9 kwi 2014

Rozdział 24 "Dzieciak"

22 października. Poniedziałek.

Zatrzymał wschodzące promienie słońca długą zasłoną w kolorze ecru. W pokoju o brzoskwiniowych ścianach znów zapanował półmrok, gdzie jasny dym z powrotem stał się widoczny. Gajeel zapalił dwie lampki mieszczące się na czerwonej dykcie ozdabiającej ścianę i rozłożył się na sofie o tym samym kolorze. 
Myślał. Cały weekend myślał. 
-I nic kurna nie wymyśliłem... Warknął drapiąc się po głowie.
Czy mafiozi z Oracionu widzieli go w barze i będą go ścigać tak jak pozostałych? I dlaczego jakiś akt baru był tak ważny dla... Jak mu tam było? 
-Laxus Dreyar... Wypowiedział cicho przypominając sobie jego dane widniejące na dowodzie osobistym.
Trzymał papierosa między wargami, poruszając nim do góry i do dołu, gdy nagle zadzwonił telefon. Ze znudzeniem zerknął na czarne urządzenie i leniwie zmienił pozycję z leżącej do siadu, a skórzana kanapa zaskrzypiała pod jego pośladkami. Przed siódmą rano mogła dzwonić do niego tylko jedna osoba.
-Wybacz, że Juvia dzwoni tak wcześnie, ale idzie zaraz na dwunastogodzinną służbę więc... Nie spałeś już, prawda?
-Dzwonisz w sprawie Fullbustera? Pominął jej wcześniejsze pytanie i przysunął przezroczystą popielniczkę bliżej siebie. Musiał podjąć szybką decyzję - wsypać kolegę policjantce, czy też sprzedać jej na odczepne bezużyteczną informację? Decyzja nie była trudna.
-Też. Już dość długo się nie odzywałeś do Juvii. Wszystko w porządku?
-Taa... Mruknął cicho, instynktownie chwytając się za czoło przyozdobione gazą i plastrem. -A co do Fullbustera, po incydencie z Bianco Corvino jest grzeczny jak aniołek.
-Nic na niego nie masz?! Zawołała głośniej Loxar.
-Jedyne co wiem, to że od dwóch dni wozi się po mieście białym Fordem Taunus*.
-Kradziony?
-Wygląda jak nówka, ale możesz to sprawdzić. 

- - - - - - - - - - 

-Jak mogłeś przejebać całe 50 tysięcy na samochód! Wrzasnął Dragneel, machając Grayowi pustą walizką przed nosem. -Nasze 50 tysięcy!
-Oddam ci z następnego zlecenia, nie panikuj.
Wkurzony Natsu rzucił walizkę pod nogi palącego przy oknie Fullbustera.
-Panikuje? Ja panikuje?! Kiedy ja zdychałem otruty, ty wziąłeś całą NASZĄ kasę i kupiłeś tego grata!
-Nie nazywaj mojego "Fordzia" gratem debilu!
-"Fordzio"? Dragneel uśmiechnął się jakby był na skraju załamania. -Już mu nawet, kurwa, imię dałeś?!
Francuz wyrzucił niedopałek przez okno i ominął nabuzowanego współlokatora.
-Idę do pracy. Rzucił krótko, zupełnie ignorując jego napad złości i wychodząc z mieszkania. 
Pozostawiony sam sobie Natsu sięgnął po paczkę Malboro i stanął przy oknie odpalając papierosa.
-Kłócicie się jak stare małżeństwo. Dogryzła mu Hilda, rozwieszająca pranie na swoim malutkim balkonie.
-A ty jesteś wścibska jak stary moher!
Po jego słowach oburzona sąsiadka aż zachłysnęła się powietrzem.
-Ah, przepraszam! Dragneel uderzając się dłonią w czoło zaśmiał się głośniej. -Przecież ty jesteś starym moherem!
Starsza, niziutka kobieta rzuciła miską z praniem i wściekła wyszła ciężkim krokiem z balkonu. Tym czasem zadowolony z siebie Natsu zaciągnął się papierosem i przyjrzał białemu Fordowi Taunus, zaparkowanemu tuż pod ich kamienicą. Głośniej wypuścił z płuc powietrze zmieszane z dymem.
-Błyszczy się jak psu jaja... Prychnął w momencie, gdy Fullbuster wyszedł z kamienicy.
-A niech ci ptak osra tego "Fordzia"! Zawołał z okna w stronę przyjaciela, który w odpowiedzi odwrócił się do niego z wyciągniętym środkowym palcem, po czym wsiadł do swojej nowej taksówki i odjechał.
Gdy tylko auto zniknęło za rogiem, Dragneel zamknął okno i usiadł przed fotelem odpalając telewizor. Bo co innego mu pozostało? We własnych czterech ścianach zaczął czuć się jak w więzieniu. A wszystko to wina Heartfili, dzięki której policja na pewno już go szuka. I jeszcze dowiedział się od Graya, że nie może tknąć dziewczyny choćby palcem, do póki nie dowiedzą się gdzie jest jakiś tam akt baru. Po prostu świetnie...
-Głupia cycata zołza. Mruknął wściekle, niezbyt uważnie przyglądając się programowi telewizyjnemu "Morning show". Dziennikarka właśnie wypowiadała się na temat przemocy skierowanej wobec kobiet. Choć ekran był czarno-biały, idealnie ukazywał jej duży biust i jasne włosy. 
-Statystyki są przerażające! W ubiegłym roku aż 148 kobiet zostało pobitych przez swoich partnerów! Z tego powodu siłownia "Bull Force" postanowiła zorganizować bezpłatne kursy samoobrony dla kobiet...
Wyłączył telewizor. Nie mógł jej słuchać. Nie mógł na nią patrzeć. Dziennikarka zbytnio przypominała mu Lucy.
-Wszędzie głupie, cycate zołzy. Warknął ze złością przygaszając papierosa w popielniczce. -Jak któraś dostanie raz w papę to od razu wielka krzywda im się dzieje. Ale jak próbują zabić faceta lekami to słowem w telewizji o tym nie wspomną!

- - - - - - - - - - 

-Jak ja nie znoszę jesieni! Westchnął Ren Akatsuki grabiąc kolorowe liście przed kościołem. Na dodatek pod czujnym okiem Erzy.
Uzbierał już trzy, dość wysokie rzędy, aż w końcu oparł łokieć na grabiach i otarł nieco spocone czoło.
-No nareszcie! Zawołał podziwiając uprzątniętą przez niego ulicę. Nie dane mu jednak było nacieszyć się tą chwilą.
-Nie obijaj się, tylko leć po worki i pakuj liście! Ryknęła zakonnica. Ogrodnik ponownie westchnął ciężko i, tak jak mu nakazała Scarlet, posłusznie ruszył po worki pozostawiając grabie pod opieką kobiety w habicie. Po chwili czekająca przed kościołem Erza ujrzała nadjeżdżającego, białego Forda.
-Gdzie go ukradłeś? Spytała wychodzącego z pojazdu Graya, który skarcił ją swoim wzrokiem.
-Kupiłem go.
-Już myślałam, że znów znów zwędziłeś Canie samochód...
-A propo Cany, dałabyś mi jej adres?
Zakonnica w moment pozbyła się kpiącego uśmieszku.
-Po co ci on?
-Chciałem odwiedzić Laxusa, zobaczyć jak się miewa.
-Laxus miewa się dobrze, nie musisz się fatygować.
-Ale...
-Wiecie co macie robić, prawda? Warknęła nieustępliwa zakonnica. -Nie zawracaj mu teraz głowy, daj mu odsapnąć po tym wszystkim.
"Chyba po tym wszystkim, co mu zrobiłaś!" Pomyślał Fullbuster wywracając do góry oczami, lecz zaraz uśmiechnął się radośnie.
-Daj spokój Erza. Taka fajna z ciebie zakonnica, najfajniejsza jaką znam, serio!
-Zapomnij. Mrożące krew w żyłach spojrzenie Scarlet uświadomiło go, że słodkie słówka na nic się nie zdadzą. -O adresie Cany możesz sobie pomarzyć.
-Więc przyjechałem tu po nic?
-Zawsze możesz wskoczyć na mszalne winko z najfajniejszą zakonnicą jaką znasz. Zaproponowała, przybierając chytry, wręcz złowrogi uśmieszek. Gray tylko zaśmiał się niepewnie, bowiem miał co do tego złe przeczucia.
-Heh, może kiedy indziej. Jestem teraz w pracy, tak na chwilkę tylko przyjechałem...
Ciarki, które poczuł na plecach z pewnością nie były spowodowane chłodem jesieni. 
Pożegnał się z nią machnięciem ręki, wsiadł do taksówki i odpalił silnik. 
Ren właśnie wrócił z workami, kiedy Fullbuster wjeżdżał na jezdnie i niechcący zahaczył bokiem samochodu stertę liści, leżącą przy krawężniku. Te uniosły się w powietrze, by za sprawą podmuchu wiatru ponownie pokryły całą ulice przed kościołem.
-Masz na to dwie godziny. Stwierdziła Scarler, oddając Akatsukiemu grabie i zostawiając załamanego ogrodnika w spokoju.

