten rozdział czekałam !!!
    No ale oj tam, Cana w niektórych momentach mnie rozbraja. Rozdział świetny, długi i ogólnie zajebisty. Sorry za krotki komentarz, ale nie mam dużo czasu. Zycze ci wenki, zdrowia i szczęśliwego sylwestra :D

    OdpowiedzUsuń
  2. "-Na mojego przyszłego Oscara!" - Oscara to powinnaś dostać Ty, a nie Bickslow. Cana chyba się zazdrosna trochę zrobiła po usłyszeniu, że Eve stęskniła się za Laxusem ;) Jak słodko..
    Laxus znowu jako bokser - SUPER!! Szkoda, że Cana tego nie widziała, choć jak to Laxus dobrze wykombinował, bo by za bardzo go rozpraszała w swoim stroju. Ale by miał przewalone u Gildartsa..
    GRUVIA!! TAK!! Szkoda, że tak krótko, ale już samo to, że rozmawiali normalnie i on poprosił ją o pomoc.... Rozpływam się!
    Życzę dużo weny i udanego Sylwestra!
    A! Najbardziej podobał mi się moment rozmowy Gajeel'a z Lucy. Biedna Levy sobie nie porozmawiała...

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie pytaj dlaczego dwa razy jest usunięty mój komentarz. O.o
    Coś mi przeglądarka szwankuje. Szalejesz ;D Wchodzę codziennie patrząc ile jest procent rozdziału i jest ciągle 20% i nagle patrzę Yasha dodała rozdział. Nawet nie wiesz jakie zdziwienie mnie ogarnęło :D Ale jednocześnie i szczęście. Hah z początku pomyślałam, że to jakiś błąd blogera xD Dobrze, że się myliłam.
    Rozdział wyszedł super ;D Chociaż był poświęcony Laxusowi i Canie (a nie Natsu i Lucy *chlip*) to był ciekawy.
    Bisclow filmowcem? Tego się nie spodziewałam. O.o
    Heh Galevy <3 i jeszcze Gruvia... hehe czekam na kolejny rozdział i oczywiście życzę wesołego sylwestra!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też płaczę z powodu braku NaLu. Niby Lucy była, Natsu też, ale NaLu nie! To straszne!

      Usuń
    2. Blogger lubi robić psikusy, niestety w tym chyba bardzo upodobał sobie tego bloga >.<
      I pamiętajcie, że to gównie kryminał, nie romans ; )

      Usuń
    3. Hah xD Teraz wszyscy morały Ci prawią, że nie ma NaLu, nawet jeśli tłumaczyłaś, że to głównie kryminał, a nie romans xD

      Usuń
    4. Co zrobić... xD
      Rozumiem, że jest tu wiele fanów NaLu, ale czasem mam wrażenie, że spora część czeka tylko na fragmenty o nich, olewając lub traktując większość fabuły (nad której bądź co bądź spędziłam nie jedną nockę) jako półśrodek na zabicie oczekiwania. A to troszki ... przygnębiające :P

