2 sie 2014

Rozdział 31 "Fanaberia"

28 października.

-Wychodzisz? Zdziwiony Gildarts przyglądał się, jak jego córka krąży nerwowo po całym pokoju. Co chwilę podchodziła do sofy, pakując coś do leżącej obok Laxusa torebki. Dreyar nie zwracał dotąd uwagi na Alberone, był zbyt pochłonięty czyszczeniem swoich M9. Dopiero przez słowa Clivera zerknął ukradkiem na dziewczynę, nie zaprzestając wykonywać uprzedniej czynności.
-Ta. Burknęła pod nosem brunetka, wrzucając klucze do torby, od zniechęcenia, lecz z precyzją jak zawodowy koszykarz NBA.
-A można wiedzieć dokąd to się wybierasz? Dociekał jej ojciec, gdy tym razem na siłę wciskała do torebki gruby, wełniany szalik. -I to w niedziele?
-Nie twoja sprawa! Warknęła dobitnie, a Gildarts tylko wzdrygnął ramionami i dokuśtykał do kuchni. Wiele lat spędzonych z córunią uodporniły go na jej cięty język.
Laxus w tym czasie zatrzasnął wyjęty ówcześnie magazynek Beretty i starannie doglądał broń.
-O właśnie! Gdzie jest mój pistolet... Cana znów zaczęła rozglądać się po pokoju, nie dostrzegając jak jej przyjaciel marszczy brwi.
-A po co ci on?
-A po co ci to wiedzieć? Odpyskowała, gramoląc się na sofę i wyciągając broń z jej wgłębienia. Zanim jednak zdążyła schować Remingtona 51*(1) do torebki, Dreyar zabrał jej pistolet.
-Oddawaj, idioto!
-Nie.
Rozumiał, wciąż była na niego wściekła. Ale miał to gdzieś. Ważniejsze było bezpieczeństwo Cany. Wręcz najważniejsze. Nawet, jeśli przez to ma narazić się na damskie fochy.
Dziewczyna, splatając swoje ręce na piersiach, stanęła tuż nad nim, gdy nieco rozbawiony Dreyar wsadził spluwę w spodnie.
-Oddawaj. Powtórzyła wściekle, ale blondyn nie ruszył się z sofy.
-Jak ją chcesz, to sobie sama wyjmij. Zaśmiał się, a Alberona skwasiła się zgorszona.
-Aż tak bardzo chcesz, żebym dobrała się do twojego rozporka? ... Nic z tego.
Nim się Laxus zorientował, Cana zabrała ze stołu jego Beretty i ruszyła w stronę wyjściowych drzwi. Zaskoczony mężczyzna, szybko zerwał się z miejsca.
-Oooo nie, nie, nie, nie! Wołał, łapiąc brunetkę w pasie i oplatając silne ręce wokół niej. Napierając torsem na jej plecy, nachylił się, by ustami dosięgnąć do ucha Alberony.
-Co ty kombinujesz? Szepnął, wciąż się cicho śmiejąc.
-Nie twój interes. Oznajmiła bez krzty uczuć. Wręcz wrogo.
On tu się wygłupia i śmieje, robi z siebie osła, a w zamian słyszy coś takiego?
Powoli tracąc cierpliwość, wyprostował się i odwrócił obrażoną dziewczynę przodem do siebie.
-Ej, jak to nie mój interes, głuptasie? Wyłazisz nie wiadomo gdzie, nic nikomu nie mówisz, wynosisz z domu broń...
-Hmm, nie przypomina ci to kogoś? Przerwała mu sarkastycznie, udając że intensywnie nad czymś myśli. -Ach tak, już wiem! To zupełnie tak jak ty! Odkąd tylko tu przyjechałeś, ciągle gdzieś się szlajasz!
-To co innego...
-Poważnie? Bo ja różnicy nie widzę! Nie po to cię tu ściągnęłam, by robić za twoją kurę domową!
Chciała wyjść, lecz Dreyar stanął jej w progu.
-To chodźmy gdzieś razem. Zaproponował w akcie desperacji, lecz Canie wyraźnie nie spodobał się ten pomysł.
-Nic z tego! Ty nigdy nie mówisz mi gdzie idziesz, co robisz! Nawet ostatnio, nie pomyślałeś że może ja też chciałam jechać do tej całej Lucy?!
-A ty znowu o tym? Blondyn westchnął ciężko, dając znać, że męczy go ten temat. Wałkowany wciąż i wciąż przez cały weekend.
-Najpierw Bianco Corvino, potem w Pink Cat, wszystko, wszystko robisz sam! Wypominała mu Alberona. -A później kto musi przy tobie siedzieć, kiedy jesteś ledwo żywy?! I daj mi wreszcie przejść! Dodała wrzeszcząc. Próbowała przesunąć Laxusa na bok, ale cały jej wysiłek był daremny. Bokser był jak głaz, którego w żaden sposób nie była w stanie odepchnąć.
-Najpierw mi powiedz dokąd idziesz. Spytał ją śmiertelnie poważny, choć po chwili Alberona dostrzegła na jego twarzy pierwsze oznaki zdenerwowania. -A może ty się z kimś spotykasz?!
-Ohohoho! Dziewczyna o fiołkowych oczach zaśmiała się cynicznie. -Teraz będziesz udawał zazdrosnego?!
Zaczęli rozmawiać ze sobą podniesionym tonem. Emocje brały nad nimi górę. Zupełnie zapomnieli o Gildartsie, który nie musiał nawet ich podsłuchiwać. Słychać ich było w całym mieszkaniu, jak nie na całym piętrze.
-A co mam myśleć, skoro odstawiłaś się jak choinka! Co ty w ogóle masz na sobie, niedługo w samym staniku na ulice wylecisz!
Krzycząc, odruchowo klepnął ją od dołu w lewą pierś. Cały biust Cany, uwydatniony w dość sporym dekolcie luźnej, kremowej bluzki podskoczył jak mocno napompowane piłki, co do reszty przykuło uwagę Dreyara.
Po tej krępującej sytuacji, obydwoje zamilkli. Nie wiedząc zbytnio jak się zachować, wreszcie dali za wygraną - zawstydzeni wymienili się bronią i bez słowa rozeszli w swoje strony.

- - - - - - - - - -

Juvia zaczynała właśnie popołudniową zmianę. Jak to w niedzielę, spodziewała się kolejnej, nudnej służby. Wystarczyło jednak, że weszła na komisariat policji, by zupełnie zmienić zdanie na ten temat. Stanęła jak wryta, wpatrując się w swoich towarzyszy jak na nienormalnych. Funkcjonariusze biegali w każdą stronę, papiery latały niemal w powietrzu, wszyscy przekrzykiwali się przez panujący harmider.
-A ty jeszcze po cywilu? W całym tym chaosie dorwał ją Totomaru. Z niedowierzaniem oglądał ją w niesłużbowym ubraniu.-Pospiesz się, nie mamy czasu.
-Co to, wszyscy dziś powariowali?! Pchana przez przyjaciela w stronę szatni, wychylała się za nim. -Co się stało?
-Sam chciałbym to wiedzieć.
...
W pośpiechu wybiegła na policyjny parking, gdzie Yagiri czekał na nią w Renault 4CV z odpalonym zawczasu silnikiem. Ledwo zdążyła usiąść obok kierowcy i zamknąć za sobą drzwi, a radiowóz wyjechał w miasto na sygnale.
-Dokąd jedziemy? Spytała Loxar, stawiając prawą nogę na desce rozdzielczej i dokańczając wiązać policyjne, ciężkie obuwie.
-Mamy zgłoszenie na dwunastą przecznice North Faries. Włamanie do jubilera. Wyjaśnił Totomaru, w skupieniu prowadząc samochód.
-Szóstka, macie jechać na ósmą przecznice. Usłyszeli nagle w CB radio. -Właściciel zakładu bukmacherskiego zgłosił napad.
Juvia z zaskoczeniem przyglądała się partnerowi, który wciąż nie spuszczając oczu z jezdni, sięgnął po głośnik radiostacji.
-Dajcie kogoś innego! Jeszcze nie dojechaliśmy na miejsce wcześniejszego zgłoszenia!
-Wszyscy są w terenie. Odpowiedziała po chwili kobieta z centrali, a wściekły mężczyzna z rozmachem odłożył głośniczek.
-Kurwa...
-Spokojnie Toti, pojedziemy i tu i tam. Juvia ze stoickim spokojem próbowała go udobruchać, lecz więcej nie odezwała się słowem. Poważna, z zimną krwią czekała, aż dojadą na miejsce. Pewnie i ją nurtowało to samo pytanie. Tyle zgłoszeń na raz? W niedzielę? To zupełnie odbiegało od jakiejkolwiek normy.
Gdy minęli Oak Bridge, dojechanie na miejsce było kwestią kilku marnych minut.
-Pewnie jacyś gówniarze znów bawią się z gangsterów... Myślała na głos Loxar, próbując wytłumaczyć sobie liczne zgłoszenia. Lecz zwątpiła po raz kolejny dzisiejszego dnia, gdy na dwunastej przecznicy zastali zdewastowany lokal jubilera.
Z identyczną sytuacją spotkali się na ósmej przecznicy, wchodząc do zniszczonego zakładu bukmacherskiego.
Oszołomieni policjanci wyszli z radiowozu, powoli lecz pewnie stawiając kroki w stronę niewielkiej budki. Prócz powybijanych szyb, sklep wydawał się być w nienaruszonym stanie.
-Dzień dobry... Przywitał się niepewnie Yagiri. Panowała tu zupełna cisza, przerywana jedynie pękającym pod jego butami, rozbitym oknem. Właściciel zakładu siedział cicho, skulony w kącie.
-Nic panu nie jest? Zagadała policjantka, kucając obok zrozpaczonego mężczyzny. Kiedy przyłożyła dłoń na jego ramieniu, odepchnął ją od siebie, przez co Juvia straciła równowagę i upadła pośladkami na podłogę.
-Co pan wyprawia?! Zdenerwował się Totomaru i podbiegł do partnerki. Loxar z kwaśną z bólu miną chwyciła się za nadgarstki. Potłuczone szkło wbiło się w jej dłonie, które w zastraszająco szybkim tempie zaczęły zabarwiać się krwią.
-Idźcie stąd! Wynocha! Właściciel zakładu bukmacherskiego zaczął popadać w histerię. Krzycząc, gorliwie wymachiwał rękoma, jakby chciał ich od siebie odgonić. -Jak zwykle jesteście do niczego!
Policjant pomógł wstać niebieskowłosej dziewczynie, która zaczęła wyciągać kawałki potłuczonej szyby ze swojego ciała.
-Proszę pana, musimy spisać zeznania...
-Nic wam nie powiem! Wrzeszczał zdruzgotany właściciel, wyrywając sobie ostatnie siwe włosy z głowy. -Nic tu po was! I tak nic z nimi nie zrobicie! Nic! Nic! Nic! Odejdźcie stąd!!!
To samo usłyszeli w sklepie jubilerskim, gdzie kobieta prócz płaczu wydobyła z siebie jedynie jedno zdanie. "Z nimi nic nie zrobicie. Jesteście wobec nich bezradni".
Widząc, że ich pomoc nie jest mile widziana, policjanci opuścili zniszczony zakład bukmacherski.
-Co oni sobie myślą! Warknął wściekle Yagiri, odpalając papierosa przed radiowozem. -Najpierw dzwonią na policję, a potem twierdzą, że jesteśmy bezużyteczni?!
-Bo jesteśmy. Stwierdziła Loxar, szokując tym stwierdzeniem swojego partnera. -Policja w Magnolia City jest bezradna tylko w jednym przypadku. Ale ci ludzie dobrze wiedzą, o jaki przypadek chodzi. Wiedzą, co mówią...  Ale co oni robią tutaj, w North Faries? Policjantka myślała na głos, intensywnie wysilając swój mózg. -Przez tyle lat nawet się tutaj nie zbliżali...
-O kim ty mówisz? Totomaru pojęcia nie miał, co tli się w głowie Juvii.
-Jeszcze się nie domyśliłeś?! Krzyknęła, ze złością uderzając nogą w drzwi radiozowu. -O Oracion Seis, oczywiście!

- - - - - - - - - - -

Sorano zapukała do jednych z drzwi w willi Don Zera, po czym bez pozwolenia weszła do środka. I całe szczęście, że nie czekała na, chociażby krótkie, "wejść".
Pokój ten wyglądał tak odmiennie od pozostałych, że młoda kobieta doznała lekkiego szoku. Zamiast wypełniony dymem i zapachem alkoholu, pełno w nim było jasnego światła, które wpadało przez otwarte okno. Ciemne zasłony zostały przesunięte na bok, przez co dostrzegła wreszcie piękny odcień beżu na ścianach, idealnie komponujący się z czekoladowymi meblami.
Czy inne pokoje w rezydencji wyglądają tak samo? Zastanawiała się, przyglądając jednocześnie machoniowemu biurku, które postawione zostało na samym środku pomieszczenia, na jasnym, miękkim dywanie. Przy nim siedział prawnik, zupełnie pochłonięty przez pracę bynajmniej nie dostrzegł wtargnięcia członka mafii do środka.
-Don Zero prosił, bym sprawdziła, jak ci idzie...
O ile słowa "Przestań ślęczeć przy tej niedojdzie i zajmij się czymś pożytecznym" można było nazwać prośbą - pomyślała, podchodząc bliżej Lahara Haymy. Wolałaby siedzieć przy Macbethcie i patrzeć na jego spokojną twarz, z nadzieją, że lada moment otworzy oczy. Nie chciała przegapić chwili, w której jej narzeczony wybudzi się ze śpiączki, więc nawet odmówiła pomocy przy nowym zadaniu Don Zera. Niestety, jej niesubordynacja, określona przez szefa jako "lenistwo" nie uszła jej zupełnie płazem. I tak oto, musiała zabawiać ich nowego gościa...
Prawnik w końcu oderwał się od papierów i spoglądając na Sorano, środkowym palcem popchnął swoje okulary bliżej oczu.
-Aż nie chcę mi się wierzyć, że Mest Gryder był tak głupi. Zaśmiał się cicho i podał Agurirze jeden z walających się na biurku dokumentów. -Kombinował Bóg wie co, a rozwiązanie problemu miał dosłownie pod nosem. Makarov Dreyar sam pod sobą dołki kopie.
Angel pochwyciła od niego kartkę i wczytała się w tekst.
-I co? Lahar wyglądał na dumnego z siebie. -Najprostsze rozwiązania są zazwyczaj najlepsze! Czy ta koncepcja wam odpowiada?
-Don Zerowi zależy jedynie, by ten staruch stracił wszelkie prawa do swoich własności. Nie ważne jakim sposobem. Odpowiedziała, oddając dokument z obojętną miną.
Odpowiedź tak prosta i oczywista, uraziła rządnego pochwały Hayme, ale jedyne co mógł z tym zrobić, to zostawić słowa niezadowolenia wyłącznie dla siebie.
-No, w takim razie chciałbym jeszcze pomówić z oskarżycielem posiłkowym tej sprawy. Kiedy będę mógł się z nim spotkać?
-Mam nadzieję, że jak najszybciej. Odrzekła Sorano z nutką złości w głosie i wyszła z pokoju prawnika.
Tak naprawdę, to nie miała pojęcia co mu odpowiedzieć. Sprawa sądowa Dreyara ma odbyć się za kilka dni, całe Oracion Seis wreszcie wzięło się do roboty, a Richard Buchanen wybył sobie gdzieś na wakacje. Chyba go totalnie pogięło...