- - - - - - - - - - 

-Laxus!
Gdy zobaczył Cane w drzwiach zachrystii, był przekonany, że dostanie od niej niezłą bure za stan, do jakiego się doprowadził. A że nie miał siły wysłuchiwać jej lamentów o tym, jaki to on jest nieodpowiedzialny, głupi i nierozważny, to zamknął oczy, czekając na jej słynną wiązankę słów.
Lecz zamiast tego poczuł jak coś ciepłego otula jego dłoń, jak coś przyjemnie miękkiego muska mu tors. Nie wierzył w to co się działo. Alberona ścisnęła mocniej jego rękę i przyłożyła policzek do klatki piersiowej rannego. Choć brązowe, lekko kręcone włosy przysłaniały dziewczynie twarz, doskonale widział jej załzawione, fiołkowe oczy, którymi wpatrywała się w niego ze zmartwieniem i troską.
-Tak się cieszę, że żyjesz... Wydukała przez ściśnięte gardło i przymknęła powieki, wypuszczając z oczu przezroczyste łzy...

-Obudziłam cię? Przepraszam.
Zobaczył przed sobą Cane, która z miłym uśmiechem poprawiała poduszkę pod jego plecami. Choć jeszcze ledwo się poruszał, w końcu był w stanie usiąść, a z czyjąś pomocą mógł nawet przejść kilka kroków.
-Nie spałem. Tak tylko rozmyślałem...
-A o czym?
-A o niczym. Zaśmiał się, a Alberona spojrzała na niego pytająco. Do czasu, aż Laxus nie skrzywił się z bólu. Nawet najmniejszy skurcz mięśni brzucha dawały się Dreyarowi ze znaki.
-Uważaj głupku! Zdenerwowana dziewczyna przyłożyła dłonie do jego ramion, by ostrożnie przesunąć go na oparcie kanapy. Następnie sięgnęła po talerz z tostami i podsunęła mu jednego z nich pod same usta.
-Jedz.
Przesadzała. Obchodziła się z nim gorzej niż z jajkiem, co oczywiście go irytowało, jednak żadne słowa do niej nie docierały.
-Doceniam, że się tak o mnie troszczysz, ale jeść jeszcze potrafię...
-Mną to się tak nigdy nie zajmowałaś!
Laxus uśmiechnął się szerzej słysząc głos wybawcy, który po chwili pojawił się w salonie. Cana natomiast ścisnęła tosta tak mocno, że prawie złamał się między jej palcami. Cały Gildarts, zawsze się zjawiał gdy nie musiał.
-A co ty, dziecko jesteś żeby się tobą opiekować? Warknęła na Gildartsa.
-Laxus też nim nie jest, a zaraz zagłaszczesz biedaka na śmierć. Stwierdził Clive, przechadzając się po pokoju bez celu. Tak przynajmniej to wyglądało w oczach siedzących nieopodal domowników.
Od momentu, gdy podsłuchując ich rozmowę usłyszał nazwisko "Dragneel", głowił się jak rozpocząć ten temat. Musiał dowiedzieć się, czy pamiętają to nazwisko! Musiał wiedzieć czy zdają sobie w ogóle sprawę z tego, z kim mają do czynienia. I musiał to zrobić w taki sposób, by przynajmniej na razie niczego nie zdradzić. Ani w kwestii podsłuchiwania, ani w kwestii "starego" i "nowego" Dragneela. Minęło jednak kilka dni, a on nadal nie wpadł na nic sensownego.
-Może idź sobie krążyć bez celu gdzie indziej?
Już przyzwyczaił się do pyskowania swojej córeczki, więc puścił to mimo uszu. Zatrzymał się dopiero przy półce, na której znajdowała się stara fotografia, przedstawiająca elitę Fairy Tail z lat trzydziestych.
-Młodzi, pamiętacie może nazwisko Igneela? Spytał, nerwowo chwytając ramkę ze zdjęciem, jakby chciał je zagarnąć tylko dla siebie.
Zaskoczeni "młodzi" spoglądnęli na siebie, po czym przekierowali wzrok z rozbawioną miną na Clivera.
-Czemu tak nagle o to pytasz? Zdziwił się Dreyar.
-A tak jakoś. Nie mogę sobie przypomnieć.
Laxus zamyślił się na dłuższą chwilę. 
-Nie przypominam sobie jego nazwiska. Zawsze wołali na niego "Ognisty Smok" albo po prostu Igneel. Nawet dziadek. A ty Cana, pamiętasz może jego nazwisko?
-Ja to ledwo kojarzę samego Igneela. Stwierdziła Alberona, po czym uśmiechnęła się wrednie w stronę Clivera. -Ale ty powinieneś dobrze pamiętać zarówno Igneela jak i jego nazwisko. Czyżby skleroza dopadła tatusiu?
-Myślisz, że to już ten wiek? Dreyar dołączył się do żartów.
-Naprawdę, bardzo śmieszne. Wkurzył się rencista i przed wyjściem z pokoju ukradł z talerza jednego tosta.
"A więc nie pamiętają" - kiedy tylko przekroczył próg salonu odetchnął z ulgą. Poczuł jakby kamień spadł mu z serca, choć wiedział, że to jedynie chwilowe. Bo w końcu i tak wszystko wyjdzie kiedyś na jaw...

