3 gru 2019

Rozdział 59 "Prezent"

Choć za oknem zaczęło już świtać, Lucy dotąd nie zmrużyła oka. Nie mogła. Kiedy tylko zamykała powieki, wspomnienia tamtej przeklętej nocy przelatywały przez jej umysł jak miraże. Śmierć Josego Polry, spotkanie Siergaina, pisanie listu, porwanie przez Grimoire Heart... I jej zgoda na współpracę z nimi. Z tymi najgorszymi kanaliami, odpowiedzialnymi za tyle zbrodni i krzywd. Za śmierć Chelii... Za śmierć nie jednego ojca i matki, w tym także jej własnych rodziców...
Potajemnie przed wszystkimi dołączyła do spisku z mafią, która już od najmłodszych lat niszczyła jej życie. To nic, że w razie jej sprzeciwu grozili jej śmiercią. Nieważne, że dzięki temu wydostała Don Dreyara z więzienia. Tak, jak powiedziała to wtedy Sierganowi - zdrada to zdrada.
Heartfilia zacisnęła pościel w pięści, przypominając sobie chwilę sprzed parunastu godzin, kiedy spoliczkowała Rustiego Rose. Natsu, który dotąd przy nim kucał, stanął obok niej. Jego pełne niepokoju i zwątpienia spojrzenie... Była przekonana, że jeżeli jej przyjaciele poznaliby prawdę, nie wybaczyliby jej.
- Zdrada to zdrada - mruknęła rozżalona, przybierając na łóżku embrionalną pozycję.

***

- Hej, Laxus!
Młody Dreyar, siedząc przy kontuarze baru z Caną i Mirą, przerwał z nimi rozmowę i odwrócił za siebie głowę.
- Co tam, Dragneel? - spytał dosiadającego się Natsu, którego dziewczęta ochoczo zaprosiły do towarzystwa.
Młodzieniec uśmiechnął się półgębkiem.
- Rusty coś sypnął?
- Coś ty - prychnęła Alberona, machając ręką. - Gnojek milczał jak grób przez całą noc.
- Twierdzi, że nie ma pojęcia o narkotykach, ani o logu z kaktusem. Że nie mają z tym nic wspólnego - dodał Laxus pogardliwym furknięciem.
- Szkoda - przyznał Dragneel, po czym zamilkł na moment. - A mówił coś o...
- O niej też już nic więcej nie dodał - wtrąciła Mirajane, mrugając do niego.
Natsu zmarszczył gniewnie brwi.
- Może ja z nim pogadam? Umiem sprawić, by ludzie stali się rozmowni...
- My też, młody - zapewnił Laxus. - Zajmiemy się tym.
- Ale...
- Spokojnie, Natsu - rozchichotana Cana poklepała chłopaka po ramieniu. - Na razie nasz gość jest nieśmiały, ale jeszcze się przed nami otworzy.
Dragneelowi niezbyt się to podobało, jednak nie mając wyjścia, pokiwał nieznacznie głową. Musiał im zaufać.
- A jak u Lucy? Przyjdzie dzisiaj? - spytała Mirajane.
- Nie wiem. Nie widziałem się z nią dzisiaj - wyznał wzruszając ramionami, a po chwili jego brwi znów zmarszczyły się w gniewnym grymasie.
Nic więcej nie mówił, jedynie wsłuchiwał się w rozmowę towarzyszy.
- Mi się wydaje, że to była zwykła prowokacja ze strony Rosego.
- No nie wiem, Mira - Cana cmoknęła ustami. - Dziwne to wszystko.
Laxus spojrzał na dziewczyny z dezaprobatą.
- Dajcie spokój. Lucy jest z nami, już nie raz to udowodniła. Gdyby coś by było na rzeczy, na pewno by nam o tym powiedziała. Racja, Dragneel? - Zapytał retorycznie, zwracając się do młodzieńca z pokrzepiającym, pewnym siebie uśmiechem. Ten jednak zaczął zanikać, kiedy Natsu wstał i bez słowa opuścił bar.