- - - - - - - - - -

-O mój słodki Boże... Jęknął Hoteye, widząc przed sobą dwie, bijące bielą po oczach, tajemnicze postacie. Wreszcie umarł i znalazł się w niebie?
-Wynagrodzony został mój trud, którego doświadczyłem przed śmiercią... Tak... Zachichotał, a anioły spojrzały po sobie ze zdumieniem. -Zabierzcie mnie przed oblicze Pana. Niech osądzi na mnie sprawiedliwy wyrok...
Co on musiał przejść za katusze, by dostać się do bram niebieskich! Błąkał się w poszarpanym ubraniu, bez buta, po plaży pokrytej ostrymi kamieniami. I jak na złość, otoczony był jedynie oceanem i stromym urwiskiem. Dniami i nocami szukał jakiegoś przejścia, lecz jedynym rozwiązaniem było wdrapanie się na szczyt wzniesienia. Jeszcze wtedy walcząc o przetrwanie, znalazł się w niewielkim lesie. Tam dorwał jakieś podejrzane jagody, być może trujące, ale z głodu wyczyścił z nich cały krzew. Spał na mchu, nie obawiając się robactwa i dzikich zwierząt. Wierzył, że gorzej już po prostu być nie może. A gdy wydostał się z lasu, znalazł się przed hektarami uprawnych pól. Żadnych chałup, żadnych rolników, tylko łyse, skoszone pola żyta, nierówna droga i obłoki chmur nad głową. Głodny, wykończony, schorowany, sam nie wiedział kiedy padł na szosie i po prostu zasnął. A raczej, jak się mu obecnie wydawało, kiedy umarł.
-To on? Niby podobny, ale...
-A co to za różnica? Ważne że w papierach się będzie zgadzać!
Choć Richard kompletnie nie rozumiał ich słów, przysłuchiwał się im z mętnym wzrokiem i obłąkanym uśmiechem. Posłusznie dał się podnieść z drogi i bez sprzeciwu podążył z wysłannikami niebios. Był wątły, osłabiony i rozpalony od gorączki, więc anielskie stworzenia chwyciły go pod ramię by nie upadł, przy czym wciąż nawijały o biurokracji.
Prowadzili go przed siebie, lecz zamiast bram nieba, ujrzał po chwili zarys ogromnego budynku. Im byli bliżej niego, tym do głowy Hoteye przychodziły coraz to dziwniejsze pomysły.
Fabryka? Opuszczona rezydencja? Może hotel dla umarłych?
Podwójne, ogromne wrota otworzyły się przed jego nic nie znaczącą duszą, a anioły wprowadziły go do środka. Po chwili, zaskoczony aż się wzdrygnął, gdy owe wrota zamknęły się za nim ze skrzypnięciem.
Całe spowijające wszystko wokół światło zniknęło, a gdy zerknął co tak chłodzi jego bose stopy, zobaczył że stoi na szaro-błękitnych kafelkach.
-Gdzie ja jestem? Spytał nieco przytomniej i z trudem zerknął na stojących obok niego wysłanników Boga. Wyglądali zupełnie przyziemnie, nawet nie chowali za plecami żadnych anielskich skrzydeł.
-W domu, panie Nalshelu Mikagura. Wyjaśnił jeden z aniołów, który w oczach Richarda coraz wyraźniej stawał się lekarzem w szpitalnym, białym kitlu.
Że to do niego mówili? Przecież to nie on...
-Ale ja nie jestem... Zaczął niepewnie Buchanen, lecz nikt nie chciał go tu słuchać. Popchnięty do przodu, został wpakowany w biały kaftan bezpieczeństwa. I wtedy to dostrzegł. Zrozumiał. Nie było żadnych aniołów, a on nie trafił do neiba. Pola, kamienista plaża, jeden ogromny budynek i żadnej żywej duszy na horyzoncie. Trafił do Shirotsume, piekła na ziemi.
-To pomyłka! Nie nazywam się Nalshel Mikagura! Wrzeszczał przerażony Hoteye, prowadzony przez personel psychiatrycznego szpitala. Z rozpaczą odwracał się gorliwie za lekarzami, którzy przyprowadzili go w to owiane złą sławą miejsce. -Wypuśćcie mnie! To błąd! Nie możecie mnie tu zamknąć!
Wszyscy zdawali się być głusi na jego wołania. Wciąż pchali go do przodu i krzyczeli by się zamknął. Traktowali go jak wariata. A dwóch doktorków, którzy wciąż stali przy wielkich drzwiach, pomachali mu z ironicznym uśmiechem na pożegnanie.
-CZY WY WIECIE KIM JA JESTEM?! NIE WIECIE Z KIM ZADZIERACIE!!! NIE JESTEM ŻADEN NALSHEL, JESTEM RICHARD BUCHANEN! SŁYSZYCIE?! WYPUŚĆCIE MNIE, ALBO WAS POZABIJAM, CHOLERNI KRETYNI!!!
Nie dbał już o to, że będąc poszukiwanym kryminalistom, wykrzyczał właśnie wszech i wobec swoje nazwisko. Teraz zrobiłby wszystko, byle tylko puścili go wolno.
-Czekajcie! Zawołał jeden z lekarzy, który siedział dotąd cicho. Choć personel wciąż trzymał mocno Richarda, przestali się z nim szarpać, a sam poszkodowany spojrzał na zbliżającego się doktora z nadzieją. Gdy mający zaledwie dwadzieścia pięć lat na karku młodzieniec w białym kitlu zbliżył się do nich na odległość kilku marnych metrów, uśmiechnął się niewinnie.
-Zamknijcie pacjenta w izolatce.
Nadzieja Buchanena prysnęła jak bańka mydlana.
-Co?! Wrzasnął z niedowierzaniem, a personel ponownie zaczął go ciągnąć w głąb szpitalnego korytarza. -Nie! Nie możecie tego zrobić! Nieee!!!
Jego krzyk rozniósł się echem po przytłaczających bielą ścianach, lecz jego wołania o pomoc i groźby stawały się coraz cichsze, odleglejsze. Zamknięty w izolatce, gdzie nikt nie mógł już go usłyszeć, został pozbawiony jakiejkolwiek szansy na ratunek.

- - - - - - - - - - -

-Jestem wykończona...
Przez wiele godzin pracowała jak wół. Minął dopiero drugi dzień, a nie przyzwyczajony do ciężkiej pracy kręgosłup Lucy już dawał o sobie znać. Lecz cieszyła się z etatu w "Monopolu na wzgórzu". Dzięki niemu nie myślała tyle o ostatnich przykrościach.
-A tobie ktoś pozwolił na przerwę?
Słysząc za sobą szefową, zlękła się.
-Nie! Zaprzeczyła momentalnie, odwracając się do Hildy ze sztucznym uśmiechem na twarzy.
-To zapieprzaj po kartony, same się nie przyniosą! Staruszka wskazała jej zaplecze, gdzie sterta kartonów z alkoholem już czekały na Heartfilię. Widząc, jak blondynka znika za drzwiczkami, zachichotała podstępnie.
Gnębienie nowych pracowników było oczywiście standardem. Musiała sprawdzić, czy siksa sprawdzi się w trudnych momentach. O dziwo spisywała się idealnie. Choć marudziła i psiaczyła na nią pod nosem, posłusznie wykonywała wszystkie wymyślne zadania.
Cieszył ją również fakt, że nowa pracownica przyciągała uwagę potencjalnych klientów. Zawsze tak było, gdy na North Faries zawitał ktoś nowy, ale sporawy biust Lucy sprawiał, że męskie grono, od meneli, aż do przyzwoitych waść panów, nie mogło odkleić się od szyby monopolu. Dzięki temu, Hilda liczyła, że z dniem otwarcia sklepu może spodziewać się jeszcze większego obrotu gotówki, niż z początku przypuszczała.
...
Lucy stanęła nad stosem kartonów i na samą myśl o kolejnym dźwiganiu, przetarła wilgotne od potu czoło.
-Tak zapieprzać, za sześć klejnotów za godzinę i bez ubezpieczenia zdrowotnego... Westchnęła.
-Normalnie wyzysk w biały dzień! Jak cię ta starucha traktuje...
Słysząc znajomy głos, zaskoczona wyprostowała plecy. Z końca zaułka przyglądał jej się nie kto inny, jak Gray Fullbuster.
-Może ci pomóc? To musi być ciężkie...
-Poradzę sobie! Heartfilia dziarsko uniosła kolejne pudła, w których zadźwięczały butelki z sake. Swoim wyczynem nie lada zaimponowała młodzieńcowi.
-A słuchaj, może...
-Może, to ty przestań mi przeszkadzać? Warknęła, odwrócona do niego plecami. Choć zachowywała się, jakby kartony nic nie ważyły, to nogi zaczęły jej się uginać od ciężaru.
I jak on miał z nią na spokojnie porozmawiać, gdy była taka wściekła? Pewnie wciąż dąsała się o to, że w klubie "Golden" musiała się użerać się z Natsu, zamiast dobrze się z nim bawić. Nie dziwiło go to...
Niestety nie zdążył wymyślić czegoś sensownego, ponieważ na zapleczu pojawiła się Hilda.
-Co ty tu robisz, zakało? Syknęła staruszka, rzucając w jego stronę wściekłe spojrzenie, lecz po chwili przybrała wyraz twarzy rasowego kanciarza. -Chcesz coś kupić?
Fullbuster prychnął rozbawiony.
-Od ciebie nigdy, stara roszpro!
Lucy zerkała to na swoją szefową, to na taksówkarza, którzy zaczęli śmiać się coraz głośniej. Jak dobrzy przyjaciele. Dziwni ludzie - pomyślała, do czasu aż Hilda nie sięgnęła do jednego z kartonów i nie wyjęła butelki rumu.
-To żebym nigdy więcej nie widziała cię pod moim sklepem, cholero jedna! I tego różowego kundla też! Wściekła, rzuciła w niego butelką, która cudem nie roztrzaskała się na głowie Graya, a na pobliskim murze.
Heartfilia z szoku omal nie upuściła swojego pudła i ze zgrozą przełknęła głośniej ślinę. Na francuzie natomiast nie zrobiło to większego wrażenia.
-Spoko. Jutro też tu przyjdę. Zaśmiał się i prędko opuścił zaułek.
Zdumiona Lucy nie mogła się ruszyć przez jakiś czas. Wyglądało na to, że jej szefowa miała ten sam problem.
-Pani Hildo, wszystko w porządku?
W odpowiedzi staruszka zaczęła mruczeć niezrozumiałe słowa, przy czym z rozmachem wyjęła z kartonu kolejną butelkę rumu.
-Skończ wnosić wszystko do sklepu i przyjdź do mnie.

- - - - - - - - - -

Wsiąknęła jak kamień w wodę.
Laxus czekał na nią godzinę, dwie... siedem. Po ósmej miał dość. Wyszedł z domu i ruszył gniewnie w stronę kościoła, z nadzieją, że Cana zasiedziała się u Erzy. Lecz tam, po Alberonie zostały jedynie opróżnione butelki mszalnego wina. I jak na złość, zakonnica nie miała pojęcia gdzie może się podziewać ich przyjaciółka. Scarlet nakazała jedynie, by wrócił do kościoła, jeżeli nie znajdzie Cany w najbliższym czasie.
-A niech cię... Po kolejnej godzinie poszukiwań znów trafił pod kościół. Zdenerwowany, przyrzekł sobie, że znajdzie brunetkę nawet jeśli miałby jej szukać po całym Fiore, a potem przywlecze ją do domu choćby siłą! Jednakże wszystko wskazywało na to, że bez pomocy Erzy się nie obejdzie.
Zastał ją w zakrystii, popijającą wino w kieliszku i z nogami położonymi na okrągłym stoliku. Rzadko widział ją bez nakrycia głowy, więc miał okazję chwilę przyjrzeć się jej szkarłatnym, długim włosom.
-Jeszcze jej nie znalazłeś? Zaśmiała się, upijając kolejnego łyka.
-I to takie śmieszne?! Warknął poirytowany blondyn, a Scarlet jedynie zamieszała alkohol w przezroczystym szkle.
-Powiedz... Zaczęła lekko wstawiona. -Jakie to uczucie, gdy ważna dla ciebie osoba znika nagle bez słowa, na kilka godzin, nie mówiąc nawet gdzie idzie?
Między brwiami Dreyara pojawiła się wyraźna zmarszczka.
-Zamiast prawić mi morały, pomogłabyś mi jej szukać!
Zakonnica przestała się uśmiechać i spojrzała na mężczyznę z zawziętością.
-Nie.
-Nie?! Powtórzył zaskoczony i oburzony.
-No nie. Znajdziesz ją, pokrzyczycie na siebie, i co dalej? Cana znów będzie siedzieć w domu, jak w złotej klatce i zamartwiać się o ciebie. Ona bardzo to wszystko przeżywa, szczególnie po strzelaninie, w której zostałeś ranny. Erza spoważniała, a Laxus poczuł się zmieszany.
-Co, głupio ci teraz?
-Może trochę... Potwierdził Dreyar.
-I dobrze, bo powinno. Wygarniając mu, kobieta opuściła stopy na podłogę i wstała leniwie. Podeszła do innego stolika i nagryzmoliła coś na kartce.
-Tu masz adres, pod którym ją znajdziesz... Laxus zachłannie sięgnął po notatkę, lecz zakonnica szybko cofnęła rękę. -Pamiętaj, że ona nie jest z tych, co siedzą na tyłku i czekają aż wszystko samo się zrobi. Przestań odsuwać ją od tej sprawy. Ona dotyczy nas wszystkich, nie tylko ciebie.
Bokser z zaciśniętymi ustami wyrwał wreszcie kartkę z rąk Scarlet i przeczytał widniejący na niej adres "Sycca Casino".
Wiedział, że Erza ma po części dużo racji. Może rzeczywiście przesadzał? Stwierdził, że rozważy to później, jak w końcu dorwie Alberone i wybije jej z dupy samotne szlajanie się nocą po mieście.

