11 mar 2014

Rozdział 22 "Cena sojuszu"

19 października 1954. Godziny poranne.

Wiekowy mężczyzna zapukał dwukrotnie do drzwi, po czym policzył do czterech i wszedł do środka. Pokój mieszczący się na pierwszym piętrze budynku wyglądał niezmiennie od dziewiętnastu lat. Wielkie biurko, a za nim wielkie skórzane krzesło zajmowało większą część gabinetu z ciemnozieloną tapetą. Prawa strona ściany zajęta była przez ogromny zbiór książek, a brązowe żaluzje skutecznie wstrzymywały promienie wschodzącego słońca. Zupełnie jakby osoba przebywająca w tym pomieszczeniu panicznie bała się światła. Zamiast tego, pokój jak zwykle wypełniony był szarym dymem.
-Don Zerefie, tak palić z samego rana? To niezdrowe...
Czarnowłosy mężczyzna siedział za biurkiem, odwrócony do niego profilem. Zdawał się być zamyślony.
-Niezdrowe są twoje wywody, Hadesie. Przywódca Grimoire Heart mruknął cicho, nie racząc nawet spojrzeć na swojego Consigliere. -Słabo mi się od nich robi...
-Proszę o wybaczenie. Purehito ukłonił się nisko z wyrazami szacunku.
-Dlaczego zawracasz mi głowę o tak wczesnej godzinie?
-Dzwonił Don Zero z Oracion Seis. Prosi o pomoc...
Zeref odwrócił swoje krzesło przodem do pokaźnego biurka. Bez żadnego wyrazu twarzy popukał wskazującym palcem w "Dziennik Magnolski" leżący tuż przed nim i wlepił wzrok w artykuł zajmujący pierwszą stronę.
-Strzelaniny, wybuchy... W mieście robi się naprawdę ciekawie.
-Ponoć Oracion Seis planuje odzyskać ziemię, na której niegdyś znajdował się bar należący do mafii Fairy Tail. Wyjawił doradca, a palec bossa zatrzymał się nad gazetą.
-Bar "pod wróżkowym ogonem", czyż nie? Czarnowłosy przypomniał sobie nazwę dawnej siedziby wrogiej mafii. Mafii, którą zniszczył dziewiętnaście lat temu z Oracion Seis. Znów zamyślił się na dłużej, by po niespełna minucie zerknąć na doradcę spod byka -Przyprowadź do mnie Siergaina Jikureina.
Starzec znów ukłonił się przed swoim szefem i opuścił gabinet. Zeref w tym czasie przygasił cygaro marki "El Rey del Mundo" w kryształowej popielniczce, a następnie splótł swoje dłonie opierając łokcie na drewnianym meblu.
-Pod wróżkowym ogonem... Powtórzył melancholijnym, głębokim głosem. Pogrążając się w zadumie przymknął oczy.
-Jeszcze za wcześnie. Wyszeptał ściskając mocno złączone palce. -To jeszcze nie ten dzień...
Jego głębokie myśli zostały przerwane przez pukanie w uchylone drzwi. Do pokoju wkroczył młody, wysoki mężczyzna, z ciemnoniebieskimi włosami, tatuażem przechodzącym przez prawą stronę twarzy i brązowymi, spokojnymi oczami.
-Udasz się do Dona Oracion Seis i wyjaśnisz parę spraw. Zaczął Zeref, zanim Siergain zdążył zapuścić się w głąb gabinetu. -Wiesz co masz robić?
-Oczywiście. Odrzekł Jikurein, wywołując nikły uśmiech na twarzy szefa.
-Zanim jednak tam pójdziesz... Wtrącił czarnowłosy. -Stawiam pewien warunek.

- - - - - - - - - -

-Co to ma być! Laxus uderzył kartką w stół, przez co reszta dokumentów uniosła się w powietrze i rozniosła po zachrysti jak za sprawą podmuchu wiatru. Zdziwiona jego zachowaniem Erza, współczująca mu Cana, jak i czekający na przybycie przyjaciela Gray spojrzeli ukradkowo na Dreyara. On natomiast wpatrzony był w dokument, który wciąż przygniatał rozwartą dłonią. Gdyby potrafił, spaliłby metrykę wzrokiem choć to i tak nie pomogłoby Makarovowi...

Sąd Okręgowy w Magnolii. 4 listopada 1935 rok.

METRYKA SPRAWY

Podejrzany, Makarov Drayar został oskarżony o branie czynnego udziału w tzw. "Masakrze na moście Oak", gdzie według świadków oraz oskarżyciela posiłkowego dopuścił się popełnienia morderstwa na łącznie pięciu osobach, oraz o przewodnictwo nielegalnej organizacji "Fairy Tail".
Mężczyzna zeznawał, iż znalazł się na miejscu zdarzenia przypadkowo, przez co działał w obronie własnej. Podejrzany nie przyznał się zarówno do powiązań z mafią jak i do pozostałych zarzuconych mu czynów. 
Przez brak dowodów oraz niejasne zeznania świadków zdołano jedynie udowodnić mu nieumyślne spowodowanie śmierci 35-letniego mężczyzny, Tono Rabbitsa, który doznał śmiertelnej rany postrzałowej, wykonanej z broni pozwanego - TT wz. 1933, zabezpieczonej na miejscu zbrodni.
Po przeprowadzonej ekspertyzie traseologicznej(*1) znaleziono na niej odciski palców oskarżonego.
Ostatecznie podejrzany przyznał się do przyczynienia się śmierci wyżej wymienionego mężczyzny, za co został skazany na 20 lat więzienia. Sąd nakładając wyrok uwzględnił dowody przedstawione przez linię obrony, świadczące o działaniu oskarżonego w obronie własnej, oraz skruchę samego pozwanego.


Poniżej można było doczytać treść dołączonego dokumentu...


Sąd Okręgowy w Magnolii. 12 grudnia 1945 rok.

SKRÓCONY AKT SPRAWY

Odbywający karę 20 lat więzienia w zakładzie karnym w Magnolii, Makarov Dreyar, zostaje przeniesiony do zakładu o zaostrzonym rygorze w Acalypha. Powodem tego stanowią wielokrotne, nieudane próby ucieczki jak i agresywne zachowanie zagrażające zdrowiu oraz życiu innych więźniów.
Sąd zadecydował, by w zakładzie karnym w Acalypha skazany został pod stałym nadzorem psychologa.

