18 wrz 2014

Rozdział 33 "Korona"

Różnej wielkości budynki i brukowane uliczki miasta, skąpane pomarańczową poświatą zachodzącego, jesiennego słońca, wyglądały tego dnia wyjątkowo uroczo. Lekki, chłodniejszy wiatr powiewał kolorowymi, ostatnimi na koronach drzew liśćmi i płaszczami przechodniów. Okolica wydawała się łagodna i bezpieczna. Nawet wtedy, gdy wraz z zajściem słońca zapadł półmrok, a na zewnątrz zrobiło się nieprzyjemnie zimno. Poboczne, zdobione stalowymi łukami latarnie zamigały kilkukrotnie, aż wreszcie na dobre oświetliły ciemne zakamarki tej zadbanej dzielnicy.

Zachodnia część Magnolia City. Godzina 17:04.

Szeroka ulica, którą powoli się snuli, prowadziła do ślepego zaułka - podjazdu przed Uniwersytetem Magnolskim. Ich cel.
Na parking zajechały dwa samochody, Lancia Ardea oraz Ford 1100.
Koła pojazdów zaczęły cicho zwalniać, gdy tylko zbliżali się do nikle oświetlonego przez pobliskie latarnie budynku. Po dłuższej chwili, absolutna cisza została brutalnie zakłócona przez trzask otwieranych i zamykanych drzwiczek. Z aut zaparkowanych najdalej od położonych od uniwersytetu miejsc, wyszło czterech mężczyzn, w przejściowych, stylowych kurtkach.
-Plan jest prosty. Pięcioosobowa grupa ludzi zebrała się na około Gajeela. -Szanowny pan Michello w poniedziałki urzęduje w uniwersytecie do 17:30. O punkt w pół do osiemnastej, zabiera swoje rzeczy i odjeżdża zielonym Chryslerem Windsor*(1) z czterdziestego ósmego, do swojego niewielkiego domku w Hoboken Vale. Ale zanim kończy pracę, od siedemnastej zamyka się w swojej dziekańskiej kanciapie. Wtedy go dorwiemy...
Ostatnie z samochodów wyszły dwie młode kobiety, które kątem oka obserwowały odchodzących mężczyzn. Prócz ich aut, na niemalże opustoszałym parkingu znajdował się tylko jeden samochód. Ciemnozielony Chrysler Windsor.
-Cana i Levy, wy zaczekacie przed uniwersytetem na Erzę. Gdy zakonnica wreszcie dojedzie, dołączycie do nas. A Erza niech w razie czego pilnuje wejścia i samochodu pana Michello.
Zdeterminowane dziewczęta jednocześnie przytaknęły głowami, na znak, że zgadzają się z planem Redfoxa.
Weszli do uczelni bez problemu. Skupieni na swojej robocie, nie rozglądali się zbytnio po okazałym budynku. Od razu po przekroczeniu jego progów, skierowali się do wyjścia ewakuacyjnego po lewej. Ich przyspieszone kroki nierówno obijały się echem po posadzce uniwersytetu, a następnie po metalowych stopniach przejścia przeciwpożarowego.
-Pokój dziekana znajduję się na trzecim piętrze. Wszyscy uważnie wsłuchiwali się w słowa Gajeela. -O 16:35 studenci kończą ostatnie zajęcia na tej kondygnacji, ale żeby nikt nas nie zauważył, powinniśmy się tam przemknąć jakimś mało używanym przejściem. I dla pewności, ktoś powinien pilnować tyłów... 
-Jesteś pewny, Natsu? Spytał Laxus, otwierając drzwi od wyjścia ewakuacyjnego. Znaleźli się na pustym korytarzu trzeciego piętra.
-Zajmijcie się tym sami. To w końcu nie moja sprawa. Mruknął obojętnie Dragneel.
-Skoro nie chcesz się w to mieszać, to co tu robisz? Gray odwrócił się do przyjaciela z podstępnym uśmieszkiem, na co ten tylko posłał mu wrogie spojrzenie.
-Zostanę z Natsu. Wtrącił Gajeel. -Lepiej, jeżeli na zewnątrz zostaną dwie osoby. W razie czego, będziemy tuż za ścianą.
-Ale żadnego "w razie czego" nie będzie. Zapewnił Dreyar. -W końcu to tylko stary dziad...
Normalnym tempem podeszli do właściwych drzwi. Usłyszeli dobiegającą zza ściany jazzową melodię z rzężącego radia.
-Tylko się pospieszcie. Rzucił Natsu, a gdy Laxus chwycił za okrągłą klamkę, wraz z Grayem spojrzeli na siebie porozumiewawczo.
Drzwi do pokoju dziekana otworzyły się na oścież, przez co muzyka puszczona z niedostrojonej częstotliwości rozniosła się pogłosem po uniwersyteckich korytarzach.
Pan Michello siedział za sosnowym biurkiem, popijając gorącą kawę na skórzanym fotelu. Nim się jednak zorientował, kubek wypadł mu z rąk i z hukiem roztrzaskał się na panelach. Ciemna ciecz zaczęła powoli wypełniać szczeliny parkietu, lecz starzec nie mógł tego dostrzec. Nie był w stanie nawet kiwnąć głową, ponieważ gumowe zakończenie lekarskiej kuli mocno wbiło się w jego krtań. Wciąż siedząc na fotelu z umocowanymi u spodku kółkami, został przyciśnięty do jasnobrązowej boazerii. Uderzył o nią z taką siłą, że zawieszony nad jego głową krzyż zakołysał się ostrzegawczo.
Nie mogąc wydusić z siebie choćby słowa, z lękiem obserwował co się dzieje. Dwóch mężczyzn, wartujących pod jego gabinetem, puściło mu ostatnie, złowrogie spojrzenie, po czym z cichym skrzypnięciem zamknęli za sobą drzwi. Dwóch pozostałych mości panów bezceremonialnie wtargnęło do jego pokoju. Blondyn z charakterystyczną blizną przechodzącą przez prawe oko, powoli podszedł do brzęczącego radia i jednym ruchem ręki je wyłączył. Za to ciemnowłosy młodzieniec siedział niechlujnie na jego biurku. To właśnie on przyciskał go metalową laską do ściany.
-K-kim wy jesteście?! Wycharczał Michello z, dosłownie, ściśniętym gardłem. Zaskoczony tą niecodzienną sytuacją, odchrząknął przy tym z bólu. Dociekliwym spojrzeniem przyglądał się, jak na srogiej twarzy blondyna pojawia się chytry uśmieszek.
-Jesteśmy tylko miłymi kolesiami, którzy przyszli poprosić o drobną przysługę. Laxus żachnął lekko rozbawiony, nawet na niego nie patrząc. Wolał dogłębnie oglądać pokój Michella, jakby szukał czegoś, co tu zostawił. Ale staruszek był pewien, że widział ich wszystkich po raz pierwszy w życiu.
...
Natsu i Gajeel stali przed pokojem w zupełnej ciszy. Wyprostowani niczym bodyguardzi, trzymali splecione dłonie na wysokości swojego krocza. A w nich trzymali naładowaną broń.
-NIE MA MOWY! NIE PRZEKONACIE MNIE!
Usłyszeli wrzask starca za ścianą, lecz kompletnie to zignorowali. Zupełnie, jakby nic nie słyszeli.
-Ty, zapomniałem ci coś powiedzieć! Dragneel zagadał niespodziewanie, na co Redfox tylko zerknął na niego ukradkowo. -Słyszałeś o tym nowym szpiegu?
Widział, jak na ostatnie słowo czarnowłosy poruszył się nerwowo.
-Szpiegu, powiedziałeś?
-No nie mów, że TY nic nie wiesz! Natsu przesadnie udawał zaskoczonego. Przedrzeźniał go.
-Jeśli to twój kolejny, głupi, żart... 
-Mówię poważnie. Oznajmił młodzieniec, uspokajając wzburzonego Gajeela. Palcem wskazał na biały plaster przyklejony pod okiem. -To pamiątka po spotkaniu z nim. Śledził mnie, kutas jeden...
-Jak wyglądał? Dociekał Redfox, ale jego towarzysz zrobił skwaszoną minę.
-No właśnie nie widziałem. Natsu warknął ze złością. -Zasłaniał twarz kapeluszem. Ale nie uwierzysz, gdzie się ten typ szwendał!
-Po North Faries, jak mniemam?
Dragneel na potwierdzenie tych słów kiwnął głową, przy czym bacznie obserwował spokojną twarz Gajeela. Wiedział, że spokojną jedynie z pozoru.
-Na tej dzielnicy nie ma miejsca dla dwóch takich jak ja... Wreszcie wysyczał przez zęby, a Natsu uśmiechnął się triumfalnie, gdy zobaczył jak mężczyzna mocniej zaciska palce na rękojeści Walthera*(2).
...
-NIE MA MOWY! NIE PRZEKONACIE MNIE! Wywrzeszczał Michello, gdy tylko gumowa zatyczka od kuli oderwała się od jego krtani. Swoim krzykiem wreszcie skupił na sobie uwagę Laxusa.
-Nie? Blondyn stanął mu na przeciw, wymierzył w niego lufę Beretty i przeładował spluwę. -To może to cię przekona?
Chłodna, jak stal pistoletu, twarz Dreyara zaczęła zmiękczać dziekana. Bo nie tyle co naładowana broń budziła w nim niepokój, jak dzierżący ją mężczyzna. W chwili obecnej wyglądał na takiego, co strzeliłby bez głębszego namysłu.
Gray w tym czasie próbował podrapać się pod gipsem, który nałożyli mu na wystawioną, lewą rękę. Choć z pozoru psuło to dramatyczność owej scenerii, obojętność drugiego z młodzieńca jeszcze bardziej przeraziła starca. Zachowywali się, jakby takie napaści były dla nich chlebem powszednim. Michello milczał, nie wiedząc co począć. Z nerwów, jego czoło zaczęło lśnić od potu.
-Wystarczy, że podbijesz tu pieczątkę i podpiszesz. Laxus wolną ręką wyjął z wewnętrznej kieszeni kurtki zgiętą w pół kartkę. -Nie musisz ponownie zapisywać dziewczyny na listę uczniów.
Fullbuster przejął dokument, rozłożył go i podsunął pod nos dziekana. Był to falsyfikat dyplomu ukończenia Uniwersytetu Magnolskiego dla Lucy Heartfilii.
-Przecież to podróbka! Zdenerwował się niski staruszek, a jego i tak wyraźne zmarszczki na twarzy powiększyły się. -Bardzo dobra podróbka, ale ... nie mogę...!
Dziekan ucichł raptownie, gdy lufa Beretty poruszyła się lekko.
-Tylko my o tym wiemy, prawda? Laxus popukał palcem w wypisane na dyplomie imię i nazwisko. -A poza tym, kiedy znajdzie się tu twoja pieczątka i podpis, Lucy Heatrfillia zupełnie legalnie ukończy edukację w waszym zapiździałym uniwersytecie.
-Podpis i pieczątka. Burknął francuz, przypominając dziekanowi o swoim zadaniu.
Tylko to wystarczyło, by dziewczyna mogła wstawić się w sądzie jako obrona Makarova Dreyara.
...
-Zastanawia mnie jedno... Słowa Cany wyrwały Levy z zamyśleń. Dotąd dziewczyny nie zamieniły ze sobą żadnego słowa. Bezustannie wgapiały się w okna trzeciego piętra, gdzie udali się pozostali.
-I ... tego... Laxus, masz... no wiesz... Gajeel na ułamek sekundy zerknął na bibliotekarkę. Tyle jednak wystarczyło, by każdy, łącznie z Levy, to dostrzegł.
-Mam, mam! Zapewnił Dreyar, gdy tylko skojarzył o co chodzi i bez zbędnych podchodów wyciągnął kartkę z wewnętrznej strony swojej kurtki. Dając tym znać, że nie chcę niczego ukrywać przed wplątaną w całą akcję McGarden, rozłożył dokument na stole. Tak, by każdy miał do niego wgląd.
-Czy to jest... Gray aż nachylił się, chcąc bliżej przyjrzeć się podejrzanemu papierkowi.
-Lewy dyplom dla Heartfilli. No ale jak dziekan go podpisze...
-Tyle, że JA się na to nie pisałem! Natsu przerwał Laxusowi i z obrażoną miną oparł się plecami o kanapę. -Miałem tylko pomóc ze zdjęciem. Nie będę załatwiać tej cycatej zołzie wykształcenia!
-Hmmm... Levy sięgnęła po okulary i chwyciła w dłonie podrobiony dyplom. 
-A ty co, bawisz się w eksperta? Zażartował Gajeel, ale chłodne spojrzenie dziewczyny nieco przygasiło jego rozbawienie.
-Nie wiem kto to robił, ale dużo z tym nie zdziałacie. Stwierdziła McGarden, zdejmując okulary i gniotąc falsyfikat.
-EJ, CO TY...?!
-Z takim gównem możecie iść jedynie do skupu makulatury! Stwierdziła dobitnie w stronę rozgniewanych gości. -A ten paterak, który zrobił dyplom, niech lepiej nigdy więcej nie zabiera się za podrabianie czegokolwiek!
Gniewnym krokiem weszła do jednego ze swoich mniejszych pokoi. Wróciła do reszty po niespełna dwóch minutach, z nowym, podrobionym dyplomem. Choć gdyby nie brak pieczątki uniwersytetu i podpisu dziekana, nikt by nawet nie pomyślał, że to jedynie imitacja.
-Wygląda jak oryginał... Chyba...
-Skąd ty to masz?
-Nawet nie pytajcie. Wzrok Levy uciekał na sufit, ale nie potrafiła ukryć podstępnego uśmiechu. -I tak wam nie powiem...
-Skąd wiedziałaś jak wygląda dyplom ukończenia takiej szkoły? Bo chyba nie jesteś prawnikiem...
Widząc lekki niepokój na twarzy brunetki, McGarden zachichotała cicho.
-Nie, skądże. Ale Lu raz czy dwa pokazała mi dyplom swojego ojca.
-I to wystarczyło, byś zrobiła tak dobrą kopie? Cana odpaliła papierosa. Zaciągnęła się mocno i bezgłośnie wypuściła z ust szarą chmurkę. -Poza tym, po co zrobiłaś ją wcześniej? Takich duplikatów się nie tworzy w dwie minuty... Czyżbyś planowała to co my? W sumie, nawet nie zdziwił cię fakt, że chcemy w ten sposób pomóc twojej przyjaciółce...
-A ty co, w Sherlocka Holmesa się bawisz?! Levy wreszcie pękła i oburzona nakrzyczała na brunetkę. Ta jednak nie zezłościła się, wręcz przeciwnie.
-Nie musisz wszystkiego wiedzieć. Dodała nieco zmieszana bibliotekarka, widząc zwycięski uśmiech Alberony. Nie trudno było odgadnąć, że Cana po prostu ją rozgryzła.
-Niezłe z ciebie ziółko, McGarden. Dobrze znać taką osobę jak ty.
-To znaczy? Bibliotekarka zmierzyła ją podejrzliwie.
-Widać, że znasz się na...
-Nie wyobrażasz sobie za dużo? Levy przerwała jej ostro. -Jestem tu z wami, bo chodzi o dobro Lucy. Tylko i wyłącznie.
Usłyszały zbliżający się ryk silnika.
-Może to ta wasza zakonnica jedzie? Pytaniem dała znać, że rozmowa na poprzedni temat dobiegła końca.
-Nie... Alberona, maszcząc brwi, szybko rozwiała domysły Levy. -Erza jeździ przewozowym złomem. A to z pewnością nie jest silnik starego gruchota.
W napięciu obserwowały drogę, aż wreszcie dostrzegły na niej nadjeżdżającego, jasnobrązowego DeSoto Customa. Samochód ominął je, parkując tuż przy wejściu do uniwersytetu. Wyszło z nich trzech mężczyzn, ubranych dość zwyczajnie, gdyby nie fakt, że ich świecące od czarnej pasty buty i skórzane kurtki należały z wyższej pułki cenowej.
-Nie podoba mi się to. Warknęła dyskretnie Alberona. -Miało tu nikogo nie być...
McGarden z niepokojem zerkała na przybyszy, aż nagle ją olśniło.
-O cholera, to FBI! Syknęła zdenerwowana. -Co oni tu robią?!
-Co?! Federalni?! Skąd to wiesz?!
-Ten w okularach... Levy niemal niezauważalnie skinęła podbródkiem na rozmawiających w oddali mężczyzn. -Pamiętam go, był na komisariacie przesłuchiwać Lucy, po tej aferze z Mestem Gryderem.
Bibliotekarka wyglądała, jakby z nerwów nie mogła ustać w miejscu. Cana przygryzła dolną wargę. Pomijając nieznany im cel wizyty FBI, ich obecność w uniwersytecie, właśnie w tej chwili, była im zdecydowanie nie na rękę.
Brunetka wyrzuciła połowę papierosa na ziemię i przydeptała niedopałek butem. W jednej dłoni mocniej ścisnęła kluczyki do swojej Lancii, a drugą poklepała Levy po plecach.
-Zajmij ich czymś. Lecę pogonić resztę. Sprintem pobiegła w stronę uniwersytetu. Będąc już przy drzwiach, bezczelnie wepchnęła się między agentów.
-Gdzie ty masz oczy! Zawołał oburzony Lector, lecz Cana pędem ruszyła na schody, przeskakując po dwa, a nawet trzy stopnie. -Narwana studentka...
-Przepraszam?
Trzech mężczyzn odwróciło głowy za siebie. Podbiegła do nich niska dziewczyna, z niebieskimi włosami, mądrym spojrzeniu i niewinnym, uroczym uśmiechu.
-Ja pana skądś znam... Levy zwróciła się do Lilyego, który schylił czoło i zsunął przeciwsłoneczne okulary na sam czubek nosa.
-Ja jakoś panienki nie kojarzę. I proszę wybaczyć, czas nas nagli.
Mężczyźni skierowali się na schody, lecz dziewczyna chwyciła Tsubakiego za końcówkę skórzanej kurtki.
-A może mogę w czymś pomóc? Kogoś szukacie?
Jej niewinny uśmiech zaowocował pozytywną odpowiedzią mężczyzny. Bo cóż podejrzanego mogło być w tak słodko i niewinnie wyglądającej dziewczynie?
-Uczysz się tu? Zagadał Tsubaki, a Levy z werwą pokiwała mu głową. Wyglądała na pełną zapału by im pomóc.
-Szukamy... Lily zajrzał ukradkowo do swojej teczki. -... Pana Michella.
McGarden poczuła jak temperatura jej ciała gwałtownie się podnosi. Pojęcia nie miała, dlaczego federalni przyjechali akurat do tej samej osoby co oni, ale musiała zachować spokój. 
-Oooo, spóźnili się panowie! Zawołała z wręcz przesadnym rozgoryczeniem. -Dziekana nie ma już na uczelni! Widziałam jak odjeżdżał stąd dobre pół godziny temu!
-Poważnie? Odezwał się nagle zielonkawowłosy młodzieniec. Levy poczuła się nieswojo, gdyż miny mężczyzn zrobiły się jakieś nieciekawe. Nieprzyjazne. -To dziwne, bo jego auto wciąż stoi na parkingu...
-Tak? McGarden odwróciła się raptownie w stronę parkingu. 
Cholera by ich wzięła! - przeklnęła w myślach. 
-Musiałam się pomylić, hahaha!
Agenci zaczęli wchodzić na schody.
Myśl, Levy! Myśl! - miała ochotę puknąć się w głowę.
-Mogę was zaprowadzić do jego gabinetu! Zaproponowała ochoczo.
Tylko agent w okularach zwrócił na nią uwagę.
