18 paź 2019

Rozdział 58 "Bankiet"

13 czerwca, godz. 21:30

Słońce powoli zachodziło za horyzont, ostatnimi promieniami oświetlając Unleashed Road na złocisto-pomarańczowy kolor. Luksusowe samochody, których z reguły nie widywano na ulicach, parkowały nieopodal toru wyścigowego. Gromadzące się towarzystwo głównie składało się z podstarzałych mężczyzn w smokingach oraz z ich dwudziestoparoletnich towarzyszek, odzianych w przeróżne wyjściowe kreacje.
Z tłumu bogaczy szczególnie wyróżniała się jedna para - kobieta w habicie, prowadząca na wózku inwalidzkim przystojnego, średniego wiekiem bruneta z monoklem, ubranego w czarny frak.
- Wszyscy się na nas gapią - szepnęła Erza, wyprowadzając Gildartsa z podjazdu do niewielkiej willi, w której odbyć się miał bankiet charytatywny.
- I dobrze - Gildarts uśmiechnął się chytrze. - Przynajmniej odciągniemy uwagę i nikt ich nie zauważy.


Kiedy większość kelnerów biegała po zapleczu, Natsu, korzystając z chwilowego zamieszania, zerknął z kuchni na główną salę. Nie miał problemu, by odnaleźć wzrokiem pannę Minerve. Kobieta siedziała otoczona swoimi ochroniarzami, których było tyle, że nie każdy załapał się na miejsce siedzące przy okrągłym, sześcioosobowym stoliku. Jeden ze szczęśliwców, zasiadający tuż obok niej, wyraźnie zabiegał o zainteresowanie kobiety. W przeciwieństwie do innych, którzy nie odzywali się słowem i stali bądź siedzieli jak z kijem w dupie, ten bezustannie nadawał jadaczką. Gadał i gadał, przybierając głupkowaty uśmiech, poprawiając podłużne, prostokątne okulary, czy zaczesując do tyłu i tak ulizane do granic możliwości, jasne włosy. Minerva w tym czasie ze znudzeniem obserwowała gości, przybywających na salę bankietową i tylko raz po raz zerkała przelotnie na swojego rozmówcę, uśmiechając się do niego półgębkiem, a czasem wręcz z rozdrażnieniem. Wyraźnie ją męczył i miała go w głębokim poważaniu. I choć panienka z Grimoiru swoim dystyngowaniem i ostrymi rysami twarzy nie sprawiała pierwszego dobrego wrażenia, gdy Natsu widział jak ochroniarz ją nagabuje, miał ochotę przysłużyć się kobiecie i uwolnić ją od natręta. Na szczęście tak się złożyło, że będzie miał dziś okazję się temu przyczynić, gdyż owy "persona non grata" był nikim innym, jak Rusty Rosem - ich dzisiejszym celem.
Natsu tak skupił się na obserwowaniu Rosego i Minervy, że nie zauważył zbliżającego się pracodawcy.
- Hej! - ryknął szef kuchni na Dragneela, który odwrócił się niespiesznie w jego stronę. - Jak ty wyglądasz? Gdzie masz kamizelkę!
- Miałem wyrzucić śmieci, to ją zdjąłem - wyjaśnił, siląc się na normalny ton głosu.
- A wyrzuciłeś je?
- Jeszcze nie.
- No to, kurwa, na co czekasz?! Na oklaski?!
Natsu obdarzył go marsową miną, lecz bezzwłocznie poszedł wykonać polecenie. Kiedy sięgnął po stu dwudziestu litrowy worek wypełniony odpadami, szef zaczął wykrzykiwać komendy pozostałej części załogi.
- Jako pierwsze danie serwujecie zupę pieczarkową! - wrzasnął na całą kuchnie, a Natsu mimowolnie prychnął z rozbawienia.
Wspomnienia przebiegły w jego głowie jak miraż. To wtedy ujrzał ją po raz pierwszy. Stanęła przed nim rozjuszona i oblała go zupą z talerza w samym środku Bianco Corvino. Do dziś pamiętał jej naganę o braku subordynacji i kultury oraz to rozwścieczone spojrzenie, jakim go obdarzała. Tak właśnie poznał Lucy. I od tamtej chwili wszystko się zmieniło.
- Tak ci wesoło, Dragneel? - zawołał szef kuchni, w pośpiechu wysyłając resztę kelnerów na salę.
- Przypomniały mi się stare dobre czasy, szefie.
- Czyli pamiętasz, za co cię zwolniłem ostatnim razem?
Pamiętał aż za dobrze.
- Może i mam braki w kadrach, ale wywiń jeszcze jeden numer i wylatujesz stąd na zbity ryj! Czy to jasne?!
- Jak słońce - zapewnił Natsu.
- No to rusz dupę z tym workiem i zapierdalaj do pozostałych!
Dragneel udawał, że mocniej związuje śmieci i zaczekał, aż zostanie na zapleczu kuchennym zupełnie sam. Wyczekując odpowiedniej chwili, wreszcie otworzył plecami drzwi wyjścia ewakuacyjnego i z rozmachem wyrzucił worek przed siebie. Nawet nie był bliski trafienia do zasobnika na resztki.
Rozejrzał się wokoło i wkładając palce do ust, gwizdnął. Kilka sekund później zauważył wyłaniającego się zza rogu Laxusa. 
- Czysto, wszyscy już wyszli na salę - zapewnił go Natsu, przywołując go gestem ręki.
Blondyn mimo to rozejrzał się na prawo i lewo, zanim podszedł bliżej. Tuż za nim kroczyła Lucy, którą ledwo było widać zza rozbudowanego ciała boksera.
- No, no! - zawołał rozbawiony Dreyar na widok Natsu w roboczym stroju. - Prawie cię nie poznałem!
Heartfilia również zawiesiła oko na Dragneelu. Choć minę miał nietęgą, wyglądał jak w dniu, w którym się poznali. W ulizanych i zaczesanych do tyłu włosach był niemal nie do poznania.
- Ruszcie się - warknął na nich Natsu, pospiesznie narzucając na siebie kamizelkę i poprawiając muszkę przy szyi.
- Nawet ci tak do twarzy - stwierdziła Lucy z lekko sarkastyczną intonacją. Mijając Natsu w przejściu, dostrzegła jego gniewnie spojrzenie spod przymrużonych powiek.
- A ty z pewnością będziesz ślicznie wyglądać ze szczotką do kibla w dłoni - dogryzł dziewczynie, zamykając drzwi.
- Bardzo śmieszne - furknęła nadąsana Lucy. Marszcząc nos, pokazała mu język, lecz szybko go schowała i zachichotała, gdy Natsu chciał go złapać palcami.
- Przestańcie się wydurniać - warknął Laxus, dla pewności rozglądając się po kuchni. - Co teraz?
- Składzik dla serwisu sprzątającego jest zaraz za kuchnią, pierwsze drzwi po lewej - poinstruował Dragneel. - Wszystko tam znajdziecie.
- Dobrze się spisałeś - przyznał Dreyar.
Lucy w tym czasie dyskretnie wyglądała przez drzwi na przejście przeznaczone dla personelu.
- Droga wolna - oznajmiła szeptem i czmychnęła na korytarz. Laxus chciał do niej od razu dołączyć, lecz niespodziewanie został zatrzymany przez Natsu.
- Mogę na ciebie liczyć, prawda?
- To znaczy? - spytał Dreyar, z zaskoczeniem obserwując zaniepokojoną twarz kelnera o srogim spojrzeniu.
- Po prostu uważaj na nią.
- Hah, od kiedy stałeś się taki troskliwy? - zażartował Laxus, lecz w głębi duszy uznał, że zachowanie Dragneela było zaskakujące.
- Co wy odwalacie?! - syknęła zniecierpliwiona Heartfilia, ponownie zaglądając do kuchni. - To nie czas na pogaduszki, robota czeka!
Kiedy Lucy znów zniknęła za drzwiami, Laxus poklepał Natsu po plecach.
- Ona wie z nas wszystkich najlepiej, jak na siebie uważać - powiedział Dragneelowi, po czym niezwłocznie udał się za blondynką.
Kiedy Natsu został sam, wyjął z kieszeni spodni fiolkę z białym proszkiem, który dostał od Sherry. Aptekarka zapewniała go, że jest to najskuteczniejszy środek przeczyszczający, dostępny obecnie na rynku - liczył, że się nie przeliczy.
Upewniając się, że nikt z pracowników jeszcze nie wrócił, wsypał do jednego półmiska z zupą całą jej zawartość.