- - - - - - - - - -

Z bólem serca przypatrywała się swojemu barowi. Niegdyś równo postawione krzesła i stoły przystrojone zapachowymi świeczkami leżały teraz połamane na zniszczonej podłodze. Barek z litego drewna za którymi jeszcze niedawno znajdowały się najdroższe trunki prześwitywał na wylot, a czerwona kotara ozdabiająca scenę dla tancerek przypominała szwajcarski ser. Nawet lampy oświetlające lokal zaledwie trzy dni temu obecnie ledwo trzymały się na kablach.
-Panno Strauss, prosimy z nami.
Mirajane ostatni raz spojrzała z goryczą na wyniszczony, tak inny niż zazwyczaj wystrój "Pink Cat". Wiedziała, że to ostatni raz, że dobytek jej życia został zrujnowany w jednej chwili. Bezpowrotnie.
Została wyprowadzona na zewnątrz, a policjanci zabezpieczyli miejsce strzelaniny żółtą taśmą.
Kawałek dalej Lisanna już składała zeznania przy jednym z radiowozów, natomiast Elfman który do teraz nie wyszedł z szoku po ostatnim zdarzeniu nie był w stanie wykrztusić z siebie choćby słowa. Poza tym jego pęknięta żuchwa i ból złamanego żebra niezbyt mu to umożliwiały.
-Przepraszamy, że dopiero teraz, ale zechce nam pani ponownie złożyć zeznania? Proszę powiedzieć co tu się wydarzyło? Pytający ją inspektor wyjął notes i kliknął guziczek na górze długopisu. Zwarty i gotowy czekał na jej wyjaśnienia, lecz zanim Strauss powiedziała cokolwiek, spojrzała na policjanta z pobłażliwością. Po tym, jak w piątek wieczorem policja zabrała ją na komisariat, nie wiele się wydarzyło. Kazali czekać, nie wiedziała tylko na co. Od samego początku była świadoma, że wystarczy wspomnieć o Oracion Seis, a zakończą dochodzenie błyskawicznie, wpisując w kartotekę jakieś bzdety. Coś jak "szalony klient, niezadowolony z usług baru zdewastował lokal" co byłoby idealną pożywką dla mediów. Potem pewnie znaleźliby jakiegoś kozła ofiarnego i zamknęli go za kratkami na kilka lat, by mieszkańcy Magnolii poczuli się usatysfakcjonowani. W końcu gdy zły oprawca zostaje znaleziony i należycie ukarany, miasto na nowo staje się bezpieczne, a wszyscy są zadowoleni.
-No więc? Naglił inspektor, a zrezygnowana Mirajane odetchnęła ciężko.
-Facet, daruj sobie. Złożyłam już zeznania na komisariacie, a ja nie lubię się powtarzać.
-Proszę pani... Zaczął oburzony funkcjonariusz, ale kobieta uciszyła go swoim wrogim spojrzeniem.
-I tak wpiszecie w raport co innego, więc po co to całe zamieszanie?! Omijając zaskoczonego mężczyznę podeszła do Lisanny i pociągnęła zaskoczoną siostrę do siebie. -Róbcie co musicie i dajcie nam już święty spokój! Zawołała donośnie, by każdy to usłyszał i ruszyła przed siebie, a Lisanna i Elfman szybko ją dogonili, pozostawiając ogłupiałych policjantów przed zniszczonym barem.
Mijając najbliższy róg ulicy zgodnie zmierzali w stronę domu. Każdy milczący. Każdy zamyślony i zdruzgotany.
-Damy sobie radę. Szepnęła Mira, idąca po środku. Chwyciła swoje rodzeństwo za ręce. -Coś wymyślę. Dodała ze łzami w oczach, mocniej ściskając ich dłonie. Z całych sił pragnęła podnieść Lisannę i Elfmana na duchu, choć tak naprawdę, nieświadomie starała się pocieszyć przede wszystkim samą siebie.

- - - - - - - - - -

"Wrogiem jesteś mym, czy przyjacielem?"
Levy napisała niechlujnie na leżącej przed nią gazecie. Z białego kubka unosiła się delikatna, ciepła para i aromat świeżo zaparzonej kawy.
-To ja idę! Usłyszała stłumiony głos Lucy dobiegający z korytarza, a siedząca przy stole McGarden otworzyła szeroko oczy. Zamyślona dotąd dziewczyna zerwała się raptownie z krzesła i tupiąc bosymi stopami po panelach przebiegła przez całą kuchnie, aż do przedpokoju, by w ostatnim momencie zatrzasnąć uchylone już drzwi.
-A ty gdzie się wybierasz?! Wrzasnęła na zdziwioną Heartfilię, która zamarła z wyciągniętą przed siebie dłonią.
-Na praktyki, a gdzie indziej miałabym iść?
-Ty jaja sobie robisz, co nie?! Levy jeszcze mocniej przylgnęła do drzwi, uniemożliwiając przyjaciółce wyjścia z mieszkania. -Jakiś porąbany gościu spalił ci chatę, mafia szuka cię po mieście, a ty o tak po prostu idziesz sobie na praktyki? I to jeszcze do kogoś, kto współpracuje z porywaczami twojego ojca?!
-Nie będę chować głowy w piach. Przesuń się, proszę...
-Chyba cię rozum opuścił! Nawet nie myśl o tym, że cię wypuszczę!
-Nie każ mi używać siły. Westchnęła blondynka spoglądając w bok. Jej zniecierpliwiona i lekceważąca postawa wytrąciła McGarden z równowagi.
-To ty lepiej mnie nie zmuszaj, bym zatrzymała cię siłą! Wrzasnęła na całą kamienice i spoliczkowała przyjaciółkę, której twarz odwróciła się jeszcze bardziej w bok. Po chwili Heartfilia ponownie spojrzała na swoją nową współlokatorkę. Po jej obojętnej twarzy można było wywnioskować, że nie czuje się urażona czynem McGarden.
-Muszę dowiedzieć się, co dzieje się z ojcem. I muszę spełnić ostatnią wolę mojej matki i przekazać akt baru właściwej osobie. Wypowiedziała Lucy bez uczuć. -Jeśli teraz nie pójdę do Grydera, mogę stracić na to ostatnią szansę. A wtedy nigdy sobie tego nie wybaczę. Nie bacząc na trzęsącą się ze złości bibliotekarkę odsunęła ją lekko na bok i wyszła, rzucając jedynie krótkie "przepraszam".
-Głupia! Zawołała za nią Levy i z hukiem zamknęła za nią drzwi.

A już wszystko miało się ułożyć. Już miało było dobrze.
To nic, że spalono jej kancelarie. Lucy mogła mieszkać u niej.
To nic, że porwano jej ojca. Lucy i tak powiedziała, że może liczyć tylko na nią.
To nic, że ścigali ją naprawdę niebezpieczni ludzie. Przecież tutaj Lucy była bezpieczna.
To wszystko co się ostatnio działo nie miałoby najmniejszego sensu, gdyby tylko skryła się choć na jakiś czas w jej mieszkaniu. I gdyby tylko dała sobie już z tym wszystkim spokój, przestała się narażać...

Załamana Levy usiadła obok kuchennego stołu, spoglądając za okno. Ciemne chmury gromadziły się nad Magnolią, tak jak ponure myśli w jej głowie. Dopiero teraz poczuła pieczenie w prawej dłoni, co wywołało w dziewczynie lekkie wyrzuty sumienia.
"Wrogiem jesteś mym, czy przyjacielem?"
Przeczytała upijając łyk kawy. Znów przypomniała sobie heroiczny wyczyn Redfoxa, w którym to trzy dni temu uratował damę w opałach, czyli ją, z rąk jakiś skończonych idiotów. Przez nich nie dowiedziała się o Gajeelu zupełnie niczego. Ale uratował ją. Był więc wrogiem, czy przyjacielem? Byłoby łatwiej, gdyby wiedziała co ten przystojniak chcę od Lucy. Kim w ogóle dla niego była Lucy? Przyjacielem? Na pewno nie! Więc wrogiem? Ale czy wtedy ratowałby przyjaciółkę swojego wroga?
Rozdrażniona McGarden chwyciła za długopis i zawzięcie zakreśliła swój cytat na gazecie.
-Wróg mojego przyjaciela to i mój wróg! I nie waż mi się myśleć inaczej, Levy! Zawołała do samej siebie, ze złością wbijając długopis w stół.