-Robią z mojego dziadka wariata!
-Laxus, uspokój się. Prosiła Cana.
-I jeszcze nigdzie nie ma tego jebanego aktu! Krzyczał dalej, zupełnie nie zwracając uwagi na Alberone. -Kurwa!
-Nie zapomniałeś gdzie jesteś? Zakonnica podeszła do Dreyara i uderzyła go w tył głowy. -Nerwy to zły doradca, pamiętaj.
Nieco skruszony mężczyzna wypuścił ciężko powietrze z płuc i opadł wycieńczony na krzesło. Nieprzespana noc dawała się mu we znaki. Nie... im wszystkim doskwierało zmęczenie, każdy z obecnych w zachrystii odczuwał rozdrażnienie. Nie powinien wyładowywać się na towarzyszach, musiał się uspokoić.
-Jesteś pewien, że wzięliście wszystkie dokumenty z sejfu? Rzucił w stronę francuza, siedzącego na parapecie i wpatrzonego w zakratkowane okno. Chłopak dopiero teraz oprzytomniał, spoglądając na pozostałych. Wcześniej wolał się nie wtrącać i nie zagłębiać w ich sprawy. Nie obchodziły go metryki jakiegoś starca, ani brak aktu własności czegoś tam. On po prostu wykonał swoją robotę, a teraz czekał na powrót partnera, to wszystko.
-Natsu na pewno niczego nie przeoczył. Odrzekł pewnie, nie pozwalając kwestionować ich działań.
-Tylko gdzie on się podziewa... Wtrąciła Cana, opierając podbródek o złączone kciuki, a Fullbuster, by ukryć swoje zmartwienie ponownie spojrzał w okno. Na ulicy było wyjątkowo niespokojnie, przejeżdżające co chwile policyjne radiowozy tylko nakręcały jego zdenerwowanie i złe przeczucia.
Nie powiedział im zbyt wiele o zdarzeniach z poprzedniego wieczora. W sumie tylko tyle, że opróżnili sejf prawnika do cna, a następnie uprowadził skradzioną przez mafioze furgonetkę, tracąc jednocześnie jakikolwiek kontakt z Dragneelem. Nie wyjawił im o podłożonych bombach, ani o tym że odkrył miejsce pobytu gangsterów. Być może nawet ich główną siedzibę... Powód jego milczenia był prosty, jeszcze było za wcześnie by określić, czy można zaufać nowym "współpracownikom" i "zleceniodawcy".
-Mnie ciekawi co innego, skąd Oracion Seis wiedziało, że tam będziecie. Zastanawiał się Laxus. -Ktoś im o tym powiedział?
-Może to był przypadek? Rozmyślała na głos brunetka. -Bo po co chcieliby dorwać tych chłopaków?
-Jak to po co. Bruknął blondyn. -Pomagali mi uciec z Bianco Corvino, więc pewnie chcą dorwać całą naszą trójkę.
-Wynajęliśmy szpiega. Fullbuster niespodziewanie wymamrotał przez zaciśnięte zęby, a pozostali zamienili się w słuch. -Odszukał nam Lucy Heartfilie i przekazał nam kilka istotnych szczegółów na jej temat... Jednak nie wiedział kiedy mamy zamiar udać się do kancelarii.
-Więc myślisz, że wasze spotkanie z członkami Oracionu to zwykły zbieg okoliczności? Spytała Erza.
-W to jeszcze trudniej uwierzyć. Ciemnowłosy westchnął rozbawiony, ale w jego głosie i tak dało się usłyszeć nutkę goryczy. -Ciekawe, czy Natsu też spotkał kogoś z mafii...
Gołym okiem było widać, że młodzieniec martwi się o swojego przyjaciela, nikt więc nie odważył się powiedzieć czegoś więcej na ten temat. Na tyłach kościoła zapadła nużąca cisza, a atmosfera stała się tak gęsta, że można było ją pokroić nożem.
-No już, nie dołujcie się tak! Zawołała Scarlet i włączyła radio stojące na środku stolika zawalonego przez skradzione akta prawnika. -Wszystko się ułoży...
Spikerka radia wtrąciła się jej w zdanie :
Dzisiejszej nocy w centrum Magnolii doszło do poważnego wypadku! Kancelaria znanego prawnika, Judego Heartfilia została doszczętnie spalona w okolicach godziny dwudziestej trzeciej. Okoliczności w jakich doszło do tego incydentu są jeszcze nieznane, a policja znajdująca się na miejscu zdarzenia nie udziela żadnych informacji. Nie wiadomo jeszcze, czy podczas pożaru w budynku przebywały jakieś osoby, jednak usłyszeliśmy od naocznych świadków, że  jego prawdopodobną przyczyną był wybuch...
Zakonnica pospiesznie przesunęła czarne pokrętło wyłączając radio, a szeroko otwarte oczy pozostałych spoczęły na przygarbionym Fullbusterze. Nie pojmował ich zaskoczenia.
-Mieliśmy przecież zatuszować dowody, prawda?