- Stać - rozkazał jeden z ochroniarzy, pilnujący wejścia na bankiet. - Musimy państwa przeszukać.
Erza, słysząc pracownika ochrony, zamrugała kilka razy.
- Co proszę? - spytała niemal rozbawiona.
- Takie procedury - wyjaśnił mężczyzna, schylając się nad Cliverem. - Musimy sprawdzić każdego.
- To są jakieś kpiny! - zawołała głośno, stając między ochroniarzem, a Gildartsem, usadowionym na wózku inwalidzkim. - Chce pan przeszukiwać niepełnosprawnego?!
Oburzona Scarlet wręcz krzyczała, skupiając na sobie uwagę ludzi, zarówno tych, którzy dostali się na bankiet, jak i tych, którzy tworzyli za nią coraz większą kolejkę. Nieco skołowany członek obstawy spojrzał na swojego współpracownika, lecz ten, nie wiedząc co robić, wzdrygnął tylko ramionami z głupią miną.
- Mówiłem pani, muszę... - zaczął na nowo ochroniarz, nieco się czerwieniąc.
- To uwłaczające i poniżające! Jak można tak traktować inwalidę!
- To chociaż panią przeszukam - stwierdził speszony ochroniarz.
- Panie! Chcesz pan obmacywać zakonnicę! No co za wstyd! - wrzasnęła, a wokół zrobiło się niezłe zamieszanie. Każdy ich obserwował. - Toż to chamstwo! No nie, proszę natychmiast zawołać pańskiego przełożonego!
Zdeprymowany ochroniarz wycedził przekleństwo przez zęby i wreszcie odsunął się, robiąc przejście dla Gildartsa i Erzy.
- No... Wybaczam panu - wymamrotała naburmuszona Scarlet i pchając Clivera na wózku, wprowadziła go na bankiet.
- Niezłe przedstawienie - przyznał z podziwem Gildarts, poprawiając monokl na lewym oku. - A teraz poszukajmy naszej pannicy...
Przez kilka minut rozglądali się po sali, szukając w tłumie Minervy. Zauważyli ją dopiero, gdy gospodarz bankietu zaprosił wszystkich do stołów na posiłek, po którym miała odbyć się charytatywna część spotkania.
Minerva - tak jak przypuszczali - była otoczona wianuszkiem ochroniarzy, którzy obserwowali z czujnością całą salę. Nawet siedzący obok niej młodzieniec, na którym Clive najbardziej skupił uwagę, wydawał się bardzo spięty, choć tylko on jeden raczył odzywać się do panny Minervy.
- Stoją przy niej, jakby połknęli szczotki - wymamrotała Erza, posyłając im dyskretne spojrzenia.
- Zaraz jeden z nich z pewnością się rozluźni - dodał Clive półżartem, gdy pod nosem towarzysza Minervy pojawił się talerz, zaserwowany przez Natsu.