- - - - - - - - - -

Zanim Lucy wniosła wszystko do sklepu, minęła kolejna godzina.
-Skończyłam. Oznajmiła dumna z siebie dziewczyna.
-Świetnie. Pochwaliła ją Hilda, popijając przy tym słodki rum. -To teraz rozstaw wszystko ładnie na regały.
W tym momencie Lucy sama miała ochotę nazwać ją "starą roszprą". Cała robota spadła na nią, gdy ta tylko opróżniała asortyment! Jednak nie była na tyle głupia, by pyskować szefowi, więc ugryzła się w język i zabrała się do pracy.
Z czasem coraz więcej butelek stało ułożonych w równym rzędzie, a wyjęty ówcześnie rum w błyskawicznym tempie przenikał z butelki do przełyku Hildy. I to najwyraźniej właśnie on rozwiązał staruszce język. Lucy z cierpliwością wsłuchiwała się w przeszłość szefowej. Dowiedziała się, że szybko straciła rodziców i wychowywała się w domu dziecka, a gdy tylko skończyła szesnaście lat, wylądowała na bruku, zaopatrzona jedynie w marne kilka groszy i bochenek chleba. Szybko wyszła za mąż, lecz gdy pobita przez męża wylądowała na pogotowiu ratunkowym, postanowiła od niego odejść. Na szczęście nie posiadała z tego związku dzieci, co jednak w późniejszym wieku zaczęło jej doskwierać.
Blondynka stawiając ostatnią butelkę wina, przyjrzała się zniekształconemu odbiciu. W głębokiej czerwieni dostrzegła swój smutny uśmiech. Już rozumiała, dlaczego Hilda była tak wymagająca, oschła i surowa. Po prostu doskwierała jej samotność.
-Wtedy pojawili się oni. Kontynuowała staruszka, a Lucy odwróciła się do niej przodem. -Te dwa małe gamonie... Oni również szybko stracili rodziców. Już w wieku czterech, czy pięciu lat byli zdani zupełnie na siebie.
-Mówi pani o... Spytała zszokowana dziewczyna.
-Ta, o tych debilach, Grayu i jego współlokatorze, Natsu. Hilda nabrała powietrza do ust i wypuściła je z cichym jękiem. -Gdyby trafili do domu dziecka... może mieliby więcej szczęścia ode mnie. Może znaleźliby nowe rodziny, nowy dom. Ale byłam zbyt egoistyczna. Wykorzystałam fakt, że wtedy jeszcze nie pojmowali, co dla nich jest dobre. Z resztą, chyba do dzisiaj tego nie wiedzą, głąby jedne. Niczego ich nie nauczyłam.
-Była pani ich opiekunką? Dopytywała zaciekawiona Lucy.
-Można tak powiedzieć... Gdy trzeba było, poręczyłam że są pod moją opieką. Gotowałam im, prałam gacie, a oni byli mi wdzięczni nawet wtedy, gdy na talerzach mieli najgorsze świństwo. No ale, wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Choć Natsu i Gray podrośli, to wciąż kochane z nich chłopy. Tylko mają niewyparzoną gębę i robią co żywnie im się podoba, ale jeśli potrzebujesz ich pomocy - zawsze pomogą. Są uczynni i honorowi jak mało kto.
Niespodziewanie staruszka wstała i zachwiała się lekko.
-Dobra, zmykaj do siebie. Dobrze się spisałaś, od jutra zaczynasz u mnie normalny etat! Ze stawką ośmiu klejnotów na godzinę, więc już więcej tak nie marudź...
-Dziękuje! Heartfilia ukłoniła się na pożegnanie, zdjęła fartuch i wyszła ze sklepu, zanim szefowej przyszłoby do głowy, by odwołać podwyżkę.
Zmierzając w dobrym humorze przez okryte nocą North Faries, wciąż myślała o Natsu i Grayu.
-Może rzeczywiście nie są tacy źli... Zachichotała, wspominając historię Hildy.
-O! Cycata z monopolu wraca! Nagle zza rogu wyłonił się przed nią pijany mężczyzna.
-Że co proszę?! Zawołała zgorszona, zmierzając obcego od stóp do głów. Był bardzo wysoki i dość barczysty, choć głównie jego postura składała się z piwnego mięśnia. Miał dłuższe, czarne włosy sięgające prawie do ramion i typowy dla menela, zaniedbany zarost.
-Szefowa wybaczy, nie chciałem urazić! Wytłumaczył się, unosząc ręce w obronnym geście, przez co niebezpiecznie się zakołysał. I, z czego Lucy była wyraźnie niezadowolona, jedna z jego rąk wylądowała na jej barku. -Ja do pięknej szefowej to mam taką małą sprawę...
Pijacki bełkot działał jej na nerwy, a odór spożytej wódki zwalał ją z nóg. Jednak mężczyzna trzymał ją dość mocno, a że nie chciała robić mu krzywdy, to nie pozostało jej nic innego, jak tylko go cierpliwie wysłuchać.
-Się może przedstawię na początek, Nab Lasaro jestem. Chcąc uchodzić za dżentelmena, chwycił ją za rękę i ucałował w dłoń, pozostawiając po sobie mokry ślad. Heartfilii, która spoglądała na to z obrzydzeniem, zrobiło się słabo. -Szefowa taka piękna jest, że aż oczu nacieszyć nie można. Naprawdę, taka hojna i w ogóle...
-O co chodzi. Warknęła wreszcie, z resztkami cierpliwości.
-A bo widzi pani, ja to bardzo szanowany gość tu jestem, co nie? Ale ostatnio w gotówką różnie bywa, a ryja trzeba w czymś zamoczyć! W razie kryzysu, jakby taki wyjąteczek dla mnie zrobić, że w gorszej chwili gdy w gębie zasuszy, to da szefowa coś na krechę?
Zupełnie ją zatkało. Oczywiście nie było mowy, by jakiemuś tutejszemu menelowi miała sprzedawać alkohol na piękne oczy i słówka, ale jak do cholery miała mu to grzecznie powiedzieć?
-Nab, daj jej spokój!
Obydwoje spojrzeli przed siebie, na zmierzającego w ich stronę Natsu. Pomimo chłodnej nocy, młodzieniec miał na sobie jedynie białą, nieco rozpiętą koszulę.
-A witam, witam! Przywitał go Lasaro, choć pomimo słów Dragneela jeszcze mocniej przytulił do siebie zdruzgotaną Lucy. -Co słychać w tak piękną noc, mistrzuniu?
-Co to za podchody robisz do Cycatej?
Heartfilia załamała się na dobre. Wyglądało na to, że w tej części dzielnicy została już oznaczona dość nieprzyjemną metką.
-Matce już nie masz co podbierać z portfela? Weź się kurwa do roboty pasożycie, trzydzieści dwa lata masz na karku!
-Się nie wtrącaj mistrzu, ja tu ważne interesy załatwiam!
Dragneelowi aż drgnęła powieka. Nie będzie mu menel pyskował...
-Spieprzaj stąd Nab, bo powiem twojej starej jaki żeś interes życia ostatnio odpierdolił!
-Dasz piątkę, to sobie pójdę! Zaproponował Lasaro, ale młodzieniec podszedł do żula i nie wyciągając rąk z kieszeni spodni, zmierzył wyższego od siebie znajomego z politowaniem.
-Dać, to ci mogę w ryja zaraz!
Nie trzeba było mu tego powtarzać. Mężczyzna wreszcie odsunął się od Lucy, i odgrażając się, że sobie to wszystko zapamięta, udał się w swoją stronę.
Również Natsu ominął Heartfilię bez słowa, lecz dziewczyna zatrzymała go, chwytając za tył koszuli. Zdziwiony, odwrócił się za siebie i dostrzegł zawstydzoną blondynkę, która szybko cofnęła swoją dłoń i na odwagę wzięła głębszy wdech.
-Chciałam ci podziękować... Wymamrotała w końcu, na co Dragneel uniósł w zdziwieniu jedną brew.
-A to niby za co? Spytał wyraźnie zaskoczony, a dziewczyna rozglądała się dosłownie wszędzie, byle tylko nie spojrzeć mężczyźnie w twarz. Nie wiedząc co ze sobą zrobić, splątała za sobą ręce i zaczęła się kiwać to na palcach, to na piętach.
"Zachowuję się jak dziecko specjalnej troski. Weź się w garść Lucy, czego ty się wstydzisz?!" - motywowała się w myślach i wreszcie uspokoiła. I wreszcie, choć wciąż nieśmiało, spojrzała w oczy chłopakowi, który nadal czekał na jej odpowiedź.
-No za to, że mi pomogłeś. Uratowałeś mnie...
Natsu z niedowierzania otworzył szerzej oczy. Stali chwilę na ciemnej ulicy w ciszy, zupełnie nie wiedząc co począć. Heartfilia znów spuściła wzrok, wlepiając swoje ogromne, brązowe oczy w asfalt.
-Ale z ciebie głupia baba! Donośny głos Dragneela obił się echem po najbliższych budynkach i sprawił, że Lucy znów zaszczyciła go swoim spojrzeniem.
-Za co ty mi dziękujesz? Bo chyba się przesłyszałem! Hahahaha!
-I czego tak rechoczesz... Blondynka zawstydziła się jeszcze bardziej.
-Idiotko, "uratowałem" cię, bo miałem dostać za ciebie sporą sumkę! Gdybyś się upiekła w kancelarii, jak ten gość z mafii, to cała akcja byłaby bez sensu!
Jego słowa sprawiały jej przykrość.
-A to co się stało w "Goldenie"?! Dlaczego pojechałeś za mną na drugi koniec miasta?!
-Za tobą? Tsh... Dragneel zerknął na nią z niechęcią i prychnął pogardliwie. -A co ja kurwa, rycerz jakiś?! To te łajdaki z mafii mnie wkurzyły, musiałem im się odpłacić! Sorry laska, ale nie wlewaj sobie...
Ukłucie w piersi przerodziło się w pęknięte serce. Ręce, z którymi dotąd nie wiedziała co zrobić, bezwładnie opadły wzdłuż jej ciała. Było jej tak... smutno. Tak cholernie smutno! Choć sama nie pojmowała dlaczego, jego słowa dotkliwie ją zabolały, a ze wstydu, nie miała pojęcia jak powinna się teraz zachować.
Mężczyzna przyglądał się bacznie jej reakcji, bez najmniejszej oznaki uczuć na twarzy.
-Ale skoro tak się upierasz... Nagle chwycił Lucy za ramię i popchnął ją w stronę najbliższego zaułka. Nim zdołała cokolwiek zrobić, Dragneel zaczął napierać na nią swoim ciałem, przez co zmuszona była wciąż iść do tyłu. Z lękiem przyglądała się jego niecnemu grymasowi, jego ciemnozielonym oczom o dzikim spojrzeniu. A gdy znaleźli się dość daleko od głównej ulicy, młodzieniec chwycił ją za ramiona.
-Skoro tak się upierasz... to klękaj i dziękuj.
Lekko przymrużył powieki, a jego uśmiech jedynie się powiększył. Dziewczyna nie do końca rozumiała jego intencje. Przynajmniej do czasu, aż Natsu siłą zmusił ją do uklęknięcia, a samemu rozpiął rozporek i opuścił spodnie.
Z początku doznała szoku, nie wierząc w bezczelność i tupet Dragneela.
"Kochany chłopak? Uczynny i honorowy?!" - wspominała słowa Hildy, powoli podnosząc się z ziemi. "Niby z której strony?!"
Przez opuszczoną głowę, nie widziała wyrazu twarzy młodzieńca. Nie chciała nawet patrzeć na jego gębę. Nie mogła znieść jego obecności.
Prostując kolana, uzyskała trzeci poziom świadomości. Wściekłość.
Gdy wreszcie wyprostowała kolana, z szeroko otwartymi oczami uniosła twarz. Lecz nawet nie miała kiedy przyjrzeć się Dragneelowi. Jej drżąca z oburzenia ręka sama zacisnęła się w pięść i z rozmachem wylądowała prosto na nosie Natsu.
-TY GNOJU! Ryknęła na całe gardło, po czym odwróciła się na pięcie i odeszła przyspieszonym krokiem z zaułka, kompletnie nie przejmując się mężczyzną, ledwo trzymającym się na nogach.
Trzymając się za obolały nos, wciąż się podśmiechiwał. Czy liczył, że dziewczyna zrobi mu dobrze na uboczu? Co prawda nie miałby nic przeciwko, lecz nie to było jego celem. Chciał ją tylko nieco sprowokować. Uwielbiał denerwować dziewczyny, były wtedy takie słodkie w swojej złości. I udało mu się dopiąć swego, aż nadto. Nie spodziewał się tylko tego, że weźmie sobie jego wygłupy do serca.
-To miał być żart! Zawołał, lecz na dobre stracił Lucy z oczu. Zamiast blondynki, wychwycił bystrym okiem dziwną posturę. Czająca się na drugiej stronie postać w czarnym płaszczu i stylowym kapeluszu, spoglądała w tą samą stronę, w którą poszła Heartfilia. A gdy tylko tajemniczy osobnik zdał sobie sprawę z tego, że jest obserwowany przez Dragneela, czmychnął w najbliższy zaułek, zlewając swoją ciemną kreację z czernią nocy.
-Mam co do tego złe przeczucia... Stwierdził niedbale, zapinając rozporek i wypatrując dziwnego, wnioskując po posturze, mężczyzny. Nie udał się jednak w pościg za tajemniczym gostkiem, a za cycatą zołzą. Jeżeli wciąż utrzymywała to samo tempo, przy którym wystartowała z zaułka, to miał niezły hektar do nadrobienia.

