16 sie 2018

Rozdział 47 "Bar"

- Hej, pobudka, Lucy.
Dziewczyna zamrugała oczami, słysząc ciepły i przyjazny w tonacji głos. Dostrzegła obok Graya, uśmiechającego się troskliwie.
- Jesteśmy już na miejscu.
Lucy wstała pospiesznie i wychodząc z samochodu, przyjęła podaną rękę Fullbustera. Dostrzegła, że są w Harbor Gateway, gdzie znajduje się port i magazyny. Jeden z magazynów pamiętała aż nazbyt dobrze.
Słysząc obijające się o port fale i skrzeczenie rybitw, poczuła się dziwnie przyjemnie.
Przy jednym z magazynów zauważyła Natsu, rozmawiającego z Caną i Erzą. Wszyscy spoglądali w jej stronę.
- Pomóc ci? - spytał Gray, widząc, że przez poranione stopy Lucy ledwo idzie.
- Nie, mogę... - zanim zdążyła dokończyć zdanie, zauważyła biegnącą do niej Erzę. Jej habit powiewał za nią niczym peleryna.
- Nic ci nie jest, Lucy? Wyglądasz okropnie!- zawołała, doglądając dziewczynę ze wszystkich stron.
- Nie panikuj, Erza, nic mi nie jest - zapewniła blondynka, siląc się na uśmiech.
- To się jeszcze okaże - wtrąciła, zanim Heartfilia zdołała jeszcze coś powiedzieć, i zaprowadziła ją do magazynu Dragneela. Gdy omijali Natsu, który rozmawiał o czymś z Alberoną, obydwoje ucichli. Cana ucieszyła się na widok Lucy, lecz widząc jej stan, nieco zmarkotniała. Za to Natsu stał na przeciwko z założonymi na torsie rękoma i nietęgą, srogą miną.
Erza wciągnęła Lucy do środka magazynu. Całe pomieszczenie wypełnione było workami saletry potasowej i siarki, były też worki z węglem oraz nieoznakowane kartony, piętrzące się niemal do sufitu. Nie dane jej było dokładniej się im przyjrzeć, gdyż zakonnica niemal natychmiast zaprowadziła ją do drugiego pomieszczenia. Tego samego, w którym niegdyś przetrzymywał ją Dragneel. Lucy dość pogardliwie spojrzała na kaloryfer i polowe łóżko.
- Rozbieraj się - rozkazała Scarlet.
- Ale po co?
- Nie dyskutuj ze mną. I tak cię obejrzę, więc lepiej zrób po dobroci to, o co cię proszę. Póki proszę.
Lucy spojrzała ze zgrozą na zakonnice, ale po chwili westchnęła i zaczęła rozpinać koszulę. W samym staniku i dżinsach usiadła na polowym łóżku, a Erza kucnęła obok i zaczęła oglądać jej brudne, pokaleczone stopy.
- Czemu nie masz butów?
- W szpilkach nie dałabym rady wejść z okna na dach.
Scarlet, wciąż trzymając stopę Lucy, spojrzała na nią przenikliwie. Zaraz jednak wyjęła spod łóżka miedzianą miskę i poszła nalać do niej wody.
- A skąd ten krwiak na brzuchu?
Zaskoczona Lucy zlustrowała swoje ciało. Faktycznie miała bordowo-fioletowego siniaka na całej długości pasa.
- Możesz normalnie chodzić?
- Po prostu jestem poobijana. To tylko źle wygląda.
- Już nie zgrywaj takiej twardej - skarciła ją zakonnica, kucając obok z miską i ręcznikiem. W ciszy umyła jej stopy, choć zawstydzona Lucy zarzekała, że sama to zrobi. Erza sprawdziła także jej żebra i kark.
- Widzę, że ktoś się wcześniej tobą zajął? - stwierdziła nagle, dostrzegając szytą ranę na dłoni Heartfilii. Lucy natychmiast zacisnęła ręke, a Erza nie naciskała z dalszymi pytaniami. Jedynie na koniec, gdy obmywała wacikiem z wodą utlenioną kącik warg dziewczynie, zmarszczyła brwi.
- Kto ci to zrobił... - westchnęła bardziej do siebie.
- Też chciałbym to wiedzieć.
Dziewczęta odwróciły się za siebie, słysząc Dragneela. Stał oparty przy progu do pomieszczenia, wciąż bacznie obserwując Lucy. Dziewczyna zmieszała się na jego widok i szybko założyła swoją koszulę.
- Muszę jak najszybciej się spotkać z Makarovem Dreyarem - zwróciła się do Erzy, prędko zmieniając temat.
- Z Donem?
- To nie może czekać, mam mu do przekazania coś naprawdę pilnego, nie cierpiącego zwłoki.
- To nie będzie takie łatwe, Don jest bardzo zajęty - zaczęła niepewnie zakonnica.
- Daj spokój, Erza! - zawołał nagle Natsu. - Lucy to nie byle chłystek. Don zawsze znajdzie dla niej czas.
Erza ścisnęła wargi w cienką linię, lecz ich dyskusję skutecznie urwał nieznośny rumor, dobiegający z pomieszczenia obok. Po chwili, dość niskiego wzrostu kobieta przecisnęła się obok Dragneela i wlepiła wzrok w Lucy, której oczy aż się rozszerzyły i zabłysły.