      Usuń
  4. Nareszcie się doczekałam rozdziału! Jak zwykle wyszedł ci bardzo fajnie. Chociaż uwielbiam Cane i Laxusa, to mam nadzieję, że w następnym rozdziale będzie dużo Nalu. ^^
    Jak czytałam jak Levy przeszkadzała Gajeelowi, to przez moją głupawkę, nie mogłam przestać się śmiać. xd
    Oby następny rozdział pojawił się bardzo szybko i dużo weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy tylko ja po przeczytaniu poleciałam do zakładki "Organizacje i członkowie" by zobaczyć nowych bohaterów xD
    No a teraz zaczynamy pisać koma bo już dawno tego nie robiłam i obym nie wyszła z wprawy!
    Ogółem rozdział mi się podobał, ale chyba akcja w kasynie z Caną i Rufusem należy do najlepszych w tym epizodzie. No i oczywiście walka Laxus vs. Azuma! Nie wiem czemu na początku pomyślałam, że ten ciemnoskóry bokser to Ren z Blue Pegasus, ale przecież to ogrodnik xD Zachciało mu się być bokserem, chciał spełniać swoje skryte marzenia! Haha no dobra ogarnąć się muszę :P
    Gray złodziej xD Tego to się nie spodziewałam myślałam że ci ludzie to też z FBI a on tylko o zajebaniu samochodu myślał ! Przynajmniej Lily będzie miał czym łapać przestępców!
    "(...)kobieta z wysokim kucykiem, uwydatniającym kilkucentymetrowe odrosty na jej krwistoczerwonych włosach." matka Erzy? xDD
    Bardzo fajnie, że wprowadziłaś kolejnych bohaterów z kanonu FT, ja już tylko oczekuję mojego Stinga! A przy fragmencie z Rufusem i opisem jego stroju tak myślę "Znam skądś gościa...Ej to ten z Kuroshitsuji? xD" (linkhttp://pu.i.wp.pl/bloog/70845040/51208187/Vice_hrabia_Vincent__WE_big.jpg) nawet podobny :D (y) . Ale przez jakiś czas nie mogłam skojarzyć tego Goldmana, dopiero w zakładce "Organizacje" przypomniałam sobie o nim.
    Flare....Grr nawet ją wcisnęłaś. Ruda szmata, hej a może ta recepcjonistka to jej matka? O.o Bo obie wredne. Kolejna zagadka...
    Hej a gdzie podziali się Bickslow i Azuma w zakładce? :O Czyżbyś nie miała zdjęc..gihi wiesz co to oznacza? xD
    Chyba przez tak długą przerwę od komentowania wyszłam z wprawy! Jak będę mieć wenę to jeszcze coś dopiszę ale na razie życzę niezapomnianego sylwestra (chociaż częściej są zapomniane :P). No i niedużego kaca ;D Zdrówka, weny, spokoju, dużo wolnego czasu w 2015 roku. Oby to wszystko zwaliło się na ciebie już jutro! :))
    Pozdrawiam gorąco! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tam osobiście FLare z kanonu bardzo lubię ^.^ I faktycznie, chwilowo nie mam zdjęć Bickslowa i Azumy (same zdjęcia to nawet mam, ale nie mam jak obrazu zmniejszyć bo Photoshopa na dobre musiałam usunąć, już nawet odpalić go nie szło :/). Ale obiecuję niedługo ładnie wszystko zaktualizować. Cieszę się, że korzystacie z zakładek i informujecie mnie, gdy o czymś zapomnę lub czegoś nie zrobię. Może nie było tak w tym przypadku, ale z taką ilością różnych pierdół łatwo coś pominąć :P

      Usuń
  6. Jak miło, że udało Ci się dodać ten rozdział przed Nowym Rokiem, skrócił mi oczekiwanie na Sylwestra ;-) Mój ulubiony fragment to ten z Gajeelem i Leavy, nie wiem czemu oni mnie tak rozczulają, są kochani. Widać, że zbliża się koniec sagi bo emocje rosną xD Wszystkiego najlepszego w Nowym Roku, dużo zdrowia, szczęścia i pomyślności ;-) magda_lena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi jest tylko przykro z jednego powodu - że nie udało mi się skończyć sagi przed końcem 2014... Pamiętałam o twoim zakładzie z bratem (ten z czteropakiem) i chciałam pomóc ci go wygrać, ale nie podołałam, wybacz (sumienie mnie zżera przez to xD) = .. (

      Usuń
  7. W końcu po 38 rozdziałach postanowiłam skomentować , skoro z tego co wiem to te stare komentarze kasujesz i przez pomyłkę mogłabyś usunąć i mój pod poprzednimi rozdziałami. Naprawdę wciągnęła mnie historia, choć nie zawsze odbieganie od głównego kanonu jest ciekawe i ma ręce i nogi, to tutaj się oderwać nie mogłam. Każdy element się składa na fabułę i jest sporo tajemnic , zaskakujących akcji, a dodatkowo jest tak składnie wszystko opisane, że nawet nie zauważyłam kiedy skończyłam - tak dobrze mi się czyta.
    Cana widzę trafiła na przeciwnika i moim zdaniem Rufus idealnie tu pasował - choć i tak miałam ochotę go w buźkę. Zaskoczył mnie Ivan, synka sobie znalazł, pf. Już chyba trochę za późno, tym bardziej, że coraz gorsza szuja z tego typa jest.
    Lucy ma teraz zagwozdkę i ciekawe o co prosiła Gajeel'a? Levi jest tu po prostu nieziemska, jak pojawia się i wybucha to zawsze nie mogę się powstrzymać od śmiechu. Uwielbiam w niej taką zmianę, taki charakterek to jest coś! Aż czuje bratnią duszę.
    Ogólnie rozdział ci wyszedł świetny, nie znudził, a mnie zaciekawił jeszcze bardziej.
    + Wszystkiego dobrego w Nowym Roku :). Wejdz czasami na gg Yasha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Usuwam stare komentarze? Nieee, tylko w Archiwum, bo było ich już ponad 200, a wtedy blogger fiksuje i nowych komentarzy nie pokazuje, nie wiem czy to jakiś limit, czy co... Pod normalnymi rozdziałami, nawet pierwszym nie usuwałam nigdy komentarzy i nie mam zamiaru tego robić :) I cieszę się, że rozdział przypadł do gustu ^^ ;*

