25 cze 2014

Rozdział 29 "Bezcenne"

Godzina 19:45

-Nic z tego. Stwierdził kapitan "Susanny" - pięknego luksusowego jachtu, pokrytego białym lakierem. W zainstalowanym na łajbie radiu, przestrzegano właśnie przed sztormem.
-Przy takiej pogodzie nigdzie nie wypłyniemy... Mężczyzna w białym garniturze i marynarskiej czapce już chciał opuszczać łódź, gdy na tyle swojej głowy wyczuł przystawioną lufę pistoletu.
-Co pan...
-Płyniemy. Rozkazał Richard beznamiętnym głosem.
-Rejs w takiej ulewie to samobójstwo! Krzyknął kapitan.
-Odpal silnik, albo utoniesz przy brzegu z kulką między oczami.
Właściciel motorowego jachtu zrozumiał, że jeżeli nie zaryzykuje życia na otwartym oceanie, pożegna się ze światem tutaj.
-To dokąd pana zabrać?
-Do Hosenki.
...
Inspektorzy stali przy radiowozie, zaparkowanym nieopodal portu. Chronieni przed deszczem parasolami, przyglądali się odpływającej łodzi.
-Gdybym tylko wiedział, że tak to się skończy... Westchnął po chwili Sol, skupiając na sobie uwagę partnera.
-Gdybyś wiedział, to wstąpiłbyś do mafii zamiast policji? Zaśmiał się ponuro Aria, a starszy inspektor wyrzucił końcówkę papierosa do kałuży.
-A żebyś wiedział...

- - - - - - - - - - -

Trzykrotnie przejechała na czerwonym świetle, raz nawet pędziła przez ulicę pod prąd, o przekroczeniu prędkości nie wspominając, gdyż licznik bezustannie wskazywał co najmniej 70km/h. Dzięki temu, Erza Scarlet zyskała sobie miano najniebezpieczniejszego i najbardziej szalonego pirata drogowego w habicie, jaki kiedykolwiek jeździł po całym Fiore. Ale czym tu się przejmować, skoro Bóg miał ją w swojej opiece?
Liczyło się teraz tylko to, by zdążyła dotrzeć do klubu "Golden" w Magnolia City przed godziną dwudziestą.
Wycieraczki na przedniej szybie samochodu Cany pracowały na pełen akord, a śliska od deszczu nawierzchnia sprawiała, że momentami zakonnica nieco traciła panowanie nad pojazdem. Na jej szczęście, dzięki paskudnej pogodzie ulice miasta były dość opustoszałe.
-Mogłoby się w końcu uspokoić. Mruknęła gniewnie, gdyż przez ulewę ledwo dostrzegała co się przed nią znajduje. Zdenerwowana, w pośpiechu zerknęła na naręczny zegarek. Do dwudziestej brakowało jeszcze dziesięciu minut.
Dojeżdżała właśnie do mostu Oak, gdy coś weszło jej pod koła. Zareagowała zbyt późno. Czarna postura, którą potrąciła przeleciała przez dach samochodu, a ona sama omal nie rozbiła głowy o przednią szybę. Auto wpadło w poślizg, jednak cudem udało się zahamować Erzie prostopadle do jezdni i nie wywołać przy tym kolizji.
Przestraszona, trzymała się kurczowo kierownicy i oddychała ciężko. Po chwili odważyła się zerknąć w boczne lusterko. Potrącony przez nią mężczyzna leżał nieruchomo na ulicy, a przejeżdżające obok samochody zatrzymywały się przy miejscu wypadku.
Zakonnica czym prędzej wybiegła z pojazdu na deszcz. Powoli, z przerażeniem zbliżała się do poszkodowanego, lecz po chwili odetchnęła z ulgą.
-To tylko on... Westchnęła z ulgą, rozpoznając Gajeela Redfoxa. Kiedy stanęła nad nim, szturchnęła go dwukrotnie nogą. Choć nie otwierał oczu, a jego czoło zalane było krwią, jęknął cicho i boleśnie.
-Po cholerę mi pod koła włazisz baranie?! Chcesz zginąć?!!!
-O mój Boże, on nie żyje! Pisnęła jakaś kobieta, która również wybiegła z samochodu.
-Czego się drzesz paniusiu?! I nie wzywaj Boga na daremno! Erza nakrzyczała na nią i chwyciła nieprzytomnego Redfoxa za nogi. Kobieta z przerażeniem obserwowała, jak siostra w habicie ciągnie mężczyznę w stronę auta, przy czym przeżegnała się nerwowo.
-Co się dzieje z tym światem, zakonnica ciągnie trupa...
-Jakiego trupa?! Nic mu nie jest! Ryknęła Scarlet, z trudem wciskając przemokniętego i zakrwawionego Gajeela na tylne siedzenia.
-Ale siostra mu nawet pulsu nie sprawdziła!
-No a po co? On nie z miękkiego robiony! Poza tym czasu nie mam, spieszę się! Furknęła sfrustrowana, a ranny Redfox, słysząc znajomy głos uchylił lekko oczy.
-O, widzi pani? Już się budzi!
W niedowierzaniem wpatrywał się w postać Erzy, która rozmazywała się mu przed mglistymi oczami. Jeszcze chwilę temu nie był pewien, lecz teraz miał dowód - skoro widział przed sobą tą diabelną zakonnicę, musiał trafić do piekła.

- - - - - - - - - -

-A myślałam, że o niczym nie zapomniałam... Westchnęła Lucy, stojąc pod zadaszeniem jednego ze sklepów, mieszczących się na przeciwko klubu "Golden". Kolejka do baru była niemiłosiernie długa, lecz ani w niej, ani nigdzie obok nie dostrzegała Graya Fullbustera, z którym się umówiła. Jedynie jakiś młody mężczyzna, zasłaniający się kapeluszem stał nieopodal, zapewne również chowając się przed deszczem.
Niespodziewanie, kątem oka dostrzegła że młodzieniec ten zmierza w jej stronę powolnym krokiem. Wciąż jednak nie mogła dostrzec jego twarzy.
Lekko speszona, ubrana w czerwoną sukienkę w białe groszki i czerwone buty na obcasie z kokardką, poprawiła opadającą grzywkę za ucho. Dokładnie sprawdzała przy tym, czy ciasny, wysoki kok wzmocniony grubą wstążką czasem się nie rozpada. W dłoniach ściskała skórkową, wiśniową kopertówkę, z której po chwili dyskretnie wyjęła małe, okrągłe lusterko. Prócz czerwonych ust miała na sobie skromny makijaż, jak zwykle. Kremowy cień na oczach, przyozdobionych górną czarną kreską wychodzącą ponad powieki, jak i delikatny róż na policzkach trzymały się idealnie, jak fryzura. Wiedziała jednak, że jeśli wyjdzie w stronę klubu na ten uporczywie lejący od kilku dni deszcz, cały dobry wygląd diabli wezmą. A jak na złość, wychodząc z domu w pośpiechu zapomniała zabrać ze sobą jedynie...
-Zapomniało się z domu parasolki?
Chowając lusterko z powrotem do torebki, zerknęła na obcego mężczyznę. Nie był to jednak ten sam, który przed chwilą zmierzał w jej stronę. Facet w rozpiętej do klatki piersiowej, fioletowej koszuli, oraz o granatowych włosach przyglądał się jej uważnie. Nie był sam. Tuż za nim stało kilku kolegów, a każdy z nich uśmiechał się niecnie, zerkając przy tym na przeróżne części ciała Heartfilli. Jej zgrabne nogi i wąskie ramiona, na których z zimna pojawiała się gęsia skórka, smukłą talię, sporawy biust, a nawet zaskoczoną twarz - swoimi wygłodniałymi oczami nie pomijali niczego.
-Zanosi się na porządną ulewę. Może odprowadzić cię do domu, panienko? Mężczyzna zaczął zbliżać się do niej z wyciągniętą ręką, jakby chciał objąć ją ramieniem.
-Nie, dziękuje! Dziewczyna zawołała głośniej i uciekając od nieznajomych, szybko przebiegła na drugą stronę ulicy. Już wolała zmoknąć, niż narażać się tym podejrzanym typom...
-Czekaj no! Zawołał granatowowłosy, próbując chwycić Lucy w biegu, lecz coś mignęło mu przed oczami. Coś, co uderzyło boleśnie w jego nadgarstek.
-Co jest, kurwa! Zawołał zdziwiony, chwytając się z bólu za rękę. Jego koledzy szybko otoczyli nowego przybysza - tajemniczego młodzieńca, którego prawa noga wciąż była nieco uniesiona w górę. Przez niżej opuszczoną głowę chłopaka, nie mogli dostrzec jego twarzy. Jedynie kilka różowych kosmyków wystawało mu z poza kapelusza...
-Pojebało cię chłopie? Dlaczego mnie kopnąłeś?!
-Tsh... Natsu zupełnie nie przejmował się faktem, że został osaczony.
-Ty zuchwały gnoju... Facet w fioletowej koszuli, ze złością zacisnął zęby. Wraz z towarzyszami już ruszyli na Dragneela, lecz zatrzymali się raptownie, gdy ten wyciągnął zza marynarki pistolet. Z lekko przekrzywioną głową, zerknął znad kapelusza na granatowowłosego gościa. Facet z lękiem wpatrywał się w lufę Desert Eagla, skierowaną wprost między jego oczy.
-Jakieś ostatnie życzenie? Spytał cicho Natsu, a mężczyzna, jak i jego przyjaciele zaczęli się powoli wycofywać.
-P-przepraszamy! Zawołali, puszczając się nagle w ucieczkę. Młodzieniec, powoli opuszczając broń ponownie prychnął pod nosem.
-Co za leszcze, nic się na żartach nie znają...
Poprawiając kapelusz, spojrzał na kolejkę do baru "Golden". Choć ludzi przed klubem wciąż przybywało, nie był w stanie wychwycić Heartfilli w tłumie. Nie było innej opcji, musiała przedostać się do środka.
-Pora na odwet! Zawołał radośnie i przeciągnął się beztrosko. Z lekkim uśmiechem wkroczył na deszcz, zmierzając w stronę oświetlonego na złoto lokalu.

- - - - - - - - - -

-Z czego się tak cieszysz?
-Ja? Spytał Gray, który od dłuższego czasu wyglądał, jakby powstrzymywał się od wybuchu śmiechu. -Wydaje ci się, Laxus.
-Może dwa piwka to dla niego za dużo? Zakpiła z niego Alberona, upijając z szyjki butelki zdrowy łyk złotego trunku.
-Co prawda nie dojdzie do tego, bo Erza już jedzie po Natsu... Ale jestem ciekaw, jak ten kmiotek zareagowałby na moją małą niespodziankę.
-Małą niespodziankę? Zdziwili się pozostali.
-Ta, na niespodziankę która czeka na niego przed wejściem do klubu. Uśmiechający się coraz szerzej Fullbuster zerknął na Dreyara. -Załatwiając bilety na Sinatrę, powołałem się na ciebie u waszego dobrego przyjaciela.

