19 mar 2014

Rozdział 23 "Przesłuchanie"

Sherry właśnie pakowała do siatki leki dla stałego klienta, którym był osiemdziesięcioletni, chodzący o lasce staruszek, gdy drzwi od apteki otworzyły się po raz kolejny dzisiejszego dnia.
-Oh, witaj Gray! Zawołała Blendy widząc znajomą twarz i żegnając się ze starszym panem. -Co tym razem mogę dla ciebie zrobić?
-Chodź na chwilkę. Poprosił francuz, a zaciekawiona nietypową prośbą farmaceutka wyszła z nim na zewnątrz. Pod samą apteką stał czarny Lancia Ardea. Fullbuster skierował ją bliżej pojazdu i otworzył tylne drzwi auta, za którymi leżał rozwalony Natsu.
-Wypuśćcie mnie! Chcę do niej iść!
-Zamknij się wreszcie! Ryknął Laxus, który nie mógł już znieść zachowania Dragneela. -Gray, weź go ucisz bo zaraz nie wytrzymam i mu przyjebie!
-Co mu się stało? Spytała wreszcie przestraszona Sherry, próbując przekrzyczeć ledwo zrozumiałe lamenty młodzieńca.
-Chyba przesadził z "tym"... Ciemnowłosy wcisnął jej do rąk puste opakowanie ludesu. -Wiesz co to jest?
Farmaceutka spojrzała na niego zgorszona.
-Wy już naprawdę nie macie co robić?
-Nie ja mu to dałem! Zdenerwował się Fullbuster, ale zaraz się uspokoił. -Możesz mu jakoś pomóc?
Blendy przyjrzała się nieco Natsu i wypuściła głośno powietrze z ust.
-Nic mu nie będzie, to tylko tabletki nasenne. Zrobi sobie płukanie żołądka, pójdzie spać i za dwa - trzy dni będzie jak nowo narodzony.
...
Gdyby nie pomoc Laxusa, nie dałby rady wnieść Dragneela na trzecie piętro kamienicy.
-A wy co znów wyprawiacie? Wiecznie z wami problemy...
-O-odwal się Hilda! Jęknął Natsu do swojej sąsiadki, która słysząc hałasy wyszła na klatkę schodową.
Byli już pod samymi drzwiami mieszkania, gdy usłyszeli za nimi dzwoniący telefon.
Gray wyślizgnął się spod ramienia Natsu i wyciągając klucze otworzył swoje lokum. Nie przejmując się upadkiem przyjaciela ani ciekawską staruszką wparował do mieszkania jak szalony i podniósł słuchawkę.
-No wreszcie ktoś odebrał! Co się z wami dzieje?!
Fullbuster zacisnął mocniej zęby.
-Redfox, ty dupku! Doigrałeś się! 
Dreyar słysząc nazwisko szpiega, o którym Gray wspominał w kościele wrzucił ledwo przytomnego Natsu do mieszkania i zatrzasnął drzwi tuż przed nosem wścibskiej sąsiadki. Omijając leżącego na ziemi chłopaka, podszedł do francuza.
-Jeszcze masz czelność dzwonić po tym co zrobiłeś?!
-Czekaj, to nieporozumienie...
-Nieporozumienie?! Jak cię dorwę, to nogi z dupy powyrywam! Zawołał Fullbuster z chwilą, gdy Laxus wyrwał mu słuchawkę z ręki.
-Gajeel Redfox?
Mężczyzna słysząc obcy głos zwątpił.
-A kto pyta?
-Ktoś życzliwy. Jeśli chcesz wyjaśnić to "nieporozumienie" i dowiedzieć się czegoś ciekawego, przyjdź dziś do "Pink Cat" o dwudziestej. Laxus nie pozwalając rozmówcy na jakąkolwiek odpowiedź odłożył słuchawkę.
...
Choć głos nieznajomego mężczyzny już od dłuższego czasu zastąpiony był przerywanym sygnałem, Gajeel wciąż trzymał słuchawkę przy uchu.
-Co to miało być? Szepnął sam do siebie, nie dowierzając. Prócz tego, że Fullbuster najchętniej by go zabił, nic się ciekawego nie dowiedział. A ciekawość aż zżerała go od środka. Teraz już nawet nie chodziło o wydarzenia z ostatniego wieczoru - koniecznie chciał dowiedzieć się kim jest "pan życzliwy" i co ma mu do przekazania.
Przeklął cicho, nie wiedząc co począć. Zaproszenie do baru mogło okazać się pułapką, więc by okiełznać swoją ciekawość musiałby podjąć spore ryzyko, oraz...
Odkładając słuchawkę w budce telefonicznej zerknął ukradkowo na lewo. Znajoma bibliotekarka delikatnie wyglądała zza rogu jednego z budynku.
... oraz musiałby wreszcie pozbyć się małego szpiega, który lata za nim od samego rana.
-Rany, ona myśli, że jest niewidzialna, czy co? Redfox westchnął ciężko i wyszedł na ulicę. Co prawda mógłby podejść do Levy i zapytać wprost, dlaczego go śledzi, lecz wtedy zepsułby całą zabawę. Nie mógł zaprzeczyć, że poczynania tej małej istotki wprawiały go w dobry nastrój.
Odwrócony do dziewczyny tyłem uniósł kąciki ust w górę, wyciągnął Pall Malla z pogniecionej paczki, wsadził papierosa do ust i odpalił go. Następnie ruszył przed siebie, dalej udając że nie widzi czającej się nieopodal McGarden. Jego ciekawska natura musiała sprawdzić determinację i wytrzymałość prześladowczyni. W końcu do dwudziestej miał jeszcze sporo czasu...
...
-I ty myślisz, że on przyjdzie?! Zawołał zdenerwowany Fullbuster w stronę wyjątkowo spokojnego jak na te okoliczności blondyna.
-Jak nie przyjdzie, to dorwiemy drania.
-Dajcie spokój, to nie wina Redfoxa... Wybełkotał Natsu, który już od jakiegoś czasu darował sobie nieudolne próby podniesienia tyłka z podłogi i po prostu leżał na nieodkurzonym dywanie.
-Jak nie jego wina! Wrzasnął Gray. -Pojawienie się Oracionu w kancelarii to jedno, ale dziewczyny miało tam nie być! Zrozum, Gajeel wkopał nas w to wszystko!
-Nie wkopał! Buntował się Dragneel. -Coś musiało pójść nie tak, to na pewno nie jego wina! Gajeel nie zrobiłby mi tego!
-Nie wytrzymam z tobą. Warknął Fullbuster chwytając się za skronie -Kiedyś ta naiwność i pokładanie nadziei w swoich znajomych wpakuje cię do grobu, idioto...
Dreyar przyglądający się ich kłótni odpalił papierosa. Zazwyczaj tego nie robił, głównie przez dbanie o dobrą formę. Ale w końcu porzucił boks, więc co mu szkodziło zapalić od czasu do czasu dla ukojenia nerwów?
-Sprawa jest prosta. Wtrącił się, wypełniając pokój jasnym dymem i usiadł na pierwszym lepszym wolnym miejscu. -Spotkamy się z tym kolesiem i wszystko wyjaśnimy.
-Nie rozumiem, czemu wtrącasz się w nie swoje sprawy? Spytał nagle ciemnowłosy. -Zrobiliśmy o co prosiłeś, więc po co to wszystko? 
-Że to niby już nie moja sprawa? Słowa chłopaka rozbawiły Laxusa. -Myślicie, że mafia od tak odpuści wam pościg z Bianco Corvino i włamanie do kancelarii? Teraz razem siedzimy w tym uwaleni po uszy, więc nie powinniście spławiać swoich sojuszników. Musicie ostrożniej podejmować decyzje...
-Sojuszników? Fullbuster zmarszczył brwi i podszedł do okna. Chciał powiedzieć coś więcej, ale mógł jedynie wpatrywać się w sunące po ulicy pojazdy. Dreyar miał rację, wpakowali się w niezłe gówno.
-Poza tym, tak jak mówił Natsu, jestem ciekawy czy to rzeczywiście ten cały Redfox doniósł na was Oracionowi. Dodał były bokser.
-Ty na serio w to wątpisz, bo Natsu go broni?! Zobacz w jakim on jest stanie! Zdenerwowany młodzieniec wskazał na swojego przyjaciela, który zasypiał na dywanie. -Przecież on nie wie co mówi!
-Może i ledwo kontaktuje, ale z palca sobie tego nie wyssał. Skoro zarzeka, że facet na pewno was nie wsypał, to może warto wziąć to pod uwagę? 
Fullbuster nie chciał nawet o tym słyszeć. Rozjuszony podszedł do lodówki i wyjął z niej butelkę piwa.
-Mam pewną propozycję... Wtrącił Laxus kładąc na stół czarną walizkę, którą wyjął z bagażnika przed wejściem do ich kamienicy. Tak jak wcześniej Gray przypuszczał, była wypchana banknotami.
-Chcesz nas przekupić? Zakpił ciemnowłosy wracając do pokoju z otwartym Millerem.
-Nie bądź śmieszny, to jest już wasze. W końcu taka była umowa, prawda?
Fullbuster głośniej przełknął ślinę. Jak wygłodniały wilk wpatrywał się w ogromną sumę pieniędzy, należącą od teraz do nich.
-Chcecie zarobić więcej?
Pytanie Dreyara przywróciło go na ziemię.
-Niby jak? Mamy z tobą współpracować?
Laxus ponownie się zamyślił.
-Na początek pojedźmy razem na spotkanie z Gajeelem Redfoxem. Potem pomyślimy co dalej. Mruknął cicho i wstał z brązowego fotela. 
-Laxus... kim ty w ogóle jesteś?
Rosły mężczyzna zgasił połowę papierosa w zawalonej niedopałkami popielniczce.
-Obecnie? Tak jak mówiłem - waszym sojusznikiem.
-A tak poza tym? Ściga cię mafia, szukasz jakiegoś aktu... Chcę wiedzieć czym się zajmujesz. Gray był nieustępliwy, jednak Dreyar nie miał zamiaru mu ulegnąć. Podśmiechując się pod nosem przekierował swoje spojrzenie na Fullbustera.
-Jestem zwykłym bokserem.
Młodzieniec uśmiechnął się rozbawiony.
-Ta, zwykłym bokserem. A ja jestem zwyczajnym taksówkarzem.
Laxus zaśmiał się głośniej, ale w końcu sięgnął po swoją brązową marynarkę i zmierzył w kierunku wyjściowych drzwi.
-Idziemy? Spytał mijając francuza, który spojrzał z niepewnością na śpiącego Natsu.
-Chyba nic mu nie będzie, jak zostawimy go samego... Stwierdził, chcąc raczej przekonać samego siebie, po czym schował walizkę z pieniędzmi pod swoje łóżko i wraz z Dreyarem opuścili mieszkanie, zupełnie zapominając o otwartym, nietkniętym piwie.
...
Puk. Puk.
Jakiś łomot wyrwał Natsu ze snu. Ledwo przytomny spojrzał przed siebie. Leżał na podłodze, na przeciw okna, za którym było już ciemno. Był w swoim mieszkaniu, pomimo panującej w okół ciemności dostrzegł zarysy znanych mebli. Ile czasu tak przesiedział? Nie miał pojęcia.
Puk. Puk. Puk.
Ktoś znów walnął kilka razy w drzwi.
W suchych ustach czuł gorzki smak leków nasennych, a ciało miał zmiękczone i wiotkie.
Bum. Bum. Bum.
-Zaraz! Wrzasnął na natarczywego przybysza, dobijającego się do jego drzwi, po czym zdziwił się faktem, z jaką łatwością przyszło mu mówić. Może i czuł się podle, lecz zdecydowanie wracał do sił. Z małymi trudnościami wstał z podłogi, po czym lekko chwiejnym krokiem podszedł do frontowych drzwi.
-Czego chcesz, Romeo. Warknął widząc zasapanego trzynastolatka przed wejściem.
-Musimy pogadać! Zawołał hardo Conbolt, ale młody mężczyzna zatarasował mu drogę.
-To nie najlepszy moment, możesz przyjść kiedy indziej?
-Ale to ważne! Chłopiec wciąż napierał do środka.
-Co, pokłóciłeś się z tą młodą cipką Blendy i szukasz porady? Dragneel zaśmiał się z chrypką, ale Romeo przyłożył dłonie do jego brzucha i zaczął wpychać Natsu do mieszkania.
-To ty podpaliłeś kancelarie w Magnolia Center?! Przyznaj się, że to dlatego kazałeś nam porozbijać wszystkie latarnie!
Różowowłosy otworzył szerzej oczy, pospiesznie wciągnął chłopca w swoje skromne progi i trzasnął za sobą drzwiami.
-Pogięło cię młody?! Zdenerwował się na Conbolta i modlił się, by wścibska Hilda nie usłyszała jego wrzasków. -Co ci przyszło do głowy, nie podpaliłem żadnej kancelarii!
-To po co nam kazałeś zniszczyć uliczne latarnie na tej samej ulicy? W tym samym dniu?!
-Zwykły zbieg okoliczności.
-Co ty, za głupka mnie masz?! Powiedz mi prawdę!
Natsu jednym uchem wpuszczał, a drugim wypuszczał lamenty chłopca, traktował go w tej chwili jak powietrze. Obecnie myślał jedynie o zwalczeniu suszy i gorzkiego posmaku panującego w jego ustach. Wtedy zauważył otwarte na stole piwo i już chciał się nim napoić, gdy przypomniał sobie co zrobiła mu Lucy Heartfilia. Aż poczuł dreszcze na karku. Nie ze strachu na samą myśl o niej. Raczej ze złości, gdyż nikt w życiu go tak nie załatwił.
-Ty mnie słuchasz w ogóle? Zawołał zdenerwowany Romeo. -To poważna sprawa!
-Wiesz co jest twoją poważną sprawą? Powinieneś chodzić grzecznie na lekcje jak reszta porządnych dzieciaków w twoim wieku, a nie zajmować się jakimiś wnioskami wyssanymi z dupy.
Krokiem "pijanego mistrza" przeszedł do kuchni zaparzyć sobie herbatę, lecz panował tam taki bałagan, że znalezienie czajnika graniczyło z cudem. Dalej nie zwracał uwagi na Conbolta, który ze złości mocniej zacisnął pięści.
-Dobrze! Uczeń krzyknął po chwili z całych sił. -Skoro upierasz się, że to nie ty, to nic ci nie powiem!
Dragneel szukający czajnika prychnął pod nosem.
-A co ty tam możesz wiedzieć...
Romeo widząc, że mężczyznę jednak nieco interesują nowinki uśmiechnął się zgryźliwie.
-Przechodziłem z koleżanką obok spalonej kancelarii...
-Mam! Zawołał Natsu, wyciągając czajnik z piekarnika.
-...i widziałem taką blondynę, ubraną w samą koszulę. Darła się, że to jej chata.
-Co kurwa?! Dragneel wybiegł z kuchni i odkładając czajnik obok piwa na stoliku chwycił Conbolta za ramiona. -Gdzie ona teraz jest?!
-Policja ją zabrała na komisariat.
Serce mężczyzny na moment stanęło w miejscu, by zaraz ruszyło w jego klatce piersiowej na pełnych obrotach. Jeśli "cycata zołza" złoży zeznania, będzie udupiony na dobre.
-No dobra, teraz powiedz mi szczerze. To naprawdę ty podpaliłeś...
-Wypierdalaj! Wrzasnął wściekły Natsu i siłą wyprowadził Romea z mieszkania. Z hukiem zamknął za nim drzwi i przekręcił w nich zamek. Może trochę zbyt ostro potraktował chłopaka, ale nie miał teraz głowy do uprzejmości. Zdenerwowany zaczął chodzić po mieszkaniu jak nakręcony, ta informacja natychmiast postawiła go na nogi. Przez podniesione ciśnienie niemal nie pękł mu łeb. Musiał to gdzieś wyładować.
-Kurwa mać! Z całych sił chwycił za uchwyt czajnika i rzucił nim o frontowe drzwi. Pozwoliło mu to na moment rozładować napięcie, ale nic poza tym. Wciąż odczuwał rosnący w nim niepokój. No bo przecież, jeśli Heartfilia na niego doniesie, to rzucanie rzeczami gdzie popadnie nie uratuje go przed więzieniem.

