21 cze 2014

Rozdział 28 "Rosemary"

24 października. Środa

Mozolnie otworzył oczy.
-A jednak jakoś z tego wyszedłem? Mruknął cicho, rozglądając się po pomieszczeniu, w którym przebywał. Leżał przykuty przez kroplówkę do szpitalnego łóżka, w sali łudząco podobnej do tej, w której znajdował się trzy lata temu. Nagle przypomniał sobie swój sen, o dawnych, bolesnych wspomnieniach.
"Dobrze wtedy zrobiłem" - pomyślał ponuro. W końcu taki nic nie znaczący człowiek jak on, bez rodziny i przyszłości nie pasował do kogoś takiego jak ona. Juvia zdecydowanie zasługiwała na coś lepszego od życia. A i on nie musiał się zmieniać. Wygodniej było kroczyć tą samą, wątpliwą ścieżką, zamiast cofnąć się i żyć jak normalny, uczciwy obywatel. To nie było dla niego...
Gdy po raz drugi otworzył powieki, oślepiło go ostre światło. Mrugając kilkakrotnie, dostrzegł nad sobą niebieskie oczy przyglądające się mu z ciekawością.
-Juvia? Chrypa skutecznie stłumiła jego podniesiony ton. Zaskoczony chłopak raptownie usiadł na łóżku, lecz szybko tego pożałował. Nie było miejsca, które by go nie bolało.
-Dla ciebie mogę być i Juvia, tylko nie wariuj tyle Fullbuster! Zaśmiała się dziewczyna, o obcym dla niego głosie. Gdy ta tajemnicza osoba kładła go siłą do szpitalnego łoża, przyjrzał się jej lepiej.
Miała krótkie, ciemne włosy i okulary o czarnych, wąskich oprawkach. Nie była pięknością, lecz urody również jej nie brakowało. Do tego te duże, niebieskie oczy, które tak perfidnie go zmyliły, prosty nos, oraz kształtne usta w kolorze delikatnego różu...
-Kim jesteś? Spytał nie spuszczając w niej wzroku.
-A nie widać?
Przyzwyczajając się do jasnego światła widniejącej nad nim lampy zlustrował jej postać. Biała bluzka i spódnica dobrze uwydatniały jej drobną figurę.
-Jesteś pielęgniarką...
-Brawo bystrzaku! Zażartowała, wskazując jednocześnie na plakietkę przyczepioną na wysokości swojego biustu, na jego spostrzegawcze oko w rozmiarze B75. -Jestem Rosemary. Ale możesz mi mówić po prostu "siostro Rose".
-Nie możesz być pielęgniarką. Przerwał jej oschle. -Masz ledwo z szesnaście lat...
-Już prawie siedemnaście! Odrzekła niemal od razu. Jej reakcja była nerwowa, dzięki czemu zrozumiał, że trafił na czuły punkt panny Rosemary. Po chwili jednak, ciemnowłosa usiadła obok jego łóżka i westchnęła cicho. Uśmiechnęła się pogodnie, chwytając go za prawą dłoń. Nim się zorientował, do jego wenflonu została dołączona kroplówka. Zauważył w między czasie bransoletkę pielęgniarki. Do złotego splotu przyczepione miała dwa dzwoneczki, które podczas wykonywanych czynności wesoło dźwięczały.
-Jestem tu praktykantką. Niestety szpital ma ogromne długi i nie stać go na większą ilość wykwalifikowanych specjalistów, dlatego chętnie przyjmują młodych i zdolnych. Powiedziała z nieukrywaną dumą, gdy nastawiała prędkość kroplówki. -Ale nie ma co się dziwić, jedna pielęgniarka w ciąży, druga na macierzyńskim, trzecia niby jest chora, ale słyszałam, że pojechała na wakacje z przyjacielem...
-Przepraszam, ale jestem nieco śpiący.
Rosemary spojrzała na niego z przepraszającą miną.
-Masz rację Gray, nie powinnam cię tak męczyć opowiastkami o naszym personelu...
Mimo tego spoufalania się, wyglądało na to, że pielęgniarka zrozumiała aluzję. Całe szczęście, ponieważ był okropnie zmęczony.
-Porozmawiajmy o czymś bardziej interesującym!
Gdy tylko usłyszał entuzjazm w jej głosie, grzeczny uśmiech zniknął z jego twarzy. Ale Rosemary zachowywała się, jakby zupełnie tego nie dostrzegała.
-A siostra nie musi zająć się innymi pacjentami?
-Większość śpi, nie przejmuj się! Zapewniła go. -Chociaż to ciekawe... Jest już popołudnie, a nagle wszyscy poszli spać...
Fullbuster doskonale zdawał sobie sprawę z tego, co tu się dzieje. Ci rozchorowani pacjenci byli bardziej cwani, niż wydawało się praktykantce. A on biedny, z połową ciała uwięzioną przez gips i bandaże, nie miał nawet najmniejszych szans na ucieczkę...
-Nie ważne. Opowiedz mi, kim jest ta Juvia! To twoja dziewczyna? A może już narzeczona?
"No to nieźle się wkopałem!" - przeklinał się w myślach. Z markotną miną spojrzał w stronę drzwi., jakby liczył na to, że zaraz ktoś tu wejdzie i uratuje go przed siostrą "gadułą". Pielęgniarka opacznie zrozumiała jego gest.
-Nie martw się, na pewno ktoś przyjdzie cię odwiedzić. Masz rodzinę, prawda? Póki co była tu jedynie policjantka, która przyjechała tu z tobą w nocy, ale na pewno ktoś jeszcze...
-JAK WYGLĄDAŁA TA POLICJANTKA?! Niemal krzyknął, siadając z szerzej otwartymi oczami. Kroplówka dołączona do jego wenflonu zakołysała się niebezpiecznie na stojaku, ale Rosemary w porę zareagowała. Pomimo drobnej postawy miała dość sporo siły i w mig przygwoździła go z powrotem do łóżka.
-Bo ci zrobię lewatywę na uspokojenie!
-Zrozumiałem, już będę grzeczny! Zapewnił ją zlękniony francuz. -Ale proszę, siostro Rose... Delikatnie chwycił jej dłoń i pogłaskał ją z szarmanckim uśmiechem. -Proszę opowiedzieć mi o tej policjantce. To dla mnie bardzo ważne...
Zarumienione policzki i cichy chichot praktykantki tylko napawały go pewnością, że dziewczyna połknęła haczyk. Z resztą, nie była ona pierwszą, która dała się nabrać na jego urok.
-No dobrze. Rose uśmiechnęła się szeroko, lecz powoli odsunęła dłoń od pacjenta. -Opowiem ci wszystko ... ale najpierw chcę wiedzieć kim jest Juvia!
Nie wierzył w to co słyszy. Była tak uparta? A może przejrzała jego zaloty? To już nie miało większego znaczenia. Jeśli chciał dowiedzieć się o policjantce, a co ważniejsze uniknąć lewatywy niedoświadczonej jeszcze siostry Rosemary, to lepiej jeśli zatańczy tak jak ona mu zagra. Albo wymyśli jakąś naprawdę dobrą wymówkę.

- - - - - - - - - -

Krople deszczu, który wzmógł się w przeciągu ostatnich minut, odbijały się swoim rytmem o parasol chroniący Juvię. Dziewczyna zatrzymała się przed starą kamienicą, wpatrując się w okna na trzecim piętrze ze smutkiem. W końcu jednak ruszyła naprzód, chowając się przed szarymi chmurami w zniszczonym budownictwie. Odważyła się na krok, na który nie miała odwagi przed ponad trzy lata. Wreszcie zapukała do drzwi, w których przez tyle miesięcy pragnęła ujrzeć swojego byłego. Tyle że teraz przyszła tu ze świadomością, iż go tu nie ujrzy.
...
-Nikogo nie ma w domu! Ryknął Natsu z fotela, zajadając się zupką instant. Pomimo jego nieuprzejmości, ktoś wciąż dobijał się do jego drzwi. A było mu tak wygodnie na tym fotelu...
-No dobra, już! Zawołał, mając dość nieproszonego gościa i wygrzebał się leniwie z miejsca. W samych bokserkach i białym podkoszulku podszedł do drzwi, jednocześnie sięgając po swojego Desert Eagla. Tak dla pewności.
-Otwieraj landryna. Usłyszał w momencie, gdy przez wizjer w drzwiach zobaczył lekko zniekształconą postać zezłoszczonej policjantki. Dragneel poczuł, jak zjedzona chwilę temu chińska zupka wykonuje salta w jego żołądku.
"Wiedziałem, że artykuł z wybuchem w kancelarii był podpuchą! Wiedziałem!" - przekonywał się w myślach, pewny że Loxar przyszła w tej sprawie.
-Graya nie ma! Idź stąd przybłędo! Zawołał, mając cień nadziei że jednak jego przypuszczenia są mylne.
-Dlatego właśnie Juvia tu jest. Otwieraj wreszcie!
Natsu z niepewnością, powoli zajrzał jeszcze raz przez wizjer. Dziewczyna wyglądała na rozzłoszczoną i jednocześnie zaniepokojoną. Była ubrana po cywilu.
...
Gdy usłyszała chrząknięcie zamka w drzwiach, wyprostowała się spięta. Po chwili w wąskiej szparce ujrzała różowe włosy i czarną, zmierzającą ją od góry do dołu tęczówkę.
-Czego chcesz? Choć ton młodego mężczyzny nie był przyjemny, widać było w jego oczach ciekawość i niepokój.
-Chcesz o tym rozmawiać z Juvią na klatce schodowej?
Nie musiała drugi raz prosić. Drzwi na chwilę zamknęły się tuż przed jej nosem, by zaraz otworzyły się szerzej.
-Byś się ubrał. Już czternasta dochodzi... Skarciła go, gdy na samym wejściu do kawalerki zastała Dragneela w bieliźnie.
-Przylazłaś tu prawić morały? Się ciesz, że chociaż to mam na sobie!
Loxar puściła ten niestosowny żart mimo uszu, choć na jej twarzy i tak pojawił się niesmaczny wyraz. Nie miała jednak czasu przejmować się takimi głupstwami.
-Wiesz, gdzie się podział ten żabojad? Zaraz... Natsu spojrzał na nią z szerzej otwartymi oczami. -Nie mów mi, że nocował u ciebie?!
-Nie. Odrzekła Juvia z lekką chrypką, a następnie odchrząknęła głośniej. Ze zdenerwowania aż zaschło jej w ustach. -Gray jest w szpitalu.
Nie zdążyła nawet spojrzeć na Dragneela, gdy poczuła jego silne dłonie na swoich ramionach.
-Jak to w szpitalu?!
-Ktoś napadł na niego w nocy. Jego samochód nadaje się tylko na złom...
-Kto.
Kiedy Loxar spojrzała z niepewnością w bok, poczuła jak ręce mężczyzny jeszcze mocniej zaciskają się na jej ramionach.
-Spytałem KTO!
-Juvia podejrzewa, że to był Oracion Seis. Ale to Graya powinieneś o to pytać, nie Juvię.
Choć Dragneel ją puścił, wciąż czuła ból w łopatkach. Kątem oka przyglądała się, jak różowowłosy w pośpiechu zakłada spodnie i niechlujnie zarzuca na siebie czerwoną koszulę. Dyskretnie schował coś do szuflady nocnego stolika, zasłaniając ją swoimi plecami, a następnie szarpnął w biegu Juvię za nadgarstek. Nawet nie zamknął za sobą mieszkania. Zostawiając dziewczynę na klatce schodowej, zbiegł po schodach na łeb na szyję.