- - - - - - - - - -


-Ał... Lucy syknęła cicho uchylając powieki. Gdy tylko się zbudziła poczuła pulsujący ból w czaszce. No tak... Zaraz po tym, jak jej dom został spalony przez kelnera z Bianco Corvino, została znokautowana rączką pistoletu. Przez tą samą osobę...
Leżała na czymś twardym, choć jak na podłogę było to zbyt wygodne. Gdzie ona w ogóle była?
Odważyła się szerzej otworzyć oczy i rozejrzeć. Wyglądało to na jakiś magazyn, pełno tu było otwartych kartonów, kilka mebli. Zabrudzone okno nie wpuszczało do środka zbyt wiele światła, natomiast rozsuwane, żeliwne i zapewne ciężkie drzwi znajdowały się na prawo od dziewczyny. Ona sama leżała na uwalonym materacu, odziana jedynie w koszulę i majtki. Gdy tylko zdała sobie z tego sprawę, zawstydziła się jednocześnie czując złość i poniżenie. Przy jej nogach spał niebieskawy kotek, zaś na wprost niej, na drugim końcu niewielkiego pomieszczenia drzemał na krześle mężczyzna. Choć cicho pochrapywał, nie była pewna czy rzeczywiście śpi - cała jego twarz zasłonięta była czarnym kapeluszem.
Powoli usiadła na materacu i przeszukała swoje kieszenie. Była wyposażona jedynie w nasenne tabletki, zupełnie zbyteczne w obecnej sytuacji. Może powinna się cicho wymknąć?
W pomieszczeniu panowała absolutna cisza, przez co miała wrażenie, że nawet najmniejszy dźwięk może zbudzić pozostałych. Że nawet jej przyspieszony puls i oddech lada moment zerwie mężczyznę i kota na równe nogi.
-Uspokój się... Wypowiedziała bezgłośnie, wzięła głębszy oddech, i starając się nie robić hałasu wstała z materaca. Na palcach skierowała się w stronę żeliwnych drzwi, gdy coś znajomego przykuło jej uwagę. Na sporym stoliku, tuż obok otwartego piwa leżał jej złoty rewolwer. A już myślała, że bezpowrotnie straciła pamiątkę po swojej matce!
Bez namysłu odwróciła się o dziewięćdziesiąt stopni i cichaczem zakradła się po swoją własność. To nic, że porywacz znajdował się marne centymetry od jej broni! Ucieczka zupełnie straciła na znaczeniu, teraz ważniejsza była jej spluwa.
Puls dziewczyny wciąż przyspieszał, a jej oddech stawał się nierówny.
"Dasz radę" powtarzała w myślach, sięgając ręką po pistolet. Opuszkami palców dotknęła wygrawerowanej, złotej części i uśmiechnęła się szeroko. Odzyskała co jej, więc powinna zabierać tyłek w troki i uciekać stąd gdzie pieprz rośnie, zanim śpiący przed jej nosem mężczyzna się wybudzi! Ale przecież spał tak twardo, nie zdając sobie z niczego sprawy... Z założonymi na piersi rękoma i schyloną głową był tak blisko Heartfilii, że bez problemu widziała jego rytmicznie poruszające się ramiona. 
Ciekawość wzięła górę. Zamiast się wycofywać, schyliła się by zerknąć na jego twarz. Dopiero teraz zobaczyła różowe kosmyki włosów przedostające się spod jego kapelusza. Jego twarz miała delikatne rysy twarzy. Sama nie wiedząc kiedy zapatrzyła się w niego jak w obrazek.
-I czego się gapisz. Wymamrotał nagle i powoli otworzył oczy. Nim dziewczyna się spostrzegła, poczuła lufę pistoletu przystawioną do brzucha. Jednak nie pozostała mu dłużna, instynktownie wyprostowała się i wycelowała rewolwerem w jego czoło.
-Strzelisz? Spytał wlepiając w nią swoje czarne tęczówki. Zachowywał tak spokojnie! 
-No na co czekasz? Czy nie krzyczałaś ostatnio, że pożałuje? Już nie chcesz mnie zabić? Prowokował ją, posyłając szeroki uśmiech. Bawiła go przerażona mina dziewczyny, której czoło ze strachu zaczęło oblewać się zimnym potem. Czuła jak panika bierze nad nią górę, a dłoń, w której trzymała pistolet zaczęła drżeć.
Przełykając głośno ślinę przekręciła kurek rewolweru. Mogła przestrzelić mu głowę w każdej chwili, a on wciąż się uśmiechał! Był aż tak pewny siebie, czy po prostu głupi?
-Bu! Ryknął nagle, a zlękniona dziewczyna pisnęła głośno i odruchowo pociągnęła za spust. Jej serce na moment stanęło w miejscu. Co ona zrobiła! Przecież nie chciała go zabić!
Musiały minąć z trzy sekundy, by zdała sobie sprawę, że nic złego się nie wydarzyło. Młody, wciąż żywy mężczyzna wybuchnął śmiechem.
-Wyjąłem naboje, głupia! Hahaha! Hahaha! Ale masz minę!
Chłopak śmiał się z niej tak bardzo, że musiał oprzeć się o podparcie krzesła. Kapelusz spadł z jego głowy, w pełnej krasie ukazując jego przystojną twarz.
Lucy nie mogła się ruszyć. Czuła, jakby każda komórka jej ciała została sparaliżowana. Choć zdarzyło jej się postrzelić kogoś w obronie własnej, nigdy nie popełniła morderstwa. To było dla niej wręcz nie do pomyślenia! A ten głupek robił sobie z tego zabawę... Zaczęła ogarniać ją złość.
Lufa pistoletu, należąca do porywacza wciąż żgała ją w brzuch, jednak różowowłosy był totalnie rozkojarzony. Korzystając z tego, Heartfilia chwyciła oburącz za broń i wyrwała ją zdezorientowanemu mężczyźnie. Zanim zdążył jakkolwiek zareagować, Lucy wyrzuciła Desert Eagle w kąt.
-To nie jest śmieszne! Wrzasnęła i podniosła nogę. Bosą stopą uderzyła o krzesło, piętą zduszając jego przyrodzenie. Młodzieniec szerzej otwierając oczy schylił się z bólu, a wtedy blondynka z całej siły uderzyła go kolbą swojego rewolweru w kark.
-Ty suko... Jęknął cicho zwijając się z bólu i upadł na ziemię, a roztrzęsiona dziewczyna rzuciła się w stronę żeliwnych drzwi. Szarpała je, ciągnęła, lecz one nawet nie drgnęły. Po chwili poczuła jak coś chwyta ją za tył szyi i przydusza do drzwi, na które wpadła z głuchym łomotem. Jej dolna część ciała została unieruchomiona przez ciasno przylegającego do niej faceta. A była pewna, że taki cios powali go na dobre kilka minut! Chyba jednak przeceniła swoją siłę. Czuła jego ciężki oddech na ramionach i zapach męskich perfum w nozdrzach. Był zmachany...
-Teraz to przesadziłaś!
... i rozwścieczony. Nagle wcisnął lufę swojego pistoletu w jej skroń. Od nacisku głowa dziewczyny przesunęła się w bok. Pożałowała, że wyrzuciła jego broń. Mogła ją przecież zabrać i zmusić chłopaka do otwarcia drzwi. Popełniła tyle błędów!
-I jakie to uczucie gdy wiesz, że twój mózg może roztrzaskać się na ścianie w każdej chwili? Warknął jej do ucha, podnosząc blondynce ciśnienie do granic możliwości.
...
-To ja, Natsu.
-Więc tak ma na imię? Szepnęła do siebie Lucy. Porywacz rozmawiał przez telefon w pomieszczeniu obok. Nie widziała go, jednak dzięki uchylonym drzwiom słyszała każde jego słowo. Na szczęście, gdyż nie miała możliwości podejść bliżej. Jej nadgarstki zostały ściśle związane szorstkim sznurem, przywiązanym do rozgrzanego kaloryfera który parzył ją w plecy.
Niebieski kotek zdawał się kompletnie nie zwracać na nią uwagi. Siedział na materacu z podniesioną łapą i leniwie oddawał się higienicznej czynności. Wyglądał na znudzonego.
-Kici, kici. Zawołała go cicho Heartfilia. -Zobacz, co tu mam! Chcesz się pobawić? Ledwo machając nadgarstkami, kilkukrotnie poruszyła wystającym sznurkiem. Miała nadzieję, iż zwierzak zainteresuje się nową "zabawką" i pociągnie za linę wystarczająco mocno by rozluźnić węzeł. Jednak kot powoli przekierował na nią swoje ślepia, po czym ją olał. Blondynka ze złości nadymała policzki.