- - - - - - - - - -

-Przecież mówię wam, że odgrzewałam sobie kolację i zasnęłam!
-Jasne, a może zostawiłaś jeszcze włączone żelazko? Zażartowali przesłuchujący Heartfilie policjanci, choć ich miny wskazywały na to, że wcale im do śmiechu nie było. Lucy również nie była w nastroju do żartów. Nie mając lepszego pomysłu w kółko mówiła o włączonym gazie, choć już dawno zdała sobie sprawę z tego, że takim wytłumaczeniem nie prędko opuści komisariat. Ale co mogła innego powiedzieć? Że kelner z Bianco Corvino wpadł do niej w odwiedziny i w akcie zemsty za oblanie go zupą wysadził kancelarie w powietrze, przy okazji ratując ją przed mafiozą, który również znalazł się tam nie wiadomo skąd? Wersja choć prawdziwa, była równie jak nie bardziej niewiarygodna od tej, którą wymyśliła. Nawet gdyby wyjawiła prawdę, nie uwierzyliby jej. I pewnie od razu wysłali do zakładu psychiatrycznego w Shirotsume.
Musiała na poczekaniu wymyślić coś lepszego, i jednocześnie uważać, by nie wygadać się o porwanym ojcu, ani o Natsu. Nic by to nie dało, a tylko wpakowało w większe kłopoty. Obydwoje mogli być już martwi, z czego kelner został otruty właśnie przez nią. Gdyby wyszło to na jaw... Ze strachu i wyrzutów sumienia jej żołądek jakby zawiązywał się w supeł, a dłonie stawały się śliskie od potu. Choć starała się o tym nie myśleć, nie potrafiła zapomnieć różowowłosego, ani tego co mu zrobiła. A wtedy panika brała nad nią górę.
-No więc, panno Heartfilio? Spytał po raz kolejny inspektor. -Powie nam pani co tak naprawdę wydarzyło się ubiegłej nocy?
-Przecież mówię, że zostawiłam garnek na gazie!
...
-To był ciężki dzień! Totomaru wyciągnął ręce w górę i ziewnął przeciągle. -Chcę już do domu!
Wraz z Juvią zmierzali do wyjścia z komisariatu, gdy zauważyli tłum przy pokoju przesłuchań. Panowało tam niezłe zamieszanie. Zaciekawiona Loxar niemal od razu ruszyła w stronę zbiorowiska i przecisnęła się przez grupę policjantów.
-Co tu się dzieje? Spytała głośno zaglądając w weneckie lustro. Przesłuchiwaną była blondwłosa dziewczyna, którą osobiście przywiozła dziś na posterunek. Ubrana była tak samo, w brudną koszulę i policyjną kurtkę pożyczoną od Totomaru. Męczona przez pytania dwóch najgorszych inspektorów jakich Juvia znała - Arię Suzushiego i Sola Monsuiera, co po chwilę ocierała spocone czoło i lekko się trzęsła.
-Ciężka sprawa. Mruknął funkcjonariusz obładowany opakowaniem pączków i plastikowym kubkiem z kawą zamówioną na wynos. -Sprawdziliśmy dziewczynę i rzeczywiście spalona kancelaria należała do jej ojca, Judego Heartfila, jednak jej zeznania są dziwne. Twierdzi, że pożar spowodowany jest wybuchem gazu, ale na miejscu znaleźli ślady nitrogliceryny i jednego zwęglonego trupa.
-Wiadomo już kto zginął? Spytał Totomaru, któremu wreszcie udało się przecisnąć do Loxar.
-Ekspertyza z badań odontologicznych jeszcze nie jest gotowa, ale podejrzewają, że to właśnie Jude Heartfilia. Facet wsiąknął jak kamień w wodę, nigdzie nie możemy go znaleźć.
-Myślą, że to jej sprawka?
-Inspektorzy właśnie próbują to ustalić, ale dziewczyna wciąż powtarza to samo : wstawiła garnek na włączonym gazie i zasnęła.
-Śmieszne. Stwierdził komisarz. -Jeśli spała, to jak udało się jej uniknąć wybuchu? Brak tu logiki.
Juvia w ciszy przyglądała się przesłuchiwanej. Zmarszczyła czoło, coś jej tu nie pasowało. Co prawda zeznania przesłuchiwanej faktycznie były niejasne, lecz nie znali nawet motywu, dla którego dziewczyna chciałaby zabić swojego ojca w tak desperacki sposób, a już ją o to oskarżają? Na jakiej podstawie? A dowody? Było tyle niejasności! Bo skąd niby dziewczyna jej pokroju miałaby dostęp do nitrogliceryny? Miała jakieś znajomości? Kim była, czym się na co dzień zajmowała - sprawdzili to w ogóle? I najważniejsze, jakim cudem udało się jej uniknąć tragicznej śmierci i co robiła w tak opłakanym stanie przed zgliszczami kancelarii, kilka godzin po wybuchu?
-Brak motywu, tak mało dowodów i informacji... Szepnęła do siebie przygryzając koniuszek palca, gdy zauważyła jak Aria uderza pięściami o stół, tuż przed wyraźnie przestraszoną przesłuchiwaną.
-Idioci, w ten sposób niczego nie załatwią! Zdenerwowała się. Przejęła od zdziwionego policjanta pączki z kawą i nie pytając nikogo o zdanie otworzyła nogą drzwi pokoju przesłuchań. Spojrzenia dziewczyny, inspektorów jak i wszystkich podglądaczy skupiły się na policjantce.
Aria spojrzał na nią krzywo.
-Co to ma znaczyć komisarzu Loxar? To nie miejsce na piknik! Wrzasnął wskazując na prowiant przyniesiony przez Juvie. -Wypierdzielaj stąd bo przeszkadzasz w dochodzeniu!
Policjantka ominęła Arię szerokim łukiem i postawiła kawę z pączkami na przeciw zszokowanej blondynki.
-Dochodzenie?! To chyba jakieś kpiny! Od kilku godzin przetrzymujecie dziewczynę i nie ruszacie ze sprawą choćby o krok! Wracaj lepiej za biurko i zajmij się tym co umiesz najlepiej, inspektorze Suzushi - niczym.
-Coś ty powiedziała?! Aria już chciał ruszyć na komisarz, jednak powstrzymał go wychodzący naprzód Sol.
-Masz moje pozwolenie na przesłuchanie świadka. Mosuier wcisnął dokumentację w jej brzuch. -Ale pamiętaj, że to nie leży w twoich kompetencjach. Jeśli to spieprzysz, tym razem komendant nie będzie dla ciebie łaskawy. Starszy inspektor skierował się w stronę drzwi i uśmiechnął się pod nosem. Był niemal pewny, że kolejny wybryk pani komisarz będzie jej ostatnim.
-Padalce. Mruknęła policjantka, gdy pozostali opuścili pomieszczenie. Przelotnie spojrzała na dziewczynę, która aż wzdrygnęła się na widok jej wzroku. Nie przejmując się tym, Loxar usiadła na przeciw niej i otworzyła akta by sprawdzić tożsamość przesłuchiwanej.
-Jedz. Powiedziała nagle podsuwając pączki w jej stronę i przy okazji zabierając jednego dla siebie. Jednak blondynka nie ruszyła słodkości, choć jej brzuch wygrywał coś na wzór trzeciej symfonii Beethovena . -Juvia powiedziała żebyś jadła, to rozkaz! Podniosła głos. -Kawa też jest dla ciebie.
Nie chcąc się sprzeciwiać dziwnym wytycznym, Lucy sięgnęła po pączka i wtopiła w niego swoje zęby. Nawet nie wiedziała kiedy pochłonęła czekoladowego donata i wyżłopała pół kubka ciepłej kawy.
-Jak się czujesz?
-Słucham? Zdziwiła się Heartfilia.
-Juvia spytała "Jak się czujesz".
-Ch-chyba dobrze...
Loxar z zadowolenia przymrużyła złowieszczo powieki.
-To świetnie, bo Juvia chcę zadać ci parę pytań.
Blondynka popijająca kawę zachłysnęła się napojem.
-A więc twierdzisz, że wstawiłaś garnek na gaz i zasnęłaś?
-Tak. Odrzekła Lucy.
-A co było w garnku?
-A co to ma do całej sprawy?
-Juvia dała ci pączki, więc nie dyskutuj i odpowiadaj! Co było w garze!
-Zupa! Zlękniona krzykiem Heartfilia odpowiedziała natychmiast. Musiała przyznać, że policjantka pomimo dość nietypowego zachowania wywierała na nią presję. Była stanowcza i konkretna.
-Jaka zupa?
-Pomidorowa...
-Gdzie byłaś sześć godzin przed wybuchem?
Zmiana tematu zaskoczyła Lucy, choć nie spowolniła jej odpowiedzi.
-W kancelarii prawniczej Mesta Grydera.
-Co tam robiłaś?
-Jestem jego praktykantką, przygotowujemy się do sprawy sądowej.
-A gdzie w tym czasie był twój ojciec?
Choć wcześniej przesłuchiwana odpowiadała od razu, wręcz mechanicznie, to przy tym pytaniu zamilkła. Jakby ją zamurowało.
-Odpowiadaj! Gdzie był twój ojciec!
-On... on wyjechał z miasta. Pewnie w sprawie służbowej.
-Kiedy?
-Tydzień temu.
-Dokąd?
-Nie mam pojęcia.
Zdziwiona Juvia podniosła brew.
-Nie wiesz gdzie on teraz jest?
-Nie.
-Dlaczego?
Dziewczyna znów zamilkła, jednak tym razem Loxar nie naciskała na szybką odpowiedź.
-Dzień przed jego wyjazdem pokłóciliśmy się.
-Więc nie macie z ojcem zbyt dobrych relacji?
-No cóż... Heartfilia zawahała się na moment. -Nie będę ukrywać, że nie są one najlepsze.
-A co jest tego powodem?
Lucy trzymając dłonie na kolanach zacisnęła mocniej pięści. Może gdyby powiedziała część prawdy, to nie byłoby tak źle?
...
-Nieźle ją ciśnie! Obserwujący przesłuchanie policjanci byli pełni podziwu dla komisarz. Zadowolony z obrotu spraw Totomaru zerknął na Sola i Arię, wyglądali jakby zjedli co najmniej z kilogram cytryn. I pewnie wszystko byłoby dobrze, gdyby nie przybycie Josego Porly.
-Gdzie są, kurwa, moje pączki!
-Komendancie?!
Policjanci słysząc jego głos pobledli. A w szczególności ten, któremu Juvia zabrała słodycze i kawę. Tylko dwóch inspektorów uszczęśliwiło przybycie komendanta.
-Co to za zebranie?! Porla wepchnął się w tłum i zauważył Loxar zajadającą się przysmakami komendanta. -I co ona tam robi z moimi pączkami?! Rozwścieczony Jose już chciał wejść do pokoju przesłuchań, lecz ku ogólnemu zdziwieniu powstrzymała go wyciągnięta ręka komisarza Yagiri.
-Proszę wybaczyć, ale niech pan komendant się jeszcze wstrzyma i posłucha przesłuchania.
Nieco oburzony mężczyzna zatrzymał się, lecz spełniając prośbę podwładnego przypatrzył się uważniej odbywającemu się dochodzeniu.
...
-Co jest przyczyną waszych złych relacji? Powtórzyła policjantka, a blondynka wzięła głęboki oddech.
-Mój ojciec... nie jest to tajemnicą, że współpracuje z mafią. Choć nikt nie mówi o tym otwarcie, całe miasto jest o tym przekonane. Niestety muszę przyznać temu rację.
-I to jest powód waszego nieporozumienia? Dociekała policjantka.
-Tak, właśnie przez to doszło do kolejnej sprzeczki, po której ojciec wyjechał bez słowa. Zapewne wyjechał, ponieważ go szukają.
-Mafia go szuka? Skąd ta pewność? Choć komisarz starała się zachować spokój, Lucy dostrzegła iskierki rozbłyskujące w jej oczach. Teraz wystarczyło tylko pociągnąć ten scenariusz...
-Bo to oni wczoraj włamali się do kancelarii. Odpowiedziała łamiącym się głosem. -Gdy wróciłam z praktyk od pana Grydera byłam zmęczona i poszłam od razu spać. Oczywiście nie było żadnej zupy, ani włączonego gazu. Obudziłam się słysząc jak ktoś przemieszcza się po pokojach, musieli czegoś szukać. Być może nawet mojego ojca. Gdy tylko zorientowali się, że jestem w mieszkaniu ogłuszyli mnie i porwali. Obudziłam się na niestrzeżonej plaży w Malibu Coast, tak jak mnie pani teraz widzi. Drżącymi dłońmi wskazała na swoją brudną koszulę. -A kiedy wróciłam do domu, zastałam jedynie jego resztki...
-Dlaczego wcześniej o tym nie powiedziałaś?
-Czy to nie oczywiste?! Jeśli dowiedzą się, że na nich doniosłam, zabiją mnie!
Heartfilia wypuściła z oczu kilka łez, a policjantka wpatrywała się w nią z szeroko otwartymi oczami. Teraz było dla niej jasne, dlaczego dziewczyna tak bardzo denerwowała się przesłuchaniem.
-Smakują ci moje pączki, komisarzu Loxar?
Na głos komendanta Juvia zerwała się z krzesła i odruchowo przetarła usta z resztek lukru.
-K-komendancie!
-Dobrze się spisałaś, możesz odejść.
-Ale...
-Nie każ mi się powtarzać, Loxar!
Choć nie podobało się to policjantce, nie miała wyjścia. Posłusznie podeszła do wyjścia z pokoju przesłuchań, posyłając Lucy pełne współczucie spojrzenie.
-A z pączków odliczę ci z pensji! Zawołał Porla, gdy komisarz była już przy drzwiach. Za nimi nie było nikogo prócz czekającego na nią Totomaru.
Tymczasem Jose usiadł na miejscu Juvii i sięgnął po pączka.
-Słyszałem co mówiłaś, panno Heartfilio. To poważne oskarżenia! Choć głos komendanta zdawał się być miły i beztroski, Lucy nie czuła się przy nim tak swobodnie.
-Musisz mieć mocne dowody i odwagę, żeby zeznawać przeciwko mafii... Porywając końcówkę kawy sprzed nosa dziewczyny zamoczył w niej pączka i włożył go niemal całego do ust.
-Jak to mówią - masz babo jaja! Zażartował z pełną buzią, a okruszki drożdżowego, zmiękczonego przez ślinę ciasta wylądowały na stoliku, natomiast palce pobrudzone lukrem wytarł o swoje spodnie. Obrzydzenie i niechęć jaką Lucy poczuła do komendanta była trudna do opisania słowami.
-Może zacznijmy od początku, panno Heartfilio. Co się stało, tak naprawdę.
Presja, jaką w tym momencie wywoływał Porla była jeszcze większa niż ogarniające ją przed chwilą obrzydzenie. Przedstawiał jej jasny przekaz. Chciał, by się wycofała. 
-Zostawiłam garnek na włączonym palniku i zasnęłam.
-A więc to był wybuch gazu? Oh, co za nieszczęście! Komendant zawołał z przesadnym smutkiem, chwycił za długopis i zaczął coś zapisywać w aktach sprawy. -Cieszę się, że doszliśmy do porozumienia. Po napisanym raporcie sprawa spalonej kancelarii zostanie zamknięta, ale twój ojciec będzie mógł ubiegać się o odszkodowanie. Jeśli oczywiście jest ubezpieczony.
-Rozumiem... Wymamrotała załamana Lucy. Co prawda wiedziała o szerzącej się w mieście korupcji, jednak rozmowa z komendantem przerosła jej najśmielsze oczekiwania. Wreszcie dotarło do niej, jak silne wpływy posiada mafia. Że Oracion Seis złapało w swoje sidła niemal całe miasto.
-Możesz już iść panno Heartfilio, nie ma potrzeby bym dłużej cię zatrzymywał.
...
Opuściła posterunek ze spuszczoną głową. Została bez pieniędzy, ubrań, jedzenia i dachu nad głową. Nie otrzymała należytego wsparcia nawet od policji. I gdzie ona miała się teraz podziać?
Rozglądając się w okół dostrzegła zarys oświetlonego mostu Oak, który wywołał na jej twarzy zgorzkniały uśmiech.
-Widzę czeka mnie świetlana przyszłość...