- Lucy! - zawołała zmachana dziewczyna, z wypiekami na twarzy i wilgotnym czołem z wysiłku. - O mój boże, Lucy! - powtórzyła i w mgnieniu oka mocno przytuliła do siebie Heartfilię.
- Levy... Levy!
Erza aż zachichotała na ten widok i zabierając ze sobą Dragneela, zostawiła dziewczyny w spokoju.
- Zabije cię, Lucy! Jak mogłaś mnie zostawić!
- Tak... Tak bardzo za tobą tęskniłam!
- A myślisz, że ja nie?! Odchodziłam od zmysłów, kretynko! Napisałaś mi jeden list. Jeden! Powinnaś pisać jeden na tydzień! Powinnaś w ogóle nie wyjeżdżać, głupia! Nawet nie podałaś adresu!
- Bo byś przyjechała.
- Oczywiście, że tak! Pojechałabym po ciebie i zabrała do domu, choćbyś zamieszkała w piekle! Nigdy więcej mi tego nie rób, słyszysz? Nigdy!
Lucy uśmiechnęła się czule i chwytając McGarden za ramiona, odsunęła ją od siebie. Wtedy Levy zauważyła siniaki Heartfilii oraz jej rozciętą wargę.
- Jak ty wyglądasz! Kto ci to zrobił?!
- Levy, przestań...
- Powiedz tylko kto i zajebie gnoja!
- Levy! - Lucy musiała krzyknąć, by przyjaciółka dopuściła ją do słowa, lecz niemal od razu znów przybrała czuły wyraz twarzy. - To nic takiego. Mam ci teraz coś ważnego do powiedzenia, więc skup się i nie przerywaj.
McGarden otarła łzy, chwyciła za dłonie Lucy i spoważniała.
- Pół roku temu wplątałam się w niezłe gówno, Levy. Nie mogłam nic na to poradzić, musiałam wyjechać, bo... Nie podawałam ci adresu, bo...
- Bo?
- Bo cię kocham - wyznała, patrząc przyjaciółce prosto w oczy. - Jesteś ostatnią osobą, która coś dla mnie znaczy. Wszyscy inni już nie żyją. Nie mogłabym spojrzeć sobie w twarz, jeśli coś by ci się przeze mnie stało.
McGarden mocniej ścisnęła dłonie Lucy.
- Gdyby coś mi się stało? Przez ciebie? - zaśmiała się nerwowo. - Lucy, co ty wygadujesz? Przecież wiesz, że ja jestem jak mały czołg. Jestem niezniszczalna!
- To nie jest śmieszne, Levy - zdenerwowała się Heartfilia, puszczając dłonie przyjaciółki. - Muszę natychmiast porozmawiać ze starym Dreyarem. A potem wyjeżdżam.
McGarden przez moment wyglądała, jakby ktoś zatrzymał czas na jej twarzy. Zamarła.
- Ty... Ty już do reszty zdurniałaś?!
- Nic nie rozumiesz, Levy...
- No mi to wyjaśnij! - przerwała Heartfili takim wrzaskiem, że wszyscy zbiegli się do pomieszczenia, w którym przebywały. - Nie mam pojęcia, w jakie gówno się wpakowałaś, ale nie obchodzi mnie to, bo wyciągniemy cię z każdego szamba! I prędzej cię zamorduję, niż pozwolę ci znów wyjechać! Jak w ogóle śmiesz mówić mi to prosto w twarz! I to kiedy jestem w takim stanie! Nie możesz mnie znów zostawić!
- Ale Levy...
- CISZA! - McGarden wydarła się tak głośno, że pewnie słyszało ją pół Magnolia City. Nerwowo krążyła po pokoju i wyglądała, jakby dostała ataku wścieklizny. Lucy, chcąc ją nieco uspokoić, niepewnie wstała z polowego łóżka.
- SIADAJ, JESZCZE NIE SKOŃCZYŁAM! - ryknęła, a Heartfilia natychmiast usiadła.
Pozostali, obserwując koło drzwi jaką dostaje burę, nie potrafili już wstrzymywać śmiechu.
- Chcesz coś bronić, tak? To nie uciekaj jak tchórz z podkulonym ogonem, tylko walcz o swoje! I nie bierz wszystkiego na siebie, tyle razy ci to mówiłam! Zaczniesz ty mnie kiedyś słuchać?! -Niespodziewanie doskoczyła do Lucy, która ze zmieszania spuściła wzrok. Ścisnęła ją za głowę i zmusiła, by skierowała swoje speszone, orzechowe oczy wprost na jej rozwścieczoną minę. - Masz tu zostać i wykonywać swoje obowiązki, rozumiesz, durna babo? Za niecałe sześć miesięcy zostaniesz matką chrzestną, więc pomyśl jeszcze raz o wyjechaniu bez mojej zgody z miasta, a nogi z dupy ci powyrywam.
Przestraszone dotąd oczy Heartfilii rozchyliły się szeroko, widząc promieniujący uśmiech swojej przyjaciółki, kontrastujący z zaczerwienionymi od płaczu powiekami. Nie dowierzając, powoli skierowała wzrok na delikatnie zaokrąglony brzuch przyjaciółki, którego dotąd niezauważyła.