-Przestań lizać dupsko głupi kocurze i choć tu wreszcie! Syknęła mocniej szarpiąc za węzeł i zamarła. Była przekonana, że jej gwałtowne ruchy nieco rozluźniły linę.
...
-Natsu?! Gdzie ty jesteś! Spytał Laxus, ale nie dane mu było uzyskać odpowiedzi. Fullbuster słysząc imię przyjaciela zerwał się z parapetu i wyrwał mu słuchawkę.
-Ty idioto! Czemu nie wróciłeś do kościoła, tak jak się umawialiśmy!
-Gray? Dragneel słysząc jego głos ogromnie się ucieszył. Wiedząc, że nic mu nie jest odetchnął z ulgą i zaśmiał się radośnie. -Martwiłeś się o mnie kochanie?
-A weź spierdalaj! Odpyskował francuz i oddał słuchawkę rozbawionemu Dreyarowi. Mimo słów chłopaka widział, że po krótkiej rozmowie z przyjacielem, Grayowi kamień spadł mu z serca.
-Gdzie teraz jesteś? Dwudziestopięciolatek przystawiając słuchawkę do ucha ponowił pytanie.
-W moim magazynie, w Harbor Gateway. Dziewczyna jest ze mną.
Laxus dostrzegł w tym iskierkę w nadziei, jeszcze nie wszystko było stracone. Jeśli rzeczywiście córka prawnika była w posiadaniu dokumentu, wystarczyło jedynie przycisnąć ją do gadania.
-Świetnie, zaraz tam będziemy. Do tego czasu nie ruszajcie się z miejsca.
-Jasne. Natsu odrzekł krótko i przerwał połączenie odkładając słuchawkę. Wrócił do pomieszczenia, w którym przebywała Lucy na nowo przybierając srogi wyraz twarzy. Dziewczyna klęczała niechlujnie, z głową spuszczona w dół. Szarawa od brudu koszula ledwo zasłaniała jej bieliznę.
-Ej, śpisz? Burknął od niechcenia i opadł na krzesło obok stolika, na którym poprzednio przysypiał.
-Gorąco... wody...
-O, jednak nie śpisz. Zdziwił się Dragneel, choć tak naprawdę nie wiele go to obchodziło. Chwytając za napoczęte poprzednio piwo podszedł do dziewczyny i kucnął na przeciwko niej. -Co tam mamroczesz?!
-Rozwiąż mnie, proszę... Zaraz się ugotuje...
Chłopak popatrzył na nią z politowaniem i prychnął.
-Daj mi coś do picia...
-Przestań zrzędzić babo. Warknął, bezczelnie opróżniając zieloną butelkę z zawartości tuż przed nosem spragnionej kobiety.
-Cham z ciebie.
-Zamknij się, bo cię zaknebluje! Zawołał odrywając usta od ujścia butelki ze skrzywioną miną, piwo było już ciepłe i wygazowane. Zniesmaczony usiadł przy Lucy po turecku i westchnął cicho. Pozostało mu tylko cierpliwie czekać, ale... to było takie nudne! Happy gdzieś zwiał, a z marudy nie miał żadnego pożytku. Nawet nie widział jej twarzy, gdyż w całości zasłonięta była blond włosami. Trochę niepewnie odgarnął je do tyłu i zobaczył jej czerwone policzki. Zdawała się być wymęczona, ciężko wzdychała. Wyglądała, jakby dopiero co...
Natsu szybko pokręcił głową, odganiając z niej zbereźne myśli, po czym jeszcze raz spojrzał na blondynkę. Było jej aż tak gorąco? E tam, wytrzyma - pomyślał. W końcu Gray i Laxus powinni być tu lada moment. A co, jeśli zastaną dziewczynę w takim stanie i pomyślą, że on ją...
-Tylko nie próbuj uciekać, jeśli ci życie miłe. Wymamrotał zażenowany i zbliżył się do Lucy, która ze zdziwienia uniosła wyżej głowę. Młodzieniec sięgnął rękoma po sznur, chciał ją rozwiązać, lecz po chwili zdał sobie sprawę, że lina na kaloryferze jak i na nadgarstkach obezwładnionej dziewczyny ledwo się trzyma. Nie miał pojęcia jak to zrobiła, jednak uwolniła się i najwyraźniej wciągnęła go w zasadzkę.
Heartfilia w idealnym momencie rzuciła się do przodu, przewracając Dragneela na ziemię. Szybko zerwała się z miejsca i ruszyła w stronę otwartych drzwi, pełna wiary w to, że wreszcie odzyskała wolność, jednak porywacz w ostatniej chwili chwycił ją za kostkę, przez co runęła twarzą na podłogę.
-Co ja ci mówiłem?! Natsu chwycił ją za ramię i odwrócił plecami do podłoża, po czym uklęknął z nogami rozstawionymi pomiędzy ciałem studentki, a prawą dłonią chwycił za jej gardło. Złość szpetnie wykrzywiła mu twarz. -Naprawdę chcesz zarobić kulkę w łeb? Nie jestem cierpliwy!
-Nie dostaniecie go... Heartfilia zaśmiała się ponuro.
-Co?
-Szukacie aktu własności baru, prawda? Możecie sobie szukać do woli, i tak go nie znajdziecie...
-Nie wiem o czym mówisz! Zdenerwowany ścisnął mocniej jej szyję, a Lucy skrzywiła się z bólu.
-Jasne, pewnie że nie wiesz... Jej zachrypnięty głos wypełniony był sarkazmem. -Możecie dalej porywać, zabijać, ja i tak go nie oddam...
Czyżby ciepło kaloryfera przegrzało jej mózg?
-O czym ty pieprzysz?! Za kogo ty mnie masz!
-Za kelnera, który spalił mi dom i porwał?
Rozjuszony otworzył szerzej oczy i ścisnął wargi. Dziewczyna zdecydowanie pozwalała sobie na zbyt wiele.
-Nie jestem żadnym kelnerem!
-To kim? Wycharczała, co raz boleśniej odczuwając brak dostępu do tlenu. -Kim ty właściwie jesteś? Pojawiasz się nie wiadomo skąd... Odkaszlnęła -...obrażasz i wysadzasz członków Oracion Seis w powietrze...
Uścisk porywacza z każdą chwilą stawał się luźniejszy, a jego śniada cera przybierała jaśniejszych kolorów.
Choć to on trzymał dziewczynę za gardło, czuł jakby sam miał zaraz się udusić. Po chwili, choć nie stracił przytomności, opadł bezwładnie na Heartfilie.
Lucy bez problemu zrzuciła z siebie chłopaka, który zaczął dostawać dreszczy. Skulony, stracił zdolność do poruszania się. Jego ciało odmówiło posłuszeństwa, zupełnie jak przy paraliżu.
-Coś ty mi... zrobiła... Ledwo mówił, a język wręcz plątał się w jego buzi. Lucy spojrzała na niego i z naprawdę zajadłym uśmieszkiem poczochrała jego włosy.
-Piwko smakowało? Spytała, odtrącając wyciągniętą rękę mężczyzny.
-Ty ... ty jędzo! Wysapał z ledwością. Okropnie kręciło się mu w głowie. Czyżby dodała mu coś do piwa gdy rozmawiał przez telefon?! Cholera, takie wiedźmy powinni do dzisiaj palić na stosie!
Kiedy Dragneel walczył z samym sobą, blondynka wstała z podłogi i otrzepała się z kurzu.
-Powinieneś już spać jak zabity...
To ona chciała go uśpić, czy zabić?! - pomyślał Natsu z przerażeniem.
W rzeczywistości Heartfilia nie chciała zrobić mu krzywdy. Jej plan opierał się wyłącznie na uśpieniu porywacza. A to, że przy najbliższej okazji włożyła do piwa wszystkie siedem tabletek... To tylko tak dla pewności. Wolała być zapobiegawcza, jednak teraz, przyglądając się skutkom połączenia tak ogromnej dawki ludesu z alkoholem zaczęła się zastanawiać, czy czasem nie spowoduje nieumyślnej śmierci Dragneela...
-NIE POZWOLĘ CI UCIEC! Zawołał w śmieszny sposób, jakby jego twarz była znieczulona. Zupełnie stracił nad tym kontrole. Dziewczynie przypominał on zupełnie bezbronne, upośledzone dziecko.
-Słodkich snów. Lucy postawiła przed nim białe pudełko po nasennych tabletkach i wybiegła przez otwarte drzwi. Natsu ze złości chciał uderzyć pięścią w podłogę, lecz nawet nie miał siły unieść ręki w górę, by sięgnąć po opakowanie ludesu.
-KUUURWAAA!!!