***

16 czerwca.

Gajeel wkroczył na zaplecze baru, gdzie stało kilka zaparowanych aut. Wyciągając dłonie z kieszeni, puknął dwa razy w maskę jednego z nich. Po chwili spod podwozia wyłonił się zaskoczony Gray, gdzieniegdzie pobrudzony smarem.
- A, to ty - mruknął, wstając z ziemi i wycierając ręce ręcznikiem. - Co jest?
- Właśnie rozmawiałem z Donem. Wiemy, gdzie Grimoire produkuje meskalinę - wyjawił Redfox.
- Naprawdę?! - zdziwił się Fullbuster, ale na jego ustach zawitał szeroki uśmiech.
- Ta, Jetowi udało się kupić działkę od jednego z dilerów.
- Świetnie! - ucieszył się Gray. - Ciekawe co teraz powie Rusty, hehe.
- O dziwo nadal nic nie mówi, mimo, że znaleźliśmy ich melinę.
- Że też nie ma już dość... Cztery dni i wciąż nie otworzył gęby.
- Może wreszcie to zrobi, gdy będzie po wszystkim. Mamy się z tym dziś rozprawić. Potrzebny jest transport na dziś wieczór - dodał Redfox.
- Jasna sprawa! - Fullbuster zawołał entuzjastycznie, ucieszony tą wiadomością. - A kto ma jechać?
- No myślałem, że ty - Gajeel poczęstował go papierosem.
- Ma się rozumieć. To na nas dwóch. Aston DB2 powinien nam starczyć.
- Będzie jeszcze Jet i Droy - dodał Redfox, a Gray zastanowił się przez moment.
- Droy, mówisz? To osobówka odpada. Może weźmy lepiej coś większego, najlepiej jakąś furgonetkę.


22:35. China Town.

