18 kwi 2014

Rozdział 25 "Przyłapany"

Pierwsze krople deszczu uderzyły o parapet biblioteki. Zmartwiona Levy zerknęła znad książki w stronę okna. Już nie była zła na Lucy, która pomimo jej protestów udała się na praktyki do Mesta. Była smutna. Miała nadzieję, że praca odciągnie ją od czarnych myśli, jednak myliła się. Za co by się nie wzięła, wciąż myślała o niebezpieczeństwie, jakie czyha na jej przyjaciółkę.
-To nie wygląda za ciekawie. Mruknęła do siebie, gdy deszcz przybrał na sile. -Oby to tylko nie był zły znak...
-Chyba cudem zdążyliśmy przed ulewą! McGarden słysząc znajomy głos, odwróciła się w stronę drzwi wejściowych biblioteki. Zobaczyła Marvell w towarzystwie przystojnego chłopca.
-Co, randka w bibliotece? Spytała Levy, gdy młodzież podeszła do jej biurka.
-Przyszliśmy się tu pouczyć! Pisnęła dziewczynka.
-Ta, jasne... Prychnęła rozbawiona bibliotekarka. -To w czym chcecie się dokształcić? W biologii? Chemii? Niebieskowłosa kobieta przymrużyła podstępnie oczy, a Romeo spojrzał na nią ze zdumieniem. "Ona tak serio?" -pomyślał.
-W fizyce. Wyjaśniła nieco rozdrażniona już Wendy.
-Ah, no tak - FIZYKA. Siła przyciągania i te sprawy, haha!
-Pani McGarden, proszę już przestać z tymi podtekstami! To zawstydzające...
Marvell była już czerwona jak burak. Czuła ogromny wstyd przed Conboltem, co chłopak od razu dostrzegł. Postanowił interweniować.
-Proszę zająć się swoimi sprawami! A najlepiej to proszę znaleźć sobie jakiegoś faceta, bo wyraźnie ma pani jakieś braki. Dogryzł bibliotekarce, jednocześnie chwytając koleżankę za ramię, którą chciał poprowadzić w głąb biblioteki. Jednak McGarden w porę chwyciła go za ucho i pociągnęła do siebie.
-Coś ty powiedział dzieciaku?! Wkurzona niska kobieta siłą zmusiła nastolatka do przyłożenia głowy na blat biurka.
-Co pani robi?! Niech go pani puści! Wystraszyła się Wendy.
-Myślałeś, że przejdzie ci to płazem? Levy nie zwracała uwagi ani na dziewczynkę, ani na innych czytelników w bibliotece. Wściekła, skupiła całą swoją uwagę na Conbolcie. -Przepraszaj gówniarzu! Mówiąc to, jeszcze mocniej pociągnęła go za ucho.
-Przepraszam! Syknął wkurzony chłopak. Bibliotekarka po chwili namysłu puściła go i zmierzyła surowym wzrokiem.
-Na prawdę, w dzisiejszych czasach dzieciaki nic na żartach się nie znają... Mruknęła powracając na swoje miejsce, jak i lektury. A Romeo chwytając się za piekące ucho obiecał sobie, że nigdy więcej już tu nie przyjdzie.
-Wendy. Zagadała nagle kobieta, nie wystawiając nosa znad książki. -Przez jakiś czas będziesz musiała pouczyć się sama. Wiesz o tym, prawda?
Conbolt myślał już, że bibliotekarka wypowiada się o nim, lecz Marvell szybko wyprowadziła go z błędnego myślenia.
-Czy wszystko dobrze z panią Lucy?
McGarden westchnęła głośno.
-Wszystko z nią w porządku. Przyprowadź niedługo Plue do biblioteki. Lucy na pewno się ucieszy na widok swojego dawnego pupila.
-Dobrze proszę pani. Dziewczyna uśmiechnęła się smutno. Chciała spotkać się dziś panią Heartfilią, ale najważniejsze że, tak jak zrozumiała z wypowiedzi pani McGarden, nic jej nie jest. Chcąc uniknąć kolejnych prowokacji, zaprowadziła Romea w stronę czytelni.
-Czy ta kobieta jest normalna?! Spytał Conbolt, gdy byli już wystarczająco daleko on bibliotekarki.
-Trzeba było nie zaczynać takiego tematu. Chyba nadepnąłeś jej na piętę Achillesową. Zaśmiała się cicho. -Poszukaj jakiegoś miejsca, najlepiej przy oknie. Ja pójdę po książki.
Nie było to trudnym zadaniem, chłopak bez problemu znalazł dogodny dla nich kącik w niemal pustej czytelni.
-Jednak warto tu było przyjść. Romeo szepnął do siebie z zadowoleniem. Jeszcze nawet nie zdążył wypytywać Wendy o panią Lucy, a już dowiedział się o niej ciekawych rzeczy! A chciał dowiedzieć się jeszcze więcej.
Niespodziewanie, z zamyślenia wyrwał go huk i lekki podmuch wiatru jaki buchnął w jego twarz. Zobaczył przed sobą stos ciężkich książek. Na ten widok zrobiło mu się słabo.
-Wiesz Romeo, dobrze że tu jesteś. Też musisz mi w czymś pomóc. Twarz Wendy, wystająca ze sterty ksiąg była zdecydowana i zaborcza.
-Ja?! Zdziwił się Conbolt. -A w czym ja mogę ci pomóc?
-Kim jest Natsu?
Chłopak zaniemówił. Czyżby dał zaciągnąć się w pułapkę? Co Wendy o nim wiedziała? I ile wiedziała?!
Zanim jednak Romeo zdążył cokolwiek zrobić, Marvell spojrzała speszona w okno.
-Przepraszam, ale niechcący podsłuchałam twoją rozmowę z Chelią na dachu.
Już rozumiał. Wtedy nie słyszała tylko części o pożarze. Słyszała wszystko.
-To prawda, że zniszczyliśmy uliczne lampy na ulicy, gdzie spłonęła ta kancelaria, ale pan Natsu nie ma z tym nic wspólnego... Próbował wyjaśnić.
-Ale Chelia mówiła, że to on kazał wam to zrobić. Dziewczynka była nieugięta, przynajmniej do czasu aż jej kolega nie zaczął się śmiać.
-Kazał? Wendy, mi nikt nie będzie rozkazywał! Odrzekł pewnie i wygodniej rozsiadł się na krześle. -Pan Natsu jest moim starym, dobrym znajomym. To miał być zwykły żart, zabawa. Nikt z nas nie ma nic wspólnego z tamtym zdarzeniem.
Gdy chłopak zauważył, że jego koleżanka jeszcze się waha, wychylił się do przodu.
-C-co ty robisz?! Jęknęła, gdy Romeo palcami musnął jej policzki.
-Wierzysz mi? Conbolt spytał cichutko z miną bezdomnego psiaka. Zauroczona dziewczyna nie miała przy tym żadnych szans.
-N-no dobrze, wierzę ci. A teraz weźmy się do nauki! Zawołała ochoczo, by tylko jakoś wybrnąć z tej krępującej sytuacji. Otworzyli pierwsze książki, nie mając pojęcia o pewnym fakcie. Za najbliższym regałem chowała się Levy, która słysząc i widząc co tam się dzieję ścisnęła mocniej jedną z książek.
-Co za typek... Nerwowo poprawiła spadające z jej nosa okulary.
-Przepraszam panią! Nagle podszedł do niej niski chłopak z kartą biblioteczną w dłoni. -Chciałem wypożyczyć...
-Spieprzaj mi stąd, zaraz do ciebie przyjdę! McGarden syknęła tak zajadle, że skojarzyła się nastolatkowi z rozjuszoną kobrą. Dzięki temu chłopiec zniknął z czytelni tak szybko, jak się w niej pojawił, a Levy ponownie mogła skupić się na szpiegowaniu. Schowana za książkami, ze złością i podejrzliwością przyglądała się Marvell oraz jej towarzyszowi.
-Może Wendy ci uwierzyła, ale ze mną tak łatwo nie pójdzie, chłopcze. Bibliotekarka mruknęła do siebie z nadzieją, że usłyszy coś jeszcze o tym całym Natsu.