- - - - - - - - - -

-Ale dziś ruch... Stwierdziła Wendy słysząc echo policyjnych syren i przeżuwając swoje drugie śniadanie na dachu Magnolia Academy. Uwielbiała to miejsce, przychodziła tu podczas każdej dużej przerwy, nie zważając na porę roku. Widać stąd było całe miasto, jednak najbardziej upodobała sobie panoramę północnej części Magnolia City. Zawsze z uśmiechem spoglądała na tajemnicze North Faries oraz kolorowe China Town.
Wzięła kolejny kęs ryżowej kulki i spojrzała w niebo, na ciemno-szare chmury, które sunęły nad jej głową z niebywałą prędkością...
-Cholerne gliny! Tyle ich dziś na mieście, że nie możemy się nawet zerwać z budy! Na dach weszła grupa nastolatków, a speszona ich obecnością Marvell usłyszała znajomy głos Chelii Blendy. Mogła być jednak spokojna, siedziała za małym pomieszczeniem gospodarczym, nikt więc nie powinien dowiedzieć się o jej obecności.
-Do bani! Zawołał nieznajomy chłopak. -Ciekawe co się stało... Jak myślisz, Conbolt?
Chowająca się dziewczyna otworzyła szerzej oczy. Romeo też tu był? Wzięła głębszy oddech i dalej nasłuchiwała rozmowy rówieśników, gdy na dach wbiegł ktoś jeszcze.
-Słyszeliście?! Odezwał się kolejny, bliżej nie określony przez Wendy, chłopięcy głos.
-Ale co? Zdziwiła się Chelia.
-Dziś w nocy na obrzeżach Magnolia Center doszło do pożaru! Piszą o tym w każdych gazetach! Uczeń pomachał przed nimi "Dziennikiem Magnolskim".
-Pokaż mi to! Rozkazała Blendy i wyrwała koledze gazetę. Zaczęła czytać artykuł na głos :
Ubiegłej nocy około godziny dwudziestej trzeciej, w centrum miasta doszło do poważnego wypadku. Jedno z mieszkań zostało doszczętnie spalone. "Nie znamy jeszcze przyczyny pożaru, lecz prawdopodobnie doszło tu do eksplozji. Nasi najlepsi funkcjonariusze już podjęli odpowiednie kroki i od kilku godzin badają sprawę." - wyjaśnia nam Jose Porla, Komendant Główny Policji w Magnolii. Świadkowie będący na miejscu zdarzenia również wspominają o wybuchu. Nie wiadomo jeszcze, czy ktoś podczas pożaru znajdował się w budynku, lecz dowiedzieliśmy się, że należał on do znanego magnolskiego prawnika, Judego Heartfilia, który prowadził tam swoją kancelarię...
-Heartfilia?! Czająca się za murem Marvell zatkała sobie usta w ostatniej chwili.
Gdy Chelia skończyła czytać, młodzież popadła w euforie. "Super - tyle się dzieje!" , "To pewnie znowu sprawka mafii" ... Wendy nie mogła pojąć ich słów oraz podekscytowania, które zawładnęło nastolatkami. Jak mogli się cieszyć z takiego nieszczęścia? I co z panią Lucy? Czy była wtedy w kancelarii? Czy nic jej nie jest? Z nerwów zacisnęła mocniej pięści na spódnicy od szkolnego mundurka, a w oczach pojawiły się pierwsze łzy.
Dopiero dzwonek zwiastujący koniec przerwy uspokoił harmider, jaki zapanował na dachu szkoły. Zniechęceni nadchodzącymi lekcjami uczniowie zaczęli zbierać się do klas.
-Idziecie? Słowa jednego z "paczki" Conbolta zatrzymały szykującą się do zejścia Marvell.
-Zaraz. Odpowiedziała Chelia i pogoniła resztę niedbałym ruchem dłoni. Koledzy wzruszyli jedynie ramionami i opuścili dach, zamykając za sobą drzwiczki. Wtedy Blendy, będąc pewna że nikogo nie ma w pobliżu postanowiła podejść do Romea bliżej.
-I co o tym sądzisz?
Zapadła dłuższa cisza.
-Hmmm, czy to nie dziwne, że Natsu kazał nam zniszczyć latarnie na tej samej ulicy, ledwo kilka godzin przed pożarem?
Chłopak wreszcie uraczył ją spojrzeniem. Zdenerwowały go słowa różowowłosej.
-Insynuujesz coś?
-Nieee, skądże... Chelia kompletnie nie przejęła się wściekłym wzrokiem Conbolta. -Stwierdzam tylko fakty. Dodała opierając dłonie na biodrach. I jej twarz przybrała bardziej surowego wyrazu. -Nie miałam pojęcia o waszej znajomości, jednak wiedz, że nie jesteś jedyny. Śmiem nawet wątpić w to, czy znasz go tak dobrze jak ja...
-A co ty możesz wiedzieć?! Romeo zerwał się na równe nogi, by stanąć oko w oko z koleżanką, która zachichotała sztucznie.
-Jeśli naprawdę myślisz, że Natsu nie ma nic wspólnego z tym incydentem, to jestem pewna - kompletnie go nie znasz! No... przynajmniej jego prawdziwej strony... Dokończyła tajemniczo i ciężkim krokiem opuściła dach szkoły. Tymczasem trzynastolatek odwrócił się w stronę poręczy, którą chwycił z całych sił.
-Głupia idiotka! To niemożliwe... Syknął wściekle, lecz zamilkł z chwilą, gdy usłyszał czyjeś kroki.
-Co wyście znowu narobili!
Zaskoczony spojrzał na zbliżającą się do niego Wendy Marvell. Dziewczyna szła co raz szybciej i szybciej, aż w końcu znalazła się tak blisko, że bez problemu zdołała chwycić jego marynarkę od szkolnego mundurka. Nieźle wkurzona przycisnęła Romea do poręczy.
-Zaprowadź mnie tam!
-Co?!
-Pokaż mi gdzie dokładnie wybuchł ten pożar!