-Dziękuję, ale poradzimy sobie.
Nawet nie zapytali o pokój, czy piętro. Chłodny ton mężczyzny dał jej jasno do zrozumienia, że ma się odczepić. 
-Wygląda na to, że na pozostałych czeka nieprzyjemna niespodzianka... Mruknęła nerwowo.
 Koniecznie musiała im jakoś pomóc. 
...
Michello otworzył szufladę biurka i wyciągnął z niej poduszkę do stempli. Następnie sięgnął po pieczątkę i mocno przydusił drewnianą pieczęć do gąbki nasiąkniętej tuszem. Wszystkie czynności wykonywał złośliwie wolno, a wisząca nad dokumentem ręka zaczęła mu drżeć.
-Żeby mi się zaraz ręka nie zatrzęsła...
Zlękniony dziekan spojrzał w otwór Beretty, która znajdowała się już kilka centymetrów od jego twarzy. Właściciel broni, blondyn z blizną na twarzy, zdawał się być coraz bardziej rozdrażniony.
Michello walczył z samym sobą, ale wreszcie życie okazało się być dla niego cenniejsze niż uczciwość. Przypieczętował falsyfikat dyplomu specjalnym odznaczeniem i podpisał dokument.
Gdy tylko to zrobił, lufa pistoletu zniknęła mu z oczu. Odetchnął z ulgą.
Laxus zabrał z biurka dowód ukończenia studiów i schował go po wewnętrznej stronie kurtki.
-A teraz dawaj zdjęcie. Powiedział Gray, skupiając na sobie uwagę staruszka.
-Jakie znowu zdjęcie?!
-To, na którym jestem, cepie! Nakrzyczał francuz.
-Kiedy ja pana pierwszy raz na oczy widzę!
-No bo, kurna, zaraz nie wytrzymam! Fullbuster ominął biurko dziekana, chwycił za uchwyty jego krzesła i z rozmachem wypchnął na środek pokoju. -A jak znajdę to cholerne zdjęcie, to cię...!
Nie dokończył, gdyż gdy tylko otworzył szufladę biurka, znalazł to czego szukał. Nawet nie musiał w niej grzebać. Powoli przysunął fotografię pod swój nos. Faktycznie przedstawiała ona scenę, w której Lucy przyjmuję od kuzynek Blendy jakąś kopertę. Zdjęcie przedstawiało coś, co nigdy nie miało miejsca. Jednak gdyby o tym nie wiedział...
-I nie można było tak od razu? Mruknął rozbawiony Laxus, opierając się o oparcie skórzanego krzesła. Michello z przerażeniem spojrzał w górę, na ślęczącego nad nim blondyna. I na to, co niedbale trzymał w swojej prawej dłoni. -Teraz tylko wystarczy, że powiesz nam, kto dał ci taki ładny prezent i będziesz mógł o nas zapomnieć.
...
Biegła tak szybko, że jej stopy ledwo dotykały stopni schodów. A gdy tylko znalazła się na trzecim piętrze i dostrzegła stojących na korytarzu Gajeela i Natsu, usłyszała klakson samochodu. Tak samo jak mężczyźni, którzy zerknęli na nią ze zdziwieniem, podeszła do okna. Levy, oświetlona jedynie przez latarnie, wyciągała rękę do wnętrza samochodu, by desperacko walić nią w kierownicę. 
-Co ona wyprawia? Zdziwił się Dragneel.
-Na co wy czekacie, na oklaski?! W nogi, durnie! Cana była coraz bliżej nich.
Natsu i Gajeel spojrzeli po sobie.
-A to niby czemu? Warknął czarnowłosy, po czym ponownie zerknął na parking. Nagle go olśniło. Levy ich przed czymś ostrzegała. -Cana, co się dzieje?!
Alberona tylko ominęła ich prędko i otworzyła drzwi od pokoju dziekana.
...
-I nie można było tak od razu?
Michello, widząc co Laxus trzyma w swoich rękach, zaniemówił.
-Teraz tylko wystarczy, że powiesz nam, kto dał ci taki ładny prezent i będziesz mógł o nas zapomnieć. Dodał, lecz dziekan wciąż milczał.
-I coś się tak spiął, jakbyś miał kołek w dupie?! Gadaj skąd to masz! Fullbuster chwycił swoją kulę i pomachał starcowi czarno-białą fotografią. Ale nie na nią spoglądał Michello. Nie mógł odwrócić wzorku od ramki ze zdjęciem, którą trzymał Dreyar.
-To pańska rodzina? Jak mniemam żona i trójka dzieci? Zagadał nagle blondyn.
-Wnuki. Poprawił zdenerwowany Michello. Widząc jak jego rodzinna fotografia znajduje się w rękach napastnika, poczuł że serce podchodzi mu do gardła.
-Wnuki! No proszę... Zdaje się, że to fajne, radosne dzieciaki. Pochwalił Laxus. Z korytarza dobiegały dziwne odgłosy, lecz starał się nie zwracać na nie uwagi. -A pańska małżonka? Wygląda na taką, co zna się na kuchni. Może zaprosi nas pan dziś na kolację do siebie? Porozmawiamy sobie wtedy na spokojnie...
Dziekan poczuł, że robi mu się słabo. Nie było mowy, by sprowadził do domu tych kryminalistów! Głośno przełknął ślinę i już otworzył usta, lecz niespodziewanie drzwi od pokoju otworzyły się z rozmachem.
-Zbieramy się, mamy FBI na ogonie!!!
Wszyscy spojrzeli na zmachaną Canę, jak na wariatkę.
-Co ty pieprzysz, złotko?! Dreyar powoli odsunął krzesło dziekana tak, by staruszek siedział na wprost wyjścia ze swojego gabinetu. 
-Nie złotkuj mi tu teraz! Cana ze złością wypchnęła krzesło z dziekanem na korytarz, a następnie wyrzuciła z pokoju Laxusa i Graya. Zrobiła to w tym samym momencie, w którym agenci FBI zjawili się na końcu trzeciego piętra.
Wszystkich zamurowało, a gdy nowo przybyli dostrzegli broń młodzieńców, federalni od razu przeszli do rzeczy.
-FBI, nie ruszać się! Agenci wyjęli swoje odznaki i broń. W odwecie Natsu, Gray i Laxus również wycelowali w nich swoje pistolety, osłaniając sobą dziekana i pozostałych kompanów.
Gajeel również wyjął broń, lecz nie stanął on w obronnym murze. Zamiast tego, siłą postawił Michella na nogi i przystawił mu lufę do skroni.
-Macie wszystko? Spytał Redfox, mocno dociskając broń do głowy starca.
-Nazwisko... Laxus rzucił cicho hasło, które Gajeel i Cana wnet zrozumieli.
-Załatwimy to. Alberona dyskretnie schowała kluczyki do swojego samochodu w kieszeni blondyna i dołączyła do wycofującego się z zakładnikiem Redfoxa.
Agenci wciąż wymierzali w nich broń, lecz Lily zapatrzył się przy tym na czarnowłosego, młodego mężczyznę. Choć wszystko inne było tak niepodobne, to te jego czerwone, wyraziste oczy...
Nagle Tsubaki zdał sobie sprawę, kogo owy młodzieniec ze sobą zabiera.
-Puśćcie go! Zawołał, mocniej zaciskając rękojeść pistoletu i garbiąc przy tym ramiona, lecz troje osłaniających ich oprychów skutecznie zakrywało uciekinierów.
-A to ci niespodzianka... Lector zaśmiał się z kpiną, ale zaraz zerknął za siebie zaskoczony, gdy Lily zerwał się na równe nogi do ewakuacyjnego wyjścia.
-Tsubaki, co ty...!
-Nie spuszczaj ich z oczu, Lector! Frosh upomniał przyjaciela. 
-Kurna... Rozzłoszczony Rocjuta warknął przez zaciśnięte zęby i ponownie skupił się na przeciwnikach z drugiego końca korytarza. Powoli i z niezmiernym skupieniem, zaczęli stawiać pierwsze kroki w ich stronę.
...
Skakał z połowy schodów, byle tylko zdążyć ich dorwać. Z pośpiechu jednak potknął się o własne nogi i sturlał się na pierwsze piętro. Przeciwsłoneczne, ciemne okulary potoczyły się po podłodze z cichym odbiciem - o wiele ciszej niż mocarne ciało Lilyego, które z łomotem obiło się o chłodną posadzkę.
Zaciekawiona hałasem grupa studentów wyjrzała ze swoich sal na drugim piętrze. Ale nie zwrócił na nich uwagi, po prostu podniósł się szybko, porwał swoje okulary z podłogi i znów pognał na dół.
Z rozmachem otworzył wielkie drzwi wyjściowe uniwersytetu, co nie było łatwym wyczynem.
-STÓJCIE, DO CHOLERY! Ryknął na uciekinierów, oświetlonych bladym światłem latarni. Stali przy białym Fiacie. Gdy dostrzegł w półmroku ich zaskoczone gęby, ucieszył się jeszcze bardziej. Najbardziej przestraszony był sam dziekan, przetrzymywany obecnie przez dziewczynę ze złotym krzyżem wiszącym pomiędzy okazałym biustem, oraz niebieskowłosa dziewczyna, chowająca się za czerwonookim mężczyzną. Intuicja policjanta jeszcze go nie zawodzi - pomyślał, rad ze swych zdolności. Od samego początku coś mu nie pasowało w tej niskiej, słodkiej dziewczynie. Tyle że teraz faktycznie wydawała mu się znajoma.
Szybko sięgnął za pas, by ponownie wyjąć broń, lecz zastał tam jedynie pustkę. Z niedowierzaniem pomacał się nad pośladkami i z jeszcze większym szokiem odwrócił się za siebie. Spluwa musiała mu wypaść, gdy spadł ze schodów...
Ponownie powrócił wzrokiem na parking, kiedy usłyszał warkot starego silnika. Biały Fiat odjechał z uniwersyteckiego parkingu na pisku opon. Samochód rzężał, jakby wykrzesywał z siebie 110% procent.
-Tak łatwo mi nie uciekniecie, skubani... Burknął wściekły Lily i zapominając o porzuconej broni oraz towarzyszach, w pośpiechu wyjął z kieszeni kluczyki do swojego Customa. Ich, na swoje szczęście, nie zgubił przy upadku.
Michello był jego jedyną nadzieją. Musiał go dorwać.
...
-Dwie lufy przeciwko trzem? To trochę nie fair... Zażartował Lector, powoli zbliżając się do trzech młodzieńców.
-Dlaczego porwaliście pana Michella?! Zawołał do nich Frosh.
-Czego od niego chcecie?
-To my tu zadajemy pytania! Nawrzeszczał Rocjuta na oschłe pytanie Laxusa.
Agenci stawiali krok za krokiem, przez co młodzieńcy stawali się coraz bardziej spięci.
-Jak postrzelimy FBI to będziemy mieli przejebane... Syknął pod nosem Gray.
Z parkingu dało się usłyszeć pogłosy odjeżdżających samochodów. Laxus zerknął przez okno, przed uniwersytetem zostały jedynie dwa samochody - Lancia Cany oraz auto dziekana.
-Odpowiadajcie! Zażądali agenci.
-Na trzy. Laxus oświadczył niespodziewanie, a Natsu i Gray stali się jeszcze bardziej zdenerwowani.
-Raz...
Przełknęli głośno ślinę.
-Dwa...
Mocniej chwycili za swoje pistolety, mierząc w federalnych.
-Trzy!
Sięgnęli po spust. Lecz zanim zdążyli oddać strzał, Laxus wziął ich za ubrania i wypchnął na schody ewakuacyjnego wyjścia.
-Wiać ile sił w nogach!!! Wrzask Dreyara, który zbiegł na dół jako pierwszy, rozniósł się po całej uczelni. Gray nie wiedział co robić, jego lekarska kula została na korytarzu trzeciego piętra. Ale nie mógł się cofnąć, dwóch policjantów już biegło z ich stronę.
W podjęciu decyzji pomógł mu Dragneel, który pociągnął go za koszulę i zaciągnął ze sobą. Mimo to, ruchy Fullbustera wciąż były ograniczone. Agenci deptali im po piętach, niemal czuli ich oddech na swoim karku.
Gdy już dotarli na pierwsze piętro, Lector będąc jeszcze na półpiętrze, wychylił się ponad poręcze i impulsyjnie wycelował w nich swój pistolet. Nie strzelił, powstrzymał się w ostatnim momencie. W tak wąskim pomieszczeniu było to zbyt niebezpieczne, nabój mógł odbić się od metalowych części, a odprysk mógł trafić jego, lub co gorsza jego partnera. Choć niechętnie, opuścił broń, a gdy tylko Frosh go dogonił, udali się na korytarz pierwszego piętra, gdzie uciekli napastnicy.
...
Stanęli na przeciw siebie, tuż pod ścianą, schowani za drzwiami. Natsu, widząc uniesione brwi przyjaciela, przyłożył palec do ust. Czekali. Albo federalni zejdą niżej, albo...
Drzwi od wyjścia ewakuacyjnego na pierwszym piętrze otworzyły się, a oni od razu ruszyli do ataku.
Gray zamachnął się ręką w gipsie najmocniej jak potrafił, na oślep. Trafił w twarz Lectora z taką siłą, że gips rozkruszył się, aż wreszcie opadł w kawałkach na podłogę. Dragneel w tym czasie zaszedł Frosha od tyłu, chwycił go za ramię i wykręcając mu rękę, zmusił go do schylenia się. A wtedy wcisnął kolano prosto w nos policjanta.
Na koniec zabrali agentom broń i przeskakując przez nich, wrócili na klatkę schodową.
-Co ty robisz? Spytał Dragneel, gdy zbiegając po schodach słyszał za sobą mruczenie Graya.
-Och, jak dobrze... francuz stękał radośnie, szorując paznokciami wolną od gipsu rękę. Wreszcie mógł się normalnie podrapać. -Jak mi tego brakowało! 
...
Laxus wybiegł z uczelni i odwrócił się za siebie. Dopiero teraz zauważył, że nigdzie nie ma Natsu i Graya, ale na szczęście nie musiał na nich czekać zbyt długo.
-Wszystko w porządku? Zagadał, gdy młodzieńcy wyskoczyli z drzwi wyjściowych uniwersytetu.
-Ta, ale lepiej się już zbierajmy! Zaproponował zmachany Dragneel, omijając Dreyara i zielonego Chryslera. Francuz ledwo dotrzymywał mu kroku. Szybko podeszli do Lancii, ale Laxus wciąż stał w miejscu.
-Co jest? Spytał zaskoczony Fullbuster, lecz prawdziwego zdziwienia doznał, gdy blondyn wyciągnął spod kurtki dwie Beretty.
...
-Yyyh... Jęknął Lector, podnosząc się z podłogi. Przejechał ręką po twarzy, przy czym zebrał z niej resztki gipsu. Zerknął w bok, na Frosha, który opierał się pośladkami o ścianę, z głową skierowaną w dół. Przez palce zakrywające nos, skapywały krople krwi. Pod jego nogami zrobiła się już całkiem pokaźna kałuża.
-Złamany? Spytał z nutką troski, lecz wściekłe spojrzenie Shuoua uciszyło go na dobre.
Jeszcze lekko rozkojarzony Rocjuta otrzepał niemrawo spodnie, gdy usłyszeli nagle stłumiony przez mury uniwersytetu warkot silnika. Obydwoje zerwali się do okna, zupełnie zapominając o swoich urazach. Na widok odjeżdżającej Lancii, omal nie dostali białej gorączki.
-Za nimi! Wrzasnął Lector, ale jego stwierdzenie było zupełnie zbędne.
Federalni zbiegli na parking na tyle szybko, na ile pozwoliły im siły.
-A gdzie Lily? Czerwonowłosy rozglądał się po okolicy za brązowym Customem. Jego słabe nerwy sięgały zenitu. -Gdzie jest, kurwa, Lily?!!!
-Lily to nas zabije. Michello to ostatnia osoba, która może nam coś powiedzieć o Buchanenie, a my pozwoliliśmy uciec kolesiom, którzy sprzątnęli go nam sprzed nosa... Frosh wyjął z kieszeni jednorazową chusteczkę, która przystawiona do nosa, szybko przesiąknęła czerwienią. Powoli podszedł do jedynego auta na parkingu i oparł się o nie. -Ale to tylko potwierdza, że Michello ma coś z tym wspólnego, nie? To jedyny trop jaki mamy, więc jeżeli Lily go nie dorwie... to koniec.
-Co? Nie ma mowy! Zbuntował się Lector. -Weźmiemy samochód dziekana! Jakoś go odpalę bez kluczyków...
-Ale z takimi laczkami daleko nie zajedziemy. Oznajmił zielonowłosy przez zatkany nos i wskazał wolną ręką na opony zielonego Chrystela. Każda z nich była przestrzelona.
-Niech to! Wrzasnął Rocjuta, kopiąc w podwozie samochodu i tworząc w nim sporawe wgniecenie.
...
-Gdzie wyście się szlajali?! Już myślałem, że was federalni dorwali. Wypomniał im Laxus, ale wyraźnie odetchnął z ulgą. -Nastraszyliście mnie...
-My ciebie?! Natsu wychylił się do przodu i wsunął głowę między Dreyarem i Grayem. -Wiesz jak to wyglądało, kiedy wyciągnąłeś te swoje klamki?! Myślałem już, że chcesz nas sprzątnąć!
Blondyn zaśmiał się pod nosem.
-I z czego się śmiejesz baranie!
-Ale trzeba przyznać, pomysł miałeś dobry, Laxus. Stwierdził francuz, z jeszcze większym uśmiechem, niż jaki miał kierowca. -Gdybyś nie przestrzelił opon w Chrysleru, pewnie zarekwirowaliby samochód dziekana i za nami pojechali.
W aucie zapadła chwilowa cisza. Potrzebowali jej, by dojść po siebie po całym tym zdarzeniu.
Przez drogę powrotną oświetlały ich latarnie uliczne, a niekiedy stare, migające neony barów, które wdzierały się przez szyby do wnętrza Lancii.
-To teraz gdzie?
-Sześćdziesiąta czwarta dzielnica. Poinstruował Dragneel, a blondyn zmarszczył czoło.
-Chciałem się spotkać z Heartfilią, zanim odstawie was pod chatę.
Natsu przesunął wzrok na Graya, który siedział teraz wyprostowany jak struna. Jak ten kretyn mógł wygadać ich adres?!
-Heartfilia pracuje na przeciwko nas. Wyjaśnił po krótkiej pauzie różowowłosy. Rozmowę z Fullbusterem, o jego zbyt długim jęzorze postanowił odłożyć na później. -I możesz jechać szybciej?
-Przecież nie mamy policji na ogonie?
-Jestem już tym wszystkim zmęczony. Chcę odpocząć. Natsu z cichym jękiem oparł się o tylne siedzenia. I pomyśleć, że mógł spędzić na prawdę miły wieczór, przy whisky, w jakimś barze z burleską... Co mu odwaliło, żeby bawić się w gangstera. I to jeszcze dla sprawy tej cycatej zołzy...
-Na pewno chcesz szybciej? Zdziwił się Laxus, zerkając na prędkościomierz. Jechali ledwo 50 km/h. -A twoja choroba lokomocyjna?
Dragneel zamilkł na dłużej i zacisnął wargi. Po chwili znów wychylił się do przodu i zdzielił Graya w tył głowy.
-A TO ZA CO?!
-Za twoją niewyparzoną gębę!