Zanim Jet kazał zatrzymać się Fullbusterowi, Citroen H podjechał niemal pod samą granicę miasta. Nie było tu prawie nic prócz fabryk, głównie opuszczonych, i błota zamiast asfaltowej drogi. W niektórych lampach ulicznych nie świeciło się światło, a że nikt prócz bezdomnych tu nie zamieszkiwał, okryta mrokiem okolica była niemalże odludziem.
- To się zaszyły, szczury - mruknął Gajeel, odbezpieczając broń. - Gray, zostaw odpalony samochód.
- Jakbym nie wiedział - burknął gniewnie, kiedy pozostała trójka wyszła z furgonetki. Ostatni opuścił ją Droy, a wtedy środek ciężkości samochodu w końcu przeniósł się na środek pojazdu. Poważnie, chłopak mógłby schudnąć parę kilo, pomyślał w duchu Fullbuster.
Gajeel i Jet prędko zniknęli za ceglanym budynkiem, znajdującym się zaledwie kilkadziesiąt metrów od miejsca, w którym zaparkowali. Droy natomiast stał na czatach, rozglądając się na boki.
- Bo coś zobaczysz... - prychnął Francuz, również wychodząc z ciężarówki. Zapalił papierosa, rozglądając się po ciemnościach. Światła z reflektorów samochodu rzucały jego spory cień na brunatną, wilgotną ziemię.
- Idę się odlać! - zawołał Droy, a Gray zaczął wymachiwać rękoma, by go uciszyć.
- Ja pierdole, co za osioł...
Kiedy został sam, grobową ciszę przerywał wyłącznie warkot silnika. Mijały minuty, a on wciąż był sam. Tłumaczył to zniecierpliwieniem, jednak zaczęło go nękać złe przeczucie. Już dawno powinni usłyszeć jakieś strzały, krzyki, a tu nic. Do tego zdążył wypalić trzeciego papierosa, a Droya jak nie było, tak nie było. Może miał problemy z prostatą? Nie, nie w tym wieku - odgonił tą myśl z głowy. Pewnie przycisnęło go z drugiej strony.
- Droy? - Mimo wszystko zawołał kompana, który powinien być gdzieś niedaleko. Niestety dalej słyszał wyłącznie pracę silnika furgonetki.
Właśnie odpalał kolejnego papierosa, gdy wreszcie dosłyszał pierwszy strzał. Nie był to jednak strzał oddany gdzieś daleko, a wręcz niemal koło niego. Gray odruchowo przykucnął lekko i rozejrzał się wokół.
- Kurwa - warknął wściekle. W tych ciemnościach na prawdę nie było nic widać. - Droy, gdzie ty jesteś, do cholery!
Nagle usłyszał jęk. To Droy wołał go po imieniu. W tym samym czasie, gdy ktoś przebiegł po drugiej stronie Citroena.
Fullbuster musiał podjąć szybką decyzję - zobaczyć, co z towarzyszem, czy uciec w pogoń za kimś, kto prawdopodobnie postrzelił Droya. Nie zastanawiał się długo. Mając nadzieję, że kumplowi nie stało się nic poważnego, ruszył za uciekającym mężczyzną, zanim ten zniknąłby mu z oczu.
Nieznajomy oprawca biegł szybko, jednak wyglądało na to, że nie zauważył ogona. Tak przynajmniej Gray myślał do czasu, aż nie padł pierwszy strzał w jego kierunku. Nie zauważył nawet, by ścigany wyjął pistolet, a kula świsnęła mu tuż przed nogami.
Francuz przeklął głośniej, dobiegając do pierwszych zabudowań mieszkalnych w China Town.
Nie na to się pisał. Miał tylko podwieźć chłopaków pod melinę i czekać, aż załatwią tą prostą robotę. Nie wie jeszcze jak, ale Gajeel będzie musiał mu to wynagrodzić.
Jak zwykle o tej godzinie w centrum China Town ulice były zatłoczone i gwarne. Wiedział, że się tam zbliża, ponieważ uciekinier potrącał na swojej drodze coraz więcej ludzi, oburzonych tym faktem. Musiał dorwać skurczybyka jak najszybciej, inaczej mógł lada moment stracić go w tłumie. Wystarczyło, by skręcił w jakąś uliczkę i...
Fullbuster zatrzymał się na moment, a uciekający mężczyzna odwrócił na moment głowę. Zanim zdążył zniknąć w między przechodniami, Gray dostrzegł szeroki uśmiech na jego gębie.