- - - - - - - - - -

Uliczki District Hell w pełni zasługiwały na miano najciemniejszej dzielnicy w Magnolia City. Chodniki co kawałek ozdobione były zeschniętymi śladami krwi, a pijacy i naćpana młodzież znajdowała się tu na każdym rogu. Podejrzanych barów pod którymi parkowali motocykliści i publicznych domów również nie brakowało. Słowo "nędza" idealnie opisywało to brudne miejsce.
Gajeel odpalił ostatniego papierosa. Wyrzucił pustą paczkę Pall Malli do przepełnionego kosza i znów westchnął ciężko. Na początku śledząca go dziewczyna wydawała się zabawna, lecz z każdą godziną stawało się to coraz bardziej uciążliwe. Specjalnie udał się w te rejony, mając nadzieję że czyhające tu niebezpieczeństwo skutecznie spłoszy małą bibliotekareczkę. Nic bardziej mylnego. Chyba poszłaby za nim nawet do samego piekła!
Miał dość.
Odwrócił się i ruszył w przeciwną stronę. Pewny, że w najbliższym zaułku spotka przestraszoną Levy. Już wyobrażał sobie minę dziewczyny, gdy dowie się że od samego początku wiedział o jej podchodach. Aż zaśmiał się cicho na samą myśl, lecz gdy zajrzał w najbliższą ciemną uliczkę nikogo tam nie zastał.
Był przekonany, że jeszcze niespełna pięć minut temu widział tego krasnala czającego się pod sklepem monopolowym. Może sobie w końcu odpuściła? Po tylu godzinach śledzenia musiała być wykończona...
Wyrzucił pod siebie nieskończonego papierosa i ze złością przydusił go butem.
Gówno prawda! Po tylu godzinach właśnie by sobie nie odpuściła! Znał za dobrze ten typ uparciucha.
Mając złe przeczucia cofnął się do miejsca, w którym widział McGarden po raz ostatni, ale zatrzymał go znajomy krzyk. Jej krzyk.
Odwrócił się we właściwym kierunku i zobaczył jak dwóch mężczyzn przetrzymuje bibliotekarkę, po czym jeden z nich, szczuplejszy i wyższy, uderzył ją w twarz. Uśmiechał się przy tym jak jego ojciec, który bił najdroższą mu niegdyś osobę na świecie. Matkę, która miała taki sam kolor włosów jak Levy.
...
-Czego chcecie! Wrzasnęła, starając się wyrwać grubasowi, lecz wtedy drugi z mężczyzn podszedł bliżej i ją spoliczkował. Siarczyste uderzenie tak ją zaskoczyło, że momentalnie się uspokoiła. Czując narastające pieczenie po lewej stronie twarzy zezłościła się na swoją bezradność.
-Czego chcemy? Zarechotał trzymający ją facet. -Yyy, właściwie to czego od niej chcemy Jet?
-Jak to czego, Droy... Szczupły rudzielec przybliżył się do wystraszonej McGarden i w zbereźny sposób oblizał swoją górną wargę. -Zabawić się! Zawołał, a mężczyzna z nadwagą na nowo zaczął się śmiać.
-To może zabawicie się ze mną?
Jet odwrócił się, czując uchwyt na swoim chudym ramieniu, lecz niemal w tym samym momencie został powalony na ziemię prawym sierpowym Gajeela.
Widząc co się dzieje, Droy odepchnął dziewczynę do tyłu i rzucił się na Redfoxa.
-Jesteś za wolny grubasie. Mruknął czarnowłosy. Schylając się uniknął wymierzonej w niego pięści i uderzył przeciwnika w brzuch. Zaskoczony Droy cofnął się o kilka kroków w tył z szeroko otwartymi oczami. Trzymając się za żołądek, odwrócił się do najbliższej ściany i zwrócił ostatni posiłek.
Szpieg spojrzał na niego z politowaniem, przez co nie dostrzegł wstającego za nim Jeta. Mężczyzna ze złamanym i krwawiącym nosem sięgnął po leżącą nieopodal deskę, i zanim przewrócona na ziemie Levy zdążyła ostrzec swojego wybawcę, zobaczyła jak kawał drewna roztrzaskuje się na jego głowie.
-Gajeel! Wrzasnęła spanikowana, gdy zgarbiony od siły uderzenia Redfox zachwiał się i upadł na kolana. Jet splunął z pogardą w jego stronę i ominął, podchodząc do przerażonej McGarden.
-No i co teraz zrobisz? Zakpił z niej rudowłosy. -Kto ci teraz pomoże? A może masz więcej jakiś obrońców? Są gdzieś pochowani?! Zawołał głośniej.
-Jeden obrońca zupełnie wystarczy. Warknął Gajeel, zupełnie zbijając Jeta z tropu i chwytając go za koszulę przycisnął mocniej do muru. Z jego głowy spływał strumień krwi, a czarne włosy, wcześniej idealnie zaczesane do tyłu odstawały na wszystkie możliwe strony. Z żądzą mordu wpatrywał się czerwonymi tęczówkami w przestraszoną twarz rudzielca i skierował swoje knykcie ozdobione kastetem na wysokość jego złamanego nosa. To tłumaczyło siłę jego uderzeń.
Nagle powieki szpiega drgnęły i otworzyły się szerzej, co mogło oznaczać tylko jedno. Napastnik z cichym jękiem zamknął oczy, czekając na kolejny cios.
-Gajeel!!! Krzyk Levy, tym razem bardziej doniosły powstrzymał go w ostatniej chwili. Jego pięść znajdowała się na centymetr od twarzy Jeta, który poczuł już lekki podmuch na swoich policzkach.
-Zabieraj grubasa i spierdalaj. Syknął Redfox, z rozmachem odpychając mężczyznę na ścianę, a następnie chwycił McGarden nad łokciem i siłą wyprowadził ją z zaułka.
Wściekły prowadził ją przed siebie, sam nie wiedział gdzie. Po prostu chciał ją zabrać jak najdalej stąd. Nawet nie zdawał sobie sprawy z tego, jak mocno ściska rękę dziewczyny.
-I po coś tu za mną lazła, głupia...
-Czekaj no! Levy odzyskując nieco rozsądku wyrwała się z uścisku Gajeela i stanęła na przeciw niego. -Gadaj co zrobiłeś Lucy!
-To po to mnie śledziłaś cały dzień? Spytał beznamiętnie.
-Ja teraz zadaje pytania! Krzyknęła, zaskakując mężczyznę swoim zachowaniem. -Gdzie jest Lucy!
-Nie wiem.
Bibliotekarka uchyliła lekko wargi, ukazując ściśnięte przez złość zęby.
-Kłamiesz! Ryknęła na całe gardło, a w jej brązowych oczach pojawiły się pierwsze łzy. -Kłamiesz! Powtórzyła uderzając go pięściami w tors. -Gdzie ona jest! Gdzie. Ona. JEST! Po chwili rozpłakała się na dobre, bezustannie tłukąc go w klatkę piersiową. -Jeśli coś się jej stało, nie wybaczę ci tego!
Biła go, ryczała i darła się na całą ulicę. A on stał jak ostatni debil nie wiedząc co z nią począć. Zaczerwieniony od uderzenia policzek McGarden zaczął puchnąć, ale na to również nic nie mógł zaradzić. Poczuł dziwne uczucie, ukłucie w sercu i dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że jest mu żal tej małej. Niestety, jedyne co mógł dla niej zrobić, to pozwolić dziewczynie uwolnić wszystkie negatywne emocje i stać się jej workiem treningowym.
Po kilku minutach Levy dostała chrypy od ciągłego krzyku, aż w końcu opadając z sił uderzyła go po raz ostatni. Nie oderwała jednak pięści od jego torsu, a przysunęła się bliżej. Niemal się do niego wtuliła, ściskając i mocząc marynarkę słonymi łzami.
-Proszę, powiedz gdzie ona jest... Błagam...
Pomimo próśb, Gajeel wciąż stał niewzruszony i milczał. Kątem oka dostrzegł nadjeżdżającą taksówkę i zatrzymał ją wyciągniętą dłonią. Dziewczyna odsunęła się od niego.
-Co ty robisz?
Redfox ponownie chwycił ją nad łokciem, otworzył drzwiczki po stronie kierowcy i przywitał się ze starszym taksówkarzem.
-Proszę ją zawieść pod bibliotekę McGarden's w North Faries i pod żadnym pozorem nie wypuszczać jej wcześniej z taksówki! Dając jasne wskazówki zapłacił o wiele więcej niż powinien. -Rozumiemy się?
-Oczywiście, szanowny panie! Odrzekł uśmiechnięty staruszek, a Gajeel, pomimo protestów Levy, siłą wepchnął ją do samochodu, zatrzasnął za nią drzwi i pukając w dach dał kierowcy znać, że może ruszać.
Z kamienną twarzą obserwował odjeżdżającą taksówkę, a w niej wydzierającą się dziewczynę, która zapewne przeklinała go teraz w najgorszy możliwy sposób. Kiedy auto zniknęło z jego pola widzenia, ruszył pieszo w stronę baru "Pink Cat", zupełnie nie przejmując się swoim wyglądem i nie zmieniając swojego wyrazu twarzy. Z pozoru oschłego, choć tak naprawdę przepełnionego żalem.
-Co poradzić, taka praca... Westchnął, wlepiając smutne spojrzenie w zachmurzone niebo i sięgnął do kieszeni marynarki po papierosy. Zaraz jednak zdał sobie sprawę, że całkiem niedawno wyrzucił pustą paczkę do śmieci i ze złości zamknął mocno powieki.