Nie rozumiał jej oburzenia, jednak pominął ten drobny szczegół i posłał jej zadziorny uśmiech.
-Jak chciałaś się ze mną wybrać na wagary to mogłaś normalnie powiedzieć. Nie musisz robić takich podchodów...
-To nie jest czas na żarty! Zawołała Marvell i chwytając zaskoczonego chłopca za nadgarstek wyprowadziła go z dachu. -Idziemy!
...
Chelia siedziała na swoim miejscu i z opartą o dłoń brodą rysowała jakieś szlaczki w podręczniku. Pozostali w klasie czytali o twórczości Williama Szekspira, lecz ona nie widziała w tym najmniejszego sensu. Bo w jaki sposób poezja tego dziada miałaby jej pomóc przeżyć w codziennym życiu?
Absolutną ciszę przerwał gumowy balon, wystrzelony z ust Chelii.
-Blendy, ile razy mam ci powtarzać! Wypluj tą gumę! Zawołał nauczyciel, ale jego słowa przeleciały przez uszy dziewczynki jak niewidzialna lotka od darta.
Tak chciałaby uciec z tej głupiej budy...
Ziewnęła znudzona odwracając się w stronę okna i aż zachłysnęła się powietrzem. Wstała, nie wierząc w to co widzi.
-Śmietnik jest tutaj. Nauczyciel myśląc, że uczennica wreszcie postanowiła się go słuchać wskazał kosz obok swoje biurka. Ale Chelia nie ruszyła się nawet o krok. Ze złością wpatrywała się w Wendy i Romea, którzy trzymając się za rękę uciekali ze szkoły.
...
Nie spodziewała się czegoś takiego. Płakała. Łzy same ściekały jej po brodzie. Romeo nie miał pojęcia, dlaczego tak się zachowuje. Przynajmniej do momentu, aż nie wypowiedziała cicho czyjegoś imienia.
-Lucy? Kto to jest? Spytał Conbolt i ze zniżoną głową przechylił się w bok, by spojrzeć na twarz łkającej dziewczyny. Nie odpowiedziała mu, z zasłoniętymi przez dłonie ustami nie mogła oderwać oczu od pozostałości z kancelarii.
Za żółtą taśmą policjanci przeszukiwali pozostałości budynku, całkowicie pożartego przez ogień. Podnosili spalone cegły, zaglądali w głąb zgliszczy, wciąż coś zapisywali... Ale gdzie była Lucy?!
Marvell ruszyła na przód, a ogłupiały Romeo ruszył po chwili tuż za nią. Ominęli szereg radiowozów, przychodzących i odchodzących gapiów, aż wreszcie natrafili na funkcjonariusza policji.
-Gdzie jest pani Lucy! Zawołała dziewczynka ściskając mocno rękę wystraszonego jej atakiem policjanta. -Proszę powiedzieć gdzie ona jest!
-Uspokój się dziecko, nie wiem o co ci chodzi! Warknął funkcjonariusz i wyrwał dłoń z uścisku dziewczynki.
Conbolt wreszcie zrozumiał jej zachowanie.
-Wendy, czy ty znałaś kogoś kto tu mieszkał? Granatowowłosa pokiwała twierdząco głową, wypuszczając kolejne łzy. Nagle usłyszeli krzyki policjantów.
-Tu nie wolno wchodzić! Proszę się cofnąć!
-Ale to mój dom do cholery! 
Marvell w try miga podbiegła bliżej rozstawionej taśmy. Zobaczyła Lucy Heartfilię, ubraną jedynie w brudną koszulę. Nie miała nawet butów, ale uczennica i tak odetchnęła z ulgą. Najważniejsze, że pani Lucy nic się nie stało.
Dziewczynka chciała ją zawołać, lecz wtedy zobaczyła jak młoda kobieta upada na pozostałości kancelarii i chowa twarz w dłoniach. Jej głośny płacz słychać było na całej ulicy.
-Mój dom! To mój dom!
Policjanci nie wiedzieli zbytnio co począć z rozżaloną kobietą.
-Ale z was idioci! Na zabezpieczony teren wślizgnął się Totomaru. Jako komisarz powinien jedynie pilnować by ciekawscy cywile nie przeszkadzali w dochodzeniu. Jednak nie mógł dłużej patrzeć na to, co wyprawiają inspektorzy. Yagiri podszedł do płaczącej kobiety i zarzucił na nią swoją kurtkę. Chwycił Lucy za nadgarstek i postawił do pionu, a następnie oplótł ją w pasie. Dziewczyna ledwo trzymała się na nogach, była jak z waty.
-Ej, gdzie ty ją zabierasz?! Zdenerwował się jeden z funkcjonariuszy.
-Na komisariat! Jeśli to rzeczywiście jej dom to musi zostać przesłuchana!
Nawet przypadkowi przechodnie wpatrywali się w tą scenę, ze skupieniem oczekując dalszych wydarzeń.
-Nie zapomnijcie napisać od tym adnotacji w raporcie. Dodał Totomaru, przez co bardzo zdenerwował. inspektorów. Bo do czego to doszło, by zwykły komisarz wydawał im rozkazy?! Nic jednak nie mogli z tym zrobić - Yagiri miał rację i choć wstyd było przyznać, to wyżej postawieni policjanci nie pochwalili się swoimi umiejętnościami.
Komisarz Loxar otworzyła drzwiczki od radiowozu, a jej partner ze spokojem pomógł Heartfilii usiąść na tylnym siedzeniu. Wendy wciąż obserwowała znajomą blondynkę, która od pewnego momentu miała ten sam, grobowy wyraz twarzy.
-Musi być w szoku... Zmartwiona Marvell skierowała swoje słowa do Romea.
-To oczywiste! Po tym co się stało... Dziewczynka usłyszała za sobą głos starszej kobiety. Zaskoczona zaczęła rozglądać się po okolicy, lecz nigdzie nie widziała Conbolta. Nie wiedziała, że chłopiec ulotnił się z ulicy już dobrą chwilę temu.