- - - - - - - - - - -

Nie przejmując się obelgami w jego stronę, Natsu przeciskał się przez kolejkę na sam początek "Goldenu". Niestety, również przy samym wejściu do lokalu natrafił na przeszkodę, o wiele trudniejszą niż tłum czekających ludzi.
-Wpuśćcie mnie! Moja dziewczyna tam na mnie czeka! Zawołał, próbując przecisnąć się przez ochroniarzy czatujących przed barem.
-Twoja DZIEWCZYNA?!
Słysząc niski, wkurzony głos, Dragneel spojrzał nieco w górę. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że trzyma go nie kto inny, jak olbrzymi braciszek białowłosej dziewczyny, do której dobierał się jakiś czas temu na zapleczu pubu z burleską "Pink Cat". Po jego groźnym spojrzeniu, różowowłosy miał stuprocentową pewność, że ochroniarz o nim nie zapomniał. Lecz nie miał wyboru, musiał jakoś wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji.
-Pamiętam cię! Zawołał Natsu, jak do starego przyjaciela. -Co tam u twojej siostrzyczki?
Nagle chłopak został rzucony na ziemię, a zlękniony tłum czekający przed wejściem odsunął się nieco do tyłu. Zaskoczony Dragneel spojrzał nad siebie, nad stojącym przed nim Elfmanem, który gniewnie zaciskał pięści. Knykcie białowłosego mężczyzny strzelały złowieszczo, a Natsu jedynie przełknął głośno ślinę.
-Gorzej być nie może... Westchnął, gdy ochroniarz chwycił go za ubrania i pociągnął do góry. Zamykając oczy i godząc się ze swoim losem, czekał na łomot.
-Gdzie Gray?
Natsu powoli otworzył jedno oko, niepewnie zerkając na Straussa.
-Leży w szpitalu. Ale skąd ty...
-Właź do środka! Barczysty mężczyzna jednym ruchem wepchnął go do baru, tak nagle, że Dragneel omal nie przewrócił się na śliską podłogę. -Blondyna już czeka przy stoliku.
Chłopak z początku nie rozumiał co się dzieje, jednak po chwili uśmiechnął się do pleców ochroniarza, rad, że bójka z nim uszła mu płazem. Przynajmniej tym razem...
Oddał marynarkę oraz kapelusz szatniarce, chowając dyskretnie swój pistolet za białą koszulą i ruszył w stronę głównego pomieszczenia. Na spotkanie, którego wprost nie mógł się doczekać.
Gdy otworzył szerokie, podwójne drzwi, oślepiło go jasne światło. Dopiero po chwili, przyzwyczajając wzrok ujrzał bogato wystrojoną salę. Na lewo znajdował się podest dla artystów, parkiet, oraz barek z najróżniejszymi trunkami. Na prawo zaś dostrzegał loże dla gości - sofy obite jasnobrązową skórą oraz okryte białym obrusem stoły, każdy z nich przystrojony pojedynczą świeczką.
Dostrzegł ją. Siedziała w środkowej loży, zupełnie sama popijając czerwone wino.
...
-No pięknie! To wszystko twoja wina! Warknęła ze złością Erza. -Spóźniliśmy się!
-Niby co jest z mojej winy? Syknął cicho Gajeel, który przyciskał zakrwawione czoło bawełnianą szmatką. Wciąż nie mogąc choćby usiąść, leżał na tylnych siedzeniach samochodu. Jedyne co mógł teraz zrobić, to wpatrywać się w ciemny sufit auta.
-Byś nie wlazł mi pod koła, to dojechałabym tu na czas!
-A gdzie my w ogóle jesteśmy?
-Pod klubem "Golden". Wyjaśniła, nieco się uspokajając. -Miałam tu dorwać Dragneela i zawieźć go do Laxusa. Idiota, chcę wszystko robić sam.
Scarlet usłyszała za sobą cichy chichot.
-To cię tak bawi?
-Gdybyście znali go trochę dłużej, to jego debilizm by was tak nie zaskakiwał... No ale w takim razie co robimy? Czekamy na niego?
W swoim stanie powinien pojechać do szpitala, lecz nawet nie chciał o tym wspominać. Pamiętał aż za dobrze, jak zakonnica zajęła się Laxusem po strzelaninie... A jakby znów zachciało jej się bawić w doktora? Może i uratowała Dreyarowi życie, jednak wolał zdechnąć na tyłach samochodu niż poddać się jej opiece. Poza tym, jeżeli zamknie mordę na kłódkę, to być może Erza sama zawiezie go do Dreyara. Przynajmniej wiedział, komu pod koła włazić...
-Czekamy. Potwierdziła Scarlet. -W końcu Natsu nie przyjechał tu na darmo.
-A tak właściwie, to po co? Spytał po chwili Redfox.
-Po Heartfilię.
...
Właśnie sięgała po kieliszek z czerwonym Porto*(1), gdy ktoś zasłonił jej oczy.
-Zgadnij kto. Wyszeptał jej do ucha.
Dziewczyna pod wpływem ciepłego oddechu, który okrył na jej kark, lekko zadrżała.
-Przestań się wygłupiać, Gray. Skarciła go, a ciepłe dłonie cofnęły się z jej twarzy. Gdy ponownie otworzyła oczy, z szoku nie była w stanie ich ponownie zamknąć.
-Niespodzianka. Zaśmiał się Natsu, opadając leniwie na sofę na przeciw Hearfilli i zakładając nogę na nogę. Z rozbawieniem przyglądał się dziewczynie, która zrobiła się trupio blada.
-Siadaj. Warknął oschle, a jego uśmieszek zszedł z twarzy, gdy dziewczyna próbowała wstać. Nie wiedząc co robić, Lucy posłuchała go.
-Wyglądasz, jakbyś zobaczyła trupa. Zażartował, dolewając sobie wina do wolnego kieliszka. -Może to dlatego, bo myślałaś że już NIE ŻYJE?! Wyraźnie akcentując ostatnie słowo, nieco uniósł głos. Natomiast blondynce zupełnie odjęło mowę.
-Ty jesteś... Do stolika podeszła przepiękna, młoda kobieta o długich, białych włosach. Przytulając do piersi karty z menu, z zaskoczeniem obserwowała Dragneela, który trzymał w dłoni kieliszek wina. Kelnerka przymrużyła oczy i nieco rozzłoszczona zabrała chłopakowi alkohol. -Mogę prosić pana na słóweczko? Przepraszam panią... Kłaniając się grzecznie w stronę Lucy, porwała ze sobą zdziwionego Natsu, nawet nie pytając go o zgodę.
Heartfilia odetchnęła z ulgą, choć wciąż nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie stało. Przyszedł tu. Żył. A więc jednak go nie otruła! TYLKO CO ON TU DO CHOLERY ROBIŁ?!
Unosząc dłonie do góry i odwracając je na wewnętrzną stronę, zobaczyła, że cała się trzęsie. Bała się, a jednocześnie cieszyła. Dla uspokojenia wzięła głęboki wdech i wydech. "Będzie dobrze" - powtarzała w myślach. Zaraz przyjdzie tu Gray, a nieproszonego gościa wyrzucą z lokalu. To nic, że Natsu na pewno będzie czekał na nią przed wyjściem. Najważniejsze, że nikogo nie zabiła. Jeśli będzie uważać, i nie będzie urządzać sobie samotnych eskapad po mieście, to nic jej się nie stanie.
Tymczasem Natsu został wyprowadzony przez kelnerkę z sali.
-O co chodzi? Zapytał niewinnie.
-Czemu przyszedłeś tu zamiast Graya? Stało się coś?
Zaskoczony Dragneel spojrzał jej prosto w oczy. W jej ogromne, niebieskie oczy.
-Czy ty ... pracowałaś w Pink Cat?
Na ustach kelnerki ponownie wrócił uśmiech.
-A więc mnie pamiętasz?
-Po prostu jesteś bardzo podobna do siostry tego goryla. Chłopak wskazał na wyjście z klubu, a kelnerka zachichotała wesoło, słysząc przezwisko dla swojego brata.
-Tak, jestem najstarsza z trójki rodzeństwa. Nazywam się Mirajane Strauss.
-Natsu Dragneel. Przedstawił się, podając jej dłoń. -A Grayowi coś... wypadło, więc jestem tu za niego. I skoro wyciągnęłaś mnie z sali, to możesz wyjaśnić tą całą konspirację? Co wy wyprawiacie? Ty i ten... twój braciszek.
-Jeszcze się nie domyśliłeś? Mirajane popukała palcem w jego czoło. -Wy pomagacie Laxusowi, więc my pomagamy wam.
No pięknie! Ten koleś z blizną na oku, gdzie on nie miał wtyków? Gdzie by nie pójść, słyszy tylko "Laxus" i "Laxus". A on chciał jedynie załatwić swoje sprawy...
-I nie pij tego wina, baranie! Reprymenda od Strauss wyrwała go z zamyśleń. Pomimo srogiego tonu, jej twarz wciąż była pogodna. -Dałam tam środki usypiające. Niezbyt wiele, ale za kilka minut dziewczyna powinna uciąć sobie godzinną drzemkę. Kiedy dostanie zawrotów głowy, wyciągniesz ją na tyły baru. Wyjście na zaplecze jest na prawo od parkietu. Klepiąc Dragneela po ramieniu, wepchnęła go z powrotem na salę, a samemu, jakby nigdy nic powróciła do pracy.
Nieco wkurzony, ruszył w stronę stolika Lucy.
-Przepraszam za tamto... To może zacznijmy od początku? "Niespodzianka". Odrzekł dość ponuro, siadając ponownie na przeciw Hearfilii, która na jego widok zachłysnęła się winem.
-Ale się cieszysz na mój widok... Zakpił, zerkając na opróżnioną do połowy butelkę Porto. Dziewczyna była już lekko wstawiona. A może to środki usypiające już zaczęły działać? W każdym bądź razie, nie miał zbyt wiele czasu.
-Co, spodziewałaś się Graya zamiast mnie?
Lucy zupełnie oniemiała.
-Skąd ... ty...
W odpowiedzi młodzieniec jedynie zaśmiał się głośniej.
To było niemożliwe. NIEMOŻLIWE! Przecież poznała Fullbustera zupełnie przypadkowo! To tylko zwykły taksówkarz!
-On nie może... To nie może być prawda...
-No a widzisz, jaki ten świat mały!
Lucy miała już tego dość. Widząc, jak różowowłosy z niej szydzi, coś w niej pękło.
-Słuchaj no... Zaczęła nagle, z rękami schowanymi pod białym obrusem. Po chwili Natsu otworzył szerzej oczy, gdy poczuł jak coś dźga go w kroku. Spoglądając między nogi, dostrzegł lufę złotego rewolweru przystawioną do swojego przyrodzenia. -Nie chciałam cię wtedy zabić...
-A niby co próbowałaś zrobić? Furknął wściekły Dragneel. -Ululać mnie do snu?!
-Broniłam się! Zdenerwowała się, choć wciąż mówiła ściszonym głosem. -Nie wiem co kombinujesz, ale nie dam się tak łatwo. Jeżeli nie chcesz pożegnać się z przyjacielem... Mówiąc to, wychyliła się do przodu. Wyglądało to, jakby chciała wyszeptać mu coś do ucha, lecz w rzeczywistości jeszcze mocniej przycisnęła rewolwer do jego spodni. -...to lepiej stąd odejdź.
Z wściekłością wpatrywała się w jego czarne oczy. Zaskakiwała samą siebie, ale musiała wreszcie wziąć sprawy w swoje ręce. Nie mogła wiecznie odgrywać roli ofiary losu.
Była nieugięta, do czasu, aż Dragneel nie ukazał swoich białych zębów w nikczemnym uśmiechu.
-Zaczynasz mi się podobać. Stwierdził, zaciskając nogi. Zaskoczona Lucy próbowała wyszarpnąć broń z pomiędzy jego ud, lecz mężczyzna chwycił ją pod spodem za nadgarstek i wykręcił jej rękę.
-Puszczaj! Syknęła z bólu.
-Sama zaczęłaś. Natsu odpowiedział jej zupełnie obojętnym głosem, lecz po chwili zlitował się i puścił ją. Heartfilia szybko wyprostowała się i przycisnęła zaczerwieniony nadgarstek do swojej klatki piersiowej. Ze złości pasknęła pod nosem. Nie dość, że się wygłupiła, to jeszcze straciła swoją broń.
-Czego wy ode mnie chcecie... Jeszcze bardziej ściszyła głos. Robiło jej się słabo, lecz zawroty głowy tłumaczyła zdenerwowaniem.
-My? Zdziwił się Natsu. -Przyszedłem tu we własnym interesie.
-We własnym interesie? Bo ci uwierzę! Warknęła rozdrażniona. -Sam z siebie włamałeś się do kancelarii mojego ojca i podpaliłeś ją? No chyba nie zrobiłeś tego, i nie porwałeś mnie, bo oblałam cię zupą w Bianco Corvino! Poza tym, kiedy mnie zawiozłeś do magazynu w Harbor Gateway, słyszałam wszystko co mówiłeś przez telefon, Natsu...
-To ja, Natsu.
-Więc tak ma na imię? Szepnęła do siebie Lucy. Porywacz rozmawiał przez telefon w pomieszczeniu obok. Nie widziała go, jednak dzięki uchylonym drzwiom mogła podsłuchać każde jego słowo. Po chwili usłyszała dalszy ciąg rozmowy.
-Gray? Mężczyzna zdawał się być ucieszony, śmiał się. -Martwiłeś się o mnie kochanie?
Przypominając sobie tok jego rozmowy, otworzyła szerzej oczy.
-Rozmawiałeś z ... Grayem! Jęknęła załamana. -A więc wy naprawdę...
-Muszę przyznać, masz doskonałą pamięć. Przerwał jej Dragneel. -Sam nie zapamiętałbym takich rzeczy...
-Dlaczego mnie wtedy porwałeś? Dla okupu? Kontynuowała, nie zważając na komplement.
-Skąd taki wniosek?
-Nie jeden myślał, że ojciec zapłaci za mnie sporą sumkę. Wracając wspomnieniami wstecz, do ojca, Lucy zasmuciła się na moment. -Poza tym, wtedy przez telefon powiedziałeś Grayowi...
-W moim magazynie, w Harbor Gateway. Dziewczyna jest ze mną.
Natsu przyglądał się jej z ciekawością. Dziewczyna czując się coraz gorzej, chwyciła się za głowę. Nawet nie zauważyła, że na scenie pojawił się Frank Sinatra, którego tak uwielbiała.
-Faktycznie, z początku chodziło o jakiś dokument twojego ojca, czy coś. Ale już mnie to nie interesuje.
Heartfilia, której oddech stał się nieco płytki, zerknęła na niego z pomiędzy palców. Natsu widząc, że blondyna długo nie wytrzyma, wstał i chwycił ją za rękę. Zaprowadził ją na parkiet, gdzie przy pierwszym utworze Sinatry tańczyło już sporo par. Objął dziewczynę wokół talii, gdyż jej nogi zrobiły się miękkie jak z waty.
"Nieznajomych mrok spowija nocy,
stojąc tuż o krok patrzą w swe oczy,
czy przypadek to, 
czy też zrządzenia los..."
-Nie obchodzi mnie żaden papierek, ani twoja kasa. Wyjaśnił. -Ale nie daruje ci tego, co mi zrobiłaś w Bianco Corvino i w magazynie, cycata zołzo.
"...ten jej oczu blask pasjonujący..."
Lucy ledwo trzymała się na nogach. By nie upaść, zawiesiła ręce na jego ramionach.
-Mściwy jesteś... Ale ja się ciebie nie boję. Zaśmiała się bezczelnie.
-Takaś pewna, że nie musisz się niczego przy mnie obawiać?! Dziewczyna rozbawiła go, a jednocześnie zezłościła. Jego uśmiech, jak nigdy był bardzo nerwowy. Wręcz wściekły.
"...jego uśmiech tak cudny, kuszący..."
 -Spaliłem ci dom, porwałem... Mało ci jeszcze? Dlaczego nie powiedziałaś prawdy na policji?!
Ścisnął ją mocniej. Również dlatego, że Heartfilia stawiała kroki coraz mozolniej, ale i dlatego, że popadał w gniew. Nie pojmował jej toku myślenia.
-Bo ty... pomogłeś mi. Wyszeptała, opierając głowę o jego tors. W głowie miała istną karuzelę. -Uratowałeś mnie... Przed mafią... To spłata mojego... długu wobec ciebie... Wymamrotała z trudem.
"...obcych sobie w noc samotnych ludzi para,
obcych sobie w noc przed chwilą, lecz nie teraz ..."
Tego się nie spodziewał. Ta cycata zołza była mu wdzięczna?
-Głupia. Warknął poirytowany i wywrócił do góry oczami. Blondynka już niemalże w całości napierała na niego swoim ciałem, więc by nie wzbudzać podejrzeń, powoli skierował się z nią w stronę zaplecza.
-Powiedz tym swoim kolegom... że nie dostaną aktu... nie oddam go... nikomu...
-Jasne, jasne. Powiedział na odczepne majaczącej już Lucy.
Plecami otworzył drzwi tylnego wyjścia z klubu i wyprowadził ją na zewnątrz. Na dworze pogoda zupełnie zwariowała, przez porwisty wiatr deszcz padał niemalże poziomo.
-Ten cały akt, o który wszyscy się biją... Spytał po chwili, zamyślony. -Jest aż tak ważny?
"...cicha , ciemna noc, jedno westchnienie,
miłość aż po grób, jedno spojrzenie,
nie przypuszczał niktczym skończy się ta noc..."
-Ważniejszy, niż się spodziewasz.
Słysząc obcy głos, wlepił wzrok przed siebie. Kilkanaście metrów od niego, przy dwóch samochodach marki Austin A40 Devon*(2) stała trójka ludzi.
-Puść ją. Rozkazała tajemnicza kobieta, a jej towarzysze wymierzyli w niego karabiny. -Rączki do góry.
-Kurwa... Dragneel syknął przez zęby i upuścił śpiącą dziewczynę na ziemię.

- - - - - - - - - -

Jacht unosił się w górę i w dół. Czarne, morskie fale rozbijały się o dziub łodzi, a gdzieś na ciemnym niebie pojawiła się podłużna błyskawica.
-Proszę wracać do środka! Błagał kapitan "Susanny", lecz Richard gdzieś miał jego przestrogi.
-Jak to mówią? Szepnął do siebie. -"Czuję, że żyję". Zaśmiał się dumnie, i niczym nieustraszony żeglarz podziwiał sztorm. Myślał, że skoro udało mu się uciec z miasta, już nic nie stanie mu na drodze. Jednak zwątpił, gdy tuż przed jego oczami wyłoniła się co najmniej pięciometrowa fala.

- - - - - - - - - -

-Jaka ona... ciężka! Jęknął Fukuro, wciągając nieprzytomną Heartfilię na tyle siedzenia samochodu.
-Nie marudź Jinku! Zawołała Ikaruga, której ostry obcas wbijał się w policzek Dragneela. Różowowłosy leżał na ziemi, kopany przez Vidaldusa gdzie popadnie.
-Zostawiam go tobie. Stwierdziła po chwili panna Vetrun i podeszła do auta, w którym Fukuro już siedział na miejscu kierowcy. -Jak z nim skończysz, to do nas dołącz. Dodała, z hukiem zatrzaskując za sobą drzwiczki. Obolały Natsu obserwował, jak mafiozi odjeżdżają w otchłań nocy. Z porwaną Lucy na tylnych siedzeniach.
Tak miała wyglądać jego zemsta na dziewczynie? Nie było mowy, by odebrali mu tą przyjemność!
-Najgorszą robotę zostawiają mnie. Zawsze tak jest! Co oni sobie myślą... Taka marudził pod nosem, raz po raz kopiąc leżącego pod nim chłopaka. Jednak w pewnej chwili poczuł, że coś chwyta go za kostkę. Nie mogąc ruszyć nogą, ze zdziwieniem zerknął na dół.
-Ty łajzo... Westchnął Dragneel i splunął krwią. Pomimo ran, uśmiechnął się szeroko. Złowieszczo.
Wystraszony soldato spiął ze złości wszystkie mięśnie.
-Siedź cicho i zdychaj! Wrzasnął Vidaldus, wyrywając swoją nogę z uścisku i wziął ponowny zamach. Jednak tym razem Natsu zaczął się podnosić, w ostatniej chwili blokując cios przeciwnika przedramieniem. Unosząc mu nogę najwyżej jak zdołał, przewrócił zaskoczonego mafiozę na zimie. I nim się Taka zorientował, Dragneel stał nad nim z wyciągniętym pistoletem. Długowłosy chciał sięgnąć po leżący nieopodal karabin, lecz Natsu w porę wykopał broń w głąb ciemnego zaułka.
-Że niby kto ma zdychać, cooo?! Ryknął, miażdżąc butem twarz mężczyzny. Mafioza przyjmując na siebie cios, nawet nie starał się bronić.
-Taki cwany teraz jesteś? Bez swoich koleżków? Bez broni w łapie? Wypominał mu Natsu, kopiąc go w przeponę i plecy. Tak samo jak wcześniej robił to Vidaldus, nie oszczędzał leżącego.
-Prze...praszam...
-Mówiłeś coś?! Dragneel, udając że nie dosłyszał, ponownie kopnął Takę.
-Przepraszam.
-GŁOŚNIEJ! Rozkazał, wciskając mu swoją stopę w żołądek.
-PRZEPRASZAM! Krzyknął ze skruchą, a Natsu spojrzał na niego z niechęcią. Kopiąc przeciwnika ostatni raz, w twarz, obrócił go plecami do ziemi.
-Wstawaj.
Vidaldus przy odwracaniu się na bok, wydał z siebie zbolały jęk. Zaczął się podnosić na drżących kończynach. Szło mu to jednak zdecydowanie za wolno, więc zdenerwowany chłopak chwycił go za ubrania i przystawiając broń do głowy, postawił go do pionu.
-A teraz, zawieziesz mnie grzecznie do swoich przyjaciół. Zrozumiałeś?! Wycedzając mu przez zaciśnięte zęby, szarpnął mafiozą i z rozmachem popchnął go do przodu. Taka z ledwością utrzymał równowagę, po czym bez słowa podszedł chwiejnym krokiem do Austina A40. Nawet przez moment nie pomyślał o odwecie. Nie teraz, gdy lufa Desert Eagla z uwagą obserwowała każdy jego ruch. Jakby tylko czekała na chwilę, w której ukarze go za niestosowne zachowanie.