- Hej, a ty to kto!
Nie minęła minuta jak Lucy wyszła z kantorka z wózkiem serwisowym i natrafiła na pierwszego ochroniarza. Mężczyzna wyłonił się zza rogu i gdy tylko ją dostrzegł, przyspieszył kroku w jej stronę.
- Nie widać? - Dziewczyna wskazała na swój kitel sprzątaczki. - Serwis sprzątający.
- Aha.
Choć jej serce ze strachu zabiło jak dzwon, uśmiechnęła się zalotnie do mijającego ją mężczyzny, nie zatrzymując się.
- A kto cię zatrudnił?
Heartfilia odwróciła się niepewnie, spoglądając na sporawą dłoń, którą mężczyzna położył na jej ramieniu. Ze zdenerwowania mocniej zacisnęła dłonie na rączce wózka.
- Jestem z zewnętrznej filmy - wyznała z pewnością, lecz czuła, że to wszystko nie zmierza w dobrym kierunku. Coś było nie tak. Jego uścisk stawał się coraz mocniejszy. Patrzył na nią dziwnie, nie mogąc powstrzymać ironicznego uśmiechu.
- Muszę wracać do pracy - oznajmiła i ruszyła z wózkiem przed siebie, ale zaraz jęknęła głucho, gdy strażnik wykręcił jej ręce do tyłu, szarpnął nią i przycisnął do pobliskiej ściany.
- Zewnętrzna firma? Nasz szef osobiście zatrudnia dziewczyny. Na taką jak ty nawet by nie spojrzał - prychnął dziewczynie do ucha, przyduszając jej głowę do wiszącego przed nią obrazu z kwiatami.
Uwięziona blondynka z trudem spojrzała w kierunku korytarza, z którego przed chwilą wyszła. Otworzyła szerzej oczy na widok pędzącego w ich stronę Laxusa.
Ochroniarz zauważył go dopiero wtedy, gdy Dreyar odepchnął go od uwięzionej dziewczyny. Prawy prosty wymierzony w jego twarz był tak szybki, że nie zdołał się osłonić. Następny cios, tym razem wykonany kolanem w brzuch, pozbawił ochroniarza równowagi. Kaszląc, upadł na kolana i zgiął się w kłębek.
- Nie wiem kim jest wasz szef, ale z pewnością ma wypaczony gust - stwierdził Dreyar, kopiąc ochroniarza w twarz i tym samym pozbawiając go przytomności.
Lucy nieco zniesmaczona zauważyła, że Laxus tym sposobem pozbawił mężczyznę co najmniej dwóch zębów.
- Nie musiałeś aż tak...
- Wolałem mieć pewność, że za szybko nie wstanie - stwierdził bokser, wyprzedzając Heartfilię i poganiając ją gestem ręki. 
Heartflia ponownie chwyciła za rączkę wózka, rzucając szybkie spojrzenie na ochroniarza. Zaczęła mieć wątpliwości, czy facet w ogóle jeszcze kiedyś wstanie...


Erza i Gildart cały czas starali się mieć Minervę i Rosego na oku, jednak musieli przyznać, że pilnujący ją ochroniarze byli nad wyraz czujni. Jeden z nich od kilku ostatnich minut dość często spoglądał w ich stronę.
- Chodźmy pierwsi - stwierdził Clive, a zakonnica przytaknęła głową i wstała od stołu. Prowadząc wózek Gildartsa, dostrzegła, że sama Minerva na nich patrzy. Udając, że tego nie zauważyła, podeszła do czterech strażników na końcu bankietowej sali.
- Crawford Seam - rzekła Erza, a ochroniarze patrzyli na nią z grobową miną. Przez moment przeszło jej przez myśl, że Gajeel podał im błędne hasło, lecz mężczyźni w końcu odsunęli się na bok, robiąc im przejście.
- Winda po prawej, na poziom minus jeden - poinstruował krótko jeden z nich, a Scarlet ukłoniła się lekko i udała się z Cliverem we wskazane miejsce.
Zakonnica nie była w stanie ustać w miejscu, co chwilę podrygiwała nogą, albo poprawiała habit.
- Ogarnij się - Gildarts zwrócił jej uwagę, gdy stali sami obok windy. - Wszystko idzie według planu.
- Przecież jestem spokojna! - wysyczała ze złością, nerwowo dusząc w guzik na ścianie.
- Właśnie widzę... - mruknął pod nosem, ale po chwili ukradkiem kopnął Scarlet zdrową nogą w łydkę. - Ktoś tu idzie.
Zakonnica odwróciła się za siebie i aż uchyliła szerzej oczy.
- Witam. Państwo tu są chyba po raz pierwszy?
Tuż obok nich stanęła Minerva we własnej osobie, wraz ze swoją świtą.
- Owszem - odrzekł Gildarts, odwracając się wózkiem inwalidzkim do kobiety i chwycił jej dłoń. Ochroniarze od razu drgnęli, lecz Minerva zaraz ich uspokoiła, pozwalając, by mężczyzna ucałował jej dłoń. Erza stała tuż za Cliverem, nie odzywając się słowem.
- Widziałam pana na sali bankietowej. Obserwował mnie pan.
Gildarts zaśmiał się szarmancko.
- Trudno odwrócić wzrok od tak pięknej kobiety - skomplementował kobietę, która uśmiechnęła się mile. Z grzeczności. Widać było, że byle słówka nie robią na niej żadnego wrażenia.
Winda wreszcie podjechała na ich kondygnację. Pięknie zdobiona grafitem, była tak duża, że spokojnie pomieściła  niemal wszystkich na nią oczekujących.
- Nazywam się Jean-Luc Neville - skłamał nagle Clive, gdy zjeżdżali do piwnicy. - A to moja przyjaciółka, Mari. Przyjechaliśmy tu z Ishgaru.
- Ishgarczycy? - zdziwiła się Minerva, zarzucając za siebie szal z białego lisa. - Niebywałe, że potrafi pan mówić po Fiorańsku z tak dobrym akcentem!
- Mieszkamy tu już jakiś czas, pani...
- Panno - poprawiła Gildartsa. - Minerva Orlando. A to mój przyjaciel, Rusty Rose.
Clive spojrzał na młodzieńca w okularach, bladego niczym mąka i uścisnął jego dłoń - słabą i wątłą. Mafioza z Fairy Tail już wiedział, że Natsu spisał się doskonale.
Winda zatrzymała się łagodnie, a jej drzwi rozchyliły powoli.
- Biorąc pod uwagę pańskie pochodzenie, podejrzewam, że przybył pan odzyskać utracone po wojnie dobra - kontynuowała Minerva. - Jednak ostrzegam, panie Neville, że mnie nie można przelicytować.
Mówiąc to, posłała kolejny dystyngowany uśmiech i wyszła na jasno oświetlony, piękny korytarz z marmuru, pozbawiony okien.
- Proszę mnie nie lekceważyć! - zawołał Clive, a jego zdecydowany głos rozniósł się echem po ścianach.
- Co ty wyprawiasz... - szepnęła Erza, widząc, że Minerva się zatrzymuje. Po chwili piękna kobieta z lisim szalem odwróciła się do niego. Tym razem jej uśmiech nie był pustą maską bez emocji. Zaintrygował ją.
- Nie chciałby pan mi towarzyszyć podczas licytacji?