      Usuń
  8. Rozdział fenomenalny, tak szybko go pochłonęłam że aż się zasmuciłam że go skończyłam.
    Coraz więcej wprowadzasz postaci z czego się bardzo cieszę, życzę pełnego powrotu do zdrowia oraz mnóstwo weny :) Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak czekałam, a jak przyszło co do czego, to byłam zbyt zajęta zabawą, że jakoś nawet do ciebie nie wpadłam... No, ale jestem!
    Wiec tak... Nie działo sie tu specjalnie duzo, dlatego nie wiem, co moge napisac. Ciesze sie, ze pojawiają sie kolejne postaci z Fairy Tail. To swietna zabawa, poznawać ich u ciebie w nowych rolach :D A dodawania ich przychodzi ci bardzo naturalnie i realistycznie :3 Laxana... Polubiłam ich dzieki tobie i ciesze sie, ze znowu byli w tym rozdziale. Gale mnie ogolnie nie obchodzi, ale to tez wyszło ci słodko. No i nasza Juvia kochana ♡ i Gray ♡ manipulant jeden... Mam nadzieje, ze bedzie ich wiecej :D Tak samo jak Erzy :)
    Ogolnie rzecz biorąc cały rozdział nie powalał na kolana, ale przyjemnie sie czytało. Całość była na podobnym poziomie, wiec nic chyba nie podobało mi sie jakos szczególnie... Moze moment w parku(?). Gruvia, słodkie Gale, śnieg, ktorego mi tak brakuje (swieta i Nowy Rok na zielono...)...
    Nie wiem co wiecej pisac, wiec...
    Zdrowia, szczescia, powodzenia w zyciu osobistym, zebys miała duzo wolnego czasu, weny, mało problemów i pełno radości z pisania :D No i coraz wiecej czytelników ;)
    Papa :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stwierdziłam, ze nie wiem co pisac i sie tylko przywitam, a tu napisałam jeden z dłuższych komentarzy... Typowa ja.

      Usuń
    2. Pragniesz śniegu? Przyjedź do lubelskiego. Mamy go pod dostatkiem. Serdecznie zapraszam, zmarznięta Yuuki (y) xd

      Usuń
    3. Foxi, widzę że ty z komentarzami masz tak jak ja z rozdziałami... :D
      PS. Yuuki, podeślij trochę śniegu pocztą i do mnie, bo za oknem mam normalnie wiosnę...

      Usuń
    4. Podesłałabym, ale niestety stopniał :( ale znając lubelski zimy jak nic spadnie. Dwa lata temu na Wielkanoc rzucałam się z braćmi śnieżkami, więc śnieg u nas możliwy nawet w kwietniu (y)

      Usuń
    5. Ja mogę podesłać śnieg! Nie wiem, jak w reszcie świętokrzyskiego, ale w północnej części to trochę popadało! I też pamiętam kiedyś, że na Wielkanoc zamiast bałwana miałam ochotę ulepić zająca Wielkanocnego, więc... ;D

      Usuń
  10. Cieszę się że napisałaś nowy rozdział :-) Życzę weny i zdrowia. Rozdział super i nie mogę się doczekać czegoś o Nalu