- - - - - - - - - -

Jadąc nocnym autobusem, Laxus podziwiał uroki dzielnicy Distric Hell. Na głównej drodze nie zastał żywej duszy, lecz wystarczyło zajrzeć w zakamarki tego slumsu, by zrozumieć jak żyją tutejsi ludzie.
North Faries miało to do siebie, że pomimo swoistej patologii, panowała rodzinna atmosfera. Każdy każdego choćby kojarzył i jeżeli zachowałeś względną przyzwoitość, mogłeś czuć się bezpieczny. Tu natomiast trzeba było mieć oczy szeroko otwarte - stracisz czujność i nawet się nie zorientujesz, z której strony oberwiesz w mordę. Tak jak ten biedak, kopany za przystankiem przez grupę młodzieńców. Tu melene, w obawie o swoje życie, bali się odezwać słowem, spytać o drobniaki brakujące do browara. Tanie dziwki o azjatyckiej urodzie, nadstawiały swoje walory pod sam ryj. Wyglądały jakby dawały i za miskę ryżu. Ćpuny na otwartym widoku dawali sobie w żyłę, nikt nie zwracał na nich uwagi. Po policji nie było nawet śladu. To miejsce rządziło się własnymi prawami, bez żadnych zasad. A ta idiotka przychodzi tu sobie jakby nigdy nic! Niech no ją tylko dorwie...
Gdy wysiadł z autobusu, kierowca prędko zatrzasnął za nim drzwi i odjechał, aż się za nim kurzyło. Z jego przestraszonej twarzy łatwo było odczytać, że modlił się o zakończenie tego kursu w jednym kawałku.
Dreyar ominął prostytutki, zerkające na niego wygłodniałym wzrokiem i szybko przemknął pod właściwy adres. Ostatni raz zerknął na kartkę, po czym stanął na wprost ceglanego budynku, opancerzonego przez żelazne drzwi. Zapukał w nie trzykrotnie, a po niespełna kilku sekundach uchyliło się na bok niewielkie okienko, ukazujące skrawek zadymionej speluny i podejrzanie zerkające, brązowe oczy.
-Hasło. Usłyszał stłumiony przez metal głos, należący do starszego mężczyzny.
-Otwieraj, jeśli ci życie miłe. Warknął Laxus, a okienko po chwili zamknęło się bez najmniejszego ostrzeżenia.
Wkurzony blondyn znów zaczął rąbać w drzwi, lecz nikt nie wyszedł mu na przeciw.
Nie miał pojęcia co robić, gdy niespodziewanie usłyszał rozmowę zbliżającej grupy ludzi. Szybko odskoczył na bok, stając z obojętną miną za śmietnikami. Kątem oka obserwował kilku brodatych mężczyzn z gangu motocyklowego. Ubrani w czarne, skórzane kurtki z przeróżnymi naszywkami przedstawiające płomienie, czy trupie czaszki, śmiali się i żartowali gardłowym głosem.
Jakby robili to od zawsze, walnęli pięścią cztery razy w wielkie pancerne drzwi.
-Hasło.
-All - in.
Bo jakby inaczej, wejście do "Sycca Casino" stanęło dla nich otworem, a zamykający za nimi drzwi, sędziwy staruszek o wrednym wyrazie twarzy, uprzednio rozejrzał się na prawo i lewo.
Laxus odczekał chwilkę i podjął kolejną próbę. Znów zapukał do bram kasyna, tym razem cztery razy, a gdy otwarte okienko ukazało na powrót brązowe tęczówki, wypowiedział hasło.
-Spadaj stąd. Odpowiedział mu starzec i znów go nie wpuścił.
-Przecież powiedziałem dobre hasło! Wściekł się Dreyar i ze złości kopnął żeliwne drzwi. Szybko tego pożałował, gdy poczuł pulsujący ból w dużym palcu u stopy.
-Jak ja cię nienawidzę... Wysyczał z odrazą w kierunku starca i chwycił się za but.
Wiedział, że w taki sposób nic nie wskóra. Zaczął więc rozglądać się po okolicy. Zaszedł budynek z tyłu, a tam dostrzegł do przesady metroseksualnego blondyna o świecących się jak psu jaja, błękitnych oczach.
-Ohh, jakie to ciężkie! Jęknął zbolały, trzymając oburącz ciężki worek ze śmieciami. -Dlaczego to mi karzą robić takie rzeczy! Nie jestem stworzony do takich zadań... Sugarboy powinien błyszczeć!
Metrus wyrzucił odpadki do kubła i z gracją godną geja przetarł zgrabnie dłonie o swoje łososiowe, lateksowe spodnie. A kiedy odwrócił się i zmierzał w stronę bocznego wejścia do "Sycca Casino", Laxus wyszczerzył zęby w złowieszczym uśmiechu.
Idąc za Sugarboyem, specjalnie kopnął jeden z leżących śmietników. Narobił przy tym tyle hałasu, że wystraszony pracownik kasyna momentalnie odwrócił się za siebie.
-Tu chyba jeszcze zapomniałeś posprzątać. Dreyar wskazał nogą na leżącą stertę śmieci, wystających z obalonego kubła.
-O jejku, jejku! Sugarboy aż chwycił się za głowę. -Coś ty narobił! To wcale a wcale nie było miłe!
-I to też nie będzie... Wymruczał pod nosem bokser, chwytając za leżący śmietnik i przywalając nim Sugarboyowi w głowę.
-O ... jejku... Metroseksualny piękniś zachwiał się niebezpiecznie, a Laxus wcisnął mu kubeł na głowę i kopnął w plecy. Mężczyzna runął z łomotem na ziemię, ale zdawało się, że nikt tego nie usłyszał. Albo nie przejął się, w miejscu tak niebezpiecznym, jak to.
Upewniając się, że Sugarboy stracił przytomność, wślizgnął się cichaczem na tyły kasyna.
Miał dwa wyjścia - mógł zejść na dół, skąd dobiegał gwar rozmów i automatów, lecz wtedy usłyszał kawałek ciekawej rozmowy. Powoli zaczął skradać się po schodach prowadzących na górę, wprost na lekko uchylone drzwi obite brązową skórą.
-I kiedy jest ta rozprawa Makarova Dreyara, wujku Faust?
-Szef mówił, że niebawem. Oracion Seis nieźle sobie w kulki leci...
-A gdzie on w ogóle jest?
Laxus nadstawił uszu przy samych drzwiach. Zerkając do środka, dostrzegł siwowłosego starca i o kilkadziesiąt lat młodszego mężczyznę o fioletowych włosach z białym pasemkiem. Obydwoje odwróceni byli do niego plecami, wpatrywali się w szybę, z której wgląd mieli na całe kasyno.
-Mystogun? Spytał retorycznie starzec. -On tu się raz na ruski rok pojawia. Wszystko zostawia na mojej głowie. To samo czeka ciebie, Hughes, gdy wreszcie przejmiesz po mnie to kasyno.
Rozmówcy zamilkli na moment.
-Gdyby szef wiedział, kto dziś do nas zawita...
-O kim mówisz? Dociekał fioletowowłosy.
-Widzisz tą brunetkę, która właśnie skacze z radości? Ta z wielkim krzyżem pomiędzy cyckami...
Dreyar ugryzł się w język, by nie zrobić niczego pochopnego.
-Mówią o niej "Karciana Królowa". Ostatnio zgarnęła u nas osiem tysięcy.
-Poważnie?! Zdziwił się Hughes. -I tak po prostu wyszła stąd z całą gotówką?!
-Głupku, przecież kasyno nigdy nie przegrywa! Skarcił go Faust. -Mamy z nią mały układ, lecz jest coś, co mnie niepokoi.
Młody cmoknął ustami.
-A sprawdziłeś ją wujku?
-Jej ojciec był niegdyś członkiem Fairy Tail. Nic nie wskazuje na to, by Karciana Królowa miała podążyć w jego ślady, lecz teraz, gdy Makarov Dreyar może wyjść na wolność... Jeżeli Mystogun się o tym dowie, może się wkurzyć. Dzięki tej cwaniarze mamy o wiele większe zyski, ale szef nie będzie ryzykować pogorszenia stosunków z Grimoire Heart dla kilku marnych tysięcy. Mafia i tak ostatnio podniosła nam wysokość haraczu...
Blondyn zaczął się wycofywać. Usłyszał już dość i teraz chciał jedynie zabrać stąd Cane.
-Ty... Ty brutalu!!! Nagle na schodach pojawił się Sugarboy, z wybrudzoną białą marynarką i twarzą. Był wściekły, choć w połączeniu z jego delikatnym usposobieniem, wyglądało to co najmniej komicznie. Mimo wszystko, Dreyar wpadł w niezłe tarapaty. Przez wołania pięknisia, Faust i jego siostrzeniec wybiegli ze swojego gabinetu i wciągnęli Laxusa do środka. Starzec wykręcił mu do tyłu ręce i przycisnął do ściany. Jak na takiego ramola miał sporo krzepy.
-A cóż to za karaluch się tu przybłąkał?! Spytał cynicznie starszy pan, gdy Hughes spojrzał gniewnie na Sugarboya.
-Kogo tu, kurwa, Byro wpuszcza?! Na łeb mu padło?!
-To moja wina! Zawołał elegancik i w przepraszającym geście zamachał dłońmi przed fioletowowłosym. -Ten niedobry człowiek mnie zaatakował! Wsadził mi łeb do śmietnika, och, co za upokorzenie!
Sugarboy strasznie przeżywał krzywdę, którą wyrządził mu Laxus. Ze złością wskazał palcem na przyciskanego przez Fausta boksera. -Stracisz za to głowę, niewdzięczniku!
Wtem, do gabinetu weszła Alberona. Widząc tą scenę z Dreyarem w roli głównej, uniosła w zdziwieniu jedna brew.
-Moglibyście się wstrzymać? Kobieta na was patrzy...
-Wybacz, Karciana Królowo. Starzec z przepraszającym uśmieszkiem puścił Laxusa, wypychając go za siebie. -I jak poszło?
Dreyar nie mógł uwierzyć w to, że widzi tu swoją przyjaciółkę. Nawet nie zwracała na niego większej uwagi.
-Dwanaście patoli na pół. Cana wrzuciła szarą, wypchaną torbę na środek pokoju. Zaraz po tym, Sugarboy uściskał ją z płaczem. Zdruzgotany, tulił się do wypchanego biustu Alberony.
-Canuuuuuuśśś!
-Co ty masz na głowie? Brunetka ze zniesmaczeniem zdjęła skórkę od banana z jego sztywnych od lakieru włosów.
-To on! To jego sprawka!
Nakierowana, spojrzała na Laxusa, który wyłupiał na nią oczy. Spostrzegła, że nie uszło to uwadze Fausta. Co za osioł, wszystko zepsuje...
-Czy wy się znacie? Również Hughes odniósł podobne wrażenie.
-Skąd, pierwszy raz go widzę na oczy. Skłamała, udając obojętną. -Nie interesują mnie takie bezmózgie mięśniaki...
Obrażony Dreyar przymrużył powieki. Ten komentarz o bezmózgich mięśniakach mogłaby sobie darować.
-...A ty jak zwykle wyglądasz świetnie, złociutki. Błyszczysz! Cana uszczypnęła metrusoseksualistę w policzek i posłała mu promienny uśmiech. Dzięki temu komplementowi, Sugarboy spojrzał na nią z wdzięcznością i otarł paluszkiem łzy nazbierane pod okiem.
-No to nic tu po mnie. Bawcie się dobrze. Alberona rzuciła na odchodne, po raz ostatni zerknęła na Laxusa i opuściła progi kasyna.
...
Wychodząc z lokalu, zobaczył, że dziewczyna czeka na niego przy swojej Lancia Ardea. Opierając pośladki o maskę samochodu, mieszała piwo w zielonej, opróżnionej do połowy butelce Millera. Jej spojrzenie było chłodne jak biegun północny.
-Jak mogłaś! Zawołał z wyrzutem, podchodząc do niej bliżej.
-Masz nauczkę, by za mną nie łazić! I wsiadaj, zanim ktoś nas tu zobaczy...
Ledwo to powiedziała, Laxus wyrwał jej butelkę z rąk, wyrzucił alkohol za siebie i usiadł na miejscu kierowcy. Brunetka tylko z żalem spojrzała na roztłuczone szkło i nie protestując, przeszła na drugą stronę pojazdu.
-Możesz wytłumaczyć mi to... to wszystko?! Wrzasnął na nią, gdy tylko wyjechali na główną ulicę.
-A przestaniesz drzeć mordę? Warknęła, odchylając siedzenie do tyłu i kładąc nogi przed przednią szybę auta. Cisza, jaka między nimi nastała była dla Alberony potwierdzającą odpowiedzią.
-Już od kilku lat mam układ z tym kasynem. Mogę kantować ile wlezie, o ile tylko później podzielę się z nimi fifty-fifty. Ostatnio witają mnie z otwartymi ramionami. To niepewna informacja, ale słyszałam że Grimoire Heart podniosło im stawkę haraczu za ochronę. 
-Grimoire Heart?! Dreyar tak mocno chwycił kierownice, że zbladły mu knykcie. -I wiedząc o tym, jeszcze tam wracasz?!
-Te szczury schowały się gdzieś w podziemiach. To jedyny sposób, by czegoś się o nich dowiedzieć. Wyjaśniła Cana. -Szczególnie teraz, gdy zbliża się rozprawa twojego dziadka, powinniśmy mieć chociaż znikome pojęcie o swoich wrogach. W końcu Oracion Seis to nie nasz jedyny problem.
Dobitnie podkreśliła słowo "nasz".
-Podsłuchałem trochę rozmowę tego starucha. Wydusił z siebie blondyn po chwili namysłu. -Dobrze wiedzą o twoich powiązaniach z Fairy Tail. Nie powinnaś tam więcej wracać...
-No po twoim wyskoku to i tak nie mam po co! Odpyskowała unosząc ton, a następnie wypuściła ciężko powietrze z ust. -A szkoda. Lubiłam tamtejszą krupierkę, Coco...
Zerknęła przelotem na przyjaciela i wykrzywiła usta w smutnym grymasie.
-Mocno oberwałeś? Spytała ciszej, niepewnie.
-Troszeczkę za mocno przyłożyłem gejowi, coś mi wtedy w barku strzeliło. Już nie te lata... Dreyar westchnął teatralnie, rozbawiając przy tym Cane do łez.
Wreszcie odzyskiwał spokój ducha. Zszargane nerwy i niepokój odchodziły w niepamięć, kiedy Alberona śmiała się przy nim, cała i zdrowa. Wiedział jednak, że jeżeli nie zmieni swojego nastawienia, to ona znów gdzieś wyjdzie i zacznie działać na swoją rękę. Zrozumiał, że to była jego wina. Nie mógł zabronić dziewczynie ... niczego. Mógł jedynie ją upominać, ale co to da na takiego uparciucha? I tak będzie robić, co zechce. Jeżeli chciał dopiąć swego, musiał ustalić pewien kompromis. Widział tylko jedno sensowne rozwiązanie.
-Jutro nigdzie nie wychodzisz. Oznajmił surowym tonem. Widział, jak jej usta zaciskają się nerwowo, a zmarszczone brwi nachodzą na siebie. Dodał więc szybko... -Trzeba przycisnąć jednego gościa. Będę potrzebował twojej pomocy.
Nastawienie Cany odmieniło się w trymiga. Nagle, rozzłoszczona, stała się pogodna jak skowronek. A jej blasku w oczach pozazdrościłby jej nawet sam Sugarboy.
-Suuuper! Zawołała, śmiejąc się i unosząc ręce wysoko w górę, aż do samego nadwozia.
-Ale wyjaśnij mi jedno. Laxus, pytaniem przerwał jej ekstazę szczęścia. Z nietęgą miną podrapał się po krótko ściętych blond włosach i wypuścił powietrze nozdrzami, niczym wściekły byk. -Naprawdę uważasz mnie za bezmózgiego mięśniaka?
-Wiesz, że nie... Alberona szybko opuściła ręce i zaplotła je pod uwydatnionymi piersiami. -Tylko za mięśniaka, ale ich też nie lubię.
No i co on miał jej na to odpowiedzieć? Pozostało mu jedynie przemilczeć i pogodzić się z bolesną prawdą.
-No, może lubię... ale tylko jednego. Niespodziewanie Cana wychyliła się do niego i ucałowała w policzek.
A kiedy Laxus zerknął na nią, zachichotała radośnie. Nie mógł nie odpowiedzieć jej tym samym.
-Wariatka z ciebie. Wyśmiał cicho wciąż szczerzącą się przyjaciółkę, akurat gdy Lancią dojechali do ich ukochanej dzielnicy - North Faries.