- - - - - - - - - -

Lily przecierał swoje podkrążone od niewyspania oczy przed stertą papierów. Wszystkie dokumenty wyłożone na jego obszernym biurku dotyczyły jednej osoby.
-Richardzie Buchanen...
-I co, znalazłeś coś na jego temat?
Tsubaki spojrzał na dyrektorkę biura śledczego, która zmierzała do powściągliwym spojrzeniem. Pomimo jej oschłego zachowania, każdy w FBI wiedział, że Alice Shagotte pod siwymi, długimi włosami, ciemnymi oczami i lekkimi mimo sędziwego wieku zmarszczkami chowa w piersi złote serce. Każdy agent był dla niej niczym własne dziecko, które lubiła wychowywać, pouczać i karać za niestosowne zachowanie.
-I to sporo. Oznajmił w końcu Lily, bujając się na swoim krześle. -Były prawnik notarialny o dość dużych wpływach. W czasach studenckich miał co nieco za uszami, ale to same bzdety, drobne przewinięcia. Miał mandaty za przekroczenie prędkości, czy za zagłuszanie ciszy nocnej. Raz został zatrzymany za spożywanie alkoholu w czasie prohibicji*(1) i to tyle. Jeszcze kilka lat temu pracował w urzędzie miasta.
-A dlaczego już tam nie pracuje? Został zwolniony?
-Wręcz przeciwnie. Sam odszedł i stał się istnym dobroczyńcom dla naszego miasta. Dzięki niemu odrestaurowano kilka zabytkowych budowli w Magnolia City, ponadto do dziś wspiera finansowo komisariat policji i dwie uczelnie. Szczególnie z tym drugim stara się robić to anonimowo. Kompletnie nie zależy mu na rozgłosie.
-Co on, patron naszego miasta? Zakpiła Alice.
-Proszę spojrzeć, pani Shagotte. Lily podał jej dwa wydruki. -To wykazy bankowe tych szkół z trzech ostatnich lat. Uniwersytetu Prawa w Magnolia Center oraz szkoły katolickiej dla dziewczyn z ubogich i rozbitych rodzin na obrzeżach Hoboken Vale. Co kwartał zostaje dokonany przelew w banku na tą samą kwotę i przez tą samą osobę. Nie dziwota, że nasz aniołek stróż Magnolskich uczelni jest taki skromny. Tu aż się prosi o interwencje urzędu skarbowego.
-Za tą kasę mogliby żyć jak pączki w maśle... Stwierdziła starsza kobieta.
-Paradoksalnie, są to dwie skrajne uczelnie. Uniwersytet bierze takie czesne, że nie potrzebuje żadnego dofinansowania. Natomiast ta katolicka szkoła to totalna rudera. Tynk odchodzi ze ścian, klasy są niekompletnie wyposażone, a sala gimnastyczna jeszcze rok temu była niezdatna do użytkowania, gdyż pomieszczenie groziło zawaleniem. A pomimo przelewów to miejsce nadal "straszy". Mało tego, aż osiem z zaginionych dziewczynek chodziło do tej szkoły. Frosh i Lector już pojechali to sprawdzić. Dopowiedział, widząc wściekły wzrok dyrektorki biura śledczego. -Ale proszę zauważyć, że Mest Gryder zaatakował osobę z innego rejonu miasta. Chelia Blendy mieszka w China Town, chodzi do innej szkoły... Gdyby nie ta taśma, którą skonfiskowaliśmy z mieszkania Grydera, trudno byłoby wpaść na trop Buchanena w tej sprawie.
-Myślę, że masz wystarczające argumenty by zaprosić do nas pana Buchanena na rozmowę w cztery oczy.
-A zaproszenie na naszego gościa honorowego dostanę? Lily spojrzał na nią z lekkim uśmieszkiem, lecz rozmowę przerwał im inny agent biura śledczego.
-Tsubaki! Spójrz na to! Młody chłopak podbiegł do czarnowłosego i przekazał mu kolejny wydruk bankowy.
-Co jest? Shagotte widząc jego nagłe poddenerwowanie zajrzała mu zza ramiona.
-Ta szuja wypłaciła wszystkie pieniądze ze swojego konta! Wrzasnął Lily, ze złością rzucając wydrukiem bankowym na podłogę. -Chcę uciec?!
-Skoro gościu chcę nawiać, to tylko potwierdza, że ma coś na sumieniu... Wtrącił się inspektor FBI, który dostarczył im trop z ostatniej chwili.
-Masz pięć minut na zebranie ludzi! Warknęła pani Alice, udając się żwawym krokiem do swojego gabinetu. -Idę po nakaz aresztowania!
...
Brama do willi Don Zera ledwo zdążyła się otworzyć, a czarny Peugot 203*(2) wjechał na posesje z piskiem opon. Wybiegł z niego spocony Richard Buchanen. Trzaskając za sobą drzwiami samochodu popędził do posiadłości. Nie czekał jak zawsze, aż ktoś łaskawie otworzy mu drzwi, nie zdjął butów, kapelusza ani marynarki. Po prostu podbiegł do telefonu znajdującego się na okrągłym stoliku, przy schodach prowadzących na pierwsze piętro i dorwał się do słuchawki. Odsłuchując kolejne, dłużące się w nieskończoność sygnały, przecierał mokre czoło bawełnianą chustą.
-Hallo?
-Bora! Pół dnia próbuje się do ciebie dodzwonić kretynie!
-Pan Hoteye?
-Słuchaj uważnie... Richard wziął głęboki wdech i przysłonił słuchawkę ręką, jednocześnie ściszając głos. -Macie dziś zająć się Judym Heartfilią i jego córeczką. Co prawda "unieszkodliwiłem" już dziewuchę, ale lepiej na zimne dmuchać. Załatwcie i ją. Znajdźcie też tego wymoczka, co sprzątnął ci papiery Judego sprzed nosa. Policją się nie przejmujcie, możecie dziś nieco zaszaleć...
-A  w takim razie, co z aktem?
-Ani słowa o akcie! Szczególnie jeśli koło ciebie są te pionki od Grimoiru! Rozkazał Buchanen. -Don Zeref dał jasno do zrozumienia, byśmy zostawili tą nieruchomość w spokoju. Po prostu dorwijcie dziewuchę i pozbądźcie się jej! I jej ojczulka też!
-A ty Hoteye? Przecież mieliśmy na ciebie czekać...
-Olać to! Starszemu mężczyźnie puszczały już nerwy. -Od teraz ty jesteś za to odpowiedzialny, a francuzem i tak miał zająć się kto inny! Ja muszę wyjechać!
-Gdzie musisz wyjechać?
Richard zamarł, słysząc za sobą kobiecy głos. Odwracając się, dostrzegł schodzącą po schodach Sorano Aguirę.
-Muszę kończyć. Nie spieprz tego. Buchanen pożegnał się z Borą i odłożył słuchawkę. Starając się trzymać nerwy na wodzy, wysilił się na uśmiech. -Angel! Jak się czuje nasz drogi Midnight? Obudził się już?
-Nie... To dokąd jedziesz?
-A no wiesz... Na odczepne machnął dłonią. -Muszę nieco odsapnąć, tylko kilka dni...
-Słyszałam, że Mest Gryder popełnił samobójstwo. W więzieniu. Dodała dobitnie Sorano, poważna jak mało kiedy. -Jeżeli ten prawnik nas w coś wkopał, to lepiej powiedz od razu.
Richard zaśmiał się głośno.
-Nic z tych rzeczy! Owszem, Gryder popełnił samobójstwo, ale zatrzymali go za napaść na nieletnią! Pewnie bał się o swoje dupsko za kratkami... No bo chyba nie myślałaś, że ja uciekam?! Nie zostawiłbym was!
Pomimo tych usprawiedliwień, Angel mroziła go spojrzeniem z kilku stopni wyżej.
-Proszę, przekaż Don Zerowi że wyjeżdżam w interesach. I przy okazji niech ktoś zajmie się tym francuzem co okradł Judego, bo Bora będzie dziś zajęty. Ah, zapomniałbym! Krzyknął, będąc już coraz bliżej wyjściowych drzwi. -Niedługo przyjdzie do was nowy prawnik, który zajmie się sprawą Makarova. Przywitajcie go ciepło, bo to znajomy z Grimoiru. Ja już muszę lecieć...
-Czekaj. Aguira próbowała go zatrzymać, jednak mafioza prawie że biegiem opuścił willę. Gdy po niespełna minucie usłyszała odjeżdżający z podjazdu samochód, wróciła na pierwsze piętro, do pokoju w którym leżał Mabceth Midnight. Mężczyzna do tej pory nie wybudził się ze śpiączki, od której tkwi po strzelaninie w zamkniętym już barze "Pink Cat".
Dziewczyna usiadła obok swojego narzeczonego i pogłaskała go po głowie.
-Doprawdy kochanie, żyjemy wśród samych dziwaków. Westchnęła głośno, wierząc że jej ukochany słyszy wszystko co się wokół niego dzieję. Nagle jej ręka zatrzymała się przy czole Macbetha. Oderwała od niego dłoń i nerwowo przygryzła końcówkę swojego paznokcia od kciuka.
-Co ten Richard kombinuje? Ukrywa coś przed nami? ... Lepiej porozmawiam o tym z Don Zero jak wróci do willi. Co o tym sądzisz mój drogi? Spytała mężczyznę pogrążonego w śpiączce i pogłaskała palcami jego skroń. Wciąż miała nadzieję. Wciąż czekała na moment, w którym jej ukochany choćby drgnie powiekami lub ruszy palcem słysząc jej głos, czując jej dotyk.
Sorano zapatrzyła się w niego ze smutkiem i czułością, powoli kładąc głowę na jego odkrytym torsie. -Ty wiedziałbyś najlepiej co robić...

- - - - - - - - - -

Dzielnica Hoboken Vale nawet w jesiennej porze była jak z amerykańskich snów. Czyste ulice, zgrabione liście, zadbane szeregowce, cisza i spokój. Tu nawet powietrze było czyściejsze, deszcz lżej padał... I nikt nie przypuszczałby, że któregoś dnia na jedną z tych spokojnych ulic wjadą trzy czarne samochody służb FBI, by aresztować jednego z nich. Dobrego i uczciwego sąsiada, który idealnie sprawdzał się w życiu wspólnoty. Albo raczej nikt nie przypuszczałby, że jeden z nich jest tak naprawdę poszukiwanym kryminalistą.
Lily jako pierwszy wysiadł z auta. Zdejmując z nosa przeciwsłoneczne okulary przyglądał się jednorodzinnemu domu, należącego do Richarda Buchanena. Kolejni funkcjonariusze, ubrani w czarne stroje i kominiarki wybiegli z reszty samochodów i otoczyli mieszkanie gangstera. Wywołało to niemałe zamieszanie wśród mieszkańców Hoboken Vale, którzy zatrzymywali się w miejscu, a nawet wyglądali zza swych okien by lepiej widzieć co się dzieje. Policjanci jednak nie przejmowali się wścibskimi gapiami, z oddaniem wykonując swoje obowiązki.
Nawet nie zapukali - bez ostrzeżenia wyłamali frontowe drzwi posiadłości i wtargnęli do środka z odbezpieczoną bronią w dłoniach.
-Richardzie Buchanen! Jesteś aresztowany! Zawołał jeden z policjantów, lecz nic poza tym się nie stało. Lily w tym czasie wkroczył do mieszkania powolnym krokiem.
-Przed podjazdem nie ma samochodu... Mruknął, przechodząc w głąb lokum. -Ani nie ma butów. Dodał, zmierzając wzrokiem przedpokój wyłożony śliskimi palenalmi. Przechodząc przez salon i jadalnię dotarł do sypialni. Jednym szarpnięciem otworzył szafę, która również była opróżniona do cna.
-Ubrań też nie ma...
Niespodziewanie, ze złości agent FBI kopnął drzwiczki szafy, które z hukiem uderzyły o mebel i ponownie otworzyły się.
-Kurwa, spóźniliśmy się!
-To co robimy szefie? Zawołał jeden z policjantów w kominiarce.
-Przeszukać całe mieszkanie! Ryknął Lily, szybszym krokiem opuszczając mieszkanie Buchanena. Omijając ciekawskich przechodniów i krzycząc na nich by się rozproszyli, wrócił do swojego służbowego samochodu i sięgnął po CB radio.
-Tu Lily, czy Lector i Frosh wrócili już do biura?
-Jeszcze ich nie ma. Oznajmił po dłuższej chwili kobiecy, zniekształcony przez urządzenie głos, a Tsubaki ze złości mocniej ścisnął głośnik. Chyba nie miał wyjścia.
-Wezwijcie patrole policji do District Hell , mają natychmiast zablokować drogę wyjazdową z miasta! I wyślijcie listy gończe za Richardem Buchanenem do komisariatów w całym zachodnim Fiore!
-List gończy? Ale procedury... Przerwała mu kobieta z centrali.
-Nie obchodzą mnie procedury! Niech Shagotte się tym zajmie!!! PO TRZECH LATACH W KOŃCU MAMY JAKIŚ TROP W TEJ CHOREJ SPRAWIE Z ZAGINIONYMI DZIEWCZYNAMI, WIĘC NIE POZWOLĘ ZWIAĆ TEMU SUKINSYNOWI!!!
Wydarł się tak bardzo, że aż zabrakło mu tchu. Łapiąc oddech, i wciąż trzymając głośnik CB radia, czekał na odpowiedź z centrali.
-Dorwijcie prokuratora i załatwcie to. Natychmiast. Dodał z nadzieją, że nie spotka się z odmową.
Tym razem nie musiał długo czekać na odezw.
-Czego ty nie wymyślisz Lily... Przyjmuję, bez odbioru.