- - - - - - - - - -

-Najnowsze wydanie Dziennika Magnolskiego za jedyne 10 klejnotów!
Schowany za kapturem Natsu wyszarpnął gazetę z rąk dzieciaka, który pomimo deszczu stał na środku ulicy i rozdzierał gardło. Wrzucił do leżącego na ziemi kapelusza dziesięć klejnotów i ruszył dalej, zostawiając za sobą grupkę ludzi zbierającą się przy chłopcu. Nikt normalny nie pomyślałby, że przy takiej pogodzie może dobić jakiegoś utargu. Ale wystarczyła jedna osoba, która wykorzystała gazetę jako schronienie przed deszczem, by przed młodym sprzedawcą ustawiła się nie mała już kolejka. Pomysłodawcą tego innowacyjnego pomysłu był nie kto inny jak Dragneel. Młody mężczyzna rozłożył pismo nad głową, nie patrząc gdzie idzie. Nagle niechcący wpadł na wyższego mężczyznę, ubranego w czarny, drogi frak. Przed deszczem chronił go tego samego koloru, ogromny parasol oraz cylinder.
-Uważaj gdzie leziesz! Warknął przechodzeń i ponownie ruszył przed siebie. Natsu spojrzał na niego oniemiały i dosłownie ugryzł się w język by wstrzymać się od zgryźliwej uwagi. Gdyby nie to, że chowa się przed policją zrobiłby niemałe zamieszanie.
-Co on sobie kurna myśli?! Że cała ulica jest jego?! Wymamrotał przez zaciśnięte zęby i wpatrując się w odchodzącego mężczyznę nieświadomie zgniótł swoją gazetę. Kiedy zorientował się co zrobił, pospiesznie zaczął wygładzać szare kartki. Wtedy właśnie zauważył artykuł, który omal nie przyprawił go o zawał serca.
POŻAR W KANCELARII JUDEGO HEARTFILII!
Jego oczy w błyskawicznym tempie czytały treść gazety.
Do zdarzenia doszło 18 października, w godzinach nocnych. Świadkowie wypadku wspominali o silnym wybuchu. Po ekspertyzie policji, jak i dzięki zeznaniom córki prawnika, Lucy Heartfilii...
Serce miał już przy gardle.
...doszło do wybuchu gazu. 
-Wybuch gazu? Z początku nie mógł pojąć tych słów, lecz po dłuższej chwili zaczął się coraz szerzej uśmiechać.
-Wybuch gazu! Zaśmiał się głośno i z radości uniósł ręce wysoko w górze, upuszczając przemokniętą gazetę na asfalt. Niewielka grupa ludzi, która jeszcze nie zdążyła się schować przed deszczem, spojrzała na niego jak na wariata.
Czuł wolność, jak ptak wypuszczony z ciasnej klatki. Nie musiał się już chować! Nie musiał uciekać przed policją! I wszystko to dzięki...
Nagle przestał się uśmiechać. Zastygł z rękoma wyciągniętymi ku ciemnym chmurom jak posąg, a zimne krople deszczu spływały po jego policzkach.
I to wszystko dzięki Lucy Heartfilii, która na niego nie doniosła?!
Zaskoczony spojrzał na pismo, które zdążyło już zupełnie przemoknąć. Cieszył się jak diabli, że dziewczyna złożyła fałszywe zeznania policji, że nie doniosła na niego. Tylko dlaczego tego nie zrobiła?
...
Tymczasem mężczyzna, na którego Natsu wpadł zaledwie minutę temu przechadzał się powoli po mokrej ulicy, nieostrożnie depcząc czarnymi mokasynami po kałużach. W końcu zatrzymał się przed jedną z nich i spojrzał na swoje zniekształcone odbicie. Uśmiechnął się lekko i poszedł dalej, niszcząc przy tym własną podobiznę w kałuży. "Jest dobrze" - pomyślał. Skoro nawet Natsu go nie poznał, to jest naprawdę dobrze.
Pozytywnie nastawiony doszedł po chwili do Urzędu Miasta Magnolii, mieszczącego się kilka ulic dalej.

- - - - - - - - - -

Chelia siedziała na pustej plaży i z nostalgią wpatrywała się w morskie, spienione falę oraz czarną chorągiewkę, będącą zakazem kąpieliska w wodzie. Widziała ją coraz gorzej, ponieważ deszcz z każdą chwilą przybierał na sile. Piasek pod nią zrobił się wilgotny, chłodny i lepki. Różowe, mokre włosy dziewczynki ściśle przylegały do jej karku i ramion. W dłoni ściskała wymiętolony mandat, który dostała kilkanaście minut temu w autobusie, za jazdę bez biletu.
Nie przejmowała się tym. Ani ulewą, ani mandatem. Miała to wszystko w głębokim poważaniu. Czuła się tu dobrze. Choć była zziębnięta i przemoczona, wreszcie zaznała chwili wytchnienia i samotności. Nikt tu jej nie mówił co ma robić, jak ma się zachowywać. Absolutnie nie chciała wracać do domu! Nie wróciła by tam nawet, gdyby zmuszali ją do tego siłą!
Ciemne od szarych chmur niebo rozbłysło jasnym blaskiem, a ogromna błyskawica uderzyła z grzmotem gdzieś w ocean. Nie bała się burzy, jednak stało się to tak nagle, że odruchowo zdarła gardło donośnym krzykiem.
Kogo ona oszukuje, wcale nie było jej tu dobrze! Było jej po prostu wstyd wrócić do Sheery. Jak mogła powiedzieć kuzynce coś takiego! I to po tym wszystkim, co kobieta dla niej zrobiła.
Chelia dobrze widziała, że gdyby nie Sheery, to skończyłaby w domu dziecka, jak nie gorzej. I pewnie nigdy nie doświadczyłaby uczucia bliskości, opiekuńczości i miłości. Choć Sherry nie była jej matką, dbała o nią niemal jak o własną córkę. A ona wciąż stwarzała jej kłopoty...
Dziewczynka przysunęła zgięte kolana do swojej brody i zapłakała. Deszcz spływający na jej czerwonych policzkach mieszał się ze łzami. Dlaczego wyładowała swoją złość akurat na Sherry? Czuła skruchę z tego powodu. Chciała do niej wrócić, przeprosić, przytulić ją, chciała się jej wyżalić i wypłakać w ramionach. Powiedzieć jak jej źle, że jest zazdrosna o chłopaka, że ma problemy z nauką. Chciała zwierzyć się Sherry ze swoich uczuć, wyjawić że jest zagubiona, że nie wie co ma ze sobą zrobić. Sherry, choć nie była idealna i popełniła w życiu kilka złych decyzji, na pewno dobrze by jej doradziła. Zawsze tak robiła. Doradzała jak najlepszej przyjaciółce, a kochała jak rodzinę. Poza tym, Chelia miała tylko ją. Nikogo więcej.
-Co ja zrobiłam... Wypłakała Blendy wyrzucając pod nogi zmoknięty mandat. Wstała i otrzepała się z przylepionego do jej pośladów piasku. Bała się wrócić, ale nie chciała by Sherry czuła się samotna, tak jak ona teraz. Wiedziała, że musi wrócić i przeprosić, choć po tym co zrobiła nie miała pewności, czy kuzynka zechce ją widzieć. Miała nadzieję że tak, w końcu Sherry była dorosłą kobietą, mądrą i odpowiedzialną.
-A ja jestem jeszcze tylko dzieckiem. Stwierdziła trzynastolatka, która wreszcie zdała sobie z tego sprawę.