Choć zgubił ogon dobre pięć minut temu, mężczyzna dopiero teraz przestał biec. Sapiąc, schylił się przy jednym ze sklepików z badziewiami i chwycił za kolana. Zmachany, zaśmiał się cicho.
Jego szef pewnie wpadnie w szał, gdy dowie się, co mafiozi z Fairy Tail zrobili z ich nowym biznesem. Ale tak to już jest, jak bierze się do roboty byle chłoptasiów z ulicy. Wystarczyło dwóch gostków, by dorwać dziesięcioosobową grupę przestępczą i rozdupczyć im cały towar, po prostu śmiech na sali!
Zaśmiał się znowu. Czym on się, kurwa, przejmował? Nie obchodziło go, co zrobi szef, kiedy dowie się o całej sytuacji. Nie miał zamiaru wracać. Zresztą i do czego miał wracać? Cobra gdzieś przepadł, a pozostali pożegnali się z tym światem. Mest, Hoteye, Don Zero... Niech Bóg ma ich w swojej opiece po tym, co zrobili im ludzie z Grimoire Heart.
Racer miał tylko nadzieję, że również Macbeth i Angel w porę się ockną oraz zrobi to samo, co on właśnie planował. Powinni spieprzyć z miasta i zacząć wszystko od zera - tym razem zupełnie na własną rękę.
Starał się być wierny rodzinie - do czasu, aż ta na dobre się nie rozpadła. Dystrybucja narkotyków była ich ostatnią szansą na próbę stanięcia na nogi, lecz w obecnej sytuacji już nic nie miało sensu. Dla kogo miał tu walczyć? Dla czego? Owszem, kiedyś to oni rozdawali karty, ale te czasy minęły. Teraz miasto w szachu trzymali ludzie z Grimoire Heart i Fairy Tail. Po odejściu Josego Porli nawet policja w mieście się jakoś zorganizowała. A Oracion Seis? Oni nie znaczyli nic. Nie istnieli.
Zginęło już tylu z nich, że zaczynali się stawać zagrożonym gatunkiem. Jeśli Macbeth chciał to dalej ciągnąć, proszę bardzo, jednak on wiedział jak to się skończy. Nie miał zamiaru wylądować w pierdlu, albo w piachu za bezsensowną walkę z wiatrakami. Przegrał. Pogodził się z tym. A jeśli ktoś nazwać miałby go tchórzem - trudno. Życie na wolności znaczyło dla niego więcej.
Łapiąc oddech, wyprostował się. Rozejrzał się po zatłoczonej, tętniącej życiem China Town. Uśmiechnął się, rad, że chociaż on zdołał uciec przed typami z Fairy Tail.
- Ciota - zarechotał, wspominając ścigającego go młodzieniaszka, gdy niespodziewanie usłyszał łoskot na blaszanym dachu warzywniaka, pod którym stał. Nim zdołał zorientować się w sytuacji, zdołał postawić zaledwie kilka kroków. Ktoś zeskoczył na niego z dachu i przygniótł w ziemię. Potem było tylko gorzej. Choć osłaniał się rękoma jak mógł, a wystraszeni, przypadkowi przechodnie krzyczeli coraz głośniej, ciosy nadlatywały z każdej strony. Dopiero po chwili zdał sobie sprawę z tego, że już nie jest w posiadaniu broni.
Nagle agresor odwrócił go plecami do ziemi. Ujrzał nad sobą zmachanego i wkurzonego Francuza, przed którym uciekał.
- Kojarzę cię... - wysapał Gray, przyglądając się swojej zdobyczy. - Jesteś Racer... Sawyer Racer. Z Oracion Seis.
- Jak miło, że mnie pamiętasz - obolały mężczyzna jęknął z pogardą.
- Ta, na tyle miło, że chyba musimy uciąć sobie pogawędkę - warknął Fullbuster, unosząc gangstera z ziemi i siłą prowadząc go z powrotem na obrzeża China Town.


- I co my mamy z nimi zrobić? - pomyślał na głos Jet, zerkając na jedenastu, ledwo przytomnych mężczyzn. Wszyscy leżeli w tyle furgonetki, związani i zakneblowani brudnymi szmatami. - Przecież większość z nich to dzieciaki, które jeszcze nie skończyły szkoły.
- Co masz przez to na myśli? - spytał Droy, wyglądając zza otwartych drzwi Citroena obok miejsca kierowcy. Trzymał się za nogę, w którą został postrzelony. Na szczęście kula jedynie drasnęła jego łydkę. - Przecież ich nie wypuścimy.
Dwójka soldatów spojrzała na Gajeela. Redfox palił w milczeniu papierosa i przyglądał się złapanym dilerom. Wciąż nie mógł uwierzyć, że Grimoire Heart faktycznie nie miało z tym nic wspólnego. Ani że te robaki z Oracion Seis jeszcze pełzają po Magnolia City.
Ponadto Jet miał rację, większość ze złapanych chłopaków na oko nie miała skończonych siedemnastu lat. Wciąż mogli mieć przed sobą jakąś przyszłość, ale nie można było im tak po prostu odpuścić. Wątpił, by łomot, który im spuścili, będzie wystarczającą nauczką.
- Masz jakiś pomysł? - zagadał do Graya, który dotąd nie odezwał się słowem.
Fullbuster, kucając kilka metrów od nich, bawił się swoim Coltem.
- Róbcie z nimi, co chcecie, ale ten typ jest mój - oznajmił wreszcie, wskazując lufą pistoletu obitego Sawyera Racera.