- - - - - - - - - -

-Cholera jasna, nic nie widzę w tej ulewie! Wrzasnęła Levy, "pędząc" 40 km/h swoim poczciwym Fiatem 1100*(3) i trąbiąc na samochody, które usilnie próbowały ją wyprzedzić. Kiedy jadący za nią kierowca również zaczął uderzać w klakson, McGarden niespodziewanie stanęła na drodze, cudem nie powodując kolizji. Otworzyła okno pomimo mocnego deszczu i wychyliła przez nie głowę. -Nie pasuje ci coś koleś?! Mam do ciebie wyjść i ci natrąbić?!
-Levy, jedź już! Błagała Lucy, ledwo zaciągając przyjaciółkę na swoje miejsce. Na szczęście udało się jej, bo gdy biały Ford, wyprodukowany pod koniec lat trzydziestych ponownie włączył się w ruch uliczny, Heartfilia dostrzegła kierowcę na którego nakrzyczała McGarden. Ponad dwumetrowy mężczyzna w średnim wieku, barczysty i z groźną, małpią twarzą stał wściekły na deszczu i obserwował jak odjeżdżają. Rozmowa z nim na pewno nie byłaby niczym przyjemnym...
-Co za prymityw! Narzekała Levy. -I za gorsz kultury, zero zrozumienia! Przecież ten samochód ma prawie dwadzieścia lat!!!
Lucy postanowiła to przemilczeć, zarówno kwestię wiekowego Forda, jak i kultury czy zrozumienia dla innych kierowców. Zamiast tego wolała obserwować powoli mijający krajobraz miasta okrytego deszczem. Zastanawiała się, co z nią teraz będzie. Z jej przyszłością. Potrzebowała praktyk, a osoba która jej ich udzielała siedzi teraz w areszcie.
-Co ty taka zamyślona jeste... JAK JEDZIESZ BARANIE?!
Olewając nerwowe zachowanie przyjaciółki za kierownicą, Heartfilia westchnęła do okna. -Boję się tej rozmowy z dziekanem. Pewnie dostanę niezłą burę, nie przetrwałam nawet tygodnia praktyk...
-Burę? Niby za co?! Zezłościła się McGarden. -Przecież to nie twoja wina, że Gryder okazał się zboczeńcem! Nie jesteś niczemu winna. Jesteś bohaterką bo uratowałaś tą biedną dziewczynkę! Nawet piszą o tym w gazetach!
-Myślisz, że nie będzie tak źle? Studentka zaczęła odzyskiwać nadzieję.
-No pewnie, nie ma innej opcji! Pocieszyła ją Levy, akurat zatrzymując się pod uniwersytetem prawa. -Tylko nie zagaduj się za bardzo z tym dziekanem, bo nie mamy zbyt wiele czasu!
...
Zapewniona że wszystko będzie dobrze, zapukała trzykrotnie do drzwi dziekana i weszła do środka.
-No proszę, proszę! Kogo moje oczy widzą!
-Dzień dobry profesorze Michello... Wystarczyło zobaczyć wyraz twarzy dziekana, by cała odwaga i pewność siebie jaką miała poszła w niepamięć. Przeczucie jej nie zmyliło, gdyż niski mężczyzna podszedł do dziewczyny bliżej i zdzielił po głowie gazetą. I to nie byle jaką gazetą, bo z aferą o absolwencie uniwersytetu prawa na pierwszej stronie.
-CZY TY WIESZ, CO ŻEŚ NAROBIŁA GŁUPIA DZIEWUCHO?!
Wystraszona studentka schyliła nieco głowę przyjmując reprymendę dziekana.
-Nasza uczelnia! Jej reputacja! Wszystko zniszczone! Zniszczone przez ciebie!
-No przepraszam bardzo! Zezłościła się lekko Heartfilia. -Ale to nie jest wyłącznie moja wina. W końcu co ja za to mogę, że Mest Gryder okazał się zwykłym...
-Nawet nie kończ! Nie chcę tego słuchać! Wrzeszczał profesor Michello. -Nie uwierzę w ani jedno twoje słowo!
-Co proszę?! Że ja niby teraz łże?! Spodziewała się wielu rzeczy, ale nie czegoś takiego. Już przestała okazywać skruchę, czy w osłupieniu wpatrywać się w dziekana, który ze złości wymachiwał rękoma na wszystkie strony. Zaczęła ogarniać ją złość.
-To nie możliwe, by nasz najlepszy absolwent był tak haniebną postacią! On jest dumą naszej uczelni, naszą chlubą! A ty z zazdrości to wszystko zniszczyłaś!
-Z ZAZDROŚCI?!
-Ukartowałaś to wszystko! Wiedziałaś jak dobrej sławy prawnikiem jest Gryder i chciałaś go zniszczyć, by samemu zyskać sławę!
-No nie wierzę! Tracąc resztki szacunku do starszego dziekana, Lucy zaczęła się śmiać. -To jakiś absurd! Jak pan może wygadywać takie bzdury?! Skąd to się panu wzięło, to ja nie wiem.
-Mam dowody. Odrzekł twardo profesor, a Heartfilia prychnęła pod nosem.
-Dowody? Parsknęła z pobłażliwością.
-Tak. Dowody. Powtórzył Michello i podał jej zdjęcie. Dziewczyna przyjrzała się fotografii i zdębiała.
-C..Co to ma być...
-Teraz ci głupio? Myślałaś, że to nie wyjdzie na jaw głupia smarkulo?!
Blondynka trzymała przed sobą zdjęcie, na którym była ona sama, w towarzystwie taksówkarza, swojej przyjaciółki, jak i zaatakowanej przez Grydera dziewczynki oraz jej podopiecznej. Doskonale pamiętała tą scenę, w której panny Blendy dziękowały jej z wdzięcznością. Jednak na tym zdjęciu wyglądało to zupełnie inaczej. Wyglądało nie tak jak powinno.
-Za przyjmowanie łapówek się idzie do więzienia, panno Heartfilio! Jeszcze odpowiesz za to przed sądem!
To zdjęcie ewidentnie było sfałszowane. Mistrzowska robota. Gdyby nie znała prawdy, sama w życiu nie rozpoznałaby, że to fotomontaż
-To nie jest... Skąd to pan ma?
-DOŚĆ! Pomimo niskiego wzrostu, profesor miał pojemne płuca Jego krzyk musieli słyszeć wszyscy obecni na uniwersytecie. -ZOSTAJESZ WYRZUCONA ZE STUDIÓW!
-Co?!!!
-Nie "co", tylko won mi stąd! I nigdy więcej tu nie wracaj!
...
Wychodząc z uczelni wprost na deszcz, nawet nie otworzyła parasola. Stanęła w ulewie i wlepiała się w swoje przemoknięte buty.
-Co ty wyprawiasz?! Levy wołała ją ze starego Forda. -Wskakuj do samochodu, jedziemy na zakupy!
Pomimo nawoływań, Lucy nie ruszyła się o krok. Jej łzy mieszając się z deszczem, skapywały po bladym podbródku.
-To koniec... Wszystko skończone...
McGarden widząc że coś jest nie tak, również wybiegła na deszcz i pociągnęła przyjaciółkę pod dach uniwersytetu.
-Coś się stało na rozmowie z dziekanem? Spytała zmartwiona, lecz Heartfilia wciąż płakała. -No powiesz mi wreszcie o co chodzi?!
-Leeeeevyyyyy! Niespodziewanie blondynka z rykiem rzuciła się w wątłe ramiona bibliotekarki. -To takie niesprawiedliwe! Dlaczego mi to wszystko się przytrafia?!
-Ale co niby?! Dociekała Levy, głaszcząc dziewczynę po mokrych włosach.
-Wyrzucili mnie ze studiów. Za Grydera.
W pewnej chwili Lucy poczuła, jak uścisk przyjaciółki zelżał.
-Levy, dokąd ty...
-IDĘ NAKOPAĆ TEMU STAREMU PRYKOWI DO DUPY!
-Nie! Heartfilia zareagowała natychmiast. Ze strachem w oczach chwyciła Levy za nadgarstek uniemożliwiając jej wtargnięcie do uniwersytetu. -Nie możesz tam iść!
-Właśnie że mogę! Odgrażała się McGarden, lecz Lucy jej nie puszczała.
-To nic nie da! Tylko narobisz sobie kłopotów! W sumie, to już je mamy...
Zdziwiona twarz niebieskowłosej dała Heartfilli znań, by kontynuowała.
-Nie wiem jakim cudem, i nie wiem od kogo, ale mój dziekan posiada pewne zdjęcie.
-Jakie zdjęcie? Spytała zniecierpliwiona Levy.
-Pamiętasz, jak przed komisariatem ta dziewczynka, Chelia Blendy mi dziękowała?
By potwierdzić, McGarden skinęła głową.
-Ktoś zrobił nam wtedy zdjęcie. I chyba je jakoś przerobił... Nie wiem jak to możliwe, ale na tamtym zdjęciu widać, że przyjmuję od tych dziewczyn jakąś kopertę! To wygląda jakbym brała łapówkę!
-Ale przecież nie brałaś żadnej łapówki!
-Zdjęcie pokazuje co innego. W oczach Lucy znów zaczęły zbierać się łzy, jej głos stał się o kilka tonacji wyższy, a wymalowane na czerwień usta wygięły się w kształt podkówki. -Profesor Michello twierdzi, że wrobiłam Mesta w to wszystko, bym otworzyła sobie nowe drzwi do kariery. A jedynymi drzwiami jakie mnie teraz czekają, są więzienne kraty...
-Oh, na litość boską! Przestań się mazać! Zawołała Levy, uderzając swoją zdębiałą z zaskoczenia przyjaciółkę w plecy i wypychając ją na deszcz. -Ten stary pierdziel chcę sprawy w sądzie? Proszę bardzo! Skoro też jestem na tym zdjęciu, to będę świadkiem! Poza tym... Ten taksówkarz też był na zdjęciu, prawda?
-Tak, był tam...
Gdy McGarden spojrzała na przemoczoną, zasmuconą Lucy, pękało jej serce. Ale by tego nie okazać i bardziej nie dołować przyjaciółki, uśmiechnęła się wątle i zaprowadziła ją do swojego samochodu.
-Idziemy ci kupić jakąś kieckę na dzisiejszą randkę. Jeśli chcesz namówić tego przystojniaka, by zeznawał dla ciebie, to musisz zrobić na nim wrażenie! Siląc się na szeroki uśmiech, ścisnęła ramię Heartfilii. -Się nie martw, wszystko będzie dobrze.

- - - - - - - - - - -

Nie zważając na nasilający się deszcz, Jose Porla zmierzał na policyjnym parkingu w stronę czarnego Peugota w towarzystwie dwóch inspektorów, Sola i Arii.
-Widziałeś to, Buchanen? Spytał komendant, gdy tylko podszedł do samochodu znajomego. Mafioza zerknął przez otwarte okno auta na papier podstawiony mu przed oczy. Na swój własny list gończy.
-FBI rozesłało to po wszystkich komisariatach w zachodnim Fiore. Nieźle się na ciebie uwzięli, musiałeś się wkopać w jakieś śmierdzące gówno...
-Nie wnikaj w to głębiej. Ostrzegł go Richard i podał mu wypchaną kopertę. -Sześćdziesiąt tysięcy klejnotów, jak obiecałem. Możesz przeliczyć jeśli chcesz.
-Ależ nie! Zawołał szybko komendant zachłannie sięgając po kopertę, jednak Buchanen cofnął ją sprzed łap Josego w ostatniej chwili.
-Pamiętasz o naszej umowie? Twoi chłopcy mają nie wchodzić nam w paradę.
-Oczywiście, że pamiętam! Zapewniał pokornie Porla. -I nie będzie z tym najmniejszych problemów. Wszyscy na służbie pilnują drogi wyjazdowej, byś nie spieprzył z miasta. Chyba będziesz musiał znaleźć sobie jakiś inny środek transportu... Chłopcy? Komendant skinął na Arie i Sola, a inspektorzy udali się do swojego samochodu.
-Przejazd przez District Hell jest obecnie zbyt ryzykowny, dlatego więc tych dwóch inspektorów spełnią rolę pańskiej eskorty do Harbor Gateway. Nasz prom już czeka w porcie, przez ocean w mgnieniu oka dotrzesz wraz z samochodem do każdego innego miasta, a nawet kraju.
Słysząc to, Richard uśmiechnął się zuchwale.
-Nie zapomnę ci tego, Jose. Masz moją wdzięczność. Mówiąc to, wyrzucił kopertę z łapówką na ziemię i zamknął okno w samochodzie, a wciąż dziękujący mu komendant rzucił się na kałuże, w której wylądowały pieniądze.
-Żałosna świnia... Mruknął pod nosem Buchanen, obserwując z samochodu rozpaczliwe i żenujące poczynania komendanta policji, po czym wyjechał z policyjnego parkingu za radiowozem prowadzonym przez Sola i Arie.