- - - - - - - - - -

Nie mogła wrócić do Don Zera z pustymi rękoma. Nie po tym, jaką porażkę doznała podczas rozmowy z księdzem Ichiyą. Musiała choć w części zrekompensować swoje niepowodzenie.
Podczas kilkugodzinnej eskapady w North Faries, Sorano udało się zyskać kilku "sojuszników". Wraz ze swoją kilkuosobową świtą, jeździli po przeróżnych częściach dzielnicy i "namawiali" do współpracy przeróżnych ludzi - właścicieli barów, fryzjerów, nawet sklepów mięsnych. Choć z początku napotykali opór, na końcu i tak nikt im nie odmówił. Bo co innego pozostało właścicielom lokali? Każdy wiedział czym skończyłby się sprzeciw. W obawie przed zniszczeniem lokalu, utratą kilku zębów, a nawet życia, woleli już stracić na interesie i płacić gangsterom pieniądze - byleby tylko mieć święty spokój. Nie liczyli nawet na jakąkolwiek ochronę, choć Oracion Seis zapewniał, że w najbliższym czasie rozprawi się w małymi gangami i złodziejaszkami, którzy osiedli się na dobre właśnie tutaj, w jedynej wolnej od mafii dzielnicy Magnolii City. Gangi, mafia, jedno gorsze od drugiego. A zwykłych obywateli wciąż nie miał kto chronić. Tak naprawdę, to nie było nikogo, kto mógłby im pomóc. W tych ciężkich czasach, nie mogli liczyć nawet na policję, więc byli zdani sami na siebie.
-Panno Angel, może już wrócimy do Hoboken Vale? Jest już ciemno...
Ciąg trzech identycznych samochodów zatrzymał się na czerwonym świetle, tuż przed skrzyżowaniem prowadzącym do Oak Bridge.
-Ale do nocy jeszcze daleko. Oznajmiła białowłosa kobieta, obserwując miasto po zmroku. Całe tylne siedzenia czarnej Skody Favorit były do jej dyspozycji, lecz i tak siedziała na samym środku, zajmując przy tym minimum miejsca. -Im więcej zdziałamy, tym lepiej. Jedź dalej.
Sygnalizacja świetlna zmieniła kolor na zielony, a kierowca w brązowym płaszczu przytaknął głową odzianą w gustowny kapelusz i ruszył dalej, drogą prowadzącą do serca North Faries.
Mijali kolejne przecznice, szare kamienice i lekko pijanych ludzi średniego statusu społecznego. Mijały również kolejne minuty, ale Sorano swoim bystrym okiem nie wychwyciła niczego, co przykułoby jej uwagę.
-Panno Angel, dojechaliśmy już prawie do China Town. Może lepiej już zawracajmy... Nalegał kierowca. Kobieta była już skłonna się zgodzić, lecz wtedy dostrzegła niewielki tłum pod małą, zieloną budką.
-Zatrzymaj się. Nakazała, a gdy trzy samochody zaparkowały na uboczu, Angel wyszła ze środkowej Skody.
Miejsce tak zwyczajne, że aż mdłe. Ulice takie paskudne i szare, pozbawione klasy. A jednak było tu coś, co przyciągało grono mężczyzn jak słodki miód przyciąga niedźwiedzie.
-Monopol na Wzgórzu... Zaintrygowana przeczytała niewielki szyld i machnęła za siebie ręką. Mafiozi, gdy tylko zobaczyli ten gest, wyskoczyli z wszystkich trzech samochodów i stanęli tuż za Sorano.
Na ulicy zapadła cisza. Ludzie, który dotąd śmiali się, zamarli na widok Springfieldów. Mieszkańcy przyglądali się gangsterom z podejrzliwością, ale nikt nie był na tyle głupi, by do nich podejść.
...
-Panie Wakaba, to już dwunasty raz! Zawołała Lucy widząc stałego klienta, po czym wszyscy roześmiali się głośno. Nawet Lucy zachichotała. Nie miała już ani cierpliwości, ani sił na upominanie żonatego mężczyzny, który przychodził tu co chwilę, by ją nagadywać. 
-Panienko Lucy, jeszcze z tydzień i pół North Faries będzie musiało się zapisać do klubu anonimowych alkoholików! Usłyszała ze środka tłumu.
-Albo na odwyk!
-A co to, to nie!
W sklepie znów zagościł śmiech. Heartfilia jedynie westchnęła z rozbawienia. Nawet usta Hildy wciąż wygięte były ku górze. Monopol już od dnia otwarcia stał się miłym, przyjaznym miejscem, pełnym uśmiechu i serdeczności. A wszystko to dzięki mieszkającym tu, wspaniałym ludziom. Interes kwitł, i nie dało się ukryć, czyja to była zasługa. Kolejki wciąż sięgały poza sklep.
-Gdzie się pchasz!!!
Blondynka wychyliła się lekko, zaniepokojona odgłosami z końca sklepu. Większość klientów miała już nieco promili we krwi, więc o bójkę trudno nie było.
-No kurna, wielka diva ze wsi przyjechała i nie wie jak się w mieście zachować! Wypierdzielaj na koniec!!!
Kłótnia zaczęła interesować coraz szersze grono osób. Ludzie odwracali się za siebie, czekając na nową sensację, lecz chyba nikt nie spodziewał się takiego obrotu spraw.
Huk, trzask łamanego drewna, świsty i krótkie okrzyki przestraszonych klientów - wszystkie te odgłosy, połączone w jedną całość stworzyły straszny harmider. 
Kilka grubych naboi Springfielda zostało władowane w dach monopolu z taką prędkością, że nim się ktokolwiek zorientował, co tak właściwie się stało, w sklepie zrobiło się cicho jak makiem zasiał. Mężczyźni, jak i pracownicy sklepu przykucnęli, niektórzy nawet rozpłaszczyli się na podłodze, z dłońmi założonymi za głowę. W pionie stało jedynie kilkoro gangsterów oraz młoda, zdegustowana kobieta o śnieżnobiałych włosach.
-Jazda stąd! Nie musiała powtarzać dwa razy. Jeszcze chwilkę temu, obładowany ludźmi monopol stał się niemal pusty.
Prócz członków Oracionu, zostały tylko Hilda i Lucy, które powoli zaczęły wyłaniać się zza lady. Obdarzały przybyszów nienawistnym spojrzeniem.
-Ty jesteś... Niespodziewanie, skupiona na młodej ekspedientce Sorano opuściła strzelbę i oddała ją jednemu z soldatów. Zdziwienie białowłosej zaczęło przeradzać się w kpiący uśmiech. Poznała ją. I wcale nie była rad z tego spotkania. Po wizycie Siergaina Jikurena w willi Don Zera, dostali jasny rozkaz - mieli trzymać się od niej z daleka.
-A tak się ostatnio zastanawiałam, czemu nie dostałam zaproszenia na pogrzeb twojego ojczulka, Lucy Heartfilio!
Blondynka zacisnęła mocno pięści i zęby. Jej czoło ze złości całe się pomarszczyło, a z uchylonymi wargami wyglądała teraz jak wściekły pies, gotowy rzucić się do ataku. Chciała postawić krok do przodu, lecz wyprzedziła ją w tym Hilda.
-Wynoście się stąd. Warknęła rozzłoszczona staruszka, zasłaniając Lucy własnym ciałem. Choć wysoki, siwy kok Hildy ledwo sięgał Heartfilii do klatki piersiowej, ten gest bardzo zaskoczył dziewczynę za ladą.
Sorano w tym czasie znów zaśmiała się sztucznie i rytmicznie. 
-Czy ty wiesz, starucho, kim my jesteśmy?! Jesteśmy...!
-Dobrze wiem kim jesteście, łachudry, dlatego każę wam się stąd wynosić! Na twarzy rozjuszonej Hildy pojawiły się liczne zmarszczki. Nie pozwalała Angel dojść do słowa. -Nie chcę waszej ochrony, więc nie zapłacę wam nawet zakichanego grosza! Wyjazd z mojego sklepu i z całego North Faries, nie ma tu dla was miejsca!!!
Babcinka odruchowo sięgnęła po najbliżej leżącą butelkę rumu i rzuciła nią w Sorano. Gangsterzy w ostatniej chwili zdążyli uchylić głowy, a trunek z łomotem rozbił się o drewniany filar monopolu.
Gdy mafiozi na nowo, powoli się wyprostowali, wyglądali na oburzonych.
-Pożałujesz tego, starucho...
Lucy rozchyliła oczy, wiedząc co nastąpi po tych, pełnych jadu, słowach białowłosej. Szybko chwyciła Hildę za ramiona i rzuciła ją na podłogę, samemu wisząc nad szefową. Dosłownie sekundę później, orszak naboi rozbijał wszystko, co było nad ich głowami. Szkło i alkohol rozlewały się po podłodze i plecach Lucy, która z zaciętą miną i mocno przymrużonymi powiekami, stała się tarczą zaskoczonej tym faktem staruszki. Choć starały się trzymać dzielnie, obydwie były przerażone. Kule świgały tuż nad nimi przez prawie pół minuty, doszczętnie niszcząc nowo otwarty interes.
Po chwili wszystko ustało. Słychać było tylko alkohol, lejący się wąskimi strumykami z regałów. Połowa sklepu była mokra i pokryta rozbitym szkłem, a ostra woń trunków brutalnie wdzierała się do nozdrzy, powodując zawroty głowy i lekkie mdłości.
Gdy usłyszały kruszące się pod butami szkło, wiedziały że odchodzą.
Lucy powoli otworzyła oczy i pierwsze co zobaczyła, była zupełnie pozbawiona uczuć twarz Hildy. Oczy staruszki mówiły jej, że straciła chęć życia. Serce pękało na ten widok.
Przekonana, że sklep jest już opustoszały, blondynka podniosła się raptownie z podłogi. I omal nie krzyknęła, widząc Sorano tuż za ladą.
-Jeszcze się spotkamy, panienko Heartfilio.
Angel na pożegnanie zamachnęła się ręką i strąciła z lady butelkę z kwiatami od Graya Fullbustera. Piękne, czerwone róże, których zapach przez cały dzień umilał im pracę, teraz wchłaniały rozlany wszędzie alkohol jak gąbka.
...
Mafiozi w końcu odeszli, pozostawiając po sobie jedynie zniszczenie i pustą, rozstrzelaną kasę fiskalną. Na ulicy było równie pusto i cicho, a trzask zamykanych drzwiczek od samochodów, rozniósł się echem po pobliskich kamienicach.
-Jak ona śmiała! Wrzasnęła Sorano, gdy tylko odjechali z sześćdziesiątej czwartej przecznicy.
-Proszę się nie denerwować, panienko Angel. Poprosił ją kierowca. -Ta starucha dostała już to, na co zasłużyła.
Aguira przygryzła koniuszek kciuka i spojrzała na miasto przez boczną szybę. Przynajmniej mieli okazję pokazać, co się stanie gdy ktoś sprzeciwi się Oracionowi Seis. Monopol na Wzgórzu miał być przestrogą dla innych.
-Za mało...
-Słucham, panienko? Soldato siedzący obok kierowcy odwrócił łeb do tyłu, by na nią spojrzeć. Pochłonięta myślami kobieta, chyba nie zdawała sobie sprawy, jak mocno wgryzła się w swój palec.
-To stanowczo za mało... Mruknęła niemrawo. Musiała dać tej starej babie taką nauczkę, by już nikt więcej nie sprzeciwił się ich rodzinie. Tak, jak zrobiłby to Macbeht.
Znów dotarli na skrzyżowanie prowadzące do Oak Bridge. Czekali na czerwonym świetle.
-Nie mogę tego tak zostawić...