- - - - - - - - - - 

Każdy wiedział, że w barze "Pink Cat", który znajdował się w zachodniej części North Faries serwowali najlepsze drinki w dzielnicy i dawali pokaz najpiękniejszych, roznegliżowanych kobiet. Dla mężczyzn spragnionych trunków i kształtnych widoków był on otwarty od dwudziestej pierwszej, aż do ostatniego klienta. Jednak specjalni goście, tacy jak Laxus, którzy przychodzili tu z zupełnie innych powodów, mogli złożyć swoją wizytę w barze o każdej porze dnia i nocy. Korzystając z tego przywileju, Dreyar stał przed lokalem z tutejszym bramkarzem, Elfmanem Strauss, i dla zabicia czasu dyskutował z nim o męskich sprawach.
-Wybaczanie jest takie męskie! Zaśmiał się Elfman, klepiąc przyjaciela po plecach.
-A tobie co tak nagle...
-No bo ostatnio chciałeś dorwać tego całego francuza, a teraz przychodzicie tu na piwo jak starzy znajomi.
Laxus uniósł lekko kąciki ust w górę.
-Heh, życie lubi zaskakiwać.
-Szkoda że nie ma tu tego różowowłosego casanovy, co dobierał się do mojej siostrzyczki! Już ja bym go zaskoczył! Zawołał nakręcony Strauss zgniatając swoje dłonie i strzelając groźnie knykciami, lecz szybko spoważniał. Choć było ledwo po dwudziestej, nieokreślona bliżej męska postać wyraźnie zmierzała ku baru z burleską. Z każdym krokiem przybysza mogli go lepiej opisać. Ciemny garnitur, czarne rozmierzwione długie włosy, liczny piercing na twarzy i czołem pokrytym zeschniętą krwią.
-Facet, co ci się stało?! Potrzebujesz pomocy? Spytał Elfman jednocześnie zagradzając drogę obcemu, gdy ten próbował przedostać się do lokalu. Redfox obdarzył bramkarza litościwym spojrzeniem.
-Nic mi nie jest, szukam tylko "pana życzliwego". Odpowiedział ponuro, po chwili czując silną dłoń na swoim barku. Należała ona do rosłego blondyna z blizną przechodzącą przez oko. 
-A jednak przyszedłeś!
-Więc to z tobą rozmawiałem dziś popołudniu gdy dzwoniłem do Natsu...
-A nie poznajesz po głosie? Zażartował Dreyar, lecz Gajeel puścił dowcip mimo uszu.
-Wnioskuję, że chłopaki przyszli z tobą i czekają w środku? 
-Tylko Gray. Natsu jest chwilowo... niedostępny.
Ta nowina niezbyt spodobała się szpiegowi.
-No trudno. Mam nadzieję, że nie przyszedłem tu nadaremno. 
Rozbawiony jego wypowiedzią Laxus poklepał go po plecach.
-A ja mam nadzieję, że użyjesz mocnych argumentów na swoją obronę. Doradził Redfoxowi i wprowadził go do baru.
...
-Kto by pomyślał, że jeszcze cię tu zobaczę! Zaśmiała się Mirajane, wycierając kufle za ladą. Speszony Gray wolał to przemilczeć, więc jedynie posłał jej wątły uśmieszek.
-W sumie to powinnam być wdzięczna. Kontynuowała barmanka. -Dzięki tobie i twojemu różowowłosemu przyjacielowi Elfman wreszcie zabrał się za remont garderoby naszych gwiazdeczek. Od wieków nie mogłam się doprosić... Odłożyła wytarty kufel na miejsce i sięgnęła po następne mokre naczynie.
-A tak w ogóle, to gdzie twój kolega?
-Nie czuje się dziś najlepiej. Wyjaśnił Fullbuster.
-Oh, szkoda! Zmartwiła się dziewczyna. -Od waszej ostatniej wizyty Lisanna często o nim wspomina. Choć Elfmanowi nie zbyt się to podoba...
-Lisanna?
-Nasza najmłodsza siostra. Mira wskazała młodzieńcowi jedną z tancerek, które aktualnie miały próbę na niewielkiej scenie. Rozpoznał dziewczynę, to właśnie ona zaintrygowała Natsu kilka dni temu.
-Faktycznie, teraz widzę podobieństwo. Jednak urodą nie dorównuje swojej starszej siostrze. Mówiąc to, sięgnął po dłoń barmanki i delikatnie zamknął ją między swoimi palcami. Uśmiechnął się przy tym tak czarująco, że nie jedna westchnęłaby głośniej na ten widok. Mira jednak uwolniła swoją rękę z męskiego uścisku i wskazującym palcem przejechała po podbródku zdezorientowanego francuza.
-Dziękuje za komplement, ale daruj sobie. Wolę starszych.
-To może ja się nadam? Zawołał Laxus, który dopiero co zjawił się koło nich. Zajął miejsce tuż obok Fullbustera, a barmanka chwyciła za ścierkę i uderzyła nią Dreyara.
-Uważaj, bo poskarżę się Canie!
-A mów jej co chcesz! Naburmuszył się blondyn, a dziewczyna zachichotała cicho.
W tym czasie, po drugiej stronie Graya pojawił się ktoś jeszcze. Usiadł na najbliższym wolnym miejscu i przystawił zaciśniętą pięść bliżej francuza. Rozluźniając dłoń wypuścił na ladę srebrny naszyjnik z wisiorkiem w kształcie krzyża.
-Oddaje. Mruknął Gajeel, nie zdając sobie sprawy, że już swoim głosem podniósł Fullbusterowi adrenalinę.
-Ty łajzo! Wściekły młodzieniec zeskoczył ze barowego krzesła, i choć Redfox był od niego znacznie wyższy, to chwycił go za marynarkę i przyciągnął bliżej siebie. Dopiero po chwili zauważył nieciekawy stan szpiega, który z agresją odepchnął od siebie jego ręce.
-Siadaj Gray. Ostry ton Laxusa przywrócił ich na ziemię. Jeszcze przez moment zmierzali się wściekłym wzrokiem, po czym z powrotem usiedli przy ladzie. Mimo to dało się wyczuć nieprzyjemną atmosferę i wrogość jaką owa dwójka obdarzała siebie nawzajem.
-Przestańcie się dąsać jak obrażone dzieci! Mircia, nalej im po kuflu, ja stawiam. Zaproponował "pan życzliwy" chcąc rozładować napięcie i sięgnął po swój skórzany portfel.
-Schowaj ten portfel głuptasie, piwo jest na koszt firmy! Zaprotestowała Strauss.
-Żadne na koszt firmy, nie jesteśmy tutaj stałymi bywalcami.
-Dlatego od postawionego wam piwa nie zbankrutuje. Barmanka puściła mu oczko, a zrezygnowany Dreyar schował wreszcie portfel. Zanim jednak to zrobił, Gajeel swoim bystrym okiem wyczytał jego imię i nazwisko z dowodu osobistego, schowanego za zalaminowaną przegródką.
-Myślisz, że jak oddasz naszyjnik to będzie po sprawie? Warknął nagle Gray, skupiając na sobie uwagę. -Natsu naprawdę jest głupi ręcząc za ciebie nawet po czymś takim!
Powieka Redfoxa drgnęła jak przy tiku nerwowym.
-Słuchaj no francuski wypierdku! Niech to będzie dla ciebie jasne - nie wsypałem was nikomu, ani nie podpuściłem. Dziewczyna miała być wczoraj w bibliotece, ale jak się po fakcie okazało wzięła sobie wolne od pracy. Jestem szpiegiem, a nie Nostradamusem czy jakąś pieprzoną wróżką, nie mogłem przewidzieć czegoś takiego!
Fullbuster wpatrując się w pieniące się przed nim jasne piwo i zamilkł. Przez złość z trudem analizował słowa szpiega.
-A Oracion Seis? Wiedziałeś, że tam będą? Spytał Laxus.
-A skąd! Może i miałem zająć się tylko blondyną, jednak takiej informacji nie zostawiłbym dla siebie! Zarzekał Gajeel, gdy tylko upił nieco piwa. Odkładając kufel zapatrzył się na moment przed siebie. -Może z Natsu nie jesteśmy jakimiś przyjaciółmi... Jak mam być szczery to mnie nawet wkurwia, ale nie ma opcji bym podał go mafii na tacy. Już pomijając jego bezpieczeństwo, Bóg jeden wie co ten idiota by zrobił, gdyby spotkał się sam na sam z kimś z Oracionu.
-A to niby dlaczego? Zdziwił się Dreyar.
-Nie ma takiej siły, która by go powstrzymała, jeśli chodzi o jednego z nich. Wtrącił się Gray. -Mafia zabiła naszych najbliższych, czego oczywiście do dziś nie możemy wybaczyć. Jednak ten kretyn nie panuje nad swoimi emocjami, wystarczy o tym wspomnieć, a popada w szał i robi naprawdę głupie rzeczy.
Francuz mocniej ścisnął palce na kuflu, a Gajeel unikając spojrzenia pozostałych zerknął w bok. Rozumiał go doskonale, w końcu stracił Metalicane z tych samych powodów.
Wstrząśnięta Mirajane przyglądała się chłopakom z nieskrywaną goryczą, historia opowiedziana przez Fullbustera chwyciła ją za serce.
-Współczuje, lecz nie spotkaliśmy się tu by zalewać smutki. Zmieńmy temat. Laxus przerwał niezręczną cisze, przybierając ściszony, poważny ton. -Skoro wyjaśniliście sobie wszystko, chciałbym wreszcie z wami o czymś porozmawiać.
-O czym? Redfox ponownie odwrócił się w ich stronę.
-O przyszłości.
...
Kilkadziesiąt metrów od "Pink Cat" podjechały dwa ciemnozielone Dodge Coronet* w wersji coupe. Wyszło z nich łącznie siedmiu gangsterów, każdy z nich uzbrojony był w Thompsony 1928. Otoczyli czekającego na nich Borę, by po chwili zrobić przejście dla samego Macbetha Midnighta i jego dziewczyny, Sorano "Angel" Aguiry.
-Jesteś pewien, że to oni? Spytał capo bastone.
-Na sto procent. Zapewnił Kasai. -Są w barze z burleską.
-A to sprośne bydlaki... Mruknął Midnight. -Dobra panowie, czas nieco rozgrzać nasze lufy! Zawołał do pozostałych mafiozów.
-Mam nadzieję kochanie, że masz na myśli karabiny? Obrażona Angel odwróciła się do ukochanego tyłem, a grupa mężczyzn parsknęła ze śmiechu. Jedynie Macbeth spojrzał na nią z politowaniem.
-Idziemy. Rozkazał swoim soldatom. Cała piątka ruszyła za nim w stronę baru, pozostawiając Borę i Sorano przy zaparkowanych samochodach.
Gdy przeszli kawałek drogi, Midnight idący z przodu wychylił się ostrożnie zza rogu. Przed wejściem do lokalu dostrzegł bramkarza i szybko wyprostował za sobą rękę by zatrzymać resztę mafiozów. Oddał najbliższemu z nich swój karabin i naciągnął w dół brązową marynarkę.
-Zajmę się nim, wy tu zaczekajcie. Wyjaśnił i wyszedł na przeciw baru.
Elfman widząc, że Macbeth wyraźnie zmierza w stronę "Pink Cat" wyprostował się i stanął ze skrzyżowanymi na piersi rękoma. Jego napięte mięśnie ledwo mieściły się w dość obcisłej, rozpiętej kurtce.
-Otwieramy o dwudziestej pierwszej. Poinformował przybysza, gdy był już wystarczająco blisko, ale Midnight nie zatrzymał się. Z parszywym uśmieszkiem podniósł zgiętą nogę i kolanem uderzył ochroniarza w brzuch, następnie zadając mu cios w kark. Zamroczony i zdezorientowany Strauss schylił się na wskutek uderzeń, po czym przewrócił się przez kopnięcie zadane w okolicy biodra. Aż wierzyć mu się nie chciało, że taki szczupły facet może mieć tyle siły. Że taki chuderlak da radę złoi go jak psa.
-I to wszystko? Zakpił członek Oracionu. -Mięśnie to chyba masz tylko na pokaz.
Wkurzony Elfman zaczął podnosić się z ziemi, lecz mężczyzna z zaplecionymi na przodzie warkoczykami kopnął go w twarz.
Nagle pojawiło się przy nich kilku innych gangsterów z karabinami i w brązowych płaszczach, z czego jeden z nich podał swojemu szefowi Thompsona.
-Niech ktoś go przypilnuje. Westchnął Macbeth spoglądając na krwawiącą twarz bramkarza. -Reszta za mną.
-Nie zastrzelisz go? Spytał jeden z mafiozów, gdy capo bastone przekroczył próg baru. Na pytanie podwładnego zatrzymał się, choć nie odwrócił.
-Szkoda kuli na takiego mięczaka. Nie marnujmy czasu.
...
-O przyszłości? Zdziwili się Gray i Gajeel. Nawet zaciekawiona Mirajane nastawiła nieco uszy.
-To całe włamanie do kancelarii i szpiegowanie Heartfili było po to, by zdobyć pewien interesujący mnie dokument. Wyjaśniał Laxus.
-Chodzi o ten akt, którego nie było w sejfie? Fullbuster przypominając sobie, ile to już czasu jest na nogach ziewnął nad pustym kuflem.
-Tak, właśnie o niego mi chodzi.
-I mamy go dla ciebie zdobyć? Wywnioskował Redfox.
-Na razie wystarczy dowiedzieć się gdzie on jest. Jestem pewny że dziewczyna jest w jego posiadaniu, nie wiadomo tylko gdzie go ukryła...
-Chwila! Znów wtrącił się Gajeel. -Co to w ogóle za akt?
-Akt własności baru.
-A po co ci on? Czarnowłosy spytał wprost, lecz zaraz tego pożałował.
-Nie musisz tego wiedzieć. Warknął Dreyar obdarzając szpiega naprawdę nieprzyjemnym spojrzeniem. -Ale i tak liczę na waszą pomoc.
Redfox prychnął pod nosem.