- - - - - - - - - - 

Niemal całą drogę przebyły w ciszy. Levy brakowało już pomysłów jak pocieszyć Lucy, która bez słowa wpatrywała się wciąż w przednią szybę. Dojechały wreszcie pod swoją kamienicę, znajdującą się naprzeciw biblioteki. I jak zawsze, McGarden z przyzwyczajenia spojrzała w tamtą stronę. Nie spodziewała się jednak, że zobaczy tam coś takiego. A raczej kogoś takiego.
-Co jest? Blondynka odezwała się po raz pierwszy od kilkunastu minut, kiedy to Levy ze zdziwienia zachłysnęła się powietrzem. Widząc gdzie spogląda niebieskowłosa, Lucy sama odwróciła się w stronę biblioteki.
-Nic nie jest! Zawołała nagle McGarden, chwytając Heartfilię za ramiona by się nie odwracała. -Po prostu pomyślałam, że wskoczę jeszcze do biblioteki! Zawołała nazbyt głośno, wypychając ją z samochodu.
-Ale miałaś zrobić sobie dzień wolnego... Przypomniała jej Lucy, pchana na siłę w stronę kamienicy.
-Niby tak, ale wiesz jak ja kocham książki. Nawet przez jeden dzień nie mogę się bez nich obejść!
Gdy doszły do klatki schodowej, bibliotekarka wcisnęła przyjaciółce klucze do swojego mieszkania.
-Idź się wykąp i wyszykuj, czy coś. Pamiętaj, masz przekonać taksówkarza do zeznań! Dodała, widząc niezadowoloną minę Heartfilii.
-No dobra... Odrzekła niepewnie blondynka i udała się na górę. Zatrzymała się jednak na półpiętrze i odwróciła w stronę McGarden. -Nie mam pojęcia kogo zobaczyłaś przed biblioteką, ale nie będę ci przeszkadzać.
Dopiero kiedy Lucy zniknęła na schodach, Levy przestała do niej machać i uśmiechać się przepraszająco. Wypuszczając ciężko powietrze z płuc wybiegła z kamienicy i pognała na drugą stronę ulicy. Zatrzymała się dopiero przed schodami do biblioteki, na których stał on. Gajeel Redfox.
-I czego się tak cieszysz... Wydyszała zmachana, a mężczyzna podszedł do niej z otwartym, czarnym parasolem i zasłonił ją przed deszczem. Gdy przemoknięta dziewczyna spojrzała na niego kolejny raz, już się nie uśmiechał.
-Chyba dałam ci jasno do zrozumienia, że nic ci nie powiem. Mruknęła prostując się.
-I nie musisz. Odrzekł cicho. -Chcę tylko przejrzeć stare gazety. Biblioteka chyba powinna posiadać coś takiego, prawda? Nagle uśmiechnął się zgryźliwie. -Czy może mam poszukać sobie gdzie indziej, skoro twoja biblioteka jest tak uboga?
-W mojej bibliotece znajdziesz wszystko, powtarzam WSZYSTKO czego potrzebujesz!
"No proszę, wystarczyło tylko lekko wjechać na jej ambicję" - zaśmiał się w duchu Redfox.
-...O ile ktoś to wcześniej spisał. Levy dodała z powagą, dając do zrozumienia że nie wyciągnie z niej żadnej informacji. Ale jemu to pasowało, więc z uśmiechem na ustach wkroczył do biblioteki.
-To jak starych gazet szukasz? Spytała zamykając za sobą drzwi. -Sprzed kilku miesięcy? Z ubiegłego roku?
-Potrzebuje artykułów do 1935 roku.
Dziewczyna odwrócona do niego tyłem, zamarła z do połowy ściągniętym płaszczem. Po chwili odwróciła się do niego bardzo szybko.
-Żartujesz sobie? Przedwojenne gazety? To jest biblioteka, nie jakieś archiwa!
-Mówiłaś, że znajdę tu wszystko... jeżeli tylko ktoś to spisał. Gajeel podrapał się po tyle głowy i westchnął zawiedziony. -A więc jednak nie masz wszystkiego...
-Chodź za mną.
Zaskoczony spojrzał na McGarden, która ruszyła pewnym krokiem w głąb regałów. Pospiesznie ruszył za nią, w ciszy dochodząc aż do końca biblioteki. Gdy dotarli do niczym nie wyróżniających się drzwi, Levy sięgnęła do kieszeni w ołówkowej spódnicy sięgającej do kolan i wyjęła z niej pęk kluczy.
-Przed wojną w Magnolia City wydawano tylko jeden tytuł, który z resztą do dziś jest najbardziej popularną gazetą. "Dziennik Mangolski". Tłumaczyła, zapalając światło w piwnicy i schodząc po aluminiowych schodach. Redfox z coraz mniejszą pewnością podążał za bibliotekarką, lecz im dalej zagłębiał się w chłodne pomieszczenie przypominające magazyn, robił się coraz ciekawszy. Pełno tam było brązowych kartonów, oznaczonych czarnym markerem.
-Niechętnie ci pomagam, ale w końcu jesteś zapisany do biblioteki, a to nie są żadne tajne dokumenty, więc chyba nie mam wyboru... Gazety znajdziesz tam. McGarden wskazała na lewo, na pudła z oznaczeniem DzM21'. -Im dalej się dokopiesz, tym znajdziesz nowsze roczniki...
Przepuszczając go, zapatrzyła się na jego pośladki i przekrzywiając lekko głowę, uśmiechnęła się chciwie. Po chwili jednak przestała myśleć o głupstwach i spoważniała.
-Powodzenia.
Redfox, który już znalazł się przy kartonach odwrócił się napięcie do niebieskowłosej dziewczyny.
-Ej, nie zamykaj mnie tu!
-A cóż to? Taki duży chłopiec boi się zostać sam w piwnicy? Zaśmiała się.
-Nie bądź śmieszna! Myślałem, że mi pomożesz, tego jest mnóstwo! Zdenerwował się na moment, lecz szybko uspokoił się, gdy zobaczył jak uśmiech w mgnieniu oka znika z niewinnej twarzyczki bibliotekarki.
-Już chyba wystarczająco poszłam ci na rękę. Stwierdziła oschle i zamknęła za sobą drzwi. A Gajeel, nie mając innego wyjścia wziął się za przeszukiwania zakurzonych pudeł. 

- - - - - - - - - - 

Z wanny po brzegi wypełnioną wodą, wystawały jej jedynie kolana i wychylona do tyłu głowa. Lucy z trudem wciągnęła w płuca ciepłe, suche powietrze wypełniające łazienkę i dla ochłody obmyła twarz oraz i tak już mokre blond włosy. Zawzięcie wpatrywała się w sufit, jakby starała się dostrzec w nim coś interesującego.
-Co ja robię....
Nim się spostrzegła, słone łzy spływały po jej twarzy jedna po drugiej. Ostatnie wydarzenia... to było dla niej zbyt wiele. Porwali Judego, a ona, choć bardzo chciała mu pomóc, nic nie mogła z tym zrobić. Jedyne co po nim zostało, to wskazujący palec z sygnetem... który z resztą spłonął jak cały dobytek jej ojca. Wszystko przez tego różowowłosego mężczyznę... którego z resztą najprawdopodobniej na amen otruła lekami.
Pojęcia nie miała, czy któryś z nich jeszcze żyje, jednak czuła się odpowiedzialna za śmierć obojga. Tracąc nadzieję, podświadomie spisywała ich na straty.
I po cholerę łaziła do Grydera? Co chciała w ten sposób osiągnąć? Sama chciała walczyć z mafią?
Chciała uratować Makarova Dreyara, starając się w ten sposób spełnić ostatnią wolę matki? Ale jak niby miała to zrobić, skoro nawet nie potrafi zostać prawnikiem?
Samemu nie jest w stanie nic osiągnąć. Była śmieszna. Żałosna. Mogła od razu wpakować sobie kulkę w łeb, miałoby to ten sam skutek.  To co robiła, cała jej walka o miasto, o swoje własne życie, były jedynie bezowocnymi ideałami, wytworem w jej wyobraźni. Czuła się bezużyteczna. Czuła się ciężarem dla innych. Problemem.
-Jestem nikim...
A przecież "nikt" nie może zrobić niczego. Zamiast pakować innych w kłopoty, powinna sama siebie spisać na straty.
-Nikim... Powtórzyła i z bezradności rozpłakała się na dobre.