- - - - - - - - - -

Dopiero co wszedł do Urzędu Miasta i otrzepał zamkniętą mokrą parasolkę, a już spotkał się z nieprzyjemnym spojrzeniem mieszkańców Magnolii. Nie dziwił się, w tym specyficznym miejscu, osoba ubrana w drogi frak i cylinder wyróżniała się na tle innych. Nie bacząc na gapiów, zapoznał się z tablicą informacyjną, a następnie udał się na pierwsze piętro, gdzie znajdowały się pokoje notarialne. Aż chwycił się za głowę, gdy zobaczył tłum sięgający do półpiętra Urzędu.
Odetchnął ciężko po czym uśmiechnął się pod nosem. Przecież teraz zgrywał bogatego, tacy jak oni nie muszą czekać jak pozostali.
Zgrabnym krokiem ominął tłum, który posłusznie czekał na swoją kolej, a gdy znalazł się przed pokojem nr 108, zapukał trzykrotnie i otworzył drzwi. Gdy tylko ludzie zdali sobie sprawę, że mężczyzna w czarnym fraku olał panujący tu system numerków, na korytarzu rozległy się buntownicze krzyki. Wydzierali się, że tak nie wolno, że ma wracać na swoje miejsce, że jest bezczelny... W odpowiedzi mężczyzna zatrzasnął drzwi od pokoju 108 tuż przed ich nosami, jednocześnie zastając w środku zaskoczone dwie urzędniczki przy kawie i eklerach.
-Smacznego drogie panie! Choć wydaje mi się, że to nieco za późno na lunch... Mężczyzna ze znudzeniem spojrzał na zegarek.
Starsza brunetka wytarła usta od cukru pudru. -Proszę wracać do kolejki!
-A pani może łaskawie wróci do pracy?! Czarnowłosy podszedł bliżej nich i ze zniesmaczoną miną rzucił swój cylinder na biurko. -Wie pani kim ja jestem?
Kobieta zmierzyła go od góry do dołu. Pierwszy raz go widziała, jednak po drogim stroju i prezencji widać było, że ten facet nie jest byle kim. Wolała nie ryzykować. Dopiła chłodną już kawę, po czym wstała porywając ze sobą dwa ciastka. -Przepraszam, ale nie mam czasu na pogaduszki! Odrzekła z oburzeniem. -Wpadłam tu tylko zanieść papiery, muszę wracać do pracy!
Ominęła nowo przybyłego, który z triumfalnym uśmieszkiem podążył za nią wzrokiem. Kiedy starsza kobieta wyszła, odkaszlnął cicho przystawiając pięść do ust, po czym obdarzył siedzącą za biurkiem dziewczynę szerokim, czarującym uśmiechem. Speszona dotąd urzędniczka zarumieniła się lekko i poprawiła swoje krótkie, białe włosy.
-Czy może mi pani pomóc, pani... Mężczyzna usiadł na świeżo zwolnionym miejscu, tuż na przeciwko -Yukino Aguiro? Dokończył, chwytając w dłoń plakietkę przyczepioną do jej piersi.
-Panno Aguiro. Poprawiła dziewczyna, czubkami palców odrywając jego rękę od swojego identyfikatora. -Jestem tu jedynie praktykantką, jednak postaram się panu pomóc, panie... Umilkła, czekając aż mężczyzna dokończy.
-Rick Goodenberg. Przedstawił się i ułożył wygodnie ręce na oparciu krzesła. -Jestem biznesmenem od dziesięciu lat i jestem w tym mieście przejazdem, ale... Nagle wstał i podszedł do okna. Palcami rozsunął metalowe zasłony, by mieć lepszy widok na ulicę. -Zakochałem się w tym mieście. Jak i w pięknych, niezwykle urodziwych kobietach, które tu mieszkają. Szybko przeniósł swój wzrok na urzędniczkę, która z zaskoczenia nie wiedziała co ze sobą zrobić.  -A pani jest szczególnie piękna i urodziwa. Jak kwitnąca róża spośród równie czerwonych, lecz nie tak cudownych maków.
-P-panie Goodenberg! Aż nie wiem co powiedzieć! Zawołała wyższym tonem, a Rick zaśmiał się perliście i ponownie usiadł na krześle. Tym razem nie rozsiadł się wygodnie, a wychylił w stronę Yukino.
-Panno Aguiro. Ściszył swój i tak niski, lekko ochrypnięty głos, by mówić głębokim półszeptem. -Chcę zainwestować w tym mieście, ale mam bardzo mało czasu, niebawem muszę wracać do domu. Dlatego nie szukałem ogłoszeń w lokalnych gazetach, ani biurach. Postanowiłem przyjść od razu tutaj i mam nadzieję, że dobrze trafiłem.
-Oczywiście! Doskonale pana rozumiem! Poza tym, pewnie żona i dzieci już nie mogą się doczekać pańskiego powrotu, po co więc przedłużać pobyt w Magnolia City... Mówiąc to, urzędniczka spojrzała na niego ukradkiem. Dostrzegła, że szeroki uśmiech biznesmena przygasa w błyskawicznym tempie. -Panie Goodenberg?
-Nie mam żony. Ani dzieci. I proszę nie zwracać się do mnie po nazwisku, to takie ... urzędowe! Zaśmiali się oboje. -Po prostu mów mi Rick.
Brązowe oczy Yukino aż zaświeciły ze szczęścia. Gdy tylko usłyszała, że jest wolnym strzelcem, omal nie rozpłynęła się na swoim fotelu.
"To będzie proste jak odebranie dziecku lizaka" - pomyślał zadowolony.
Faktycznie, urzędniczka nie mogła oderwać od niego wzroku. Co prawda Rick nie podchodził pod jej typ, ale był on na swój sposób czarujący i uprzejmy. Potrafił ją rozbawić oraz wyglądał na inteligentnego. I co najważniejsze, był wolny i bogaty. Czego więcej kobiecie potrzeba do szczęścia? Takiej młodej, równie inteligentnej i czarującej jak ona? To nic, że znała go zaledwie pięć minut - powiedziałby tylko, że zabiera ją ze sobą, a rzuciłaby tą robotę w cholerę!
-To może przejdźmy do interesów. Wtrącił Goodenberg i wyjął kubańskie cygaro z wewnętrznej kieszeni fraka. Wpatrzona w niego jak w obrazek Yukino natychmiast podała mu popielniczkę, zupełnie ignorując zakaz palenia, który był objęty na całym terenie Urzędu. Po chwili w pokoju dało się wyczuć drażniący zapach suszonych liści tytoniu. -Myślałem by zainwestować w jakiś.. no nie wiem... może bar? Tak, barów w dobrym stylu to tu jednak mało widziałem.
Aguira zamyśliła się na moment, po czym wstała i sięgnęła po segregatory leżące tuż za nią w szklanej gablotce. Już miała przedstawiać mu oferty wolnych lokali, gdy Rick nagle zerwał się z miejsca.
-Właśnie sobie przypomniałem! Zawołał podniecony. -Ostatnio mój znajomy wspominał mi o barze, którego właścicielem jest niejaki pan Dreyar! Ponoć jest w świetnej lokalizacji i...
-Bardzo mi przykro, jednak bar "Pod Wróżkowym Ogonem", o którym pan zapewne słyszał nie jest do nabycia.
Mężczyznę zdziwiła ta szybka odpowiedź. Była zbyt szybka. Ponadto jej zachowanie zmieniło się diametralnie. Dotąd rozluźniona, lecąca na jego kasę dziewczyna stała się strasznie oziębła.
-Jesteś pewna? Może to jednak sprawdzisz?
-Ten lokal wciąż należy do pana Makarova Dreyara, musiałby pan zdobyć akt własności baru by go posiąść.
Otworzył szerzej oczy. Makarov? Szukał informacji o Laxusie, więc kim u licha był Makarov?!
-Akt własności baru... Rozumiem... Goodenberg sięgnął po swój cylinder. -Mówi się trudno.
-Zaraz, już pan... To znaczy, już wychodzisz Rick? Mamy sporo innych lokali!
-Proszę wybaczyć panno Aguiro, jak już wspomniałem wcześniej, czas mnie nagli. Do widzenia. Czarnowłosy ukłonił się na pożegnanie i udał się na niewielki korytarz, który prowadził do wyjścia z gabinetu. Otworzył drzwi, a najbliższa w kolejce osoba z błogością na twarzy wstała z krzesła.
-No nareszcie! Zawołał niski, łysiejący mężczyzna, lecz zgłupiał totalnie, gdy biznesmen zamknął za sobą drzwi, ale z pokoju nie wyszedł. Udając, że go nie ma nadstawił uszu.
-Sorano, siostrzyczko! Jak dobrze, że akurat ty odebrałaś!  ... No Yukino, a ile ty masz sióstr?!
Mężczyzna powoli wychylił głowę z korytarza. Aguira rozmawiała przez telefon, odwrócona tyłem do niego.
-Nieważne, mam coś dla ciebie. Jakiś facet właśnie wyszedł ode mnie z pokoju ... Z Urzędu wyszedł, głupia, nie z domu! Słuchaj, on pytał o ten bar Dreyara, dasz wiarę?! ... No on! ... Jakiś biznesmen, nazywa się Rick Goodenberg... Niby od jakiegoś znajomego usłyszał ... No dobra. I nie ma sprawy, nie musisz mi dziękować!
Słysząc, że Yukino kończy już telefoniczną rozmowę z siostrzyczką Sorano, po cichu wymknął się z pokoju 108 i pospiesznie opuścił Urząd Miasta. Wszedł pewnym krokiem na ulicę nawet nie otwierając parasola, a cylinder wyrzucił do najbliższego kosza. Wreszcie mógł się go pozbyć! Czuł się, jakby zrzucił obcą skórę. Zaśmiał się. I śmiał się coraz głośniej.
-Powodzenia w szukaniu pana Goodenberga, gihi! Zakpił Gajeel, spoglądając w okna gabinetu panny Yukino Aguiry.
Teraz tylko musiał dowiedzieć się, kim jest Makarov.