-Co z tego będziemy mieli?
-Na pewno solidną zapłatę i mój dług wdzięczności, a z czasem i coś jeszcze. Blondyn odparł tajemniczo. -To jak, zainteresowani?
Zamiast odpowiedzi towarzyszy usłyszał krzyk barmanki.
-Głowy na dół!!!
Pomimo ostrzeżenia Miry, dopiero strzały zmusiły ich do skłonu. Ćwiczące na scenie tancerki uciekły w popłochu do garderoby, a Gajeel i Gray padli na ziemię i przeczołgali się szybko na drugą stronę lady. Jedynie Laxus, chcąc desperacko ratować koleżankę wskoczył za barek osłaniając ją i przewracając na podłogę.
-Wyłaźcie szczury! Wydarł się Midnight gdy tylko jego soldaci zaprzestali serię wystrzałów, po czym samemu uniósł swój karabin i zestrzelił większość butelek wystawionych nad ladą.
Fullbuster i Redfox skulili się jeszcze bardziej, chcąc osłonić się przed potłuczonym szkłem i lejącym się z półek alkoholem, a zlękniona Strauss mocniej wtuliła się do Dreyara.
Francuz ze złością spojrzał na szpiega. Czy to jego sprawka? Zastanowił się chwile i stwierdził, że to nie miałoby sensu. Gdyby Gajeel rzeczywiście wydałby ich mafii, nie wszedłby do baru narażając swoje życie. Nikt nie był na tyle głupi.
-Jesteście z Oracionu?! Chowający się dziewiętnastolatek wykrzyczał do gangsterów.
-Widzę dobrze wiesz, kto po was przyszedł! Odkrzyknął Macbeth, a ciemnowłosy zaśmiał się kpiąco.
-Oczywiście! Śmieszniejsza od takiej zakały miasta jak wy jest tylko Czeska Mafia!
W odpowiedzi otrzymał kolejną porcję naboi przelatujących mu nad głową.
-Gajeel, masz jakąś broń?! Gray starał się przekrzyczeć hałas spowodowany strzałami.
-Nic prócz kastetu, a ty?!
Francuz wyciągnął swojego Colta 1911 i sprawdził magazynek. Był pusty. Niespełna dwadzieścia cztery godziny temu, kiedy uciekał furgonetką spod willi w Hoboken Vale wykorzystał całą amunicję.
-Kuźwa! Zaklął siarczyście, gdy usłyszeli paniczny pisk barmanki.
-Laxus! Dziewczyna klęczała obok Dreyara, który ze skrzywioną twarzą trzymał się za krwawiący brzuch. -Laxus, trzymaj się!
Kolejna seria wystrzałów przedziurawiła drewniany barek oraz wszystko wokół.
-Kiedy on oberwał?! Szpieg podszedł bliżej nich.
-Pewnie jak wskoczył na ladę! Załkała. Jej ręce jak i sukienka były pobrudzone szkarłatem.
Blondyn zakaszlnął słabo, z chwilą gdy akurat zaprzestano do nich strzelać. W zniszczonym lokali zapadła napięta cisza, w której wszyscy wstrzymywali oddech i nasłuchiwali.
Macbet obserwując skale zniszczeń jakich dokonał wykonał krok w przód. Nieumyślnie szturchnął podeszwą leżące pod nim łuski, które z brzdękiem potoczyły się dalej po podziurawionej podłodze.
Ledwo zdołał postawić drugi krok, a wystrzelony z prędkością ponad 800 m/s nabój .30-06 przeleciał mu koło ucha. Zaskoczony mafioza odwrócił się za siebie - w drewnianym filarze znajdującym się tuż za jego plecami pojawiła się dziura prześwitująca na wylot. Ponownie spoglądając na przód, zobaczył białowłosą, młodą tancerkę. Ubrana w fikuśny, skąpy strój z frędzelkami ledwo trzymała niemal cztero kilogramowy karabin Springfield M1903.
Lisanna zacisnęła palce na broni i strzeliła po raz drugi. Tym razem by uniknąć strzału, Midnight musiał odskoczyć w bok.
-Co ona wyprawia?! Syknął Gray, przerażony jej beznadziejną sytuacją, a Mirajane wpatrywała się w nią z szerzej otwartymi oczami. W końcu zrozumiała, że skoro gangsterzy przedostali się do środka, musieli wcześniej spotkać Elfmana. Nieznacznie się podnosząc, sięgnęła do skrytki w wewnętrznej stronie lady.
-Zniszczenie mojego baru mogę wybaczyć...
Tymczasem Midnight zdążył już oprzytomnieć. Wściekły wymierzył w Lisanne Thompsonem, a pozostali gangsterzy, jak jego klony, skopiowali ruchy swojego szefa.
Tancerka zdając sobie sprawę ze swojego położenia cofnęła się przełykając głośniej ślinę. Nogi i dłonie, w których trzymała strzelbę zaczęły dygotać.
-Mira!!! Zawołała, a starsza Strauss wyciągnęła spod barku maszynowy pistolet Sten*.
-...ALE NIKOMU NIE POZWOLĘ KRZYWDZIĆ MOJEJ RODZINY! Barmanka krzykiem dokończyła zdanie i wyłoniła się z ukrycia strzelając do wszystkiego, co znalazło się w zasięgu jej wzroku.
Mafiozi skupieni obecnie na Lisannie zupełnie się tego nie spodziewali. I choć większość z nich zdołała schować się przed odstrzałem, trzykrotnie trafiony w klatkę piersiową Macbet Midnight postawił kilka kroków w tył i upadł przed swoimi soldatami. Z dziur w jego ciele zaczęła wypływać gęsta krew.
-Szefie! Gangsterzy widząc nieprzytomnego i postrzelonego capo bastone zaczęli się wycofywać. -Szef jest wanny! Wracamy!
-Myślicie, że pozwolę wam teraz uciec?! Wrzasnęła barmanka, która dopiero co zmieniła 32 nabojowy magazynek i ponownie otworzyła w ich stronę stały ogień. Wszystkie 32 łuski opadły obok zaszokowanego Graya i Gajeela, lecz mimo to Mira nie zdołała zatrzymać uciekających mafiozów.
Roztrzęsiona odrzuciła broń na bok i dla uspokojenia nerwów wzięła głębszy oddech.
-Lisanna! Idź zobacz co się dzieje z Elfmanem, tylko bądź ostrożna!
Młodsza siostra natychmiast pobiegła w stronę wyjścia, a barmanka ponownie kucnęła przy rannym Laxusie.
-Co z nim?
-Wiem, że szpital odpada, ale musimy go gdzieś zawieść. W takim stanie może długo nie pociągnąć. Uświadomił ją poddenerwowany Redfox.
Choć Dreyar nie stracił przytomności, jego twarz wyraźnie pobladła, a na czole widać było pierwsze krople potu. Jego oddech stawał się płytki i świszczący.
-Wiesz gdzie on mieszka? Spytał dziewczynę francuz.
-Nocuje u Cany, ale nie znam jej adresu. Warknęła zła na samą siebie Mira.
Gray spojrzał z niepokojem na męczącego się blondyna. Plama krwi na jego koszuli robiła się coraz większa. Musieli mu jakoś pomóc.
-Gajeel, mam pomysł! Zawołał nagle unosząc się z podłogi. -Pomóż mi go przenieść do samochodu!
...
Gdy Hibiki liczył kupki pieniędzy porozstawiane na długość ponad dwumetrowego stołu, Erza wyrównywała sobie brwi pęsetą.
-Łącznie 78 tysięcy klejnotów... Poinformował ją Lates.
-Dopisz to do datków z tacy.
-Do jasnej cholery! Kościół to nie pralnia pieniędzy! Nie możesz tak wiecznie kombinować!
-A to niby dlaczego? Zdziwiła się zakonnica doglądając w lusterku, czy jej brwi są równe. -Przecież żaden urząd nie doczepi się do kościoła. Będzie ktoś sprawdzał ile parafianie dają? Co łaska mój drogi, co łaska. A łaska parafian może być hojniejsza niż samego Boga.
-Bluźnisz Erzo... Westchnął organista. -Nielegalna sprzedaż wina i produkcja czarnego prochu to przestępstwo. Za te grzechy, kłamstwa i twoje słowa Bóg jeszcze nas pokaże.
-Od tylu lat ta sama śpiewka! Zdenerwowała się Scarlet. -Bóg jest po naszej stronie, jak to sam twój ukochany ksiądziunio Ichiya w kółko powtarza.
-Ale...
-Przestań marudzić Hibiki, bo już staje się nudne.
Ich dyskusje przerwał pogłos otwieranych wrót kościoła.
-Erza! Erza jesteś tam?! Gdy tylko usłyszała nawołujące ją echo wybiegła z zachrystii, lecz zaraz przystanęła przerażona. Gray i jakiś inny typ z zakrwawionym czołem prowadzili ledwo przytomnego Laxusa pod ramię. Dolna część koszuli Dreyara była bardziej czerwona od jej włosów.
-Co mu się stało?!
-Nie czas na wyjaśnienia, wezwij jakiegoś lekarza czy coś! Krzyknął Gajeel, a Scarlet przytrzymała drzwi od zachrystii by mogli wprowadzić rannego do środka.
-Połóżcie go na stole! Rozkazała, a gdy zobaczyła na nim stos pieniędzy, bez zastanowienia zrzuciła wszystkie banknoty na ziemie.
Gdy tylko przenieśli Laxusa na wskazane przez zakonnice miejsce, kobieta podniosła mu koszule do góry. Wszyscy znajdujący się w zakrystii, prócz ledwo kontaktującego Dreyara zniesmaczyli się na widok postrzałowej rany. Wyglądała paskudnie.
-Hibiki, dzwoń po Cane! Wrzasnęła Erza wyciągając rękę do przodu i drąc rękaw swojego habitu, a przestraszony od samego początku organista wreszcie ruszył się z miejsca.
-A lekarz?! Zadzwoń najpierw po lekarza! Protestował Fullbuster z nieufnością obserwując poczynania zakonnicy, która zwinęła podarty materiał w rulon i wcisnęła go blondynowi w usta.
-Nie ma na to czasu, sama się tym zajmę! Laxus, zaciśnij zęby! Zawołała dobitnie, by ledwo przytomny ją usłyszał, po czym sięgnęła za pęsetę i bez ostrzeżenia włożyła ją w postrzałową ranę.
Dreyar jęknął głośno, dopiero teraz zaciskając zębami kawałek habitu, a Gajeel z krzywą miną odwrócił wzrok. Gray za to był tak wstrząśnięty, że w przeciwieństwie do Redfoxa nie był w stanie oderwać od tego oczu.
Po chwili Erza wyciągnęła metalowy przyrząd z wnętrzności mężczyzny. Między szczypcami ujmowała na oko trzy centymetrowy, złotawy nabój .45 ACP, który wyrzuciła z obrzydzeniem na podłogę. Pomimo tego rana Laxusa nadal obficie krwawiła.
-Stańcie po jego bokach i przytrzymajcie go. Poprosiła szorstko i pobiegła do pokoju obok. Po niespełna kilku sekundach wróciła z porcelanową miseczką i bandażami. Gray i Gajeel w tym czasie unieruchomili Dreyara.
-Co ty kombinujesz? Spytał Fullbuster, obserwując jak zakonnica wyciąga z miski moździerz i sięga po zapałki.
-Musimy zatamować krwawienie. Wyjaśniła podchodząc bliżej i sypiąc na ranę czarny proch z naczynia.
-Co to, kurwa, za średniowieczne metody?! Zdenerwował się Redfox. -Myślałem, że ty tam wodę niesiesz!
-"Nie ucz matki, jak dzieci rodzić" Zacytowała Scarlet i odpaliła zapałkę. -Uważaj Laxus, teraz naprawdę zaboli.
Gdy tylko podłożyła ogień do prochu, krzyk Dreyara niemal rozsadził im bębenki, a młodzi mężczyźni z całych sił chwycili blondyna za ręce i nogi. 
...
-Erza... Wycharczał oblany potem Laxus, gdy tylko odzyskał mowę. -...Nie daruje ci tego.
-A wolałeś jechać do szpitala?! Zezłościła się zakonnica.
-Oczywiście, że nie, ale nie jestem jakimś Rambo do cholery!
Pomimo żartów blondyna, Erza widziała z jaką wściekłością spogląda jej w oczy. Mogła jedynie domyślić się jakie przeszedł przed chwilą katusze. Zmartwiona podeszła do wycieńczonego przyjaciela bliżej i pogłaskała go po wilgotnych od potu włosach.
-Przepraszam, ale nie mogłam pozwolić byś mi się tu wykrwawił. Prześpij się, Cana już tu jedzie.
Nie trzeba mu było tego dwa razy powtarzać. Mężczyzna nie mając na nic sił od razu zamknął oczy, a Scarlet podeszła do Gajeela. Skupiła wzrok na jego zakrwawionym czołe.
-Tobą też się trzeba zająć?
-Nie! Krzyknął natychmiast Redfox. -Absolutnie nie!
-No to w takim razie wyjaśnijcie mi jak do tego doszło. Wysyczała przez zaciśnięte zęby i wskazała na śpiącego Laxusa.
Mężczyźni w skrócie opowiedzieli jej o wydarzeniach w "Pink Cat", doprowadziło to zakonnice do furii.
-Cholera! Wrzasnęła kopiąc stojące nieopodal krzesło, które z łomotem przewróciło się na podłogę pokrytą banknotami. Po chwili jednak podniosła je i usiadła zgarbiona. Wplotła ręce we włosy ciężko wzdychając. -Znowu Oracion... Co oni sobie myślą...
Fullbuster i Redfox ze smutkiem spojrzeli na płaczącą Scarlet oraz rannego, pogrążonego we śnie Dreyara. Zrobiło się dość niezręcznie, więc postanowili po cichu opuścić zakrystię.
-Dziękuje, że go nie zostawiliście. Mruknęła nagle Erza, nie odrywając zapłakanych oczu od podłoża. -I uważajcie na siebie. Oni tak łatwo nie odpuszczą.
-Będziemy to mieli na uwadze. Odpowiedział Gajeel, wraz z Grayem zostawiając Laxusa pod opieką zakonnicy.