- - - - - - - - - -

-No, panie Michello! Cana pilnowała dziekana na tyłach Fiata. -Nie ładnie, oj nie ładnie. Czemu pana FBI ściga?
-Żadne FBI mnie nie ściga! Ja nic nie zrobiłem!
-No coś pan musiał przeskrobać, bez powodu by nie przyjeżdżali, co nie?
Alberona poczochrała staruszka po lichych włosach, jak niegrzecznego chłopca.
-Co ważniejsze... Zaczęła Levy, posyłając Gajeelowi mordercze spojrzenie. -Dlaczego to ty prowadzisz?!
-A dlaczego by nie? Odpowiedział kierowca najnormalniej w świecie.
-Hmm, nie mam pojęcia! Ale może to dlatego, że to MOJE AUTO?!
-Jak zatrzymamy się przy następnej przecznicy, to będziesz mogła usiąść za kółkiem i wracać do domu. Obiecał Gajeel. -Ja z Caną zajmiemy się panem Michello.
McGarden popatrzyła jeszcze przez chwilę na Gajeela, po czym uderzyła plecami o swoje siedzenie z założonymi na piersiach rękoma. Zmarkotniała. Wcale nie chciała wracać do domu. Chciała zostać z nim jeszcze troszeczkę dłużej...  
-Na kurwistości!
Dojeżdżali właśnie do skrzyżowania, lecz zamiast przyhamować, Redfox z całą mocą przydusił pedał gazu. Przejechał na czerwonym świetle, cudem nie zahaczając o tył czarnej Skody jadącej w kierunku centrum North Faries. Skręcił w kierunku Oak Bridge.
-Dlaczego tam jedziesz?! Wrzasnęła lekko spanikowana Levy, jednocześnie kątem oka dostrzegając brązowego Customa, dosłownie kilka metrów od nich. Również dziekan zajrzał przez tylną szybę, lecz Cana szybko przywołała go do porządku.
-Ty nie zwracaj uwagi na pierdoły, tylko gadaj kto dał ci zdjęcie z Heartfilią!
...
Nigdy nie jechała z tak zawrotną prędkością. Przemierzali ulicę tak szybko, że uliczne światła i neony barów zamieniły się w ciąg krzywej, jaskrawej linii. Spojrzała na prędkościomierz. Gajeel wykrzesywał z jej auta siódme poty.
-Zaraz dobijesz do setki!
-Zanim to zrobię, to twój gruchot rozwali się na części pierwsze!
Poczuła się urażona, ale w głębi duszy wiedziała, że ma absolutną rację. Samochód rzężał, jakby błagał o pomstę do nieba i ukrócenie jego męki. Co gorsza, byli coraz bliżej Oak Bridge i samego Magnolia Center. A tam uliczny ruch jest o wiele większy niż w North Faries.
Nagle usłyszeli zbliżający się warkot mocnego silnika. Nie zdążyli nawet odwrócić się do tyłu, a silny wstrząs posłał wszystkich do przodu. Najbardziej dziekana Michella, który poleciał aż na przednie miejsca.
Cana zerknęła do tyłu.
-Ten frajer w nas wjechał! Ze zdumieniem oglądała jego zniszczoną maskę Customa. Jedno z przednich reflektorów miał rozbite. -On chcę nas zabić?!
-Musimy coś z nim zrobić... Mruknął Gajeel, mocniej zaciskając dłonie na kierownicy. Alberona w tym czasie wciągnęła poobijanego Michella z powrotem na tyły samochodu.
-Ale chyba nie chcesz oddać dziekana federalnym? Zawołała Levy, zagłuszając warkot Fiata.
Z początku Redfox nic jej nie odpowiedział, ale gdy wjechali na prostą do Magnolia Center, uśmiechnął się zuchwale.
-Nie ma takiej opcji! Znów przycisnął gaz, przekraczając setkę na liczniku. Z każdą chwilą nieuchronnie zbliżali się do mostu.
-Nie mamy wyjścia, Levy, musisz go zatrzymać!
McGarden spojrzała na kierowcę, po czym roześmiała się bardzo głośno.
-Jasne, mam wychylić się przez okno i wskoczyć mu na maskę, czy będę rzucać w niego granatami?!
Redfox zignorował jej sarkazm i podał jej swojego Walthera.
-Celuj w opony.
Broń była ciężka i solidna. Levy nie mogła oderwać od niej wzroku. Jednocześnie podziwiała pistolet i bała się tego, co ma z nim zrobić.
-Ej, mała!
Zerknęła na Gajeela, który puścił jej perskie oczko.
-Poradzisz sobie.
Powiedział to z taką pewnością. Ufał jej. A ona dzięki temu uwierzyła w siebie. Pełna determinacji, uchyliła maksymalnie okno i wzięła głębszy wdech. Gdy tylko wychyliła przez nie głowę, jej włosy zaczęły miotać się na wszystkie strony. Rzężący samochód na zewnątrz wydał się jej trzy raz głośniejszy. Od wiatru rozbolały ją policzki, a oczy zaczęły łzawić. Po chwili jednak wskoczyła tyłkiem na drzwiczki, trzymając się za górną część otwartego okna. Drugą ręką starała się wycelować w oponę Customa, lecz z trudem mogła utrzymać równowagę.
Dasz radę. Poradzisz sobie. - powtarzała w myślach, próbując namierzyć oponę nadjeżdżającego pojazdu. Nadjeżdżającego zbyt szybko.
-TRZYMAJ SIĘ, MAŁA!
Ich samochód nagle skręcił na drugi pas, a Walther wyślizgnął się z rąk Levy. Złapała go w ostatniej chwili, lecz przez to zupełnie straciła równowagę. Widząc to, Gajeel sięgnął ręką po wychyloną w oknie dziewczynę. Złapał jej bluzkę i mocno szarpnął ją do siebie.
-Mówiłem, trzymaj się! Nawrzeszczał, ratując McGarden przed wypadkiem.
Jechali pod prąd, z ledwością unikając drugiego zderzenia z autem federalnego. Ciężko było jej wycelować w oponę, gdy jechali po ulicy niemalże slalomem. Nie mogła jednak dłużej zwlekać, Custom znów ich doganiał.
Chwyciła się mocniej nadwozia i wyprostowała nogi. Oplotła nimi szyję zaskoczonego Gajeela, tworząc sobie jakiś punkt zaczepienia i wychyliła się bardziej, chwytając pistolet oburącz.
-D-dusisz mnie! Wykrztusił Redfox, lecz nie usłyszała go. Z pomocą przyszła im Cana, która porzuciła na moment przerażonego dziekana na tyłach i wychyliła się do przodu, by chwycić McGarden w pasie.
Levy zamknęła oczy i pociągnęła za spust. Choć oddała strzał, bała się otworzyć powieki.
-Ty debilko! Miałaś strzelać w oponę, nie w jego głowę!!!
Levy, przekonana, że zabiła agenta FBI, otworzyła szeroko oczy. Na szczęście szybko się uspokoiła, widząc, że kierowca Customa wciąż żyje. Ale chyba opatrzność nad nim czuwała, gdyż wystrzelony przez nią nabój trafił prosto w środek jego przedniej szyby.
Michello czuł, że lunch podchodzi mu do gardła. Jak on się w to wpakował?! Nagle jednak coś do niego dotarło: kierowca skupiony był na drodze, dziewczyny również były zajęte. Nikt go nie pilnował. To co, że jechali już prawie 110km/h. To była jego jedyna szansa na ucieczkę.
Nie myśląc zbyt wiele, starzec zerwał się do bocznych drzwi, ale Alberona wychwyciła jego ruch i kopnęła go w twarz, wciąż nie puszczając przy tym wychylonej przez okno McGarden.
-Tobie też się na wyczyny kaskaderskie zabrało?! Siedź na dupsku, póki ci życie miłe!!!
Michello opadł pod tylne siedzenia i zakaszlał, wypluwając przy tym jeden z dolnych zębów. Jego policzek z każdą sekundą puchnął coraz bardziej. 
Levy w tym czasie znów spróbowała wycelować w oponę wciąż zbliżającego się Customa. Tym razem nie zamknęła oczu i skierowała lufę pistoletu nieco niżej, na jezdnię.
-Strzelaj wreszcie! Rozkazał Gajeel, widząc w przednim lusterku twarz wściekłego policjanta. Był zbyt blisko!
Lily wyprzedził ich nieco, a zderzak jego samochodu zrównał się z ich bagażnikiem. Federalny odjechał nieco na bok, jakby brał zamach, po czym uderzył zderzakiem w białego Fiata.
Redfox na moment stracił panowanie nad pojazdem, przy czym siarczyście przeklinał pod nosem, a Cana sięgnęła do paska od spodni Levy, by ta z pewnością nie wypadła przez otwarte okno.
Niebieskie włosy przysłaniały jej widoczność, a wiatr szumiał w jej uszach tak głośno, że nic nie słyszała, ale widząc brązowy lakier samochodu tuż przed nosem, spanikowała. Zaczęła strzelać gdzie popadnie. Kule odpryskiwały się od asfaltu jak pchły, ale wreszcie trafiła w silnik i w oponę. Custom wpadł w poślizg. Balansował po ulicy jak pijany wracający nad ranem do domu, aż wreszcie wjechał z hukiem w latarnię. Uliczna lampa zatrzymała się w połowie maski brązowego auta, z którego zaczęły buchać ciemne kłęby dymu.
Oszołomiona McGarden została siłą wciągnięta na miejsce obok kierowcy. Starannie uczesane i polakierowane włosy, odstawały jej teraz na wszystkie strony. Bez słowa położyła broń na kolanach Redfoxa. Była wstrząśnięta tym, co zrobiła.
-Nie zabiłaś go, spokojnie.
Spojrzała ze łzami w oczach na Gajeela, który przestawił przednie lusterko. Teraz mogła idealnie zobaczyć policjanta, który choć trzymał się za ramię i kuśtykał, to uparcie podążał za ich tropem. Jakby miał jakiekolwiek szanse ich dogonić.
...
-Panie Michello, no nie daj się pan prosić! Jęknęła zrozpaczona Alberona.
Od ucieczki przed federalnym, pokonali kilka dobrych kilometrów, jeżdżąc w kółko po zatłoczonym Magnolia Center. Cana w tym czasie zdążyła wybić dziekanowi drugiego zęba, podbić oko i wywołać solidny krwotok z niewielkiego, ale okrągłego nosa.
-Ranyyy, powiedz od kogo masz to zdjęcie i będzie po sprawie! My też mamy dość, do jasnej anielki! Brunetka rzuciła się plecami na tylne siedzenia. Nie mając już pomysłów, jak wyciągnąć od porwanego informację, czuła się sfrustrowana. Najchętniej rzuciłaby to w cholerę, ale Laxus ją prosił...
-Chcę wrócić do domu i się czegoś napić. Westchnęła z nutką sentymentu w głosie. -A pan nie chcę wracać? Żona i dzieci nie będą się martwić?
Gajeel zerknął w przednim lusterku na pobitego dziekana. Gdyby był na jego miejscu, to niezbyt chętnie wróciłby do domu. Nie w takim stanie. Przemilczał jednak swoje spostrzeżenia. Przez ostatnie trzydzieści minut zdążył się przekonać, że Cana nie jest lepsza od Erzy. 
-No mam pana błagać?! Dziewczyna ze złotym krzyżem między piersiami warknęła poirytowana.
-Nic wam nie powiem! Wykrzyczał dziekan. Lekko seplenił bez dwóch zębów. -Jak tylko mnie wypuścicie, dopilnuje byście zgnili w więzieniu!
-No to cię nie wypuścimy, proste! Stwierdziła niewzruszona Cana.
Skończyli następne okrążenie. Znów dojeżdżali do Oak Bridge, po raz czwarty dzisiejszego wieczoru.
-Zatrzymaj się na moście. Poprosiła nagle Levy, nie zważając na krzyki wkurzonej Cany, która w tym momencie szarpała dziekana w przód i w tył. Gajeel, wciąż wpatrzony w drogę przed sobą, skręcił na most.
-Mam nadzieję, że wiesz co robisz?
Pas wiodący do North Faries był całkowicie przejezdny, za to po drugiej stronie niemalże tworzył się korek. Jakby wszyscy uciekali z północnej części miasta do centrum.
Zatrzymali się na samym środku mostu.
-Wysiadamy. Oznajmiła cicho McGarden i wyszła na świeże powietrze jako pierwsza. Dopiero teraz poczuła, że potrzebowała wyprostowania nóg. Otworzyła bagażnik i wyciągnęła z niej grubą linę.
-Co pan powie na dreszczyk emocji, panie Michello? Levy zatrzasnęła bagażnik i podeszła do przetrzymywanego przez Cane starca. Kucnęła tuż przy nim i zaczęła związywać sznurem jego kostki.
-C-co ty...! Wrzasnął przerażony dziekan, ale niebieskowłosa tylko sprawdziła, czy węzeł jest wystarczająco solidny i wyprostowała się. Cana i Gajeel w osłupieniu przyglądali się, jak drugi koniec sznura zawiązuje na barierce mostu.
-To co, zrzucamy go?! Alberonie wyraźnie spodobał się ten pomysł. -Mam tego starucha po dziurki w nosie!
-No to hop! Redfox chwycił dziekana pod pachy i postawił go na barierce.
Michello spojrzał w dół. Rzeka Tsumetai-chi była czarna jak smoła. Słyszał niewielki szum chlapiącej pod nim wody.
-Ale wysoko! Zawołał Gajeel z gwizdnięciem, również wychylając się ponad most.
-A jak głęboko musi tam być! Dodała Cana. -I jak zimno... Umie pan pływać, panie Michello?
-Czekajcie! Do rozmowy wtrąciła się Levy. Stanęła na wprost niskiego staruszka, który nie skrywał już swojego przerażenia. Łzy spływały mu ciurkiem po opuchniętej twarzy. -Nie będziemy nikogo zrzucać z mostu. No chyba, że pan Michello nie dam nam wyboru...
Redfox podsunął pod jej nos paczkę papierosów. Poczęstowała się i odpaliła czerwonego Pall Malla z zapalniczki podstawionej od Cany. Zaciągnęła się, czując, że po długiej jeździe właśnie tego jej brakowało. Nikotyna i równomierny oddech uspokoił podwyższoną adrenalinę niebieskowłosej. Szary dym z jej ust poleciał wprost na dziekana. Poczuła się jak ktoś ważny, jak sam Don. To było dość... zabawne.
-Słuchaj pan. Zaczęła, strzepując żar pod nogi. -Lucy to dobra dziewczyna, ale wiele przeszła. Czy wie pan, że przez mafię straciła za młodu matkę, a niedawno i ojca? I jakby mało tego było, mafia zrujnowała jej przyszłość. Ale też dużo pańskiej w tym zasługi...
-Heartfilia wyleciała ze studiów, ponieważ wzięła łapówkę i doprowadziła do tragedii! Mafia nie ma z tym nic wspólnego!
-Tak? McGarden wypuściła kolejną porcję dymu. Starała się zachować zimną krew, lecz słysząc oskarżenia w stronę swojej najdroższej przyjaciółki, ledwo wstrzymywała nerwy na wodzy. -A kto dał ci zdjęcie, na którym przyjmuje łapówkę?!
-Levy, to nic nie da... Poczuła dłoń Gajeela na swoim ramieniu. Nie zareagowała na to w żaden sposób.
-Byłam tam! Nawet jestem na tym zdjęciu! Levy zaczęła podniosić głos. -Więc dobrze wiem, że Lucy nie wzięła żadnych pieniędzy! To zdjęcie jest podrobione!
-Wam akurat mam uwierzyć?! Zawołał dziekan przez łzy i zasmarkany nos. -Po tym, co mi zrobiliście?!
Na moście zapadło milczenie. Słychać było tylko przejeżdżające po drugiej stronie mostu samochody i szum rzeki, płynącej tuż pod nimi wartkim strumieniem.
-No to chyba faktycznie nie mamy wyjścia... Stwierdziła wreszcie Cana, podchodząc bliżej Michella.
-A jeżeli wam powiem, kto dał mi to zdjęcie?! Wrzasnął spanikowany dziekan. -Co wam wtedy zrobicie?!
Levy zaśmiała się pod nosem, skupiając na sobie uwagę.
-Osobiście wyrwałabym temu gnojowi jaja, ale Lucy pewnie będzie chciała wsadzić tego mafioze do pierdla. Po to właśnie chciała zostać prawnikiem...
-Na litość boską, Buchanen nie jest żadnym mafiozą! To absolwent uniwersytetu... Starzec urwał w połowie zdania, widząc powiększające się uśmiechy porywaczy. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że wyjawił im potrzebne nazwisko.
-Ale sypnąłeś, dziadek! Alberona zaśmiała się głośno i klepnęła dziekana w plecy... niechcący spychając go z mostu.
-Cana, coś ty narobiła! Krzyknął Gajeel, w tle oddalającego się wrzasku dziekana.
-Ja nie chciałam! Naprawdę!
Wychylili się ponad barierkę. Michello płakał i wył, ale cały i zdrowy kołysał się na linie, kilka metrów nad lodowatą wodą. Odetchnęli z ulgą i zaczęli go wciągać.
-Ja nie chciałam! To był przypadek! Zawołała Alberona.
-POŻAŁUJECIE TEGO! WSZYSCY POŻAŁUJECIE!!! Słyszeli jego stłumione echo.
-A chce się pan jeszcze z nami kiedyś spotkać?! Zagroził Redfox, dając dziekanowi do zrozumienia, że jeżeli nie chce problemów, powinien zostawić ich w spokoju. Na domiar tego puścił linę, a dziekan znów zawisł bliżej rzeki.
-Wciągnijcie mnie! Błagam was! Nawoływał łkając, ale Cana, Levy i Gajeel stali odwróceni tyłem do barierki, ze spokojem kończąc Pall Malle.
-To co z nim robimy? Może nas wpakować w niezłe kłopoty... Zmartwiła się Alberona.
-I jeszcze FBI... Dodała zlękniona Levy. Nimi przejmowała się najbardziej.
-Federalnymi się nie martw, coś wymyślimy. Pocieszył ją Redfox. -A dziekan powisi jeszcze trochę i zmięknie.
Gajeel przygasił niedopałek butem i zaczął wciągać linę do góry.
-Co ona taka lekka?
Dziewczyny spojrzały na siebie znacząco, po czym podbiegły do barierki i znów się wychyliły. Dziekan zamiast wisieć na sznurze, kwiczał i skomlał z zimna na samym środku rzeki Tsumetai-chi.
-POMOCYYY!!!
...
-Pan nic nie wie, my nic nie wiemy. I nigdy więcej się już nie spotykamy. Umowa stoi?
Przemoczony do suchej nitki Michello spojrzał na równie mokrego i zziębniętego Gajeela spod byka.
-Nie patrz się tak pan, uratowałem pańskie życie!
Dziekan wreszcie westchnął ciężko i spojrzał w bok, na rozciągającą się w nieskończoność, wartką rzekę. Gdyby go tak zostawili, z pewnością by utonął.
-Umowa stoi.
Mężczyźni uścisnęli sobie ręce i udali się w przeciwne strony.
-PANIE MICHELLO!!! Levy, która stała dotąd obok Fiata zaparkowanego przy wale rzeki, zbiegła do niego na dół. Zatrzymała się lekko zmachana przy staruszku, pozbawionym jakichkolwiek uczuć na obitej twarzy. Spojrzała mu prosto w oczy, z przekonaniem i pewnością.
-Lucy naprawdę jest niewinna! Proszę mi uwierzyć! McGarden ukłoniła się nisko z pokorą. Choć zrobiło to ogromne wrażenie na dziekanie, a sam gest dał mu wiele do myślenia, tylko machnął ręką i ruszył w swoją stronę.
-To już nie ważne... Mruknął do siebie, odchodząc powoli w siną dal.
...
Fiat 1100 zaparkował tuż przed kamienicą Cany.
-Dzięki za podwózkę! Podziękowała brunetka i wysiadła z samochodu. Zanim jednak zamknęła drzwiczki, wsunęła jeszcze raz głowę do wnętrza pojazdu. -A może chcecie wpaść do mnie na szklaneczkę czegoś mocniejszego?
-Ja nie mogę, prowadzę przecież. Wyminęła się Levy, dumna z tego, że odzyskała władzę nad swoim skarbem.
-Ja też podziękuję. Oznajmił Gajeel, który lekko drżał z zimna. Jego ubrania i włosy po kąpieli w Tsumetai-chi jeszcze nie wyschły. -Ale będziemy w kontakcie.
Cana uśmiechnęła się do nich szeroko i wreszcie zamknęła drzwiczki od Fiata. Gdy zniknęła w drzwiach kamienicy, McGarden przekręciła kluczyki w stacyjce, ale silnik zaryczał buntowniczo i zgasł. Za drugim razem sytuacja powtórzyła się. Za trzecim tak samo.
-Przecież bak nie jest pusty... Myślała na głos.
-Wiesz co, panoszenie się po mieście tym samochodem, to chyba nie najlepszy pomysł. Upomniał ją Gajeel. -Federalni na pewno spisali twój numer rejestracyjny.
Levy zamyśliła się na moment, po czym z jękiem uderzyła czołem o kierownicę. Głośny klakson zatrąbił na kilka najbliższych przecznic.
-I co ja mam teraz zrobić?!
-W najbliższym czasie chyba będziesz musiała się przerzucić na komunikację miejską. Zażartował Redfox i wysiadł z Fiata. -Chodź, odprowadzę cię.
...
Niespieszno przemierzali kolejne przecznice w milczeniu. Choć obydwoje znali tu każdy kąt jak własną kieszeń, Levy wydawało się, że na nowo odkrywa North Faries. Ciemne uliczki, stare kamienice, podejrzane bary i pijane typki w zaułkach... Zawsze czuła lekką obawę na samą myśl o nocnej eskapadzie po mieście. Teraz, w towarzystwie Gajeela czuła się bezpiecznie. Dostrzegła urok w starym budownictwie, nocnym życiu i wszechobecnej ciemności. Aż żal jej było, że dochodzą już do jej przecznicy.
-Martwisz się samochodem i federalnymi?
Nie zatrzymała się, gdy wreszcie usłyszała jego głos. Wciąż wyprzedzała go o kilka kroków, a na potwierdzenie jego słów, niemrawo przytaknęła głową.
-Ehh... No muszę przyznać, wpakowałaś się w niezłe gówno...
"Nie pocieszasz mnie, Gajeel" - pomyślała zgryźliwie.
-Ale nie martw się, coś wymyślimy. Mężczyzna podrapał się po tyle głowy, jakby sam nie był przekonany w prawdomówność własnych słów. -Poza tym, Cana i Laxus też na pewno pomogą, w razie czego. Ale to głównie ja cię w to wciągnąłem, więc... przepraszam.
Wreszcie wyrzucił to z siebie, ale kamień wcale nie spadł mu z serca. Wciąż czuł się dziwnie winny.
-A daj spokój! Levy odwróciła głowę za siebie i aż zamarła. Jego usta wykrzywione w pół uśmiechu były bledsze niż zwykle. Cały dygotał.
-Rany boskie, Gajeel! Dziewczyna momentalnie podbiegła do niego i chwyciła go za ręce w okolicach łokcia. Był zziębnięty. 
Zawiał lekki wiatr, a on zatrząsł się jak chorągiewka. 
-Wracaj natychmiast do domu! Cały się trzęsiesz!
-Przestań panikować, babo... Mruknął nieco oburzony jej przesadną troskliwością. -Powiedziałem, że cię odprowadzę, to słowa dotrzymam.
-Jesteśmy już nie daleko, sama trafię.
-Ty mi tu nie pyskuj!
-Nie chcę cię mieć na sumieniu! Głupi uparciuch!
-O czym ty pieprzysz?! Gajeel zaśmiał się zdziwiony.
-Twardziel z ciebie od siedmiu boleści! Aż ci zęby skrzypią z zimna!
-Wcale nie! Zaprzeczył szybko.
-Musisz się przebrać... Dziewczyna niespodziewanie stanęła bliżej niego i zacisnęła swoje drobne dłonie na jego wilgotnej koszuli. Ze spuszczoną w dół głową, podziwiała swoje obuwie. -Inaczej się przeziębisz i dostaniesz gorączki... Potem będziesz się męczył, a nawet nie wiem, czy ma ci kto wskoczyć do apteki, albo zrobić ciepły rosół...
Czy można być bardziej słodkim i uroczym? Z uniesionymi brwiami oglądał jej niebieskie, rozczochrane włosy. Przypominały mu o najważniejszej kobiecie w jego życiu. Choć nie pamiętał jej zbyt dobrze, pewne drobiazgi utkwiły mu w pamięci. Właśnie takie jak troskliwość i miękkie, błękitne włosy swojej matki.
Zawstydzona Levy poczuła nagle, że Gajeel schylił się, by poczuć woń jej włosów.
-C-co ty robisz?
-Wiesz, na serio mnie dziś wystraszyłaś.
Zamurowało ją.
-Ja? Ciebie?!
-Jak prawie wyleciałaś z samochodu... Ja też nie chciałbym cię mieć na sumieniu, głupia. To co zrobiłaś, nie było zbyt rozważne.
-Ale kiedy sam mi dałeś broń...
-A kazał ci ktoś się tak mocno wychylać z tego cholernego okna?!
Levy zachichotała cicho.
-To nie jest śmieszne. Warknął Redfox.
-Czyli co, wracasz grzecznie do domu?
Gajeel odsunął ją od siebie i popukał jej czoło wskazującym palcem.
-Wybij to sobie z głowy, mała. Idziemy.
Zrezygnowana podążyła za Gajeelem. Takiego uparciucha chyba świat jeszcze nie widział!
...
Levy z hukiem zamknęła za sobą drzwi, o które oparła się plecami. Nawet nie zapaliła światła w mieszkaniu, tylko przejechała palcami po jeszcze lekko wilgotnych, rozgrzanych wargach.