- - - - - - - - - -

-Proszę siostro! Jeszcze jedna anegdotka! Tylko jedna! Wołał rozbawiony do łez Gray, a Rosemary siedząca na jego łóżku uśmiechnęła się szeroko.
-No dobrze, ale to ostatnia! Powiedziała z pozoru skromnie, choć tak naprawdę była w siódmym niebie. Myślała, że wreszcie znalazła idealnego pacjenta, który z największą przyjemnością wsłuchuje się w jej historie. Jednak prawda była zupełnie inna, po prostu Gray nie chcąc opowiadać jej o swojej przeszłości, poprowadził rozmowę na zupełnie inny tor. I nie było to trudne, gdyż młoda pielęgniarka była gadułą jakich mało. Wystarczyło napomknąć o czymś innym, a dziewczyna jakby kompletnie zapominała o co pytała dosłownie kilkanaście sekund temu.
-ROSEMARY! Cały oddział zatrząsł się od wrzasku jakieś starszej kobiety.
-Oj, chyba będę musiała iść... Brunetka uśmiechnęła się niemrawo, zostawiła francuzowi tabletki przeciwbólowe w plastikowym kubeczku i z lekkim ukłonem opuściła jego salę z tacką wypełnioną lekami dla innych pacjentów.
-JUŻ IDĘ, CZEGO SIĘ DRZESZ NA CAŁY ODDZIAŁ! Usłyszał jej charakterystyczny głos niosący się po korytarzu i odetchnął. Wreszcie został sam, mógł odpocząć, przysnąć... ale szybko zdał sobie sprawę, że panująca wokół cisza męczy go. Może i Rose była nieco wścibska, a buzia nie chciała jej się zamknąć, jednakże była również bardzo sympatyczna i mimo wszystko umilała mu pobyt w szpitalu. Ponadto męczyło go pytanie, na które nie dostał jeszcze odpowiedzi. Kim była policjantka, która go uratowała i tutaj zawiozła?
Gdy po niespełna minucie drzwi od jego pokoju ponownie się otworzyły, miał nadzieję ujrzeć tam siostrę Rosemary. Jednakże zobaczył w progu kogoś zupełnie innego.
-Nie za wygodnie ci tutaj?
Choć jego przyjaciel o różowych włosach uśmiechał się szeroko, nie był w stanie ukryć swojego poddenerwowania.
-Natsu!
-Wiesz ile się nabiegałem po tym całym szpitalu, zanim cię znalazłem?! Już chciałem zaglądać do kostnicy.
-Miałeś nadzieję, co?
-I to jaką. Zażartował Dragneel.
-A nie pomyślałeś, żeby zapytać o mnie w recepcji?
Natsu wyglądał z początku, jakby go olśniło, lecz po chwili zachowywał się, jakby nie usłyszał pytania. Nie zabłysł inteligencją, więc zgrywając głupka podszedł do łóżka Fullbustera i jakby nigdy nic pochwycił jego kartę pacjenta.
-To co ci jest, hę? Złamane dwa żebra, wystawiona ręka, obrażenia zewnętrzne, uraz głowy...
-Skąd ty wiedziałeś, że trafiłem do szpitala? I co z moim Fordem! Gray przerwał mu czytanie. Różowowłosy zamilknął na moment, po czym odłożył kartę pacjenta na miejsce.
-Z tego co mówiła mi policja, twój "fordzio" jest na złomowisku w częściach pierwszych. Spoko, to nie była Juvia. Wyjaśnił, poprzedzając pytanie przyjaciela. -Jakiś inny niebieski do mnie przedzwonił.
Kłamał mu w żywe oczy, uważając że tak będzie lepiej. Zawiedzione spojrzenie Graya tylko utwierdziło go w przekonaniu. Nie było sensu rozdrapywać starych ran i powracać do przeszłości. "Lepiej będzie, jak zostanie tak jak jest" - rozmyślał, chcąc przekonać samego siebie że słusznie okłamuje Fullbustera. Wystarczyło, że stracił teraz swój ukochany, nowiutki i nieskradziony samochód.
-Siadaj. Musimy pogadać. Nagle Gray wskazał mu na krzesło, a Natsu przysunął je bliżej francuza i usiadł obok jego łóżka.
-To prawda, że Oracion cię tak załatwił? Spytał wprost Dragneel. -Tak gadają na mieście...
-Ta. Widziałem tego kolesia, który próbował ukraść nasz furgon z papierami Heartfilla. Ale mniejsza z nimi.
-Mniejsza z nimi?! Zdenerwował się Natsu.
-Dzisiaj będziesz miał coś ważniejszego do roboty, niż przejmowanie się Oracionem.
Odwiedzający uniósł brew.
-Coś ważniejszego?
-Pojedziesz na dwudziestą do klubu "Golden" w Magnolia Center. Spotkasz się tam z córką Heartfilla, grzecznie wyprowadzisz ją z lokalu i zadzwonisz do Laxusa. On powie ci co masz dalej robić.
...
-Dziękuje ci, Erzo. Bez ciebie na pewno bym się spóźnił.
-Gdybyś był nieco bardziej rozgarnięty, nie musiałabym cię tu ciągle zawozić! Furknęła zakonnica. -Jak mogłeś zapomnieć o czymś tak ważnym, Gildartsie!
-Moja wina, moja bardzo wielka wina. Westchnął rencista z przesadną pokorą. -Dostanę rozgrzeszenie, czy niepunktualność i skleroza to zbyt wielki grzech?
-Bardzo śmieszne, naprawdę...
Scarlet już tyle razy zawoziła ojca Cany do szpitala na rehabilitację i ćwiczenia z protezą nogi, że śmiało mogła użyć wobec siebie stwierdzenia "szofer".
-Oddasz mi za paliwo co do grosza.
-Nie złość się Erza! A gdzie twoje miłosierdzie i bezinteresowna pomoc? Zaśmiał się mężczyzna, na co zakonnica wywróciła oczami do góry.
-Nie nadwyrężaj mojej dobroci stary pryku...
-"MÓWIŁEM, ŻE NIE BĘDĘ BRAŁ W TYM UDZIAŁU!"
Słysząc krzyk, Erza i Gildarts zatrzymali się przed jedną ze szpitalnych sal.
-Natsu? Szepnęła zakonnica, rozpoznając jego głos. Brunet spojrzał na Scarlet z lekko przymrużonymi oczami.
-Natsu? Jaki Natsu? Mężczyzna udał głupiego, lecz zamiast uzyskać odpowiedź, został przyciśnięty do najbliższej ściany. Zaczęli podsłuchiwać rozmowę chłopaka.
-Jakiś dziwny typ zjawia się w naszym mieście jak królik z kapelusza i wpędza nas w same problemy! A kim on w ogóle jest?! Co o nim wiemy?! Chcesz pomagać komuś takiemu?! Sami zajmiemy się Oracionem, nie potrzebujemy do tego niczyjej pomocy!!!
-Chyba cię pojebało! Odkrzyknął Fullbuster. -Chcesz wszcząć wojnę z mafią? To szczyt głupoty, sami nic nie zrobimy!
-Sami? Przecież przed dobry miesiąc nie ruszysz się z łóżka połamańcu! Ale ja tego tak nie zostawię, o nieee! Dragneel zaśmiał się głośno, choć jego struny głosowe drżały ze zdenerwowania. -SAM się tym zajmę! I blondyną też zajmę się osobiście! Zapłaci za to co mi zrobiła!
-Nigdzie... nie... idziesz... Gray, który chciał zatrzymać odchodzącego Natsu zaczął wychylać się z łóżka, lecz w końcowym efekcie z niego spadł. -KURWA! Krzyknął z bólu i złości, ale różowowłosy nawet się za nim nie odwrócił. Nerwowym krokiem wyszedł ze szpitalnej sali, nie dostrzegając Erzy i Gildartsa czającymi się za drzwiami.
-WRACAJ TU KRETYNIE, ZANIM WSZYSTKO SPIEPRZYSZ!
-Przestań już się wydzierać, bo personel się zleci.
Takiego gościa Gray spodziewał się jeszcze mniej, niż wizyty Natsu.
-Erza? A co ty tu robisz?
Zakonnica bez słowa podeszła do francuza i pomogła mu wstać z podłogi. Chłopak zauważył, że za nią do szpitalnej sali wchodzi kulejący mężczyzna w starszym wieku. Brunet bacznie obserwował każdy jego ruch, przez co Fullbuster czuł się nieco niezręcznie.
-Mogłabym zapytać cię o to samo. Odpowiedziała Scarlet, gdy tylko posadziła Graya z powrotem na łóżko. -Co ci się stało?
-Drobny wypadek przy pra...
-To Oracion tak? To oni cię tak urządzili? Przerwała mu natychmiast.
Nic się przed nią nie ukryje, czy co? A może naprawdę miasto już huczy od tej nowiny?
-To nic takiego. I skąd ten absurdalny pomysł? Zaśmiał się Fullbuster. Gildarts w tym czasie przyglądał się to chłopakowi siedzącemu na łóżku, to zakonnicy zaglądającej przez ówcześnie otwarte przez nią okno, za którym wciąż padało.
-Niechcący usłyszeliśmy waszą rozmowę. Ten dziwny typ, o którym mówił Natsu... Chodzi mu o Laxusa prawda?
Gray nieco spuścił głowę w dół.
-Przepraszam za niego.
-Nie musisz. Stwierdziła Erza, obserwując przez okno jak Dragneel opuszcza szpital i szybko zmierza w nieznanym dla niej kierunku. -On po prostu martwi się o ciebie. Jednak nie miał racji, to nie z winy Laxusa tutaj leżysz.
-Przecież wiem... Westchnął francuz.
-To przez nas wszystkich. Przerwała mu ponownie, zaciskając dłonie na parapecie. Fullbuster i Clive spojrzeli na nią zaskoczeni. -Nie pozwolimy NASZEMU przyjacielowi na tą bezmyślną samowolkę. Nie zostawimy go z tym samego...
Słowa zakonnicy tak zawstydziły mężczyzn, że w szpitalnym pokoju zapanowała niezręczna cisza.
-A ty jesteś... Ciemnowłosy przekierował spojrzenie na obcego mu mężczyznę.
-Gildarts Clive. Przedstawił się brunet, podchodząc do chłopaka i podając mu dłoń.
-Gray Fullbuster. Odpowiadając niewielkim uśmiechem, ścisnął dłoń rencisty całkiem mocno jak na jego stan zdrowia. Natomiast Clive momentalnie przypomniał sobie rozmowę z synem Igneela.
"-Zaraz! Ur? Czyli znasz też Graya?"
Był pewny, że Natsu Dragneel wyjawił mu właśnie to imię. A więc ten młody mężczyzna, który ściska teraz jego dłoń, jest ...
-Gildarts! Chodź tu szybko!
Zdziwiony rencista podszedł do zakonnicy i wyjrzał przez okno. Na szpitalnym parkingu stanęło pięć Skod Favorit, a z każdego z nich wyszło sześciu uzbrojonych w Tommy Guny mafiozów.
-Przyszli po niego...
-I co my teraz zrobimy Gildarts?! Zdenerwowana Erza chwyciła mężczyznę za kołnierz. -Co zrobimy?!
-Uspokój się kobieto!
-Ej, co się dzieje? Wtrącił się zaskoczony Gray. Zakonnica i Clive spojrzeli na niego ze złością.
-Nie przeszkadzaj! Wrzasnęli jednocześnie, skutecznie uciszając Fullbustera.
-Musimy go jakoś stąd wyciągnąć... Rozmyślał Gildarts, wyrywając się z uścisku kobiety. Kuśtykając, zaczął przechadzać się po pokoju, aż wreszcie zatrzymał się i zmierzył Erzę wzrokiem.
-Rozbieraj się.
Scarlet ze wściekłości zacisnęła mocniej pięści.
-Koleś, dlaczego każesz rozbierać się zakonnicy?! Wrzasnął zlękniony i totalnie ogłupiały Gray. -Jesteś nienormalny?!
-A chcesz przeżyć?! Ryknął na niego brunet. Ciemnowłosy nie miał pojęcia co się tu wyprawia, więc zamilkł. Jedynie kątem oka dostrzegł rozbierającą się z habitu zakonnice.
...
Rose w podskokach wracała do sali numer cztery. Już nie mogła doczekać się kolejnej godziny spędzonej na pogaduszkach z tym nowym, przemiłym pacjentem.
Bez pukania weszła do pokoju, lecz po chwili stanęła jak wryta. Ciszę przerywały jedynie dwa dzwoneczki, zawieszone na jej nadgarstku.
-CO TU SIĘ WYPRAWIA?! Wrzasnęła po chwili, z niedowierzaniem obserwując dziwaczną scenografię. Mężczyzna w podeszłym wieku siedział na łóżku pacjenta, i ze schowka w protezie od prawej nogi wyciągał dwulufowego Olbrzyna*(4). Natomiast dziewczyna o szkarłatnych włosach stała w samej bieliźnie, tuż obok Graya Fullbustera, który kończył przebierać się w strój zakonnicy. Cała trójka spojrzała na pielęgniarkę zaskoczona, lecz tylko Erza po chwili odzyskała zdrowy rozsądek i wciągnęła ją siłą do pokoju, zatrzaskując za sobą drzwi.
-Wyskakuj z ciuchów. Warknęła Scarlet, zachodząc Rosemary od tyłu i przystawiając lufę Browninga HP*(5) do jej skroni. Przerażona praktykantka spojrzała na francuza, który z trudem przez złamane żebro podszedł do dziewczyn. Przebrany za zakonnice i ze smutnym wyrazem twarzy opuścił w dół dłoń Scarlet.
-Rose, proszę pomóż nam.
...
Kilkadziesiąt mężczyzn ubranych w beżowe garnitury i płaszcze wkroczyło do szpitala. Część mądrych ludzi uciekła z poczekalni, gdy tylko dostrzegli mafiozów. Tylko głupcy i personel pozostali w budynku.
Do recepcji, gdzie dwie pielęgniarki na sam widok przybyszy zaczęły trząść się ze strachu, Erik Cobra podszedł wyjątkowo spokojnym krokiem. Za nim stanęła reszta jego ludzi, dwudziestodziewięcio osobowa świta.
-Gdzie leży Gray Fullbuster.
-A pan to ktoś z rodziny? Spytała niepewnie starsza z pracujących przy rejestracji kobiet.
-Masz mi powiedzieć... Warknął cicho szef grupy, a pielęgniarka jeszcze bardziej zmarkotniała. Nie mogła jednak złamać zasad panujących na terenie szpitala.
-Bardzo mi przykro, jednakże jeżeli nie jest pan z nim spokrewniony, to nie mogę...
Zanim zdążyła dokończyć zdanie, Erik wymierzył w nią lufą Walthera*(6) i przestrzelił jej czoło. Krew rozprysła się na najbliżej znajdujące się osoby, po czym postrzelona kobieta spadła z krzesła na podłogę. Cobra bez emocji wyjął z kieszeni marynarki bawełnianą chustę i wytarł nią twarz. Ludzie, którzy zostali w szpitalu zaczęli wpadać w panikę, zaś druga z pielęgniarek z recepcji, o wiele młodsza i szczuplejsza, z szerzej otwartymi oczami wpatrzyła się w Erika, po czym również przejechała drżącą dłonią po swojej twarzy. Rozmazała na niej krople krwi, następnie spoglądając pod swoje nogi - na bezwładnie leżące ciało swojej koleżanki z pracy, na jej otwarte, martwe oczy, oraz kałużę krwi, która błyskawicznie wypełniała najbliższe białe fugi między szarymi kafelkami. Gdy ciemnoczerwona ciecz wypływająca z głowy kobiety doszła do jej chodaków, poczuła w przełyku swoje drugie śniadanie.
-Uspokoić się! Wrzasnął jeden z mafiozów i skierował na nich Thompsona*(Thompson 1928 - potocznie wcześniej wspomniany Tommy Gun), a ludzie, którzy jeszcze chwilę temu czekali na udzielenie medycznej pomocy teraz żałowali, że w ogóle tu przyszli. -Jak ktoś się ruszy, to zabije was wszystkich!
Pielęgniarka stojąca za recepcją zaczęła coraz mocniej się trząść. Nogi odmawiały jej posłuszeństwa.
-Gdzie jest Gray Fullbuster. Erik, młody mężczyzna liczący sobie około ćwierć wieku, o ciemnowiśniowych włosach ponowił swe pytanie. -Tylko nie każ mi się więcej powtarzać.
I nie musiał tego robić. Zapłakana dziewczyna podbiegła do najbliższych szuflad, oznaczonych literami w kolejności chronologicznej i zaczęła je przeszukiwać. Jednak z szoku jaki ją ogarniał, nie wiedziała co robi.
Cobra ze zniesmaczeniem przyglądał się, jak pielęgniarka rozpaczliwie otwiera po kolei wszystkie szuflady, jak dokumenty wypadają jej z rąk na podłogę ubrudzoną krwią, aż w końcu jak klęka ona nad papierami i popada w histerię.
Kolejny strzał sprawił, że w poczekalni rozpętało się piekło. Ludzie krzyczeli i płakali, a gangsterzy zaczęli ich uciszać i zastraszać. Jedynie Erik wpatrywał się beznamiętnie w ciało młodej pielęgniarki, leżące obok drugiego trupa z taką samą dziurą w głowie.
-Przeszukajcie każdy kąt! Rozkazał Cobra swoim soldatom. -A gdy znajdziecie Fullbustera, to przyprowadźcie go tutaj. Żywego lub martwego.
...
Pięciu gangsterów otworzyło dwudrzwiowe wejście oddziału chirurgii i ortopedii na oścież. Trzymając w gotowości swoje maszynowe pistolety zaczęli dokonywać rewizji piętra. Przeszukiwali pokoje lekarzy i pielęgniarek, sale pacjentów, nawet pokój zabiegowy, lecz spośród zlęknionego personelu i pacjentów nigdzie nie znaleźli Fullbustera.
-Jego pokój jest pusty! Zawołał jeden z mężczyzn w beżowym płaszczu, gdy wybiegł z sali numer cztery. Wymachiwał do pozostałych kartą pacjenta, należącą do Graya. Zdenerwowani bandyci wygonili lekarzy i pielęgniarki z ich gabinetu, a jednego z nich, mężczyznę o siwych włosach rzucili na podłogę.
-Gadaj gdzie jest Fullbuster!
-G-Gray Fullbuster? Ten mężczyzna uciekł ze szpitala kilkanaście minut temu!
Mafioza mierzący Tommy Gunem do doktora przydepnął mu na twarz.
-Połamany uciekł sam ze szpitala?! Nie pierdol, gdzie go schowaliście?!
W między czasie, jeden z gangsterów odszedł od pozostałych i podszedł do dwóch kobiet siedzących na korytarzu. Skulona zakonnica nerwowo odmawiała różaniec, przesuwając palcami po koralikach, a za jej plecami chowała się młoda dziewczyna ubrana w szpitalną piżamę.
-Ty, młoda! Zawołał do pacjentki szpitala, lecz po chwili ściszył głos. -Zabierz stąd tą zakonnice, zanim któryś z nas ją przez przypadek kropnie!
Nastolatka jedynie przytaknęła głową, i pomagając wstać wciąż zgarbionej zakonnicy udały się w stronę windy.
-Chyba się udało... Szepnęła Rose do ucha przebranego Graya, gdy kątem oka zauważyła, jak mafioza idzie w przeciwnym kierunku i przegania przerażonych pacjentów do szpitalnych pokoi, by nie przeszkadzali im w pracy, lub przypadkowo nie stali się celem ich karabinów.
Nagle otworzyły się drzwi od sali operacyjnej, mieszczącej się na drugim końcu oddziału. Wyszła z nich jedynie szkarłatnowłosa pielęgniarka, która pchała przed sobą metalowe nosze. A na nich znajdował się czarny, wypchany worek.
Kobieta jakby nigdy nic podeszła do windy i wdusiła guzik, lecz po chwili została otoczona przez cztery lufy karabinów.
-Masz nas za idiotów, panienko?!
Pielęgniarka zmierzyła mafiozów od stóp do głów.
-O co wam chodzi? Ja tylko wiozę ze sobą martwego pacjenta do kostnicy...
-Nie kłam, głupia dziwko! Wrzasnął jeden z nich i rączką Thompsona uderzył ją w głowę. Dziewczyna upadła na podłogę, a członkowie Oracion Seis sięgnęli po zamek czarnego worka. Przekonani, że znajdą tam Fullbustera, skierowali broń w stronę noszy. Lecz zamiast poszukiwanego młodzieńca, z torby na zwłoki wyłoniła się dubeltówka. Natychmiastowy strzał rozwalił z hukiem twarz jednego z gangsterów, a krew wręcz wytrysnęła z pozostałości jego głowy. Korzystając z zamieszania, a były to zaledwie ułamki sekund, Erza przebrana za pielęgniarkę wyciągnęła schowanego pod białą spódnicą Browninga i przeładowując go po pierwszym strzale poprzez przekoszenie zamka nad lufą, zdjęła dwóch pozostałych gangsterów. Ostatnim zajęła się Rosemary, która w ostatniej chwili wstrzyknęła gangsterowi strzykawki w szyję. Zdezorientowany z bólu mężczyzna nie zauważył nadchodzącego Graya w stroju zakonnicy, który z trudem uniósł stojak na kroplówkę i uderzył go metalowym prętem prosto w czaszkę.
-Auć! Fullbuster syknął z bólu i odrzucił stojak, robiąc przy tym sporo hałasu. -Moje żebra!
-Po co brałeś ten stojak! Nakrzyczała na niego Rosemary. -Przecież nie możesz...
-Wiedziałem, że coś jest nie tak z tą zakonnicą!!!
Za sobą usłyszeli ostatniego mafiozę, który wtargnął na oddział. Zanim się odwrócili i odpowiednio zareagowali, w ich stronę padła seria strzałów z karabinu maszynowego, których naboje przedziurawiły Rose na wylot. Dziewczyna przyjmując na siebie cały magazynek otworzyła szerzej oczy, a jej ciało poddało się niekontrolowanym drgawkom. Zdążyła jedynie spojrzeć na przerażonego Graya, zanim jej piżama w całości zabarwiła się na czerwień i upadła na niego.
W odpowiedzi Clive strzelił w niego z Olbrzyna, lecz dla pielęgniarki nie było już ratunku. Chwycona przez chłopaka w ostatniej chwili otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, lecz zamiast słów wypłynęła z nich gęsta krew. Nim się Fullbuster spostrzegł, trzymał na rękach martwą dziewczynę.
Kolejny huk, który rozgrzmiał nad uchem francuza, nieco przywrócił go do rzeczywistości. Gdy spojrzał z wściekłością przed siebie, dostrzegł człowieka, który zabił Rosemary. Postrzelony dwukrotnie dubeltówką przez Gildartsa, upadł na podłogę ze śmiertelnymi ranami postrzałowymi w klatce piersiowej.
-Przykro mi. Mruknęła Erza i chwyciła rozwścieczonego Graya za ramię. Chłopak chciał ją zabrać ze sobą, lecz wiedział, że nie może tego zrobić.
-Przepraszam... Wyszeptał z żalem do martwej dziewczyny i z trudem powstrzymując łzy zamknął jej otwarte oczy. Położył jej zakrwawione, jeszcze ciepłe ciało na podłogę i wyprostował się, a gdy winda podjechała na ich piętro, zabrał ze sobą jeden z Tommy Gunów należących do ludzi z mafii.
-Po co ci to? Warknęła Erza, wyrywając francuzowi broń i wyrzucając ją z windy tuż przed zamknięciem metalowych drzwi. -Przed chwilą sam się wściekałeś na Natsu, więc nie popełniaj jego błędów! Nie masz z nimi szans, nawet jeżeli jesteśmy w trójkę... Też mi się to nie podoba, ale nie mamy wyjścia. Chyba nie chcesz, by poświęcenie tej młodej pielęgniarki poszło na marne?!
A więc pozostaje im jedynie ucieczka? Choć trudno było się z tym pogodzić, niestety Scarlet miała rację. Choć myśląc o postrzelonej Rose, która miała przed sobą jeszcze całe życie pękało mu serce, musiał się uspokoić i jak najszybciej opuścić osaczony przez mafię szpital.
Dojechali na parter, wprost na podjazd dla karetek.
-Nie ma sensu iść teraz po samochód, bierzemy to! Zawołała zakonnica, podbiegając do jednego z ambulansów, a Clive otworzył tylne drzwi pojazdu. Choć dla Graya kradzieże samochodów nie były żadną nowością, to nawet w jego mniemaniu trzeba było być szalonym by ukraść karetkę pogotowia! Przestał jednak kręcić nosem, gdy zza rogu wyłonili się uzbrojeni mafiozi. Chwytając rękę Gildartsa, obolały młodzieniec wskoczył na tyły ruszającego już pojazdu sanitarnego. Nie zdążyli jednak zamknąć drzwiczek, więc Fullbuster i Clive schylili się przed ostrzałem. Na ich szczęście, ludzie Oracionu wyposażeni byli jedynie w Tommy Guny, które nie popisywały się celnością na dalszych, a tym bardziej ruchomych celach.
-Biegnijcie po auta! Jeśli ich nie złapiemy to Cobra nam nogi z dupy powyrywa!
Słysząc słowa drącego się gangstera, Erza przydusiła pedał gazu i na sygnale pognała w miasto, a cały sprzęt medyczny znajdujący się w karetce poleciał na Graya i zmachanego Gildartsa.
-Jestem już na to za stary... Jęknął rencista, lecz mimo wszystko uśmiechnął się z ulgą. Ciemnowłosy również uniósł kąciki ust w górze. Jeżeli tylko będą w stanie utrzymać takie tempo przez co najmniej kilka minut, to mafiozi z pewnością ich nie dogonią. Jednakże Fullbustera zaczęło trapić co innego. Nie mógł przypomnieć sobie skąd, ale był pewien że gdzieś już słyszał o tym całym "Cobrze". 