- - - - - - - - - -

-No gdzie ta Erza! Alberona, bawiąc się swoim łańcuszkiem, rozmyślała na głos. -Już po dwudziestej drugiej, a jej wciąż nie ma...
-A od kiedy ty się o Erze martwisz?! Zdziwił się Laxus, choć wypowiedział to bardziej w żartobliwym tonie.
-Wcale się o nią nie martwię! Wybuchła obrażona dziewczyna, puszczając swoją ozdobę na szyi.
-Oczywiście, że nie. Dreyar odrzekł nazbyt przesadnym tonem. -Ale gdyby jednak, to spokojnie. Miała wrócić z Natsu, a on poszedł po Heartfilię. Może chłopak zabawia się teraz z koleżanką i stracił rachubę czasu?
-Tą opcje możesz od razu wybić sobie z głowy. Wtrącił się od razu Fullbuster. -Nie ma mowy, żeby Natsu wytrzymał z nią dłużej, niż kilka minut. O wspólnej zabawie nie wspominając.
-A czemuż to? Dociekała Cana.
-Jakby to ująć... Zaczął niepewnie francuz. -Ich dotychczasowe spotkania nie należały do udanych. Delikatnie mówiąc.
-Aha...
W salonie zapadła chwilowa cisza. Słychać było jedynie ciche pochrapywanie Gildartsa, który zdrzemnął się na fotelu.
-Już od jakiegoś czasu chciałem zapytać... Gray odezwał się ponownie, skupiając na sobie uwagę Laxusa i Cany. -...ciągle się bawisz tym wisiorkiem. To jakaś mania natręctw, czy ten krzyż jest tak ciężki, że co chwile musisz go podnosić?
Brunetka spojrzała wpierw na swoją ozdobę, a następnie obdarzyła Fullbustera szerokim uśmiechem, którym zaskoczyła nawet Dreyara.
-To pamiątka. Prezent od mojego Laxusa. Z czułością chwyciła się za złoty krzyż, wiszący jej na biustem, a Laxus powoli zerknął na Gildartsa. Starszy mężczyzna już nie spał. Zamiast tego, jakby zbudzony słowami swojej córki, wpatrywał się gniewnie w blondyna.
-Późno już. Będę się zbierać. Fullbuster swoim stwierdzeniem uratował Dreyara przed nadopiekuńczym tatusiem swojej przyjaciółki.
-Nigdzie nie idziesz! Zostajesz na noc. Oznajmiła zaraz Alberona, nie pozwalając powstać chłopakowi.
-Ale.. nie mogę... Nie chcę się naprzykrzać...
-Już nie bądź taki grzeczny! Zaśmiał się blondyn, w ostatniej chwili powstrzymując się od klepnięcia Fullbustera w plecy. Ostatnio gdy to zrobił, prawie musieli go reanimować.
-Miejsca może nie jest dużo, ale się pomieścimy. Prawda Gildarts?
Clive przytaknął w milczeniu głową.
-Zrobię wam kolację chłopaki! Zawołała Cana, zmierzając do kuchni. -I otworzymy sobie butelkę wina!
-To nie czas na świętowanie, ty mała alkoholiczko! Skarcił ją Laxus, a francuz ledwo powstrzymał się od wybuchu śmiechu, gdy wściekła Cana wróciła z kuchni z paletnią i rzuciła się na Dreyara.
Clive, obserwując młodych przyjaciół, uśmiechnął się szczerze. Pierwszy raz od niepamiętnych czasów. Z cichym westchnieniem sięgnął do kieszeni spodni, w których ukrywał pewną fotografię, bardzo starą i cenną. Poczuł ciepło, rozpływające się po jego sercu. Przez tyle lat pragnął nie dopuścić do odbudowania upadłej mafii, by już nigdy więcej nie widzieć łez i krwi swoich najbliższych. By już nikt więcej nie musiał ginąć bezsensowną śmiercią na oczach swoich towarzyszy...
Zapomniał jednak o najważniejszym, a widok szanujących się i dbających o siebie przyjaciół przywrócił mu dobre wspomnienia. Przypomniał sobie, dlaczego bar "Pod wróżkowym ogonem" był dla niego drugim domem. Szacunek. Lojalność. Wiara. Przyjaźń. Miłość. Rodzina. Nawet, jeżeli nie łączyły ich więzy krwi, posiadali coś cenniejszego. Siebie nawzajem. I nawet jeżeli pozostały już tylko wspomnienia, to były one warte swojej ceny. Zrozumiał wreszcie, że jeśli wciąż będzie uciekał od przeszłości, poświęcenie jego "rodziny" pójdzie na marne.