- - - - - - - - - -

-Sorano, siostrzyczko! Jak dobrze, że akurat ty odebrałaś!
-A kto mówi? Spytała Angel do słuchawki.
-No Yukino, a ile ty masz sióstr?
Kobieta rozmawiająca przez telefon w willi Don Zera chwyciła się za skronie.
-Wybacz, rozkojarzona jestem...
-Nieważne, mam coś dla ciebie. Jakiś facet właśnie wyszedł ode mnie z pokoju...
-Nie mam teraz czasu, ani ochoty wysłuchiwać twoich erotycznych anegdotek.
-Z Urzędu wyszedł, głupia, nie z domu! Słuchaj, on pytał o ten bar Dreyara, dasz wiarę?!
-Kto?! Przytłoczona dotąd Angel ożywiła się.
-No on!
-Ale kurna, jaki on?! Kto to jest! Warknęła członkini Oracionu z podniesionym głosem.
-Jakiś biznesmen, nazywa się Rick Goodenberg. Wyjawiła Yukino, a Sorano pospiesznie zapisała podane imię i nazwisko na kartce.
-A skąd on wie o barze i Dreyaru?
-Niby od jakiegoś znajomego usłyszał.
Angel dostrzegła za swoimi plecami Hoteye. Prowadził ze sobą trójkę ludzi i również na nią skinął głową, by się pospieszyła.
-Yukino, muszę kończyć. Wpadnę do ciebie niedługo to pogadamy.
-No dobra. I nie ma sprawy, nie musisz mi dziękować! Zdążyła usłyszeć, zanim odłożyła słuchawkę. Nie odwróciła się jednak od razu, a pozwoliła zaczekać Richardowi i jego towarzyszom w chwili niepewności.
-Bora jest przy Midnightcie. Burknęła cicho, po czym zaprowadziła ich do właściwego pokoju.
Przez zasłonięte żaluzje panował tam półmrok. Było to niewielkie pomieszczenie. Ledwo mieściło się tam krzesło, z którego Bora wstał gdy tylko dostrzegł wchodzących do środka Angel, Hoteye oraz trzech nowych ludzi, jak i łóżko, na którym leżał nieprzytomny Macbeth. Kobieta od razu zajęła zwolnione miejsce i chwyciła swojego narzeczonego za chłodną dłoń. Wpatrywała się w rannego z uczuciem i zmartwieniem.
-Jak on się czuje? Spytał cicho Richard, choć pytać nie musiał. Syn Dona wyglądał tragicznie. W ogóle się nie ruszał, był trupio-blady i obwiązany bandażami jak mumia.
-Już mija trzecia doba, a on wciąż śpi...  Szepnęła Sorano.
-Cieszmy się, że w ogóle żyje! Przyjąć na klatę tyle ołowiu...
Angel nie słuchała go. Zupełnie odpłynęła. Nie było sensu już do niej przemawiać, ponieważ teraz widziała przed sobą jedynie Macbetha, którego głaskała delikatnie po czarnych, matowych włosach.
Buchanan postanowił przejść od razu do rzeczy.
-Bora, to ludzie z Grimoiru, wysłani przez Siergaina. Wyjaśnił soldatowi. -Pomogą ci pilnować Judego.
-Rozumiem. Odrzekł Kasai i przyjrzał się pomocnikom. Wyglądali, delikatnie mówiąc, nietuzinkowo.
-Zanim jednak pojedziecie do Little Village, wstąpcie do Malibu Coast.
-Coś się stało z Doranboltem?
-Nie odbiera telefonów. Dowiedz się co z nim, z córką porwanego i jak idzie sprawa Makarova.