***

Siergain dojechał pod jeden ze starych domów, mieszczących się w północnej części Harogen. Zanim wysiadł z samochodu, dostrzegł, że w jednym z pomieszczeni pali się światło. Uśmiechnął się półgębkiem, wysiadając z auta. Zapalił papierosa i otworzył zardzewiałą bramkę na posesję, która zapiszczała w zawiasach. Domownicy musieli to usłyszeć, ponieważ zanim zdążył zapukać, drzwi otworzyła mu Sorano.
- Wchodź - oznajmiła bez zbędnych przywitań i odsunęła się w progu. Siergain wszedł do środka, zdejmując kapelusz.
Od razu zauważył czarnowłosego mężczyznę, siedzącego na łóżku.
- Widzę, że z tobą coraz lepiej - stwierdził Jikurein, kiedy Aguira zamknęła za nim drzwi. Podeszła do mężczyzny na łóżku i usiadła obok niego. Obydwoje spojrzeli na gościa. W ich oczach można było dostrzec zdeterminowanie.
- Podjęliśmy decyzję - wyznał mężczyzna, uśmiechając się nieznacznie. - Jeśli dotrzymasz słowa, możesz na nas liczyć.
Siergaina wyraźnie ucieszyła jego odpowiedź. Dostał to, po co tu przybył, więc z powrotem założył na głowę kapelusz.
- W takim razie nie będę wam przeszkadzał. Pamiętajcie tylko, jaka była umowa - mówiąc to, podał mężczyźnie złożoną w kostkę kartę, a następnie udał się w stronę wyjścia. - Tu masz adres. Wiesz, co robić, Macbeth.