- - - - - - - - - -

Lucy, wpatrując się w drewniany, nieco dziurawy dach, dopiero po chwili zdała sobie sprawę z tego, że się obudziła. W  jej tęczówkach pojawił się błysk trzeźwości. Uniosła się trochę. Leżała na twardej podłodze, pokrytej gdzieniegdzie słomą, a cały budynek skrzypiał, jakby miał się w każdej chwili zawalić.
-Wreszcie się obudziła, śpiąca królewna.
Rozpoznała ten głos, lecz nim zdążyła zerknąć nad siebie, mężczyzna ścisnął jej policzki i zmusił ją na spojrzenie mu prosto w oczy.
-Bora Kasai... Wysyczała z pogardą, przez usta siłą złożone w dziubek. Fioletowowłosy na widok jej rozzłoszczonej buzi uśmiechnął się nikle.
Nie miała pojęcia co się dzieje. Jak się tu znalazła? Ostatnim co pamięta... był Natsu, z którym rozmawiała w klubie "Golden".
To jego sprawka?
To on oddał ją w ręce mafii?!
To nie miało sensu...
Po co miałby to robić, skoro wcześniej obronił ją przed jednym z nich?
-Daje wam pół godziny. Bora odepchnął Lucy, która upadła prost pod nogi krzesła, do którego ktoś był przywiązany.
...
Kasai opuścił poddasze i zszedł po drewnianej drabinie na parter szopy, gdzie czekali na niego Fukuro i Ikaruga.
Richard dał mu jasne wskazówki. Zabić rodzinę Heartfillów, słowem nie pytając o akt własności baru należący do rodziny Fairy Tail...
Ale czy miał pozwolić, by prawnik wraz ze swoją córką zabrali tą tajemnicę do grobu? By śmierć Erigora i Kageyamy była bez znaczenia?
Chodziło jedynie o jeden, głupi świstek papieru. Nie ważne, że przez swoją decyzję mógł ściągnąć na siebie gniew samego Dona rodziny Grimoiru. Nie obchodziły go konsekwencje. Przez wzgląd na pamięć o swoich kompanach, postanowił wykonać to zadanie do końca. Zapłaci za to każdą cenę.
...
-Tato! Lucy momentalnie wstała z podłogi i ze łzami w oczach chwyciła ojca za policzki. Ale, czy to na pewno był jej ojciec?
-Co oni ci zrobili...
Był nienaturalnie blady, wychudzony, wręcz mizerny. Upaćkany błotem i krwią, posiniaczony, poprzecinany. Miał puste spojrzenie, którym nawet nie zaszczycił swojej jedynej córki.
-Tato...
-Nie nazywaj mnie tak, smarkulo.
Nie dowierzając, odsunęła się od niego o krok. Nawet teraz musiał być gruboskórnym draniem? Mimo to, uwolniła go ze sznurów, które go krępowały. Gdy tylko to zrobiła, chwyciła ojca za prawą rękę. Serdeczny palec, który zazwyczaj ozdobiony był wartościowym sygnetem, zniknął wraz z biżuterią.
-Ale tato... Jęknęła cicho.
-MÓWIŁEM CI JUŻ, NIE NAZYWAJ MNIE TAK! Jude wrzasnął z chrypą. Zdawało się, jakby od dawna nie używał strun głosowych. Zaraz po tym zaczął ciężko oddychać. Nawet krótki krzyk był dla niego ogromnym wysiłkiem.
-Miałaś nie wracać... Nigdy nie pokazywać się na oczy... To wszystko twoja wina. Obydwoje zginiemy, i to właśnie przez ciebie!
Lucy poczuła, jak jej serce pęka na drobne kawałeczki, niczym rozbite szkło. Przecież tak bardzo się o niego martwiła. Każdej nocy modliła się o jego życie. Kochała go. Płakała za nim. A po tym wszystkim co przeszła, on wbija jej sztylet w plecy. Chciała cofnąć się od ojca, lecz nogi przywarły jej do podłoża. Mogła jedynie upaść kolanami o drewnianą podłogę. Zupełnie się załamała.
-Ale możesz to jeszcze odkręcić.
Klęcząca dziewczyna spojrzała na rodziciela zapłakanymi oczami, z nadzieją.
-Mogę?
Prawnik uśmiechnął się do niej niemrawo, swoimi jasnymi, popękanymi ustami i powoli wstał z krzesła. Usiadł obok Lucy i przytulił ją, pogłaskał po głowie. Blondynka pod wpływem przeróżnych emocji rozpłakała się głośno i kurczowo chwyciła pobrudzoną koszulę ojca, zupełnie nie zważając na jego stan.
-Chcę nas uratować, tato... Załkała, łzami mocząc mu zniszczone ubrania. Był taki chudy i kruchy. Cuchnął. Ale gdy czuła jego ciepło, jego bijące serce i dłoń głaszczącą jej włosy... Poczuła, że posiadła coś, czego brakowało jej od wielu lat. Poczuła się obdarzona rodzicielską miłością.
-Dobrze córciu. Wycharczał słabo. -Powiedz tylko, gdzie schowałaś akt własności baru "Pod wróżkowym ogonem", a będziemy bezpieczni.
Cała bajka, w której czuła się jak mała córeczka tatusia, prysnęła jak mydlana bańka. Ale czego ona się spodziewała?
Ze smutnym, pustym uśmiechem, odsunęła go od siebie.
-Nie.
Pogodna dotąd twarz Judego, powoli zaczęła zmieniać się w wykrzywioną ze złości gębę.
-Coś ty powiedziała?
-Nie. Rzekła bardziej stanowczo, z jeszcze większym uśmiechem spoglądając ojcu prosto w oczy. Nie trwało to jednak zbyt długo, gdyż prawnik sekundę później spoliczkował swoją córkę.
-Do cholery jasnej, gadaj gdzie ten akt, bo sam cię zatłukę! Choć jeszcze chwilę temu opadał z sił, teraz przewrócił Lucy na podłogę i zaczął ją podduszać. -Jesteś głupia i uparta, jak twoja beznadziejna matka! Ona też nie chciała powiedzieć gdzie jest akt, i sama wiesz najlepiej jak skończyła! Chcesz, żebyśmy podzielili jej los? Chcesz skończyć tak jak ona?! ... No gadaj wreszcie, gdzie go schowałaś gówniaro!!!
Nie miała mu tego za złe. Nie broniła się. Usprawiedliwiała go nerwami, które wzięły nad nim górę. Ostatnio wiele przeszedł, o wiele więcej niż ona sama. Być może właśnie z tego powodu nie zdawał sobie sprawy z jednego, bardzo istotnego faktu. Czy oddadzą akt, czy zatrzymają go w ukryciu, i tak zostaną zabici. A jeśli już miała wybierać, wolała zginąć ze świadomością, że dotrzymała ostatniego słowa, danego ukochanej matce.
...
-Rodzinna kłótnia? Zaśmiała się Ikaruga, spoglądając na dach, nad którym dochodziły dziwaczne odgłosy. Bora, nieco nasłuchując, postanowił wreszcie zajrzeć na górę. A kiedy wrócił na piętro i zastał prawnika, szarpiącego w pół przytomną córkę, zacmokał ustami trzykrotnie.
-Oj Jude, niedobry z ciebie ojciec!
Mówiąc to, podszedł do mężczyzny, chwycił go za szyję i odrzucił do tyłu. Spojrzał na Lucy. Dziewczyna leżąc na plecach, mętnie wpatrywała się przed siebie.
-Tak się nie dogadacie, moi mili. Widzę, że chyba muszę wam pomóc...  Kasai pokręcił głową i wyjął z kieszeni marynarki dwa naboje do Olbrzyna.
...
Austin Devon dojechał na sam koniec Little Village, gdzie przy najbliższym horyzoncie piętrzyły się góry, zaznaczające granice miasta. Zatrzymali się niedaleko drucianego ogrodzenia, oznaczonego tabliczką "TEREN PRYWATNY - ZAKAZ WSTĘPU". Za siatką znajdowało się kilka..naście, lub kilkadziesiąt identycznych, zniszczonych przez brak renowacji i wiek stodół, choć przez ulewę, i tylko dzięki światłom reflektora, ledwo było je widać.
-To tutaj. Vidaldus ledwo zdążył to powiedzieć, a oberwał z łokcia w twarz. Choć z kwikiem chwycił się za krwawiący, prawdopodobnie złamany nos, Natsu mierzył w niego spluwą nawet wtedy, gdy wychodził z samochodu. Dopiero kiedy odszedł na bezpieczną odległość, przestał wpatrywać się w mafiozę, kulącego się w aucie z bólu, a skupił się na tym co ma przed sobą.
Taka wciąż trzymając się za nos, spod byka obserwował Dragneela, który przemoczony już do suchej nitki podszedł do furtki. Wtedy sięgnął po nóż, ukryty w schowku pod deską rozdzielczą. Wychodząc z samochodu, nie zamknął drzwi by nie narobić hałasu i zaczął skradać się w stronę młodzieńca. Wdepnął jednak w kałuże, rozchlapując wodę, a Natsu zatrzymał się. Usłyszał go? Chłopak musiałby mieć nieludzko wyczulone zmysły...
Vidaldus wciąż skradał się w stronę różowowłosego, który nagle zaczął się powoli odwracać. Mafioza miał dwa wyjścia - cofnąć się, lub zaryzykować i zaatakować. Wahał się, ale gdy dostrzegł szerzej otworzone oczy chłopaka, już wiedział. On nie strzeli.
Długowłosy, z szyderczym uśmiechem rzucił się na oniemiałego ze zdziwienia Dragneela, który nie mógł się ruszyć. Trzymał pistolet w dłoni, lecz ręka ani trochę nie drgnęła mu do góry. Dopiero, gdy zamiast na mężczyźnie, skupił wzrok na nieuchronnie zbliżającym się nożu, posmutniał. Walczył z samym sobą. Z decyzją, którą znów musiał podjąć. Zabić, czy zostać zabitym.
...
-Słyszałeś to? Ikaruga aż podskoczyła na krześle.
-Pewnie burza. Odmruknął Fukuro, zajmując się swoimi sprawami. Jednakże kobieta miała złe przeczucia.
-Idź to sprawdzić. Może Vidaldus już wrócił.
Choć perspektywa wychodzenia na ulewę zdawała się mu być najgorszą z możliwych, posłusznie chwycił za Spriengfilda i wyszedł ze stodoły.
...
Jasny blask rozświetlił na moment wszechobecną ciemność, a krótki huk rozdarł ciszę nocy, jaka panowała w tym niemalże opuszczonym miejscu.
Natsu wreszcie opuścił broń, a ręka zachwiała się wzdłuż jego przemoczonego ciała. Lufa pistoletu, który dzierżył wciąż była rozgrzana. Z zaciśniętymi w wąską linię ustami wpatrywał się w zaciemnioną posturę Vidaldusa Taki, który stał zaledwie pięć metrów od niego. Mężczyzna najpierw upuścił swój nóż, a następnie runął twarzą w kałuże, która zaczęła zabarwiać się na ciemniejszy kolor.
Chłopak jeszcze przez chwilę stał w miejscu, nie zważając na oklapnięte, nasiąknięte deszczem włosy, które zakrywały mu czoło. Ostatni raz rzucając okiem na martwe ciało mężczyzny, zebrał się w sobie i wspiął na drucianą furtkę.
Jego ręce drżały lekko, a serce waliło jak młot. Wbrew temu, po co służy pistolet, już dawno nie używał go by zabić. A została mu jeszcze dwójka...
Będąc ponad dwa metry nad ziemią, zeskoczył z ogrodzenia wprost w lepkie błoto, które rozprysło się pod jego butami. Musiał się mieć na baczności. Jeżeli inni są gdzieś w pobliżu, na pewno usłyszeli strzał.
-Chyba po raz pierwszy żałuje, że masz taką moc, maleńka. Rzekł pieszczotliwie do swojego Desert Eagla, którego chwycił oburącz i przygarbiony pobiegł między szopy.
...
-Gdzie jest ten akt.
-ONA NIE CHCĘ POWIEDZIEĆ! PYTAJ JĄ! Krzyczał Jude, trzęsąc się przed dubeltówką, chwiejącą się to przy jego głowie, to przy piersiowej klatce.
-Sam miałeś to z niej wyciągnąć. Po to ją sprowadziliśmy...
Lucy wciąż leżąc na podłodze, wsłuchiwała się w rozmowę Bory z jej ojcem. Jednak czuła, jakby jej dusza opuściła ciało. Jakby była ponad to. Nawet kiedy Kasai przyłożył lufę Olbrzyna do jej tętnicy szyjnej, unosząc przy tym mokry od łez podbródek, nie poczuła nic. Żadnego strachu, ani przyspieszonego bicia serca.
-Dlaczego jesteś taka uparta, księżniczko... Westchnął Kasai z żalem, zimną stalą przyduszając jej gardło. Wciąż milczała.
-Mam zmusić cię do gadania?
Po chwili poczuła, że mężczyzna ciągnie ją za nadgarstek. Zmuszona do siadu odwróciła głowę w bok, a Bora kucnął obok niej. Nagle pociągnął jej włosy do tyłu, zupełnie niszcząc i tak rozwaloną już fryzurę. Kątem oka widziała, jak Kasai przygląda się jej z każdej strony.
-Szkoda by było zabijać taką zdolną i śliczną dziewczynę. Nie zmuszaj mnie do tego...
Co on, udawał, że mu smutno? Kpił sobie z niej?!
-Masz ten akt, prawda?
Spojrzała na niego. Już nie pustym, beznamiętnym wzrokiem. Zaczęła odczuwać złość. Potrafiła zrozumieć ojca, wybaczyć mu. Ale nie da się pomiatać komuś takiemu jak on...
-Wypuścimy cię, tylko nam pomóż.
-Pomóc? Wam?! Lucy parsknęła z pogardą i opluła mafiozę w twarz. -Nigdy w życiu!
-Osz ty... Zaskoczony Bora odwrócił dubeltówkę i za karę uderzył dziewczynę w policzek drewnianą rączką strzelby. Dziewczyna, opierając się dłońmi uniknęła kolejnego zderzenia z podłogą. Z jej nozdrzy zaczęły ściekać krople krwi.
-Czekaj! Wściekły mafioza, jak i zaskoczona Lucy odwrócili się za siebie. Spojrzeli na Judego, który zaczął niepewnie podchodzić w ich stronę.
...
Słyszał go. Przyspieszone kroki, stawiane po mokrej nawierzchni. Wodę rozbryzgującą i rozchlapującą się na boki. Deszcz uderzający o zbliżające się ciało...
Jego zmysły pracowały na pełnych obrotach, gdy jak łowca skradał się na tyłach jednej z szop. Co chwilę wyglądając na główną drogę, przedzielającą dwa rzędy budynków.
-Jak łowca. Nie jak zwierzyna... Powtarzał sobie bezdźwięcznie, przy przyspieszonym, nierównym oddechu. Choć nie dopuszczał do siebie takiej myśli, bał się. Jednak wciąż przezwyciężał strach, który lubił paraliżować cały układ nerwowy i wszystkie mięśnie. I lubił powracać w najmniej odpowiednich momentach. Musiał jedynie skupić się na tym, co ważne i nie myśleć o najgorszym. Musiał jedynie przeżyć i nie myśleć o zagrażającej mu śmierci.
Zobaczył go. Zmierzającego główną ścieżką, ze strzelbą w dłoniach. Rozglądającego się uważnie na boki. Przemokniętego. On również nie chciał stać się zwierzyną. Ale, choć każdy chciał być łowcą, nie każdy mógł nim zostać.
Natsu zaczął powoli stawiać kroki, lecz w pewnym momencie po prostu wybiegł z ukrycia. Wychodząc z cienia, ze zdeterminowaną twarzą wyciągnął przed siebie pistolet. Wystraszony Fukuro mocniej chwycił za strzelbę, jednak nagłe pojawienie się Dragneela zupełnie wytrąciło go z równowagi. Broń wpadła mu do kałuży. Poddenerwowany mafioza prędko schylił się po nią, lecz już nie powstał. Znów wystarczył jeden strzał, by mężczyzna padł na mokrą ziemię z wyciągniętą do przodu ręką, która już nigdy nie dosięgnie strzelby.
Wychodząc z tego cało, Natsu uspokoił się nieco. Podwinąjąc mokre rękawy swojej koszuli, odwrócił butem postrzelonego Fukuro na plecy. Nieco skrzywił się, widząc niewyraźnie dziurę w jego oku.
-Została ostatnia... Wyszeptał, zmierzając roztropnie w głąb szop główną drogą, na której porzucił kolejne martwe ciało. Podążając przed siebie, dotarł wreszcie do stodoły, w której tliło się nikłe światło. Młodzieniec wstrzymał na moment oddech i zakradł się bliżej. Plecami oparł się o drewnianą, mokrą ścianę budynku, po czym nieśmiało zajrzał przez uchylone drzwi. Zobaczył zapaloną świeczkę na beczce, stos słomy, lecz ani jednej żywej duszy. A skoro został ostatni członek mafii, musiał on pilnować dziewczyny.
Powoli zakradł się do środka i rozejrzał się.
-Coś tu jest nie tak...
...
-Czekaj! Wściekły mafioza, jak i zaskoczona Lucy odwrócili się za siebie. Spojrzeli na Judego, który zaczął niepewnie podchodzić w ich stronę. Nagle prawnik klęknął obok mafiozy i przytulił się do niego.
-Ja wyciągnę od niej wszystko! Każdą informację! Tylko zostaw ją w spokoju! Mężczyzna zaczął szarpać Borę za płaszcz, zasłaniając ciałem swoją córkę.
-Co ty... zostaw mnie pojebańcu! Kasai wstał z podłogi, lecz Jude uczepił się do niego na dobre. Zdenerwowany do granic możliwości mafioza, przyłożył Olbrzyna do brzucha wychudzonego mężczyzny i pociągnął za spust. Sporych rozmiarów nabój, który przeszedł prawnika na wylot, z hukiem przeleciał tuż nad głową Lucy.
-Nie dotykaj mnie brudasie...
Dziewczyna z szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w plecy ojca, coraz szybciej pokrywające się czerwienią. Z przerażeniem obserwowała, jak krople jego krwi zaczęły skapywać na drewniane belki, nie zdając sobie sprawy z tego, że również jej twarz, dekolt i sukienka upstrzone są czerwonymi plamkami.
...
Aż wzdrygnął się, słysząc nad głową potężny wystrzał. Mając złe przeczucia, pędem ruszył w stronę drewnianej drabiny, lecz tuż przed nim, dosłownie z nikąd wyskoczyła białowłosa kobieta, która zaledwie dwie godziny temu wbijała mu obcas w policzki. Dzierżąc w dłoniach Tommy Guna, wystrzeliła serię magazynku w jego stronę. Chłopak w ostatniej chwili odskoczył, przetaczając się między stosem słomy i beczek. Skupiony z całych sił, próbował przewidzieć następny ruch Ikarugi, gdy nagle coś skapnęło mu na czoło. Zdziwiony, przetarł je ręką. Widząc na palcach czerwoną smugę, z podniesionym ciśnieniem spojrzał w górę. Tuż nad jego głową, z piętra wyżej ściekały mozolnie pojedyncze krople krwi.
Adrenalina wypełniła jego żyły. Pierwsze co przyszło mu do głowy, to myśl, że krew ta należy do Lucy. Wściekły wyskoczył z ukrycia, czego skradająca się Ikagura kompletnie się nie spodziewała. Mimo to, wymierzyła Thompsona w jego stronę, ale Natsu był szybszy. Bez mrugnięcia powieką, władował pozostałe pięć kulek z magazynku Desert Eagla w jej brzuch i biust. Kobieta tracąc panowanie nad swoim ciałem upadła na siano, lecz jej palec zdążył dosięgnąć spustu. Cały świeżo przełożony magazynek przedziurawił drewniany dach w jednej, długiej linii.
...
Po kilku krótkich, aczkolwiek głośnych wystrzałach, na poddaszu zapadła chwilowa cisza, którą z kolei przerwała seria naboi wystrzelonych tuż za plecami Bory. Mafioza z szokiem wypisanym na twarzy, zajrzał za siebie - na rząd dziurek w podłodze, z których przedostawało się światło świecy z parteru. Strzały musiały dosięgnąć aż stropu, gdyż w szopie dało się nagle wyczuć lekki powiew chłodnego wiatru oraz przedostające się przez zniszczony dach kropelki deszczu.
Roztrzęsiona Lucy, trzymając na kolanach konającego ojca, lustrowała każdy ruch fioletowowłosego. Chyba tak jak ona, nie miał pojęcia co się właśnie stało na niższej kondygnacji.
Po chwili usłyszeli przyspieszone kroki, stawiane na skrzypiących deskach.
...
-Lucy! Natsu z zadyszką wbiegł na strych, przekonany, że to dziewczyna została ranna. Lub co gorsza zabita. Nie spodziewał się jednak, że na swojej drodze spotka kolejnego gangstera.
Nie mógł zrobić nic. Jedynie przyjąć na siebie strzał. Nieświadomie cofnął się o kilka kroków, i ze skwaszoną z bólu twarzą chwycił się za lewy bok. Rana szybko pokryła się czymś lepkim i ciepłym. Widząc, jak przez białą koszulę i palce przedostaje się jego własna krew, zaśmiał się cicho i spojrzał na broń Bory. Z wylotu Olbrzyna wciąż przedostawał się niewielki, szarawy dymek, mknący ku górze.
-Kurwa... Szepnął cicho i upadł, z łomotem staczając się po wystawionej drabinie na parter.
W zdziwieniu, Lucy otworzyła oczy do granic możliwości. Nie wierzyła w to co się właśnie stało. To był Natsu? Przyszedł po nią? Chciał ją odbić?! A teraz spadł, postrzelony, zakrwawiony...
-Gdzie one są! Warknął wściekły Bora, szukając kolejnych naboi w kieszeni marynarki. Nie zauważył wstającej dziewczyny, która nagle z wrzaskiem rzuciła się na niego. Przewracając go na postrzelone deski, wbijała mu pazury, gryzła, biła. Wpadła w szał.
-Uspokój się! Mafioza wrzasnął na nią i z trudem odepchnął od siebie, po czym kopnął w brzuch. Na wskutek ciosu, Heartfilia odskoczyła skulona na bok. -Aż tak ci się spieszy na drugi świat?! Głupia dziwka...
Kasai wyrzucił strzelbę w kąt i otarł pęknięte usta. Na zewnętrznej stronie znalazł świeżą krew. Przygryzając dolną wargę, wyczuł wylewającą się leniwie, ciepłą ciecz, a zadrapania na twarzy i szyi piekły go niemiłosiernie. -Na ciebie też przyjdzie pora! Zagroził blondynce, wyjął zza pasa zwykły pistolet i zbiegł na dół.
-Lucy...
Gdy zostali sami, zbolała dziewczyna usłyszała szept swojego ojca. Spoglądając w jego stronę, dostrzegła jak Jude z ledwością wskazuje dłonią, by podeszła do niego bliżej.
...
Bora zeskoczył na dół i rozejrzał się wokół. Po Dragneelu pozostała jedynie czerwona plama na podłodze. Oglądając dogłębniej pomieszczenie, dojrzał kolejne, mniejsze ślady krwi. Uśmiechnął się zajadle. Wiedział, że w tym stanie chłopak nie mógł daleko uciec.
-Wyłaź! Zawołał, strzelając w najbliższy stos słomy. Czyli w miejsce, gdzie prowadziła lepka posoka, pozostawiona przez Dragneela. Jednak podchodząc bliżej do zbitego na kupkę siana, nie zastał tam go. Zamiast swojego celu, znalazł martwą Ikarugę.
-Bardzo cwane... Prychnął pod nosem, nasłuchując choćby najcichszych odgłosów i starając się mieć oczy dookoła głowy.
...
"Czemu przed pójściem na górę nie naładowałem spluwy! Idiota!" - Natsu schowany w kącie, sam siebie karcił w myślach. Drżącymi, zakrwawionymi dłońmi próbował wcisnąć nowe naboje do magazynku, lecz nawet na moment nie mógł ustać w miejscu. Nie miał na to czasu, gdyż kule latały po całej stodole, w najmniej oczekiwanych momentach i najdziwniejszych kierunkach.
Gdy padł kolejny, ślepy strzał, mafioza zaśmiał się cicho. Był coraz bliżej.
-Ten skurwiel zbyt dobrze się bawi! Syknął chłopak, uciekając do innej kryjówki.
...
Kiedy Lucy uklękła obok ojca, ten wcisnął jej chłodny, stalowy przedmiot w dłoń i zacisnął ją. Otwierając pięść, zobaczyła dwa grube naboje.
-Zabrałem mu. Jude zaśmiał się słabo. Pod jego ciałem powstała już sporych rozmiarów, karmazynowa kałuża.
-Dlaczego ty... Po co to zrobiłeś?! Zawołała z wyrzutem, cudem powstrzymując łzy. Prawnik jedynie wygiął kąciki ust ku górze.
-Oddaj Oracionowi ten akt... Dam ci za to wszystko co mam...
Nawet w takiej chwili musiał myśleć o pieniądzach?! By nie okazywać złości, zacisnęła mocno powieki.
-Nie mogę! Wykrzyczała. -Obiecałam mamie...!
Ucichła, czując dotyk mokrej, ciepłej dłoni na swoim policzku. Ze zdziwienia spojrzała na niego oniemiała. Co on wyprawiał...?
-Naprawdę jesteś głupia... Ten dokument, pieniądze, władza... Wszystko do czego dążyłem, ma swoją wartość... Jego głos stawał się coraz cichszy. -Ale wasze życia... ty i twoja matka... byłyście bezcenne.
Nie mogła w to uwierzyć. Nie po tym, co od niego usłyszała. Nie po tym jak ją traktował. Jednak nie miała zamiaru mu tego wypominać.
Szybko chwyciła dłoń Judego, która zaczęła zsuwać się z jej policzka. Nagle zauważyła, że czoło między jego brwiami zmarszczyło się, a lekko uśmiechnięte dotąd usta opadły w dół.
-Przepraszam córeczko. Jego głos był roztrzęsiony, a brzuch na wskutek skurczy zadrżał miarowo kilka razy. Choć z całych sił wstrzymywał się od płaczu, jego oczy były pełne łez.
Dlaczego dopiero teraz? Dlaczego nigdy jej tego nie okazywał? Czyżby zdał sobie z tego sprawę dopiero na łożu śmierci? Dlaczego...
-Cicho, tato... Będzie dobrze...
Bardzo chciała w to wierzyć. Choć żywiła do niego wiele urazy, to w końcu był jej ojcem.
-Tato... Powtórzyła, spoglądając na Judego, lecz gdy zobaczyła co się stało, z szoku puściła jego dłoń. Wychudzona ręka mężczyzny opadła głucho na mokrą od krwi podłogę. Tak jak pojedyncza łza, która spłynęła po jego kościstym policzku. Z martwych, otwartych oczu.
Z bólem przełknęła ślinę przez ciężką gulę, która ciążyła jej w gardle. Choć nie wydała z siebie żadnego dźwięku, płakała tak żałośnie, że zmoczyła sobie nawet dekolt, a dreszcze miotające jej ciałem przerodziły się we wstrząsy. Z głębokim żalem w sercu, zamknęła ojcu powieki. Schyliła swoją głowę w dół, pozwalając, by łzy wpadały do ciemnej kałuży, która wciąż się powiększała. Musiała minąć dłuższa chwila, by mogła cokolwiek zrobić. A gdy odzyskała zdrowy rozsądek, z nienawiścią spojrzała na porzuconą w kącie strzelbę Bory.
...
Był coraz słabszy. Dostawał zawrotów głowy, a temperatura jego ciała wciąż spadała. Wykrwawiał się.
-Cholera, długo tak nie pociągnę... Stwierdził cicho, gdy w stodole padł kolejny strzał.
-Gdzie się ukrywasz?! Bora deptał mu po piętach, a on już niemalże nie miał gdzie się schować. Jego sytuacja była beznadziejna.
Wychylił się nieznacznie, z nadzieją że zobaczy coś, co uratuje mu skórę. Ale w życiu nie przypuszczałby, że zobaczy Lucy z dubeltówką w ręce. Ten widok zupełnie wytrącił go z równowagi. Głównie przez wzgląd na Borę, który szukając go po całej stodole właśnie odwracał się w jej stronę.
Ogromny, niespodziewany wystrzał ze strzelby sprawił, że zarówno Natsu, jak i zupełnie niespodziewający się tego Kasai skulili się ze strachem.
-Skąd masz naboje! Ty zdziro!!! Wrzasnął rozwścieczony soldato Oracionu, a Dragneel skrzywił się z niezadowolenia. Nie trafiła go. Ale przynajmniej dzięki odwróceniu uwagi mafiozy, Dragneel był w stanie przysiąść na moment i wpakować wreszcie kilka naboi do magazynku. Z pośpiechem zatrzasnął go wierzchnią częścią dłoni, po czym zerknął na sytuację zza drewnianego filaru, za którym się schował. I znów zobaczył coś, co go po prostu przerosło. Chyba sama Lucy się tego nie spodziewała, jednak odrzut Olbrzyna był dla niej zbyt mocny. Gdy pociągnęła za spust, musiało momentalnie rzucić ją do tyłu, bo zamiast w Borę, trafiła w dach, który teraz skrzypiał złowieszczo.
Oszołomiona dziewczyna nie miała pojęcia co się stało. Z niewiedzą na twarzy zastanawiała się, dlaczego leży na ziemi.
-To za ciężki kaliber dla ciebie, złociutka! Zażartował z niej Kasai, który wbiegł na pierwsze piętro i przydeptał jej brzuch butem, gdy chciała wstać. Nie mogła się ruszyć. Ale wciąż miała ostatni nabój w Olbrzynie.
Z przyspieszonym z bólu i nerwów oddechem, zaczęła szukać strzelby na oślep. Wyczuła palcami porozrzucaną słomę, a pod nią drewnianą rączkę. To była jej ostatnia szansa.
Widząc jak Lucy wymierza w niego Olbrzyna, Bora momentalnie spoważniał.
Wiedziała, że nie da rady trafić w mafiozę, nie jedną ręką. Strzelba ma dla niej zbyt ogromny odrzut. Nie zawahała się jednak. Pociągnęła za spust, zamykając mocno oczy i licząc na to, że coś wskóra.
Po głośnym strzale, jej rękę odrzuciło do tyłu, a broń odleciała gdzieś za nią.
-Cholera... Jęknęła wkurzona i zaczęła uchylać powieki, gdyż nie słyszała niczego, prócz trzeszczącego drewna i burzowych odgłosów z dworu. Jej nadzieja jednak prysła, gdy usłyszała cichy, złowieszczy chichot.
-Ale mnie nastraszyłaś.
Bora wciąż stał nad nią. Zamiast w niego, po raz drugi trafiła w sufit. Miała wrażenie, że cała szopa, wraz z silnym wiatrem hulającym na zewnątrz, kiwa się na boki.
-To koniec, Lucy. 
Jeszcze bardziej przycisnął nogę do brzucha dziewczyny, przekosił spluwę i wycelował w jej czoło.
Godząc się ze swoim losem, Heartfilia zamknęła oczy.
Padł strzał, a krew opryskała jej ciało. Lecz nie była to jej krew. Wciąż miała świadomość tego, co się dzieje. Wciąż oddychała. Żyła.
Nagle poczuła, jak przygniata ją coś ciężkiego. Przerażona zrzuciła z siebie martwe ciało Bory. Zobaczyła, jak z dziury w jego głowie sączył się ciemnoczerwony strumień.
-Pospiesz się!
Raptownie spojrzała przed siebie. Nieco zgięty Natsu właśnie schował pistolet w spodnie, i chwytając się za zakrwawiony bok pokazał jej, by podążyła za nim.
Pospiesznie zeszli z drabiny, gdy usłyszeli coraz głośniejsze skrzypy i trzaski. Zdążyli jedynie spojrzeć w górę i wziąć nogi za pas. W ostatniej chwili wybiegli z szopy, gdyż cały dach, strop i deski służące za podłoże dla pierwszego piętra runęły po kilku sekundach na sam dół.
-No nie stój tak! Dragneel nakrzyczał na blondynkę, która niespodziewanie stanęła jak wryta. Wciąż trzymając się za otwartą ranę, musiał ciągnąć Heartfilię za sobą. Jak zaczarowana, bezustannie przyglądała się zawalonej stodole. A od teraz również cmentarzysku trzech osób, w tym jej ojca.
Nie zwracała zbytnio uwagi na zwłoki pozostałych dwóch mafiozów. Omijała je z obojętnością. Bez słowa przeskoczyła również dwumetrowe ogrodzenie. I nawet gdy została wepchnięta na przednie siedzenie Austina Devon, wciąż siedziała spokojnie, wgapiając się w stronę zburzonego budynku. Była przy tym tak cicho, że można było o niej zapomnieć.
Natsu usiadł pospiesznie za kierownicą i zatrzasnął za sobą drzwi. Zdziwiony zauważył, że auto wciąż jest na chodzie, a kluczyki cały czas znajdują się w stacyjce.
-I co teraz?
-Co? Nie słuchając jej zbytnio, zerknął na dziewczynę przelotem. Jednak jego wzrok po chwili powrócił na to samo miejsce, tym razem dokładniej oceniając stan Lucy. Miejscami była upaćkana krwią, lecz nijak miało się to do strużki krwi z jej nosa, oraz jej lewego policzka, gdzie znajdował się nieco zaschnięty, krwawy ślad olbrzymiej dłoni, jedynie w niektórych miejscach rozmazany przez słone łzy. Lecz teraz nie płakała. Z kamienną twarzą nie wyrażała żadnych uczuć.
-Zobacz! Wreszcie przestało padać!
Lucy choć już wcześniej wpatrywała się przed siebie, jakby nieco oprzytomniała. Faktycznie, pomimo że niebo wciąż było czarne i zachmurzone, nie spadała z niego ani jedna kropla. Również wiatr ustawał z każdą chwilą.
Gdy tak wpatrywała się w niebo przez przednią szybę samochodu, zaniepokojony jej stanem młodzieniec westchnął głośno. Musiał przyznać, twarda z niej sztuka. Normalna dziewucha już dawno popadłaby w histerię.
-Dokąd mnie teraz zawieziesz? Bo chyba nie przyjechałeś po mnie bez powodu? Dodała po krótkiej pauzie.
-Masz rację. Odrzekł, spoglądając przed siebie i chwytając za kierownicę. Jednak z jakiegoś powodu nie wciskał jeszcze pedału gazu. -Musisz porozmawiać z pewnym gościem o dokumencie, który gdzieś sprytnie schowałaś. 
Poddał się. Po tym wszystkim wolał już zawieść dziewczynę do Laxusa, by mieć święty spokój.
-On mnie zabije, prawda?
Natsu przeraził się jej tonem. Jej zachowanie zaczynało być niezdrowe. Wyglądała, jakby pogodziła się z takim losem. Nie... wyglądała, jakby na to liczyła. Siedział obok zupełnie różniącej się od niego osoby. Przy zwierzynie, którą nie chciał się stać przez cały dzisiejszy wieczór.
Wychylił się lekko, obejmując Heartfilię ramieniem i przyciągnął ją do siebie. Nie opierała się temu. Przez moment pocierał skórę dziewczyny, jakby chciał ją ogrzać. Zaraz jednak puścił ją, by z powrotem chwycić oburącz za kierownicę.
-Włos ci z głowy przy mnie nie spadnie. Warknął cicho i przydusił pedał gazu, a błoto pod kołami samochodu rozprysnęło się na boki.