- - - - - - - - - -

-Zamówię ci taksówkę.
Lucy z lękiem spojrzała na telefon Mesta. Nie ruszyła się jednak z miejsca, tylko mocniej ścisnęła torebkę pożyczoną od Levy. Teraz, gdy straciła dom i całą jego zawartość, niemal wszystko miała pożyczone. Ocalał jedynie rewolwer i jej pieniądze w banku, których za wiele nie było. No i ona.
-Taksówka będzie tu za jakieś pięć minut. Oznajmił Mest, przerywając tym samym smutne rozmyślania dziewczyny. Przyglądał się jej dziwnie.
-Dużo dziś zrobiliśmy, prawda? Heartfilia wysiliła się na nikły uśmiech. Nie chciała ciszy, która ją przerażała. Może i "Doranbolt" nie słyszał wiadomości pozostawionej przez Oraciona na sekretarce, ale wciąż miała wrażenie, że mafiozi zjawią się tu lada moment.
"Ten telefon za bardzo wjechał mi na psychikę" - skarciła się w myślach.
-Prawda, prawda! Zawołał zadowolony Gryder. -Trzeba tylko znaleźć ludzi, którzy potwierdzą nasze oskarżenia i na pewno wygramy tą sprawę. Prawnik stojący przy oknie podszedł do biurka i schował do szuflady świeżo wypełnione akta Makarova Dreyara.
Gdyby tylko mogła je dorwać...
Oskarżenia o morderstwa, pranie pieniędzy, zastraszenia, prowadzenie nielegalnych działalności - wystarczyłoby udowodnić Dreyarowi połowę z tych zarzutów, a bez problemu usadziliby go na dożywocie. Póki co nie miała się o co martwić, gdyż były to zwykłe osądy, nieoparte o żadne dowody ani zeznania. Wystarczyło jednak znaleźć odpowiednią ilość świadków, a Mest Gryder ze swoimi aktami przeciwko Makarovowi stawał się zbyt niebezpieczny.
-Taksówka już jest. Prawnik chwycił siedzącą dziewczynę pod ramię. Nie spodziewając się tego, Lucy wydarła się głośno.
-Oj Lucy, chyba masz coś na sumieniu! Zażartował Gryder i zabierając ze sobą marynarkę, wyprowadził ją z kancelarii. Nawet nie zamknął za sobą drzwi na klucz, tylko od razu zszedł z blondynką na dół.
Na dworze padało tak mocno, że ledwo widzieli zaparkowanego nieopodal białego Forda Taunus. Mest osłonił dziewczynę swoją marynarką, by nie zmokła. Nie spodziewała się tego po kimś, kto kilka godzin temu dostał rozkaz pozbycia się jej. Gdyby tylko o tym wiedział...
-Dziękuje. Mruknęła do prawnika i wspólnie podbiegli do taksówki. Jak na dżentelmena przystało, Gryder otworzył tylne drzwi auta.
-Ty nie jedziesz? Zdziwiła się Heartfilia, ale Mest pokręcił przecząco głową z lekkim, beztroskim uśmiechem.
-Chcę jeszcze trochę popracować. Ty odpocznij i uważaj na siebie, Lucy.
Blondynka z hukiem zatrzasnęła za sobą drzwiczki. Już nie mogła dłużej słuchać tych wymuszonych grzeczności.
-Pod bibliotekę McGarden's proszę. Mruknęła z oschłością do taksówkarza, ale samochód nie ruszał.
-Wie pan gdzie to jest? Spytała dla pewności i spojrzała na kierowcę. Przyglądał się jej w przednim lusterku jakby zobaczył ducha.
-Co, tak źle wyglądam, że samochód nie chcę odpalić?!
-N-nie, skądże!
-To na co pan czeka?! Proszę ruszać!
...
Uśmiech z twarzy Mesta znikał z każdym przebytym przez odjeżdżającą taksówkę metrem. Wreszcie biały Ford zniknął za najbliższym zakrętem, a prawnik ruszył w stronę swojej kancelarii. Już miał wejść do kamienicy, gdy zza rogu wyłoniła się dziewczynka. Była zmoknięta i zziębnięta. Co ważniejsze wyglądało jakby nie wiedziała co tu robi, a pobliżu nie było nikogo.
Chelia szła przed siebie, z nadzieją że wreszcie rozpozna jakiś znajomy punkt. Zgubiła się, a ściana deszczu zasłaniająca widoczność jej nie pomagała. Teraz oddałaby wiele, by mogła się gdzieś ogrzać, choć na chwilkę.
-Nie zgubiłaś się czasem? Silna dłoń ścisnęła jej mokre ramię. Odwróciła się do tyłu. Jakiś obcy, aczkolwiek całkiem przystojny mężczyzna przyglądał się jej z troską.
...
Gray zerknął po raz kolejny w przednie lusterko samochodu. Lucy ze znudzeniem wpatrywała się w widok za oknem. Była jeszcze ładniejsza niż na zdjęciach, które podrzucił im Gajeel.
-Ale ulewa! Próbował zagadać, lecz Heartfilia, jakby była głucha, nawet nie drgnęła.
Fullbuster ponownie skupił się na drodze, warunki jazdy były przy tej pogodzie tragiczne. Zacisnął mocniej dłonie na kierownicy. Dziewczyna, którą miał wyśledzić sama wpakowała się do jego taksówki, nawet nie śmiał marzyć o takiej szansie! Trudno było nazwać to szczęściem. "Zrządzenie losu" lub "przeznaczenie" były bardziej trafnymi określeniami. Dlaczego więc miał nie skorzystać z tych sprzyjających okoliczności i nie pójść o krok dalej?
Niestety trudno było nawiązać z nią dialog, ale znał złoty środek na takich klientów. Włączył radio, a niezręczną ciszę przerwała piosenka Franka Sinatry "Fly me to the moon". Zadowolony francuz zaczął wystukiwać palcami rytm o kierownicę. Bardzo lubił jego piosenki. Zdziwił się jednak, kiedy zauważył nogę Lucy, lekko podrygującą do taktu utworu.
-Lubi pani Sinatrę? Zagadał po raz kolejny, skręcając w jedną z uliczek.
-Uwielbiam. Odrzekła niemal szeptem, ze słodkim uśmiechem i zaczesała blond włosy za uchem. Miło było oderwać się na chwilę od problemów, nawet jeśli polegało to na słuchaniu Franka w taksówce. Ot taka mała odskocznia od rzeczywistości.
Następnym utworem była piosenka Gena Kelly pt. "Singing in the Rain". Gdy kierowca i pasażer rozpoznali ją, zaśmiali się cicho.
-Piosenka idealna na obecną pogodę. Stwierdziła Lucy.
-Masz rację. Zaśmiał się taksówkarz. -Widziałaś ten film?
-Deszczową piosenkę? Byłam na tym w kinie chyba z cztery razy!
Nawet nie zdali sobie sprawy z tego, kiedy przeszli sobie na "ty".
-Mam nawet kasetę w domu! To znaczy... miałam. Przypominając sobie o spalonej kancelarii powróciła na ziemię. Smutna, znów zerknęła za okno. -Teraz nie mam już niczego, prócz...
Fullbuster zaklął w myślach. Gdyby tylko Heartfilia wiedziała, że jedzie samochodem, na który zarobił z podpalenia jej kancelarii! Sam poczuł się z tym dziwnie. Czyżby wyrzuty sumienia? On?! Niemożliwe! 
-Zawracaj! Zawołała nagle Lucy.
-Co?
-Powiedziałam zawracaj! Zapomniałam torebki!
Gray gdy to usłyszał aż zaśmiał się głośniej.
-Słuchaj moja droga, miałem skończyć dzisiejszy kurs godzinę temu! Też chcę wrócić do domu i odpocząć. Po torebeczkę możesz wrócić jutro rano.
-Może powiem to inaczej. Dziewczyna wychyliła się z tylnego siedzenia i spojrzała mu prosto w skupione na śliskiej drodze, ciemne oczy. -Zostawiłam tam portfel. Jak ci bez niego zapłacę?
Nie musiała więcej tego powtarzać. Biały Ford Taunus wpadł w lekki poślizg przy zakręcie, dzięki czemu stanął na pustej ulicy pod prąd. Szybko jednak wjechał na właściwy pas i pędem ruszył w stronę Malibu Coast.
...
-I wtedy nakrzyczałam na nią, nawyzywałam od najgorszych! Jestem taka okropna! Chelia schowała zapłakaną twarz w dłoniach. Siedziała na krześle przy biurku prawnika. Mest natomiast usiadł na kancie mebla i podał dziewczynce kubek z ciepłą herbatą.
-Nie jesteś okropna. I nie powinnaś się zadręczać, moim zdaniem masz sporo racji.
-To znaczy? Spytała Blendy, odrywając ręce od oczu.
-Twoja kuzynka nie jest święta, miałaś prawo powiedzieć to co czujesz i myślisz. Tak samo ta cała Wendy i Romeo. To nie w porządku, więc twoja złość jest jak najbardziej oczywista.
-Dziękuje, że próbuje mnie pan zrozumieć, ale naprawdę czuje się... podle... Dziewczynka znów zaczęła płakać, więc Gryder z zasmuconą miną schylił się i pogłaskał ją czule po kolanie. 
-Nie płacz dziecko, szkoda twoich łez. 
Dokładniej zlustrował jej garderobę. Przez mokrą, białą koszulę widać było jej stojące od zmarznięcia sutki. 
-Nie płacz. Powtórzył, zachodząc Chelię od tyłu i obejmując ją. Pogłaskał jej mokre różowe włosy i zaczął tulić coraz mocniej, a jego dłonie zaczęły wędrować po ciele dziewczynki.
-Co pan robi? Spytała niepewnie i chciała wyrwać się z uścisku, lecz mężczyzna był zbyt silny. -Niech mnie pan puści! Prosiła, jednak Mest jej nie słuchał. Poczuła jego rozgrzane usta na swojej szyi, więc zaczęła wierzgać i rzucać się na krześle, z którego nie mogła wstać.
-Ta twoja kuzyneczka, twoi przyjaciele... Nikt ci nie mówił dziewczynko, że obcym się nie ufa?
-Ratunku! Niech mi ktoś pomoże! Zawołała przerażona Blendy, a prawnik tylko się zaśmiał. 
-Możesz sobie krzyczeć do woli! Tu nikt nie mieszka, nikt cię nie usłyszy...
Zaczął rozpinać jej koszulę, a ona zapłakała głośno. Krzyczała, choć z każdą chwilą traciła nadzieję na jakikolwiek ratunek.
...
-Tylko się pospiesz, bo pojadę bez ciebie! Zagroził Gray, a Lucy otworzyła drzwiczki Forda i uśmiechnęła się zajadle.
-Zaczekasz, bo chcesz kasę za kurs! Odpowiedziała z pewnością i pokazała mu język, po czym wbiegła w ulewę. Sprintem znalazła się przed kamienicą Grydera.
-Mam nadzieję, że Mest jeszcze jest w kancelarii. Pomyślała na głos, gdy biegła po schodach do góry, jednak przy samym szczycie zwolniła. Poczuła niepokój. 
A co, jeśli prawnik już dostał wiadomość od mafii? Wcześniej dopilnowała, by Mest nie odebrał żadnego telefonu, ale teraz mógł na nią czekać z siekierą schowaną za plecami!
-Może lepiej byłoby pożyczyć pieniądze od Levy...? Zawahała się, ponownie głośno myśląc. Będąc na półpiętrze postawiła krok w tył, lecz zatrzymał ją krzyk dziewczynki. Wrzaski zapłakanej osoby dobiegały z gabinetu Grydera. Zaniepokojona wbiegła do kancelarii.
-O mój boże! Mest, co ty wyprawiasz?! 
Może i widziała... dziwne rzeczy w mieszkaniu prawnika, lecz nigdy nie posądziłaby go o coś tak okropnego. Miał na sobie rozpiętą koszulę oraz same bokserki. Reszta jego ubrań leżała porozrzucana na podłodze, obok różowowłosej, zapłakanej dziewczynki, która odziana była jedynie w szkolną spódniczkę.
-Uciekaj i wezwij policje! Rozkazała jej Lucy, a Chelia chwyciła swoją koszulę i wybiegła z kancelarii. Nie udałoby jej się to, gdyby nie Heartfilia, która w ostatniej chwili zagrodziła prawnikowi drogę do dziewczynki.
-Coś ty narobiła! Mest wysapał z wściekłości.
-Pójdziesz za to siedzieć Gryder, już ja tego dopilnuje! Ryknęła blondynka, powoli zmierzając w stronę wyjścia. Stawiała krok za krokiem i nawet na moment nie odwróciła się do prawnika plecami. Wiedziała, że może ją to zbyt wiele kosztować.
-Zaczekaj!
Mężczyzna rzucił się na nią tak niespodziewanie, że nie zdążyła zareagować. Przygnieciona jego ciałem upadła na podłogę. 
-Co chcesz zrobić? Zgwałcić mnie, tak jak chciałeś zrobić to tej dziewczynce?!
-Nie chciałem jej tego zrobić, to nie to na co wygląda!
-Jak możesz Mest, jesteś obrzydliwy! A może mam cię nazwać Doranbolt?!
Zielone oczy prawnika zabłysły mocniej, by po chwili mogły przygasnąć. Zupełnie tak, jak w przypadku gwiazdy, która wybucha, a następnie zanika w czarnym wszechświecie. Jego twarz była teraz zupełnie bez wyrazu.
-A więc już wiesz? 
-Wiedziałam od początku, idioto! Wściekła splunęła Gryderowi w twarz, a mężczyzna odruchowo przymknął oczy. Po chwilowym namyśle zdał sobie sprawę, że przez jedną blondyneczkę cała jego prawnicza kariera może zostać zrujnowana w jednej chwili. Nie mógł do tego dopuścić!
-Zapłacisz mi za to suko!
...
Gray ze znudzeniem wpatrywał się w bramę, w której zniknęła Lucy.
-Dość długo szuka tej torebki. Pomyślał odpalając papierosa. Pomimo wcześniejszego ostrzeżenia nawet nie myślał by odjechać. I nie chodziło mu oczywiście o zapłatę. Rozbawiony prychnął pod nosem, jednocześnie wypuszczając z niego szary dym.
-Jak dobrze to rozegram, z pewnością dowiem się gdzie jest akt! Już sobie wyobrażam minę chłopaków, jak dowiedzą się kogo dziś wiozłem w swoim Fordziu!
Nagle brama kamienicy otworzyła się, lecz nie Lucy z niej wyszła. Nie dowierzając własnym oczom wybiegł zdenerwowany na deszcz.
-Chelia? A co ty tu robisz?!
-Pan Gray?! Zapłakana dziewczyna również zdziwiła się na jego widok, ale zarazem i ucieszyła się. Podbiegła do niego i objęła rękoma w pasie.  Wyglądała fatalnie, cała się trzęsła.
-Chelia, nic ci nie jest?
-Ten mężczyzna... Uratowała mnie jakaś młoda kobieta... Została tam...
Fullbuster poczuł, jak coś ciężkiego spada mu do żołądka.
-Właź do taksówki i zaczekaj tu na mnie! Młodzieniec wepchnął Blendy do samochodu i pędem pobiegł w stronę kamienicy. Chelia w tym czasie ocierała łzy. Jak mogła być tak głupia!
*Szzzyt* Nowe zgłoszenie na ulicę Roosevelta. Kto jest wolny? *Szzzyt*
Zaskoczona spojrzała na cb-radio. Bez zastanowienia sięgnęła po megafon.
-Hallo, słyszy mnie ktoś?
*Szzzyt* Kto to jest? *Szzzzyt* - zdziwiła się kobieta z centrali taksówkarzy.
-Błagam! Proszę wezwać policję!
...
-Puszczaj! Krzyknęła Lucy, gdy Mest chwycił ją nad łokciem i pociągnął do góry. Poleciała na biurko prawnika, gdzie znów została przez niego obezwładniona. Był zbyt szybki i silny, nie miała z nim żadnych szans. Choć biła go po twarzy, nadeptywała na stopy, kopała, on wciąż miał nad nią przewagę. Ściśle przylegając do jej ciała sięgnął wolną ręką po szufladę biurka, a po chwili Heartfilia usłyszała metaliczny odgłos.
-Nie zniszczysz mi życia ... nie zrujnujesz kariery... Wycharczał rozjuszony i wyjął duży, kuchenny nóż, którym już kiedyś otwierał przy Lucy pocztę. Dziewczyna z szeroko otwartymi oczami przyglądała się broni, która zawisła nad jej szyją. Przerażona przełknęła głośniej ślinę.
-Nie pozwolę ci na to, po moim trupie!!! 
Wystraszona zamknęła mocno oczy.
-Jak najbardziej się z tobą zgadzam. Chyba po twoim trupie! 
Słysząc obcy, a zarazem znany głos, Lucy ponownie otworzyła oczy. Zobaczyła nad sobą taksówkarza, który w ostatniej chwili chwycił Grydera za nadgarstek. Następnie siłą odciągnął prawnika od blondynki i nie puszczając go, uderzył zgiętym kolanem w brzuch. Kuchenny nóż upadł na podłogę, a sam Mest schylił się z bólu. Nie chciał być jednak dłużny napastnikowi i niespodziewanie walnął Graya pięścią w twarz. 
Gdy zaczęli się bić, Lucy poleciała na czworakach po swoją torebkę. Gdy wstała, kątem oka dostrzegła akta Makarova Dreyara w otwartej szufladzie biurka. To była jedyna okazja by je zdobyć, jednak prawnik w porę zorientował się co chcę zrobić.
-ZOSTAW TO! Wrzasnął, jednocześnie kopiąc Fullbustera w brzuch. Taksówkarz odleciał na podłogę, a Gryder sięgnął po upuszczony ówcześnie nóż i rzucił się na praktykantkę.
-Stać policja!
Mest zastygł w bezruchu. 
-To on! Zza funkcjonariuszy wyłoniła się Chelia, która wskazała na Grydera.
To był jego koniec. Załamany upuścił kuchenny nóż i bez oporów dał się zakuć w kajdanki oraz wyprowadzić z kancelarii.
-Lucy! Heartfilia dopiero teraz odzyskała zdolność poruszania się. Po chwili poczuła na swoich policzkach ciepłe dłonie. Spojrzała na Graya, który stał przed nią przerażony. -Lucy, nic ci nie jest? Żyjesz?
Była tak roztrzęsiona, że nie mogła wydobyć z siebie nawet słowa.
-Wy też udacie się na komisariat. Musicie złożyć zeznania.
Fullbuster i Heartfilia spojrzeli na wejście do kancelarii. Stała tam grupka policjantów, między innymi Juvia Loxar.
-No nie, znowu ty?! Jęknął załamany francuz, odwracając się w stronę idącej do nich komisarz.
-Juvia też się za tobą stęskniła. Warknęła policjantka i wykręciła Grayowi ręce. Chwyciła go za kark i siłą wyprowadziła z gabinetu Grydera. 
-Jak zwykle nie brakuje ci czułości, Juvia! Zażartował Fullbuster, lecz zamilkł gdy tylko Loxar mocniej ścisnęła jego dłonie.
Reszta policjantów zajęła się Chelią oraz Lucy, która od razu podniosła ręce do góry, dając znać że pójdzie dobrowolnie.
-Tylko wezmę moją torebkę! Oznajmiła, po czym sięgnęła po swoją własność i mocniej upchnęła w niej skradzione akta Makarova Dreyara.
...
Czarna Skoda Favorit zaparkowała niedaleko kancelarii. Policyjne, czerwono - niebieskie koguty rozjaśniały całą ulicę.
-Co tu się u licha dzieje?! Wkurzony Bora próbował zobaczyć ...cokolwiek -Cholerna ulewa!
-Proszę spojrzeć. Jeden z soldatów Grimoiru wskazał palcem na ledwo widoczną w deszczu kamienice. -Czy to nie czasem ten Doranbolt?
Kasai wytężył wzrok.
-No kurwa nie wierzę! Wrzasnął z chwilą, gdy zobaczył prawnika prowadzonego przez policjantów do radiowozu. Wysłannicy Siergaina spojrzeli na niego, oczekując dalszych wytycznych. Bora wiedział, że mają teraz tylko jedno wyjście.
-Wracamy do willi. 