***

- Tylko nie przestrasz się bałaganu - uprzedziła Levy, otwierając drzwi od mieszkania. Po chwili Lucy aż przystanęła, widząc w salonie pełno rolek tapet, puszki kleju, deski, a na środku drabinę.
- Wybacz, robimy już pokój dziecięcy. Ale nie martw się, znajdziemy dla ciebie jakiś kąt.
- Nie ma mowy, bym wam teraz właziła na głowę! - zawołała oburzona Heartfilia.
- Tak? A gdzie pójdziesz? Bez pieniędzy? Bez niczego? Bo do Onibus cię nie puszczę, nawet po twoje rzeczy.
- I tak bym ich nie odzyskała... I już sobie jakoś poradzę, o to się nie martw.
Kiedy McGarden westchnęła głęboko i poszła wstawić wodę w czajniku, Lucy rozejrzała się po całym rozgardiaszu i uśmiechnęła się pod nosem.
- Wiesz, muszę przyznać, że zaskoczyłaś mnie tą nowiną - wyznała.
-  Że bobasem? Byś musiała widzieć, jak Gajeel się zdziwił! - Levy zachichotała pod nosem.
- Jak on to w ogóle przyjął? - spytała Lucy, a ciężarna wyciągnęła z chlebaka bułkę.
- "Jak"... No jak facet. - Skubiąc pieczywo, oparła pośladki o kuchenną szafkę pod zlewem i zerknęła na sufit, próbując sobie przypomnieć całą sytuację. - Najpierw stwierdził, że to nie czas na żarty. Potem zaczął się śmiać. A kiedy spytałam się, dlaczego tak się dziwi, jest dorosły to chyba wie, skąd się dzieci biorą - nieco go zatkało. Siedział przed barem kilka godzin jak posąg i przyswajał nowinę, nie odzywając się do nikogo ani niczego nie pijąc.
- Tak na trzeźwo? - zażartowała Heartfilia.
- No. Ale jak już do niego dotarło i przyszedł tu w nocy...
- Dobra, tyle mi wystarczy! - zawołała Lucy, widząc dokąd Levy odpływa myślami. - Już wiem, dokąd to zmierza.
- Tobie to tylko jedno w głowie, Lucy! - zawołała z pretensją, drapiąc się po brwi. - To nie tak jak myślisz. Przyszedł z bukietem kwiatów, zawstydzony jak dziewica przed swoim pierwszym razem... Ale w końcu mocno mnie przytulił i powiedział, jak jest szczęśliwy. A potem jednak było tak, jak myślisz, bo uprawialiśmy dziki seks do samego rana! - zawołała na koniec i wybuchła śmiechem widząc, jak Lucy - dotąd niemal wzruszona romantyczną postawą Redfoxa - ze zniesmaczeniem zatyka sobie uszy i krzyczy, że nie chce tego słuchać.

Kiedy wypiły herbatę, przy której Levy zdążyła trzykrotnie nakrzyczeć na Lucy za jej nagły wyjazd z Magnolia City, ich temat zszedł na ogólny zarys tego, co działo się w mieście podczas nieobecności Heartfilii.
- Chcesz wiedzieć, co w trawie piszczy? Trochę się pozmieniało... Oracion Seis zapadło się pod ziemię, choć ostatnio ktoś ponoć widział Macbetha, syna tego całego Dona, który został znaleziony martwy w rzecze jakieś trzy miesiące temu.
- Martwy? Wiadomo kto go zabił? - zdziwiła się Lucy.
- Oficjalnie nie, ale wszyscy wiedzą, kto za tym stoi. Don Makarov od początku mówił, że to ktoś inny trzyma wszystko w szachu i prędko przekonaliśmy się, że staruszek miał rację.
- Mówisz o Grimoire Heart? - dociekała Lucy, a Levy spojrzała na nią przenikliwym spojrzeniem.
- Widzę, że co nieco jednak wiesz - stwierdziła po chwili. - Na szczęście w North Faries jest bezpiecznie. Nikt nie ma czelności tu węszyć, jak to było z Oracion Seis. Pewnie dlatego, że Don Makarov wreszcie wrócił na stare śmieci.
Lucy dopiła ostatni łyk herbaty i nieco zmarkotniała. Widząc szczęście swojej przyjaciółki, nie chciała, by coś się zmieniło. Obawiała się, że ten stan rzeczy może wkrótce ulec zmianie - i to wyłącznie z jej powodu.
- Dobra, dość tych smętów! - zawołała nagle Levy. - Reszty dowiesz się na miejscu!
- Na miejscu?
- No w barze. Zadzwonię do Laxusa, by cię podwiózł. Tylko najpierw znajdę ci jakieś ubrania na zmianę.