Juvia zbudziła się, słysząc nagły łomot. Zaspana, zapaliła nocną lampkę i zerknęła na zegarek. Dochodziła pierwsza w nocy. Co za idiota dobijał się do niej o tej godzinie?
Odkrywając kołdrę, dotknęła panele gołymi stopami.
- Zaraz! - wrzasnęła, kiedy ktoś coraz natarczywiej uderzał w drzwi. Niedbale narzuciła na siebie szlafrok i podążyła do przedpokoju.
- Kto tam? - Przed otwarciem, wyjrzała przez małe okrągłe okienko, jednak na klatce schodowej panowała przenikliwa ciemność. Pukanie ustało.
Lekko zatrwożona, cofnęła się do komody i wyjęła pistolet z najniższej szuflady. Odbezpieczyła broń i delikatnie uchyliła drzwi. Zaraz jednak otworzyła je szczerzej, kiedy światło z jej pokoju oświetliło część klatki schodowej, w tym zakneblowanego i związanego Racera, leżącego na wycieraczce. Choć od pobicia miał lekko opuchniętą twarz, natychmiast go poznała. To on niegdyś w zastępstwie za Richarda Buchanena przychodził do komendanta Josego.
- Obudziłem cię?
Omal nie podskoczyła, kiedy dostrzegła gwałtowny ruch. Dopiero po chwili zrozumiała, że to siedzący na schodach Gray pomachał jej ręką. Zauważyła, że Fullbuster przygląda się jej z zainteresowaniem.
- Co to ma znaczyć? - spytała oschle, szczelniej zakrywając się szlafrokiem.
- Ten gość to Sawyer Racer, jeden z ludzi O...
- Juvia wie, kto to jest - wtrąciła zdecydowanym tonem.
- A wiedziałaś, że w China Town miał melinę, w której z kilkoma gówniarzami wytwarzali meskalinę?
Loxar przekierowała wzrok z Fullbustera na leżącego pod jej nogami członka Oracion Seis.
- Ale już rozwiązaliście ten problem? - spytała raczej retorycznie.
- Ta.
- To po co przyprowadziłeś tu Racera? Nie powinieneś go zabrać do swojej bandy z baru?
Fullbuster wstał ze schodów i uśmiechnął się szarmancko. Kiedy podszedł bliżej i stanął tuż za szamotającym się jeńcem, Juvia cofnęła się o krok.
- Jest twój.
Loxar zamrugała zaspanymi jeszcze oczami.
- Co proszę?
- W ramach przeprosin. Zamiast kwiatów, których w ogóle nie przyjmujesz.
Zbulwersowany Racer zaczął coś wykrzykiwać, jednak przez szmatę, którą został zakneblowany, nie można było zrozumieć ani słowa z jego bełkotu. Fullbuster zdawał się nie zwracać na niego uwagi. Odchodząc, jeszcze raz posyłał Juvii zniewalający uśmiech i skinął głową.
- Dobrej nocy, panno Loxar.



Z małym opóźnieniem, ale jest ^^. I pewnie wielu z was w większości może kojarzyć ten rozdział - jest to jeden z dwóch, jakie chociaż w części uchowały mi się przed skasowaniem pierwowzoru tego aktu. No i cóż, przepraszam Agathe i Ruffian, tym razem chyba nie zaspokoiłam wam głodu na NaLu :'D. Za to Ginny mam nadzieję, że będzie zadowolona z tej drobnej Gruvii xD.
Trzymajcie się, dziuby! Mam nadzieję do zobaczenia jeszcze w tym roku ;)

11 komentarzy:

  1. Troche krotko ;( Liczylam na dluzszy rozdzial no ale trudno, mam nadzieje szybciej doczekac sie kolejnego :D I caly czas czekam na wiecej NaLu <3 mam nadzieje ze Yasha Mikolaj spelni moje male marzeni :D <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na długie rozdziały jeszcze przyjdzie czas ;) A za marzenia nie zamykają, jak mi to ostatnio Ginny napisała :D Może kiedyś się wreszcie ziści :P