- Nie tęskni pan za krajem? - dociekała Minerva, gdy oczekiwali rozpoczęcia aukcji. - Słyszałam, że  Vistarion to cudowne miasto.
- Z pewnością tak było przed wojną - oświadczył Gildarts. - Niewiele tam zostało po wkroczeniu wrogich wojsk.
Tak naprawdę pojęcia nie miał o tym, jak obecnie wygląda owe miasto w nieznanym mu kraju. Z ledwością zdołałby je wskazać palcem na mapie, słyszał też kilka rzeczy o Ishgarczykach, lecz nie mógł zbytnio dopuścić do rozwinięcia tego tematu, by w nim nie polec i się nie zdradzić. Przynajmniej nie teraz.
Minerva usiadła na ostatnim krześle w rzędzie, by być jak najbliżej Clivera. Prócz Rustiego, który wyglądał coraz mizerniej, ochrona obserwowała ich z daleka. Erza niezmiennie stała tuż za Gildartsem i milczała.
- Przepraszam, że o to pytam, jednak nurtuje mnie pewna kwestia - zaczęła panna Orlando. - Pańska noga... Stracił ją pan na wojnie?
Clive spojrzał przed siebie, a na jego ustach pojawił się smutny uśmiech.
- Tak jak żonę - wyjawił z prawdą, tyle że miał na myśli zupełnie inną wojnę.
Kobieta wyraźnie poczuła się niezręcznie, lecz z opresji wybawiło ją donośne burczenie w brzuchu Rustiego.
- Panno Orlando, przepraszam... Muszę na moment... - Nim zdołał dokończyć zdanie, pobiegł w stronę wyjścia z pomieszczenia aukcyjnego.


Rusty dziękował niebiosom, że nikt nie towarzyszył mu w windzie. Odgłosy, jakie wydawał jego żołądek przypominały trąby jerychońskie. Miał wrażenie, że nosi w sobie tykającą bombę. Czuł, że czasu do jej detonacji zostało niewiele.
Kiedy drzwi od windy zaczęły się mozolnie otwierać, przecisnął się przez nie i w miarę swoich możliwości pognał korytarzem przed siebie. Byle dotrzeć na czas do pierwszej lepszej toalety.
Wkroczył na salę bankietową i rozejrzał się nerwowo. Prócz kelnerów, sprzątających talerze, nie zastał nikogo. Wtedy go dostrzegł. Zaciskając wąsko wargi, popędził do kelnera o różowych włosach, który zaserwował mu dzisiejszy obiad.
- Ty! - zawołał, odwracając go do siebie i łapiąc za koszulę. - Coś ty mi podał, co?!
Zdziwiony kelner zmarszczył brwi i uwolnił swoją koszulę z uścisku, wytrącając Rustyemu ręce.
- To, co wszystkim - furknął z pretensją.
Rose wyraźnie chciał go jeszcze o coś zapytać, lecz wtedy z czeluści jego brzucha rozległ się dziwny, donośny odgłos. Mężczyzna poczerwieniał na twarzy i nic już nie mówiąc, wybiegł z sali bankietowej. 
Na ten widok, zaczepiony przez mafiozę Natsu uśmiechnął się pod nosem i olewając swoje kelnerskie obowiązki, udał się za Rustym.


Lucy rozmawiała z Laxusem na korytarzu, gdy niespodziewanie drzwi od sali bankietowej otworzyły się z rozmachem. Obydwoje spojrzeli zaskoczeni na Rustyego.
- Toaleta!
- Słucham? - zawołała zaskoczona Heartfilia.
- Gdzie jest kibel, do cholery!
Dreyar nie powstrzymał parsknięcia i odwrócił głowę w drugą stronę. Lucy za to bez cienia kpiny na twarzy wskazała ręką drzwi tuż za sobą. Może i nie było jej specjalnie żal gangstera, jednak nie bawił ją widok zgiętego w pół mężczyzny, który ledwo doszedł do łazienek. Kiedy ich mijał, dziewczyna przyjrzała się jego skórze, białej jak papier. Aż cały pocił się z katuszy, jakie przeżywał.
- Ładnie go doprawiłeś, Dragneel.
Heartfilia dopiero słysząc komentarz Laxusa, przestała wpatrywać się w drzwi toalety. 
Natsu szedł do nich z dumnym uśmiechem i rękoma w kieszeniach galowych spodni.
- Już o to zadbałem, by za szybko stamtąd nie wyszedł - zaśmiał się.
Po słowach młodzieńca, uśmiech Dreyara natychmiast zniknął.
- Co to znaczy, że za szybko nie wyjdzie? Ile ty mu tego wsypałeś?!
- Jak to ile? Wszystko - stwierdził Dragneel oczywistym tonem, ignorując wyraźnie narastającą złość Laxusa.
- Debilu, po takiej dawce do jutra stamtąd nie wyjdzie! 
- No i?
- Przecież musimy go stamtąd wyciągnąć przed zakończeniem licytacji! 
- Och... - Do Natsu dotarło, gdzie popełnił błąd. 
Zdegustowany Dreyar pokiwał głową.
- Teraz nie ma wyjścia. Idziemy po niego.
- Kurwa - Dragneel coraz bardziej uświadamiał sobie, co narobił. - To się nieźle wjebałem w gówno.
Tym razem to Lucy nie wytrzymała i prychnęła z rozbawienia. Dreyarowi już ani trochę nie było do śmiechu.
- Ruchy - warknął Laxus, wpychając Natsu do łazienki. Lucy chciała wejść za nimi, jednak blondyn stanął w przejściu. - Zaczekaj. I pilnuj, czy nikt nie idzie. Poza tym... Może lepiej, żebyś tego nie widziała.
Heartfilia odetchnęła z ulgą i przytaknęła głową. Stanęła plecami do drzwi, obserwując korytarz. Po chwili usłyszała huk.
- Coście za jedni?! Wypierdalać, ja tu sram! - usłyszała stłumiony przez ściany krzyk Rustyego. - Ej, zaraz, panowie! Czego chcecie... Dajcie mi chociaż dokończyć!
Potem słyszała już tylko jęki i kwilenie Rosego, oraz dźwięki, świadczące o tym, że dostaje od chłopaków niezły łomot.
Po chwili wszystko ucichło, a mafiozi z Fairy Tail wynieśli gangstera. Trzymali jego ręce na swoich ramionach, gdyż Rose ewidentnie nie miał sił utrzymać się na własnych nogach.
- Wyjdziemy przez kuchnię - rozporządził Natsu, co reszta przyjęła bez sprzeciwu.