- - - - - - - - - -

-A-psik! Ogłupiały Gajeel rozejrzał się po pomieszczeniu. Leżał na swojej kanapie. W swoim pokoju. Musiał zasnąć... Zdając sobie z tego sprawę, uspokoił się.
-A-psik! Kuuurwa! Kichnął drugi raz, tak mocno że odruchowo usiadł na skórzanym wypoczynku. -Ktoś mnie obgaduje, czy co?!
Po chwili usłyszał śmiech dobiegający nad sufitem. -Na zdrowie!
-Dzięki!
Nie ma to jak troskliwi sąsiedzi. Ale taki jest właśnie urok tych nędznych kamienic, pierdniesz w środku nocy i już wszyscy o tym wiedzą.
Wstał z sofy i przeciągnął się. Postanowił położyć kres lenistwu, przez które zmarnował już połowę dnia. Chciał działać, tylko że ... co on w ogóle mógł zrobić? Znów miał myśleć, jak przez cały weekend? Nie chciał. Ale co innego mu pozostało?
"Co mógł zrobić" - zadawał sobie to pytanie przez niemal całą godzinę, w której przy radiowych, rockowych utworach zdążył wziąć kąpiel  i spalić pięć papierosów, przy okazji zadymiając całe mieszkanie.
-Cholera, tak żem nakopcił, że nie ma czym oddychać! Zakaszlnął i otworzył okno. To nic, że był środek jesieni, a on stał przy nim w samym ręczniku zaczepionym na biodrach, świeżo po prysznicu.
"A potem się dziwi, że psika... Nie! Na pewno ktoś go obgadywał! Prawdziwy facet nie choruje od takich rzeczy!" - próbował sobie wmówić.
Nagle dostrzegł na ulicy dziwną parkę, prawdopodobnie małżeństwo, obydwoje na oko lat trzydzieści parę, wyraźnie nietutejsi. Wielka szlachta z samego centrum, ubrana w najdroższe ubrania aż raziła swoim widokiem w samym sercu podrzędnej dzielnicy, jaką było North Faries.
-Ta... Tacy to myślą, że wszystko im wolno. Kasa jest, to wszystkie drzwi stoją przed nimi otworem! Warknął wpychając do ust kolejnego Pall Mala, po czym znieruchomiał. Papieros i ledwo trzymający się na nim ręcznik opadł cicho na podłogę, a on wciąż stał.
Panna rodem wyjęta z arystokracji zauważyła go nagiego i krzyknęła zaskoczona, choć poniekąd zadowolona. Jej partner, dostrzegając co wzbudza w kobiecie tak sprzeczne uczucia jak speszenie i podziw, zasłonił jej oczy i zaczął coś krzyczeć o zboczeńcach.
A on wciąż stał.
Nieświadomie ukazywał swój szeroki, zadziorny uśmiech zbierającym się pod jego oknem kobietom, które wcale nie wlepiały spojrzenia w jego uśmiech.
A on wciąż stał. 
Nagi jak go pan Bóg stworzył, ale z pomysłem w głowie, którego sam szatan by się nie powstydził.

- - - - - - - - - -

Gdyby szła wolniej, to pewnie zatrzymałaby się w miejscu. Czaiła się, jakby chciała schować się w ciemnościach panujących na klatce schodowej kamienicy.
Lucy niepewnie stanęła na przedostatnim piętrze i zatrzymała się.
Przecież była taka pewna siebie, taka zdeterminowana. Można by rzec, że było już jej wszystko jedno. Dlaczego więc teraz, stojąc niemal przed drzwiami kancelarii Mesta Grydera czuła, jakby stopy przywarły jej do podłoża?
Jej ręce zaczęły lekko drżeć.
Doskonale wiedziała, że idzie do paszczy lwa. Ma pójść jakby nigdy nic do osoby, która współpracuje z porywaczami jej ojca? Z mafią, która chce ją dorwać? To czyste szaleństwo, ale...
Zacisnęła dłonie w pięści.
Jeśli chce dowiedzieć się co z jej ojcem i dotrzymać obietnice złożoną matce musi to zrobić. Musi uratować Makarova i przekazać mu akt baru. Nie po to oberwała od Levy by się teraz wycofać.
Już się nie trzęsła. Spięta jak struna ruszyła szybszym krokiem na ostatnie piętro, zapukała we właściwe drzwi i od razu weszła do kancelarii.
-Przepraszam za spóźnienie! Zawołała na samym wstępie, a Mest i Belno spojrzeli na nią z zaskoczeniem. Starsza kobieta miała zaczerwienione i opuchnięte powieki. Wyglądała, jakby przez ostatnie dni nic innego nie robiła, tylko płakała dniami i nocami. Kiedy jednak dostrzegła Heartfilie stojącą w przejściu, wstała raptownie z krzesła, które przewróciło się na podłogę z impetem i rzuciła się w stronę dziewczyny.
-Oh my god! Lucy! Lucy! Krzyczała porywając zszokowaną blondynkę w ramiona i puściła kolejną falę łez. -Tak się bałam! Myślałam, że nie żyjesz!
Choć Lucy brakowało już tchu, odwzajemniła uścisk. Nie spodziewała się tego po "ciotce", ale było to wyjątkowo miłe. Nie pamiętała już, kiedy ostatni raz została obdarzona taką troską i ciepłem. Prawie jak matczyną opieką.
Uśmiechnęła się wzruszona, gdy zauważyła stojącego przed nimi Mesta. Wyglądał, jakby zobaczył ducha. Heartfilia triumfalnie uniosła kąciki ust w górze.
"Już mnie chowałeś do piachu Gryder? Hah, twoje niedoczekanie!" Pomyślała, nieświadomie ujawniając nieco złośliwości na swojej twarzy. Być może prawnik to dostrzegł, bo szybko otrząsnął się z szoku i podszedł szybszym krokiem do swojej praktykantki.
-Całe szczęście nic ci nie jest! Zawołał z ulgą na twarzy i odsunął ciotkę od dziewczyny, by chwycić ją za ramiona. -Słyszeliśmy co stało się z twoim mieszkaniem, to straszne! Wszystkie dokumenty twojego ojca spłonęły...
-What the fuck, Mest co ty pieprzysz?! Ryknęła Belno. -Lucy mogła zginąć, a ty się przejmujesz papierami?!
-Nic się nie stało. Wtrąciła się Heartfilia by załagodzić sytuację. -Ze mną jest wszystko w porządku.
-A masz gdzie mieszkać? Nie chcesz sobie wziąć kilka dni wolnego? Po takich przejściach... Zmartwiła się kobieta.
-Już mówiłam, że nic mi nie jest. Poza tym rozprawa Makarova Dreyara jest już coraz bliżej. Zmieniając serdeczny uśmiech na poważny wyraz twarzy, przekierowała swój wzrok z ciotki na Mesta. Mężczyzna skinął głową w geście zrozumienia.
-Ciotka, wracaj do domu!
-Why?!
-Bo czeka nas masa pracy, będziesz przeszkadzać! Warknął Gryder podniesionym tonem.
-No dobra... Belno była wyraźnie niezadowolona. -Ale czym dojadę do your home? Przecież to far away road!
-Zamówię ci taksówkę. Westchnął prawnik i podszedł do telefonu. Lucy zauważyła, że jest to jeden z nowszych modeli, gdzie tarcza została zastąpiona klawiszami, a samo urządzenie posiada nawet automatyczną sekretarkę.
-Taksówkę? I don't like taxi! Belno uśmiechnęła się podstępnie. -Wolę twojego Opla!
Nim się ktokolwiek zorientował, kobieta porwała swojemu siostrzeńcu kluczyki do Opla Olympia i wybiegła na klatkę schodową.
-Co?! Gryder zdając sobie sprawę z tego co się dzieje wybiegł za ciocią z kancelarii. -Cholera jasna!
W pomieszczeniu została tylko Lucy, która ocierała łzy z kącików oczu. W życiu nie pomyślałaby, że tak się tutaj uśmieje. Wyjrzała przez okno i zaśmiała się jeszcze głośniej - Belno wybiegła z kamienicy i w błyskawicznym tempie znalazła się w samochodzie, bezczelnie zamykając drzwi auta tuż przed nosem wkurzonego Mesta.
Nagły dźwięk dzwoniącego telefonu uspokoił Heartfilie. Telefon dzwonił i dzwonił, a Lucy wpatrywała się w niego ze zwątpieniem. Nie była pewna, czy powinna odebrać. W końcu jednak przemogła się, lecz gdy  już trzymała dłoń nad słuchawką, usłyszała piknięcie i głos prawnika :
-Pik - Tu Mest Gryder, zostaw wiadomość po sygnale - Pik.
-Doranbolt, tu Hoteye!
-Doranbolt? Zdziwiona dziewczyna zmarszczyła brwi. Chodziło o Mesta Grydera?
-To nie dziewczyna zginęła w pożarze, tylko Erigor! Słysząc pozostawianą wiadomość, Lucy otworzyła szeroko oczy. Poczuła jak robi się jej gorąco.
-Ktoś inny ukradł papiery z sejfu, więc Heartfilia nie będzie już nam potrzebna, załatw ją jak tylko do ciebie przyjedzie! - Pik. Koniec wiadomości.
Przerażona blondynka rzuciła się do telefonu.
-Jeśli chcesz usunąć wiadomość, wciśnij...
-Co ty robisz?
Studentka powoli przeniosła swoje wystraszone spojrzenie na drzwi. Mest stał w progu kancelarii z poważną, wręcz grobową miną. Również jego spojrzenie nie należało do przyjemnych. Dziewczyna, która znieruchomiała ze słuchawką w ręce poczuła na plecach chłodny pot i ciarki. Serce wyrywało się jej z piersi, a w głowie dudniło tylko jedno pytanie - słyszał to?