- - - - - - - - - -

Siergain stanął z czarnowłosą, piękną kobietą przed willą Don Zero. Nijak zareagowali na rozmiar oraz bogatą stylizację posiadłości. W ciszy czekali aż otworzą przed nimi bramę, a gdy wreszcie dostali się do środka, przed drzwiami wielkiego domu przywitał ich młodzieniec o buntowniczym wyglądzie.
-Jestem Macbeth Midnight, capo bastone Oracion Seis. Wyjawił wyciągając rękę w stronę Jikureina, lecz posłaniec Grimoire Heart jedynie zmierzył go chłodnym spojrzeniem.
-Przyszedłem tu na spotkanie z Don Zero.
Macbeth spojrzał na niego szerzej otwartymi oczami, po czym wybuchł głośnym śmiechem.
-"Przyszedłem tu na spotkanie z Don Zero"? Powtórzył naśladując ton Siergaina. -A kim ty kurwa jesteś, żeby od tak spotykać się z moim ojcem?!
Ledwo zdążył to powiedzieć, a czarnowłosa kobieta zaszła Midnighta od tyłu i obezwładniła go chwytem gilotynowym.
-Przeproś pana Siergaina!
-Ultear, uspokój się...
Milkovich dopiero po chwili przestała podduszać Macbetha, a młody chłopak odkaszlnął i zaskoczony chwycił się za obolałą szyję. Mają tupet, by atakować go w takim miejscu... Jednak musiał przyznać, że ci ludzie byli z zupełnie innej ligi.
-Prowadź do szefa. Rozkazał mężczyzna z tatuażem na twarzy, a capo bastone Oracionu przeklął pod nosem.
...
Dwójka przybyszów znalazła się w wielkiej sali, z żyrandolem, marmurowymi posadzkami i przepięknymi obrazami. Siedząc na fotelach z naturalnej skóry popijali whisky w szerokich szklankach.
-Przepraszam, że kazałem wam na siebie czekać! Do pokoju zawitał Don Zero. Ubrany w biały garnitur, z palącym się cygarem w ustach przywitał ich z szeroko rozstawionymi rękoma. -Ostatnio panuje tu małe zamieszanie, mamy ręce pełne roboty!
-Owszem, ostatnio w mieście zrobiło się dość głośno. Stwierdził Siergain i wraz z Ultear ukłonili się, oddając należyty szacunek przywódcy zaprzyjaźnionej organizacji. -Myśleliśmy przedtem, że Oracion w ten sposób zabija swój czas, więc wasza prośba o pomoc była dla nas niemałym zaskoczeniem.
Capofamiglia* nie wiedząc co odpowiedzieć jedynie zaśmiał się niezręcznie i usiadł na jednym z foteli.
-Przejdźmy do rzeczy. Więc... zależy nam na pewnym gruncie...
-Jak mniemam chodzi o ziemię, na której niegdyś znajdował się bar "pod wróżkowym ogonem"? Przerwał Siergain, a Don Zero nalał sobie whisky i duszkiem wypił całą zawartość szklanki.
-Owszem. Problem w tym, że nie tylko my się o nią staramy i bardzo nas to niepokoi. Pojmaliśmy nawet Judego Heartfilia, prawnika zajmującego się niegdyś sprawą starego Don Dreyara...
Posłańcy Grimoire Heart słuchali go z uwagą.
-...który jest właścicielem baru, lecz to nie wystarczyło. Adwokat nie posiada dokumentu, prawdopodobnie ma go jego córka.
-To czemu nie zabierzecie go od niej? Dociekał Jikurein
-Ostatnie wydarzenia to właśnie skutek nieudolnych prób zdobycia aktu własności tego zrujnowanego lokalu. Straciliśmy przez to wielu ludzi...
-Czemu w ogóle staracie się zdobyć ten grunt? Siergain pytał dalej, bezczelnie wtrącając się w zdanie Don Zera. -Czyżby Oracion Seis stało się aż tak zachłanne i zuchwałe?
-Co proszę? Urażony szef mafii wstał z fotela i uderzył pięściami w stół. Ultear od razu zareagowała na wybuch agresji białowłosego mężczyzny. Już unosiła się z miejsca, lecz wyciągnięta ręka spokojnego Jikureina skutecznie ją powstrzymała.
-Od dziewięciu lat, zaraz po wojnie staliście się znani i szanowani. Niemal cała policja została opłacona, a większość działalności gospodarczych do dziś płaci wam regularny haracz. Aż do teraz bezkarnie przekraczaliście granicę wyznaczonego prawa, przy czym zawsze wychodziliście z tego obronną ręką. Cała chwała idzie na wasze konto, ponieważ niewielu ludzi wie, czyją zasługą jest obecny stan rzeczy...
-To dlatego, że w przeciwieństwie do was działamy jawnie! Zbulwersował się boss. -Właśnie przez to, obojętnie kto narobi bałaganu, to zawsze Oracion Seis dostaje po uszach! I jakby mało tego było oddajemy wam niemal siedemdziesiąt procent zysku!
Siergain skosztował whisky i spojrzał na przywódcę mafii z rozbawieniem.
-Z całym szacunkiem Don Zero, ale mylisz się. Nie istnieje żaden podział na "nasze" i "wasze" , na działania "jawne" czy "w ukryciu". Oracion Seis, choć pod swoją nazwą, działa w naszym imieniu, a zysk jaki nam oddajecie jest częścią sojuszu jaki zawarli poprzedni Ojcowie* naszych mafii. Dlatego też, mając na uwadze nasze dobre stosunki pomożemy wam. Dostarczymy ludzi i wesprzemy w trudniejszych chwilach, jednakże Don Zeref stawia pewien warunek.
-Warunek?! Warknął Zero.
-Zostawcie własność Makarova Dreyara w spokoju.
W pomieszczeniu zapanowała cisza. Cisza zwiastująca nadejście burzy.
-Czy wy jesteście niepoważni?! Szef mafii ryknął na całą willę. -Nie ma mowy! Po prostu nie ma mowy! Nie i koniec! Czy wy zdajecie sobie sprawę z tego, co może się stać jeśli sobie odpuścimy?! Stary Dreyar za niespełna rok wyjdzie z pierdla, a wtedy...
-Wtedy co? Czyżby Oracion Seis obawiało się powrotu dawnego wroga?
Zero aż poczerwieniał ze złości. To na tym zależało Zerefowi?! Chcieli dopuścić do odrodzenia Fairy Tail?! Co prawda najgroźniejsi gangsterzy wspomnianej mafii zostali już dawno zabici, jednak chęć odzyskania przez kogoś dawnej siedziby jest powodem do snucia poważnych domysłów. Był to niemal niezaprzeczalny fakt o próbie odbudowania dawnego gangu!
Siergain, widząc złość bossa uśmiechnął się pod nosem.
-Jeśli coś wam nie pasuje, możecie w każdej chwili zerwać umowę jaka łączy was z Grimoire Heart. Jednak nie zapomnij, Don Zero, dzięki komu sięgnąłeś szczytu. Jesteś gotów ponieść konsekwencje zerwania sojuszu, który trwa od dziewiętnastu lat?
Nie czekając na odpowiedź przywódcy Oracion Seis, mężczyzna z tatuażem na twarzy i jego towarzyszka wstali z foteli i zmierzyli w stronę wyjścia.
-Dobrze. Wydusił wreszcie Zero. -Przekażcie Don Zerefowi, że przystajemy na jego warunek.
Zadowolony z odpowiedzi Siergain, na pożegnanie ukłonił się ostatni raz przed bossem. A gdy przedstawiciele Grimoire Heart zamknęli za sobą drzwi, rozzłoszczony boss rzucił w nie pustą szklanką od whisky. Dysząc z rozjuszenia zastanawiał się co może, a wręcz co powinien teraz zrobić.
Dla uspokojenia zapalił kolejne kubańskie cygaro i podszedł do okna. Opuszczający go goście byli już przy wyjściowej bramie. Po chwili szef mafii zerwał się raptownie i przyspieszonym krokiem przemierzył całe pomieszczenie. Zatrzymał się dopiero na rozbitym szkle, które przydeptał czarnym mokasynem.
-Macbeth! Ryknął otwierając podwójne drzwi, a wołany syn w ciągu kilkunastu sekund pojawił się na szerokich schodach. -Za pięć minut chcę widzieć wszystkich w tej sali! Rozkazał wskazując kciukiem za siebie i z trzaskiem zamknął za sobą drzwi.
...
Czekali na wyjaśnienia Don Zera w pełnym składzie. Macbeth Midnight jak zwykle przybierał buntowniczą postawę, co zachwycało siedzącą obok Sorano Aguire, inaczej znaną jako "Angel". Na przeciw nich miejsca zajmowali olewający wszystko Erik Cobra oraz wątłej postury Sawyer Racer. Najbliżej szefa znajdowali się Richard "Hoteye" Buchanen i Bora Kasai, który nie miał pojęcia co robi wśród całego towarzystwa z oddziału "Oracion", jak i samego szefa.
-Gdzie Erigor? Spytał boss, lecz nikt nie potrafił mu odpowiedzieć na to pytanie.
-On już chyba nie przyjdzie... Stwierdził w końcu Bora. Ale czy musiał stwierdzać coś tak oczywistego? Skoro nie wrócił po takim czasie do posiadłości Oracionu, to musiał zginąć podczas ostatniej misji.
Kasai rozejrzał się po sali i poczuł się nieco urażony. Naprawdę nikogo z obecnych nie obchodził fakt, że zginął ich towarzysz?
-Powiesz wreszcie o co chodzi? Czemu zwołałeś nas wszystkich? Burknął niedbale Midnight, który jak zwykle miał wszystko w nosie.
-Koniec z szukaniem aktu własności baru. Wyjaśnił Don Zero, a pozostali momentalnie zdębieli.
Niezręczną ciszę przerwał capo bastone, który nerwowo poderwał się z fotela.
-Co ty mówisz ojcze! Chcesz tak łatwo odpuścić? Po tym wszystkim co już...
-Oczywiście, że nie chcę idioto! Przerwał mu Capofamiglia. -Ale nie mam na to wpływu!
Zaszokowany Midnight ponownie opadł na swoje miejsce. Każdy z mafiozów miał mętlik w głowie. Bo jeśli sam Don nie miał na coś wpływu - to kto?
-Bora, tylko ty jeden widziałeś wszystkich, którzy brali udział w całej tej farsie.
Fioletowowłosy w mig pojął o kim mowa. Przypominając sobie twarze trójki młodych mężczyzn i Heartfilii, którzy za każdym razem wchodzili mafii w drogę, pokiwał twierdząco głową. Słowa w tej sytuacji były zupełnie niepotrzebne.
-Wszyscy... Odszukajcie ich, a potem zabijcie bez mrugnięcia okiem. Rozkazał Don Zero, przybierając ściszony, złowieszczy ton. -Macie się tym zająć jeszcze dzisiaj.