Rozmowa z Laxusem nie przebiegała zbyt gładko. Odkąd Lucy wsiadła z nim do auta, nie zamienili ze sobą ani słowa. Dreyar zdawał się być nieskory do dyskusji, więc nie naciskała. Ponadto, jadąc do baru, wciąż myślała o tym, jak postąpić i co będzie słuszne - zostać, czy wyjechać. Miała nadzieję, że rozmowa z Makarovem rozwieje jej wątpliwości.
- Już jesteśmy.
Słowa Laxusa wytrąciły Heartfilię z zamyśleń. Beznamiętnie spojrzała przez okno i oniemiała. Nie mogła uwierzyć własnym oczom. W miejscu, gdzie niedawno stała za płotem jedynie sterta gruzów, znajdował się bar, zbudowany z ciemnej cegły. Lokal, umiejscowiony na skrzyżowaniu między starymi kamienicami, zdecydowanie wyróżniał się w okolicy. Lucy z nieukrywanym zdumieniem zaglądała do szprosowych okien pubu, kiedy wjeżdżała uliczką na tyły obok budynku. A tam, mimo iż na dworze zapadł już zmrok, dzięki oświetleniu nad bocznymi drzwiami dostrzegła dwa identyczne samochody o karoserii czarnej jak smoła, zastawione nieopodal kubły na śmieci, oraz podłużny budynek z rozsuwanymi drzwiami, przypominającymi te od warsztatu samochodowego. Na domiar wszystkiego, to miejsce było idealnie oderwane od zewnętrznego świata - jedyną drogą dojazdową była ta, którą wjechała z Dreyarem, a zewsząd otaczały ich boczne mury kamienic, pozbawione okien.
 - Laxus, wyjaśnij mi, proszę - zagadnęła dziewczyna, kiedy tylko się zatrzymali. - Jakim cudem wyremontowaliście... Nie, jak zbudowaliście od zera cały bar w tak krótkim czasie?!
 Mężczyzna odpiął pasy i z szerokim uśmiechem spojrzał na zaskoczoną Heartfilię.
 - Dzięki pieniądzom i znajomościom wiele można zdziałać. Dziadek postarał się, by załatwić ręce do pracy przy budowie.
 Dreyar dostrzegł, że zdumienie znika z twarzy dziewczyny. Nie mówiąc nic więcej opuścił wnętrze Lancii, a Lucy prędko podążyła w jego ślady. Wdychając marcowe, wieczorne powietrze, zmieszane ze spalinami i smogiem Magnolii City, ruszyła dziarsko w stronę bocznych drzwi baru, starając się nie myśleć o tym, czy to, co właśnie robi jest choć trochę rozważne. Po prostu przeszła pewnie przez otworzone przed nią przejście do - jak się okazało - zupełnie innego, obcego jej świata.
 Nagle gwar ulicy zastąpiła rozrywkowa muzyka puszczona z szafy grającej, a powietrze, którym się zachłysnęła, przesycone było nikotynowym dymem, mocno podrażniającym dziewczęce oczy.
 - Chodź. - Przez panujący wokół hałas ledwo usłyszała za sobą Laxusa. Nim zdołała się za nim odwrócić, została przez niego pociągnięta w głąb baru. Nie miała nawet okazji by na dłużej przyjrzeć się lokalowi, zdobionego drewnianą boazerią oraz sofami z siedziskiem o kolorze butelkowej zieleni, ani przesiadującym w barze ludziom. A było ich mnóstwo; w całym barze panował niesamowity tłok - goście, zupełnie jej obcy, a także i tacy, których musiała dostrzec gdzieś kiedyś przelotem w North Faries, siedzieli przy whisky, grali w karty wzajemnie się przekrzykując lub przechodzili do sąsiednich stolików czy baru, przez co Lucy wraz z Laxusem momentami musieli się wręcz przeciskać przez cały ten rozgardiasz. Przelotnie dostrzegła jedynie pana Clivera, który tak bardzo skupiał całą swoją uwagę na białowłosej barmance za ladą, że nawet nie dostrzegł ich przybycia - w przeciwieństwie do wspomnianej kobiety, dyskretnie zerkającej na nią i Laxusa od samego początku.
 - Mirę i resztę przedstawię ci później - zaproponował Dreyar. - W końcu przyszłaś tu porozmawiać z nim. Inni mogą zaczekać.
 - Racja - potwierdziła Lucy, onieśmielona tym, co przed chwilą ujrzała. Bez słowa przeszli do drugiego pomieszczenia, znajdującego się za podwójnymi drzwiami.
 Tym razem znalazła się w pustym, nieco przyciemnionym pomieszczeniu, gdzie było ciszej i nic nie drażniło jej spojówek. Miejsce to nie było już tak dostojne i odświeżone jak główna część baru, dostępna dla każdego. Na podłodze wyłożone zostały stare, niezaimpregnowane panele, a porozwieszane na ścianach wycinki gazet nieudolnie zakrywały nie do końca rozprowadzoną bądź nieumiejętnie położoną farbę. Większy stół oraz kilkanaście krzeseł, zdobiące sam środek pokoju również przeżyły swoje lata świetności - drewniane meble były zużyte, niektóre z nich nawet połamane i niezbyt zdatne do użytkowania.
Niespodziewanie dołączyła do nich barmanka, która prędko zamknęła za sobą podwójne drzwi.
- Nie mogłaś sobie odpuścić, co? - zaśmiał się Dreyar, lecz kobieta nie zwracała na niego uwagi.
- Ty pewnie jesteś Lucy! - Z promiennym uśmiechem anioła, chwyciła zaskoczoną Heartfilię za dłonie i ścisnęła je mocno. Zdecydowanie za mocno, jednak z podekscytowana najwyraźniej nie zdawała sobie z tego sprawy. - Tyle o tobie słyszałam. Cieszę się, że mogę cię wreszcie poznać! Jestem Mirajane, ale mów mi Mircia!
- Mi też cię miło poznać, Miraja... Mircio - poprawiła się Lucy, posyłając pięknej kobiecie nieśmiały uśmiech. Wydawała się naprawdę sympatyczna, lecz kogoś jej przypominała. Nie wiedziała tylko kogo.
- Dziadek już wie? - wtrącił nagle Laxus, spoglądając na barmankę.
- Tak, czeka na górze - potwierdziła Mirajane, prowadząc ich po schodach, których Lucy wcześniej nie dostrzegła, gdyż były schowane za barowym, wysokim kontuarem i w nieoświetlonym miejscu.
Weszli po nich w ciszy, a Heartfilia zaczęła się denerwować, gdy tylko zobaczyła drzwi do jedynego pokoju na pierwszym piętrze.
Laxus zapukał do drzwi i natychmiast je otworzył.
 - Już jesteśmy - oznajmił, przykładając wielką dłoń do spiętych pleców Lucy i popychając ją do środka. 