      Usuń
    2. Ja wierze calym swoim sercem ze sie zisci <3 W koncu jestes nasza bohaterka <3 <3 ! Chyba znow przysiade i przeczytam cala ksiazke od nowa w 2 dni hehe :D :D

      Usuń
  2. Ginny jest zadowolona, ale pyta czemu ten rozdział jest taki krótki? :c
    Cóż, przynajmniej zostałam o nim powiadomiona, bo jakbym zobaczyła rozdział, nie wiedząc o jego istnieniu, to by było... bardzo źlexDD
    Lucy ma moralniaka, bidula :c Zanim jednak przejdę do dalszej części komentarza, zgłoszę wniosek o wywalenie nazwiska Pora z rozmyśleń Lucyny - ta gnida nie jest warta nawet ćwiartki czyjejś uwagi. Gdzie mogę wrzucić kartkę? *rozgląda się za urną na uwagi, ale nigdzie takiej nie widzi* To się Porowi udało... *burczy i drze papier na kawałki*
    Wracając do tematu - jeśli Fairy Tail są tacy jak w anime/mandze, wtedy Lu nic nie grozi. Chociaż jakiejś małej dramie między nimi nie odmówię - no co poradzisz na to, że ze mnie zwyrol żądny tylko dram, krwi, seksów i innych okropieństw? *wzrusza ramionami*
    Oho, czyżby Natsu coś podejrzewał? Drama się zbliża, jaj!!! *wyrzuca ręce w powietrze razem ze skrawkami papieru*
    Ej, co ja właśnie napisałam?! Porla, wypad stąd albo cię zmuszę! *rozmasowuje pięści*
    Akcja pojmania zbira super opisana, ale mi tam najbardziej podobała się końcówka rozdziału, bo GRUVIA!!!<3 Ja mam pomysł na małolatów! Może by tak pracę społeczne albo robota w barze FT jako kelnerzy?xDDD
    Czekam na następny rozdział z niecierpliwością:*
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już się nauczyłam zawczasu informować cię o nowych rozdziałach xDDD.
      "jeśli Fairy tail są tacy jak w anime/mandze"... Wiesz dobrze, że tu nie są :D Ale więcej nie zdradzę :P. Ale dramy lubimy obie xD.
      Następny rozdział może pojawi się jeszcze w tym roku, aczkolwiek niczego nie obiecuję. I dziękuję kochanie za komentarz :***

      Usuń
  3. Rozdział krótki, ale jak zwykle ciekawy :D Jak i Ruffian wcześniej wspomniała, CZEKAMY NA NALU CAŁYM SERCEM! Bardzo ciekawi mnie jak zareaguje reszta na sprawę z Lucyną, nasza biedna:(
    Czekam na więcej, przesyłam buziaczki! <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Długo czekać nie będziesz ( w sensie dość szybko rozwiążę tą sprawę z reakcją Natsu, bo data wstawienia rozdziału to już inna bajka :'D).
      Łapię buziaki, za które ogromnie dziękuję, tak samo jak za komentarz :*

      Usuń
  4. Boru! Biedna Lucy! I Natsu już sobie myśli... Pewnie będzie miał focha i będzie ją to jeszcze bardziej dręczyć... Pościg za Racerem - hit! Ale Gruvia wymiotła wszystko! Kocham <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że Gruvia wygrała ten rozdział :D Ale cieszy mnie to, bo to dopiero początek ich drogi do... Do czegoś xD. Mam za długi jęzor >.<
      Dziękuję za komentarz :***

      Usuń

Wasze komentarze cieszą mnie jak mało kogo, jednak nie zaklepujcie miejsc. To nie ważne, kto jest pierwszy, kto ostatni. Takie wpisy zostaną usunięte.
Wszelkie pytania kierujcie do spamownika.
A jak przeczytałeś rozdział, to pozostaw po sobie ślad.
Jesteś anonimem? Podpisz się jakoś.

Całusy dla was śle z góry wdzięczna Yasha ^.^