- - - - - - - - - - 

Dogłębnie przeszukując artykuły "Dziennika Magnolskiego" w bibliotecznej piwnicy, Gajeel zupełnie stracił rachubę czasu. Jak i nadzieję, że znajdzie tu cokolwiek ważnego.
-Niech to szlag! Wrzasnął, ze złością kopiąc stos nieotwartych jeszcze pudeł. Zrobił to jednak zbyt mocno, przez co sterta kartonów zachwiała się niebezpiecznie.
-Tylko nie to...
...
Zwołana łomotem Levy wbiegła do piwnicy. Z szerzej otwartymi oczami przyglądała się Redfoxowi, który to nieudolnie próbował wydostać się z przygniatających go pudeł.
-No i co żeś narobił?! Zawołała zdenerwowana, lecz szybko podeszła do mężczyzny i zaczęła odstawiać kartony na bok.
-Co "ja"! Same się przewróciły!
-Same czy nie same, masz mi to wszystko wysprzątać. Rozkazała McGarden i podała kilka gazet, które wypadły z pudła. Rozdrażniony Gajeel wyszarpnął je z dłoni dziewczyny, ale po chwili jego twarz znacznie złagodniała.
"MAKAROV DREYAR SKAZANY NA DWADZIEŚCIA LAT POZBAWIENIA WOLNOŚCI."
Choć był to temat pierwszej strony, w artykule nie znalazł zbyt wiele informacji. Jedynie jaką Makarov dostał karę, oraz za co.
-Wiesz coś na temat "Masakry na moście Oak"? Zagadał do bibliotekarki, która zaczęła sprzątać bałagan za niego.
-No coś tam wiem. Jak każdy. Mruknęła obojętnie, lecz zaraz odskoczyła z piskiem, gdy Redfox dosłownie rzucił się na stertę gazet. W szaleńczym tempie odrzucał niepotrzebne egzemplarze, jednocześnie chwytając za kolejne "Dzienniki Magnolskie".
-"Masakra na moście Oak" ... Odezwała się nagle Levy. Mężczyzna dostrzegł, że czyta ona jedną z gazet. -Coś tam coś tam... wojna mafii.... coś tam coś tam... postrzeleni cywile....
-Nie możesz czytać normalnie?! Nakrzyczał na nią Gajeel, ale dziewczyna nie przejęła się tym. Zamiast tego zamknęła gazetę i spojrzała na niego.
-"Masakra na moście Oak" to nic innego jak skutki wojny mafii, w których ucierpieli niewinni ludzie. Wyjaśniła z kamienną twarzą. -No i szef mafii Grimoire Heart, Don Acnologia został zamordowany przy tym incydencie. Piszą, że to jego śmierć przyczyniła się do rozłamu tej organizacji...
-A kto zabił tego Don Acnologię?
-O tym nic nie ma w gazecie. No ale skoro to była wojna mafii, to nie trudno się domyślić kto za tym stoi. Wystarczy dowiedzieć się, jaka rodzina miała na pieńku z tym całym Grimoirem... A tak w ogóle, to po co ci te ...
Chciała spytać po co mu te informację, ale w końcu zdała sobie sprawę z tego, że mówi do siebie. Nawet nie zauważyła, kiedy Gajeel zostawił ją samą w piwnicy.
...
Wniosek nasuwał się jeden - Makarov Dreyar należał kiedyś do mafii. Nie wiedział tylko, dlaczego Laxus chcę odzyskać należący do Makarova zniszczony bar. Czy chcę kontynuować wolę swojego przodka? Najprościej byłoby zapytać o to młodego boksera wprost. Gdyby tylko wiedział, gdzie go szukać.
-Znajdę gnoja, choćbym miał go szukać w piekle! Syknął gniewnie pod nosem i przyspieszył kroku, idąc wprost przed siebie.