- - - - - - - - - - 

Choć taksówka podwiozła Levy na miejsce przeszło godzinę temu, dziewczyna nie wróciła ani do biblioteki, ani do domu. Zmartwiona niewiedzą o stanie swojej przyjaciółki szwendała się bez celu po mieście. Była w tym czasie pod spaloną kancelarią Heartfili i z dobre kilkanaście minut przyglądała się zabezpieczonym przez policje zgliszczom. Następnie odwiedziła sklep monopolowy, zaopatrując się w paczkę złotych Malboro i w Smirnoffa. Pomyślała, że może przy wódce wpadnie na jakiś genialny pomysł...
Zrezygnowana weszła na klatkę schodową swojej kamienicy, nawet nie zapalając światła. Dopiero gdy dostrzegła dziwny zarys pod swoimi drzwiami, zlękniona sięgnęła po włącznik. 
Nie wierząc w to co widzi, upuściła siatkę z zakupami i rozpłakała się ze szczęścia. Pod jej mieszkaniem , na wycieraczce siedziała dopiero co zbudzona dziewczyna odziana w samą koszulę, której McGarden od razu rzuciła się w ramiona.
-No nareszcie jesteś! Długo kazałaś mi na siebie czekać! Odrzekła Heartfilia z wyrzutem.
-Lucy! Lucy ty żyjesz!
Rozczulona blondynka uśmiechnęła się lekko i odwzajemniła czuły uścisk przyjaciółki, choć przyszło jej to z trudem. 
-Nie płacz już. Pouczyła Levy, mimo że sama omal się nie rozpłakała. Może i żyła, lecz niedawno zdała sobie sprawę z pewnej rzeczy. Prócz McGarden nie miała już praktycznie nikogo, dla kogo mogłaby żyć.