    OdpowiedzUsuń
  11. Zacznę od użalania się, ale końcówka zapewniam cię, że będzie miła ;)
    Co tu dużo mówić - mam zrypany timing. Codzienne spoglądanie do archiwum i patrzenie na niezmiennie zerowy postęp przy tym rozdziale wystawiało moją cierpliwość na próbę. Dałam więc sobie trochę czasu. "Parę dni" - pomyślałam. A tu co? Wpadam dzisiaj na blogspota i widzę nowy rozdział z dopiskiem "2 dni temu"... Znowu! Kiedy to ja w końcu zobaczę rozdział tego samego dnia którego ty wrzuciłaś?! Zawsze mam wtedy wrażenie że nie staram się wystarczająco, żeby być nazywana twoją fanką T.T
    Ale do rzeczy! Rozdział nadrobił i wynagrodził wszelkie moje cierpienia związane z oczekiwaniem na niego. Wskaźnik boskości pokazał jej w ciul więcej niż to możliwe ;)
    Jeśli natomiast chodzi o to co mi się najbardziej podobało w rozdziale... Chyba pojawienie się Bixlowa i jego "niewinne" wspomnienie o Evergreen. Sama nie wiem czemu, chyba winna jest tu herbatka, która dopiero wtedy wystygła na tyle bym mogła ją wypić xD
    No cóż, cóż, cóż... Z okazji Nowego Roku życzę ci mnóstwa czasu, weny i miłości (tej to zawsze może być więcej :D) oraz aby problemy omijały twoje życie szerokim łukiem ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Zawsze mam wtedy wrażenie że nie staram się wystarczająco, żeby być nazywana twoją fanką T.T" - kochana Kuramichi, mam nadzieję, że to żart xD Ja tam się cieszę, że w ogóle tu zaglądasz, obojętnie z jaką częstotliwością :D ;*

      Usuń
  12. Kochani moi, dziubki i serduszka, baaaaaardzo wam dziękuję za tyle licznych komentarzy i noworocznych życzeń! Jestem wam mega wdzięczna za to :D :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Witaj, moja droga. Skoro piszę, wiesz, co to oznacza, prawda? :D Tak! Mavis W KOŃCU przeczytała wszystkie rozdziały, mhahaha! Poproszę medal! xD Już, tu i teraz! *dostaje medalem w twarz* Dzięki. -.-
    Dobra, może ja jednak zacznę pisać coś na temat opowiadania? Przede wszystkim, bije głową o ziemię i składam Ci pokłony za bardzo, bardzo dobrze przemyślaną fabułę! Widać, że wiesz, jak chcesz, by to opowiadanie wyglądało, widać, że nie robisz tego w sposób chaotyczny jak ja (czasem xD). Chwali Ci się to i to bardzo!
    To, co mocno mnie jednak drażniło i w sumie drażni nadal, to zapis dialogów. Nie mogę pojąć, czemu Ty zapisujesz dialogi w ten sposób? Ich wypowiedzi jak i przemyślenia piszesz kursywą i ja chyba z trzy razy się łapałam, ze nie wiem, czy bohater pomyślał, czy to powiedział, dopiero z kontekstu dalszego tekstu rozumiałam. :D Teraz jednak już nie ma sensu tego poprawiać, więc pisz, jak piszesz. Muszę przeboleć. :D
    Pozwolisz, że wypowiem się ogólnie o historii, co? Bo po przeczytaniu tylu rozdziałów, chyba już nawet nie wszystko dobrze pamiętam. xD Ale pamiętam pierwsze spotkanie Lucy z Natsu! Zupa grzybowa, mah! Genialne. :D A potem ten pościg. Huehue. Strasznie spodobały mi się dialogi bohaterów. Potrafisz pisać je tak lekko i tak zabawnie, że nie raz siedziałam z bananem na gębie, kij, że tam się lali, uciekali, czy cokolwiek innego. Nie raz po prostu leżałam ze śmiechu. ^^
    Wiesz, że Lucy na początku mnie wkurwiała? :D Miałam przeczucie, że mogę jej nie polubić. Nawet nie wiem, co mnie w niej denerwowało. Potem jednak bardziej przychylnie na nią patrzyłam i w końcu ją lubię. :D Ty wiesz, ile ja czekałam, aż Natsu spotka Lucy po tej akcji z restauracji?! Boże, dziewczyno, to było denerwujące! Ale jak już wiedziałam, że Natsu zmierza do jej domu, to byłam pewna, że się spotkają. xD I byłam bardzo usatysfakcjonowana tym spotkaniem. Natsu jak zwykle rozpierdziel zrobił na sto dwa. xD
    Ta… Miało być ogólnie. Dobra, nie chce niepotrzebnie przedłużać tego komentarza. Poza dobrze przemyślaną fabułą chwalę Cię za ciekawie wykreowane charaktery. :3 Naprawdę, postacie może i mają bardzo zmienione osobowości w porównaniu do swych pierwowzorów, ale nie przeszkadza mi to, ponieważ uważam, że świetnie dzięki temu wpasowują się w świat, który stworzyłaś. :)
    Momentami byłam zmęczona jednak długością rozdziału. Były takie, że czytałam je chyba trzy razy nim cały ogarnęłam. xD Ale to już jest kwestia indywidualna. Jak takie rozdziały Ci się dobrze pisze, to co ja mogę? ^^
    No, a teraz jeszcze dwa słowa o tym rozdziale. Raz, za mało NaLu! W sumie w ogóle go nie było. :C Ech, smutam. ;C W tym rozdziale może tempo akcji nie powalało, ale zawsze cieszę gębę jak pojawia się nowa postać z Fairy Tail. Za każdym razem przedstawiasz je w nowych odsłonach, a ja od razu mam ochotę poznać je na wylot. :D I było Galevy, które uwielbiam w twoim wykonaniu. :D Tak, tak, akcja z Levy, która wypindrzyła się dla Gajeela, a ten wtedy przyszedł, zapytał się o Lucy i polazł, mnie zabiła. xD
    Teraz będę się bardzo starać komentować każdy kolejny rozdział na bieżąco. :3
    Duuużo weny!
    P.S Mówiłam, że komentarz będzie krótki? XD
    P.S2 Teraz mogę uczyć się do sesji, ha! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, nie wierzę ! xDDD Mavis, powaga, szacun dla Ciebie :D :* I z tymi dialogami... sama nie wiem skąd mi się to wzięło. Potem chciałam to zmienić na "normalne" dialogi, ale nie wiem czy teraz zmieniać, jak prawie 40 rozdziałów napisałam w ten sposób... Być może żeby za dużo nie mieszać zmienię to od czwartej sagi? Wciąż mam rozkmine w tym temacie...
      A rozdziały też będą, przeważnie, krótsze (nie krótkie, ale po 20-30 stron to one raczej mieć nie będą xD). I cieszę się, że udało ci się dobrnąć do bieżącego rozdziału, że się podobało i w ogóle xD :***