- - - - - - - - - -

-Coś długo go nie ma. Nie martwisz się?
-O Gildartsa? Prychnęła Cana, która weszła do salonu z miską popcornu i obchodząc stół dookoła, usiadła na sofie obok Laxusa. -Nic mu nie będzie, w końcu jest z Erzą. Najwyżej staruszek wróci lekko nawalony...
Ledwo skończyła to mówić, usłyszała odgłos sygnału karetki. Słyszeli go coraz bliżej i bliżej, aż w końcu ustał. Tuż pod oknami ich kamienicy.
-Ciekawe co się stało... Może ktoś zasłabł w naszej kamienicy? Alberona rozmyślała na głos, lecz ani ona, ani Dreyar nie przejęli się tym zbytnio. Znudzeni oglądali w ciszy film, gdy nagle drzwi od ich mieszkania otworzyły się z hukiem. Nie zdążyli nawet wstać z miejsca, a do salonu wkroczyła trójka ludzi.
-Co to za komedia?! Zdziwił się Laxus, widząc zmachanego Gildartsa, Erzę w stroju pielęgniarki i Graya przebranego za zakonnice. Clive oparł się o futrynę drzwi i walczył o każdy oddech, zasapana Scarlet zaszła nieco dalej, by upaść kolanami na środku salonu, za to Fullbuster ostatkiem sił doszedł do sofy i padł z ciężkim jękiem między Caną a Laxusem, którym zupełnie odjęło mowę.
...
Wszyscy grzecznie czekali, aż Alberona przyniesie każdemu zimne piwo lodówki. Gdy brunetka wreszcie wróciła do salonu, lekko rozbawiona zerknęła na chłopaków zajmujących sofę.
-Jeden bez nogi, drugi postrzelony, trzeci połamany... To dom opieki dla kalekich, czy co?
-To nie jest śmieszne, Cana. Skarciła ją zakonnica, już ubrana w swój habit. Jako jedyna siedziała na fotelu. -W tym szpitalu zginęło sporo ludzi. My sami ledwo uszliśmy z życiem! A gdzie w tym czasie była policja? To nie możliwe, by nikt nie powiadomił żadnych służb. Wiecie co to oznacza, prawda? Scarlet gniewnym okiem rozejrzała się po skwaszonych minach swoich towarzyszy. -To już nie jest korupcja, Oracion Seis jakimś cudem trzyma gliny w szachu. Ich wpływy muszą być znacznie większe niż sądziliśmy.
-Musimy coś z tym zrobić. Wtrącił się Laxus, który z nerwów nieco za mocno odłożył butelkę piwa na stół. -Tak nie może być! I jak widać, samowolka nie popłaca. Blondyn spojrzał na siedzącego obok niego Graya, który trzymał się za świeżo nastawione żebro. -Powinniśmy trzymać się razem.
-W tym problem, że nie każdy jest tego zdania...
-Co masz na myśli, Gildartsie? Spytała go zdziwiona córka.
-Chodzi o Natsu. Wtrącił się Fullbuster. -Uważa, że nikomu nie można ufać i chcę załatwić wszystko sam. Nie tylko chcę zająć się Oracionem, ale i Lucy Heartfilią.
-Co on, zgłupiał totalnie?! Zdenerwowała się Cana.
-On zawsze był jebnięty, ale teraz zupełnie mu się mózg przegrzał. Narwany idiota...
Widząc zdenerwowanie francuza, wszyscy zmarkotnieli.
-Podaj mi adres, pojadę do niego i wybije mu te durnowate pomysły z głowy! Zawołała nagle Alberona, lecz widząc srogi wzrok Laxusa usiadła z powrotem na pufę.
-Nigdzie nie jedziesz. Piłaś.
-To ja pojadę. Zaoferowała się Scarlet.
-Czym, karetką? Przecież zostawiłaś auto przed szpitalem. Zakpił Gildarts, lecz po chwili rzucił zakonnicy kluczyki od stacyjki. -Weź samochód Cany. To ważna sprawa! Dodał, widząc zbulwersowanie na twarzy swojej córki.
-Ale zrób choć rysę, to cię zabije! Nie oszczędzę nawet zakonnicy!
-To gdzie mam jechać? Spytała Erza, zupełnie ignorując groźby przyjaciółki.
-Bądź o dwudziestej przed klubem "Golden". Poprosił ją Gray. -Jeśli ci się poszczęści, złapiesz nie tylko Natsu, ale i córkę Judego Heartfilla.
Słysząc to, Laxus uśmiechnął się szeroko.
-Już ją znaleźliście?! Brawo chłopaki! Zawołał głośno i klepnął francuza w plecy, zupełnie zapominając o jego pękniętych żebrach. Fullbuster po raz kolejny jęknął głośno z bólu, a po chwili jego twarz przybrała ciemniejszy odcień. Zaczął się dusić.
Nie przejmując się zamieszaniem w salonie, Scarlet zerknęła na zegar. Dochodziło w pół do dwudziestej.
-No to jadę. Mruknęła podrzucając kluczykami od samochodu i wyszła niepostrzeżenie, gdyż teraz wszyscy starali się ratować Graya, któremu wyraźnie brakowało tlenu.

- - - - - - - - - -

Przemoczony Natsu wparował do kawalerki jak burza. Obładowany brązowymi, papierowymi torbami zamknął za sobą drzwi nogą i wyrzucił pakunki na swoje łóżko. Podszedł do szafy z lustrem, mieszczącej się w rogu pokoju i zaczął się przed nią rozbierać. Następnie, będąc w samej bieliźnie otworzył mebel i wyjął swój najlepszy, jak zarazem jedyny garnitur. W jeszcze niezapiętych paskiem spodniach oraz rozpiętej białej koszuli na bluzki, podszedł do łóżka i otworzył szufladę od nocnego stolika. Z wciąż zaciśniętymi ze złości ustami, sięgnął do papierowej torby na łóżku i wyjął z nich kilka naboi .50AE. Zawzięcie pakował je do magazynku Desert Eagla, którego wyciągnął z szuflady. Jeszcze kilka sztuk naboi schował do kieszeni spodni, po czym sięgnął po tabletki "Kwells" i popił je czystą wódką, również wyciągniętą z papierowej torby. Lekko skwaszony przez płyn rozgrzewający mu żołądek, ubrał się do końca, włożył pistolet za marynarkę i ostatni raz rzucając okiem na swoje odbicie w lustrze założył na głowę czarny kapelusz.
-Zapomniałbym... O najważniejszym, dopowiedział w myślach, i będąc już przy wyjściu cofnął się po dwa bilety do klubu "Golden" na dzisiejszy dancing z Sinatrą.
Zamykając za sobą drzwi od mieszkania, zerknął na swój naręczny zegarek, tanią podróbkę Doxa*(7) zakupioną od Lyona w China Town. Do godziny dwudziestej miał jeszcze prawie trzydzieści minut.
-Czekaj na mnie, cycata zołzo. Dragneel mruknął złośliwie pod nosem. -Już po ciebie jadę...



Pamiętajcie, że szczegółowe informacje znajdziecie w SPISIE !

1) Prohibicja - Częściowy lub pełny zakaz produkcji i dystrybucji napojów alkoholowych.
W Fiore okres prohibicji trwał w latach 1924 - 1935 r.

2) Peugeot 203 - francuski samochód osobowy, rocznik 48'

3) Fiat 1100 -  niewielki włoski samochód, segment C, rocznik 39'

4) Olbrzyn - Myśliwska broń palna ze sztucznie skróconą lufą.
 Pod względem konstrukcji obrzyny można podzielić tak jak strzelby na:
jednolufowe: jednostrzałowe, powtarzalne, samopowtarzalne ; oraz dwulufowe (dubeltówki)

5) Browning HP - samopowtarzalny pistolet z Belgii

6) Walther PPK - niemiecki pistolet samopowtarzalny

7) Doxa - marka drogich szwajcarskich zegarków, założona przez George Ducommuna w 1889 r.

***

Rozdział chyba nieco krótszy od tych, które ostatnio wstawiałam...
Niestety nie wyszedł on tak, jak się tego spodziewałam. Chyba muszę popracować nad sklejaniem zdań, bo albo one są dziwne, albo to ze mną jest coś nie tak :P
Do tego siedzę przy tym rozdziale już od kilku godzin, na pewno znajdziecie jakieś błędy...
(liczę na was :P)

Przy okazji chciałam napomknąć o nowej postaci, siostrze Rose(mary). Jest to pierwszy, i być może ostatni bohater w tym opowiadaniu, nie należący do kanonu FT. I jest też zarazem nagrodą Szeherezady, która ostatnio wykazała się ogromną błyskotliwością, pamięcią i dedukcją, której sam Sherlock by się nie powstydził :D
Mam nadzieję, że Rose wam się spodobała, jak i dobrze ją przedstawiłam (czyli tak, jak chciała Szez , nie wiem tylko czy mi się udało...).
Mi osobiście postać bardzo przypadła do gustu, aż nie chciałam jej uśmiercać jak to miałam w planach już od samego początku... No ale jednak...

A co w kolejnym rozdziale?
Możecie się spodziewać dużo, dużo akcji :) Pewnie domyślacie się jakiej. I na pewno znajdą się tacy, co z niecierpliwością czekają na "nich".
Nie wiem czy dam radę, ale postaram się wrzucić następną notkę do końca czerwca.

Przesyłam wszystkim buziaki i dziękuje za to, że pomimo dużego odstępu czasowego we wrzucaniu rozdziałów do sieci (ah ten brak czasu, obowiązki, Mundial...), wciąż ze mną jesteście :)
Pamiętajcie o zabawie "co wam się najbardziej / najmniej podobało" i jeszcze raz dziękuje :*

14 komentarzy:

  1. Wow, jak zawsze zadymisty rozdział.
    Cała ta akcja, która się w nim działa... Wszystko miałam przed oczami i po prostu Cię podziwiam. naprawdę.
    Trochę żal mi Rose, że umarła. Przywiązałam się do niej, a w chwili gdy umierała miałam łzy w oczach.
    Natsu taki narwaniec... Jak zawsze zresztą. Co się dziwić - to Natsu. xD
    Gay taki połamany... Cóż, polecam ośmiorniczkę. Co ośmiorniczka sklei, żadna siła nie rozklei~! Ja skleiłam nią krzesło jakieś pół roku temu i nadal się trzyma. Może Grayowi też pomoże? Warto spróbować. xD
    Cóż, więcej nie napiszę, bo nie mam pojęcia co mogę napisać, więc zostało mi podesłanie weny, zdrowia, oraz wolnego czasu~!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ugh. Miałam taki długi komentarz napisany i wszystko poszło w... khem, wszystko się skasowało D: Także no - pewnie teraz o czymś zapomnę :/
    To na początek tak: bardzo mi się ten rozdział podoba :3 (jak każdy zresztą xD)
    "-Wiesz ile się nabiegałem po tym całym szpitalu, zanim cię znalazłem?! Już chciałem zaglądać do kostnicy.
    -Miałeś nadzieję, co?
    -I to jaką. Zażartował Dragneel." - jak ja kocham ich relację <3333
    Haha, i Natsu będzie musiał iść z Lucynką na randkę zamiast Graya :D
    A Lucy wywalili z uczelni :C Jakie chamy. Jeszcze pożałują, o! Poza tym mają tylko jeden dowód! A on zawsze się może gdzieś zawieruszyć~ ;3
    Richard, szujo, nie uciekaj! >:C I tak cię złapią >:D Prędzej czy później, choć mam nadzieję, że prędzej ^^
    Reakcja Levy na Gajeela <3 I potem szok tego drugiego, jak ta pierwsza mu pokazała piwnicę :3 Teraz Gajeel się musi tylko skapnąć, że cały czas chodzi o tę samą mafię, do której należał Metallicana C:
    Natsiasty taki narwany... Cały on <3 Ale, słonko, całej mafii raczej sam nie wykosisz, weź Laxusowi zaufaj... ;3
    Strzelanina w szpitalu O.O I Rose zastrzelili! Już ja wam dam! *szuka kałacha, ale nie może znaleźć, więc się poddaje* I spokojnie, Yasha, wyszła ci wspaniale :3
    (Taka mała dygresja - piszę ten komentarz na telefonie, mam włączone podpowiadanie następnych słów. Następne proponowane słowo po "wspaniale"? "Natsu". Mój telefon wie, co dobre :'D)
    Haha, faktycznie mieszkanie Cany to dom opieki dla kalekich xD
    I jedź, Erza, jedź! Powiedz Natsiastemu, że nie może zabić Lucynki, bo wtedy nie będzie NaLu... znaczy się, bo wtedy nie odzyskacie aktu C:
    I Lily, nie wkurzaj się już tak, wiem, że wam się uda ;3
    I Macbeth, weź ty wreszcie coś zrób, a nie tylko se leżysz i nic nie robisz. Przecież nie jesteś jakoś obłożnie chory, przyjąłeś tylko trzy kulki na klatę...
    ...
    Dobra, cofam to xD Ale Angel się o ciebie martwi :C
    I Lucy, spokojnie, nie jesteś bezużyteczna! D: Nie płacz! D:
    I Gray, jak możesz Cobry nie pamiętać? Były facet Kinci! Mówi ci to coś?
    No i... To takie dziwne trochę czytać, jak ktoś mówi do Graya "Rozbieraj się!", a nie "Ubierz się!" XD
    No i nie wiem, co jeszcze napisać. Tak zerkam jeszcze na rozdział, ale chyba napisałam o wszystkim, o czym chciałam napisać.
    Więc podsumowując: najbardziej podobały mi sceny w szpitalu (wszystkie były cudne :3), Galevy i te dwa fragmenty z Natsu, jak w szpitalu nie był. Zwłaszcza ten, jak się szykował na "randkę" xD
    No i ten. Wena przesyłam i czasu wolnego i zdrowia życzę C:
    Szeh, bez odbioru. ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Jejku, no ._. Przeczytałam pierwsza, ale cos mi sie nie chciało pole do pisania załadować, wiec dopiero teraz jestem ._."...
    To tak, rozdział genialny <3 szkoda tylko, ze Gray sie koniec końców nie dowiedział o odwiedzinach Juvii... No i to Natsu idzie na tą randkę... Wolałabym Graya, ale co poradzić? On woli latać w habicie po szpitalu... XD Btw, strasznie polubiłam Rose. Ej, no... Musiałaś ją zabic D:?
    Co do najlepszego momentu, to chyba "...rozbieraj sie" XD Normalnie stanęła mi ta scena przed oczami, jakbym oglądała film "XD No i ta sceneria: mafia, krew, trupy, przerażeni ludzie chowajacy sie po pokojach...! ...i Erza, jakby nigdy nic, idzie sobie środkiem korytarza, klika guziczek i grzecznie czeka na windę. Prawie z łóżka spadłam "XD
    Chociaż boskie tez było duszenie sie Graya, akcja ratunkowa i (znowu) Erza, która nawet uwagi nie zwróciła XDD Pozdro z podłogi XD Uwialbiam ją wlasnie za ten nienormalny spokój i nieprzejmowanie sie niczym XDD
    Dobra, to ja przesyłam wene *przyklada palce do czoła: feel like Worren* i sie żegnam :3

    PS.:
    .
    .
    .
    Ok, to z Rosemary, ktore powinno byc wioską Erzy, a było pielęgniarka, było chastwem i trollingiem na miare Mashimy. Chociaż nie ma co sie dziwisz, tworzysz tez na podobnym poziomie :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za trolling podziękuj Szeherezadzie, która to imię wymyśliła :D