*1) Sten - pistolet maszynowy

***


Napisałam wszystko co chciałam, więc... Dlaczego nie jestem z tego w pełni zadowolona? Cóż, może zbyt długo wałkowałam i poprawiałam ten rozdział.
Wiem, że dużo tu było monotonnego ględzenia i troszkę retrospekcji, no ale trzeba było. Mam nadzieję, że nie zanudziłam was dialogami :P
Standardowo pytam o wasz ulubiony fragment :)))
I dziękuje za ponad 50.000 wejść na bloga !

Przy okazji, jak pewnie niektórzy zauważyli, w opowiadaniu już dwukrotnie pojawiły się nazwy innych miast (na razie Acalypha oraz Shirotsume). Stąd moje pytanie : chcielibyście dodatkową mapkę, czy wystarczy jak dopisałabym co nieco w odpowiedniej zakładce? (O ile ktoś w ogóle z tego korzysta -.- xD)

Ściskam każdego z osobna i pozdrawiam ;***


21 komentarzy:

  1. No nie. Ten rozdział to po prostu jedna wielka... ZAJEBISTOŚĆ !!! Nie mogłam oderwać oczu nawet na chwile od tego opowiadania. Na prawdę. Tak mnie wciągnęło, że po prostu xddd Każde zdanie komentowałam na głos. Tyle emocji we mnie było czytając to. Przeszłaś samą siebie. Oraz trafiłaś w mój styl pisania czyli : Akcja, karabiny, mafia, krew, pieniądze, krew xd, smutek, zajebiste rany, Laxus, no tyle do wymieniania, że nie wiem xD. Tak się jaram tym rozdziałam, że chyba go przeczytam jeszcze 200023453452 razy xD. Nigdy nie pisałam chyba tutaj komentarza, ale po tym rozdziale, naprawdę chyba zacznę teraz każde opowiadanie komentować. Ja chce się dowiedzieć jaka akcja będzie, gdy Cana przyjedzie do naszej złoto włosej :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba najlepszy rozdział dotychczas :D Najlepszy fragment z Mirą. Szkoda Midnighta- lubiłam go ale... MIRAJANE THE BEST :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialne! Genialne! Genialne!
    Taka akcja! Czytałam z takim zapałem, tak mnie to wciągnęło, że naprawdę.
    Mafia, krew, kasa, strzelanina, akcja, drastyczne sceny, wulgaryzmy, ah... i jeszcze Laxus <3 <3 <3 Po prostu brak słów!
    Przesłuchanie, strzelanina, ratowanie Laxusa, odwiedziny Romea u Natsu, Erza jako lekarz, wszystko to było tak opisane, że ah! Przeszłaś samą siebie!
    Nie wytrzymałam i przeczytałam ten rozdział chyba ze cztery razy.
    Takie emocje! Wszystko przeżywałam razem z bohaterami.
    Strach Levy o przyjaciółkę, przerażenie Lucy podczas przesłuchania, ból Laxusa jak został postrzelony, wściekłość Natsu na Lucy, rozbawienie Gajeela jak Levy próbowała go szpiegować - wszystko to czułam jakbym sama tak była i zastępowała bohaterów.
    Pisz tak dalej. Przechodzisz sama siebie.
    Kurcze nie wiem co jeszcze napisać, aż brak mi słów! Ten rozdział zaliczam do tych najbardziej zajebistych!
    Chyba przeczytam go jeszcze raz.
    Weny życzę i zdrowia. Do następnej notki!
    Sayonara!

    OdpowiedzUsuń
  4. No dobra. Olać lekcje, czytać mafię. Moje nowe motto. Rozdział świetny. Troszkę mi poprawił humorek. Dziękuję! <3 Hm.. Mój ulubiony fragment? Na pewno Gajeel! Mhm. Ostatni fragment wywołał u mnie rozczulenie. Hm.. Przyznam, że chyba Laxus domyśla się (a raczej wie) kim jest Redfox. Erza mnie przeraziła, a zarazem zrobiło mi się jej żal.. I dzięki Tobie zyskałam szacunek do Lisanny. (No i założyłam, że może istnieć taki paring jak GrayxMirajane!) Hm.. Piszę pierwszy raz, bo zazwyczaj w nocy czytałam na telefonie. :D Więc.. Mapki mogą być. Wszystko będzie bardziej przejrzyste. A co do wyświetleń to należy Ci się! Historia jest niesamowita i przede wszystkim niespotykana. :D
    Czasu i weny życzę.
    Pozdrawiam. :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedna Lucy szkoda mi jej :-( mam nadzieję że Laxus się z tego wyliże.... Akcja cały czas pędzi do przodu już nie mogę się doczekać nexta! Wgl szybko się uwinęłaś z tym rozdziałem :-) najbardziej mi się spodobał moment jak Gajeel uratował Levy ale był dość oschły mam nadzieję że kiedyś uzewnętrzni swoje prawdziwe odczucia :-P do następnego i duużo czasu i weny życzę :-)

    ~Victress

    OdpowiedzUsuń
  6. Rany super ci to wszystko wychodzi, to pisanie. Nigdy nie interesowałam się zbytnio tymi czasami, ale w wersji Fairy Tail zaczynam to kochać. Myślałam, że to ja mam bałagan, ale po przeczytaniu tego, że znalazł czajnik w piekarniku mało nie padłam ze śmiechu. Bo nie ma to jak spać na podłodze, wręcz sobie to wyobraziłam, teraz biedny będzie miał uraz do piwa. Levy jest po prostu obłędna, bo nie ma to jak śledzić Gajeela z nadzieją, że jednak nie zorientuje się że ktoś go obserwuje, po czym uratować swojego szpiega. Szykują się widzę nowe pairingi. Prócz NaLu oni to się chyba nienawidzą, jednak mimo wszystko Lucy wcale nie wydała naszego Dragneela, coś musi z tym być. Natsu to wie jak rozładować emocje, ale mimo wszystko porządnie się wkopał. W sumie tak jak każdy z nich. Wierzę, że Laxusowi nic nie będzie, no bo to Laxus, były bokser. Super wszystko opisujesz. Jak coś zapomniałam skomentować to gomen ale wiedz, że cały rozdział był SUGOI.

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział świetny! Na 100% dołączy do mojej ulubionej 3!!
    Najlepszy frament to ten z Mirą (genialne i bardzo do niej pasowało XD) i w kościele :D Na poczatku myślałam, ze to durny pomysł, "Erza Zakonnica? Zaraz wyskoczy Jelly Papież =,=..." XD Ale patrząc na to, ze charakter i zachowanie W OGOLE nie odbiegają od oryginału... Nawet tutaj. No bo skad niby zakonnica moze umieć zachowywać sie w takich przypadkach, gdzie nawet tacy jak Gray czy Gajeel spanikowali?! Nie no, to moja stara Erza 'Tytania', tylko ubrana w kolejny dziwny strój... XD
    Nie moge sie doczekać kiedy bedzie Gildarts *O* Zdycham z ciekawości normalnie co to bedzie jak skojarzył juz wszystkie fakty... (Troche mu to zajęło btw, zjadamy Gildarts XD...)
    Przesyłam wene i czekam na nexta *^*
    ~Foxi (gomen, nie chciało mi sie logować X))

    OdpowiedzUsuń
  8. Wchodzę ja sobię na Twego bloga i widzę ja nowiutki świeży rozdział. Więc od razu zabrałam się do czytania. Oprócz tego postanowiłam dołączyć do akcji dokarmiania autorów. Właśnie piszę swój pierwszy komentarz w życiu i boję się jak nie wiem. No ale cóż, postaram się przełamać jakoś ten strach i komentować odtąd każdy rozdział. Zarówno na "mafii" jak i na Twoim pierwszym blogu (swoją drogą coś on stanął ostatnio), bo obydwa czytam od powstania.
    Najlepszy moment wybrać będzie bardzo ciężko, bo cały roździał był CUDOWNY, WSPANIAŁY, FENOMENALNY, FANTASTYCZNY i REWELACYJNY. Żeby nie było, że słodzę. Tutaj pewnie i tak większość osób tak myśli. Ale postaram się wybrać jakiś moment, który specjalnie mi się spodobał. Odpowiedź banalna i prosta jak drut. Gajeel ratuje Levy. GALEVY!!! Moment z Erzą zakonnicą też był boski.
    Chciałabym Ci też pogratulować ponad 50 000 wejść.
    Z nadzieją, że Yasha nie zje jej za tak długie ukrywanie się
    Zwariowana Kocia Mama

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie jestem kanibalem ^.^ A co do pierwszego bloga to fakt, stanęło trochę, ale brak weny i motywacji... wiadomo o co chodzi :|
      Cieszę się, że przełamałaś się i napisałaś ten komentarz, to naprawdę miłe i bardzo Ci (jak i reszcie) dziękuje :***

      Usuń
    2. A ja się cieszę, że nie jesteś kanibalem^^ Bo od napisania tego komentarza całe skórki i paznokcie do krwi wygryzłam, więc i tak mało Ci zostało. W szkole puszczali bardzo dużo filmów o cyberprzemocy i teraz się boję, że cokolwiek zrobię wszyscy mnie wyśmieją i znienawidzą. A z weną jest tak, że przychodzi w najmniej spodziewanym momencie (o czym z resztą pewnie dobrze wiesz^^). Ale na wszelki wypadek przesyłam Ci pięć ciężarówek, trzy kontenery, osiem wiader i jedną szklankę weny.