- - - - - - - - - -

Pani Carla, odwrócona przodem do tablicy zapisywała wzory z fizyki. Na jej lekcjach zawsze panował spokój, u surowej, starszej daty vice dyrektorki nie było przelewek. Nie świadczyło to jednak o tym, że jej uczniowie, każdy siedzący w oddzielnej ławce, z uwagą będą przysłuchiwać się wykładom. Nawet Wendy Mavell, jedna z najlepszych, pilnie uczących się uczennic ze znudzeniem przyglądała się kolorowym liściom, tańczącym za oknem na wietrze. Ten leniwy, nostalgiczny widok był o wiele ciekawszy od dzisiejszej lekcji fizyki...
Z zadumy wyrwała ją zwinięta w kostkę karteczka, która wylądowała na jej biurku. Zdziwiona rozejrzała się po sali. Dostrzegła, że Romeo Conbolt przyglądał się jej z uśmieszkiem.
Co ty taka radosna? Stało się coś dobrego?
Czemu niby on chciał to wiedzieć? Obserwował ją? Akurat ją?! Zanim zdążyła zrobić cokolwiek, w dłoń uderzył ją kolejny zwinięty papierek.
Przepraszam, że ostatnio cię zostawiłem. Gniewasz się?
Nieco spanikowana sięgnęła po długopis i odpisała. Upewniając się, że dyrektorka Carla wciąż jest odwrócona do tablicy, odrzuciła liścik. Tuż przed nosem kipiącej z zazdrości Chelii.
Nie gniewam się ;)
Romeo przyjrzał się jej starannemu pismu. Przy niej pisał jak kura pazurem. Mimo to znów coś wyskrobał i odrzucił liścik. Wendy starała się udawać obojętną, lecz czuła jakby w jej brzuchu buszowało stado motyli.
A co u tej kobiety, której spłonęła chata? Skąd ją znasz?
Marvell zastygła z długopisem nad kartką. Być może Roemo jedynie próbował podtrzymać z nią rozmowę, jednak miała złe przeczucia co do tego pytania. Z niepewnością zerknęła na chłopaka, który uśmiechał się do niej lekko, a następnie na Chelie, która sztyletowała ją wściekłym wzrokiem.
Natsu - tak miał na imię mężczyzna, którego wspominali kilka dni temu na dachu. Blendy podejrzewała go o podpalenie kancelarii... Nie, Blendy była pewna, że on był tego sprawcą! I z pewnością ten mężczyzna bardzo dobrze zna się z Romeo. Czyżby Conbolt zostawił ją przed zgliszczami kancelarii, by poinformować swojego przyjaciela o odnalezieniu pani Lucy? Zaczęła coraz intensywniej głowić się, czego chcą od tej biednej kobiety. Powinna być ostrożna, ale nie mogła ujarzmić narastającej w niej ciekawości. W końcu odpisała i odrzuciła karteczkę.
Nie mam pojęcia co się z nią teraz dzieje.
Chłopak przeczytał odpowiedź i energicznie chwycił za długopis, lecz nim się spostrzegł popisał szkolne biurko. Sam liścik znalazł się w rękach wściekłej pani vice dyrektor.
-Zamiast romansować mógłbyś się przyłożyć do nauki!
Niemal cała klasa wybuchła śmiechem, tylko Chelia nadymała ze złości policzki, a Wendy schowała czerwoną jak burak twarz za podręcznikiem.
-Oblejesz jeszcze jeden sprawdzian i będziesz powtarzać rok Conbolt! Pani Carla podłożyła mu pod nos ostatni sprawdzian. -A po lekcjach masz mi wyczyścić swoje biurko na błysk!
Romeo załamał się, widząc wyrytą czerwonym długopisem wielką jedynkę w prawym górnym rogu kartki.
Jego głośny jęk został stłumiony dzwonkiem, który obwieszczał koniec zajęć. Nastolatkowie w pośpiechu zaczęli pakować swoje przybory do tornistrów i wybiegać z sali jak stado dzikusów, nie zważając na krzyki nauczycielki o kolejnym sprawdzianie.
Po niespełna minucie w klasie było już niemal pusto. .
-Idziesz Romeo? Zawołała Blendy.
-Nie.
Różowowłosa stojąc przy drzwiach znieruchomiała. Zaglądając do tyłu dostrzegła, jak Conbolt odwraca szkolne krzesło oparciem do przodu i siada na przeciw szykującej się do wyjścia Wendy.
-Pomożesz mi? Zagadał do koleżanki.
-A w czym? Mruknęła speszona Marvell, skupiając wzrok na zapięciu tornistra, z którym się obecnie męczyła. Na to pytanie chłopak podrapał się po głowie i z niechęcią podał jej swój sprawdzian.
-Wiem, że zawsze po lekcjach idziesz się pouczyć w bibliotece. Może mógłbym pójść z tobą? Pomogłabyś mi trochę...
Z początku Wendy nie mogła w to uwierzyć. Conbolt chciał się uczyć?! Niewiarygodne!
Jednak im dłużej przyglądała się jego czarnym, smutnym oczom, uśmiechnęła się pogodnie.
-Jasne, możesz na mnie liczyć!
Romeo z uwagą przyjrzał się rozpromienionej rówieśniczce.
-Wiesz czemu się tak na ciebie dziś gapiłem? Ładnie wyglądasz, gdy się tak uśmiechasz. Stwierdził wprost, niezmiernie pesząc Marvell tym komplementem. I jednocześnie, nieświadomie doprowadzając podsłuchującą Chelię do apogeum wściekłości.