      Usuń
    2. Ja też się cieszę, że mi się udało. Będę się tym chełpić i chełpić. xD A teraz dawaj kolejny rozdział, mhahahaha. xD

      Usuń
  14. ...
    Zrobiłam jak Kuramichi. I chyba jednak będę zaglądać codziennie, jak zwykle xD
    W każdym razie, zacznę od początku: Levy przeszkadzająca Gajeelowi podczas rozmowy przez telefon cudna xD Wyobraziłam to sobie i to po prostu cudna wizja była, zwłaszcza jak Gajeel trzymał Levy za głowę xD No i "Mała" <3 Ciekawam tylko, o co Lucy poprosiła Gajeela o:
    No i Gruvia c: Tak bardzo chcę napisać coś o tym fragmencie i tak bardzo nie wiem co xD Coś z uwzględnieniem, że Gray pytał o Ur. Znaczy nie pytał, ale wiesz, o co mi chodzi ;)
    No i nie jestem pewna, czy Lily przyjmie kradziony samochód, skoro jest z FBI... xD Albo założy okularki, zrobi pokerową minę i będzie takie "Kradziony? Pfff. Pfff! Jestem z FBI. Kradziony? Pffff!..." xD
    No i Bickslow kamerzysta! Widziałam kiedyś na tumblrze komiks, takie Alternative Universe, gdzie Bickslow był fotografem i zwiedzał cały świat (co prawda to było z pairingiem, Lisanna wpadła Bickslowowi w oko, ale chodzi mi o sam fakt, że fotografem był) i od tamtego momentu mi to tak utknęło w głowie, a tak mi to do niego pasuje - aparat czy kamera... <333 No i wzmianka o Freedzie i Evergreen. W szczególności Evergreen xD Czyżby Cana była zazdrosna? :3
    O, Laxus znowu będzie walczył o: (no, skądś ta krew musiała mu się wziąć xD) I powiem ci, że przez chwilę byłam przekonana, że będzie walczył z Orgą xD A ty wyjechałaś z jakimś ciemnoskórym gościem z loczkami i ja takie "wtf, kto to jest w ogóle" xD Ale to później było, a miało być po kolei...
    A Canie tak dobrze idzie c: I przysiadł się... Rufus! Jeszcze przed opisem kapelusza wiedziałam, że to on! xD I od razu byłam pewna, że będzie liczył karty xD Po prostu nie miałam co do tego wątpliwości xD
    I Iwan :I Nie... hmm... nie przepadam za gościem xD Choć w sumie jako czarny charakter jest spoko, mam nadzieję, że w FT jeszcze wróci... A u ciebie: wow, jak Laxus wygrał walkę, to nawet był dumny. Tylko że tak, to se może -.- No i na początku nie wiedziałam, z kim Laxus się tłucze xD (Bo jak mówiłam, nie Orga, jakiś ciemnoskóry gościu, loczki, wtf? XD) Pomyślałam, że może Kain, ale on nie miał ciemnej skóry (jeśli chodzi o ciemny odcień skóry, to w skali od 1 do 5 on miał 8 na minusie, według mnie xD), więc nie wiedziałam... A potem: Azuma, i tak dostałam wielkim młotem w łeb, tak mnie olśniło i takie: NO FAKT. ON JESZCZE MIAŁ TAKIE JAKBY AFRO TROCHĘ O.O
    No i Rufus jest z Interpolu! o: I było ciut-ciut strzelaniny c:
    Dobra! Chyba wszystko, co chciałam! Ale mam wrażenie, że jakiś krótki mi ten komentarz wyszedł xD Ale dobra, no.
    Podobało mi się (a kiedy nie? xD) c:
    I ten, wena przesyłam, czasu, chęci i najważniejsze: zdrówka życzę! C:
    Pozdrowionka~!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzicie jaki ze mnie troll? Tylko wyczuję kiedy przez 2-3 dni nie będziecie na bloga zaglądać, by z 20% zrobić 100 i wstawić nowy rozdział xD
      I ty wiesz, że z początku chciałam wstawić Orgę zamiast Azumy? O.o Ale jakoś tak... choć mi tu pasował, to jednak nie pasował xD Ale dzięki temu wymyśliłam kolejną intrygę ... tylko szkoda, że większość chyba nie zwróciła na to uwagi. Brak NaLu bardziej się wszystkim w oczy rzuca :P
      Dziękuje kochana za komentarz :D ;***