Jest późno moje drogie dziubki, więc nie będę się rozpisywać. 
Jest to ostatni post przed Wielkanocą, więc wszystkim życzę smacznego jajka i mokrego dyngusa! :D

Dwa kurczaki w koszyku siedzą
 i rzeżuchę sobie jedzą. 
Baran w szopie zioło pali 
pewnie zaraz się przewali.
Ksiądz za stołem już się buja 
Wesołego Alleluja!


Mam nadzieję, że rozdział się podobał :* Nie zapomnijcie o naszej "zabawie" ^.^



21 komentarzy:

  1. Nareszcie nadążyłam z rozdziałami tutaj i jestem z fabułą na bieżąco! xD Jestem królem świata normalnie :D
    W każdym razie, zrobię sobie cappuccino i zaraz biorę się za czytanie :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Yash... powiedz ty no kurna kiedykolwiek jeszcze raz, że nie jesteś genialna a Ci nakopię do rzyci xD Poważnie!
      Kocham Cię normalnie! Wszystkie te genialne opisy, nieoczekiwane zwroty akcji, wszystkie dialogi, przez które raz śmieję się jak głupi do sera a raz siedzę jak na szpilach... No mega :D A z tym Mestem to już pojechałaś po bandzie, ale w pozytywnym sensie. Takich to za jaja na lampy wieszać! I cieszę się, że pojawiła się tam mała domieszka GrayLu ^^ Taka miła odskocznia od wszędzie panującego Natsiaka z Lucynką... Mimo, że część rozdziału czytałam już wcześniej (jestem VIP-em xD) to czytając resztę o mało co nie udusiłam się przez brak tlenu. Wszystko z zapartym tchem. Ale teraz mam taki niedosyt, można powiedzieć, że mam branie na to opowiadanie jak Gray na swojego ''Fordzia'' haha :D
      No to kochana, wesołego jajka i mokrego dyngusa (''Oblali mnie wodą na dyngusa... ja oblałam ich kwasem'' xD) i niech Ci wszyscy okna myją! <3
      Buźka :*

      Usuń
  2. Od razu wiedziałam, ze to Gray! No uwielbiam takie "zdarzenia losowe"! Świetny był moment w kancelarii! No bo wszyscy chyba żartują sobie z Mesta, ze to pedofil, ale pierwszy raz widzę, zeby ktos potraktował to serio... XD Świetna rozmowa z Juvią XD Chociaż zachowała sie dosc spokojnie jak na nią O.o... No i Gajeel... Kocham go XD Wszyscy zmierzają w jednym kierunku i juz niedługo sie spotkają~! Teraz jedyne czego mi brakuje, to mój ukochany Jelly... D:
    Ok, to ja juz kończę ^ ^
    Matta ne i wesołych świąt :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Postanowiłam skomentować!
    Więc...Kochana,piszesz świetnie! Ten rozdział jest super!
    Kocham to jak opisujesz sytuacje,miejsce,uczucia itd!
    Chciałabym pisać tak jak ty <3
    Oczywiście, najbardziej podobała mi się scena w taksówce <3
    Aż narobiłaś mi ochoty na GrayLu! XD
    Wracając,życze powodzenia w dalszym pisaniu,ślę wenę i życie Ci wesołych,radosnych i rodzinnych świąt Wielkanocny~!

    OdpowiedzUsuń
  4. Co za rozdział!!! Dowaliłaś z tym Mestem O.O Całe szczęście, że Gray znał Blendy i poleciał pomóc Lucy. I tak Mest pójdzie do paki a Lucy ma akta xD xD
    Bardzo podobało mi się ta porcja GrayLu :D
    Ogólnie rozdział genialny, było tyle zwrotów akcji, że aż nie wiem co napisać :) :)
    Już niedlugo coś tak czuję będzie ponowne spotkanie Lucy z Natsu xD Będzie niezła akcja jak jeszcze dołączymy do tego Gray'a :D
    Czekam z niecierpliwościa na ciąg dalszy. Mam nadzieje że Mest pójdzie siedzieć i żadna mafia mu nie pomoże!!!!