- - - - - - - - - -

-Która godzina?
Znudzony na tylnych siedzeniach samochodu Gajeel zerknął  na zegarek.
-Dochodzi północ.
Erza zmarszczyła brwi.
-No ile oni mogą tam siedzieć... Wymamrotała gniewnie, wlepiając śpiące już oczy w wejście do klubu "Golden".
-Na bank czmychnęli już kilka godzin temu tylnym wyjściem. Redfox stwierdził obojętnie, jakby zupełnie go to nie obchodziło.
-Co żeś powiedział?!
Jej złowieszczy ton sprawił, że nagle poczuł ciarki na plecach.
-Dlaczego mi wcześniej nie powiedziałeś o tylnym wyjściu?! Scarlet wydarła się wniebogłosy.
-Przecież każdy lokal takie ma! A poza tym spałem! Odkrzyknął wkurzony. -I nie drzyj mordy na mnie!
Co jak co, ale nie pozwoli sobie, by darła się na niego jakaś baba! Nie ważne, że była zakonnicą. Mogła być nawet miss Fiore, ale żadna nie będzie podnosić na niego głosu!
Erza z frustracją przekręciła kluczyki w stacyjce i wduszając pedał gazu, wjechała na opustoszałą ulicę.
-Odwieziesz mnie chociaż do domu?
-Nie mam na to czasu. Burknęła wściekła kobieta pod nosem. -Pojedziesz ze mną do Laxusa. I nawet nie waż się tego kwestionować!
-Ależ skąd! Mężczyzna nie mógł powstrzymać uśmiechu. Splatając ręce za głową przymknął z zadowoleniem oczy. Bo prost nie mogło być lepiej. -Skoro musimy do niego jechać, to trudno. Jakoś to zniosę.

- - - - - - - - - -

Jechali przez ciemną szosę, oświetloną jedynie przez światła reflektorów czarnego samochodu. Dotarli do pierwszego skrzyżowania, przy którym się zatrzymali.
-To którędy? W prawo, czy w lewo? Spytał Natsu, lecz Lucy tylko wzruszyła ramionami.
-To pojedziemy w lewo. Odrzekł raczej sam do siebie. Nie będzie na siłę gadać z laską, która ma go totalnie w dupie. Nie, to nie!
Mężczyzna już kilka raz przekręcił kluczyki w stacyjce, lecz silnik nie chciał odpalić.
-Dlaczego stoimy? Heartfilia odezwała się po raz pierwszy od momentu, gdy zaczęli swoją podróż. Dragneel spojrzał na wskaźnik paliwa i zacisnął pięść, którą ze złością wbił w deskę rozdzielczą.
-Nie ma paliwa!
-I po co te nerwy... Mruknęła dziewczyna pod nosem i wyszła z auta.
-No pewnie, nie ma o co się wkurwiać! Oburzony chłopak, idąc w ślady Lucy uniósł głos. -W końcu tylko znaleźliśmy się na środku zadupia, gdzie nikt nie mieszka i nie mamy jak wrócić do domu! Najlepiej niczym się nie przejmować, tak jak ty to robisz!
Blondynka skarciła go srogim spojrzeniem.
-Zamiast marudzić, zajrzałbyś lepiej do bagażnika. Może znajdziemy tam jakiś kanister z benzyną.
-Mam cię dość, panno przemądrzała.
Mało tego, że czuł się coraz gorzej, to jeszcze musiał wysłuchiwać jej durnowatych kazań. No ale, że nie miał w zanadrzu żadnego lepszego pomysłu, to poszedł za jej radą i otworzył bagażnik.
-Tak w ogóle, to czyj to samochód? Spytała, wypatrując czegokolwiek na rozdrożu dróg.
-Chyba jego. Natsu wskazał jej na wnętrze bagażnika. Zajrzała tam zaciekawiona, lecz szybko tego pożałowała. Na widok białego, zakrwawionego trupa zrobiło jej się słabo.
-No proszę, a więc jednak potrafisz ukazać jakieś emocję! Zaśmiał się głośno, gdy Heartfilia pobiegła w stronę najbliższych krzaków i zwymiotowała.
-Zamknij się... Trzymając się za kolana, spojrzała na towarzysza z pogardą. -Jak możesz w ogóle żartować z takich rzeczy.
-Przesadzasz. Wypomniał dziewczynie i chwycił ją za nadgarstek. -Idziemy w lewo.
-Umiem iść sama! Warknęła, wyrywając rękę z jego uchwytu i wyprzedzając go. Nie widziała przez to, jak Dragneel zmierza ją z niechęcią od stóp do głów.
-No co za oschła sucza...
...
Szli z dobre dwadzieścia minut. Przez całą drogę milczeli. Nawet nie mieli okazji ze sobą porozmawiać, gdyż Lucy przez cały czas wyprzedzała mężczyznę o kilkanaście kroków. Mimo to odwracała się dyskretnie co chwilę. Może i koleś, który spalił jej dom nie był wymarzonym towarzystwem, lecz wszystko było lepsze, od pozostania na tym pustkowiu samemu. Poza tym, z niepokojem obserwowała jego ranę. Przy nikłym świetle księżyca, lubującym chowanie się za chmurami, nie widziała zbyt wiele. Miała jednak świadomość, że przez cały ten czas Natsu musiał stracić litry krwi. Wolała go więc doglądać od czasu do czasu, czy czasem nie padł gdzieś na polnej drodze z wycieńczenia.
Po kilku następnych minutach, wreszcie dotarli do jakiegoś oświetlonego budynku.
-Chyba jesteśmy na pograniczu z Down Shelter! Stwierdził Dragneel, jakimś cudem doganiając blondynkę, a nawet ją wyprzedzając. Chyba widok cywilizacji dodał mu sił.
Gdy podeszli bliżej, znaleźli się przed podejrzanym motelem, z małym parkingiem i budką telefoniczną.
-Czekaj tutaj. Rozkazał blondynce, po czym ruszył w kierunku telefonu. Oczywiście dziewczyna nie posłuchała go i ruszyła za nim. Natsu brakowało już cierpliwości, lecz jeszcze bardziej brakło mu sił na wykłócanie się z tym uparciuchem.
Przeszukując kieszenie spodni, wreszcie wyjął świstek papieru i kilka monet. Wsadzając pieniądze do właściwego otworu, wybrał numer z kartki i czekał.
-Laxus? Musisz po nad podjechać... Erza? Nie widziałem jej. Jestem z Heartfilią. ... Gdzie teraz jestem? Eee, trudne pytanie...
Podczas rozmowy odwrócił się do Lucy tyłem. Nie zdawał więc sobie sprawy, że jest przez nią dokładnie oglądany. Wychwyciła zegarek na jego nadgarstku, bliznę na szyi, nieudolnie skrywaną przez srebrny pancernik, oraz coś, co sprawiło że zmiękły jej kolana. Z jego postrzałowej rany wciąż sączyła się krew.
-Co ty robisz, idiotko?! Warknął na Lucy, gdy ta wyrwała mu słuchawkę.
-Hallo? Zatrzymaliśmy się w motelu ...
Zerknęła w stronę przypadkowego postoju, by znaleźć jego nazwę. Po chwili jednak zupełnie umilkła, słysząc po drugiej stronie dziwne hałasy, łomoty i krzyki.
-Rozłączyło... Wyszeptała ogłupiała, odrywając od ucha słuchawkę i spoglądając na nią z zaskoczeniem.
Natsu wyrwał jej przyrząd i ponownie wykręcił numer.
-I co?
Mężczyzna skrzywił się z niezadowolenia.
-Zajęte.

- - - - - - - - - - 

Wszyscy prócz niego spali, w najdziwniejszych pozycjach, jakie w życiu widział. W pokoju panował ogromny bałagan, szczególnie na stole, gdzie walał się stos naczyń oraz butelek po piwie i winie.
Nagle zadzwonił telefon, więc lekko jeszcze kuśtykając podszedł do niego.
-Tak?
-Laxus? Musisz podjechać...
Słysząc po drugiej stronie Dragneela, mocniej ścisnął słuchawkę.
-Natsu! Jest z tobą Erza?!
-Erza? Głos młodzieńca był wyraźnie zaskoczony. -Nie widziałem jej. Jestem z Heartfilią.
Dreyar westchnął głośno. Już nigdy więcej nie poprosi o nic Erzę.
-Mniejsza. Gdzie jesteś?
-Gdzie teraz jestem? Eee, trudne pytanie...
Nagle usłyszał trzaski w telefonie, jakby ktoś wyrywał Dragneelowi słuchawkę. Jednocześnie zdał sobie sprawę, że ktoś wchodzi do jego mieszkania. Zdziwiony, zerknął w stronę drzwi od salonu, do którego wkroczyli Erza z Gajeelem. Gdy czarnowłosy zobaczył Laxusa, momentalnie rzucił się na niego.
-Hallo? Zatrzymaliśmy się w motelu... 
Więcej nie usłyszał. Popchnięty przez Redfoxa, jak kłoda runął na cały zastawiony stół, tłukąc przy tym naczynia i łamiąc mebel w pół. Narobili przy tym tyle hałasu, że w mig wszystkich zbudzili.
-Erza, do cholery! Miałaś przywieźć Dragneela, nie jego! Ryknął zaskoczony blondyn, gdy Redfox przystawił pięść do jego twarzy.
-Makarov Dreyar to twój ojciec?! Wrzasnął mu w twarz, a Laxus słysząc to imię otworzył szerzej oczy.
-Co tu się wyprawia?! Gildarts, widząc co się dzieje w jego mieszkaniu zaczął szukać swojej dubeltówki. Gray musiał przetrzeć oczy, by uwierzyć w to co widzi. Natomiast zaspana Cana ominęła zniszczony stół, chwyciła zdębiałą Erzę za rękę i wyprowadziła ją z pokoju.
-Choć, pomożesz mi poszukać materacy i pościeli. Musimy się tu jakoś pomieścić...
-Mam rację, prawda?! Gajeel nie odpuszczał. Wciąż wydzierał się Laxusowi w twarz, był rozjuszony. Nie panował nad sobą. Dreyar zdał sobie sprawę, że nie ma innego wyjścia. Nim się Redfox spostrzegł, blondyn uderzył go pięścią w policzek. Zaskoczony przybysz aż usiadł na podłodze. Jeszcze nigdy nie przyjął takiego ciosu na twarz.
-Makarov to mój dziadek. Skąd o nim wiesz?
-Należał do mafii?!
Dreyar przymrużył powieki.
-Po co tu przyszedłeś...?
Gajeel powoli wstał z ziemi i podszedł do boksera. Wyprostowani i nabuzowani, spojrzeli sobie gniewnie w oczy.
-Nie obchodzi mnie, czy jesteście z mafii, ani po co wam akt baru... Mój opiekun mówił mi kiedyś o przyjacielu, który został wsadzony do więzienia za incydent na moście Oak. Już wiem, o jakie zdarzenie chodzi, kim był ten zapuszkowany mężczyzna i co cię z nim łączy. Teraz chcę tylko wiedzieć, kim był mój ojciec i co miał wspólnego z twoim dziadkiem. Warknął oschle.
-Chłopcze, jak zwał się twój ojciec? Do rozmowy wtrącił się Gildarts. Gajeel z wściekłością zlustrował go swoimi czerwonymi tęczówkami.
-Metalicana. Odpowiedział, pomijając już fakt, że nie spodobało mu się, jak starszy mężczyzna go nazwał.
Lecz gdy Clive uśmiechnął się nikle, Redfox ledwo powstrzymywał się od rozkwaszenia mu tej zacieszonej gęby.
-Zaczekajmy na pozostałych. W niepełnym składzie nie ma sensu czegokolwiek tłumaczyć. Gildarts odrzekł tajemniczo i wyszedł z salonu. -Do tego czasu, pogadajcie sobie i uspokójcie się. Piwa w lodówce nie brakuje.
-O czym on gada?! Ryknął po chwili Gajeel, lecz Laxus wyglądał na równie zdziwionego jak on. Nawet Gray, którego czarnowłosy dopiero dostrzegł, nie wiedział o co w tym wszystkim chodzi.