      Usuń
    2. "A potem: Azuma, i tak dostałam wielkim młotem w łeb, tak mnie olśniło i takie: NO FAKT. ON JESZCZE MIAŁ TAKIE JAKBY AFRO TROCHĘ O.O" hahaha pozdrawiam z podłogi xDD

      Usuń
    3. Yasha, ty trollu! xD
      A na intrygę zwróciłam uwagę (bo chodzi o ten ostatni fragment, jak Azuma dzwoni, no nie?), tylko tak kompletnie nie miałam pomysłu jak skomentować... ale teraz mam już, w sumie: będzie ostro :3 ;D

      Usuń
  15. O Boże... teraz ja jestem chora! NIe wiem, ale poprzedni rozdział jeszcze czytałam, a ten jak przez mgłę. Napiszę krótki komentarz, bo idę do łóżeczka:) Rozdział, jak zawsze świetny, chociaż szczerze mówiąc lepiej tobie wychodzą sceny z Lucy i Natsu ... nie wiem czemu ... No dobra:
    Weny, czasu i powodzenia ogólnego.

    OdpowiedzUsuń
  16. Boski blog :3
    Udało mi się przeczytać już wszystkie rozdziały i jestem pod dużym wrażeniem. To co piszesz jest niesamowite .
    Z niecierpliwością czekam na dalszy zwrot akcji :)
    Pozdrawiam.
    http://detras-story.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że kolejny czytelnik się ujawnił :D Mało tego, że kolejna osoba jest na bieżąco z rozdziałami :) I bardzo, bardzo dziękuję za miłe słowa :D (tylko taka prośba na przyszłość, linki do swoich blogów zostawiajcie w zakładce "Reklama" :3 )

      Usuń
  17. Wszystkiego Najlepszego z Nowym Rokiem!!!
    Swietny odcinek, mnóstwo Cany, kóra była w swoim żywiole xD xD Jestem bardzo ciekawa co przeskrobał u niej Bachus ;d
    Noi skoro Rufus jest z Interpolu to czy i Stiongi Rouge też. To mogłoby być bardzo ciekawe :)
    Lece czytac kolejny rozdział bo do tylu jestem :)

    OdpowiedzUsuń

Wasze komentarze cieszą mnie jak mało kogo, jednak nie zaklepujcie miejsc. To nie ważne, kto jest pierwszy, kto ostatni. Takie wpisy zostaną usunięte.
Wszelkie pytania kierujcie do spamownika.
A jak przeczytałeś rozdział, to pozostaw po sobie ślad.
Jesteś anonimem? Podpisz się jakoś.

Całusy dla was śle z góry wdzięczna Yasha ^.^