Niespełna pięć minut wcześniej :
-A tak swoją drogą, to chcę cię przeprosić za coś jeszcze. Oznajmił Gajeel, gdy byli już niemal pod właściwą bramą.
-Coś dużo dziś przepraszasz.
-Bo mam za co. Wyjaśnił z powagą, co zgasiło kpiący uśmieszek na jej twarzy. Stanęli pod klatką schodową, na przeciw siebie.
-Chcę cię przeprosić... no wiesz, za dzisiejszy wieczór. Wiem, że wyobrażałaś to sobie inaczej.
Aż tak było to po niej widać?! Ze zdenerwowania przygryzła dolną wargę.
-Dlatego ... dasz mi to jakoś wynagrodzić?
Spojrzała mu w oczy. Te czerwone tęczówki i skupiona twarz były jak najbardziej poważne. I tak kuszące...
-Hmm, no nie wiem, nie wiem. Udawała obojętną. -A jak chcesz to zrobić?
-Na serio muszę to mówić na głos? Rany, zero litości...
-Mów! Teraz! Albo nie, chcę wieeelki bukiet róż na przeprosiny! I homara na kolację!
Levy nie ukrywała zachwycenia tą wizją. Śmiała się radośnie i nawet złączyła klaśnięciem swoje drobne dłonie.
-To znaczy, że się zgadzasz?
Nim się spostrzegła, miała jego twarz tuż przed sobą. Na widok jego zniewalającego uśmiechu i czarnego, mokrego kosmyka włosów, który zwisał mu między oczami, aż głośniej przełknęła ślinę.
-Ale to ma być na prawdę duży homar. Mruknęła wstydliwie.
-Mała osóbka z wielkim apetytem, tak?
No pięknie, teraz jeszcze wyszła na żarłoka!!! - skarciła się w myślach.
Zaczerwieniła się i tylko czekała, aż ją wyśmieje. Ale nic takiego się nie stało. Zanim na nowo zdołała na niego spojrzeć, poczuła jak silne, aczkolwiek chłodne dłonie przemierzają po jej rozgrzanych policzkach. Chwilę po tym, Gajeel z uczuciem przycisnął usta do jej lekko rozchylonych warg. I przez dobre kilka sekund nie miał zamiaru cofnąć się od niej choćby o milimetr. Jednak wszystko co dobre, kiedyś się kończy.
-Gajeel... Oczy Levy były lekko przymglone. Podążała za nim rozmarzonym wzrokiem, gdy on powoli prostował plecy. -A nie chcesz wpaść do mnie teraz?
Redfox wykrzywił się w złośliwym uśmiechu.
-Teraz to ja się muszę pozbyć tych mokrych ciuchów. Poczochrał ją po czuprynie. -Mam się rozebrać u ciebie?
Słysząc tą propozycję, McGarden w mig wróciła do świata żywych. W jej głowie momentalnie pojawił się przepiękny obraz przemoczonego Gajeela w samych bokserkach. To było zbyt piękne, by było prawdziwe.
Mimo wszystko, poczuła się niepewnie. Zdała sobie sprawę ze swoich uczuć. Z tego, że choć miała nieziemską chrapkę na to żywe ciasteczko, to nie chciała zaprosić go do środka. Jeszcze nie teraz.
-Odezwę się. Gajeel odpowiedział za nią, tym samym zakańczając ich wieczorny spacer. Odszedł, jakby nigdy nic. Nawet gdy odmachnął jej niechlujnie ręką, nie raczył odwrócić się do niej przodem.
Czy on... się na nią obraził?!

Wreszcie zapaliła światło w swoim mieszkaniu.
-Muszę się napić. Stwierdziła zupełnie spokojnie, na przekór swoim emocjom. Nie zdejmując butów, a kurtkę rzucając na sofę, podeszła do kuchennej szafki gdzie trzymała alkohol. Wiedziała, że nawet on nie rozgrzeje jej tak, jak usta Gajeela, ale miała nadzieję, że te kilka kropli whisky nieco ją uspokoi.
...
Gdy światło w mieszkaniu McGarden zapaliło się, odetchnął z ulgą. Teraz mógł odejść ze świadomością, że dziewczyna bezpiecznie dotarła do domu. Ale czemu więc, skoro tak bardzo się o nią martwił, nie odprowadził jej pod same drzwi? No a temu, że pewnie zrobiłby wiele, by tylko przejść przez nie do jej małego królestwa. Ten pocałunek, to było zdecydowanie za mało.
Zawiało, a Gajeel zatrząsł się i wydał z siebie zabawny, rosnący w tonacji i drżący odgłos. Rzucił ostatnie spojrzenie na okna Levy i popędził do siebie, by jak najszybciej przebrać się z mokrych ciuchów.
...
Spojrzała mozolnie na tykający nad jej głową zegar. Było już po północy.
-Gdzie ta Lucy... Zaczęła się o nią martwić. Przecież powinna kończyć pracę o dwudziestej drugiej. Dwanaście godzin harówki, a ta jeszcze nadgodziny brała? A może siedziała teraz w barze z Laxusem, Grayem i Natsu, wznosząc toast za "przedwczesne ukończenie studiów z wyróżniającym wynikiem"?
Dosłownie opadła na krzesło, odkładając wypełnioną whisky szklankę na kuchennym stole.
-Na pewno dobrze się bawi. W przeciwieństwie do mnie. Zła na siebie, sięgnęła po trunek. Z rozmachem oderwała karteczkę, która przykleiła się na spód szklanki. Już chciała ją wyrzucić, lecz coś ją tknęło. Przecież jak wychodziła, stół kuchenny był pusty...
"Wyjeżdżam".
Od razu rozpoznała pismo swojej przyjaciółki, ale musiała przeczytać to słowo kilka razy, by doszedł do niej ich sens. A gdy tak się stało, Levy zerwała się na równe nogi i wparowała do pokoju Heartfilii. Otworzyła szafę na oścież, zajrzała do każdej szuflady. Wszystko było opróżnione do cna.
Niebieskowłosa opadła pośladkami na materac łóżka, od którego odbiła się nieznacznie. Zszokowana, wciąż wpatrywała się w pustą szafę, analizując każdy możliwy powód jej decyzji.