Przelicytowane zostały już dwa obrazy - żaden z nich nie trafił w ręce Minervy. Kobieta wyraźnie była czymś rozkojarzona.
- Cholera - syknęła wściekle pod nosem i gestem dłoni zawołała do siebie jednego z ochroniarzy. Ten nachylił się nad nią, by mogła bez wstawania z krzesła szepnąć mu coś na ucho. Dzięki temu Gildarts bez problemu usłyszał, co przekazała podwładnemu. 
- Weź zobacz, co z Rustym. Długo nie wraca.
Ochroniarz kiwnął głową i dyskretnie opuścił salę aukcyjną.
Clive i Scarlet wymienili ze sobą krótkie spojrzenia.
- Tym razem wygram. Nie odpuszczę tego obrazu - mruknęła Orlando, wpatrzona w wystawiony obraz, przedstawiający kobiecy akt.
- Z taką konkurencją nie mamy szans. Czas na nas - oznajmił cicho Gildarts.
- No chyba pan żartuję - zdziwiła się Minerva, jednak nawet nie spojrzała na niego, całkowicie skupiając wzrok na targowanym przedmiocie. - Czterdzieści tysięcy koron!
Clive uśmiechnął się pod nosem.
- Życzę udanej licytacji. Proszę sobie nie psuć zabawy i siedzieć do końca. Dla dobra nas wszystkich.
Minerva nawet nie zorientowała się, kiedy "Jean-Luc Neville i Mari" opuścili salę. Interesowało ją jedynie wygranie licytacji, która pochłonęła ją bez pamięci. Osiągnęła cel. Obraz był jej. Z satysfakcji uśmiechnęła się triumfalnie i zwycięsko zacisnęła dłonie w pięści.
Dopiero wtedy zrozumiała sens słów, jakie wypowiedział do niej mężczyzna na wózku. Rozejrzała się za inwalidą oraz zakonnicą, lecz ci już od dawna byli nieobecni na sali.
- Szlag by to! - syknęła wściekle i raptownie wstała z krzesła. Jej ochrona natychmiast zrobiła to samo.
Wystarczył jeden gest dłoni, by wybiegli za nią z aukcji. W dupie miała, że wszyscy zwrócili na nią swój wzrok, że wywołała niemałe poruszenie wśród gości, obecnych na licytacji.
- Szefowo, co się dzieje? - zapytał jeden z pozostałej trójki ochroniarzy. - Pani też musi skorzystać z toalety?
- Milcz, głupcze! Mają Rustyego!
- Mają? Kto go ma? - zdziwił się kolejny. - Przecież on tylko poszedł srać.
Orlando zaczęła nachalnie dusić w guzik windy. 
- Ten inwalida! I zakonnica! To wszystko ich wina!
- Panno Minervo, proszę się uspokoić. Trwa licytacja, powinniśmy na nią wrócić - nakłaniał zmieszany mężczyzna, jednak kobieta odwróciła się do nich tyłem, wciąż dusząc przycisk windy.
- Może też jej zaszkodziło to jedzenie, bo gada od rzeczy - mruknął drugi do pierwszego, po czym zaczęli chichotać.
- Słyszałam to! - ryknęła, lecz na szczęście ochroniarzy, pojawił się trzeci z nich.
- Tam są schody ewakuacyjne...
Nie zdążył dokończyć zdania. Minerva przecisnęła się przez swoją świtę i pobiegła w kierunku schodów. W pośpiechu przeskakiwała po dwa, czasem nawet po trzy schodki. Ochrona ledwo za nią nadążała i zrównała się z nią dopiero przy windzie na wyższej kondygnacji. Dostrzegli, że drzwi od niej próbują się zamknąć, jednak coś im to uniemożliwia. Była to ręka ich towarzysza, którego Minerva wysłała po Rustyego. Na ten widok szydercze miny z twarz ochroniarzy zniknęły w trymiga.
- Ty, sprawdź czy żyje! Reszta za mną! - zawołała Orlando, a jej podwładni natychmiast wykonali rozkaz.