      Usuń
  9. Już wczoraj przeczytałam, ale nie skomentowałam, bo padałam i już nie miałam sił, ale rozdział musiałam przeczytać :) Nie ma co tu dużo pisać, rozdział jak zwykle zajebisty, nie wiedziałam nawet kiedy go skończyłam. Najlepszy moment to cały rozdział, od dzisiaj to jeden z moich ulubionych :D ale jakbym miała wybierać to chyba akcja ratunkowa, Gajeel taki badass :)
    Ale zdziwiło mnie to jak Erza leczyła ranę Laxusa, pierwszy raz słyszę, żeby do czegoś takiego używać czarnego prochu, nowych rzeczy się uczę na tym blogu :)
    No to Yasha nie to że poganiam, ale szybko wstawiaj nowy rozdział, bo nawalili nam testów i się człowiek musi jakoś odprężyć, a przy twoim blogu to najlepiej :D
    Weny życzę tobie i gimnazjalistom co też przygotowują się do testów gimnazjalnych :)
    XOXO

    OdpowiedzUsuń
  10. Sorki, że wczoraj nie skomentowałam, ale raz że mi coś nie działało, a dwa, mam zakaz czytania (tak, dobrze widzicie!) na telefonie dopóki nie poprawie wszystkich dwój.
    Dobra, do rzeczy.
    Demoniczna Mirajane prześwietna! I choć szkoda trochę Elfmana i Laxusa, to według mnie ten fragment jest najlepszy. Na drugim miejscu Gajeel ratujący Levy i jej spotkanie z Lucy i... reszta rozdziału... :D
    Wenę ślę przez Marzannę i skowronki! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Czytając twój każdy rozdział muszę Cię zachęcić do wzięcia udziału w tym konkursie : http://katalog-fairy-tail.blogspot.com/2014/03/1-konkurs-katalogu-fairy-tail.html !!! Masz szansę zgarnąć całe 3 nagrody, które występują na miejscu 1 ^^ Mam nadzieję, że weźmiesz udział. Brakuje nam jeszcze paru uczestników, aby owy konkurs rozegrać ;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę nad opowiadaniem, jak coś wymyślę to się na pewno zgłoszę ;)

      Usuń
  12. "-Chyba przesadził z "tym"... Ciemnowłosy wcisnął jej do rąk puste opakowanie ludesu. -Wiesz co to jest?
    Farmaceutka spojrzała na niego zgorszona.
    -Wy już naprawdę nie macie co robić?"
    "-Mira!!! Zawołała, a starsza Strauss wyciągnęła spod barku maszynowy pistolet Sten*.
    -...ALE NIKOMU NIE POZWOLĘ KRZYWDZIĆ MOJEJ RODZINY! Barmanka krzykiem dokończyła zdanie i wyłoniła się z ukrycia strzelając do wszystkiego, co znalazło się w zasięgu jej wzroku."
    "Skupiła wzrok na jego zakrwawionym czołe.
    -Tobą też się trzeba zająć?
    -Nie! Krzyknął natychmiast Redfox. -Absolutnie nie!"
    ^ te 3 cytaty zrobiły mi dzień xD A konkretniej zrobiły mi środę, gdyż w środę czytałam, ale nie zdążyłam skomentować, a mam zakaz wchodzenia na kompa na tygodniu. Mam się uczyć :I Ale w środę sobie siadam do kompa, jak rodzice wychodzą. No ale nie o mnie miało być.
    Ten rozdział wyszedł ci genialnie :D Jak już wymieniłam - strzelanina w barze była cudna :'D Mira tak bardzo Mirciowata i niebezpieczna bez magii i swojej Duszy Szatana :'D
    A fragment z opatrywaniem Laxusa... Ałć. W pewnym sensie dobrze, że Erza jest zakonnicą, a nie pielęgniarką, czy lekarką xD
    Przesłuchiwanie Lucy... Ta, nie ma to jak myśleć, że po oblaniu go zupą, kelner przyjdzie i wysadzi ci w ramach zemsty dom xD No i trochę szkoda, że policja taka skorumpowana, jakby na Oracion Seis (na które poluje jeszcze nie zawiązane w gruncie rzeczy Fairy Tail) polowała jeszcze policja... To by się dopiero zamieszanie zrobiło! Ale coś czuję, że Juvia jednak trochę tak będzie robić. No i polować jeszcze przy okazji na Gray'a xD
    A Gajeel taki baddasowaty i taki chroniący Levy, awww <333 Miłość tak wisi w powietrzu <3
    Ale skoro Midnight (jakoś za nim bardzo nie przepadałam, ale trochę szkoda, że zginął. Chociaż... Dobrze tak, dupkowi c:) z paroma ludźmi poszli po Gray'a, Laxusa i - bardziej przez przypadek chyba, ale jednak - Gajeela, to znaczy, że ktoś poszedł też po Natsu...? :o
    W ogóle, to... Natsiasty, jak tak mogłeś Romka potraktować?! >:C Też się pokłóciłeś w Igneelem, a on potem kaboomnął. I co, jakby cię zamknęli w kiciu (albo też kaboomnęli, bo cię nie zamkną, skoro Lucynka zeznała, jak zeznała), to byś się już z nim nie zobaczył wcale i co? Eś ty, ty, Natsiasty, Natsiasty...
    A Juvia taka dobra w przesłuchaniach, wow. A Aria i Sol niech se zginą w jakiejś strzelanince, czy coś, bo mnie wkurzają xD
    Także no, rozdział genialny.
    Wenę na następny przesyłam, cały pociąg towarowy weny. I może jeszcze zeppelina, zobaczymy, czy go zdążę ubezpieczyć c;

    Szeh

    OdpowiedzUsuń
  13. Jeju, to takie genialne, a ja tak mało komentuję ;-;
    Co ja robię ze swoim życiem...
    Nie jesteś zadowolona? Nawet tak nie mów, bo ja to oddałabym psa (a ja bardzo kocham mojego psa) za taki talent jaki masz Ty...
    Ale będę się starać! Bo to jest moja droga ninja!
    Ej, wiesz jaką ja miałam nadzieję, że Lisanna tam zostanie postrzelona? Zabij ją .-.
    Tak najlepszym fragmentem był... jeśli by tak podzielić rozdział na trzy części, to najbardziej podobała mi się część pierwsza, część druga i część trzecia *^* Nie wiem czemu, ale przesłuchanie było taakie fajne :3
    I strasznie miło ze strony Lucy, że nie zdradziła, że to Natsu zniszczył jej mieszkanko. Ehh, potęga miłości!
    No nic, idź być uzdolniona gdzieś indziej, bo wpadam w kompleksy przez Ciebie ;-;
    Weny duuużo życzę ;*

    OdpowiedzUsuń
  14. Co do pytania, to w sumie wystarczy tylko napomknąć o tych miastach w zakładce, chyba, że będą jakieś większe akcje tam :)
    Normalnie gołymi rękami udusiłabym tego pana komisarza, wkurzyłam się xD Ale czego się spodziewać. Mam tylko nadzieję, że przez ten "trop" Juvia zacznie trochę węszyć dookoła Fairy Tail i jakoś dołączy do mafii, kiedy Makarov już ucieknie z więzienia (bo jestem pewna, że ucieknie, a nie spokojnie odsiedzi karę). Oczywiście postacią numero uno w tym rozdziale była Erza, znowu mam dylemat co do tego najlepszego fragmentu - albo ten ze średniowiecznymi technikami (chyba tak to ktoś ujął, w każdym razie Erza tu wymiata i kocham, kocham ten fragment), albo strzelanina w klubie. Lisanna pozytywnie mnie zaskoczyła, zawsze szczerze nie lubiłam tej postaci, a tu niespodzianka, lata po klubach z karabinami :D No i ten wyskok z pistoletem był tak bardzo pasujący do Mirajane, wiesz, obrona rodziny i w ogóle. Fajnie, że z głupich postaci z kanonu robisz fajne, a świtne pozostają świetne :D Normalnie lubię tu chyba wszystkich oprócz niektórych (tylko niektórych) czarnych bohaterów.
    Ten ostatni fragment z Levy i Lucy czytałam z "Mama I'm coming home" w tle, to nie mógł być przypadek ;'D A przy "Lucy! Lucy ty żyjesz!" wywnioskowałam, że w sumie tego bloga czytam jak jakiś bardzo dobry film, tzn. chodzi mi o to, że tak genialnie opisujesz <3 (aż ci serduszkiem strzelę xD) Koniecznie musisz wydać z tego książkę, albo jakąś inną o mafii, kobieto, dorobisz się fortuny.
    Całuję i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak sobie wyobraziłam tą ostatnią scenę przy "Mama I'm coming home" w wykonaniu Ozzyiego Osbourne (bo tak jakoś skojarzyłam, że jego słuchałaś :P) to .. to do teraz ze śmiechu nie mogę :D Fakt, to nie mógł być przypadek ^^! A i tak mi serduchem strzeliłaś, że aż mnie na ziemię powaliło :D
      Dzięki za komentarz ;***

      Usuń
  15. No Ola Ri powraca z komentarzem :) Nie umiem pisać długich, ale po tym rozdziale mam sporo do powiedzenia. PO pierwsze jak ty umiesz denerwować ! Szczerze :) Nie wiem czemu, ale ja w twoim opowiadaniu nie lubię Lisanny, że mi aż kiszki się skręcają gdy czytam jej imię i to, że "Natsu się spodobała"... No, ale muszę ci wybaczyć ze względu na resztę. Co do przesłuchania Lucy zgadłam, że ostatnie każą jej pozostać przy fałszywych zeznaniach, ach ta władza mafii :(
    Śmiech i łzy. Scena jak Erza "leczyła" Laxusa i reakcja Gajeela ... bezbłędne. Ta scena z Gajeelem od razu wydała mi się znajoma, gdyż doslownie wczoraj mój braciszek zareagował na wieść, że będzie musiał na weselu z rodzicami w jednym pokoju spać:) Dzięki tobie miałam podobny genialny ubaw.
    Szpieg Levy bezbłędna, normalnie ninja, jak nic można ją dać do Naruto!
    No to koniec mojego komentarza, gdyż tak jak powiedziałam nie umiem pisać długich :) Dodam jeszcze świetny rozdział, długo się go czyta, przyjemnie, czy były błędy czy nie mam je daleko gdzieś. Nic takiego rażącego nie zobaczyłam, więc jest dobrze. Ufff powoli nadganiam twoje rozdziały, ale trzeba sporo czasu na resztę, bo jak mowiłam długoooo się czyta.
    A, więc weny:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Kochana, uwielbiam cię za tego bloga! No po prostu ubóstwiam. Ja nie wiem, skąd ty bierzesz te pomysły, ale wiedz, że są rewelacyjne. Każda jedna akcja łączy się z drugą, nic nie jest wstawione na siłę, byleby tylko zapełnić rozdział. Naprawdę podoba mi się to, że masz tak fabułę przemyślaną.
    Nawet nie wiem od czego zacząć. Strasznie podobało mi się przesłuchanie Lucy. Dziewczyna ma trochę oleju w głowie i nie wyśpiewała wszystkiego. :) Spodobała mi się jej gra aktorka przy rozmowie z Juvią. W sumie poniekąd wyjawiła jakąś tam prawdę. A komendant mnie załamał, bezgranicznie uwierzył wersji z garnkiem, byleby tylko nie słyszeć oskarżeń pod kierunkiem mafii.
    W ogóle ta cała akcja ze śledzeniem Gajeela była śmieszna aż do czasu. Całe szczęście, że chłopak wstawił się za dziewczyną i obronił ją.
    Ta cała akcja w barze Pink Cat mnie nieźle zszokowała. Już myślałam, że nie wyjdą z tego całą, jednak dzięki Mirze i jej klonie dali radę. Ach, jak ja nie znoszę Lisanny >.<
    No i Erza- zakonnica jak zwykle rozwala system.
    Już nie mogę się doczekać, kiedy wszyscy główni bohaterowie się spotkają!
    Jestem ciekawa co tam jeszcze nam przyszykowałaś, więc lecę dalej.
    Przepraszam za krótki komentarz, ale chcę dzisiaj jak najwięcej nadrobić z twoich rozdziałów.
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mini! Ale się cieszę, że nadal czytasz mojego bloga :D
      A co do komendanta, nie nazwałabym tego "bezgraniczną ufnością" względem historii z garnkiem, a "pójściem na łatwiznę", by było na korzyść mafii :P Dlaczego tak, to można się łatwo domyślić :P
      Bardzo Ci dziękuje za komentarz, i mam nadzieję w dalszych rozdziałach cię nie rozczaruje ;*

      Usuń

Wasze komentarze cieszą mnie jak mało kogo, jednak nie zaklepujcie miejsc. To nie ważne, kto jest pierwszy, kto ostatni. Takie wpisy zostaną usunięte.
Wszelkie pytania kierujcie do spamownika.
A jak przeczytałeś rozdział, to pozostaw po sobie ślad.
Jesteś anonimem? Podpisz się jakoś.

Całusy dla was śle z góry wdzięczna Yasha ^.^