- - - - - - - - - -

-Szefowo...
Lucy powoli odwróciła się za siebie. Hilda powoli usiadła na mokrej podłodze za ladą.
-Nie nazywaj mnie już tak. Staruszka schowała głowę między kolanami i mocno chwyciła się za włosy. Była załamana.
-Proszę tak nie mówić! Heartfilia nie chciała jej zostawić w takim stanie. Nie mogła. Podeszła do Hildy i kucając, chwyciła czule jej kolana. -Wszystko będzie dobrze!
-Będzie dobrze?! Rozejrzyj się!
Z bólem serca, Lucy przejechała wzrokiem po sklepie. Z mokrych półek ściekały ostatnie krople alkoholu, którego zapach, jak trujące opary unosiły się aż do przedziurawionego przez Springfielda dachu. Podłoga, którą blondynka przez ostatnie dwa dni pucowała na błysk, teraz lśniła od trunków i rozbitego szkła.
-Wszystko zniszczyli. W tych dwóch, gorzkich słowach, Hilda opisała otaczającą je rozpacz i nędzę. Lucy jednak tego nie kupiła. Zacisnęła mocniej swoje dłonie na kolanach staruszki.
-Szefowa chcę się teraz wycofać?! Zawołała dobitnie. -Tak nie można! Odbudujemy sklep i na nowo ruszymy z interesem! Może mi szefowa nawet nie płacić, dopóki się nie odbijemy! Ludzie na pewno nam pomogą w...
-To na nic. Przerwała jej Hilda. -Gdy odbudujemy sklep, oni znów przyjdą. Będą przychodzić wciąż i wciąż, do czasu aż nie zaczniemy płacić im haraczu, albo nie poddamy się na dobre. Oszczędź sobie złudzeń, dziecko...
Nie mogła tego słuchać.
-Tym razem będziemy na to gotowe! Ktoś musi w końcu się im przeciwstawić, bo jeśli dalej tak pójdzie, mafia opanuje całe North Faries!
Hilda zdawała się jej nawet nie słuchać.
-To było pani marzenie!!!
-Idź już.
Lucy zamarła na moment, słysząc oschły ton staruszki. Zszokowana puściła ją i wyprostowała się. Przez dłuższą chwilkę wpatrywała się w siedzącą na podłodze kobietę.
-Do jutra, szefowo. Rzuciła Lucy ze złością. -Nie pozwolę, by tak to się skończyło.
Wychodząc ze sklepu, czuła pękające pod jej podeszwami szkło. Rozlanego alkoholu było tu tyle, że można było się w nim kąpać. Rzuciła ostatnie spojrzenie na ladę, za którą chowała się Hilda i westchnęła głośno. Dziś już nic nie mogła wskórać, szefowa musiała to sobie po prostu przemyśleć w samotności. Może, jeżeli da jej odpowiednie wsparcie, Hilda jednak się nie podda?
Gdy wyszła ze sklepu, aż zachłysnęła się świeżym powietrzem. Uliczne latarnie oświetlały zupełnie opustoszałe ulice. Nawet samochody nie przejeżdżały tą drogą.
Przyspieszyła, nerwowo przecierając rękawem mokre powieki i policzki. Już nie potrafiła powstrzymać nasilającego się płaczu.
-Panienko Lucy...
Heartfilia zatrzymała się raptownie tuż przed ciemnym zaułkiem. Z zaczerwienionymi od przetarć oczami, obserwowała wyłaniającego się z ciemności pana Wakabe.
Jej ściśnięte usta zaczęły drżeć, a w szeroko otwartych oczach zalśniły świeże łzy. Zanim mężczyzna zdążył na dobre opuścić zaułek, Lucy rzuciła się na niego z płaczem.
-Dlaczego nikt nic nie zrobił?! Było przecież tyle osób! Wyła głośno, bijąc pięściami tors Wakaby. -Przecież mogliśmy ich jakoś powstrzymać!
Mężczyzna niepewnie pogłaskał ją po głowie.
-A gdyby ktoś zginął? Sklep zawsze można odbudować, ale życie ma się tylko jedno.
Wiedziała, że Wakaba ma rację. Rozumiała, że gdy mafiozi wtargnęli ze strzelbami do sklepu, klienci byli przerażeni. Sama się bała.
-Ale jeżeli niczego nie zrobimy... Wychlipała, nieco się od niego odsuwając. -Jeżeli wciąż będziemy im ulegać...
Przerwał jej warkot silników. Trzy czarne Skody Favorit ominęły ich, tworząc lekki podmuch wiatru.
Wszystko działo się tak szybko...
Przez otwarte szyby samochodów wyleciały butelki z zapalonym lontem. Seria koktajli mołotowa rozbiła wystawową szybę "Monopolu na Wzgórzu".
Rozlane wszędzie litry alkoholu, Hilda siedząca za ladą... Nim do Lucy dotarło co się dzieje, Skody zdążyły odjechać z ulicy, a sklep zajął się ogniem.
-SZEFOWO!!! Nie myśląc zbyt wiele, rzuciła się w stronę sklepu, lecz Wakaba w porę chwycił ją w pasie.
-Co ty robisz?! Chcesz wbiec prosto w ogień?! Nakrzyczał na nią.
-Ale tam jest Hilda! Puść mnie!!!
Wyrywała się i wierzgała nogami, krzyczała i płakała, ale uścisk mężczyzny był zbyt silny. Mogła jedynie przyglądać się, jak rosnące płomienie pożerają powoli sklep. Jak swoją ofiarę. Słone łzy zaczęły cieknąć ciurkiem po jej policzkach i obojczyku. Przez nie ledwo zauważyła śmiałka, który wbiegł wprost do płonącego monopolu.
...
Gdy tylko Lucy wyszła ze sklepu, Hilda mocniej zacisnęła kolana i oparła na nich swoją brodę.
-Stara, głupia baba ze mnie. Załkała, rozbawiona bezradnością. -Zachciało mi się otwierać swój własny sklep... I masz babo placek.
Choć od ostrego zapachu alkoholu robiło jej się duszno i słabo, nie chciała stąd wychodzić. Najchętniej zaszyłaby się w tym zdewastowanym bunkrze już na dobre.
Otaczającą ją ciszę przerwał pogłos nadjeżdżających samochodów, a następnie trzask rozbitego szkła. Wstała raptownie, wystraszona tym trzaskiem, lecz jedyne co dostrzegła, to pełzająca jak wąż strużka ognia, która podążała śladami rozlanego alkoholu. A on rozlany był niemal wszędzie.
Do sklepu wpadły kolejne butelki z benzyną, a powiększający się pożar zupełnie przesłonił jej widoczność. Zlękniona, zaczęła wycofywać się do tyłu. Uderzyła plecami o mokry regał, nie mogąc oderwać oczu od ognia. Czerwono-pomarańczowe płomienie tańczyły żywo w jej przerażonych tęczówkach.
Gdy dotarły one aż do nóg Hildy, kobieta wreszcie otrząsnęła się z szoku i wskoczyła na ladę. Było już jednak za późno. Ogień błyskawicznie przedostał się do jej, mokrej od alkoholu, dolnej części ciała, po czym szybko dotarł do jej pleców i głowy.
Krzyczała w spazmach bólu, czując jak płomienie wyżerają jej skórę. Chcąc się ugasić, zaczęła turlać się po ladzie, ale spadła z niej, wprost w gorące płomienie.
To już koniec. Miejsce, które miało być spełnieniem jej marzeń, stało się jej własnym grobem.
Jęczała chrapliwie, gdy ktoś z powrotem postawił ją na ladę. Miała wrażenie, że każda komórka jej ciała pęka.
Powoli uchyliła ociężałe powieki, lecz zbyt wiele nie widziała. Jedynie czarną, zamazaną postać na tle pomarańczu, od której powiewał minimalny, kojący wiatr.
...
-Muszę... jej... POMÓC!!! Lucy wrzeszczała z całych sił, wciąż próbując się wyrwać z uścisku Wakaby.
Ludzie przyglądali się jej i pożarowi z własnych domostw, lecz nikt nie odważył się wyjść na zewnątrz.
-Zrozum dziewczyno, już jej nie pomożesz! Zapewniał Wakaba, nie pozwalając jej uciec.
Ale przecież ktoś tam wbiegł. Ktoś jeszcze wierzył, że można uratować Hilde.
Uspokoiła się na moment, zaglądając do okien pobliskich kamienic. Mili, przyjaźni ludzie? Jedna wielka rodzina? Co ona miała w głowie...
-CO JEST Z WAMI, LUDZIE!!! Heartfilia ryknęła zdzierając gardło. -Tam ginie człowiek, a wy siedzicie w domach i tylko się przyglądacie?! TCHÓRZE!!!
Lucy wbiła się zębami w bark Wakaby i wyrwała się, gdy tylko jego uścisk zelżał. Sprintem podbiegła pod palący się monopol, z przekonaniem, że jeszcze nie jest za późno. Ale kiedy stanęła oko w oko z żarem i tańczącymi płomieniami, zwątpiła. Strach ją sparaliżował, gdy ogień zaczął nieprzyjemnie mocno ogrzewać jej mokre od łez policzki.
-Odsuń się, panienko! Wołali ludzie z okien, gdy palące się deski sklepu zaczęły się łamać.
Na widok złowieszczego pożaru, na moment zapomniała, po co tu przybiegła. Na szczęście krzyki tych wszystkich tchórzy, którzy tylko przyglądali się z daleka, przypomniały jej, co musi zrobić.
Nie słuchając podglądaczy, weszła ostrożnie do sklepu, zasłaniając twarz zgiętymi w łokciu rękoma. Ciepło jakie tu panowało, było nie do zniesienia.
-Szefowo! Wołała, krztusząc się swądem palonej wódki i benzyny, ale nadal uparcie brnąc na przód. Krok po kroku.
Dostrzegła zarys dziwnej postaci między płomieniami. Rozebrany od pasa w górę mężczyzna, stał do niej odwrócony tyłem. Na nagich plecach dostrzegła ogromny tatuaż, przedstawiający przepiękną kobietę. W złączonych dłoniach trzymała koronę.
Omijając ogień, postawiła kolejny, ostrożny krok.
Mężczyzna był przy ladzie i intensywnie wymachiwał swoim płaszczem. Jakby coś gasił.
-Hildo!!!
Lucy zrozumiała co ten człowiek usiłuje zrobić. Pobiegła w ich stronę, lecz zaraz odskoczyła z kwikiem, gdy jedna z desek spadła tuż pod jej nogi. Na podłodze było coraz mniej miejsca, które nie zjadałby ogień.
Heartfilia podniosła szybko wzrok, gdy kątem oka wychwyciła ruch. Obcy, jakby zlękniony jej krzykiem, rzucił się do ucieczki w stronę tylnych drzwi sklepu.
-Stój! Zawołała, odruchowo przeskakując przez palącą się deskę, ale mężczyzna zniknął w płomieniach. A ona zatrzymała się tuż przed ladą, na której leżała Hilda.
-Lucy, to ty?
Gdy staruszka powoli odwróciła twarz w jej stronę, dziewczyna omal nie zemdlała.
-Słyszałam cię...
Nawet jej głos był zupełnie inny. To cud, że była w stanie wypowiedzieć cokolwiek.
-JESTEŚCIE TAM?!
Blondynka usłyszała krzyk Wakaby, ale nie była w stanie mu odpowiedzieć. Stała jak posąg, z szeroko otwartymi ustami, gdy po niemalże czarnym policzku staruszki, jak gwiazda z nieba, spadła ostatnia łza.
Nie zauważyła, kiedy płomienie zaczęły lizać jej buty. Nie zauważyła też tego, że Wakaba wskoczył za nią w ogień i ugasił, porzuconym przez mężczyznę płaszczem, jej nogi. Nie wiedziała nawet, w jaki sposób opuściła płonący sklep, a widok mieszkańców North Faries, którzy na własną rękę próbowali ugasić pożar, był jak scena ze snu. Z najgorszego koszmaru w jej życiu.
...
Byli już niemal na miejscu, gdy dostrzegli przez przednią szybę Lancii szary dym, unoszący się w przestworza czarnego nieba. Im bliżej byli sześćdziesiątej czwartej przecznicy, tym bardziej czuli swąd spalenizny.
Wciąż jednak żadnemu z nich nie przyszło do głowy, że pożar ten wybuchł tuż przed ich kamienicą. A tym bardziej w nowo otwartym monopolu.
Spoceni mężczyźni z okolicy, rozebrani ze swych płaszczy i koszul, usiłowali ujarzmić rozszalały ogień, a grupa kobiet w szlafrokach i papilotach tworzyła niewielki krąg na środku jezdni. Jednakże, prawie żadna z nich nie odważyła się spojrzeć na to, co znajdowało się w środku tego koła.
Natsu jako pierwszy wybiegł z samochodu. Zostawił otwarte tylne drzwi i pobiegł jak szalony w centrum wydarzeń.
Chciał zobaczyć co się stało. Chciał wreszcie uspokoić swoje nerwy. Przekonać się, że jego przeczucia to zwykłe, wyimaginowane czarne myśli.
Przepchał się przez niewielką barykadę starszych kobiet, które o dziwo nie darły się na niego jak zawsze. Kiedy zobaczył, co znajduje się na około nich, wiedział już dlaczego nikt się dotąd nawet odezwał.
Lucy płakała cicho, od czasu do czasu wydając z siebie jęk rozpaczy. Klęcząc na asfalcie, zakrywała twarz zakrwawionymi dłońmi.
Tuż pod jej nogami leżała Hilda. Choć w jej obecnym stanie, trudno było mu tak nazwać swoją sąsiadkę.
Natsu upadł kolanami na przeciw Lucy i czule, ostrożnie uniósł głowę staruszki. Głowę zupełnie pozbawioną włosów, z krwistoczerwoną skórą i otwartymi, wypalonymi ranami.
Roztrzęsiona Heartfilia spojrzała na niego.
Nie płakał. W jego oczach nie było ani krzty strachu czy bólu. Po prostu przyglądał się staruszce, jakby zasnęła mu na rękach.
Kobiety w szlafrokach zaczęły rozchodzić się na boki, a wtedy poparzoną kobietę dostrzegł również Gray i Laxus. Fullbuster, jakby dopiero teraz przypomniał sobie o złamanym żebrze, uderzył pośladkami o drogę i od razu zaczął płakać. Kompletnie nie ukrywał swojego zaskoczenia i przerażenia. Dreyar w tym czasie niepewnie podszedł do Lucy. Zachowywał się, jakby nie do końca wiedział co robić.
-Ej, Hilda. Obudź się. Nagle wszyscy zdębieli słysząc Dragneela. On... uśmiechał się.
Młodzieniec powoli ułożył głowę Hildy z powrotem na jezdnie.
-Obudź się. Powtórzył głośniej, chwytając ją za dłoń. Na krwistoczerwonej, wypalonej skórze jej ręki, widać było mięśnie i nerwy, a miejscami nawet i kości. W niektórych miejscach pojawiły się również czarne plamy. Natsu jednak chwycił ją mocno, z całych sił, przy czym nie mógł przestać wpatrywać się w jej otwarte, martwe oczy.
-No dalej, wstawaj. Nic ci nie będzie, słyszysz?! Z każdym słowem unosił głos, a jego śmiech zanikał przy drżących strunach głosowych. Nie chciał nawet patrzeć na jej nogi, policzki, głowę, a nawet kawałek czoła, które wyglądały tak samo jak ręce. Widział jej oparzone ciało, ale nie chciał tego.
Wziął głęboki wdech i nachylił się nad martwą kobietą. Nałożył na siebie dłonie i przycisnął je do klatki piersiowej staruszki. -Przestań się lenić i wstawaj!
Zaczął rytmicznie przyduszać jej tors, coraz mocniej i coraz intensywniej.
Nie wyczuwał żadnego ruchu. Żadnego unoszenia się klatki piersiowej, żadnego bicia serca. Za to jego serce łomotało w piersi jak szalone.
Emocje skumulowały się w nim, jak w wulkanie gotowym w każdej chwili do erupcji. Czuł wszystko naraz : poprzez ogromną miłość do Hildy i strach przed jej utratą, aż do złości, a wręcz nienawiści, skierowanej wprost na nieznanego sprawcę tej tragedii. Najgorsza jednak była bezsilność. Miał wrażenie, że już nic nie może dla niej zrobić...
Nie! Nie może tak myśleć! Musi ją uratować, nie straci jej, za wszelką cenę!
-Krzycz na mnie! Wnerwiaj mnie dalej! Rób co chcesz, tylko kurwa wstań wreszcie!!! ... A wy co tak stoicie?!!! W końcu zwrócił się do zalanej łzami Lucy i Laxusa, który stał tuż za nią, z grobową miną. -Zróbcie coś!!!
Gray wreszcie zebrał w sobie siły i podszedł do pozostałych. Stanął zaraz za Dragneelem, wciąż wylewając łzy. Już nawet nie ocierał ich z policzków, jednak coś się w nim zmieniło. Był zdeterminowany, zły, ale jednocześnie rozżalony, gdy widział co jego zrozpaczony przyjaciel wyczynia z ciałem ich drogiej sąsiadki.
Heartfilia nie mogła na to patrzeć, bezsensowne próby ratowania staruszki były ponad jej siły.
Dreyar natomiast uklęknął obok blondynki i wystawił dłoń. Na prośbę chłopaka, spokojnie przysłonił twarz Hildy i zamknął jej oczy.
Ten gest wstrząsnął Dragneelem. Wreszcie dotarło do niego, że stracił na dobre jedyną ważną kobietę w swoim życiu.
Ból, świadomość utraty czegoś bezcennego... Bezradność. Nienawidził tego.
Niespodziewanie wciągnął do płuc powietrze, z drżeniem pociągając nosem. Całe jego ciało, nawet usta i brwi pod zmarszczonym ze złości czołem, trzęsły się. Nie mógł tego opanować, tak samo jak łez, które jedna po drugiej spadały mu po szyi aż za niechlujnie założoną koszulę.
Wreszcie rozpłakał się głośno. Rozpaczał.
Chciał ją usłyszeć, chociaż ten jeden-jedyny, ostatni raz. Chciał poczuć jej drobne, ciepłe ramiona, w które zawsze miał ochotę się wtulić, jak do matki. Wystarczyłoby mu nawet, by znów mógł ujrzeć krótki, bystry błysk w jej oczach, osadzonych na jej pomarszczonej twarzy. Ale już nigdy tego nie doświadczy. Już nigdy nie zdoła jej powiedzieć, jak bardzo był jej wdzięczny, jak głupio mu za wszystkie problemy i zmartwienia jakich jej przysporzył, i jak bardzo ją kochał. A wbrew temu jak się do niej odnosił i jak ją traktował, kochał Hilde tak bardzo, że wolałby samemu oddać życie, byleby tylko ona była cała i zdrowa.
-Nie odchodź... Załkał zrozpaczony, okrywając jej talię własnym ciałem. Trzymał ją, jakby za nic w świecie nie chciał jej oddać. Nikomu.
Gray zmarszczył mocno brwi. Natsu zachowywał się, jakby tylko on stracił kogoś cennego. Jakby tylko on cierpiał. Jakby tylko on miał prawo trzymać teraz w objęciach, tak drogą im Hilde.
Może i wciąż się z nią kłócili i nigdy się jej nie słuchali, ale to ona była przy nich, gdy już w najmłodszych latach stracili swoich bliskich. Była z nimi, gdy zostali sami. Zajęła się zupełnie obcymi z początku, dwoma urwisami, jak własnymi wnukami. Podczas biedy i choroby, była przy nich. Tylko ona jedna starała się ich wychować na dobrych ludzi, w tym ciężkim do przetrwania świecie.
A gdzie oni byli, gdy tym razem to ona potrzebowała pomocy? Co dla niej zrobili, by się odwdzięczyć? Wciąż tylko się z nią drażnili, uważając to za świetną zabawę i nigdy tak naprawdę nie docenili tego, co Hilda dla nich zrobiła. Lecz teraz na jakiekolwiek przeprosiny i podziękowania było już za późno.
Fullbuster ze zgrozą przyglądał się jej poparzonemu ciału, które Dragneel tak usilnie próbował zagarnąć tylko dla siebie. Z jednej strony nie mógł na to patrzeć, z drugiej zaś nie chciał stracić jej z oczu. Widok jej spalonej skóry był przerażający, ale miał wrażenie, że muszą ją taką oglądać za karę. Że zasłużyli sobie na to. Tylko... dlaczego akurat Hilda?
Ominął płaczącego Natsu i podszedł do Lucy. Szarpnął jej ręką do góry i siłą postawił do pionu.
-Kto to zrobił?! Kto jest za to odpowiedzialny!!! Dlaczego ty jesteś cała, a ona nie żyje?!!!
Krzyczał na Heartfilię, jakby co najmniej ona była wszystkiemu winna.
-Gray, uspokój się! Upomniał go Laxus, lecz do francuza nie docierały żadne słowa z zewnątrz. Ze łzami płynącymi potokiem po policzkach i z wykrzywioną we wściekłości twarzą, chwycił mocno ramiona Lucy i lekko nią potrząsał. Spoglądał jej głęboko w oczy, jakby chciał usłyszeć od niej rozgrzeszające "to nie twoja wina".
-Błagam... powiedz kto to zrobił...
-A jak myślisz?! Znów wtrącił się Dreyar, gdy zobaczył, że Lucy nie jest w stanie wykrzesać z siebie choćby słowa. Była zbyt przestraszona. -To Oracion Seis, prawda?!
Patrzeli na nią w dziwnym, narastającym napięciu. Nawet Natsu oderwał się od ciała Hildy, by na nią zerknąć.
Wiedziała doskonale, co musi im odpowiedzieć.
-Chcieli, byśmy im zapłacili. Wydusiła wreszcie beznamiętnym głosem. Dopadła ją lekka chrypa. -Zniszczyli cały sklep i odjechali. Ale wrócili. A mnie... mnie już tam nie było.
Jej głos znów zaczął się załamywać. Wielka gula w gardle mocno przyciskała jej krtań, a oczy piekły od napływających łez.
-Chciałam z nią zostać... Pomóc jej! Znów zaczęła drżeć i mówić głośniej o kilka tonacji wyżej. -Tak bardzo chciałam jej pomóc! Przepraszam, że nie zdążyłam! Przepraszam, że nic nie mogłam zrobić!
Musiała krzyczeć, by wydobyć głos z zatkanego gardła. Nogi zaczęły się pod nią uginać.
Gray szybko przytulił ją do siebie. Tak mocno, że zabrakło jej tchu. Nic nie mówiąc, płakał jej na ramieniu i dygotał, zapewne i tak powstrzymując się od wybuchu emocji. Potrzebował tego. Czuła w jego silnych ramionach, że brakowało mu wsparcia, więc odwzajemniła uścisk.
-Masz ich dorwać. Nagle usłyszała gniewny szept skierowany wprost do jej ucha. Rozluźniła rękę i odsunęła się od Fullbustera o dwa kroki.
-Masz ich dorwać i zamknąć w pierdlu, zanim ich wszystkich pomorduję.
Lucy wystraszyła się nie na żarty. On mówił zupełnie poważnie.
-Wytłumaczę jej wszystko. Na ratunek dziewczynie przyszedł Laxus. Chwycił ją za ramię i wyprowadził na przód. Ku zdziwieniu, poczuła, że dłoń niewzruszonego boksera również cała drży.
Gdy doszli do zaparkowanej nieopodal Lancii, słychać było nadjeżdżające syreny strażackie. Laxus otworzył przed dziewczyną drzwi i wepchnął ją na przednie miejsce w samochodzie. Spieszył się.
Z przedniej szyby, po raz ostatni rzuciła okiem na sześćdziesiątą czwartą dzielnicę.
W miejscu, które pomogła pokochać, rozgrywał się istny dramat.
Miejscowi wciąż gasili pożar. I chyba specjalnie nikt nie zwracał uwagi na Natsu i Graya, którzy teraz obydwoje klęczeli przed ciałem martwej Hildy. Nawet po opowiastkach szefowej, nie mogła sądzić, że tak bardzo kochali tą kobietę. Czyżby, tak jak ona miała tylko ich, tak oni mieli tylko ją?
-Miałem ci to dać w bardziej radosnej atmosferze, ale...
Powoli zwróciła twarz w stronę Laxusa, który wyciągnął coś z wewnętrznej strony kurtki.
-Byliśmy dziś z wizytą u twojego dziekana, pana Michello. Nawet twoja przyjaciółka, Levy, bardzo nam dziś pomogła.
Jakby wyrwana z transu, szerzej otworzyła oczy.
-To twój dyplom ukończenia studiów, oficjalnie jesteś już prawnikiem. Zdjęciem też nie musisz się martwić... Gdzie z tymi zakrwawionymi łapami! Dreyar klepnął ją w wyciągniętą dłoń, po czym schował dokument z ciężkim westchnieniem. -Nie dostaniesz tego za darmo. Jeżeli chcesz dyplom, musisz wyciągnąć mojego dziadka z więzienia.
Nie odezwała się słowem. Jedynie przyglądali się sobie w milczeniu.
-Chciałaś zostać prawnikiem, by uniknąć "tego", prawda?
Nie musiała nawet spoglądać przez przednią szybę. Wciąż miała przed oczami widok rannej Hildy. Znów zaczęła płakać, lecz nie wydała już przy tym żadnego dźwięku.
-Nie będzie łatwo, ale możesz to zakończyć. Zrób tylko tą jedną rzecz, o którą cię proszę.
...
Przejechali pół North Faries w grobowej ciszy. Dopiero, gdy zatrzymali się przy kamienicy na przeciwko biblioteki McGarden's...
-Czy... możesz jeszcze zaczekać?
Laxus zazgrzytał zębami.
-Rozprawa mojego dziadka jest już za kilka dni, więc...
-Nie, czy możesz zaczekać tutaj. Teraz. Na mnie... Przerwała mu lekko speszona. Z każdym słowem pozbywała się chrypy, jakby odzyskiwała zdolność mówienia.
Dreyar spojrzał na nią zaskoczony.
-Jak to?
Gdy Lucy skierowała na niego wzrok, ukazała mu oczy pełne złości i determinacji.
-Odwieziesz mnie na stację? 
...
Wparowała do pustego mieszkania jak burza. Porwała kuchenne krzesło i sięgnęła do pawlacza, z którego pożyczyła podróżną torbę Levy. Pobiegła z nią do swoje pokoju, rzucając walizką na łóżko tak nerwowo, że sama się otworzyła. Wrzucała do niej wszystkie swoje rzeczy, nawet ich uprzednio nie składając - pakowała wszystko jak leci.
Na koniec odniosła kuchenne krzesło na miejsce i zostawiła po sobie krótki liścik. Przestała się spieszyć. Niemal jak w zwolnionym tempie odłożyła długopis na stół i rozejrzała się po mieszkaniu. Niespiesznie podchodziła do wyjściowych drzwi, obserwując z sentymentem każdy kąt.
Czuła się, jakby już miała tu nigdy nie wrócić. Jakby opuszczała to miejsce i swoją przyjaciółkę na zawsze. Nie planowała tego. Ale po tym, jak w ostatnich dniach cały jej świat wywrócił się do góry nogami, przecież mogła spodziewać się wszystkiego.
Ze smutkiem, powoli zamknęła za sobą drzwi, które zaskrzypiały na pożegnanie.
Podjęła decyzję, od której nie było ucieczki.




1) Chrysler Windsor - samochód osobowy segmentu E, produkowany przed Stany Zjednoczone i Kanadę w latach 1939-1966.

2) Walther PPK - solidny i celny, niemiecki pistolet, produkowany od 1931 r.

***

Przepraszam, przepraszam, przepraszam!!!
Tyle musieliście czekać.. :C
I obawiam się, że tak już raczej będzie - rozdział średnio raz na miesiąc :((( Chciałabym częściej, ale się nie wyrabiam po prostu.
Mało tego, szczególnie początek rozdziału wyszedł tak KOSZMARNIE, że przy korekcie aż się za głowę chwyciłam. Chciałam już zmienić całą akcję z FBI, ale byście musieli chyba z następny miesiąc na rozdział czekać... 
Ogólnie, to chciałam podziękować Koksowi i Hinci za pomoc - jak zresztą zwykle dziewczyny czuwają piecze na fragmentami, które mi gorzej idą i zawsze wspomogą dobrą radą :* :D
Dziękuje też za liczne komentarze, ostatnio jest ich bardzo dużo :3 

Nie zapominajcie o zabawie w "ulubiony fragment to.." , ale nie ukrywam, chciałabym poznać wasze szczere opinie odnośnie całego rozdziału. Rzadko kiedy tak mam, ale teraz, przed wstawieniem czuje tremę. Zupełnie jak wstawiałam pierwsze rozdziały na pierwszym blogu :DDD 
(błędy też wyłapujcie, będę wdzięczna ^.^)

Nie będę już was zanudzać, miał być krótki rozdział, a jest chyba jeden z dłuższych... jak zawsze :| 
Już dość się naczytaliście :P

Dziękuje dziubki za wszystko i mam nadzieję, że rozdział was nie zanudził i się spodobał
(i że dobrnęliście do jego końca xD)

Buźka ;***



36 komentarzy:

  1. Ja, póki co, rozdziału nie przeczytam, bo jeszcze nie mam nadrobionych zaległości (dopiero prolog skończyłam czytać -.-). Ale jak ty piszesz tak długie rozdziały, to ja szybko nie skończę tych zaległości nadrabiać. xD
    No cóż, w końcu napiszę pod którymś rozdziałem jakiś konstruktywny komentarz. :D
    A na razie bardzo ciepło Cię pozdrawiam. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hehe, zawsze mi tak jakoś wychodzi, że im krótszy rozdział planuje, tym dłuższy mi wychodzi -.-
      W nadrabianiu plus chyba jest taki, że choć rozdziały są długie, to je wstawiam obecnie średnio raz na miesiąc. I miło cię tu gościć Mavis, na prawdę się cieszę :D :*** (mam nadzieję, że moje rozdziały ci się spodobają *wstydniś* )

      Usuń
    2. Historia zapowiada się ciekawie, mam nadzieję, że wkrótce wszystko przeczytam, ale nie wiem, ile mi to zajmie, bo magisterka też mnie czeka. :C Ale, póki co, czyta mi sie lekko i przyjemnie. ;) Jedyne, co mnie drażni to Twój zapis dialogów, nie robisz tego w sposób tradycyjny, a ja jakoś taka przyzwyczajona do tego jestem. xD Ale to tylko moje małe czepialstwo się. ;P
      Idę pisać kolejny rozdział u siebie. Btw, u mnie nowy rozdział na blogu (nie wiem, czy widziałaś, czytałaś, a ja z reguły raczej nie informuję xD).
      Buźka. :***

      Usuń
    3. No tak jakoś zaczęłam i mi zostało na blogach... Taka moja cecha charakterystyczna xD
      A o rozdziale wiem, jeszcze nie czytałam, ale lada dzień zajrzę do Ciebie :* (wcześniej nie miałam nawet kiedy, mam niemałe zaległości :c)

      Usuń
  2. Łaaał... Po prostu łał... To było piękne :'( Normalny komentarz będę musiała napisać jak się uspokoję, bo teraz to mam w głowie jak to pisał Świetkicki - nieporządek w chaosie @.@

    OdpowiedzUsuń
  3. ...;_;... Boze, Hilda ;_;... Ja nie płacze. Nawet jako małe dziecko mało płakałam. Ale przy twoich rozdzialach wyje jak mało kiedy ;_;...
    Ciekawe kto chciał jej pomoc ;_;...
    Ja... Nie wiem co napisac ;_;...
    Akcja z wbiciem do dziekana była super, o ile dobrze pamiętał bawił mnie chwilami... Ale nie pamietam dobrze, bo sie skupiłam na końcówce ;-;...
    Super rozdział, ale dodaj ostrzeżenie "UWAGA! Czytanie tego bloga grozi depresją!" ;_;... I nie zabijaj nikogo fajnego, no ;_;...