- No nareszcie! - zawołał Gajeel, kiedy dotarli na parking. Siedząc pod plandeką na skrzyni ładunkowej Opla Blitz, popalał papierosa. Gray siedział na miejscu kierowcy i wychylił się przez otwarte okno furgonetki, by przyjrzeć się, jak Natsu i Laxus taszczą ledwo żywego Rustyego.
- Obyło się bez problemów? - spytał Fullbuster, wychodząc z samochodu.
- Bez większych - przyznała Lucy, uśmiechając się półgębkiem.
- Odpalaj tego gruchota, Gray! 
Wrzask kobiety, który rozniósł się po okolicy, sprawił, że wszyscy, włącznie z Rustym, zwrócili się w stronę pędzącej Erzy. Zdyszana, pchała przed sobą wózek z Gildartsem.
Widząc ich miny, zrozumieli, co się święci. Nie mieli czasu do stracenia.
Gray czym prędzej wrócił za kierownicę i odpalił ciężarówkę. Gajeel otworzył skrzynię ładunkową, a Lucy rzuciła się Laxusowi na pomoc, by władować do środka porwanego. Natsu zaś podążył w stronę Erzy i Gildartsa, lecz zaraz szerzej otworzył oczy, dostrzegając za nimi Minervę i jej dwóch ochroniarzy. Gdyby nie to, że ich również ogarnęło zaskoczenie, nie zdążyłby wyjąć pistoletu na czas i zapewne nie uchroniłby Scarlet od postrzału. Zakonnica w ostatniej chwili pobiegła w bok, chowając się z Gildartsem za jednym z samochodów. Drangeel zrobił to samo - kucnął za perłowym mercedesem i wychylił się w bok, lecz szybko schował się ponownie za maską, kiedy mafiozi z Grimoire Heart otworzyli w jego kierunku ogień, rozbijając nad jego głową przednią szybę samochodu. 
Widząc to, Laxus i Gajeel również wyjęli broń i wyskakując z ciężarówki, rozpoczęli ostrzał. Dzięki temu wrodzy gangsterzy również byli zmuszeni się schować.
- Padnij! - wrzasnęła Lucy, zauważając kolejnych dwóch ochroniarzy, którzy musieli wyjść tylnym wyjściem. Rzuciła się na Rustyego, przewalając go na podłoże skrzyni. Gdyby zrobiła to chwilę później, ich ciała zapewne byłyby przedziurawione przez Thompsony jak plandeka Opla, pod którą się znajdowali.
- Czemu to zrobiłaś? - wyszeptał z trudem Rose, ponieważ Lucy przyciskała mu głowę do dołu.
- Żywy nam się do niczego nie przydasz. Jeszcze będziesz mnie przeklinać, że nie pozwoliłam ci tu umrzeć.
Rusty jedynie zmarszczył brwi, odwracając od niej wzrok.
W tym czasie Laxus i Gajeel próbowali osłonić Dragneela, który był pod ciągłym odstrzałem. Nie zauważyli zmierzających do nich od tyłu ochroniarzy z Thompsonami. Na ratunek ruszyli im Erza i Gildarts. Zakonnica wyjęła spod habitu swojego Browninga HP, natomiast Clive podniósł nogawkę spodni, w której zazwyczaj chował protezę. Tym razem trzymał tam myśliwskiego, dwulufowego Obrzyna, którym przestrzelił klatkę piersiową jednego z oponentów. Siła, z jaką ochroniarz przyjął kulę, była tak wielka, że odrzuciła jego ciało do tyłu.
To sprawiło, że na parkingu zapanował się jeszcze większy chaos, ale jakimś cudem, dzięki niemałemu zamieszaniu, cała gromada z Fairy Tail zdołała bez szwanku przedostać się do Opla. Kiedy tylko znaleźli się w pojeździe, Gray z impetem nacisnął pedał gazu i pomimo bezustannego ostrzału Grimoiru, udało im się zbiec.
- Wszyscy żyją?! - zawołał Fullbuster, przelotnie zerkając za siebie. Samochodem tak rzucało, że wszyscy leżeli na skrzyni i obijali się o siebie. - Możecie już wstać, zaraz wyjedziemy z Unleashed Road!
- Ja tam odetchnę dopiero, jak będziemy w North Faries - stwierdził Gildarts, próbując w tych niesprzyjających warunkach założyć sobie protezę nogi. Erza i Laxus usiedli z nim po jednej stronie furgonetki, Lucy natomiast dopiero teraz puściła głowę Rustyemu, dosiadając się obok Gajeela i Natsu.
- Ty, Dragneel, aleś ty śliczny w tym wdzianku kelnera - zaszydził Redfox. 
- Tak, tak, już to słyszałem... - mruknął Dragneel, wywracając oczami, a wszyscy zaśmiali się cicho.
Chyba potrzebowali jakiegoś żartu na rozładowanie emocji.
- Udało się nam... - westchnęła nagle Erza, jakby nie dowierzała. 
- Na to wygląda - przyznał jej Laxus, zerkając na Rustyego. Tylko on wciąż leżał plackiem.
- A co on tak leży jakby nie żył? - zdziwił się Gildarts.
- I cuchnie, jakby zdechł - dodał Redfox. - Niech go ktoś podniesie.
- O nie, jak chcesz, to sam to zrób! - zawołał prędko Natsu. - Ja go już nie tknę!
Clive przyjrzał się porwanemu, który obserwował ich z miną pełną nienawiści.
- Co ty, gościu, posrałeś się ze strachu?
Nawet Gray za kierownicą roześmiał się w głos.
- Obdarliście mnie z godności... Pożałujecie tego... - wygarnął im Rusty łamiącym się głosem.
- Jasne, już nie możemy się doczekać - furknęła Erza.
- Tylko się nie rozpłacz przy tym - dodał Gajeel.
- I nie posraj! - zawołał Gray, na co wszyscy znów wybuchli śmiechem. 
Wszyscy z wyjątkiem zmartwionej Lucy, która nie spuszczała z Rosego wzroku.