- - - - - - - - - -

Lucy ze złości niemalże biegła. Wściekła, wyobrażała sobie, co mogła mu zrobić. Cios w nos to było po prostu zbyt niewiele jak na taką zniewagę! Co on sobie myślał?! Jak o mógł?! Za kogo on ją uważał, frajer jeden!
-No co za dupek!!! Wrzasnęła nagle, wyładowując frustrację na kuble śmieci, który obalił się z ogromnym hukiem.
-A dziękuje za komplement!
Zaśmiała się, bo nic już więcej zrobić nie mogła. Powoli odwróciła się w stronę Dragneela, który szedł sobie w jej kierunku, z dłońmi splecionymi na tyle głowy.
-Nieee, nie wierzę!
Widząc jej "radość", Natsu obdarzył ją promiennym uśmiechem, kiedy akurat przechodził obok jednej, oddającej ciepłe światło pomarańczu latarni.
-Już się za mną stęskniłaś, skarbie?
W odpowiedzi, Heartfilia ze zmarszczonym gniewnie nosem pokazała mu środkowy palec, co jeszcze bardziej rozbawiło mężczyznę.
Był jak wrzut na dupie. Bez słowa odwróciła się do niego plecami i ruszyła przed siebie. Na zupełnie opustoszałej ulicy, wyraźnie słyszała stukot dwóch par butów. Swoich, i jego.
-Przestań za mną łazić!
-A kto ci powiedział, że chodzę za tobą?! Odpyskował. -Ja sobie tylko spaceruje, a mogę to robić gdzie zechcę!
Normalnie miała ochotę się cofnąć i mu ponownie przywalić! Z drugiej zaś strony, nie chciała dać się sprowokować. Nie zasługiwał na to. I jak postanowiła, tak zrobiła. Zwykłym tempem zmierzała ciemną nocą po głównej ulicy North Faries, starając się utrzymać opanowanie godne sapera. Ale ciągły chichot kroczącego za nią mężczyzny jej w tym nie pomagał. Ba, był nie do zniesienia!
Z nadzieją, że wreszcie odpuści, skręciła w boczną, węższą uliczkę, lecz Dragneel podążał za nią krok w krok, zachowując przy tym stały dystans kilku metrów.
Kiedy przeszła na kolejny zaułek, nagle ją olśniło. Tak po prostu sobie spaceruje? Dobre sobie! To było oczywiste, że próbuje ją zdenerwować! Świadczyło to o tym, że nie jest mu zupełnie obojętna. Nie było mowy o jakimś zauroczeniu, ale jeżeli nie dawał jej spokoju, to musiał być w jakiś sposób nią zainteresowany.
Powracając na główną ścieżkę, nieświadomie uśmiechnęła się pod nosem. Chyba cieszył ją ten fakt. Jednak zaraz przypomniała sobie jego opuszczone spodnie, przez co na samą myśl dostała białej gorączki. Ze złości i zawstydzenia.
-Tu cię mam!
-ŁAAAAA! Przerażony wrzask Lucy słychać było co najmniej w promieniu najbliższego kilometra. W niektórych mieszkaniach zapaliły się światła, a wystraszone koty z piskiem pouciekały z głównej ulicy. Kurczowo chwyciła się za serce, które waliło jej z prędkością światła. A Natsu, wyłaniając się z najbliższego zakrętu miał z niej niezmierny ubaw.
-Jesteś nienormalny?!!! Rozzłoszczona, klepnęła go w plecy. Wciąż nie mogła się pozbierać po tym, jak ją wystraszył.
-To twoja wina. Skomentował, wciąż się wesoło szczerząc. -Jak skręciłaś w kolejną alejkę, to po prostu nie mogłem się powstrzymać.
Heartfilia obdarzyła go jedynie sceptycznym spojrzeniem i wciąż trzymając się za serce, znów ruszyła przed siebie. Tym razem Dragneel natychmiast podążył za nią, a ona o dziwo nie zaprotestowała, gdy zrównał się z nią krokiem.
Przez moment szli w absolutnej ciszy, którą w końcu przerwał różowowłosy.
-Sztywniara z ciebie, wiesz? Wtedy tylko się z tobą droczyłem. Wygarnął jej obrażony. -Nic się na żartach nie znasz...
-Nie znasz mnie, to nie tobie oceniać. Warknęła oschle, spoglądając przed siebie. Nadąsany Natsu odwrócił głowę w przeciwną stronę. "Nie oceniaj książki po okładce" - przeszły mu przez myśl słowa Gajeela. Może czas poznać ją trochę lepiej?
-A wiesz, dlaczego blondynki nie jedzą bułki tartej?
-Daruj sobie... Lucy sięgnęła do kieszeni płaszcza po papierosa.
-Ty palisz? Zdziwił się, podając jej żarową zapalniczkę.
-Tylko gdy takie pacany jak ty przyczepiają się do mnie, jak rzep do psiego ogona. Wyjaśniła niewyraźnie, odpalając Camela*(2) i oddając mężczyźnie jego własność.
-A to często ktoś się do ciebie tak doczepia?
-Prócz członków mafii, to jesteś pionierem. Zażartowała, wypuszczając dym z zabarwionych czerwoną szminką, pełnych ust. Zaśmiali się cicho, w tym samym momencie. Choć nie rozmawiali ze sobą pierwszy raz, ich konwersacja chyba nigdy nie była na tyle spokojna i luźna, jak w chwili obecnej. I nawet teraz, po tym wszystkim co ta dziewczyna przeszła, potrafiła swobodnie żartować z Oracion Seis. Dzięki temu zapunktowała w oczach Dragneela. Ta cycata zołza potrafiła jednak dogryźć, drwić z kłód rzuconych jej pod nogi, zamiast beczeć w kącie i użalać się nad swoim losem. Myślał, że gorzej zniesie śmierć ojca, lecz mógł śmiało stwierdzić, że podejście blondynki budziło w nim respekt. Był z niej w pewien sposób dumny.
Nie spoglądając na nią, wyrwał z jej dłoni papierosa i zaciągnął się mocno.
-No wiesz ty co?! Oburzyła się Heartfilia.
-Co?
-Jesteś jak ten menel, co mnie zagadywał! Nie masz na fajek, to idź zarobić! Nie okradaj niewinnych, bezbronnych kobiet...
Młodzieniec nie wytrzymał i wybuchł niepohamowanym, głośnym śmiechem.
-Że niby ty jesteś niewinna i bezbronna? Zakpił.
-No a nie?
Nagle Dragneel przystanął i spoważniał.
-Prawie złamałaś mi nos! Wciąż mnie boli... Z miną pokrzywdzonego, chwycił się delikatnie za koniuszek obolałej części twarzy. -Powinnaś mnie przeprosić!
-Tsh... Prychnęła cicho, podkradając standardowe zachowanie chłopaka. Drażniła się z nim, tak jak chwilę temu on z nią. Wredna...
-I może w ramach przeprosin znów mam uklęknąć?
-A chciałabyś? Spytał niby żartem, lecz z nadzieją w głosie. Pojęcia nie miała, czy udawaną, więc odepchnęła go leciutko od siebie i zachichotała.
-A chcesz oberwać drugi raz?!
Rozochocony, obserwował odchodzącą dziewczynę. Nie czekała na niego, jakby pewna, że zaraz ją dogoni.
-A chcę! Dragneel podbiegł do niej od tyłu, chwyci w pasie i uniósł w powietrzu. Lucy pisnęła cienko, gdy mężczyzna okręcił nią kilkukrotnie, a kiedy jej stopy wreszcie spotkały się z podłożem, Natsu odwrócił ją przodem do siebie. Wtedy spojrzała na jego rozradowaną twarz, przyozdobioną najszerszym uśmiechem, jaki w życiu widziała.
Zawstydziła się i zamyśliła na moment. Nie pojmowała nagłej zmiany w jego zachowaniu. Ni z tego, ni z owego stał się... miły?! Dlaczego...
-Chcę oberwać drugi raz, ale nie z twojej piąchy. Schylił głowę, nadstawiając nos i spojrzał na nią bezwstydnie. -Całuj.
Znów prychnęła i zerknęła speszona na bok. Mimo to, mężczyzna wciąż trzymał ją w talii i czekał na żądanego buziaka. To było takie głupie. Takie dziecinne! Dlaczego on ją do tego zmuszał?!
Jej irytacja mieszała się z zakłopotaniem, ale w końcu przymknęła powoli powieki, stanęła na palcach i z buraczanymi policzkami, delikatnie przyłożyła wargi na jego nosie. Przez krótki moment, intensywny zapach męskich perfum w przyjemny sposób zawrócił jej w głowie. Może to wciąż było głupie i dziecinne, ale bardzo urocze...
-No dobra, wybaczam ci. Usłyszała jego nieco ściszony głos, przez co się opamiętała. Wreszcie oderwała od niego swoje usta i otworzyła powieki, odsuwając się od Dragneela o dwa kroki. -Powiedzmy, że od teraz będę cię... tolerował.
Zdumiona, aż uchyliła usta. Gdzie się podział jego uśmiech? Gdzie te radosne spojrzenie?!
-No i co się tak gapisz, jak sroka w gnat! Zawołał, trykając ją wskazującym palcem w czoło. -Myślałaś, że już zapomniałem o tym co mi zrobiłaś? Jak nafaszerowałaś mnie tabletkami? Jak mi chciałaś odstrzelić jaja w "Goldenie"?! Jeszcze ci się za to odpłacę!
Zaskoczenie dziewczyny uległo zażenowaniu. Może i był środek nocy, a na ulicy nie widać było żywej duszy, ale żeby wykrzykiwać takie rzeczy w niemal samym sercu dzielnicy? Co za kretyn, wstydu nie ma...
-Rzeczywiście, jesteś bardzo pamiętliwy... Stwierdziła wywracając oczami, ale zaraz otworzyła je szerzej, gdy Natsu chwycił ją za tył głowy i przysunął bliżej siebie. Ich twarze dzieliły marne centymetry.
-Ktoś cię śledzi. Oświadczył z taką powagą, że nie było mowy o dowcipie.
Głupia, jak mogła tego nie zauważyć? Bynajmniej za bardzo skupiła się na małostkowych sprawach, co, idąc po mieście w środku nocy, ani trochę nie było rozważne.
-Od jak dawna? Wyszeptała zaniepokojona.
-Od co najmniej dziesięciu minut.
Nagle wszystko stało się dla niej jasne. To dlatego za nią chodził, dlatego był względnie miły i wygłupiał się z nią. Wszystko to było na pokaz. Tanie przedstawienie i zwykła farsa. Czy czuła się oszukana? Zasmucona? Nie miała czasu się teraz tym przejmować...
-Pewnie chce wiedzieć, gdzie mieszkasz. Kontynuował Dragneel. -Zajmę go czymś, a ty w tym czasie masz włączyć tryb turbo w tych wychudzonych nogach i spieprzać jak najdalej stąd. Zrozumiałaś?
Nie było mowy o sprzeciwie. Widziała to w jego oczach.
-Znów zgrywasz rycerza, czy masz w tym jakiś interes?
W odpowiedzi, Natsu przeniósł swoją dłoń na czubek jej głowy i poczochrał ją lekko po rozpuszczonych włosach.
-Powiedzmy, że to wyjątek od reguły. A o formie podziękowań porozmawiamy później. Znów uśmiechnął się lekko. Doprawdy, był niepoprawny!
-Uważaj na siebie... Poprosiła, ze smutkiem, lecz i z wdzięcznością unosząc kąciki ust. Dragneel tego nie zauważył; zamiast na nią, zerkał w stronę jednego z zaułka.
-Leć już! Nagle syknął ze złością, mocno odpychając jej głowę w przeciwnym kierunku. Z początku Lucy stawiała do tyłu mozolne kroki, z niepokojem obserwując młodzieńca, pędzącego na łeb na szyję. Nie chciała zostawiać go samego, zwalać wszystko na jego głowie. Ma uciec, jak tchórz? A może Natsu doskonale wiedział co robić, a ona tylko będzie mu przeszkadzać?
-Dziękuje. Mruknęła cicho i również puściła się biegiem. Z nadzieją, że słuchając Dragneela, podjęła słuszną decyzję.
...
Tajemniczy mężczyzna nie był głupi. Natsu nie zdążył jeszcze ruszyć się z miejsca, a już zdał sobie sprawę z tego co planują.
-Chodź tu!!! Dragneel ryknął dobitnie, wbiegając w uliczkę, gdzie jeszcze chwilę temu widział osobnika w stylowym, czarnym płaszczu i kapeluszu. Lecz teraz, znajdował się w zaułku zupełnie sam.
Naprędce, lecz roztropnie parł na przód. Rozglądał się bacznie. Koleś nie mógł uciec daleko...
Nagle usłyszał pisk opon, dobiegający zza rogu. Natsu wybiegł na kolejną szerszą ulicę i dostrzegł plecy ściganego. Dłońmi opierał się o maskę samochodu, który zapewne omal go nie rozjechał.
Wstrząśnięty i zarazem wściekły kierowca wyskoczył ze swojego pojazdu, ale nie zdążył skarcić mężczyzny, który szybko uciekł. Zbieg rozpaczliwie trzymał przy tym swój kapelusz, a końcówka jego płaszcza, falowała za jego smukłymi nogami, niczym płachta. Mało tego, uciekał w tym samym kierunku, w którym pobiegła Lucy.
Zdając sobie z tego sprawę, różowowłosy wystartował jak torpeda. Bogu winny kierowca z powrotem wsiadł do samochodu, gdy nagle Dragneel prześlizgnął się plecami po lśniącej masce.
-NO CO ZA... Młodzieniec usłyszał za sobą stos obelg, ale zdawał się być na to głuchy. Biegł jak opętany, rozpoczynając szalony pościg za tajemniczym jegomościem.
Depcząc mu po piętach, przemykał przez najciaśniejsze i najciemniejsze zakamarki miasta, niebezpiecznie zbliżając się do miejsca zamieszkania blondynki.
Koniecznie musiał go dorwać, zanim dotrą za daleko. Jeszcze tego brakowało, by się na nią teraz napatoczyli!
Dragneel przyspieszył, lecz ścigany mężczyzna nagle przewrócił szarawy śmietnik, o który Natsu się potknął i runął na ziemię z hukiem.
-Osz ty padalcu... Syknął rozjuszony, wstając najszybciej jak zdołał. Mimo to, stracił tajemniczego szpiega z widoku. Gdyby nie fakt, że chodziło o bezpieczeństwo, a być może i życie, bądź co bądź, niewinnej i bezbronnej dziewczyny, zostawiłby typa Gajeelowi. Niech on tylko się dowie o jakimś kmiotku, co szpieguje na jego terenie! "W North Faries jest miejsce tylko dla jednego z nas!" - zapewne tak właśnie powie, dając tym samym znać, że to on jest głównym informatorem i nie pozwoli jakieś podróbce na swawolne działania w swoim obrębie. Niestety, nie mógł pozwolić sobie na luksus, jakim było obserwowanie poczynań wkurzonego Redfoxa. Przynajmniej nie teraz, gdy liczyła się każda chwila. Na chwilę obecną, sam musiał zająć się draniem.
Raptem Natsu zdał sobie sprawę, iż widzi posturę ściganego w uliczce znajdującej się na przeciwko. Czekał na niego.
-Skurwiel jebany, chcesz się bawić w kotka i myszkę? Wręcz warknął przez zaciśnięte zęby.
Już on mu pokaże, kto ma jaką rolę!
Nie bacząc na fakt, że wąska aleja była o wiele ciemniejsza od pozostałych, spokojnym chodem ruszył na niego. Nie spieszył się, bo i wiedział, że nie musi tego robić. Tajemniczy mężczyzna stracił zainteresowanie Heartfilią. Teraz, w grze zostali tylko oni.
Różowowłosy odważnie wkroczył w głąb zaułka, wciąż skupiony na ludzkiej posturze.
-Dlaczego ją śledziłeś?! Spytał ozięble, a jego cichy głos obił się o pobliskie, ceglane ściany.
W odezwie, szpieg zarechotał ironicznie.
-Jesteś pewien, że chodzi o nią?
Dragneel w mig stracił pewność siebie, a na sam dźwięk lodowatego, przenikliwego szeptu, poczuł na karku gęsią skórkę. Nawet przez myśl mu to nie przeszło, że cały czas mogło chodzić o niego! Dał się wrobić, cholerka. Tylko czego ten gość od niego chciał? Oczywiście nie było sensu go o to pytać. Chyba, że zmusiłby go do mówienia...
Enigmatyczny osobnik chyba był tego samego zdania, ponieważ równocześnie zaczęli iść w swoją stronę.
Natsu ze zgryźliwym grymasem zacisnął pięści, w których knykcie strzeliły złowieszczo. Zaraz jednak zwątpił, kiedy jego przeciwnik chwycił się za kapelusz, zaciągając go niżej na i tak schyloną głowę, a następnie jednym, zgrabnym ruchem wyjął zza płaszcza ostry nóż i solidnie zacisnął jego uchwyt, prostując prawą rękę jak strunę. Dragneel uzbrojony był jedynie w samego siebie. Jego pięści służyły mu za jedyną broń, a ciało stanowiło jego tarczę. Niestety wobec, na oko, dziesięciocentymetrowego ostrza niezbyt skuteczną. Był przy nim jak nagi, ale nie cofnął się. Taka już była już jego męska duma, że wolał zginąć w nierównej walce, podźgany jak poduszka na igły, niż przeżyć w haniebny sposób.
Stawiając wszystko na jedną szalę, jako pierwszy rzucił się na przeciwnika. Udało mu się go zaskoczyć, lecz nie zdołał wykopać mu broni, jak to miał w zamiarze. Obcy, wciąż maskując swoją twarz, odskoczył zawczasu na bok i agresywnie odmachnął nożem. Natsu w ostatniej chwili wychylił się do tyłu, lecz końcówka ostrza i tak drasnęła go tuż pod lewym okiem. Poczuł, jak z piekącej rany, stróżka ciepłej krwi momentalnie spłynęła wąskim strumykiem po jego policzku. Nie miał jednak czasu na rozczulanie się nad sobą, ponieważ mężczyzna wziął kolejny zamach, skierowany wprost na jego tętnice szyjną. Tym razem Dragneel w porę się schylił. Przykucnął, a następnie odbijając się stopami od podłoża, rozpędził się nieznacznie i głową uderzył przeciwnika w brzuch. Zdziwiony mężczyzna skulił się z bólu, a Natsu korzystając z jego chwilowej niedyspozycji, wyprostował się, wykręcił prawą rękę napastnika i skosił go w piszczelach.
Nóż z metalicznym brzdękiem opadł na drugi koniec zaułka, a obcy przewrócił się z łomotem na plecy. Przy zderzeniu z brukowanym chodnikiem, słychać było jego obite płuca. Ale nadal, jakby chcąc zezłościć różowowłosego, chował za garderobą swoją tożsamość.
-Ktoś ci to zlecił?! Gdy Dragneel usiadł mu na brzuchu, krew z rozcięcia spłynęła mu do obojczyka. Nie słysząc odpowiedzi, wściekły zacisnął pięść i wymierzył ją w zakrytą twarz szpiega. Mężczyzna, choć nie powinien widzieć jego ruchów spod kapelusza, zatrzymał jego atak swoją dłonią, z niebywałą siłą i refleksem, a drugą pięścią uderzył Natsu w żołądek. Zszokowany młodzieniec aż otworzył szerzej oczy i stęknął z bólu.
Niebywałe, facet poskładał go jednym ciosem! Nie mógł w to uwierzyć...
Zabrakło mu tchu, a napastnik zrzucił go z siebie. Powoli wstając, podszedł niespiesznym krokiem na drugi koniec uliczki i podniósł swój nóż.
Leżący na ziemi młodzieniec, ze złością wpatrywał się w zbliżające się nogi oprawcy. Kłucie w brzuchu było nie do zniesienia, lecz i tak próbował się podnieść. Musiał zobaczyć jego twarz! Z zawrotami głowy, zdołał oprzeć się o bruk kolanami i łokciami, lecz mężczyzna kopnął go w to samo miejsce, w które uprzednio wymierzył swoją pięść. Dragneel przeturlał się, uderzając o pobliską ścianę. Choć ból był ogromny, wreszcie odzyskał oddech.
-Dobra... żarty się skończyły... Wysyczał Natsu, z trudem wstając na nogi, lecz w mig spostrzegł, że napastnik gdzieś się ulotnił.
Nie było sensu go gonić. Nie w tym stanie. Nie, gdy między nimi była tak wyraźna różnica w sile.
Opierając się plecami o mur, chwycił się jedną ręką za brzuch.
-Niech to!
Był na siebie wściekły, lecz i śmiać mu się chciało, że tak łatwo dał się wciągnąć w pułapkę. Gdyby mężczyzna miał zamiar go zabić, marnie by skończył. Ale nie to było jego celem. Testował go, sprawdzał jego umiejętności. Tylko po co...