    OdpowiedzUsuń
  4. Yasha Yasha, taki rozdział po korkach z matmy jest jak miód na złamane serce.
    Na początku nie ogarnęłam żółtych fragmentów dopiero potem skumałam się o co chodzi xD Wiesz mózg mam wykończony po szkole. Btw 3 tydzień września a ja się czuję że chodzę już 2 miesiące do szkoły! Wszyscy uczniowie, czy wy też tak macie? :(
    Doobra zacznę od najzabawniejszych momentów w "Koronie"
    "Chłodna, jak stal pistoletu, twarz Dreyara zaczęła zmiękczać dziekana. Bo nie tyle co naładowana broń budziła w nim niepokój, jak dzierżący ją mężczyzna. W chwili obecnej wyglądał na takiego, co strzeliłby bez głębszego namysłu.
    Gray w tym czasie próbował podrapać się pod gipsem, który nałożyli mu na wystawioną, lewą rękę. Choć z pozoru psuło to dramatyczność owej scenerii, obojętność drugiego z młodzieńca jeszcze bardziej przeraziła starca. Zachowywali się, jakby takie napaści były dla nich chlebem powszednim. Michello milczał, nie wiedząc co począć. Z nerwów, jego czoło zaczęło lśnić od potu." Czo ten Gray, łuszczycę ma?
    "A teraz dawaj zdjęcie. Powiedział Gray, skupiając na sobie uwagę staruszka.
    -Jakie znowu zdjęcie?!
    -To, na którym jestem, cepie! Nakrzyczał francuz.
    -Kiedy ja pana pierwszy raz na oczy widzę!
    -No bo, kurna, zaraz nie wytrzymam! Fullbuster ominął biurko dziekana, chwycił za uchwyty jego krzesła i z rozmachem wypchnął na środek pokoju. -A jak znajdę to cholerne zdjęcie, to cię...!" Gray taki groźny, mrrr.
    "Zbieramy się, mamy FBI na ogonie!!!
    Wszyscy spojrzeli na zmachaną Canę, jak na wariatkę.
    -Co ty pieprzysz, złotko?! Dreyar powoli odsunął krzesło dziekana tak, by staruszek siedział na wprost wyjścia ze swojego gabinetu.
    -Nie złotkuj mi tu teraz!: Złoto to Cana ma między cyckami, Laxus!
    "-Co ty robisz? Spytał Dragneel, gdy zbiegając po schodach słyszał za sobą mruczenie Graya.
    -Och, jak dobrze... francuz stękał radośnie, szorując paznokciami wolną od gipsu rękę. Wreszcie mógł się normalnie podrapać. -Jak mi tego brakowało! " Gray tak bardzo pro w byciu gangstą B|
    "-Na pewno chcesz szybciej? Zdziwił się Laxus, zerkając na prędkościomierz. Jechali ledwo 50 km/h. -A twoja choroba lokomocyjna?
    Dragneel zamilkł na dłużej i zacisnął wargi. Po chwili znów wychylił się do przodu i zdzielił Graya w tył głowy.
    -A TO ZA CO?!
    -Za twoją niewyparzoną gębę!" Nie dość że jest pierdołą z kulą, ma łuszczycę i nie podchodzi profesjonalnie do bycia gangstą to jeszcze chodzi na ploty do Laxusa. Co za chłopy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "-Na litość boską, Buchanen nie jest żadnym mafiozą! To absolwent uniwersytetu... Starzec urwał w połowie zdania, widząc powiększające się uśmiechy porywaczy. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że wyjawił im potrzebne nazwisko.
      -Ale sypnąłeś, dziadek! Alberona zaśmiała się głośno i klepnęła dziekana w plecy... niechcący spychając go z mostu.
      -Cana, coś ty narobiła! Krzyknął Gajeel, w tle oddalającego się wrzasku dziekana.
      -Ja nie chciałam! Naprawdę!
      Wychylili się ponad barierkę. Michello płakał i wył, ale cały i zdrowy kołysał się na linie, kilka metrów nad lodowatą wodą. Odetchnęli z ulgą i zaczęli go wciągać.
      -Ja nie chciałam! To był przypadek! Zawołała Alberona.
      -POŻAŁUJECIE TEGO! WSZYSCY POŻAŁUJECIE!!! Słyszeli jego stłumione echo.
      -A chce się pan jeszcze z nami kiedyś spotkać?! Zagroził Redfox, dając dziekanowi do zrozumienia, że jeżeli nie chce problemów, powinien zostawić ich w spokoju. Na domiar tego puścił linę, a dziekan znów zawisł bliżej rzeki.
      (...)
      Gajeel przygasił niedopałek butem i zaczął wciągać linę do góry.
      -Co ona taka lekka?
      Dziewczyny spojrzały na siebie znacząco, po czym podbiegły do barierki i znów się wychyliły. Dziekan zamiast wisieć na sznurze, kwiczał i skomlał z zimna na samym środku rzeki Tsumetai-chi.
      -POMOCYYY!!!" Zabiłaś. Zabiłaś mnie już na amen. Myślałam że majączący Gray był gorszy. Że Buchanen widzący aniołów był gorszy. Nie. Michello w wodzie jest mordercą number 1.
      Z tych komediowych to tyle. No a potem taki dramat dałaś że hej! I ja wiedziałam, WIEDZIAŁAM!! Wiedziałam, że Angel przypierdoli do Monopolu i zrobią rozróbę. No ja jestem prorokiem, tak jak moja babka od chemii i fiyzki mówiła. Wróżbita Yuuki, no nie muszę martwic się studia! Najwyżej Levy porobi dyplom, tylko ciii...!
      Proszę Gajeel taki ratownik, taki romantyczny. No normalnie rycerz na białym koniu, broniący cnotę Levy. Jeśli ona jeszcze ma cnotę,hmmm....
      Hilda! HILDAAAAA! Czemu? Czemu ona? Czemu nie Lisanna, czemu nie Angel? Czy to jakiś spisek białowłosych pind?! Przecież Hilda była siwa, siwa! To prawie jak biała! Biały czy siwy, prawie różnicy nie widać no!!
      No i czemu Lucy wyjeżdża? Uhuhuhuh będzie miazga jestem pewna, w końcu mam dar widzenia !! Zresztą każdy twój rozdział jest miazgą na mojej psychice. A skoro o wrózbiarstwie mówimy to jestem pewna że pisząc te słowa już przekroczyłam limit. Zrób nową kategorię w Plejadzie Gwiazd - najwięcej komentarzy z przekroczonym limitem. Zgarnę wszystkie miejsce...
      Co do błędów to znalazłam kilka błędów typu "chcę" a powinno być "chce", wiesz 3 osoba. A no i " Koniecznie usiała im jakoś pomóc. " Literówka. "zdegustowana kobieta i śnieżnobiałych włosach." chyba o śnieżnobiałych włosach.
      No i mam jeszcze jedną zagadkę - Czemu tytuł "Korona"? Proszę o wyjaśnienie :)
      Btw. - HxH obejrzany w 2 tygodnie B| Co do Chimera Arc to szczerze trochę się zawiodłam na nim, a słyszałam tyle pozytywnych opinii. Jak dla mnie do pewnego momentu był bardzo dobry, ale od wtargnięcia łowców do zamku zaczęło się sypać.
      Okej to na razie tyle, wiesz nauka i te sprawy :) Jak ja nie chce uczniem być, lalalala! Chyba będę to śpiewać w drodze do szkoły -.- Cóż życzę Ci dużo wolnego czasu (nie musi być od całkowicie spożytkowany na pisanie, bo bys chyba kręćka dostała xD) i zero problemów na co dzień. No i weny, weny kochana! <3
      Pozdrawiam i przepraszam za błędy ale wystarczy że o błędy martwię się na polskim/rosyjskim/angielskim/łacinie xD
      EDIT - Mówiłam xD

      Usuń
  5. No więc... Dzień Dobry! (A raczej już Dobry Wieczór) xd
    Jestem z siebie niezmiernie dumna, bo w końcu nadrobiłam wszystkie rozdziały, a że jestem leniem to ich nie komentowałam... Byłam tak zwanym "Cichym LENIWYM czytelnikiem" :D No, ale czasem trzeba wyjść z ukrycia xd
    No, ale ja może przejdę już do tego rozdziału...:
    Angel, ty pindo! Jak mogłaś zabić Hildzie???!!! Ja się pytam "Jak"? Kiedy czytałam ten fragment z jej śmiercią to byłam już na skraju łez oraz w gardle mnie ściskało ;-;
    Jeju, Grey... Aż mnie przez niego brzuch boli ze śmiechu xd
    Hm, nwm dlaczego, ale odniosłam takie wrażenie, że ten koleś co śledził Natsu, mógł być tym co chciał pomóc Hildzi... Będę detektywem... xd Wgl. ten tytuł rozdziału wziął się od jego tatuażu? Bo miał chyba jakąś kobitkę z koroną na ręce bodajże na plecach.
    Omg, ale chaotyczny komentarz, wgl. nie po kolei.
    Levy i Gajeel! Omomomo, Bosche, tak! To taka słodka para i wgl. masakra.
    Lucy, nie odchodź! Nie zostawiaj nas! Ani się waż! Czy ty nas chcesz skazać na samotność?! A co z panem Wakabą, który przychodzi specjalnie kupić alkohol, aby popatrzeć na twoje cycki?
    Natsu, nie płacz, kupię ci kredki. Jezu, masakra... Lubiłam Hildzie ;-;
    Dobra, nie będę krzyczeć, bo sama często zabijam jakąś postać, ale no... Łezka w oku, szczególnie, że opisałaś to tak świetnie.
    Co do najlepszego fragmentu dla mnie... Wszystko mi się podobało i nie umiem się zdecydować ;-; Podziel się talentem pisarskim! Nie można być takim samolubem :*
    No dobrze, ja już idę, bo się rozgadałam troszkę :D
    Pozdro :*

    OdpowiedzUsuń
  6. To ja może odpiszę wszystkim w jednym komentarzu, żeby za dużego spamu nie robić ... ^.^
    ~Kuramichi : teraz jak obiecałaś "normalny" komentarz to nie masz wyjścia xD
    ~Foxi : przepraszam, że doprowadziłam cię do płaczu xD No i co do uśmiercania... niczego nie mogę obiecać :P
    ~Yuuki : ale połowa komentarzu to cytaty, to się nie liczy xD A pod gipsem zawsze ręka musi choć raz zaswędzieć... a podrapać się wtedy, to skaranie boskie :P A jeżeli chodzi o tytuł, co miał na plecach tajemniczy mężczyzna, który próbował uratować Hildę? ;> I dziękuję za wyłapanie błędów, w wolnej chwili szybko to poprawię :)
    A w HxH Chimera Arc też mnie zawiódł. Za długo przeciągnęli po prostu, niektóre wątki były nudne, gdzieś tak w połowie sagi. Ale tak jak początek, końcówka też była bardzo fajna :3 Jak dla mnie przynajmniej :P ( Walka Netero, czy Gona z Pitou - miazga <3 :D )
    ~zвυитσωαиα : miło mi powitać cichego (no, już nie xD) czytelnika ^.^ I tak jak już wyżej odpowiedziałam, faktycznie chodzi o tej tatuaż :) To taka wskazówka, ale dość trudna więc nie wiem czy ktoś to odgadnie...
    Od twojego komentarza aż mnie policzki zapiekły! Chyba coś ostatnio wstydliwa się robię... xD Bardzo dziękuję za komentarz i cieszę się, że wyszłaś z ukrycia :DDD ;***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yasha następnym razem zaznacz to, pogrub, pokoloruj, capslock czy coś bo ja ślepa kura tego nie zauważę xD
      Walka Netero była dobra ale to że Król nie zginął trochę mnie zirytowało. To jak ta "nieśmiertelność" wFairy Tail xD A Gon i Pitou. Co to miało być!? W ogóle mi się to nie podobało. Liczyłam na walenie się po mordach i jakieś nowe moce a nie bezbronną Pitou która go błaga żeb poczekał, czy też Gona któy nagle stał się męską Biscky . Nie no ludzie...Wiem że trochę za typowy pogląd na shouneny no ale ja właśnie tego oczekuję od tego gatunku. Niech to już będą walki jak z FT ale nei takie coś. No i postawa Knuckle, oraz Poufa. Wielki, wielki zawód
      Dzięki za wyjaśneinie rozdziału. Umknęło mi to! Chyba spałam jak czytałam ten fragment :O

      Usuń
    2. Taa, ja też chciałam by król już wtedy zginął, bo wszystko strasznie się przeciągało xD No ale dzięki temu było przepiękne pożegnanie króla z tą zasmarkaną młodą laską :D Motyw z zatruciem był świetny... I właśnie to tak bardzo lubię w HxH. Nie jest typowym, przewidywalnym shonenem. I też liczyłam na epicką walkę Gona z Pitou, ale to co Gon odpierdzielił... jeszcze większa epickość, jednostronna rzeź xDDD
      Btw, dzięki twojemu avkowi przypomniałaś mi o screenie Killui, który czekał od kilku tygodni do zmiany avka :D
      I jak czegoś nie rozumiesz, nie wiesz (tyczy się wszystkich) to pytajcie śmiało :) Po to też tu jestem, żeby wam wszystko wyjaśnić ^.^

      Usuń
    3. Mi sie wydaje, ze to ten sam gościu, co napadł na Natsu i mam smieszne podejrzenia, ze to Mystgun...

      Usuń
  7. AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA !!!! TAK WIELE RÓŻNYCH EMOCJI NA RAZ!
    Po pierwsze akcja z FBI i ten pościg były świetne ! Aż miałam "Dreszcze"? No nie wiem... takie dziwne uczycie, coś jak trema. Po prostu przeżywałam wszystko razem z postaciami i tak strasznie się bałam że FBI ich złapie. A jak Levy strzelała w te opony.i jak Gajeel ją złapał, świetne! Mój mózg szalał od zdania do znania i nie byłam w stanie się oderwać aż nie skończyłam ostatniej linijki. Kocham!
    Po drugie akcja na moście i dziekan na lince. Boże jak ja się śmiałam jak Cana go niechcący tam wepchnęła xDD ale to nic :D poziom mojego śmiechu przekroczył limit jak Gajeel wypowiedział słowa "Co on taki lekki?" czy coś w tym stylu. Hahahahhahahaha xD Biedny Gajeel musiał po niego wskakiwać do wody ;-; xD
    Po trzecie gdy Gajeel odprowadzał Levy do domu. Urocze. I to że pomyślał o swojej matce, na prawdę się wzruszyłam. No ale kiedy stał tak blisko niej, jeszcze przed pocałunkiem, to znów miałam to dziwne uczucie. Normanie serce mi waliło tak mocno jak powinno walić w tym momencie Levy. Cudowne uczucie. Nie wiem jak ty to robisz ale twój blog DOSŁOWNIE wciąga o.O no ale... Tyle czekałam na ich pocałunek ! <3
    Po czwarte: Gray francuz !!!!!!!!!!!!! <3 <3 <3 <3 <3 kropka. A tak serio to było takie piękne jak rozwalił gips o głowę gościa z FBI (nie pamiętam którego) :D i ta ulga jak się podrapał :D No i jak tak bosko siedział na biurku w gabinecie *-* Ale tak płakał... przy śmierci Hildi... :'( <3 kocham.
    Po piąte: Śmierć Hildy. Opis jej zwłok mnie przeraził bo jestem wrażliwa na takie rzeczy i odkąd pamiętam na lekcjach biologii wolę siedzieć tyłem do tablicy...
    Ale scena jaj śmierci była tak smutna że łezka pociekła i to nie jedna ;'( najbardziej jeśli chodzi o reakcje Natsu... coś strasznego :'( I Gray płakał :( i ja też płakałam.
    Nawet pierwszy raz w życiu kiedy Gray przytulił się do Lucy nie zaczęłam się wydzierać w duchu że nienawidzę tego paringu (bo zawsze tak robie jak się do niej zbliża) Tym razem było inaczej. Mój mózg nie zareagował na t negatywnie. Było mi tak smuno że wręcz się cieszyłam że Gray ma się do kogo przytulić. Dziwne.
    Rozdział ląduję w moim rankingu na drugim miejscu zaraz po rozdziale którego tytuł był bodajże "Skrzypaczka" ~
    na pewno chciałam napisać coś jeszcze, ale jak zwykle zapomniałam... ;-;
    Z niecierpliwością czekam na więcej i cieszę się że znajdujesz tyle czasu żeby napisać coś tak wspaniałego i podzielić się tym z nami chociaż ten jeden raz na miesiąc :) Pozdrawiam ^^

    OdpowiedzUsuń
  8. ????????????????? I takami znakami powinien być wypełniony cały mój komentarz. Nie lubię pisać ich długich, ale coś skomentuję. Akcja z uśmierceniem Hildy była boska, emocjonująca? Nie wiem nawet, co więcej napisać. Jesteś świetna. Ogólnie od początku do końca czytało mi się bardzo przyjemnie, ale w momencie pożaru ... potok łez. Naprawdę to było przepiękne. I Lucy wyjeżdża. SZOK. Naprawdę się tego nie spodziewałam. Cudowna akcja. Cudowny rozdział, ale jak dla mnie za długi. Wiesz, że ja preferuję zasadę krócej, a częściej, ale jakoś przeczytałam. Przepiękny rozdział i mówisz, że rozdział na miesiąc? Wiem coś o tym. Studia mi się zaczynają i nie wiem, czy będzie jeden na kwartał!!! I mówisz, że masz tremę? Ja mam za każdym razem. Coś tu więcej gadać? Błędów takowych nie wyłapałam, więc jest ok, ale nie! Mam jedno spostrzeżenie. Wiem, że dużo się działo, ale dla mnie niektóre sceny aż nadto się przedłużały. Szczególnie w akcji złap podpis i pieczątkę, ale to może dlatego, że ja nie przepadam za opisami. Cała ja, Ola Ri ;)
    Pozdrawiam i wenki życzę. Dzióbaski -^-

    PS. Ty naprawdę znasz TYLE marek samochodów ?

    OdpowiedzUsuń
  9. ~Anastazja-chan : takie motylki w brzuchu czułaś i podekscytowanie? Nie wiem czemu, ale miałam to samo, gdy czytałam twój komentarz... xD Był naprawdę podbuduwujący =3 I jestem cudotwórcą, sprawiłam że się nie wściekałaś na małe GraLu :D (chociaż ja bym tego GraLu nie nazwała, bo to był raczej zwykły przejaw ludzkiej dobroci i współczucia :P ale tak w skrócie napisałam xD)
    ~Ola Ri : czemu wszyscy tak się dziwią, że Lucy wyjeżdża... nikt się nie domyśla gdzie / po co? :D No i postaram się pisać częściej, ale nie chcę obiecywać czegoś,czego jak się może później okazać, nie będę mogła spełnić :C I ja tylu marek samochodów nie znam (a przynajmniej nie znam ich tak dokładnie). Mam od tego google :D

    Dzięki dziubki za komentarze :*** Jesteście cudowni :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A moze ona jedzie do Makarova...?