- - - - - - - - - - 

-Zajęte...
Lucy ponownie przejęła telefon i wybrała numer, który na szczęście znała na pamięć.
-Lucy?!
Nie musiała długo czekać. Levy odebrała już po pierwszym sygnale.
-A kto inny dzwoniłby do ciebie w środku nocy. Choć zażartowała, jej głos był nadzwyczaj poważny. -Mogłabyś podjechać po mnie pod motel "Estragon"?
-Motel Estragon? Zdziwiła się McGarden. -A gdzie to kurwa jest?!
Heartfilia już chciała wytłumaczyć przyjaciółce drogę, lecz niespodziewanie usłyszała jej pisk w słuchawce.
-Motel?! Hahaha, Lucy! No widzę, że randka z taksówkarzem jest udana!
-To nie tak... Szepnęła speszona blondynka. Natsu widząc jej zachowanie, przysunął się zaskoczony do jej twarzy, jakby chciał obejrzeć ją z bliska. Próbował podsłuchać rozmowę, lecz Lucy odsunęła go od siebie.
-Dobra, dobra! Znajdę jakoś ten motel. Przyjadę po ciebie jutro rano.
Kończąc rozmowę, blondynka odetchnęła głęboko. Następnie, bez pytania chwyciła Dragneela za nadgarstek i zdjęła mu zegarek. Poszła z tą zdobyczą prosto do motelu, nie zważając na protesty i krzyki swojego towarzysza.
Przy recepcji siedziała kobieta w średnim wieku, z natapirowanymi włosami i ostrym makijażem. Gdy spojrzała na zakrwawionych gości, różowy balon gumy do żucia strzelił z jej ust. Sam dźwięk przypomniał Lucy o tym, co stało się chwilę temu w Little Village. Na samo wspomnienie kiszki wywracały się w jej żołądku do góry nogami, ale nie chciała tego po sobie poznać. Musiała być dzielna...
-Ile za jedną noc?
-Dla waszej dwójki? Recepcjonista oparła się o ladę i spojrzała na nich podejrzliwym wzrokiem. -240 klejnotów za dobę.
-A czy to wystarczy? Heartfilia wyłożyła przed nią zegarek Dragneela.
-Ej, pogięło cię?! Wrzasnął mężczyzna, ale pracująca w motelu kobieta już trzymała w dłoniach męskiego Doxa. Przypatrywała się w niego chwilę z chciwością, a po chwili, w zamian za zegarek otrzymali kluczyki do pokoju nr 12.
Gdy tylko dwoje ludzi opuściło recepcję, Natsu zatarasował dziewczynie drogę.
-Czy ty wiesz ile ten zegarek jest warty?!
-Tak. Jakieś 35 klejnotów na bazarze w China Town. Ale muszę przyznać, całkiem niezła podróbka. Odrzekła, mijając czerwonego ze wstydu mężczyznę i otworzyła kluczem ich pokój.
Ledwo zamknęli za sobą drzwi i zapalili światło, a Dragneel zasłonił nieszczelne okno grubą, brązowawą zasłoną. Blondynka natomiast stała przy samym wejściu na palcach.
-240 klejnotów? Serio?
Poszarpane linoleum imitujące panele, telewizor ze zbitym kineskopem, zielonkawe ściany z zaciekami i grzybem rozrastającym się po kątach, wisząca żarówka zamiast lampy, jedno łóżko, a na środku tego całego harmidru zdechły karaluch.
-Serio?! Powtórzyła, brzydząc się stawić choćby krok do przodu.
-Niech się diva rozgości... Zakpił Natsu i usiadł na łóżku, a sprężyny materaca zaskrzypiały głośno pod jego ciężarem. -Jakby się ruchać na takim starociu, to cała dzielnica cię usłyszy.
-Jesteś obrzydliwy. Skrytykowała go, ale kompletnie się tym nie przejął. Ignorując wydziwianie Heartfilli, odwrócił się do niej tyłem i ściągnął z siebie zakrwawioną koszulę. Z kwaśną miną obejrzał zraniony bok, ale zaraz odetchnął z ulgą. Na szczęście kula tylko go drasnęła.
-A już się martwiłem. Zadowolony oparł dłonie na biodrach, po czym odwrócił się za siebie. Lucy z uchylonymi ustami wlepiła wzrok w jego tył.
-Co, podoba ci się? Zaśmiał się, wskazując podbródkiem na czerwonego smoka, pokrywającego całe jego posiniaczone plecy.
-Jeszcze czego... Mruknęła zawstydzona własnym zachowaniem i wreszcie odważyła się wejść w głąb pokoju, zgrabnie omijając martwego robala, bynajmniej główną atrakcję motelu.
Zajrzała do łazienki, słysząc za sobą jedynie pogardliwe prychnięcie po nosem. Szukała jakieś apteczki, ale znalazła tam jedynie pęknięte w pół lustro i jeszcze większy syf.
-Strach się tu myć... Jęknęła, a dreszcze przeszły przez kark.
Kiedy wróciła do pokoju, zobaczyła, jak chłopak kładzie się na łóżko.
-Zaraz poplamisz krwią całe wyro!
-Przecież to tylko zadrapanie. Zaraz samo się zagoi. Zupełnie ignorując ostrzeżenie Lucy, wyjął z kieszeni spodni wygniecioną paczkę fajek i zapalniczkę.
-O tak! Jak dobrze wreszcie zapalić! Zawołał radośnie. Nic więcej mu do szczęścia nie brakowało. A przynajmniej nie brakowałoby, gdyby Heartfilia nie zaczęła grzebać przy pościeli.
-Co ty wyprawiasz? Warknął na nią z papierosem w ustach, kiedy dziewczyna rozdarła, zapewne niewyprane od dawna prześcieradło.
-Lepsze to, niż nic. Mruknęła cicho, po czym usiadła obok Dragneela i bez jakiejkolwiek zgody zaczęła owijać go postrzępionym materiałem.
Z początku był zaskoczony, ale w końcowym efekcie zgodził się na pomoc. W końcu coś mu się należało po tym wszystkim.
-Pielęgniarka z ciebie marna. Skrytykował ją, gdy skończyła go bandażować. Zachowywał się, jakby tak musiało być. Nawet nie powiedział dziękuje. I doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że zgrywa chama. Ale Lucy zamiast się na niego obrazić, krzyczeć, walnąć w łeb... ona wzięła jego zakrwawioną koszulę do łazienki i rzuciła krótkim "przepiorę ci to".
-Chyba cię do reszty pojebało! Zawołał, udając się za nią do łazienki. Dziewczyna próbowała odkręcić wodę, jednak kran w proteście zagruchał głośno.
-Cholera, nawet rury mają tu zepsute...
-Przestań.
Czując, jak Natsu chwyta jej dłonie włożone do zlewu, wzdrygnęła się.
-Zobacz, jak ty wyglądasz.
Dopiero teraz spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Przeraziła się. Była cała w zeschniętej krwi, posiniaczona, blada i rozmazana. A tuż za nią stał chłopak, który wyglądał jak żywy trup.
-Jakiś kretyn w różowych włosach puszcza ci chałupę z dymem, ściga ci mafia, twój ojciec nie żyje, i chuj wie jeszcze co ty przeszłaś, a się zachowujesz jakby nigdy nic! Co ty chcesz sobie udowodnić? Że serca nie masz?!
Jej maska zaczęła pękać. Kamienny wyraz powoli ustępował emocjom, które próbowała skryć gdzieś na dnie samej siebie. Czemu jej to robił? Dlaczego nie pozwalał jej udawać, że wszystko jest w porządku? Nie chciała rozpamiętywać, żałować, tęsknić... Ale on nie pozwalał jej na to. Dlaczego był taki okropny?!
Choć wcale tego nie chciała, nie dała rady. Wyrywając ręce z uścisku Dragneela, skryła twarz w dłoniach i rozbeczała się ja małe dziecko. Wyła głośno, odwracając się przodem do mężczyzny i wcisnęła się w jego tors.
-Idź się prześpij. Zamiast przytulić zrozpaczoną blondynkę, wygonił ją do pokoju i odpalił kolejnego papierosa. Kątem oka widział, jak Lucy kładzie się na łóżku i płacze w poduszkę.
To była zwykła dziewczyna. Co prawda nieco arogancka, bezczelna, przemądrzała i zapewne rozpieszczona, ale jednak zwykła, niczym nie wyróżniająca się dziewczyna.
-Się zachciało dziewuszce, zgrywać bohatera. Prychnął z pogardą, strzepując popiół do zlewu. Jednak po chwili zaśmiał się z własnych słów. W końcu nie był lepszy. Choć przyrzekł sobie, że wyrżnie każdego mafiozę w tym mieście, na samą myśl o martwych ciałach robiło się mu niedobrze. Czy odczuwał wyrzuty sumienia? Niezbyt, lecz chyba nigdy nie będzie w stanie przyzwyczaić się do zabijania. Tak samo jak do ran. Teraz, gdy wreszcie został sam, mógł pozwolić sobie na chwilę słabości.
-Kurwa, jak boli... Jak boli... Jęknął rozczulony. Nie puszczając fajki z ust, kucnął nad umywalką ze łzami w oczach. -Matko kochana, ja chyba umrę!

- - - - - - - - - - 

Obudził się o wschodzie słońca, krztusząc się piaskiem. Mimo, że wypluł większość, to drobne ziarenka wciąż zawadzały mu między zębami.
-Gdzie ja jestem...? 
Richard chwycił się za obolałą głowę. Znajdował się na plaży, w większości pokrytej śliskimi głazami. Był przemoczony, przemarznięty, głodny i wycieńczony. Z jego ubrań pozostały marne strzępki, a tylko jedna stopa odziana była w but.
Nagle przypomniał sobie ogromną falę, która pochłonęła ze sobą jacht "Susanna". Tak jak jego samochód oraz oszczędności wyciągnięte z banku.
Czuł, że żyje. Ale myśląc o tym co stracił, a stracił wszystko prócz własnego, nędznego istnienia, zaczął szczerze tego żałować.



1) Porto - portugalskie wino

2) Austin A40 Devon - brytyjski samochód, 4-drzwiowy sedan

***

I jak wam się podobało?
Ja z niektórych fragmentów jestem zadowolona, z innych niestety nie...
A miał to być najlepszy dotychczas napisany na tym blogu rozdział :|
Mam nadzieję, że nikogo nie zawiodłam tą notką ;)
Za wszystkie błędy przepraszam, a jeśli coś wyłapiecie to wiecie co robić ^.^
Jak zawsze przesyłam buziaki i z niecierpliwością czekam na waszą opinie ;***

PS. Dla tych, co korzystają z odtwarzacza na blogu - utwór Sinatry z tego rozdziału już został dodany :3

20 komentarzy:

  1. Ten rozdział był cudowny~! Zresztą, jak każdy. xD
    Ta akcja z Lucy i Natsu, oraz walką... Dżizas, jakie to musiało być przeżycie. Nie zazdroszczę blondynce tego, co przeżyła. Znając siebie ja bym się załamała i w ogóle a ta jeszcze udaje, że wszystko jest dobrze. Jednakże widać, iż Natsu zaczyna się nią interesować... znaczy się jej bezpieczeństwem. To w sumie słodkie.
    Rozwaliło mnie biadolenie Natsu przy lustrze... Oj, spokojnie, nie zginiesz. CHYBA. XDD Ale twardziela przed Lucy się udawało, co? ;P
    Cóż, przepraszam, że tak krótko i w ogóle, ale komentarzy to ja pisać nie umiem. D:
    Ślę wenę i czas~!
    P.S, Podziwiam Cię, że potrafisz tak szybko i tak dużo napisać. Po prostu pozazdrościć zajebistości. ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż jednak będę druga. Przepraszam, że przez tak długi czas nie komentowałam twoich rozdziałów, jednak wiedz że każdy przeczytałam i była zachwycona. Naprawdę piszesz fenomenalnie, sprawiając że w jednym rozdziale chce mi się śmiać, czuję adrenalinę, czasem nawet strach, przy niektórych chce się płakać. Każda akcja jest zajebista. I w końcu dużo mojego Natsu, w którym wprost się zakochałam. Jest tu taki jakiego lubię oschły, bezwzględny, chamski, arogancki a jednak troskliwy i przestraszony. Mimo tego, że niby się nie lubią, przeżywanie razem takich sytuacji działa jakoś na człowieka. I jeszcze ten tatuaż smoka. Ahh. No to co? Fairy Tail powoli wraca, wszyscy dążą do jednego spotkania. Podobało mi się to co zrobili w "Golden". Pistolet, taniec - piosenka pięknie dopasowana, wprost widziałam wszystko przed oczami. Kocham cię, za to Yasha! Natsu mógł ją na samym końcu przytulić, ale może nawet lepiej że tego nie zrobił, a no i jeszcze Dragneel pali - lubię to. Rozwaliło mnie to jak zaczął wyklinać z bólu, ale to zrozumiałe. Został dość mocno pobity i postrzelony. Jestem ciekawa co z nimi dalej. Erza i Gajeel po prostu mnie rozwalili. To chyba wszystko. Tak czy tak rozdział napisałaś fantastycznie! Czekam na kolejny i przepraszam, że nie skomentowałam poprzednich.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiedziałam że akcja będzie przednia i się nie zawiodłam :D dalej mną telebim po przeczytaniu tego rozdziału :D akcja era i gajeel - hit xD musiało to wyglądać komicznie , uśmiałam się jak nie wiem :D a jeśli chodzi o Lucy i Natsu. .. lepiej bym tego nie wymyśliła , na prawdę wszystko dopięte na ostatni guzik :33 taniec był po prostu świetny, później cała akcja z bora mafia... no serce to wali mi do tej pory ? TYYYLE AKCJI <3 podoba mi się Lucy w twoim opowiadaniu , mimo że w środku jest mega wrazliwa i bezbronna to na zewnątrz stara się tego nie okazywać i nie boi się postawić :) twarda babka hehe :) a w Natsu to jestem zakochana , co ja poradzę ze mam słabość do przystojnych chamow :D końcówka najlepsza :D ogólnie jestem zachwycona tym rozdziałem i aż pale się do kolejnego rozdziału :) mam nadzieje ze wena napelni cie po brzegi i czas ci pozwoli na to żeby wstawić kolejny rozdział jak najszybciej :) pozdrawiam i buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  4. *do listy "Uważać na: Erzę pielęgniarkę" dopisuje po przecinku "Erzę kierowcę"*
    Jejku, ten rozdział był taki wow <3333
    Piosenka cudnie dopasowana, popieram NatsuSalamander :D W ogóle ich "randka" była cudna :3
    A potem... porwali Lucy! O.O Ale Natsu ją uratował <3333 I to jak, w wielkim stylu! :D
    Po pierwsze - Vivaldus, dałeś się skopać a potem zabić Natsiastemu, trolololo~ Nie jesteś taki dobry, jak myślałeś >:D
    Po drugie - Fukuro, dałeś się zabić Natsiastemu, trolololo~
    ...
    Dobra, powtarzam się xD
    Akcja w stodole była genialna! Najpierw Lucy wrzucili do ojca, potem on ją próbował podduszać, ale ostatecznie przebudziły się w nim ludzkie odruchy <3 I to było takie awwww, jak powiedział, że Layla i Lucy są dla niego najcenniejsze (bezcenne w sumie) ;3
    A potem umarł. Mimo wszystko smuteczek :c
    A Natsu wparował na ratunek! Jak superbohater <333 I Ikaruga dołączyła do kumpli :D A potem jeszcze Bora (na szczęście) C: I Natsiasty jest ranny! *jej duszą sadystki czuje się usatysfakcjonowana* ;3
    Erza jako morderca-na-miejscu-zbrodni-zabierająca-trupa cudna :'D Biedny Gajeel, miał (uzasadnione zresztą) obawy przed Erzą xD I dobrze, jej się trzeba bać! I jak czekali na Natsiastego i Lucynkę... No, w gruncie rzeczy faktycznie można było od razu się domyśleć, że jest tylne wyjście, ale cóż... xD
    I ten spokój Cany tu:
    "Natomiast zaspana Cana ominęła zniszczony stół, chwyciła zdębiałą Erzę za rękę i wyprowadziła ją z pokoju.
    -Choć, pomożesz mi poszukać materacy i pościeli. Musimy się tu jakoś pomieścić..."
    To było cudne :'D (tak swoją drogą, jak tak teraz patrzę, to zauważyłam błąd - powinno być "chodź" ;) )
    Ale Fairy Tail w końcu zmierza ku odrodzeniu <333 Haha, miejcie się na baczności, Oracion Seis, Grimoire Heart, bo nie znacie dnia ani godziny, kiedy Fairy Tail skopie wam dupska! >:3
    A Richard... gdzież to go wywiało? o: Mam nadzieję, że zdechnie z głodu xD Choć ewentualnie może przeżyć, żeby potem jeszcze namieszać, tak w sumie... ^^
    No i ten. Jestem ciekawa reakcji Levy, jak przyjedzie po nich rano :'D I to w sumie nie tylko na to, że nie Gray przyszedł na spotkanie, ale też na warunki, w jakich tę noc spędzili xD Biedny, samotny karaluszek. Musiał tam umrzeć z nudów xD
    I Natsu - spokojnie, nie umrzesz. Prawdopodobnie :'D Ale ten moment też był genialny <333 No i to, jak się z Lucy nie lubią... Ale jednak Natsu się o nią martwi! <333
    Coś jeszcze chyba chciałam, ale nie pamiętam. Skleroza nie boli, ale herbatę studzi D:
    A! Na pewno chciałam to, że fajnie, że Elfman i Mircia znaleźli sobie nową pracę C:
    Jak mi się coś przypomni, to raczej jeszcze napiszę ;3
    Więc ten. No: Wena przesyłam, wolnego czasu i zdrówka życzę ;D