- - - - - - - - - -

To było nie do pomyślenia, by jeden człowiek był w stanie wyzwalać naraz tyle emocji! Złość, zmieszanie, smutek, chwilę szczęścia... A teraz głównie zmartwienie. Wyrzuty sumienia zżerały Lucy od wewnątrz. Co z tego, że kazał jej zabierać tyłek w troki i uciekać? Kij wie, kim był ten dziwny facet, który ją śledził. A jeśli to był jakiś seryjny morderca? Jeśli Natsu zginie, to chociażby jak mu wtedy podziękuje?
Przez moment przypomniało jej się, jakich dziś podziękowań żądał od niej Natsu.
-A niech go lepiej gość zleje, zasłużył sobie! Powiedziała żartobliwie, lecz szybko skarciła się w myśli za głupie żarty. Wchodząc do mieszkania, zastała Levy przed lustrem, zawieszonym w przedpokoju. Zupełnie skupiona na sobie dziewczyna, strzelała do swojego odbicia przedziwne miny - uśmiech, grymas złości, smutek.
-Co ty robisz? Spytała rozbawiona Heartfilia, ściągając z siebie gruby, beżowy płaszczyk, sięgający jej do bioder. Przekonana, że nic złego nie stanie się jej wybawcy, postanowiła przestać o tym myśleć. Tak, teraz skupi się na przyjaciółce, która wyraźnie potrzebuje jej wsparcia!
Wciąż odrzucała korcący, aczkolwiek idiotyczny pomysł, by znów się ubrać i wybiec w pogoń za Dragneelem. "Da sobie radę. Nic mu nie będzie. W końcu ten dziwny facet śledził ją. Nie jego" - powtarzała jak mantrę. Mimo że to imbecyl, wyglądało na to, że znów ją uratował. I właśnie przez te jego idiotyczne bohaterstwo, bądź co bądź, ze zmartwienia miała ochotę obgryźć sobie wszystkie paznokcie.
W między czasie McGarden, nie odrywając spojrzenia od lustra nie odezwała się słowem.
-Lucy... myślisz, że ja jestem ładna?
Blondynka odwiesiła wierzchnią odzież na wieszak i spojrzała zaskoczona na przyjaciółkę.
-A skąd ten pomysł, że nie jesteś?
-A jestem ... dość kobieca?
Lucy wyszła jej na przeciw, z założonymi na biodrach rękoma.
-Gadaj o co chodzi.
-No bo tego... Zaczęła niepewnie Levy, drapiąc się to po karku, to po brwi, stawiając ciężar ciała z nogi na nogę i kręcąc oczami na wszystko, co znajdowało się w zasięgu jej wzroku. Tylko nie na Lucy. -Tak się zastanawiam... No wiesz... Czy Gajeel lubi...
Blondynka przerwała jej męczarnie przeciągłym, głośnym westchnieniem.
-Po prostu bądź sobą. Skoro umówił się z tobą, to lubi cię taką, jaka jesteś. Uśmiechając się smutno, zaszła McGarden od tyłu, a jej odbicie w lustrze mrugnęło przyjaźnie do niebieskowłosej.
-Myślisz? Spytała z nadzieją bibliotekarka, gdy Lucy zaczęła ściągać buty.
-No. Ale jak chcesz być nieco bardziej kobieca, to może po prostu częściej się przy nim uśmiechaj? Tak jak przy mnie. Wypnij pierś do przodu i daj sobie na luz.
Levy, myśląc o jej radzie, spojrzała na swój biust. Przeniosła wzrok na biust Lucy. I znów na swój, chwytając się przy tym pod niewielkim dekoltem, a jej usta wygięły się ku dołowi w podkówkę.
-Jesteś okropna... Wytknęła blondynce z zażenowaniem. -Co ja mam wypiąć do przodu, te plecy?!
-Nie przesadzaj. Uspokajała ją Heartfilia. -Może on lubi mniejsze rozmiary, tak jak bobry?
-SPADAJ! Wkurzona McGarden sięgnęła po swojego laczka i rzuciła nim w Lucy. -Bezczelna...
-Przestań wydziwiać i chodź napić się czegoś, co nas lekko rozgrzeje! Blondynka stwierdziła w końcu, że tego właśnie potrzebuje najbardziej. Levy z resztą też.
McGarden podążyła za współlokatorką do kuchni, gdzie wyjęły Jacka Danielsa i dwie szklanki do whisky. Przyjaciółki szybko zatopiły swoje smutki i dąsy, zupełnie nieświadome tego, że nieuchronnie zbliżający się dzień, przyniesie ze sobą coś znacznie gorszego, niż kac.




1) Remington Model 51 - Opracowany przez Remington Arms Company pistolet samopowtarzany, produkowany na przełomie lat 1918-27.

2) Camel - marka papierosów.

***

Dobra, to tak szybko dziuby, bo wiem że są tacy co czekają, mimo później pory (szacun kochani :D)
Pożalę się prędce, że zasmuciła mnie liczba komentujących pod ostatnim rozdziałem... 37 plusików (czyli stałych czytelników), a chyba 10 osób skomentowało :( Za pocieszające mogę jednak uznać fakt, że każdy z tamtych komentarzy był bardzo wyczerpujący i treściwy - bardzo dziękuje ich autorom za czas, jaki poświęcili na przedstawienie swojej opinii ^.^
No ok... Jest późno, więc jak wyłapaliście jakieś błędy, dajcie znać. Niektórych fragmentów nawet (JESZCZE!) nie sprawdziłam dokładnie...

Czekam na info co wam się najbardziej (lub najmniej) podobało, a kolejny rozdział już niedługo! Tylko muszę wreszcie nadrobić wszystkie wasze rozdziały :P


Mam nadzieję, że się wam podobało! Buźka kochani ! :***


38 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Ok, to zaczynamy...
      "Krzycząc, odruchowo klepnął ją od dołu w lewą pierś."
      Pffff... Ja nie moge, Laxus, zboczencu XDD
      Co za dupek! Jak mozna tak moją Juvie popchnąć?! ...no ale niestety ma racje...
      ...Hoteye? To on jeszcze nie zdechł =.="? ...o. Juz po nim. Brrr... *ciarki*
      Boziu, Gray wyskakuje jak Chomik z Konopii 0.0! Ale ma cudne relacje z Hildą "XDDD... Ciekawe po co jej ten rum... Bedzie sie Lusi zwierzała przy alkoholu?
      O, moja Erzusia! *czyta*
      ..."-Powiedz... Zaczęła lekko wstawiona. -Jakie to uczucie, gdy ważna dla ciebie osoba znika nagle bez słowa, na kilka godzin, nie mówiąc nawet gdzie idzie?"... Zajechało mi depresją po Jellym. Tylko zmienić "godzin" na "lat". Ale w ogole, to fajnie ochrzanila Laxusa. Tak... Delikatnie, ale dobitnie i prawdziwie.
      Ha, a nie mówiłam?! Wiedziałam, ze bedzie spowiedź! ...ale słodko sie zrobiło. "Kochane z nich chłopy". *Oooo...*
      O, ja czuje, ze Natsu (no, moze Gray) przybędzie na ratunek! ...*brzdęk*. "Co to za podchody robisz do Cycatej?". I kij z ratunkiem. ...oł szit. Natsu, dupku niemyty... Ja go normalnie...[CENZURA]. A co do ciemnego typa, to moze to ktos z FBI?
      Cana, w jaki ty sie burdel wpakowalas =.= "łosiowe"? A nie "łososiowe"? Mystgun! Jejku, jesli jest taki jak Siegrain... Ja potrzebuje mojego Zelka ;-;... A Cana niezła jest, tak olać przyjaciela XD
      Ja nie moge, ale ty ciśnienie po biednym metroseksualiscie(?) XD
      Wow, Nalu mnie nudzi, ale to było taaakie urocze ^^... O. Tu chodzi o szpiega. Cholera. A jemu chodzi o Natsu. Cholera. A moze to Mystgun...?
      Ooooj, Levy taka głupiutka i słodka "XD... Kya XD nie wiem co było najlepsze... Gray i Hilda, albo Laxus jak zdzielił Cane po piersi "XD Dobra, siedze tu od 1.40, a jest...2.41. Ok, ide spać. Papa~!

      Usuń
  2. well, chciałam przeczytać nowy rozdział, ale jutro muszę wstać o 7.. :< więc później nadrobię ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeczytalam :D
      Nie wiem jak jutro wstane ale ok xD
      Jutro postaram sie skomentowac rozdzal. Tymczasem kocham Natsu za wszystko :)
      Dobranoc, Sasha K.