      Usuń
    2. Dokładnie! To były motylki w brzuchu ;3
      GraLu... nie wiem jak ty t zrobiłaś xD Znaczy masz racje że to nie było GraLu... no ale trochę było! A ja się nie wściekłam o.O
      A co do mark samochodów to też się zastanawiałam skąd ty tyle tego bierzesz, bo ja żadnej nie znałam ;-; xD więc google służą pomocy :D
      A no i nie mam pomysłu gdzie jedzie Lucy... więc mam zajęcie, idę szukać gdzież to ona mogła się wybrać xD

      Usuń
    3. Oj nie, nie. Ja się zastanawiam, gdzie Lucynka może wyjechać. Tylko, że moje teorie dotyczą dwóch miejsc. Albo swojego dawnego domu, albo jedzie na grób matki. Jednak w mandze te miejsca były obok siebie, więc... albo zaraz. Może wyjeżdża ... a nie. Rozprawa Dreyara ma być w Magnolii? To nie... No chyba, że się mylę. Chodzi o to, że jej się wydawało, że żegna się na zawsze z Levy ... może jedzie do kogoś, kogo zna. Gdyby tylko jechała na grób matki, to by wtedy tak bardzo nie przeżywałaby tego. Jedzie na spotkanie z mafią? Kimś znajomym? Hmmm... Nie wiem. Dlatego nie pisałam, bo jakoś nie mam pomysłów. Na serio. Jakby coś mi wpadło do głowy to napiszę ;)

      Usuń
    4. Większość wymienionych przez ciebie miejsc, Olu, znajdują się w Magnolia City.
      Dawny dom Lucy, znajdował się w południowej części Magnolii, obecnie gdzieś na terenach Disctric Hell, z tym że przez zbombardowaniem miasta w czasie wojny była to bardzo zadbana, bogata część miasta. O grobie Layli jeszcze nie pisałam, nie wiadomo gdzie jest :P Przynajmniej wy nie wiecie, więc z tym możesz mieć rację xD
      Rozprawa Makarova faktycznie ma się odbywać w Magnolia City, ale nie pomyślałaś o jednej rzeczy : gdzie Makarov się teraz znajduje? ;>

      Usuń
    5. Oj... ty szatanie jeden. przejmujesz ode mnie obowiązki diabła. Pomyślałam o tych rzeczach, tylko nie wiedziałam, czy była o tych miejscach czy nie. No ... teraz czekam na ten "krótki" rozdział ;)

      Usuń
  10. Kolejny świetny rozdział!
    Akcja z FBI wyszła naprawdę świetnie! Tyle akcji! I Levy o mało nie wypadła z auta... Cana też dobra, przez przypadek zrzucić gościa z mostu -.-
    Aaaa... Gajeel i Levy, to było słodkie, cała ich rozmowa i wgl(aczkolwiek nadal nie mogę się doczekać NaLu). Świetny pomysł na wynagrodzenie dla Levy, też chcę taką rekompensatę(ale wolałabym od Natsu) <3
    Biedna Lucuś, nie mogła uratować Hildy, tak mi się przykro zrobiło... ale co tam Lucy, biedni Gray i Natsu tak mi ich żal... Natsu aż płakał, ten Natsu z twarzą z kamienia i sercem praktycznie z lodu, okazało się że jednak nie do końca tak jest...
    Ciekawa jestem kto starał się uratować Hildę? I przede wszytkim gdzie wyjechała Lucy? Hmm... może na grób matki? Niee... albo do starego swojego domu? Ale ona chyba nigdy nie mieszkała poza Magnolią... Ahhh! Nie wiem, pozostaje mi tylko czekać... AAA! Jednak wiem... czyżby jechała do Makarova do więzienia? TAK to na pewno to :D Mam nadzieję że wróci cała i zdrowa >.<
    Że nienawidzę Orasion Seis to chyba pisać nie muszę...
    A co do częstotliwości rozdziałów to nie ma sprawy mogę czekać nawet miesiąc na kolejny tylko błagam nie porzucaj tego bloga w połowie ani pod koniec, proszę skończ tą historię tak jak masz zaplanowana- tak jak trzeba porządnie i z rozmachem :D
    Więc do następnego życzę duużo weny czasu i przyjemności z pisania ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Ooo, ktos ma taki sam pomysł, co do wyjazdu Lusi :D Ciekawe, czy zgadlysmy XD

    OdpowiedzUsuń
  12. Już nigdy Ci nie uwierzę, że piszesz krótki rozdział ;-) Czytałam go 2 dni. Dla mnie najlepsze fragmenty to te z pościgu, Levy jako snajper i dręczenie biednego dziekana, no i oczywiście Gajeel i Levy, ale oni mi się podobają zawsze i w każdym wydaniu więc to się chyba nie liczy xD Osobiście nie mam nic przeciwko rozdziałom raz w miesiącu jeśli nadal będą one utrzymywały dotychczasową długość i jakość, znając życie i tak będę sprawdzała co dwa dni ile jest procent, ale tak już mam od pewnego czasu ;-) Życzę powodzenia i miłego weekendu. magda_lena

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta, ja już sobie też nie uwierzę, że mi krótki rozdział wyjdzie xDDD Powaga, im krótszy chcę napisać, tym dłuższy mi wychodzi. To jak jakaś klątwa :|
      A co do rozdziałów... następny może pojawić się szybciej. Może nawet za niecały tydzień ;) Więc to nie powiedziane, że za każdym razem będzie jeden rozdział na miesiąc. Ale na pewno będzie się tak czasem dziać.

      Usuń
  13. Pewnie bym wczoraj skomentowała, końcówka mną wstrząsnęła i mnie jeszcze trzyma, więc z tego komentarza też esej nie będzie. Zwłaszcza, że zabieram się za ten komentarz drugi raz (a tamten mi nawet normalnej długości wyszedł, ale się wkurzyłam, jak mi go skasowało -.-) i nawet nie pamiętam już, o czym tam pisałam.
    Hilda, Jeżuniu kolczasty, why?! ;-; Normalnie się prawie poryczałam na tym fragmencie, a ja nie ryczę przy czytaniu na ogół... I Natsu i Gray... Chodźcie się przytulić do Szehci, Szehcia was wyściska, wszystko będzie dobrze...
    ...
    Kogo ja chcę oszukać? D: Nie będzie dobrze, a już na pewno nie dla Oracion Seis, jak się będą na nich chłopaki mścić. >:C
    No i jak ktoś (kto?) wbiegł ratować Hildę, to w duchu krzyczałam: TAK, WYNIEŚ JĄ, SZYBKO, RATUJ JEJ ŻYCIE! A tu dupa, że tak to mało kulturalnie ujmę :C
    No i Galevy tyle w tym rozdziale <333
    I Cana mistrzyni - zepchnąć kogoś przez przypadek z mostu... xD
    A jak Laxus wyjął spluwy, to właśnie też - jak Natsu - myślałam, że chce ich kropnąć i miałam takie WTF?, za co? xD
    Naprawdę nie pamiętam, co jeszcze chciałam. A coś na pewno. No ale nie pamiętam co :C No nic, może mi się przypomni ^^
    Wena, chęci, czasu i braku problemów życzę C:
    Pozdrowionka!

    OdpowiedzUsuń
  14. Miałam dziś naprawdę płaczliwy dzień, ogółem sporo problemów dzisiaj było, więc zerknęłam dziś na bloga aby sprawdzić, czy przypadkiem nie ma nowego rozdziału no i jest! :)
    Czytałam go na telefonie leżąc na plecach i tak wciągnęłam się w ten rozdział, że zapomniałam o swoich smutkach i żyłam tym, czym bohaterowie. Tak to przeżywałam, że łzy spływały mi po szyi i zamoczyłam całą poduszkę! Śledzę Twoją twórczość od czasu poprzedniego bloga i jestem wprost zachwycona każdym, pojedynczym rozdziałem. To co piszesz to istne cudo! Potrafisz doprowadzić całą masę czytelników do łez, ukłony, ukłony i jeszcze raz ukłony :D
    Jak pisałam - rozdział boski! Zabawny, romantyczny, smutny! Wyczekuję z niecierpliwością na następny rozdział, bo na ten, jak i całą resztę, warto było czekać :D
    - Asiek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Asiek =......{
      Roztopiłaś moje serce swoim komentarzem. Przede wszystkim, obyś miała jak najmniej takich dni jak ten, 19 września. Jak najmniej problemów i łez!!!
      I przepraszam, że sama doprowadziłam się do łez :P Ale cieszę się, że tak podoba ci się to opowiadanie - pojęcia nie masz ile to dla mnie znaczy :)))) No i te twoje komplementy... ahh xDDD
      Dziękuje :*** Za wszystkie komentarze ^.^

      Usuń
  15. No, no, no! Dobra robota!
    Tak, teraz mogę ci to powiedzieć, bo tym razem widzę dużą poprawę w interpunkcji. Dzisiaj, wyjątkowo, bardzo dokładnie zagłębiłam się w treść opowiadania i zauważyłam tą miłą różnicę. Jest więcej przecinków, zdania brzmią logiczniej i pozbyłaś się już większości błędów. Co tylko pokazuje, że ciągle się rozwijasz.
    Najpierw chciałabym ci pokazać błędy, które wyłapałam, a później przejdę do właściwej części komentarza.
    „Okolica wydawała się łagodna i bezpieczna.” ( Wydaję mi się że zamiast „łagodna”, lepiej będzie brzmiało „spokojna”)
    „Blondyn z charakterystyczną blizną przechodzącą przez prawe oko powoli podszedł do brzęczącego radia i jednym ruchem ręki je wyłączył.” – usunęłam zbędny przecinek.
    „-K-kim wy jesteście?! Wycharczał Michello z dosłownie ściśniętym gardłem. Zaskoczony tą niecodzienną sytuacją, odchrząknął przy tym z bólu.” – usunęłam dwa też niepotrzebne, chyba wstawione przez pomyłkę przecinki.
    -„Jeśli to twój kolejny, głupi żart...”- znowu niepotrzebny przecinek ; )
    „Chłodna jak stal pistoletu twarz Dreyara zaczęła zmiękczać dziekana.”- znowu przecinki ^^

    Musiałabym teraz przeszukać tekst, by znaleźć coś więcej. Na początku miałam śledzić te "mini błędy" na bieżąco, ale później stwierdziłam, że straciłabym całą przyjemność z czytania.
    A więc tak, zaczynając od fragmentu, który mi się najbardziej podobał - zdecydowanie ostatnia część, śmierć Hildy, pożar i pokazanie emocji przez chłopaków. Tak, ten wątek choć był smutny, to idealnie zamknął i pokazał relacje chłopaków do Hildy. Płaczący Natsu i Gray- to było bezcenne i bardzo dobrze, że w końcu ujrzeliśmy ich w takim wydaniu. Wrzeszczący i bezsilny Natsu tulący do siebie ciało Hildy - to było coś pięknego i jednocześnie coś, co mnie wzruszyło. Tak pięknie pokazałaś ich emocje w tych niewielu gestach. Przyznam, że brakowało mi trochę tego załamania w zachowaniu chłopaków- w końcu pokazałaś, że oni też są prawdziwi i potrafią płakać. Dużym też plusem była podjęta przez Lucy decyzja. :)
    Kolejny fragment, który mnie urzekł, to scena z Gajeelem i Levym. To kolejny pairing w opowiadaniu, który jest po prostu taki słodki. Dodałaś uroku tej chwili i to całe przepraszanie Gajeela było słodkie <3
    Powaliła mnie cała ta scena z dziekanem, kiedy Cana przez przypadek zrzuciła go z mostu. Trzeba przyznać, że z niego uparciuch, do końca nie chciał przyznać, od kogo ma to zdjęcie, a później sam się wsypał - tu już śmiałam się jak głupia :)
    Generalnie akcja z FBI wypadła dobrze. Aczkolwiek brakowało mi w niej tego zastrzyku napięcia i adrenaliny. Późniejsza akcja z pościgiem wyszła lepiej. :)
    Kochana, ja po prostu za bardzo kocham tego bloga, by go nie wychwalać. Tak więc przepraszam cię, że jak zwykle ci tylko słodzę! :)
    Przepraszam też za taki komentarz.
    Pozdrawiam kochana :*

    OdpowiedzUsuń
  16. Za co ty mnie przepraszasz :| Za wyczerpujący komentarz, z podkreśleniem plusów i minusów? To jak święty graal w komentarzach xD Szczególnie jeżeli chodzi o "Generalnie akcja z FBI wypadła dobrze. Aczkolwiek brakowało mi w niej tego zastrzyku napięcia i adrenaliny". Właśnie dlatego pisałam, że nie jestem z tego zadowolona. Nie wyszło mi to. No i przecinki... to moja zmora - jak ich nie za mało, to za dużo xD Ale jak napisałaś o mojej poprawie, to poczułam się jakbym jakiś order dostała xDDD Nieźle mnie podbudowałaś tym i dzięki tobie wiem teraz, że idę w dobrą stronę. Dziękuje, jestem ci bardzo wdzięczna kochanie :***
    Aaaa! A co do chłopaków, właśnie zależało mi na tym, by ukazać ich takich raczej nieugiętych, aż do odpowiedniej, właśnie tej chwili. I cholernie się cieszę, że mi się to udało xD ^.^

    OdpowiedzUsuń
  17. Proszę Cię nie załamuj się i wiedz jedno; nic dodać, nic ująć. Piszesz najlepiej, najładniej (i cała reszta pozytywnych "naj" ;)) ze wszystkich znanych mi bloggerek i w dodatku kochasz to, to widać między innymi z tego jak nas (czytelników) traktujesz, z zrozumieniem i życzliwością.
    Forever NaLu i Dramione
    Lucy Dragneel

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie załamuje się :D Mam po prostu świadomość tego, że coś może mi nie wyjść. Tak jak właśnie było z tym fragmentem o FBI :) I chyba każdy z autorów tak traktuje swoich czytelników... przynajmniej wydaje mi się, że tak powinno być xD Ja przynajmniej zwyczajnie w świecie was lubię i jestem wdzięczna za każdy komentarz :D I dziękuję za, mega mnie zawstydzające, komplementy :D

      Usuń
  18. Powiem Ci tyle : WARTO BYŁO TYLE CZEKAĆ!!!!
    Rozdział genialny.

    Hmm skupię się na ocenie fabuły a nie interpunkcji czy gramatyki, ponieważ nie są one moją mocną stroną.

    Gajeel mógłby być świetnym taktykiem ;D Jego plan był idealny i wszystko poszło bezbłędnie. No prawie :P Zaskoczyłaś mnie wizytą FBI u pana dziekana. akcja w Uniwersytecie średnio mi się podobała, z tego powodu że paczka przyjaciół była bardziej profesjonalna niż FBI. Skoro dziekan był ich jedynym tropem, 3 agentów to zdecydowanie za mało. Po za tym powinni zostawić kogoś przy samochodzie tak jak zrobiły to wróżki. No ale wtedy nasi bohaterowie byliby za kratkami ^^

    Ciekawi mnie skąd Lilly znał Gajeela. Czyżby Juvia opowiedziała mu o swoim informatorze ?

    Pościg samochodowy wyszedł Ci świetnie!! Opisy bardzo realistyczne, że można było poczuć dreszczyk emocji!! Jak Levy strzeliła w szybę byłam pewna, że trafiła Lilly'ego.

    Paring Galevy jest uroczy <3 Już nie mogę się doczekać kolacji z homarem :) Ale raczej będzie to bardziej pocieszenie Levy po wyjeździe Lucy. No a potem nasza bibliotekarka będzie wściekła, że blondynka zostawiła jej tylko karteczkę.
    Ogółem stworzyłaś bardzo przemyślane postacie. Gajeel - szpieg, Levy - fałszerka, Lucy - prawniczka, Grey - złodziej, Natsu- piroman. Wyszła Ci całkiem niezła mieszanka wybuchowa !!

    Moim ulubionym fragmentem jest śmierć Hildy oraz rozpacz Natsu i Gray'a. Realistycznie opisałaś ich uczucia i zachowanie, które oddawało ich charaktery. Mam też nadzieję, że mieszkańcy po tym wydarzeniu postawią jakikolwiek opór mafii!!

    Osoba która wbiegła do płonącego budynku to był ten zamaskowany nowy szpieg, prawda? :)

    Jeśli chodzi o Angel to mam nadzieję, że Don Zero się na nią wkurzy za takie samowolne działanie. Noi złamała zasadę, żeby trzymać się z dala od Lucy!

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agenci poszli do niego "po pracy" , takie nadgodzinki :P Ale jak tak patrzę, to w sumie masz rację - postąpili nieprofesjonalnie. Nawet nie zwróciłam na to uwagi xD Mogę ich jedynie usprawiedliwić tym, że sprawdzając dziekana, myśleli że będzie to łatwe zgarnięcie dziadka na przesłuchanie i nie będzie żadnych niespodzianek.
      O Lilym nie napisałam, że zna Gajeela. Tylko coś w nim wydaje mu się znajome... Jeżeli ktoś cofnie się niemal na sam początek bloga, to może odgadnąć zagadkę o co tu chodzi xD
      Dziękuje ci moje słońce jaśniutkie i cieplutkie za komentarz xDDD :***

      Usuń
    2. Wiesz naoglądałam się seriali typu CSI, NCIS itp. więc zwróciłam na to uwagę :P:P
      Hmmm, czyli musiał znać Metallicane :P

      Usuń
  19. Dobry Wieczorek!
    Więc jeszcze wcześniej nie komentowałam, co mnie boli, bo zasługujesz na słowa uznania. Więc... Yasha rządzisz! (*o*)\m/
    A tak już bardziej na poważnie, to rozdział -zresztą tak jak i poprzedzające- był piękny, pełen akcji i strasznie, strasznie smutny ;o; Raczej nie chce mi się doszukiwać błędów. Zresztą zrobili to już inni.. -Δ- Więc popisze o moich domysłach i rozpaczy.
    Więc wydaje mi się -choć zapewne się mylę, ale to się okaże później-, że osoba, która wpadła do płonącego sklepu to Jellal... Tak, możesz się śmiać, ale najpierw pomyślałam o Grey'u. No wiesz, bez koszulki. Ale ten pomysł z niebieskokowłosym jest uzasadniony! Bo biorąc na logikę, to kto kręcił się ostatnio wokół sklepu i szpiegował Natsu? No on. I tak se pomyślałam: Ej, może to on... No, ale chyba bardziej prawdopodobne, że to bohater, który jeszcze się ukazał, a gdy doczytam prawdy to będę się śmiać, ze swojej głupoty :)
    A teraz druga sprawa... HILDA!! ToT
    Ja przez ciebie psychicznie nie wyjadę, tak realistyczny opis. Ale dziwi mnie, że się nie popłakałam, jestem bez serca ;-;
    Czekam na więcej i nie mogę się doczekać gdy nadrobię, choć też się tego boję..
    No i wenki *macha wesolutko*

    OdpowiedzUsuń

Wasze komentarze cieszą mnie jak mało kogo, jednak nie zaklepujcie miejsc. To nie ważne, kto jest pierwszy, kto ostatni. Takie wpisy zostaną usunięte.
Wszelkie pytania kierujcie do spamownika.
A jak przeczytałeś rozdział, to pozostaw po sobie ślad.
Jesteś anonimem? Podpisz się jakoś.

Całusy dla was śle z góry wdzięczna Yasha ^.^