    Wesołego jajka i mokrego dyngusa :)
    :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Nowy rozdział na święta <3
    No to może po kolei:
    Oj Levy, nie bądź taka ostra dla Romea, może się trochę chamsko zachował, ale w gruncie rzeczy czego się można było spodziewać?... xD Jak będziesz taka straszna, to w końcu Gajeela też odstraszysz, a tego chyba nie chcesz? xD
    Wow, Gajeel taki elegancki i uprzejmy, taka szlachta się z niego zrobiła, wow. Już go sobie wyobrażam w takim cylindrze i fraku i sama nie wiem, czy bardziej mu to w jakiś pokrętny sposób pasuje, czy może jednak mogę się śmiać xD
    MEST. Jak ja ci zaraz... Ale na szczęście ci się nie udało. Bo ci Lucynka i Gray przeszkodzili \o/
    Swoją drogą, uwielbiam takie historie, które mają kilku bohaterów/wątków pozornie z sobą niezwiązanych, a przeplatających się co chwila, żeby zmierzać razem (w przypadku bohaterów z różnych pobudek) do wielkiego finału <3
    No i też wiedziałam, że akurat trafi na Gray'a. To po prostu było za mało prawdopodobne, żeby było inaczej xD Chociaż w Świecie Dysku szanse jedna na milion sprawdzają się w dziewięciu przypadkach na dziesięć, więc cóż... xD
    No i w końcu wyszło nie po kolei, ale cóż. Bywa.
    Ogólnie to najbardziej podobała mi się akcja z przyłapaniem Mesta, rozmowa Gray'a z Juvią (kij, że to były w sumie trzy wypowiedzi na krzyż xD) i akcja w bibliotece. Ale Gajeel też był taki sprytny i w ogóle, wow.
    Czekam na ciąg dalszy c: Przesyłam weny i życzę wolnego czasu po świętach ;)

    No i oczywiście (czemu chciałam napisać "owczywiście"? Skąd tam owca? xD) kolorowych pisanek, wesołego zająca i mokrego dyngusa! ;D :*

    Szeh.

    OdpowiedzUsuń
  6. Hey ;* genialna nocia ! Czekam na next bo to jest genialne
    WENY ŻYCZĘ !!!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Kyaaaaaaaaa!
    Jak Mest, znaczy Dorambalt czy jak to tam się pisze, mógł chcieć zrobić coś takiego? Dobrze, że Lucy wkroczyła, bo nie wiem. ;_;
    Droga Yasho, przez Twój rozdział jestem teraz taka rozemocjonowana, że wszystko przeżywam x2. xD
    W tym rozdziale Chemia wydawała mi się bardzo nostalgiczna. Takie przemyślenia są naprawdę spoko. :3 Tylko teraz mi jej szkoda, no bo wiadomo. ;_;
    Mam nadzieję, że oprócz małego przesłuchania, Romeo naprawdę chciał się pouczyć z Wendy... albo chociaż ppbyc w jej towarzystwie. ^.^
    Lucy bohaterką! Ta to ma życie ciekawe. :p ciekawe co na to powie Wendy? ^.*
    Nie wiem co Ci jeszcze napisać... Aaaach...! Wesołych Świąt! :D
    ~Justyna

    OdpowiedzUsuń
  8. AAAAAAAAAA Ratuj się, kto może!! A kto nie może, też!! Mest gwałci małe dziewczynki!!
    A tak na serio świetna akcja w tym biurze. Wyłapałam tylko jeden błąd, a mianowicie przy scenie na plaży 2 razy napisałaś "Sheery" zamiast "Sherry".
    Gray... myślałam, że będzie chciał wywieźć Lucynę do Natsu, Cany, albo do Erzy. A tak w ogóle to podziwiam, jak przeplatasz ze sobą wątki różnych postaci. Ja bym tak nie umiała. :|
    Wesołego lania! (miałam napisać naprędce wymyślony na matmie wierszyk... ale zapomniałam :P)

    OdpowiedzUsuń
  9. To jest świetne!!!!! :D najlepszy blog jaki miałam okazje czytać. Ale ta akcja w biurze... Mest gwałciciel!! Szkoda że nie nie dopatrzyłam się jakże uroczych pogrywań Cany i Laxusa XD.

    OdpowiedzUsuń
  10. Mest pedofil !!XDD Biedne dziecko, co ono musiało przeżyć :D
    Czyżby Lucyna wpadła w oko Grayowi? ...:> Wybacz, znasz moją miłość do romansów, widzę jej dosłowanie wszędzie XD
    No to się Natsu zdziwił, że Lucy go nie " sprzedała" :D Powinien jej teraz jakoś podziękować, najlepiej w naturze... :D Nie no świrki oczywiście :D NA PRAWDĘ ŚWIETNY ROZDZIAŁ. I wgl, powiedz mi jak Ty to robisz, że wychodzą Ci takie długaśne? :D Ja mimo starań nigdy nie daję rady :<
    Co do mojej ulubionej części to... Zdecydowanie akcja w biurze :) Na prawdę była epicka :)
    Ślę dużo weny i czekam niecierpliwie na next :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Ran Nishi bardzo przeprasza, że tak rzadko komentuje, jest bardzo złą czytelniczką :c
    Nie moja wina, że Yasha to taki mistrz pisarz.
    Ranisz, przy Tobie czuję się bardzo mało uzdolniona .-.
    Albo nawet wcale.
    Tak w ogóle, to bardzo urocze *^*
    Że Lucy nie powiedziała nic na Natsu. I że Natsu się o tym dowiedział. I tak się ucieszył, oo <3
    I to jak zapytał Gray Lucy czy wszystko z nią dobrze też jest oo <3
    Levy taka buntowniczka, podoba mi się strasznie :3
    Wydaje mi się, że na takiego Gajeela, to sama bym leciała. Poprawka: ja na każdego Gajeela bym leciała.
    Mest mógł ją tam zgwałcić! A przynajmniej ja nie miałabym nic przeciwko... No bo kto by nie chciał przeczytać gwałtu made in Yasha?
    To pewnie potem stałoby się dziełem sztuki, albo jeszcze czymś innym!
    Na ścianie bym to powiesiła.
    I na drzwiach wejściowych.
    I na tablicy ogłoszeń.
    W szkole.
    Urzędzie miasta.
    W sejmie.
    Gwałt pedofila Mesta made in Yasha.
    Czy przypadkiem nie wzorowałaś się na Trynkiewiczu? <3
    Myślę, że z tymi papierami, Lucy uwolni Makarova B|
    Wróżki łączcie się B|
    Dobra, dobra, jutro druga część egzaminów, trzymaj za mnie kciuki, Yasha!
    I pisz szybciutko, bo nie dam rady wytrzymać bez Twojej twórczości :*
    Tony weny podążają w Twoim kierunku w czasie jednej milisekundy!

    OdpowiedzUsuń
  12. Nie mogę się doczekać dalszej części :P

    OdpowiedzUsuń
  13. Rozdzialik cudny~! Zachowanie Mest'a genialne haha normalnie idiota z niego xD
    Coraz ciekawsza akcja nie ma przebacz wciąga jak wir w środku moża ^^
    Końcówka najlepsza moim zdaniem. Hoho czyżby Lucyna postanowiła coś zrobić sęsownego w sprawie Makarova?? No nieźle się zapowiada.
    Czekam na następny rozdzialik niecierpliwie!!!
    WENY DUŻO DUŻO WENY~!

    OdpowiedzUsuń
  14. Ok, przeczytałam! :D
    Zacznę od tego, że raczej nie czytam komentarzy, jednak te pod twoimi notkami pobieżnie przejrzałam. Jestem sfrustrowana. Same pochwały! A gdzie się podziała konstruktywna krytyka? No cóż, powytykam ci błędy, bo tak być nie może…

    Nie wiem, czy publikowałaś wcześniej jakieś opowiadania, więc nie mam porównania odnośnie stylu i wyglądu rozdziałów. Chodzi mi tu głównie o akapity, których… Nie ma. Nie przeszkadza to w czytaniu, właściwie to zorientowałam się dopiero w okolicach trzeciego rozdziału, że ich nie stosujesz, ale jednak zwróciłam na to uwagę. To samo tyczy się też myślników po kwestiach bohaterów. I spacji po myślnikach przed kwestiami. Czasem ten brak większych odstępów bywa męczący (szczególnie po kilku godzinach czytania. A tak trudno jest się powstrzymać! :D).

    Idziemy sobie dalej: błędy gramatyczne. Zdarzają ci się rzadko, ale jednak! Czasem po prostu tak układasz słowa w zdaniu, że nieco zmienia ono swoje znaczenie. Oczywiście z kontekstu można wszystko wywnioskować, ale ja jestem przewrażliwiona, więc mnie to razi :P
    Skoro już jesteśmy przy tym - jest coś, co MUSZĘ ci wytknąć:
    "I jeszcze bardziej przekonało ją w utwierdzeniu..."
    Utwierdziło w przekonaniu. Ale twoja wersja jest interesująca xD

    No i jeszcze „szeptnął” i „szeptnęła”. „Szepnął”, „szepnęła”.
    O, mam dowód! :D „-Ciszej... Szeptnęła czując, jak jej czaszka pęka w pół.” – rozdział 12.

    Od 21 albo 22 rozdziału razi mnie „zachrystia”. Poprawną formą jest „zakrystia”. Nawet raz napisałaś dobrze i już miałam nadzieję…

    „Stróżka”. W odniesieniu do stróżki prawa (?!) zapewne byłoby to poprawne (jak twierdzi internet), ale używałaś tego w znaczeniu „mała struga”. Czyli powinno być przez „u”.

    „Nie ważne”. Partykułę „nie” z przymiotnikami w stopniu równym przeważnie piszemy łącznie, więc „nieważne”.