- - - - - - - - - -

-Hej Chelia, jak tam było w szkole? Spytała Sherry, gdy tylko jej młodsza kuzynka weszła do apteki. Dziewczynka nic jej nie odpowiadając, ze złością rzuciła plecakiem w kąt i weszła na schody, które prowadziły do mieszkalnej części budynku znajdującej się na pierwszym piętrze.
Nie pojmowała, jak Romeo mógł marnować czas z tą całą Wendy. Dlaczego tak nagle zaczął się nią interesować? Ucieka z nią z lekcji, razem się uczą... Nie zauważyła nawet kiedy to się stało, ale Conbolt zaczął spędzać z tamtą dziewczyną większość swojego wolnego czasu. Była zazdrosna i nie miała zamiaru tego ukrywać. Mało tego, chciała jak najszybciej przerwać znajomość chłopaka z Marvell, zanim jej rywalka zacznie skupiać na siebie całą jego uwagę. Nie wiedziała tylko jak ma się za to zabrać.
-Chelia, chodź tu! Krzyknęła Sherry, a nastolatka będąca już na półpiętrze westchnęła zniecierpliwiona i zeszła na dół.
-Czego chcesz?
Farmaceutka przyglądała się jej sceptycznie, jakby chciała wyczytać w myślach powód fochów swojej podopiecznej. Po chwili chyba się poddała i wyciągnęła do niej rękę z brązową papierową torbą.
-Zaniesiesz to do Natsu?
Zaciekawiona Chelia pochwyciła pakunek i zajrzała do środka. Znajdowały się tam różne witaminy, suplementy diety i jakiś syrop.
-Po tym całym przedawkowaniu leków nasennych pewnie nie czuje się za dobrze. Wyjaśniła Sherry. -Dowiedz się co u niego i wytłumacz, że te leki postawią go na nogi.
Nastolatka uśmiechnęła się lekko. Wpadła na plan, który miał rozwiązać jej problem.
...
Klatka schodowa kamienicy, w której mieszkał Dragneel była naprawdę obskurna. Klosze lamp na półpiętrach były zbite, a w niektórych brakowało nawet żarówek. Na co drugiej kondygnacji włącznik światła był wyrwany z kontaktów, tynk odpadał ze ścian i sufitów, zaś drewniane schody pokryte stłuczonymi butelkami niemiłosiernie skrzypiały. O zapachu wolała nie myśleć, śmierdziało gorzej niż w zoo, jakby trafiła do noclegowni kotów i bezdomnych.
Docierając do właściwych drzwi zapukała trzykrotnie, lecz nikt jej nie otworzył. Może spał? A może...
Zapukała po raz kolejny.
-Chwila! Krzyknął Natsu z mieszkania, a Blendy uniosła kąciki ust do góry. Usłyszała chrząknięcie w zamku, a następnie skrzypnięcie drzwi.
-Chelia? Zdziwił się młody mężczyzna. Stał w przejściu w samych krótkich spodenkach, był lekko spocony.
-Co ty taki zmachany jesteś? Masz gościa? Spytała dziewczynka z chytrym uśmieszkiem.
-Ćwiczyłem głupia. Warknął Dragneel. -Czego chcesz?
-To od Sherry. Nastolatka podała mu brązową torbę wypełnioną ziołowymi lekami. -Mówiła, że to cię postawi na nogi. Dodała, bezczelnie wbijając się mu do mieszkania, lecz chłopak nie interweniował. Siedział cały dzień sam w domu, a przez ostatnie wydarzenia wolał nie pokazywać się na mieście.
"Lepsze takie towarzystwo, niż żadne" - pomyślał i zamknął drzwi.
-Natsu... Blendy, która już zdążyła się rozgościć spojrzała gdzieś w bok. Unikała jego spojrzenia. -Skąd ty znasz Romea?
-Skąd go znam? Dragneel poczochrał się po włosach i mruknął leniwie. -Mieszkał tu kiedyś. Za szczeniaka wpakował się w niezłe kłopoty to mu pomogłem i tyle.
-To mu pomogłem i tyle. Zacytowała dziewczyna. -Od kiedy ty taki skromny jesteś?
-Od zawsze!
-Serio? Jeszcze od tej strony cię nie znam.
-Bo jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz młoda. Zażartował.
-Może. Wiem jednak, że masz duży wpływ na Romea. Nastolatka rozsiadła się wygodniej na fotelu i zarzuciła nogę na nogę. Stwarzała wrażenie pewniejszej siebie. -Dużo o tobie mówi. I to zawsze z należytym szacunkiem. Chyba bierze z ciebie jakieś wzorce.
-No niestety. Też miał kogo wybrać na idola! Prychnął rozbawiony. -Ale co w związku z tym?
-Mógłbyś mu o mnie wspomnieć dobrym słówkiem?
Natsu usiadł na łóżku i sięgnął po Malboro leżące na nocnej szafce, lecz kiedy to usłyszał, spojrzał na dziewczynkę podejrzliwie.
-Co masz na myśli przez "dobre słówko"? Spytał wreszcie naciskając na zapalniczkę i odpalając papierosa. Kiedy znów zerknął na Chelię, dziewczyna stała obok niego. Była bardzo poważna, aż nie pasowało to do jej ładnej, dziecięcej jeszcze twarzyczki.
-No wiesz... Blendy wyciągnęła papierosa z jego ust.
-Nie wiem. I oddawaj to. Warknął wyrywając z jej dłoni swoją własność. -Nie pal dziecko w tym wieku, bo nic nie urośniesz.
-Nie jestem dzieckiem. Zobacz. Stwierdziła ze stoickim spokojem i zaczęła odpinać guziki swojej koszuli. Nim Natsu zdążył jakoś zareagować, dziewczynka stała przed nim rozebrana od pasa w górę. Zszokowany przyglądał się jej piersiom, wyjątkowo dużym jak na trzynastolatkę.
-Namów Romea, żeby zwracał na mnie więcej uwagi. Blendy wgramoliła się na łóżko i unosząc szkolną spódniczkę usiadła na Dragneela okrakiem. Zauważył, że nie ma na sobie bielizny.
-On ciebie posłucha... Wyszeptała, po czym ucałowała go delikatnie za uchem. Nagle wylądowała plecami na materacu. Zdziwiona spojrzała na Natsu, który wstał z łóżka. Był wściekły.
-Idiotka! Wrzasnął tak głośno, że dziewczynka aż drgnęła. Wystraszyła się. Choć leżała niemal w całości rozebrana i bezbronna, on wlepił wzrok w jej niebieskie oczy. -Co ci strzeliło do głowy?!
-A-ale Sherry... Jakaś twarda gula utknęła jej w gardle. Czuła, że zbiera się jej na płacz. -Sherry też tak...
-Twoja kuzynka robiła takie rzeczy, żebyś miała co jeść i żebyś dostała się do dobrej szkoły! Żebyś ty nigdy nie musiała robić takich rzeczy, gówniaro jedna!
-To co ja mam zrobić?! Rozpłakała się głośno, ale nie wzbudziło to w Dragneelu litości. Podniósł jej koszule z ziemi i rzucił nią w trzynastolatkę.
-Ubieraj się. Warknął szorstko i odwrócił się do niej tyłem, ponownie zaciągając się papierosem. -I co ja mam teraz z tobą zrobić, co?
W odpowiedzi usłyszał tylko ciche łkanie Chelii. Nie miał pojęcia jak się teraz zachować.
-Jesteś głupkiem... Mruknęła Blendy, pociągając przy tym nosem. -Jesteś skończonym głupkiem, Natsu! Krzyknęła i, już ubrana, wybiegła z mieszkania z płaczem.
Powinien ją teraz zostawić w spokoju. Nie był jej opiekunem, ani nie był za nią odpowiedzialny. Przecież nie wybiegnie za nią, kiedy policja pewnie szuka go po całym mieście. Co go obchodzi jakiś dzieciak, który w histerii może zrobić coś naprawdę głupiego? To nie jego problem!
Choć tak właśnie myślał, szybko się ubrał i poleciał za Chelią.
...
-Pilnuj bardziej tego dzieciaka do cholery!!!
Sherry, która siedziała za ladą w aptece aż podniosła się z krzesła, gdy zobaczyła swoją zapłakaną kuzynkę, siłą wciągniętą przez Natsu do lokalu.
-Co się stało?! Zawołała przerażona i podbiegła do Chelii.
-Niech ci sama wytłumaczy. I dzięki za leki. Mruknął Dragneel, po czym założył na głowę kaptur i wyszedł na zewnątrz. Szybko wtopił się w tłum przechodniów z China Town, gdy poczuł na sobie pierwsze krople deszczu. Musiał się pospieszyć. Nie miał zamiaru być dorwany ani przez deszcz, ani przez policję, którą nagle dostrzegł za rogiem.
-Niedobrze! Syknął cicho i skręcił w boczną uliczkę, jeszcze bardziej nasuwając kaptur na głowę.
...
W aptece zapanowała niezręczna cisza.
-Chelia?
-Zostaw mnie. Dziewczynka warknęła cicho ze spuszczoną głową i odepchnęła od siebie farmaceutkę, gdy ta przyłożyła dłonie do jej ramion.
-Co się z tobą dzieje? Jesteś ostatnio jakaś nieswoja. Martwię się.
Chelia jedynie odwróciła wzrok.
-Jeśli masz jakieś problemy, powiedz mi. Może wspólnie coś zaradzimy.
-I mówi to osoba, która rozwiązuje problemy tylko w jeden sposób...
Kobieta zmarszczyła brwi.
-Co to ma znaczyć? Ej, spójrz jak do ciebie mówię!
-Przestań się bawić w mamuśkę i zostaw mnie w spokoju! Nastolatka wrzasnęła na całe gardło, a nowy, wystraszony klient apteki wyszedł z niej tak szybko, jak do niej wszedł. -To wszystko twoja wina! Przez ciebie wszyscy w szkole krzywo na mnie patrzą, bo dałaś dupy dyrektorowi by przyjął mnie do tej głupiej akademii! Jesteś zwykłą dziwką, nienawidzę cię! Dziewczyna znów zaczęła płakać i wybiegła ze sklepu.
-Chelia!!! Sherry wybiegła tuż za nią, ale zatrzymała się przy drzwiach lokalu. Nie było szans by znalazła swoją kuzynkę wśród całego ulicznego tłumu, który jeszcze zaczął uciekać przed nasilającym się deszczem. Zdruzgotana kobieta w białym fartuchu chwyciła się za serce. Nie mogła powstrzymać zbierających się w jej oczach łez. Nawet gdyby chciała, nie była w stanie za nią pobiec. To nie tłum, czy deszcz ją zatrzymał, a słowa Chelii, które dotkliwie ją zabolały.