No i jest następny rozdział ;) Przyznam, że skróciłam go o połowę - nad kolejną częścią muszę jeszcze mocno popracować, a obecnie nie mam do tego sił. Totalnie rozłożyła mnie choroba, ze zwykłego przeziębienia doprawiłam sobie oskrzela. Za dużo się szalało w te wakacje, a to już nie te lata xD.
Przeglądałam także te rozdziały, które już napisałam, ostatnio wspominałam także o tym, że chyba jednak trochę zbyt wiele na siebie wzięłam... Trzeba będzie zrobić porządek z tym kalendarzem w archiwum, ale mogę wam obiecać, że rozdziały nie powinny pojawiać się rzadziej niż co 2-3 tygodnie. Naprawdę się staram, by to wszystko miało ręce i nogi, pojawiało się na czas, ect., ale sami pewnie dobrze wiecie - życie :')
No i w końcu coś, o czym wspominałam już dawno temu! Nowy bohater, dla którego mieliśmy wybrać wspólnie imię :D. No i jak się okazało, nową postać możemy zawdzięczać Levy i Gajeelowi xD Pod czatem macie sondę, w której możecie oddawać głosy :) Myślę, że do końca września będzie ona tkwiła na blogu.
Mam także nadzieję, że spodobał się wam ten skromny rozdzialik, buziaki ;*