Droga minęła im bez problemów. Najwyraźniej Minerva i jej obstawa postanowiła odpuścić sobie pościg. Na tyłach baru czekała na nich jak zwykle uśmiechnięta Mirajane. Jej pogodna mina nie zniknęła nawet wtedy, gdy Natsu i Gajeel wlekli ze sobą zmarnowanego porwanego. 
- Witamy w barze pod wróżkowym ogonem! - zaświergotała radośnie, otwierając im drzwi do zaplecza. Cliver aż wzdrygnął się, dostrzegając w jej tonie cynizm, sączący się jak jad, lecz został z nią na tyłach lokalu.
Reszta natychmiast zaprowadziła Rustego do piwnicy, gdzie czekali Don Makarov i Cana.
- Zobacz, komitet powitalny już tu jest! Nawet mamy dla ciebie specjalne miejsce, tacy jesteśmy gościnni! - zakpił młody Dreyar, sadzając Rosego na drewnianym krześle. Cana sięgnęła po grubą linę, którą przywiązała Rosego.
Natsu, Gray i Gajeel trzymali się na uboczu, mając dość zapachu, jaki Rusty od siebie wydalał. Laxus zaś, zmuszony do przesłuchania członka Grimoiru, wziął wolne krzesło i usiadł na przeciw niego.
- No to sobie pogadamy...
Alberona stanęła tuż za blondynem, a Makarov stanął obok Lucy, która jako jedyna koczowała tuż obok drzwi do wyjścia.
- Wszystko dobrze, Heartfilia?
- Tak, oczywiście - zapewniła. - Czemu Don pyta?
Staruszek spojrzał na Rustyego, nad którym wisiała żarówka na kablu. Jego nieco opuchnięta twarz dzięki powstającym siniakom zaczęła przybierać kolorytu.
- Bo wyglądasz, jakbyś chciała stąd uciec. Ruszają cię takie widoki?
- Nie bardzo - wyznała dziewczyna.
- A więc jest inny powód? - dociekał Makarov, spoglądając ukradkiem na Lucy. - Martwisz się o niego? A może się boisz? Wiem, że nie powiedziałaś...
Zamilkł, kiedy Lucy mocno ścisnęła jego dłoń.
- Proszę... Nic już nie mów, Donie.
Staruszek uśmiechnął się nikle, ale uszanował prośbę Heartfilii.
Laxus i Cana w tym czasie próbowali wyciągnąć informacje z Rustiego. Pytali go o Grimoire Heart, handlarzy narkotyków, bibliotekę McGarden, którą spalili. Wszystkiego się wypierał, bądź milczał.
- Jasne, nic nie zrobiliście. Niczego nie jesteście winni! - zawołał nagle Dragneel i podszedł bliżej Rosego. Kucnął obok niego. - Od Lucy może też nic nie chcieliście, co? To nie przez was wyjechała z Magnolia City i nie wy ją śledziliście w Onibus!
Rusty, który dotąd siedział ze spuszczoną głową, nagle ją uniósł. Uśmiechnął się pod nosem, spoglądając na stojącą w oddali blondynkę. Heartfilia spięła się jak struna.
- Dalej nie chcesz nic mówić? - Natsu zachichotał eksplozywnie. - Robisz mi przysługę, bo aż mnie ręka świerzbi, by ci przywalić. Mów, co wy od niej chcecie, albo zmuszę cię do gadania, gnoju.
Rose zerknął na Dragneela, któremu ewidentnie puszczały już nerwy.
- Czemu wasza Lucy sama tego nie powie? Nie pochwaliła się wam jeszcze?
Natsu wyprostował plecy i z zaciśniętymi ustami wziął przez nos głęboki wdech. 
- Co ty pieprzysz?
Pozostali, obecni w piwnicy, milczeli. Po chwili w piwnicy słychać było jedynie cichy rechot Rustyego, lecz i ten ucichł, gdy niespodziewanie został uderzony w policzek z otwartej dłoni. Przez Lucy.
- Chyba to był o jeden cios za dużo na dziś... - skwitował Laxus, który nachylił się nad pojmanym i chwycił go za zwisającą bezwładnie głowę. - Zemdlał.
Natsu niespiesznie wstał i zerknął na Heartfilię. Znieruchomiał, gdy dziewczyna patrzyła mu prosto w oczy, zalana łzami.
- Lucyś... - zaczęła zmieszana Cana, lecz wtedy na środek wkroczył Makarov.
- Na dziś wystarczy, dzieciaczki. Laxus, Cana, zostańcie i przypilnujcie naszego gościa. Reszta do domów - rozkazał łagodnym, aczkolwiek stanowczym tonem.
Z początku nikt nie ruszył się z miejsca, lecz początkowy szok, wywołany zaistniałą sytuacją, zaczął wszystkich opuszczać. Z wyjątkiem Alberony i młodego Dreyara, zgromadzenie zaczęło opuszczać piwnicę. 
Gdy tylko znaleźli się piętro wyżej, Natsu chciał podejść do Lucy, jednak Don ponownie mu przeszkodził.
- Ty, kochana, idziesz ze mną do gabinetu - oznajmił do Lucy, która jedynie przytaknęła głową, nie mogąc powstrzymać łez. Idąc posłusznie za Makarovem, rzuciła ostatnie, przelotne spojrzenie na zmartwioną i skonsternowaną resztę.


Dziś trochę akcji! Choć widzę ostatnio na chacie, że większość czeka na coś zupełnie innego, to mam nadzieję, że rozdział was nie zanudził, tylko zaciekawił ;). Drugą połowę tego rozdziału napisałam po prostu z buta. Usiadłam, napisałam, dokończyłam rozdział w jakieś trzy, cztery godzinki. Chciałabym, by było tak zawsze ^.^
No i przepraszam, że znów wstawiam rozdział po jakiś dwóch miesiącach, to powoli staje się standardem i niezbyt mi się to podoba, ale niestety życie nie polega na tym, by robić tylko to, co chcemy robić. Trochę szkoda :'D.
Muszę też przyznać, że miałam ostatnio jakąś deprechę, chandrę, że nikt nie chce czytać tutaj tego, co wypisuję, że już nie potrafię dobrze tego zrobić i jakieś takie popierdzielone myśli, wyssane z dupy xD (mam nadzieję...).
Następny rozdział powinien ukazać się znacznie szybciej, ponieważ jest on (jako jedyny) w dużej mierze jedynym zachowanym z tych, które zostały w tym akcie usunięte x czasu temu.
Liczę, że zostawicie po sobie ślad w postaci komentarza - nie żulę, tylko ładnie proszę, bo to bardzo motywujące :DDD. Buziaki, moje kochane dziubki ;*

13 komentarzy:

  1. Rozdział cudowny, trochę za mało nalu ale wierzę że dalej będzie się ta piękna relacja rozwijała i że nadrobisz. Yasha nie zawiedziesz nas przecież xd
    Czekam z niecierpliwością na next bo jest krótkoooo, za krótkoo �� Tyle czekania a przeczytała rozdział w 20 minut, za szybko mi to idzie ��
    A co do końcówki to Nie wiem czy coś pominelam ale nie mogę się domyślić o co chodzi z Lucy i Rustim��.. Äh i chciałam dodać że nadal czekam na ostry seks NaLu. Jak mi go dasz to chyba skoczę z mostu ze szczęścia ❤️��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cóż, już nie raz wspominałam, że tutaj chyba każdy znajdzie coś dla siebie, ale jednak to nie romans, a opowieść o mafii, bardziej coś wpadające w gatunek seksacyjny/kryminał 😋.
      I za krótko? A ja się cieszyłam, że w końcu mi dłuższy rozdział wyszedł xD. Co do Lucy i Rusty Rose to między nimi nie ma nic. Jest za to wiele między Lucy, a Grimoire Heart, o czym było w ostatnich rozdziałach poprzedniego aktu, jak i na początku obecnego 😉.
      ... A tych seksów to mi nie odpuścicie, prawda? XD Tylko proszę bez skakania z mostów i innych takich, nawet ze szczęścia 😅.
      Bardzo ci dziękuję za Komentarz! 😘😘😘

      Usuń
    2. Miało być sensacyjny! Gatunek sensacyjny! Ja pierdo*e, nawet moje t9 w telefonie jest przeciwko mnie 😅🤣🤣🤣

      Usuń
    3. Ja wiem ze to nie romans ale kurcze tak bardzo bym się cieszyła gdybyś potem bardziej rozwinęła ten wątek między NaLu. Co jak co ale ja powoli widzę że Natsu zależy na Lucy i zapewne będzie coś Sting vs Natsu. Pozostaje mi czekać aż nasz Dragneel się obudzi i zda sobie z tego sprawę że lucy jest jedyną i niepowtarzalną czyli jego ukochaną <3!