*1) Ford Taunus - samochód klasy "D" , znany również jako "Buckeltaunus" lub "garbaty Taunus" 

***
I znów podzieliłam jeden rozdział na dwie partie... Ta część, w większości przegadana i obsypana domysłami bohaterów jest oczywiście pierwszą. Czemu tak zrobiłam? Bo obecnie nie mam czasu napisać więcej i nie wiem kiedy będę mogła ponownie przysiąść do bloga, a nie chcę kazać wam dłużej czekać na rozdział. Poza tym odezwała się moja wredna natura pisarza - "zostawię to tak jak jest, bez żadnych wyjaśnień i niech się głowią co będzie dalej" :P Postaram się jednak napisać kolejny rozdział jak najszybciej, tym bardziej że aż palce same rwą mi się do klawiatury :D
Jeśli znajdziecie jakieś błędy, czy to w polskiej czy angielskiej pisowni to dajcie znać. I na pożegnanie zostawiam wam standardowe pytanie pt. "Który fragment spodobał wam się najbardziej"?
Mam nadzieję, że nikogo nie zawiodłam tym rozdziałem i że się wam spodobał (zauważyłam, że im dłużej nie wstawiam czegoś na bloga, tym mam większy stres przed publikacją :D).

Przesyłam wszystkim buziaki, a 3-klasistom szkoły gimnazjalnej jak i maturzystom życzę wytrwałości w nauce - dacie radę, Yasha w was wierzy! :D

16 komentarzy:

  1. Nawet nie wiesz jak się zdziwiłam, że już nowy rozdział :D weszłam tu przez przypadek, bo mam go w zakładkach a tu taka niespodzianka :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że niespodzianka udana :D Bo lubię miło zaskakiwać ludzi ^.^

      Usuń
  2. No nieźle !!! Cana opiekuje się Laxus'em jak kobieta swoimi paznokciami ! Najlepsza akcja była jak Gajeel psikał oraz jak Natsu narzekał na ,,Frodzio" XD. Ja tak myślałam, a może to jest tak, że Laxus chce Mirę, a Cana Laxus'a ? ;o I jeszcze blondyna dobije to, że jej bar jest rozdupczony, to ze chce jej pomóc D: ? Hmmmm... :3 Mirasux zawsze mile widziana !!! ^^ Rozdział bardzo pozytywny ! ^^ Życzę zdrowia i weny, pozdrawiam ! Ja ne !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS : Pozwolisz, że twoje zgłoszenie do nowych rozdziałów dodam do ostatniego posta ? Ponieważ już nie chce tworzyć drugi ;o,a dopiero w sobotę pojawi się wątek z nowymi rozdziałami.

      Usuń
    2. Pewnie, nie ma sprawy :) I dziękuje za komentarz :D

      Usuń
  3. Najlepsza część to fragment z Belno. Jakoś tak z miejsca przypadła mi do gustu z tą swoją łamaną angielszczyzną. Miła odmiana. Co do "Frodzia" to od razu skojarzyłam z samochodem mojego taty "Becią" :D Niedługo testy, ciężko się zmusić do powtórek ale świadomość, że po przejrzeniu kilku partii materiału można przeczytać rozdział jest naprawdę zachęcająca :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Aww yeah! Ciocia Belno is back! Jak ja kocham to jej ingliszowanie! Ta scena i wizyta Chelii u Natsu to według mnie najlepsze fragmenty. A wrazając do Mesta... Słyszał, czy nie słyszał, oto jest pytanie! :D Nie mogę się też doczekać szatańskiego planu Gajeela. I dalej nie wiemy nic na temat znajomego Juvii. Pojawi się w następnym rozdziale?
    W każdym razie życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co do znajomego Juvii, to na pewno nic się nie pojawi o nim w następnym rozdziale. Sama nie wiem na który numer to przypadnie, ale nie będzie to zbyt szybko :P

      Usuń
  5. Yayayayay~! Nowy rozdział! :D Jakoś w muzycznej mi ostatnio ciężko, a tu takie odstresowanie... <3
    Co mi się najbardziej podobało?... Hmmm... Gajeel. Czo on takiego wykombinował? o: I taaaak, jaaaassssne, faceci tacy jak ty nie mają najmniejszego prawa się tak po prostu przeziębić, Gajeel xD
    No i paczcie państwo, jak się cioteczka do Lucynki przywiązała c: Tylko że jak Mestowi zarąbała opelka i sobie pojechała do domu, to już Lucynki nie uratuje... A on raczej nie ma jakoś zbyt dobrych zamiarów chyba...
    I czemu Gildarts nie chce, żeby Natsiastego z Igneelem nie skojarzyli?
    I... Chelio, ty idiotko! :C
    A Gray nazwał sobie for... przepraszam, Fordzia xD Urocze :'D
    I Gajeel nie da więcej informacji Juvii o: Będzie wkurzona...
    Komentarz pewnie krótszy od tych pod wcześniejszymi rozdziałami, ale cóż... ^^''
    Weny i czasu do napisania następnego! ;D

    Szeh

    P.S. Nie-dziękuję, dam z siebie wszystko na egzaminie xD

    OdpowiedzUsuń
  6. Woah, nie spodziewałam sie rozdziału O.o Jaka fajna niespodzianka po takim beznadziejnym dniu jak środa :D
    Fajny był fragment z Erzą, ale to tylko dlatego, ze ją uwielbiam "XD... Jeszcze ten z Belno... Ale ciekawa jestem :0 To samo co do Gildartsa T^T No i ten z Mirą... To było piękne, jak miała wszystko w dupie i powiedziała prawdę. Ale bardzo podobała mi sie cześć z Chelią. Taka smutna i wzruszająca... Za to przy Gajeelu smiechlam XD Wybacz, nie umiem wybrać ;_;...
    Do nastepnego :3

    OdpowiedzUsuń
  7. Patrzę akcja się rozkręca!!!
    Nie mogę się doczekać co będzie dalej. Jak Mira i jej rodzeństwo sobie poradzą?
    Co zrobi Dornabolt? Niezależnie czy słyszał rozmowę czy nie i tak będzie coś podejrzewał i będzie nieźle wkurzony. Czy Gildards postanowi spotkać się z Natsu?? Na co wpadł Gajeel ;D
    Tyle pytan !!!