      Usuń
  3. Gdzież ta Cana polazła? Kasyno! :D
    ...wait, what? Mystogan? O.O Woah... No to są wszyscy trzej - Jellal (zaginiony), Siegrain (zły) i Mystogan (cholera wie). Teraz pytanie, co ich łączy? To ta sama osoba? Trojaczki rozdzielone we wczesnym dzieciństwie? Trzy osoby o tym samym wyglądzie, które nie znają się i nie wiedzą, że wyglądają tak samo? o:
    No i... Awww... Laxana taka urocza <333
    Buahahaha! Co to za raj, jak biurokracja jest, Richard? :D No i... "anioły" takie troskliwie, zamknęły w izolatce, coby Richard sobie ani innym "duszyczkom" nic nie zrobił... :D I takie gustowne białe wdzianko dały, choć troszku niewygodnawe chwilami, bo rękawy się wiążą na plecach, czy gdzieś... I jak on teraz będzie grać na harfie? D:
    A pewnie, Hilda, Natsu i Gray to dobre chłopaki są ^^
    ...
    NATSU, TY IDIOTO. TY PIEPRZONY IDIOTO. *wciela się w Erzę i powala jednym uderzeniem*
    ...żart niby?
    Powtarzam - TY IDIOTO. >:C GOŃ JĄ TERAZ. ALE JUŻ. *patrzy na Natsu, którego chwilę wcześniej sama znokautowała. Po chwili namysłu wylewa na niego wiaderko zimnej wody, w celu ocucenia* A TERAZ JĄ GOŃ. NO. >:C
    Awww... Taka rozmowa na luzie i to trochę dziecinne zachowanie z tym pocałowaniem w nos... <333
    Dawaj Natsu! Dorwij drania! Lucy na Ciebie liczy! \o/
    Ta scena, jak Natsu prześlizguje się po masce samochodu... Czy tylko u mnie ona tak fajnie w wyobraźni wygląda? :D <333
    Natsiasty, uważaj! On ma nóż! *stwierdza tonem Virgo z 15 czy 16 odcinka nowej serii, oznajmiającej Lucy, że królewska armia ma przewagę liczebną c: * ...śledził Natsu... on śledził Natsu... No to nie za fajnie... *sadystka wewnątrz niej twierdzi wręcz przeciwnie, wyczuwając wypływające w tego konsekwencje*
    Levy, oczywiście, że jesteś ładna. I kobieca.
    BOBER KONTRATAKUJE :'D I wypinanie piersi do przodu :'D Kurczę, Lucy, niedlugo w tych swoich domysłach zrobisz z Gajeela jakiegoś fetyszystę xD
    Chyba wszystko, co chciałam C: Pewnie byłoby więcej, ale jednak późno (tak późno, ze za chwilę będzie wcześnie xD) troszku, a chciałam od razu skomentować.
    Także ten, no. Przesyłam wena, życzę wolnego czasu i zdrówka i ogólnie pozdrowionka! C:
    No i branoc! *patrzy na zegarek - 2:32, jak dobrze, ze nie wstaje jut... dzisiaj rano xD* ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to mysle, ze Sieg to tak naprawdę Jelly, o!
      ...a ja muszę wstać ;_;...

      Usuń
  4. No dobra... tym razem komentarz mniejszy ode mnie, bo nie mam czasu pisać. Rozdział ogólnie rzecz biorąc bardzo mi się podobał, zauważyłam parę błędów, ale nic się nie stało. Wiem, że pisałaś specjalnie dla nas w nocy, więc wybaczam.
    Co do fabuły. Natsu jak zawsze denerwuje itd. Powiem, że i nie obraź się, że ten rozdział był dla mnie trochę słaby, a może dlatego, że po tych ostatnich geniuszach, zwiększyły mi się wymagania? Nie wiem. No, ale ... Bało dobrze, ale nie powalająco. Akcja Nalu była fajna, ale i tak najlepsza była końcówka z Levy. Jak ja ją kocham...
    Co więcej? Hmmm no akcja Laxus i Cana nawet fajne, ale czegoś mi brakowało...
    No dobra. Rozdział był fajny, przyjemny, zabawny, Natsu nadal denerwuje, ale powiem ci szczerze. Napisałaś rozdział na 20 stron (tak, sprawdziłam) i Bogu dzięki, że rozdzieliłaś na dwa. Chociaż i tak ja preferuję jeszcze krótsze rozdziały. Nie wiem czemu, ale ja lubię krócej, a częściej :)
    No dobra. To ślę wenę, chęci i wyspanie ido zobaczenia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A i ty masz tyle plusików, a ja zrobiłam ankietę o stałych czytelnikach i jest ich 99, a osób komentujących od 6 do 10 :)

      Usuń
    2. Jak na razie sama wyłapałam trzy błędy (ten łosiowy zamiast łososiowy... xD), ale pewnie jest więcej. Zaraz się biorę za poprawkę :P I oczywiście nie obrażam się, bo i nie ma o co. Zdaje sobie z tego sprawę, że rozdział jest słabszy od pozostałych, taki bardziej o pierdołach (stąd tytuł fanaberia xD), choć i tak w końcowym efekcie wszystko wyszło lepiej, niż się spodziewałam :P I seryjnie wyszło 20 stron? Znowu?! ... Niby ja też wolę krótsze, a częstsze rozdziały, ale jak widać, jak się rozpisze to nie ma rady... xD
      Co do stałych, niekomentujących czytelników... chyba można ich nazwać pieszczotliwie małe lenie :D No ale co poradzić :P

      Usuń
  5. Jutro wezmę się za komentowanie. Ale rozdział jest świetny. Yuuki Irochi

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej ho hej ho! Cholerny blogspot, komentarz byłby jeszcze nawet wczoraj ale nie byłam zalogowana do Google a nie pamiętałam hasła. ale teraz będzie dłużej, znacznie dłużej :3
      Tak więc od początku. LaxCana czy jak nazywa się ten paring jest nawet słodki u ciebie, ale nie preferuję go w anime, zdecydowanie LaxMira, bo w końcu jedyną i wieczną miłością Cany jest alkohol xD No i ten moment gdy Laxus chwycił ją za cycki, no normalnie WTF! Ja się pytam gdzie był wtedy Gildrats ze strzelbą! No i jeszcze ta wymiana broni. Kłócą się jak stare moherowe małżeństwo, ale zamiast buzi na zgodę to łapią się za cycki i spluwami wymieniają. Normalnie temat na kolejny odcinek "Trudnych spraw"!
      W końcu Juvia! Ale nie Juvia psychopatka . I o co chodzi z tymi napadami..Na początku myślałam że to Gray i Natsu ale po cholerę by kradli, jak Gray jest półkaleką a Natsu woli z Lucy gadać.
      Właśnie Natsu i Lucy! Cholerny, pinkowy cham ze zbyt długim jęzorem! Natsu! No jak tak można do zdiewczyny się odezwać! :__: Rozumiem że w obecnych czasach gówniarze nie mają grosz taktu ale TUTAJ? WTEDY? Zaraz po wojnie? W mieście gdzie mafia niczym Hilda z balkonu wygląda? Jeny, Yasha, ty jesteś prawdziwym hardcor skoro do takiego opowiadania wciskasz jeszcze robienie loda. Przecież w tamtych czasach ledwie ogarniali gumki, a co dopiero z takie rzeczy się brać O.o
      No dobra koniec wyżaleń. Odetchnijmy. Natsu zapunktował w moich oczach już w kolejnym akapicie z nimi. Był cholernie słodki i mam nadzieję, że te uczucia względem Lucy (duma, respekt) nie są tylko na chwilę. Znaczy nie chcę od razu super przesłodzonego NaLu bo to zjebałoby całą twoją ciężką pracę, a tego nikt chyba nie chce. Więc takie małe kroczki w stronę Big Love Forever są mega. No i ten moment jak ją jeszcze okręcił! Brakowało mi tylko żeby Lucy się roześmiała to byłoby epic ^^
      Gajeel vs Tajemniczy Szpieg w Czerni..Jestem zdecydowanie za Gajeelem. Dalej wzrusza mnie scena z sagi Prolog gdy po raz pierwszy i ostatni powiedział do Metalicany "Tato" :( Ech dobra nie wspominajmy tego najważniejsze jest teraz starcie Informacja vs. Informacja Szpieg vs Szpieg. Nie ma tu miejsca dla dwóch szpiegów! I Gajeel atakuje niczym Jackie Chan HIAAAAAAAA!
      Biedny Richard :( Albo nie, w sumie nie lubiłam go u ciebie bo zrobiłaś z niego niezłą wredotę, a w anime stał się miły. Jednak taki pobyt w Shirotsume musi być dla niego koszmarem. I jeszcze to że widział aniołów, hahaha xD A ja na początku myślałam że to jakieś plemię i biorą go jako danie główne xD W sumie wyspa Galuna by tu pasowała xD
      Czy ty musiałaś wpakować tu jeszcze Mistguna?? Serio? Ja miałam problem z ogarnięciem ich w anime, bo cholera nic z tego nie kumałam. No i dodałaś Edolas jako kasyno! Fajnie fajnie, tylko kto to jest krupierka? O.o A właśnie, błagam zrób scenkę z Grayem i Sugarboyem xD Oczywiście Sugarboy musi na niego lecieć. No i niech się gdzieś w pobliżu Juvia i Toti (boże kocham cię za to zdrobnienie) kręcą xD
      A przy okazji gdybyś szukała pomocy w robieniu miniaturek do "Organizacje i członkowie" tj. zdjęcia bohaterów to możesz na mnie liczyć! ;)
      Do następnego rozdziału! Oby było dużo akcji!

      Usuń
    2. http://instagram.com/p/rAFoW-i4id/?modal=true
      ZNALAZŁAM ♥ Miałam to wstawić w komentarzu wyżej przy wzmiance o Jellalu, Sierg i Mistgunie ale nie znalazłam w necie i musiałam wejść na instagram xD

      Usuń
    3. Tak szczerze powiedziawszy, to na początku też myślałam, że Richard trafił na tubylcze plemię i go do kociołka wrzucą. I Richard się będzie rozwodził "Ach, co za troskliwe anioły, przygotowały mi taką miłą, gorącą kąpiel, z ziołami na dodatek... Zaraz, ale po co ta cebula?..." xD
      A co do Jellala, Siegraina i Mystogana, to mnie się z kolei skojarzyło to: http://weheartit.com/entry/129270491 xD
      A na marginesie - kurier to ten, co na przykład rozdaje karty w kasynie. Albo "obsługuje" ruletkę i inne takie ;)

      Usuń
    4. Dokładnie, krupier (nie kurier, chyba z rozpędu tak napisałaś Szher xD - btw. mam nadzieję za skrót się nie obrazisz? ^.^) to osoba odpowiedzialna na obsługę gier hazardowych w kasynie :)
      I Yuuki, zdziwiłabyś się, jakie świntuchy w latach 50-tych już chodziły po tym świecie xD Tylko się teraz dziadki nie przyznają hehehe ;> :D W każdym bądź razie, takie rzeczy nie były im obce w XX wieku ;P Z tym, że fakt, większy się miało szacunek do kobiet, do ludzi... Mowa oczywiście o normalnych ludziach, a Natsu raczej do takich nie należy xD
      Co do Graya i Sugarboya, to nie wiem, ale podsunęłaś mi pomysł z wyspą Galuna O.o Wdzięczna jestem bardzo :D A po zdjęcia do zakładki z postaciami na pewno się niedługo odezwę ;)
      PS. Mocne linki xDDD

      Usuń
    5. Cholerny słownik w telefonie, tak chodziło mi o krupiera xD Mogłam uważniej przeczytać komentarz przed wysłaniem xD I spoko, nie obrażę się za skrót ;)

      Usuń
    6. ...ja tu sobie czytam z nudów komentarze, a tu nagle "W mieście gdzie mafia niczym Hilda z balkonu wygląda?".
      ...
      Pozdro z podłogi XDDDD

      Usuń
    7. Hahahaha dziękuję xD
      Ale to nie jest prawda? Hilda powinna zostać Miss Moher lub ewentualnie Donem Gildii Moherowych Beretów, a siedzibą byłby Monopol na Wzgórzu!

      Usuń
  6. Rozdział zabawny i przyjemny do czytania. :D Dobry przerywnik przed większą akcją ;)
    Na początku wychwyciłam mała literówkę - zniechcenia :) potem to już się skupiłam na fabule

    Dziękuję kochana za LaxCana !!! :* Świetnie mi się ich czytało. W końcu Cana pokazała charakterek, aż dziw, że Laxus nie zaczął jej szukania właśnie od kasyna ^^ xD Erza dobrze mu przygadała.

    Hmmm, i teraz mam dylemat, Siergan czy Mystogun - który z nich jest Jellalem xD

    I Richard dostał to na co zasłużył !!! Zabawne było czytać jak mafioza sądził, że przyszły po niego anioły - powinien się raczej szatana spodziewać!!

    Jednak Lucy będzie pracować w sklepie Hildy ^^ i już ma ksywkę, obstawiam, że będzie się dosyć często użerać z klientami.

    Natsu w tym rozdziale był denerwujący jak mało kiedy, Dziewczyna chce mu podziękować a ten coś takeigo proponować ... Szkoda, że przy tym nie było Erzy, ale Lucy też sobie poradziła dobrze xD ich przekomarzanie się było słodkie, ale nie do przesady.
    Ciekawa jestem co to za gość w kapeluszu? Nowy wróg czy sokusznik ? - nie wiem czemu ale pomyślałam, że móglby to być Lilly
    Nie mogę się doczekać reakcji Gajeela, kiedy się dowie o konkurencjii xD xD i to dosyć mocną, nieźle załatwił Natsu. Ciekawe czy na serio Natsu był celem czy jednak Lucy?
    Weny kochana i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Aaaaa! Biedna Lucy :'( Ona taka słodka, wystawia się na tacy, a ten co? Bezczelnik! Cham! Szowinistyczna świnia... I właśnie za to muszę ci podziękować droga Yasho :) Za połączenie zakochanej Lucy, która w moim mniemaniu była tutaj jak lukier z chamskim Natsu (ocet balsamiczny...? Nie wiem - gotowanie nie jest moją mocną stroną xD). To dopiero z czasem ma przyjść, a nie że od pierwszego wejrzenia chcą sobie wpaść w ramiona! A ty to tak fajnie przedstawiłaś *.*

    Co do podejrzanego typa to rozbudziłaś we mnie wielką ciekawość. Naprawdę nie mogę się już doczekać żeby dowiedzieć się kim on jest! Życzę więc duuużo czasu wolnego, abyś jak najszybciej napisała 32, czystego umysłu, żebyś pisała to co chcesz i bez takiego "Hmm. Napisałam już stronę. Uff. Teraz sprawdzę czy ma to sens i jest napisane w normalny sposób............ Hę? HĘ?! Co to, kur*a, jest?!". Życzę również ochrony przed wszystkim co nazywamy "nieszczęśliwym biegiem wydarzeń" albo zwykłym pechem oraz sprawnych paluszków, żebyś nie musiała robić długiej i żmudnej korekty.

    PS: Wyszło mi to jak jakieś życzenia urodzinowe! xD

    OdpowiedzUsuń
  8. Wybacz mi Yasha- sama! *klęka i kłania się* Przepraszam, że nie skomentowałam ostatniej notki, ale pisałam komentarz 3 razy i 3 razy mi kasowało. Z różnych powodów.
    Ale do rzeczy.
    Sceny z Hildą- perfect
    Scena z "aniołkami"- mistrzowska
    A Natsu przyjmujący podziękowania, kompletnie rozwala system :P
    Niech moc będzie z tobą!