      Usuń
  4. Chcę tylko napisać że ten rozdział jest zajedwabisty ;3
    Przepraszam, ale porządnie skomentuje dopiero jutro.
    DO ZOBACZYSKA C:

    OdpowiedzUsuń
  5. Ekhem, ekhem! Zacny rozdział, milady. Wyłapałam jakieś dwie literówki, ale że czytałam rozdział rano, to teraz nie pamiętam w którym momencie je widziałam. Oprócz tego rozdział bardzo mi się podoba, aczkolwiek, mnie też wprowadził w błąd tytuł. Też myślałam, że chodzi o wioskę Erzy.
    Tak, czy siak życzę duuuuuużo weny i ślę jeszcze więcej! :P

    OdpowiedzUsuń
  6. No! Wreszcie nadrobiłam wszystkie zaległe rozdziały i dotarłam do bieżącego. W końcu mogę porządnie skomentować jakiś rozdział. Przepraszam za te poprzednie, bezsensowne komentarze, ale zależało mi na szybkim nadrobieniu Twojego bloga, jak i również zostawieniu po sobie jakiegoś śladu. Ale zacznijmy od początku.
    Nie chcę Ci tutaj słodzić, ale chyba tak wyjdzie. Jednak to, co teraz napiszę, to sama prawda. Od kilku rozdziałów, a w zasadzie od ok. 22 mam wrażenie, jakbym czytała książkę. I ja tu wcale nie przesadzam. Dlaczego tak sądzę?
    Po pierwsze- fabuła. Tak, to jest wielki plus Twojego opowiadania. Wymyśliłaś niebanalną własną historię ( nie licząc tylko tego, że wykorzystałaś imiona i wygląd bohaterów postaci z FT, bo charaktery, ich relacje i przeszłość wszystko sama wykreowałaś), o ciekawej tematyce ( mafia, ich walki, umieszczone w XX wieku, a na tle tego pokazane krzywdy i cierpienia zwykłych obywateli). No i żeby tego było mało bardzo dobrze przemyślałaś swoją historię. Każdy wątek łączy się z drugim lub wynika z poprzedniego. Każda postać musi odegrać jakąś rolę, ma przypisane zadanie, a każdy bohater w jakimś stopniu jest powiązany z drugim. Stworzyłaś niesamowitą historię o moich ulubionych gatunkach: akcji, kryminału no i poniekąd romansu.
    Po drugie- sposób, w jaki piszesz. Nie walisz za dużo opisów, co byłoby męczące, ale opisujesz wszystko na tyle, że ja czytając to, mam przed oczami. Dialogi nie są wymuszone, są treściwe, momentami śmieszne, budzące grozę. Całość tworzy wspaniały klimat i powoduje, że na moment przenoszę się do tamtego świata.
    Po trzecie – w to, co robisz, wkładasz całe serce. Każde nowe słowo wyjaśniasz, każdą broń opisujesz, dajesz zdjęcie, podjęłaś się nawet trudu, by zrobić mapkę i wszystko zobrazować. Opisałaś wszystkie organizacje i to jak mafia funkcjonuje. Robisz wszystko, by było jak najlepiej. To się powinno doceniać. Ja osobiście korzystałam z wszystkiego. 
    A teraz wrócę do obecnego rozdziału. Na początek można powiedzieć, że ziściłaś moje marzenie. Wczoraj, jak czytałam poprzednie rozdziały i jak doszłam do fragmenty o Grayu i o tym, że został ranny, pomyślałam sobie: „ Proszę, niech Natsu pójdzie na randkę z Lucy zamiast Graya.” I co tutaj otrzymałam- dokładnie to, co chciałam. Bardzo ci to dziękuję. Wiem, że to nie będzie typowa randka, w ogóle nie będzie można nazwać tego randką, ale jestem ciekawa reakcji Lucy i ogólnie przebiegu ich spotkania.
    No i znowu tutaj muszę cię pochwalić za spójność fabuły. No kurde, prawda sprzed tylu lat, poprzednia mafia FT i ich następcy, którzy powoli się spotykają. Kocham Cię dziewczyno za to!
    Przyznam, że pielęgniarka Rosemary mnie pozytywnie zaskoczyła. Jakoś polubiłam tą postać, chociaż na początku wydawała się uciążliwa. Troszkę szkoda, że zginęła, ale w słusznym celu. No i tutaj od razu mówię, cała akcja w szpitalu podobała mi się najbardziej. Sam pomysł z przebraniem Graya jako zakonnicy, Erzy jako pielęgniarki był mistrzowski. Mimo to i tak ledwo uszli z życiem. Czemu przez tą trudną mafię giną niewinni ludzie? Ale powiem Ci, jakoś mi się tak ciepło na sercu zrobiło, kiedy jeden z mafiosów podszedł do Graya przebranego za pielęgniarkę i kazał im odejść.
    Szkoda mi Graya i Juvii. Ta cała ich przeszłość i ich obecne relacje. Ciekawe, czy się jeszcze kiedyś zejdą. ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co jak co, ale landryna w tym opowiadaniu jest mistrzowska. To jak wstawia się za Grayem, chce się za niego zemścić, jest piękne. Mimo że się kłócą, to jednak prawdziwa przyjaźń.
      A w tle tego wszystkiego jest Gajeel, który powoli odkrywa prawdę o Makarovie. No i tak teraz zastanawia mnie jedno, co kryje się za tymi nastoletnimi dziewczynkami. Jaka ohydna prawda i zbrodnia. Bo jak sama wspomniałaś w którymś rozdziale, te porwane dziewczynki to tylko przykrywka do czegoś grubszego. O! I tutaj masz przykład, że to dobry kryminał.
      Z każdym rozdziałem nienawidzę Jose. Ja nie wierzę, jak bardzo można być chciwym człowiekiem na kasę, by robić wszystko, co mu się każe. To jest aż śmieszne.
      Mimo wszystko mam nadzieję, że Hoteye nie zwieje i go dopadną. Ciekawym pomysłem było zaangażowanie FBI. Przynajmniej policja wreszcie coś zrobi!
      No i żeby nie było, że ci tylko słodzę. Wyłapałam trochę literówek, ale to naturalne przy tak długim rozdziale. Ale może wypiszę ci je, by kiedyś, jak znajdziesz czas, nie czytać całego rozdziału i tylko od razu je znaleźć.
      „JAK WYGLĄDAŁA TA POLICJANTA?!” - zapewne chodziło o policjantka
      „Były prawnik notarialny, o dość dużych wpływach.”- tu nie literówka, a niepotrzebny przecinek.
      A to tylko takie drobne rzeczy, bo tak to nie ma błędów.
      Musze przyznać, że znacznie poprawiłaś się w stawianiu przecinków. Przynajmniej z tego, co ja zauważałam. Jest ich więcej i są w odpowiednim miejscu.

      Kochana, to tyle, komentarz nie jest tak długi, jak chciałam , by wyszedł, ale mam nadzieję, że chociaż w małym stopniu wynagrodzi Ci to, że tyle czasu nie komentowałam.
      Życzę ci wszystkiego – weny, pomysłów, satysfakcji, wolnego czasu!
      Pozdrawiam! :*

      Usuń
    2. No to żeś zaszalała z tym komentarzem :D Nie dość, że taki długi, to wyłapałaś dla mnie literówki i tyle razy pochwaliłaś... Zamieniam się w cukierniczkę wypełnioną cukrem xD
      Rozczulił mnie też fakt, że doceniłaś te wszystkie opisy, linki, mapki... co prawda miałam sporo frajdy przy tym, bo lubię się zajmować takimi duperelami, ale zrobiłam to głównie dla czytelników, by w razie czego mogli sobie gdzie niegdzie zajrzeć i lepiej zrozumieć tą historię. Cieszę się więc, że ktoś (prócz mnie, bo sama się czasem w tym wszystkim gubię xD) korzysta z tych "pomocników". Dołączając do tego inne komplementy, muszę przyznać że już dawno nie poczułam się tak bardzo doceniona :)))))) *wzruszona* Bardzo ci za to dziękuje :***

      Usuń
  7. Najlepszy moment zdecydowanie w szpitalu. Wyobrażałam sobie zrozpacząną Erzę gdy wołała "-I co my teraz zrobimy Gildarts?! Zdenerwowana Erza chwyciła mężczyznę za kołnierz. -Co zrobimy?!", normalnie rodem jakiejś komedii xD

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie takiego Rosemary się spodziewałam, jak każdy z resztą xD Ale szkoda dziewczyny, już ją zaczęłam shippować z Grayem xD Czekam na następne rozdziały, ślę wenę~ :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Joooj czemu akurat w takim momencie skonczylas ?? :D a już myślałam że w tym rozdziale doczytam o spotkaniu natsu i lucy :D mimo że to ponoć randka to wiem ze na pewno nie bd to tak wyglądać i jestem mega ciekawa jaka akcje wymyślisz dla nas :D co do rozdziału to jak zwykle dobrze napisany i mega przyjemnie się czytało :) jak zwykle siedziałam jak na szpilkach xD rosemary była genialna , strasznie ja polubilam , taka wygadana :) a ja lubię takie osoby :) i serduszko mnie zakulo jak ja usmiercilas :( ogółem mówiąc strasznie mi się podobało :D i niecierpliwie czekam na kolejny , mam nadzieje ze jednak znajdziesz trochę czasu i weny żeby wstawić go jak najszybciej bo uschne chyba heh :D buziaki skarbie i czekam !!! :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Rodział świetny :D ;D
    Już myślałam, że znów na początku będą jakieś retrospekcje patrząc a sam tytuł a tu taka niespodzianka :D :D
    Rose zapowiadała się ciekawą postacią, szkoda że tak szybko ją uśmierciłaś. Nasi bohaterowie mieliby przynajmniej jakąś bardziej fachową pomoc :D :D Medyczna opieka Erzy jest na pewno skuteczna ale też i straszna.

    Relacje pomiędzy bohaterami są rewelacyjne <3 <3
    Bardzo lubię tutaj postać Levy - jako bibliotekarka z charakterkiem wyszła ci świetnie. Gajeel nie spodziewał się wielu rzeczy po niej :D I chyba jeszcze nie jeden raz go zaskoczy
    A ten tekst Natsu i Gray'a z kostnicą - uśmiałam się ;D ;D xD

    Ogółem akcja w szpitalu była zajebista!! Gdyby nie pojawienie się Erzy i Gildartza to Gray by tego nie przeżył.

    Moment, w którym Clive wyjmował strzelbe z protezy mnie powalił na kolana :D ;D Nie sądziłam, że to tam będzie chował swoją spluwę.

    Pierwszy raz chyba słyszeliśmy słowa Rozbieraj się skierowane do Gray'a :D :D

    Właśnie co oni zrobili z karetką ??

    Jeśli chodzi o wywalenie Lucy ze studiów to byłam nieźle zaskoczona. Ciekawie co zrobi rektor gdy dowie się o samobójstwie Mesta?

    Ogółem najbardziej podobała mi się akcja w szpitalu :D

    Nie mogę też się doczekać kolejnego rozdziału :) Mam już swoje podejrzenia co się stanie ale zobaczymy czy się okażą słuszne. :) Po tej akcji w szpitalu mam nadzieję, że FBI zabierze sie choć trochę za policję. To jak bardzo jest skorumpowana jest straszne! No i mafia idzie sobie po prostu na łatwiznę, a tak miałaby choć trochę utrudnione zadanie jeśli chodzi o wyeliminowanie Gray'a, Lucy i Natsu.

    Chociaż ciekawa byłaby to opcja gdyby tak tą trójkę zamknąć gdzieś po upozorowaniu ich śmierci , gdzie by musieli przeczekać troszkę usypiając czujność mafii a potem na nich się zemścić :D Ciekawe jak bardzo Natsu by darł koty z Lucy :D :D

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. o cholera ... został mi jeden rozdział i koniec . No dobra. Rozdział świetny. Naprawdę jestem ciekawa, jak to wszystko się zakończy. Szkoda mi Lucynki, że ją wyrzucili z uczelni. Levy jak chcesz bierzemy łopaty i zatłuczemy profesorka! No dobra. Znalazłam literówkę x2 czyli tę samą. Kurcze, ale ja się odgrywam . No dobra. A co dalej? Natsu jak zawsze mnie denerwuje. JAK ON MOŻE TAKI BYĆ!? No dobra... widzisz nie mam weny do pisania, jestem dzisiaj zmęczona, bo dostałam nowy szablon na Nowe Zycie, a się okazało, że w 30 % nie jest taki jaki chciałam, tylko gorszy i cały dzień się z tym męczę i już się boję jaki mi zrobi ta osóbka no ten nowy blog. Agrrrrr ! Idę coś popisać, chyba ze złości kogoś dzisiaj zabiję ;)



    Żartowałam :)

    OdpowiedzUsuń

Wasze komentarze cieszą mnie jak mało kogo, jednak nie zaklepujcie miejsc. To nie ważne, kto jest pierwszy, kto ostatni. Takie wpisy zostaną usunięte.
Wszelkie pytania kierujcie do spamownika.
A jak przeczytałeś rozdział, to pozostaw po sobie ślad.
Jesteś anonimem? Podpisz się jakoś.

Całusy dla was śle z góry wdzięczna Yasha ^.^