    Jedna z najlepszych akcji była jak Natsu kłócił się z Grayem o samochód. Chłopak w końcu kupił coś legalnie a ten awantury mu robi xD xD Fajnie, że Gajeel nie wydał go Juvii. Coś mi się wydaję, że Gajeel i Gray będą się nieźle dogadywać !! xD

    Bardzo podobała mi się postawa Nastu na to jak zachowała się ta Bleedy. Nie lubię smarkuli i tyle ;/ ; / Jej zachowanie po prostu mnie wkurz i irytuje -_-

    Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy :) i liczę, że może będzie kolejne spotkanie NaLu?? Ich historia się nieźle zaczyna : oblanie zupą, wysadzenie mieszkania, uratowanie przez mafią, porwanie że tak powiem a potem otrucie :D :D

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Yatta! nowy rozdział!
    oczywiście, jak zawsze (od yyyy.... dwóch rozdziałów?) ciotka Belno wygrała wszystko :D a o drugie miejsce bije się Gajeel bez ręcznika i "Fordzio" Graya xD
    rozdział faktycznie był irytujący, bo nie dość, że większość była z tym "co będzie dalej", to jeszcze tak w miejscu urwałaś akcję z Mestem! ja tu myślałam, że zaraz znowu będzie spotkanie-niespodzianka i Natsu przez przypadek uratuje "cycatą zołzę", albo ewentualnie Doranbolt ją zabije (nie no, ja nic nie sugeruję xD) a tu... koniec!
    noż Yasha, no! nie można tak ludzi doprowadzać do ostateczności :< co ja teraz zrobię? po nocach będzie mi się to śniło! :D
    rozważę przebaczenie Ci tego postępku, jak tylko dodasz następny rozdział! a tymczasem musisz żyć w niepewności! buahua huahua! takie zło ze mnie wychodzi! :D
    a tak na serio, to rozdział mi się bardzo podobał :)
    czy był jakiś rozdział, który mi się nie podobał?
    zaraz sama siebie będę musiała pozwać do sądu za gadanie od rzeczy :/
    tak więc przesyłam dużo weny (chociaż czas by się przydał tak dla odmiany) i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  9. GOMENE! Gomene i jeszcze raz gomene, że nie skomentowałam wcześniejszego rozdziału, i że w ogóle tak późno piszę. ;-; Miałam swoje powody... Gomenasai jeszcze raz. ;-;
    Rozdział cudny! W sumie, ta długość mi odpowiada. Nie przytłacza informacjami. ^.^ :D Całość pochłonęłam bardzo szybko i pewnie już ponad połowy wątków nie pamiętam. ;p Najbardziej podobały mi się fragmenty: z Wendy i Romeo oraz, kiedy to Gajeel wpadł na swój genialny pomysł i wiadomo co się wydarzyło. *///* Taki tam fanservis delux. xD :p Tak na marginesie, ciekawa jestem, jak poprowadzisz akcję z Lucy i Mestem oraz domysłami Giltartsa na temat Dragneela. :3
    Czekam na więcej i dziękuję za wspominkę o 3-cio gimnazjalistach! ^.^ Twoja wiara na pewno pomoże mi na testach. ;p :*
    ~Justyna

    OdpowiedzUsuń
  10. Gildarts, Gildarts, ty debilu xD No nie wierzę, jaki łatwowierny :p
    Najbardziej podobał mi się fragment z Chelią i końcówka akcji z Dorandoltem, po odsłuchaniu wiadomości przez Lucy. Autentycznie się przeraziłam, choć jestem pewna że i tak jej nie zabijesz, zbyt ważna postać :p
    W twoim opowiadaniu Sherry też jest z Renem? Czy podkochuje się w kuzynie Graya? :D
    Akcja z Gajeelem była świetna, jestem ciekawa ile kobiet będzie go teraz na mieście rozpoznawać ;'D Swoją drogą to może znaleźć jakieś adoratorki, Levy raczej nie będzie zbyt ucieszona ;) Ta jej troska o Lucy strasznie mi się podoba, fajnie ci wyszedł ten fragment. No i rozmyślania Levy o Gajeelu, dzisiaj w ogóle podobało mi się wszystko z Gajeelem :D Bo facet jego pokroju nie może się przeziębić, to troche jak z Erzą - ona nie tyje, bo kalorie jej się boją xD
    Wymiana liścików na lekcji Charli nie mogła być dobrym pomysłem, a do fizyki kotka pasuje idealnie :D
    Dużo weny życzę i buziam :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Mdleje i nie wstaję!
    Już myślałam, że rozdział będzie fajny, a te ostatnie sceny ... genialne!!! Boże nie no ...
    mam do cb parę zastrzeżeń
    1) Zauważyłam dwa błędy ortograficzne hahahaha (tryb : Ola devil !!!) No, ale spoko, wiesz to było po prostu złośliwe
    2) Gdzie zdjęcie nagiego Gajeela? No ja się pytam i to od przodu!!! Achhh,. jak ty prowadzisz tego bloga
    3) Świetny rozdział.
    No, ale co do kolejnych części rozdziału ...
    Nazwa samochodzika genialna i legalna ! Bo kupiony ... szacun dla Graya ..
    Biedny Laxus i Cana pielęgniarka ... to mi pasuje. Ale powiem szczerze, że mnie w tej części ujęłaś, bo się nie spodziewałam, że coś już się zacznie z ojcem Natsu. Te ostatnie zdania, świetnie je zrobiłaś, powiem szczerze, że wyszło ci idealne.
    Natsu i Lucy ... coś musi z nimi być, bo inaczej cię ukatrupię, a już facio zaczyna o niej myśleć, więc jest super! Do Mirajene to tylko można rzec, że biedna i pytanie... ja coś czuję, że coś z tym będzie, mam takie przeczucia i kolejne rozdziały do przeczytania... może się dzisiaj za jeszcze jeden wezmę ;)
    Lucy Nieustraszona. Jakoś tej ciotki nie lubię, nie znoszę i nie wiem czemu. Najlepiej będzie, jak zrobisz jej jakiś wypadek w tym Oplu! A Lucy i ta wiadomość. O matko ... ty też potrafisz skończyć w najbardziej denerwującym momencie.
    I tak proszę państwa zbliżamy się do końca i co? Szczęka na ziemi i ciężko jest zbierać z podłogi. Scena z Natsu i Chelią... o Boże. CO?! No tego się nie spodziewałam! Małolata won od Natsu, bo on należy do lucynki, chociaż pewnie on przespał się z połową prostytutek w mieście! Nie no, zaskoczenie, że Sherry była prostytutką. i nie wiem, ale w mandze miala na pienku z Lucy, więc może też coś wprowadzisz? Nie wiem, co w twojej głowicy się dzieję, ale na pewno nic dobrego, a na 100% coś genialnego. A teraz? Pozostaje tylko płacz, bo muszę wyłączać komputer i nie przeczytam kolejnego rozdziału, a wieczorem pewnie znowu zapomnę ;(

    OdpowiedzUsuń
  12. Toś mnie zostawiła z setką pytań w głowie. Po pierwsze- co stanie się z Lucy? Kiedy usłyszała o swoim marnym losie i teraz stoi na przeciwko jednego z mafiozów, którym nie jest już potrzebna. Co zrobi? Jak to się potoczy?
    Rozbrajasz mnie tymi kłótniami Natsu i Graya. Są perfekcyjne, aż się śmieję jak głupia! :))
    Smutno mi się zrobiło, jak czytałam o Chelli. Jak doszłam do momentu, jak się rozebrała, miałam tylko jedno w głowie- Natsu, to jeszcze dziecko, nie bądź pedofilem. Na szczęście nic się nie stało, uff! :))
    Akcja z Erzą, ogrodnikiem i Grayem też dobra ^^
    Gildarts podgaduje o nazwisko Dragneel, lecz na marne.A kurde, ja już chce, aby wszyscy się dowiedzieli kim są,no! :))
    Kochana weny i lecę dalej! :*

    OdpowiedzUsuń

Wasze komentarze cieszą mnie jak mało kogo, jednak nie zaklepujcie miejsc. To nie ważne, kto jest pierwszy, kto ostatni. Takie wpisy zostaną usunięte.
Wszelkie pytania kierujcie do spamownika.
A jak przeczytałeś rozdział, to pozostaw po sobie ślad.
Jesteś anonimem? Podpisz się jakoś.

Całusy dla was śle z góry wdzięczna Yasha ^.^