      Usuń
  2. WRÓCIŁAM HAHAHAHHAHAHA

    Jestem niepocieszona, że to ostatni rozdział jak narazie, myślałam, że mam ich więcej do nadrobienia :c Ale przynajmniej mogłam poczytać sobie NaLu, bo było tego dużo (niestety StingLu i NaLi też, wrrr).
    Jejku, aż nie wiem, co mam napisać, serio djkdkd Długo mnie tu nie było, mogę tylko zwalać na życie, ale najważniejsze, że jestem znowu i będę aktywna °^°

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mary, bardzo się cieszę, że wróciłaś 😄! I mam nadzieję, że to, co miałaś do nadrobienia ci się spodobało 😊.

      Usuń
    2. Oczywiście, że mi się podobało, tylko że musiałam się od tego odrywać, żeby się uczyć ;-;

      Usuń
  3. No i mamy kolejny rozdział! Co prawda nie było dużo różowej landryny i blondyny ale już widać, że coś się kroiiii. Oby Natsu dalej był taki troskliwy!!
    Erza u Ciebie ma całkiem porównywalny talent aktorski jak w oryginale oczywiscieXD
    Rozdział był super, tylko szkoda Lucyny:(( niech już wszystko się ułoży ładnie pięknie po czym NaLu się skonsumuje i będzie sielankowo:(
    Czekam na moremoreandmore! Buziaczki serduszka całuski przesyłam! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale wy się na to NaLu uparliście 😆. No ale kroi się coś, choć nie wiem czy o to chodzi hehe. A moremoremore już niedługo 😉. Bardzo dziękuję za komentarz 😘

      Usuń
  4. Natsu i ta jego skłonność do przesady! Cały środek przeczyszczający! Jebłam xD a z drugiej strony znając go mogli przewidzieć że coś takiego odwali i dać mu odpowiednią dawkę! Ej, nie mam pojęcia o co może chodzić Rusty'emu. Tzn pamiętam, że były akcje z Alvarezem, Brandish, Grimoire Heart... Chyba za długa przerwa była i muszę sobie przypomnieć, bo nic nie przychodzi mi do głowy. I ja też chcę więcej NaLu!!! ;P

    OdpowiedzUsuń
  5. *Ginny ląduje z hukiem, po chwili wstaje, nieco oszołomiona upadkiem otrzepuje ubrania, chrząka i wita się, machając i uśmiechając się jak Rin*
    Od czego by tutaj zacząć? Może powinnam pogratulować Gildartsowi i Erzie skuteczności ich zagrania? Raczej powinnam, więc gratuluję na stojąco, bo serio się uśmiechnęłam. Nie, nie mówię o ich wejściu, ale o akcji z ochroniarzem. O ile nie cierpię jazd pod tytułem "Fszytko se nafezy, dej mi, mam horom curke", o tyle tutaj ciśnienie nie skoczyło.:) Szkoda jednak że nie ma żadnego poglądowego arta Gildarsta w garniaku i z monoklem, bo bym chętnie taki zobaczyła, buuu:(
    Trąbalski, zazwyczaj jadę po tobie jak po burym psie, ale teraz współczuję. Ten twój szef to idiota, na twoim miejscu cisnęłabym marynarką w jego mordę i odeszła, a jakby coś się zaczął sadzić, pokazałabym mu środkowy palec. Phew, o czym my tutaj mówimy? Znając ciebie, jakbyś nie był na misji, to zrobiłbyś w jotę w jotę co ja.xDDD
    Moment NaLu słodki, ale ja tam dalej czekam na Gruvię, StingLu i Gajevy oraz bombelka. Zwłaszcza bombelka!!! Oficjalnie zostało tylko kilka tygodni, nieoficjalnie to sam Rafcio raczy wiedzieć... *czeka aż zdenerwowana tą uwaga Yasha naśle na nią Trąbalskiego*
    Laxus broniący Lu przez chwilę skojarzył mi się z rycerzem w lśniącej zbroi na białym koniu.
    Przy "przedawkowaniu" środka przeczyszczającego jebłam jak moja przedmówczyni, ale przyznaję też rację, bo rzeczywiście mogli przewidzieć taki koniec.xDD
    Trochę współczułam gangusowi po tym jak się wesoła ferajna na niego uwzięła i zaczęła mu pociskać... Ale przez końcówkę miałam ochotę mu obić ryj, żeby zaczął gadać. Czemuś żeś przerwała w takim momencie?! Zła kobieta! Gdzie moja różdżka?! *rozgląda się za nieistniejącym patykiem*
    Shiro: Uspokój się, jakby nie przerwała, to byłoby po efektownie zbudowanym napięciu, nie?
    Rin: Poza tym należą się jej przeprosiny za... *wertuje kalendarzyk* ponad dwutygodniowy poślizg.
    Gin: *zamiera w miejscu* Dwa tygodnie?! *wyrywa skrzatowi kalendarzyk i sprawdza* O kuźwa, faktycznie... *podbiega do miotły, wsiada na nią i odlatuje w nieznane; lecąc w gwieździstych przestworzach krzyczy: "Pozdrawiam serdecznie i życzę weny~!"*
    Rin&Shiro: Tchórz...

    OdpowiedzUsuń

Wasze komentarze cieszą mnie jak mało kogo, jednak nie zaklepujcie miejsc. To nie ważne, kto jest pierwszy, kto ostatni. Takie wpisy zostaną usunięte.
Wszelkie pytania kierujcie do spamownika.
A jak przeczytałeś rozdział, to pozostaw po sobie ślad.
Jesteś anonimem? Podpisz się jakoś.

Całusy dla was śle z góry wdzięczna Yasha ^.^