    P.S. I osobiście uważam, że zamiar ci wyszedł - najlepszy rozdział! :3

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetny rozdział <3 !!!
    Nie mogłam się doczekać randki Lucy i Natsu i nie zawiodłam się ^*^ !
    Boże, Nalu, asdfpiawjkmzxc <33333
    Oni razem są cudowni, a w twoim opowiadaniu to już wgle najlepsi :3 !
    Super opisana akcja w stodole :) Cieszę się, że Lucy go nie postrzeliła ;) Za łatwo by było XD
    No i Erza XD ''Trzykrotnie przejechała na czerwonym świetle, raz nawet pędziła przez ulicę pod prąd, o przekroczeniu prędkości nie wspominając, gdyż licznik bezustannie wskazywał co najmniej 70km/h. Dzięki temu, Erza Scarlet zyskała sobie miano najniebezpieczniejszego i najbardziej szalonego pirata drogowego w habicie, jaki kiedykolwiek jeździł po całym Fiore. Ale czym tu się przejmować, skoro Bóg miał ją w swojej opiece? '' No właśnie ! Czym się przejmować :D ?
    Rozwalił mnie moment z Redfoxem...Od razu po wejściu, rozwala pół mieszkania :D
    Krótko mówiąc, rozdział wyszedł świetnie ^*^ !
    Pozdrawiam cieplutko :) !

    OdpowiedzUsuń
  6. O! Właśnie przeczytałam najbardziej epicki rozdział na całym blogu! <3
    Nawet nie wiem od czego zacząć z powodu natłoku emocji, jakie mi dostarczyłaś. Nawet nie wiesz, ile ja wyczekiwałam na ten rozdział. Wreszcie, tak wreszcie doczekałam się mega dawki NaLu! Wreszcie wszyscy młodzicy spotkali się i w końcu dowiedzą się prawdy. Wreszcie kochana spełniłaś moje najskrytsze marzenia!
    Dziękuję Ci, dziękuję, dziękuję! Uwielbiam Cię, uwielbiam Cię! Ja nie wiem, jak można napisać takie cudeńko. Ja nie wiem jakie trzeba mieć pomysły i wenę na taką twórczość. To jest … przecudowne, zajebiste w każdym calu. Po prostu odwaliłaś kawał dobrej roboty!
    Dalej szczerzę się jak głupia do monitora i nie wiem, od czego zacząć. Już dawno nie bawiłam się tak świetnie przy czytaniu jakiegoś opowiadania. Niemalże przypomniały mi się czasy, jak znalazłam twoje cudeńka. Ile wtedy było radości! Ile zachwytu i podziwu do Twojej osoby.
    Ciągle Cię chwalę i chwalę, ale potrzeba, bo tym rozdziałem przeszłaś samą siebie. Włożyłaś w to tyle serca, przelałaś na niego tyle emocji, pojawiło się tyle zwrotów akcji, tzw. plot twistów, a to wszystko wykończone tekstem, które widziałam oczami.
    Początek mnie nie zdziwił, tej szumowinie Richardowi udało się zwiać. „Niech go woda pochłonie”- pomyślałam sobie w złości i to poniekąd później się stało. Cha! Bardzo mu dobrze. Ucieszył mnie jednak fakt, że Aria i ten drugi inspektor nie wykonywali tego tak chętnie, jak myślałam. Jednak oni nie są tacy sami jak komendant i mają jakieś tam uczucia godności. W sumie nie zdziwił mnie ich tekst, co z tego, że są w policji, jak faktycznie ich praca nie różni się od mafii- skoro im pomagają.
    Pirat drogowy w habicie nr 1 – nie wiem czemu, ale strasznie spodobał mi się ten fragment, a raczej określenie dotyczące Erzy. Faktycznie, dziewczyna pędziła jak szalona. No i nagle bum … kogoś potrąciła. Już sobie tak myślę, kto to może być, a tu nagle okazuję się, że Gajeel. Myślałam, że nie powstrzymam śmiechu, kiedy rzekła : „To tylko on..” To było piękne! W ogóle cała wymiana zdań z tą drugą kobietą była przekomiczna, a komentarz dotyczący zakonnicy niosącej trupa całkowicie mnie rozwalił. Na szczęście chłopakowi nic takiego się nie stało!
    Lucyna! Ta to dopiero się wystroiła na „dancing z Sinatrą” – tak i to kolejne określenie, które mi się spodobało, choć użyte już w poprzednich rozdziałach. Ja nie wiem, czemu ona na siebie ściąga same nieszczęścia. Jakieś typy do niej podbiły, dziewczyna wolała uciec im niż zachować ładny wygląd ( padał deszcz, to jej się makijaż rozmyłby) i … z opresji ratują ją nie kto inny jak mój kochany Natsu. Podoba mi się landryna w takim wydaniu … ta zadziorna, agresywna, pewna siebie! Wykreowałaś świetnie tą postać.
    Bardzo dobrze, że dał popalić tamtym osiłkom. Tak, uwielbiam to!!
    Oj coś czułam, że śmiech Graya nie zwiastuje nic dobrego! Ale nie sądziłam, że Natsu przeciskając się przez tłum, napotka właśnie Elfmana. Myślałam, że ochroniarz rozszarpie chłopaka na strzępy, lecz tym razem mu pomógł. No i wreszcie Natsu dostrzegł Lucynę – pora na ich ponowne spotkanie! Wreszcie!
    Na miejscu Gajeela też wolałabym nie oddawać się w opiekę medyczną zakonnicy. Po tym, jak załatwiła Laxusa, chyba najtwardszy by wymiękł. No i w końcu Erza trafiła pod „Golden”. Mogłaby łatwo przejąć Natsu i Lucy, ale coś czułam, że to za proste, znając Twoje pomysły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czytając od słów : „Zgadnij kto to” siedziałam jak na szpilkach, by później wyszczerzyć oczy razem z Lucynką, po tekście : „ Niespodzianka”. Kobieto, wielbię Cię! Właśnie czegoś takiego oczekiwałam po ich ponownym spotkaniu. Nie zawiodłaś mnie tym. Po prostu to mistrzostwo. Myślałam, że nie powstrzymam się od śmiechu po tej scenie. Brawo! No i znowu zaskoczyłaś mnie tym, że jakaś kelnerka „porwała” chłopaka. Nie spodziewałam się, że to Mira i że w dodatku mu pomaga. To by wyjaśniało to pokojowe nastawienie Elfmana do chłopaka. Sprytnie wymyślone z tym, żeby Lucynkę uśpić, inaczej by się szarpała i nici z planu spokojnego uprowadzenia jej. Po wróceniu chłopaka do blondynki dalej śmiałam się jak głupia. Dziewczyna powoli zaczęła uświadamiać sobie, że i on i Gray się znają. A z tą lufą przy kroczu chłopaka to mnie po prostu zaskoczyłaś! Od kiedy Lucy stała się taka agresywna i niebezpieczna? Ale nie powiem, kolejna odsłona dziewczyny przypadła mi do gustu. Może powiem tak – czy coś mi się nie spodobało w tym rozdziale? A dalej wydarzyła się jeszcze lepsza rzecz. „Zaczynasz mi się podobać” – ten tekst z szerokim uśmiechem chłopaka, zadziornym tonem, wypowiadający to do kompletnie zdziwionej dziewczyny, mistrzostwo. Rozpływam się z zachwytu. Potem jeszcze lepsza rzecz, mianowicie chłopak wziął ledwo zipiącą dziewczynę na parkiet i objął ją w talii. A jednak dziewczyna była mu wdzięczna, co jak co, ale jednak uratował mi życie.
      I tutaj właśnie pojawia się ten plot twist, o którym wcześniej wspomniałam. Myślałam, że grzecznie z nieprzytomną dziewczyną doczłapie się do samochodu Erzy, a tu przed nim pojawia się trzech mafiosów. I to jedno słowo chłopaka wystarczyło, by wyrazić całe jego zdziwienie. A biedna Lucyna znowu wylądowała na glebie.
      Ja wiedziałam, że Natsu nie da się tak łatwo pokonać. Walczył i nie dał się pokonać tej gnidzie, a potem pognał na ratunek blondynce. Rozwaliło mnie też to, jak ten mafiosa płaszczył się przed chłopakiem, gdy przegrał i wciąż powtarzał przepraszam. Miałam wtedy ochotę, by Natsu wpakował mu kulkę w łeb, ale z drugiej strony, jak odnalazłby dziewczynę.
      Ani trochę nie było mi szkoda Jude, po tym jak traktował wcześniej dziewczynę, a ta akcja po ich ponownym spotkaniu to już w ogóle przegięcie. Czy on w ogóle posiada coś takiego jak honor? Najpierw nawrzeszczeć na córkę, potem udać kochanego tatusia, by chcieć wyciągnąć od niej to, gdzie jest akt. To jest nienormalne! Ach, co za człowiek! Najprawdziwsza świnia >.< Potem pokazał swoją prawdziwą naturę. Szczerze, już wtedy chciałam by umarł.
      Co za mafiosa, nie nauczył się. Już raz przegrał z chłopakiem, a teraz próbował zajść go od tyłu. Za grosz honoru! Ostatecznie dostał to, na co zasłużył – śmierć. Ale cieszy mnie jeden fakt, że różowo-włosy nie jest taka machiną do zabicia, że też posiada emocje, a nie, że tylko zabija bez skrupułów.
      Nie spodziewałam się, że Jude zostanie postrzelony. Jednakże nie czułam żadnego współczucia do jego osoby. Po tym wszystkim, co zrobił, zasłużył sobie. Szkoda mi tylko Lucy, bo musiała patrzeć na konającego ojca.
      Pozytywnie zaskoczyła mnie reakcja chłopaka na widok krwi. Kiedy pomyślał, że może należeć do Lucy, wyskoczył z ukrycia, i pozbył się przeszkody. Chłopak wybiegł na ratunek dziewczynie, a tu przed nim pojawił się kolejny przeciwnik. Salamander oberwał w ramię, ale w sumie nic dziwnego. Po takiej akcji trzeba by było cudu, by wyjść bez szwanku. Sama dziewczyna nie spodziewała się, że Natsu przybędzie jej na ratunek. No i wściekła blondynka zaatakowała Borę. Nie mogła za wiele zrobić, ale próbowała wszystkiego- bić, gryźć, kopać, drapać - dziewczyna zrobiła to w akcie desperacji, bo człowiek, który przyszedł ją ratować, został ranny, prawda? Tak sobie przynajmniej wmawiam ^^ Jednak za wiele nie wyrządziła mu krzywdy, a tylko sama naraziła się.

      Usuń
    2. Salamander był w potrzasku. Był w sytuacji praktycznie bez wyjścia. Bałam się, że stanie mu się coś poważnego. Już myślałam, że pojawi się ktoś z zewnątrz i ich ocali. Jak bardzo się myliłam…
      Chociaż na koniec Jude próbował poprawić swój wizerunek. Jedyny z niego pożytek to taki, że wykradł te naboje. No nie powiem, jego śmierć była wzruszająca. Ale to tylko zasługa Twoja, że to tak pięknie opisałaś.
      No i na ratunek chłopakowi przybyła Lucy, teraz role się odwróciły. Jednak dziewczyna chybiła dwa razy, ale to dało wystarczająco czasu, by Natsu załadował pistolet. No i ostatecznie wyszli z tego cało. Chłopak ponownie ocalił dziewczynę. Blondynka załamała się, po tylu przejściach w jednej chwili- była świadkiem śmierci własnego ojca, otarła się sama o śmierć, widziała krew i trupy. A wyjątkowo dobrze to znosiła. Naprawdę podziwiam.
      No i chyba najpiękniejsza scena z całego rozdziału – „Włos ci z głowy przy mnie nie spadnie”- deklaracja chłopaka niemalże mówiąca ; „Zawsze będę cię chronić”. Jeszcze ją objął ramieniem i pocieszył . Tak, tyle w tym NaLu! Dziękuję ci za ten piękny moment. <33
      Cała droga, kiedy szli na nogach, później ta akcja z telefonem i ostatecznie pobyt w tym obskurnym motelu. Rozmowa Lucy z chłopakiem jest świetna. Podobają się te ich zgryźliwości, to jak drą ze sobą koty. :Piękną mają relację ;p Reakcja dziewczyny na tatuaż bezcenna! ( Tak, na tatuaż, zbereźna Lucyna wyobraziła sobie co nieco z samym panem Dragnellem).
      Salamander taki twardziel, ale kiedy dziewczyna odeszła, pokazał, jak to naprawdę boli. No i Lucyna również dała upust emocjom. To dla nich ciężki dzień był, a raczej wieczór.
      No i wreszcie Clive zdradzi prawdę wszystkim przebywającym w domu Cany. No! Nareszcie młodziki razem.
      Kochana, komentarz chaotyczny, ale chciałam wyrazić wszystkie swoje emocje. Strasznie mi się on podobał i nie potrafię opisać tego, w jakim stopniu się cieszyłam, czytając go. Naprawdę dziękuję Ci za te wszystkie momenty z Lucy i Natsu. W końcu czekałam na nie od początku opowiadania. Jestem teraz cholernie ciekawa, jak potoczy się ich dalsza relacja.
      Życzę Ci mnóstwo weny, pomysłów. Odpocznij trochę sobie i bądź z siebie dumna. Nawet nie wiesz, jak to fajnie być jednym z Twoich czytelników.
      Komentarz miał wyjść dłuższy, no ale trudno! Następnym razem więcej ci po marudzę. <3
      Na koniec powiem ci tylko jedno:
      DZIĘKUJĘ!
      Pozdrawiam :*

      Usuń
  7. "A miał to być najlepszy dotychczas napisany na tym blogu rozdział :|"
    I chyba jest 0.0...
    Ja... Nie wiem co napisać...
    Tylko...
    ...Wow O.O...
    Ten początek, Erza jako pirat w habicie.. XD A jak przejechała Gajeela to juz w ogole padłam XD I ta kobieta z boku XDD Ale do reszty rozwalila mnie sytuacja w domu Cany. Jeden wielki burdel, a ona wylane i idzie robic z Erzą nocleg XDDD
    Czesc o tych stodołach... Jejku, całkowicie sie tam przeniosłam... Widziałam Natsu w białej koszuli biegnącego miedzy stodolami... Normalnie nawet słyszałam ten deszcz *.*... Tak epicko i realistycznie piszesz tylko ty. Ostatnim razem tak sie wyczułam czytając "I nie było juz nikogo" rok temu... Nie wiem jak ty to robisz, ale serio, opublikuj tą historie, którą tutaj tworzysz.
    Wiesz, ja chyba ide wyjść z szoku i uspokoić serduszko, bo to było... Wow...
    To ten... Wene przesyłam i mam nadzieje na kolejny, równie epicki rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  8. '-Kurwa, jak boli... Jak boli... Jęknął rozczulony. Nie puszczając fajki z ust, kucnął nad umywalką ze łzami w oczach. -Matko kochana, ja chyba umrę!' ahaha typowy facet xD kocham Cię za te teksty z dzisiejszego rozdziału!
    Są zajebiste.. ogólnie to w niektórych momentach to aż łzy mi leciały z oczu.. uff hahaha, no co sobie przypomnę któryś zabawny moment od razu się brechtam ^^

    Ale się dogadali Gajeel z Erzą.. yay, niech żyje niezgrabność xD
    No kocham kocham kocham to opowiadanie jak żadne inne!