    No i „ów”, „owa”, „owo” myliłaś. To jestem w stanie wybaczyć, ale przecież można napisać „ten”, „ta”…

    Dobra, zostawmy pojedyncze słówka, przejdźmy do konkretów, a mianowicie do interpunkcji. Nieszczęsne przecinki! Zmora ludzkości, ale i tak będę się czepiać. Raz masz ich za dużo, raz za mało, ale czasem w sam raz. Przykład będzie gdzieś poniżej.

    Dalej – literówki. Każdemu się może zdarzyć, oczywiście. Niestety, muszę się przyczepić, bo… No… Niektóre są bardzo zabawne :D
    Rozdział 23:
    „-Szef jest wanny! Wracamy!”

    Teraz to, co boli mnie najbardziej – ogonki. Ę. To ci też wytknę, a co!
    Dajmy na to rozdział 21:
    „Co chwile ściemniała światło chcąc stworzyć wyjątkowy nastrój, lecz zaraz na nowo zapała wszystkie lampy w bibliotece.”
    Wyjątkowe zdanie, bo mamy brak ogonka, brak przecinka i dziwny wyraz, prawdopodobnie nad wyraz rozwiniętą literówkę :D
    Co chwilę ściemniała światło, chcąc stworzyć wyjątkowy nastrój, lecz zaraz na nowo zapalała wszystkie lampy w bibliotece.

    Te wszystkie błędy nie są w stanie przyćmić fabuły, która jest po prostu świetna. Opowiadanie jest przemyślane, widać, że dbasz o to, żeby nie wypisywać bzdur, ale starasz się, żeby wszystko od początku do końca było wiarygodne. Potrafisz wciągnąć czytelnika w klimat i sprawić, że nie będzie mógł się oderwać od czytania (szczególnie nocą, przy zgaszonym świetle :D). Po raz pierwszy spotkałam się z opowiadaniem, które nie nudzi mnie w żadnym, nawet najmniejszym stopniu. Choć, jak zapewne zauważyłaś, jestem czepialska i drażliwa, nie przestałam czytać. Wręcz przeciwnie – stwierdzam, że powinnaś doskonalić swoje umiejętności pisarskie, bo gdyby taki talent i taka wyobraźnia zostały zmarnowane, byłoby to wielką stratą. Chapeau bas.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie uważam, że jesteś czepialska - te rady i upomnienia, wytykanie błędów były pouczające, a momentami sama się uśmiałam, jak chociażby z wanny :D Jak mogłam to przeoczyć...
      Z "szeptnął" walczę dzielnie, ale też często polegam na polu walki. To jakieś głupie przyzwyczajenie :/ Jak z resztą jedno z wielu, niestety. Nigdy nie byłam dobra w przecinkach, często zapominam ogonków, o akapitach nie wspomnę (pewnie gdybym ich używała, nie raz wstawiłabym je w złym miejscu :P). Ale przyznam, że część tych błędów, głównie literówki i dziwnie brzmiące zdania są zapewne efektem (nie rzadko kilkugodzinnego) pisania o późnej porze, mózg strajkuje, a człowiekowi nie do końca wszystko chcę się sprawdzać perfekcyjne, albo dużo przeoczy.
      Wcześniej pisałam jedno opowiadanie, miało ono więcej czytelników niż "mafia", ale gramatycznie i stylistycznie... tragedia. Więc z czasem chyba się poprawiam i wciąż poprawiać się staram. A takie rady jak twoje bardzo mi w tym pomogą :) Raczej trudno będzie mi się pozbyć niektórych wpadek, ale będę się starać :) Jak to mówią "trening czyni mistrza" :D
      I ogromne dziękuje za zakrystię! Cały czas nie wiedziałam jak to poprawnie napisać, w końcu mnie ktoś uświadomił! Wielkie, wielkie dzięki :***
      Cieszę się, że fabuła przypadła ci do gustu, że się podoba :) Ale nawet mimo tych dokładnych przemyśleń zdarzają mi się wpadki. Teraz powiem coś, czego nikt nie zauważył przez bardzo długi czas...
      Dokładniej chodzi o sprawę z Sherry, która dla Chelii wiadomo gdzie wylądowała z dyrektorem szkoły. A zaraz po tym napisałam, że dyrektorem szkoły jest Carla :DDD *epic fail*.

      Dziękuje ci Blu Re za ten wyczerpujący komentarz :) :*



      Usuń
  15. Przyjaźń jest jak koło ratunkowe, które jest za małe by przepłynąć na nim ocean i dostatecznie duże by ci uratować życie dlatego warto ją rozwijać odwiedzając się wzajemnie na blogach i nie tylko.

    OdpowiedzUsuń
  16. Z każdym rozdziałem wielbię cię coraz bardziej, a już za ten w szczególności. Najbardziej, oczywiście, podobała mi się cała akcja z Mestem. Nie dosyć, że Lucy udało się go udupić, to jeszcze zdobyła akta przeciwko Makarovowi. Biedna Chelia, ile ta dziewczyna musi wycierpieć. No i blondyna w sumie też. Całe szczęście, że był tam Gray i pomógł im. Juvia to chyba będzie szczęśliwa, bo w końcu dopadła Graya.
    Levy z tymi swoimi podtekstami o chemii i biologii do dzieci była niezła! <3 A Romeo dowalił z tym chłopem.
    Moje komentarze będą bezsensowne, ale tak mnie wciągnęło, że lecę dalej!
    Wiedz, że rozdział wspaniały :*

    OdpowiedzUsuń
  17. Czytam i komentuje :)
    Rozdział ogólnie jakiś krótki jak na ciebie, ale wybaczam, bo genialny i mam pytanie. Czy musisz być taka wredna? Kończę Detektywa, ale po głowie chodzi mi pomysł na nowy blog o podobnej tematyce, ale mówię "O nie Ola masz jeden, zaczynasz drugi, Detektywa masz dokończyć, daj se spokój" i wchodzę na taki rozdział Yashy i na nowo zaczyna się to samo, bo jakoś po przeczytaniu twoich rozdziałów ....aż kręci mnie by założy kolejnego ...
    Achhh! Ciężko się oddycha, a teraz do rozdziału!!!

    Pierwsza część !
    Wendy i Romeo ... lubię ten paring, ale tutaj on nie ma dużego znaczenia, bo Levy ... dziewczyno ! Ty tak świetnie wyrysowałaś tą postać, że z przyjemnością czytam każdy fragment z nią w roli głównej. Świetna Levy! Do boju diablico!!!
    Natsu i gazetka... boskie : A Lucy go nie wkopała i on się o tym dowiedział ... Świetne, ale pytanie ... Kim jest osoba, której Natsu nie poznał ? Interesujące ...
    Potem rozmyślania słodkie, ale idę dalej, bo ciekawość wygrywa :)
    ŻE CO?!!!?!?!? Czy ja coś źle zrozumiałam czy jak pojebało mi się w tej głowicy? Pan w cylindrze to .... Gagagajeel? Super! Super! Jesteś wielka i cudowna :)
    Ucchhhh. Jest Siergart, pewnie źle napisałam, czyżby zaginiony Jellal żył? A może już wcześniej się pojawił ? Jeśli się pomyliłam to przepraszam :)
    O MÓJ BOŻE!!! To było genialne, Gray zawracający po pieniążki, Mest próbujący zgwałcić Chelie ... genialne. Tylko jedna rzecz mi w tym nie pasuje .... Jak tak szybko dojechała policja ? Mały szczegół, ale spoko, mamy tu nadnaturalne sytuacje jakby co!
    Dzięki za rozdział i jutro pewnie kolejny przeczytam i już powoli zbliżam się do końca ...
    A i jeszcze jedno ... zazdroszczę ci ilości komentarzy :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym że policja tak szybko dojechała... Gray i Mest się długo tłukli, ale jakoś nie opisałam tej ich walki. Pewnie sobie odpuściłam, by jak najszybciej wstawić rozdział - a to był błąd. Może kiedyś to dopiszę? *myśli*
      Ilości komentarzy nie ma co zazdrościć, bo też masz dużo :D (przynajmniej dla mnie liczba komentarzy +10, pomijając odpowiedzi autora bloga to duży, wręcz ogromny sukces :P)
      I jak już o komentarzach mowa, to bardzo dziękuje za twój :* Nie spodziewałam się, że tak szybko wrócisz do tego bloga, bo dopiero co przeczytałaś poprzedni rozdział ;P

      Usuń
    2. Wiesz co ja bym mogła i przeczytać to szybciuteńko, ale mm tak. Przeczytam. Wyłączę kompa. Wracam i zapominam przeczytać :) No a raz to nawet na parę dni mi się zapomina :)

      Usuń

Wasze komentarze cieszą mnie jak mało kogo, jednak nie zaklepujcie miejsc. To nie ważne, kto jest pierwszy, kto ostatni. Takie wpisy zostaną usunięte.
Wszelkie pytania kierujcie do spamownika.
A jak przeczytałeś rozdział, to pozostaw po sobie ślad.
Jesteś anonimem? Podpisz się jakoś.

Całusy dla was śle z góry wdzięczna Yasha ^.^