    OdpowiedzUsuń
  9. Kochana ty masz chociaż 10 komentarzy, ja ledwo 4 więc kto ma lepiej? Przepraszam, że nie skomentowałam wcześniej, ale zapewniam że dzisiaj rano przeczytałam i się zachwycałam. Naprawdę cieszę się, że dodałaś rozdział, który i tak jest długi. Natsu i Lucy są naprawdę słodcy, ale na początku myślałam że Dragneel mówi serio i takie "Że co?!". Ale w rzeczywistości troszczy się o naszą Lucy, i widać że dziewczyna mu się podoba. A tu proszę, okazało się że wcale nie chodzi o nią, a o naszego Salamandra. No ciekawie, ciekawie się robi. Już myślałam, że mu bliznę na szyi zrobisz, że go ten koleś przetnie (tak Natsu i jej nieskładne zdania i chore fantazje...usuwam się w cień). Laxus, Cana i ich zajebiste kłótnie, ona była taka prawdziwa! No po prostu nie mogłam ze śmiechu. Za dużo Jellalów (Erza normalnie farba z nosa, orgazm i którego wybrać, którego wybrać? XD) Żaden Jellal nie jest zły. Levy - z przodu plecy, z tyłu plecy Pan Bóg stworzył ją dla hecy XD Wybacz, ale to było silniejsze ode mnie! Levy oczywiści jest ładna i kobieca i...odpałowa. To było słodkie jak opowiadali o naszym Natsusiu i Grayciu (wut?). Naprawdę, chociaż relacje Graya i Hildy mnie rozwaliła. Wybacz, że komentarz znów nie ma sensu, ale wyszłam na dwór i spotkałam kogoś kogo nie powinnam i mam kompletny mętlik w głowie, więc przepraszam i obiecuję że kolejny komentarz będzie miał sens. (Ta obiecuje drugi raz, przepraszam.)
    Weny życzę i spróbuję napisać coś u siebie na Namiętności.

    OdpowiedzUsuń
  10. Spoko, 'Cycata' ma robotę w monopolowym.. Właściwy człowiek na właściwym miejscu xD nieee no żarcik, żarcik ^^
    Czułam, że tak ten Natsu na początku się tylko zgrywa z tymi 'podziękowaniami' ^^ ale za to z tymi przeprosinami nieźle wykombinował xD cwaniaczek ^^
    Aleee dopatrzyłam się takiego błędu: 'Był jak wrzut na dupie.' nie powinno być 'wrzód'? Tylko to zauważyłam :)
    Oczywiście całokształt no cud, miód i malinka! Podobało mi się wszystko! Tyyyle emocji~! ^^
    Czekam na więcej bardzo niecierpliwie! Jak zawsze!
    Odpoczywaj, niech wena Cię nie opuszcza nigdy!

    Ściskam mocno i całuję :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O moj boze, ty żyjesz! O.o *wataje z krzesła przewracając je i dramatycznie wskazuje palcem*

      Usuń
    2. nie ładnie jest na kogoś pokazywać palcem ;P wstydź się xD
      żyję, żyję i przez najbliższe lata nie wybieram się na drugą stronę, tak że spoko Miśku, jeszcze mnie tu zobaczysz ^^

      Usuń
    3. Sorry "XD
      To sie cieszę :3 No i mam nadzieje, ze zobacze cie tez u ciebie ;)

      Usuń
    4. Kochane, ale taki spamik to na czacie proszę :D (ewentualnie małe słówko zostawić w komentarzu i by rozmówki na czacior przenieść, po to on jest ;) ).

      Usuń
  11. O mamo, Laxana!
    Ale miałam radochę jak czytałam tą część rozdziału, jak Cana "uciekła" od Laxusa :D W sumie interesujący jest fakt że do Erzy, gdy bierze w czymś udział, nie ma pretensji, a do Cany tak - a przecież laska jest co najmniej tak bardzo wojownicza jak ta zakonnica ;p Haha, niemniej sprawiłaś mi tą akcją wielką przyjemność :) No i niezły posłuch Cana zdobyła w tym kasynie, jestem ciekawa czy jej sława sięga gdzieś dalej :)
    Lucy i robota w monopolowym, no nieźle ;D Haha, Hilda wiedziała kogo zatrudnić, jeszcze zbije fortunę na tych menelach ;) Rozmowa Natsu z Lucy była przegenialna, choć za takie żarty ode mnie otrzymał by coś więcej niż cios w nos ;p Powiedz mi czy to ja nie doczytałam, czy nie wiadomo kto jest tym kolesiem, coto ich śledził? Bo robił to na terenie Gajeela i chyba gdzieś tam nazwałaś go cieniem, czy coś w ten deseń, stąd wniosek, że to może Rogue :D
    Najlepszy moment to część rozdziału w której opisujesz aniołki&psychiatryk, miodzio :D Pod warunkiem oczywiście że nadal się w to bawimy ;)
    Jeśli nie skomentowałam poprzedniego rozdziału to wybacz :( Ostatnio częściej jestem na komórce niż na komputerze, ale z komórki bardzo nie lubię komentować ;p Niemniej buziam i całuję i obiecuję że następny rozdział skomentuję tak czy owak :D Weny! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "W sumie interesujący jest fakt że do Erzy, gdy bierze w czymś udział, nie ma pretensji, a do Cany tak" - No a myślisz, że dlaczego tak jest? xD http://t.qkme.me/3og5sd.jpg
      I nie, nie wiadomo kto jest tym kolesiem co to ich śledził :P Ale spekulować możecie sobie, muahaha :D
      Oczywiście w zabawę co najbardziej się wam podobało, bawimy się cały czas ^.^ I spoko, rozumiem co to znaczy pisać komentarze z komórki -.-

      Usuń
  12. Boski rozdział *-*

    Jak Natsu "wyśmiał" Lucy to mi też się przykro aż zrobiło... ale gdy kazał jej "dziękować" to też takiego wkurwa miałam jak ona :D
    Ogólnie robi się ciekawie ^-^ Nie mogę się doczekać randki Levy i Gajeela <3
    Ciekawe były te "wtyki" i układy Cany w Kasynie. Najbardziej podobała mi się właśnie ta akcja w Kasynie, a najmniej to chyba nic o.O Cały rozdział był epicki ^-^

    OdpowiedzUsuń
  13. Ajaj *-* Jak zawsze super! ♥

    Zacznę od tego, że najbardziej spodobał mi się fragment, gdy Natsiasty dręczył Lucynę. Co prawda z lekka mnie wnerwił, gdy zażądał od niej "podziękowania", ale całościowo i tak uważam, że było to śmieszne i słodkie. :3
    Zmartwiony Luxus też był niczego sobie. ^.^ Ale Cana lepsza. :p Nie wiem dlaczego, ale szczególnie mnie rozbawiła jej rozmowa z Sugarboyem.. "Błyszczysz!" xD
    A wgl. to zastanawiam się, czy mówiąc do Luxusa o martwieniu się, Erzie chodziło tylko o Canę, czy też może o jej własne przeżycia?
    A tak z poważniejszych rzeczy, to zastanawia mnie, co ten zamaskowanych gości miał do Natsu... Mam tylko nadzieję, że nie chcą go werbować do mafii albo coś.. Choć to pewnie mało prawdopodobne. :p

    Jak zwykle nie wyłapałam błędów. ^.^
    Piszesz tak świetnie Yasha, że nie ma co szukać. :p

    To na koniec kilka słów:
    Weny, czasu i chęci! ^.^

    ~Tessa :*

    OdpowiedzUsuń
  14. Yasha! Znowu Twój blog mnie wywala! :c
    Już trzy razy próbuję pisać komentarz. Za każdym razem jest krótszy i za każdym razem przycisk "Wyłącz" od mojego laptopa jest częściej naciskany. :c
    Zirytowałam się. :c
    Ale dobra, może teraz się uda.
    Więc.. Rozdział mi się podobał. Bardzo.
    Najbardziej tekst o Gajeelu powiedziany przez Natsu.
    Słowa Juvii też były interesujące, chociaż się tego spodziewałam. :D
    Dalej. Laxus i Cana. Zarazem uroczo, śmiesznie i poważnie :D
    Hoteye wyjęty rodem z filmu! <3
    Natomiast Natsu, ach Natsu! To było boskie! <3
    Hildy mi akurat szkoda :c Bardzo.
    I Erza, aww *-* Erza była świetna! <3
    Błąd jeden albo dwa znalazłam :c
    Jak będę mogła dodawać komentarze (Serio, coś jest nie tak. Czy z konta, czy z anionima piszę - wywala mnie) będę pisać częściej :D
    Wspomnę jeszcze, że moment NaLu i walki samego Dragneela był epicki! :3

    Mam nadzieję, że się dodało.
    Weny i czasu życzę:
    Ashta :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ashta, ale wywala cię z przeglądarki, ze strony, czy jak? Kurde, to już nie pierwszy raz jak ktoś pisze, że mu komentarz ucięło, czy coś podobnego... I teraz tylko pytanie, czy to wina bloggera, czy czegoś... Bo specjalnie niczego nie robiłam, żeby tak się działo xD Nie wiem jak, ale postaram się coś z tym zrobić, dlatego też pytam dokładniej co się wam (nie tylko Ashatcie) dzieje przy pisaniu/dodawaniu komentarzy :(
      Niemniej jednak bardzo ci dziękuje Ashata, że pomimo trudności dodałaś ten komentarz. Wiele to dla mnie znaczy :) :*** I jak już dziękuje, to podziękuje wszystkim komentującym, serio, tylu komciów pod rozdziałem to ja już dawno nie dostałam! :D Dziękuje :****

      Usuń
    2. I widzisz, znowu, [Teraz strona stała się czarna]
      Myślałam, że to wina mojego konta/kompa/internetu/przeglądarki.
      Sprawdziłam wszystko.
      Czasami się dodaje, a czasami nie :c
      Strona robi się cała czarna albo biała z napisem "Strona internetowa jest niedostępna"
      Spróbuję jeszcze raz [druga próba]

      Usuń
    3. To wygląda na to, że blog nie chcę się załadować... Ewentualnie jak wyskoczy ci, że strona jest niedostępna... ale oby ci już nie wyskakiwało xD, powinien pisać komunikat z błędem. Można sprawdzić jeszcze to... No bo szczerze powiedziawszy, nie wiem czego może to być przyczyną. Stawiałabym na słabsze łącze internetowe, ale jeżeli piszesz, że wszystko sprawdziłaś i jest ok, to może blogger coś knuje... znowu... -.- Postaram się jeszcze raz czegoś poszukać na ten temat, no choć specjalnie przecież tego nie robię, to przepraszam za utrudnienia :/ :(

      Usuń
  15. Zainstalowałam nowy system, mam nowego laptopa i robię na dwa komentarz (raz przez konto Google - komentarz się usuwa, a potem przez Ashtę i daje rade :D)
    Więc troszkę więcej czasu to zajmie, ale komentarz będzie :D
    Życzę miłego dnia :)

    OdpowiedzUsuń
  16. To opowiadanie jest prześwietne, co prawda nie komentuję każdego rozdziału ze zwykłego lenistwa ale od tej pory postaram się to robić. Przechodząc do rozdziału... był boski tak jak każdy, cieszę się że już coś zaczyna się dziać między Lucy a Natsu(od paru rozdziałów), chociaż jego forma "przeprosin" trochę mnie zszokowała o_O Co do reszty to Laxus tak słodko martwił się o Canę że aż jej zazdrościłam ale są też granice. Levy tak strasznie się martwi tą randką z Gajeelem mam nadzieję że uda im się spotkanie :) Już się nie mogę doczekać nexta, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Hej! Śledzę Twojego bloga już od dłuższego czasu i trochę głupio się złożyło, że to dopiero mój pierwszy komentarz. Szczerze to chciałam żeby ten mój komentarz był napisany z polotem, z przedstawieniem jasnych i ciemnych stron Twojego opowiadania, ze szczegółowym opisem tego co mi się w nim najbardziej podoba, a co najmniej. No ale, po pierwsze brak weny, po drugie lenistwo.Więc napiszę po prostu, że wykreowana przez Ciebie historia tak wyróżnia się na tle tych tysiąca innych zarówno pomysłem jak i jakością, że nie pozostaje mi nic innego jak Ci pogratulować i życzyć dalszych tak udanych projektów. magda_lena

    OdpowiedzUsuń
  18. O, ja już nie czytam zwykłe opowiadanie! Ja chwaliłam Cię wiele razy - za postacie, za pomysł, za fabułę, za konkretny moment, ale muszę zrobić to po raz kolejny. No bo jak nie docenić takiego geniuszu?!
    Już od początku miałam takie WTF na twarzy i myślałam, co ta Cana sobie wymyśliła. Niedziela, a ona pakuje się i bierze broń. Nie wiedziałam, na co ta wariatka mogła wpaść. I wtedy wpada Laxus zakłócający plany dziewczyny. I tutaj zaserwowałaś takiego smaczka dla fanów tej pary. ^.^ Cała część o nich była taka rozczulająca, oni są po prostu słodcy!
    Hoteye dostał na swoje... ale w życiu nie pomyślałabym, że zamkną go w psychiatryku. Ogólnie rechotałam jak głupia, gdy czytałam o tych "anielskich" osobach. Normalnie przywidzenia miał, hehe! Dobrze go urządziłaś. Zasłużył sobie.
    Oj, widzę się kroi i to grubo w sprawie Makarova. Wszyscy knują, jak go tu usadzić na kolejne 20 lat. W końcu wiadomo, skąd przydomek Karciana Królowa. Niby było coś wyjaśniane, ale teraz w praktyce mieliśmy to pokazane. Akcja w kasynie była mega. Cana się zemściła na chłopaku, ot co. Ale dobrze, że blondyn zrozumiał uczucia brunetki i w końcu będzie włączał ją do "akcji".
    Lucy... Lucy... Lucy... ty naiwna, cytata Lucy! Tak uwierzyć w grę Salamandra, oj ty głupia. Jeszcze się w nim zakochaj i niech sumienie zeżre cię od środka, żeś go zostawiła ;P
    Poważnie. Salamander tutaj przebił wszystkich. Począwszy od jego żartu na temat podziękowania - "na kolana i do rana" XD, a potem to jak droczył się z dziewczyną. Cała ta akcja z nimi, to że za nią szedł, okręcił ją, i ten niewinny pocałunek w nos, no kurde, czuje się jakbym czytała niezłe romansidło. I to nie takie tandetne, ale takie wyjątkowe. Mów sobie co chcesz, ale ja się wszędzie romansu doszukam! :))
    Zastanawia mnie, kto śledził Landrynę. I został poturbowany, ech.
    A dziewczyny szaleją i będą chlać, nieładnie, oj nieładnie!
    Wiesz, że Cię wielbię, nie muszę tego w nieskończoność pisać, nie? :P
    Lecę dalej, kochana! <3

    OdpowiedzUsuń

Wasze komentarze cieszą mnie jak mało kogo, jednak nie zaklepujcie miejsc. To nie ważne, kto jest pierwszy, kto ostatni. Takie wpisy zostaną usunięte.
Wszelkie pytania kierujcie do spamownika.
A jak przeczytałeś rozdział, to pozostaw po sobie ślad.
Jesteś anonimem? Podpisz się jakoś.

Całusy dla was śle z góry wdzięczna Yasha ^.^