    Dłuuugo tu nie komentowałam.. w ogóle to na swoim też pojawiam się jak mojej wenie się zachce ze mną współpracować xD ale cóż, Twojego opowiadania to sobie nie mogę odpuścić, by nie przeczytać!

    Genialne Mordko, wprost rewelacja!
    Czekam na ciąg dalszy, bo uhh w tym rozdziale zagrałaś na emocjach i to bardzo.. mam nadzieję na kolejne takie akcje ;D

    Ściskam i całuję bardzo mocno :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Jak na razie to jest mój ulubiony rodział !!!!
    Świetne opisy, tyle akcji , która mnie na każdym kroku zaskakiwała, noi teksty naszych bohaterów
    <3 <3

    Zaczynając od początku. Cana to by chyba na zawał zeszła, gdyby się dowiedziała jak Erza prowadziła jej ukochane autko xD A nasza Erza po prostu wymiata jako zakonnica. I te jej teksty po tym jak potrąciła Gajeela. - "To, tylko on" i "No a po co? On nie z miękkiego robiony! Poza tym czasu nie mam, spieszę się!" rozwaliły mnie na łopatki xD xD

    Spotkanie Natsu z Lucy totalnie mnie zaskoczyło :P Spodziewałam się że Natsu narobi rabanu czy coś. A tu: ,,Zgadnij kto" xD xD
    Patrzę Gray miał już dokładnie zaplanowanie porwanie Lucy, środek nasenny w winie. A wszystko dzięki powołaniu się na Laxusa!
    No a potem wtrącenie się mafii i znów porwanie Lucy. Od tego momentu wręcz pochłaniałam tekst żeby dowiedzieć się co dalej!! Jak zostały wystrzelone naboje w sufit, to byłam pewna, że któreś z tej trójki na górze zostało ranne!!
    Jude chociaż na koniec odzyskał rozum i uratował córkę. Ale jego wcześniejsze podduszanie... Nie no brak słów.
    Całe szczęście, że rana Natsu to tylko draśnięcie. Chłopak by na zawał zszedł, gdyby Erza się nim by zajęła ;D ;D Powinien docenić opiekę Lucy a nie tu; marna z ciebie pielęgniarka.
    Chociaż to jak w samochodzie objął dziewczynę było słodkie <3 <3 I jego zapewnienie że nic się jej niestanie xD Ich stosunki uległy polepszeniu odrobinę :) :)
    Gajeel pewnie teraz żałuje, że przerwał Laxusowi rozmowę z Natsu. Teraz to będzie musiał poczekać z historią o Fairy Tail. xD Ciekawa jestem reakcji Levy ^^ Lucy miała być z taksówkarzem , a zastanie ja poobijaną, zakrwawioną z Natsu, który wygląda chyba jeszcze gorzej. xD xD
    Cana mnie rozwaliła swoim opanowaniem - trzeba poszukać więcej materacy do spania :D

    Nie mogę się już doczekać co będzie dalej !!!! :D :D
    Życzę mnóstwa weny oraz czasu, żeby to wszystko przelać na papier :) :)
    Parę literówek było co prawda, ale jestem zbyt leniwa, żeby ich teraz wyszukiwać :P :P
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  10. Ten rozdział był genialny.

    Pomijając już sam fakt, że Sinatra "śpiewał" moją ulubioną piosenkę. Chociaż najbardziej groteskowy był moment, w którym Natsu rozwalił dwóch mafiozów, a z odtwarzacza leciało "Singing in the rain".
    Bardzo podobał mi się fragment, od ucieczki Lucy i Natsu z szopy. Taki prawdziwy był (nie, żebym wiedziała, jak może się czuć ktoś, kto przed chwilą zabił człowieka).
    Rozdział faktycznie jeden z lepszych - trzymał bardziej, niż akcja z Bianco Corvino.
    Oby tak dalej Yash :)
    Pozdrawiam :)
    P.S.
    Jeśli ktoś lubi Sinatrę, a ma trochę hajsu, to polecam "Rat Pack(...)" we Wrocławskim Capitolu :3

    OdpowiedzUsuń
  11. *Yasha się rozpływa* - ile pozytywnych komentarzy O.O Ale na serio wszystko jest wporzo? Nie ma nic złego? Żadnych błędów? ... To niemożliwe xD
    ~Natsu Salamander, Catherine - chan : nic nie szkodzi, chociaż bardzo się cieszę, że dałyście o sobie znać :) Brakowało mi was tutaj ^.^
    ~Szeherezada : ... no, chociaż jeden błąd znalazłaś *leci poprawić* . "A Richard... gdzież to go wywiało? o: Mam nadzieję, że zdechnie z głodu xD" - jak to przeczytałam, to aż mnie brzuch ze śmiechu rozbolał xD Tak chamsko, tak wprost, i tak epicko :D
    ~Mini Aika : ... ... "Komentarz miał wyjść dłuższy, no ale trudno! Następnym razem więcej ci po marudzę. <3 " - napisała po rekordowo najdłuższym komencie na tym blogu :| Oczywiście byłam zachwycona! Ale jak można stwierdzić, że to był krótki komentarz O.o xD I tak dla ścisłości, Natsu nie oberwał w ramię, tylko w bok. Czyli gdzieś nad biodrem, czy pod ręką :P I niektóre aspekty, jak np. "obietnica" Dragneela, albo akt rozpaczy Lucyny gdy rzuciła się na Borę... no cóż, w moim mniemaniu nie miało to wyjść aż tak.. "Nalutowato"? xD Ale pozostawiam to waszej osobistej interpretacji ;)
    ~...A Annarylka moja ma lenia, i nie chcę mi błędów wytknąć -.- :D :* (tak w ogóle to trzeba się zgadać czy coś, bo wieki nie pisałyśmy i pojęcia nawet nie mam co u Ciebie :((( )
    ~ Sasha, ja ogólnie nie przepadam za takimi "starociami", jednakże Sinatra, a właśnie w szczególności "Strangers in The Night" są ogromnym wyjątkiem :3

    Generalnie myślałam, że momentami skopałam ten rozdział do cna... A tu mi np. Foxi pisze, że wczuła się jak mało kiedy O.o Albo Nashi, która jak Filip z konopi wyskakuje o podziwianiu i zajebistości O.o xD Swoją drogą, jesteś idealnym przykładem dla innych, że osoby które "rzekomo" nie potrafią pisać komentarzy(bo tak stwierdziłaś), robią to jak każdy inny i potrafi wesprzeć dobrym słowem :) Prócz Mini Aiko, bo to robot zaprogramowany do pisania arcy długich komentarzy xDDDDD.
    Choć wasze dobre słowa wydają mi się zawyżone, przywróciłyście mi nieco wiary w siebie :) Bo ostatnio zaczęłam wątpić... No i cieszę się, że dostrzegliście również inne wątki, niż samo NaLu :D
    Jeszcze raz, bardzo, bardzo wszystkim dziękuje =*** =....)

    OdpowiedzUsuń
  12. Tyle komentarzy? Nic dziwnego! Gdzieś niedawno ci pisałam, że już mam wybrany najlepszy rozdział na twoim blogu, ale ten ... przebija wszystko. Genialny :) Cała akcja z Lucy i Natsu niesamowita, zabawna. Nie było tutaj żadnych głupkowanych schematów, żadnych słitaśnych momentów. PO prostu świetnie :)
    Erza, diabelska zakonnica. Nie wiem, ale jakoś jej nie lubię. Może dlatego, że potrąciła Gajeela?
    A teraz ... nie mam weny by pisać komentarz :)
    A i dobrze, że tego Hoyate wysadziłaś na bezludnej wyspie!
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, świetnie piszesz, mam nadzieję, że przyszły rozdział będzie równie interesujący jak ten, a na 90% będzie, bo Levy pojedzie po Lucy i Natsu. Zemdleje, czy zapyta się, czy będzie mogła być chrzestną?
    No i chwili na którą wyczekiwałam :)
    Do kolejnego rozdziału, życzę weny w pisaniu, jesteś wielka :0 Bye, bye ;)

    OdpowiedzUsuń
  13. Przepraszam, że dopiero teraz, ale wesele, przygotowanie do wesela, dotarcie na to wesele, a potem telefon się zbuntował i tak jakoś zeszło.
    Rozdział bardzo mi się podobał. Scenaz Caną i z załamanym Natsu mnie rozwaliły. A kiedy czytałam jak Lucyna zaczęła w hotelu płakać, to w pewnym momencie musiałam się zatrzymać i zastanowić, dlaczego JA do cholery płaczę? Nie pytaj dlaczego. Nie wiem. Może do towarzystwa? Tak czy siak życzę dużo weny do następnego rozdziału :*

    OdpowiedzUsuń
  14. Myślałem że jebnę gdy czytałem ostatnie zdanie Natsu :D
    Rozdział zajebisty, czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. "-No co za oschła sucza..." - rozjebało mnie to po całości xDD haha, no w końcu przeczytałam wszystkie rozdziały i szczerze mówiąc żałuję, że zrobiłam to tak szybko, bo teraz będę musiała czekać z utęsknieniem na kolejne :C no ale jak już zaczęłam to już nie mogłam przestać. JEST MEGA. tak szczerze miałam wątpliwości do tego, czy spodoba mi się taka wersja FT, jednak nic bardziej mylnego, ja się wręcz ZAKOCHAŁAM! każdy Twój opis, wszystko jest tak idealne, że mogłabym czytać i czytać. nie mogę się już doczekać aż w końcu wszyscy będą wiedzieć co mają ze sobą wspólnego noooo, niech się to stanie, FT się odnowi i niech zrobią rozpierduche ! :D haha, wiem bujną mam wyobraźnię. Kochana czekam NIECIERPLIWIE na twój powrót. :D <3

    OdpowiedzUsuń
  16. WooooooooW *-*
    Jestem tu nowa ale już wszystko nadrobiłam i czekam na więcej <3
    Zdecydowałam się skomentować, jednak komentarz będzie się tyczył bardziej całości, niż tego konkretnego rozdziału ;)
    Po pierwsze ten blog ma tak MOCNĄ fabułę że pod tym względem pobiłaś chyba oryginalne “Fairy Tail” i chętnie obejrzałabym ekranizacje twojego opowiadania *-* (oczywiście to było by już co innego niż tradycyjne FT i nie ten klimat… ale fabuła by powaliła oryginał !)

    Świetne są wątki z Laxusem i Caną ;) baaardzo przyjemnie się je czyta ^^ ale jeszcze bardziej powalił mnie wątek z Gajeelem i Levy :D to było zajebiste !! *-* (Levy taka zboczona :D i te bobry xD) i ogólnie cała ich znajomość ;3
    Ciesze się też że na twoim blogu nie mam miny typu *zaraz zacznie rzygać ty całym NaLu* nie że ich nie lubię ale naprawdę czasem już mam dość…

    Bardzo bardzo bardzo spodobał mi się też wątek Juvii ! Nie wiem czemu ale jak widziałam że teraz jest fragment o niej to od razu miałam zaciesz ^^ Bardzo do niej pasuje rola takiej zawziętej policjantki ;33 i wg te jej pościgi za Grayem i przyjaźń z Totim *-* Mistrzostwo !

    Raz tylko miałam ochotę cię namierzyć i własnoręcznie zamordować… a było to wtedy jak Gray zaprosił Lucy na randkę… (moim zdaniem GrayxLucy to najgorszy paring na świecie, już prędzej bym wolała żeby Gray był gejem… ;-; nie wieże że to mówię) Ale kiedy okazało się że był kiedyś z Juvią (czego się domyślałam… i wg ta historia była taka piękna i smutna że płakałam :’( do tego jestem WIELKĄ fanką skrzypiec…. to był najlepszy rozdział ) to od razu wybuchnęłam serduszkami i przysięgłam sobie że już nigdy w Ciebie nie zwątpię ! <3

    Jak widać oprócz Juvii faworyzuje również Graya ^^ O mój boże jak ja cię kocham za to że zrobiłaś z niego francuza !!! Normalnie jak go sb takiego wyobrażam to aż się podniecam ^^

    Wszystkie inne wątki też są świetne (Tylko te z Lucy czasem mnie nieco nudziły no ale są one niezbędne do fabuły która jest genialna, no i w sumie to zaczęło mi być jej szkoda...) Wiem że wypowiedziałam się głównie na temat wątków miłosnych... chociaż oczywiście cała fabuła jest tak samo powalająca, ale to każdy wie widzi i czuje <333
    Podoba mi się w jaki sposób używasz wszystkich postaci z FT i wplątujesz ich w fabułę ;) Każda postać z oryginału ma tu swoje miejsce i każda jest ważna dla całości *-*

    Aha i wieeeeeelki PLUS za playlistę <3 ta muzyka idealnie psuje do klimatu tego bloga *-* ani razu nie czytałam bez słuchania jej ;) Aż się nauczyłam wszystkich piosenek na pamięć i czytając śpiewam :D

    wow ale się rozpisałam O.o
    Pewnie niepotrzebnie bo i tak widzę tu setki komentarzy ludzi tak samo napalonych na tego bloga jak ja :D No ale mimo to wyraziłam swoje zdanie ;3 ale oczywiście to tylko to co ja myślę… bo komuś innemu mogły się na przykład fragmenty z Lucy podobać bardziej, lub ktoś mógł chcieć żeby to jednak Gray poszedł na te randkę -,- (w sumie to i tak z tego randka nie wyszła :D)

    Tak więc wreszcie wszytko nadrobiłam a kosztowało mnie to wiele godzin no-lifienia po nocach ;-; ale była jak najbardziej warto ! <3
    Właśnie skończyłam ale już nie kontaktuje więc ten rozdział będę musiała jutro jeszcze raz przeczytać...
    Niniejszym zostaje stałą czytelniczką i czekam na więcej ^^ pozdrawiam i życzę weny ;))

    PS: zapomniałam! Jeszcze ERZA ZAKONNICA ! <3 <3 <3 :D :D :D *-* kocham to!

    OdpowiedzUsuń
  17. Aiko, nie mam pojęcia jak mogłaś nadrobić to wszystko w takim tempie O.o xD Ale cieszę się, że spodobała ci się taka wersja FT ;)
    Tak samo cieszę się, że i ty już nadrobiłaś wszystko Anastazjo-chan ;* Bardzo dziękuje ci za wyczerpujący komentarz :D (jak i za wszystkie pozostałe)

    OdpowiedzUsuń
  18. Ten rozdział był boski! Nareszcie się doczekałam NaLu! Aaaaaa! I nawet w takim wydaniu jest to cudowne(a to dopiero ich początki), mam nadzieję, że jeszcze nie raz przeczytam o nich(Natsu jest boski, a Lucy naprawdę twarda i uparta jak osioł, podoba mi się to), ale inne paringi też lubię :)
    Ale się działo, czytałam z zapartym tchem, nawet nie zauważyłam kiedy skończyłam.
    Cieszę się, że już niedługo wszyscy się spotkają i sobie to wyjaśnią, bo tego wyczekuję od początku opowiadania :)
    Nie mogę się doczekać nexta, ale Tobie też się wakacje należą, więc przecierpię te katusze i poczekam grzecznie XD
    Jak dla mnie był to, jak na razie, jeden z najlepszych rozdziałów na tym blogu :D
    No więc pozostaje tylko czekać, pozdrawiam i życzę Ci duużo weny, czasu na pisanie i oczywiście porządnego wypoczynku, w końcu każdemu należą się wakacje ;)

    OdpowiedzUsuń

Wasze komentarze cieszą mnie jak mało kogo, jednak nie zaklepujcie miejsc. To nie ważne, kto jest pierwszy, kto ostatni. Takie wpisy zostaną usunięte.
Wszelkie pytania kierujcie do spamownika.
A jak przeczytałeś rozdział, to pozostaw po sobie ślad.
Jesteś anonimem? Podpisz się jakoś.

Całusy dla was śle z góry wdzięczna Yasha ^.^