10 komentarzy:

  1. A ja ci jakiś komentarz zostawię, nie ma. :D
    Uwielbiam twoją Levy. ;) Tak pięknie ochrzanić Lucy to mogła tylko ona :D
    I jest w ciąży, oł yeah. :D Redfox będzie tatą, chcę to zobaczyć (o ile ich wszystkich nie pozabijasz). xD
    I ciekawi mnie jak przebiegnie rozmowa Lucy i Makarova. :)
    Całuję. :*
    Wracaj do zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przyznam się, że też całkiem lubię tą moją wersję Levy :D Ale taki opiernicz to nic, musiała byś widzieć jak ja swojego faceta potrafię do pionu ustawić... Tak, nie ma ze mną lekko xDDD No i jak widać, pod nieobecność Lucy, Gajeel dobrze zajął się Levy - kompleksowo xD. Bardzo ci dziękuje, Aniu, za komentarz :* Również ślę całusy :D
      PS. Do zdrowia prawie już doszłam, ale ktoś mądry na noc okna nie zamknął i znów jest gorzej :(

      Usuń
  2. No i miód malina! Czyżby nasz Natsu Mam-wszystko-i-wszystkich-gdzieś Dragneel martwił się o naszą biedną, pokaleczoną Luce? :D Oby tak!
    Levy i Gajeel jako rodzice? Yaaaas!
    Życzę weny i powrotu do zdrowia! Pozdrawiam cieplutko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obiecuję ci, Agathe, że w najbliższych rozdziałach będziesz miała okazję bliżej poznać Natsu - tą jego bardziej "prawdziwą" wersję ;). Ale wszystko z czasem :D I cieszę się, że wszyscy tak cieszą się na sytuację Gajeela i Levy - miałam obiekcję, czy się to spodoba, ale widzę, że najwyraźniej niepotrzebnie się martwiłam :P.
      Dziękuję za komentarz, kochana! :*

      Usuń
    2. Moja ekscytacja i ciekawość sięgnęły zenitu! Napaliłam się na ,,prawdziwą'' wersję Natsu! A Lisanna niech się nie pojawia nigdy więcej, wszystko zniszczy jak zwykle :(
      Pragnę zobaczyć Gajeela zmieniającego pieluchy, to będzie coś świetnego! :D

      Usuń
  3. Też zostawię komentarz, ale z anonimka, bo mi ciągle na telefonie wyskakuje, że chcą mi się wszędzie włamać (chodzi o aplikacje google i samo google+). Na laptopie też mi ciągle wyskakuje, że strony, na które wchodzę regularnie nie są już zabezpieczone... Normalnie paranoja z tym technologicznym syfem, muszę oddać chyba sprzęty pod opiekę dobrego informatyka, bo nie wyrobię psychicznie =.=
    Na wstępie przepraszam, iż nie skomentowałam poprzedniego rozdziału, ale upały mnie zabijały i chyba byłam wtedy jeszcze na wyjeździe... Z tym wyjazdem nie jestem pewna, jednak morderczych zapędów upałów już tak :D Tak czy siak, podobał mi się, zwłaszcza końcówka... Myślałam, że będzie wrzask,płacz i zgrzytanie zębami, a zamiast tego dostałam happy ending :D Walka z laską od Augusta (nie pamiętam jej imienia, wybaczxD) też była dobra, tak samo jak Lucy spider-man. Normalnie nie wiedziałam czy płakać ze śmiechu czy dzwonić po pogotowie dla niej i dla siebie, bo byłam bliska zawału serca (lęk wysokości ssie mocno)xDDD Chociaż jakby spadła z czwartego piętra, to trzeba by było zakład pogrzebowy wzywać chyba ^^''' NO ALE CZEMU ZEREF, DO DIABŁA, NIE DOSTAŁ KULKI W ŁEB ALBO W SERCE?!!! ZA TO MAM FOCHA!!!
    Przechodząc do aktualnego rozdziału - LEVYYY MĄ BOHATERKĄ, LEVYYY NA PREZYDENTA!!! Serioszka, ta drobina zmiotła w tym rozdziale wszystko i wszystkich! :D Jak opierdalała - za przeproszeniem - nasz magnez na kłopoty (czyt. Lucy) to gorliwie kiwałam potwierdzająco głową, bo się zgadzałam ze wszystkim, co powiedziała/wykrzyczała!
    "...uprawialiśmy dziki seks do samego rana" - JAK TO PRZECZYTAŁAM, TO ZDECHŁAM ZE ŚMIECHU! PRZYSIĘGAM, ŻE ZDECHŁAM! Niemniej wcześniej było takie "Awww" przez reakcję Gajeela na bobasa!
    Laxus mnie drażni. Nie wiem czemu, jednak mnie drażni... MIRAJANE!!!<3 KOCHAM JĄ MIMO PODOBIEŃSTWA DO LISANNY!!! *podpowiadam Lucy do kogo Mircia jest podobna* Zastanawia mnie jedno:Czy Lucy i Mira u ciebie się wcześniej nie znały? Czy mi się opowiadania popierniczyły?
    Tak czy siak, jestem ciekawa jak potoczy się ich relacja... Mam nadzieję, że Lis niczego nie spierniczy :( Już chyba pisałam, ale u ciebie młodsza z sióstr Strauss mnie wkurwia i to mocno. Czekam na opis spotkania Lucy z Makarovem :D
    Życzę weny i powrotu do zdrowia. Pozdrawiam chłodno, co by cię ochłodzić w te upały!
    Ginny Kurogane

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj to widzę, że google robi ci niezłego psikusa :| Jeśli pomimo zalogowania się wyskakują ci te komunikaty, to może przeczyść na kompie rejestr i cookie, wyloguj się i zaloguj jeszcze raz?
      I wybaczam brak komentarza pod poprzednim rozdziałem xD Te upały wykańczały chyba każdego...
      Też mam lęk wysokości, łączę się w bólu xD. Cieszę się, że ten fragment ci się spodobał, a za Zerefa się nie fochaj - kiedyś ci to wynagrodzę ( ten brak kulki w łbie xD - nie, to nie znaczy, że Zeref tak skończy, albo że w ogóle skończy, ale mogę ci obiecać, że nie będziesz zawiedziona... kiedyś xD).
      Widzę, że Levy zaskarbiła sobie serducho nie jednej osoby, hehe :P. Laxus może cię drażni, bo taki oficjalny jest, no ale jak widać nie każdy skacze pod sam sufit ze szczęścia na powrót Lucy (co nie znaczy, że w ogóle się nie cieszy ;p). I akurat Lucy z Mircią to widzą się pierwszy raz, musiało ci się coś faktycznie pomylić :D.
      I nie martw się, Lisanna jeszcze zapewne nie raz cię tu wkurwi xDDD.
      Dziękuję za komentarz, kochaniutka :***

      Usuń
  4. Levy i Gajeel jako rodzice! #badassparents xD już nie mogę się doczekać, no ale skoro dziecko w drodze, to kiedy ślub, huh?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No ślubu jeszcze nie było, ale nikt nie mówił, że go nie będzie ;> :D

      Usuń

Wasze komentarze cieszą mnie jak mało kogo, jednak nie zaklepujcie miejsc. To nie ważne, kto jest pierwszy, kto ostatni. Takie wpisy zostaną usunięte.
Wszelkie pytania kierujcie do spamownika.
A jak przeczytałeś rozdział, to pozostaw po sobie ślad.
Jesteś anonimem? Podpisz się jakoś.

Całusy dla was śle z góry wdzięczna Yasha ^.^