- - - - - - - - - -

Czarny Lancia Ardea(*2) , prowadzony przez Laxusa nieuchronnie zbliżał się do Harbor Gateway.
-Dziwne uczucie, siedzieć w samochodzie, ale nie prowadzić. Stwierdził Fullbuster po dłuższym namyśle. Wywołał tym nikły uśmiech na twarzy wpatrzonego w drogę Dreyara.
Erza zapewniła ich, że zajmie się zarówno skradzionymi dokumentami prawnika, jak i zniszczoną, niezdatną już do niczego furgonetką. Mieli więc jeden problem z głowy. Przez to jednak zmuszeni byli pożyczyć samochód od Cany. A skąd ona miała ten nowy nabytek? Laxus przeczuwał, że woli tego nie wiedzieć, dlatego też o to nie pytał. Ważne, że było czym jeździć po ulicy.
Gdy dojechali na miejsce, zauważyli coś niepokojącego. Magazyn należący do Natsu był otwarty, a...
-Co ty odpierdalasz?! Gray wybiegając z samochodu wrzasnął na wijącego się po ziemi Dragneela.
Gry francuz kucnął obok przyjaciela, ten chwycił Fullbustera za ramiona, dzięki którym podciągnął się do góry.
-Cycata zołza! Dorwę ją i zatłukę! Zawołał głośno, choć jego mowa była zwolniona i ledwo zrozumiała. Zachowywał się jakby co najmniej przesadził z alkoholem. Sapał, pocił się, o staniu na nogach nie było nawet mowy, a jego powiększone źrenice zajmowały niemal całą powierzchnie tęczówek.
-Boże, Natsu. Co ty ćpałeś!
Do chłopaków dobiegł Laxus.
-Gdzie dziewczyna?! Spytał zdenerwowany, chwytając Dragneela za koszulę. -I co ci jest do cholery!
-Jaka dziewczyna?! Spytał ogłupiały Gray, nie mając pojęcia o porwaniu Lucy.
-Naćpała mnie czymś i uciekła! Wybełkotał różowowłosy, a Dreyar z szoku upuścił go na ziemie i stanął nieruchomo, jakby odłączył się od rzeczywistości. 
-P-ponieście mnie, kurwa!
Fullbuster z niedowierzaniem wpatrywał się w przyjaciela, który nieudolnie próbował wstać. Zupełnie bezradny i wściekły Natsu był bliski płaczu.
-Co ona mi zrobiła! Nie daruje jej tego!!!


*1) Ekspertyza traseologiczna - badanie śladów i odcisków na miejscu zdarzenia/zbrodni
*2) Lancia Adrea - samochód klasy "C" 

***

Z samego rozdziału, chyba jestem zadowolona :P.
Poprawiałam go wiele razy, dopieszczałam, sprawdzałam... A ostatnio po prostu nie miałam do tego sił, gdyż kończyłam pisać o późniejszej porze. A i żeby nie przeciągać, podzieliłam notkę na dwie części. Myślę, że zbyt długie rozdziały są pewnie dla was męczące...
Pojawiły się też nowe postacie, o których już jest wzmianka w odpowiednich zakładkach :)
Następny, drugi fragment/rozdział powinien pojawić się gdzieś pod koniec tego tygodnia. Najprawdopodobniej w najbliższy weekend.

Standardowo zapytam, który fragment rozdziału spodobał się wam najbardziej (bardzo polubiłam tą zabawę, która powoli staje się tradycją :D)
Dziękuje również za wszystkie wcześniejsze komentarze i mam nadzieję, że zainteresowałam was tą notką. 
Buziaki :***


13 komentarzy:

  1. Nareszcie :D!

    OdpowiedzUsuń
  2. Yay~! Nareszczie~! Yatta~!
    Rozdział świetny, jeden z lepszych :D To chyba moj ulubiony razem z tym o pościgu ^ ^ Tak nie mogłam sie doczekać, ale warto było :D
    Świetny był fragment o Siegrainie (tak czekałam na Jellala T^T) i Ulteat :D No i ostatni XD...
    Nie moge sie doczekać nastepnego :D
    Kończę, jutro poprawa z historii, trzeba sie uczyć... Pozdro i życzę weny :D
    PS. Pisze w imieniu mojej koleżanki, która tez sprawdzała co chwile ^ ^

    OdpowiedzUsuń
  3. Takie długie te rozdziały, takie późne pory że nie jestem w stanie dać długiego komentarza. Ale akcja to tu się dzieje, ale trochę mi smutno że Natsu i Lucy mają między sobą takie stosunki, chociaż w pewnym sensie to naprawdę zabawne. Chłopak za niedługo nie wytrzyma, naćpała go czymś. Rany nikt się nie dogaduje. Skomentowałabym dłużej ale padam na twarz. A no i jeszcze Wendy nie wiem czy jest słodka, czy realistyczna. He he. No i lepiej sobie nie zaczynać z radą, no i Siergain, a może Jellal, tego nigdy nie ogarnę. No cóż tak czy tak genialny rozdział.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z rozdziału na rozdział robi się coraz ciekawiej tylko te relacje Natsu i Lucy :( Mam nadzieję, że w późniejszych rozdziałach będzie między nimi coraz lepiej :)
    Nareszcie pojawił się Jellal :D chociaż może to jego bliźniak, kurde znowu nie ogarnę ich wszystkich.
    Najciekawszy moment to chyba rozmowa Siergana i Zero, jakoś fajnie mi się to czytało :).
    Ogólnie to nudnych momentów nie było, a całość na prawdę świetna. Czekam na next!
    XOXO

    OdpowiedzUsuń
  5. Co się najbardziej podobało? Według mnie scena w magazynie. Porwana Lucy rozwaliła system! :) Ciekawe, czy Levy udało się wyśledzić Gajeela... Już się nie mogę się doczekać! Tak swoją drogą... Pojawi się jeszcze cioteczka? Strasznie ją polubiłam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ależ to było... łaaaaał *-*
    Uwielbiam Twojego bloga! *-*
    Tyle akcji...!
    I potyczek mafii...!
    I nieporozumień między naszymi wróżkami...! ^-^
    Uwielbiam to ^-^
    *wzdycha* :D

    W przeciwieństwie do osób powyżej, mnie się relacja Natsu i Lucy podoba :p
    Jest tak inaczej, ciekawie :P
    Chociaż jakąś taka chemia także byłaby super :3

    Mój ulubiony fragment tutaj byl, kiedy Lucyna udawała wykończona a potem wrobiła Natsu xD

    Ogólnie rozdział super, dziękuję, że go tak szybko napisałaś ;*

    Jako że nie wiesz kim jestem, powiem tak:
    *ekhem*
    To ja! Ten nieszczęsny anonimek xD
    Od teraz postaram się regularnie komentować rozdziały ;)

    Życzę weny, czasu i wszystkiego innego :p
    ~Justyna

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie mogłam się doczekać, cieszę się że rozdział już jest i to w dodatku taki świetny! No to Lucy pokazała pazurki :D naćpała go i uciekła...haha...boskie! I nawet nie wiedziałam, że Wendy potrafi być taka agresywna o_O Teraz bd już tylko ciekawiej, jak oni chcą ich pozabijać, czuję ostry przypływ akcji :) Do następnego i dużo czasu i weny życzę :)

    ~Victress

    OdpowiedzUsuń
  8. Ulubiony fragment? Ten w magazynie ^^ No i mnie w sumie też się podobają relacje Natsu - Lucy takie, jakie przedstawiłaś... Już sobie wyobrażam przyszłość...
    *rozmycie ekranu i dźwięki harfy*
    *spokojna uliczka, biały, ładny, zadbany domek z ogródkiem. Kamera zagląda do kuchni. Tam drobna, różowowłosa dziewczynka je śniadanie. Jej - również różowowłosy - ojciec czyta gazetę. Blondwłosa matka krząta się w kuchni*
    Dziewczynka: Mamo, tato, a jak w ogóle zaczęła się wasza znajomość?
    *dłuższa chwila milczenia. Rodzice przypominają sobie pierwsze spotkanie w restauracji, potem wysadzenie domu blondynki i jej porwanie, naćpanie różowowłosego lekami nasennymi...*
    Ojciec: *nie chce ciągnąć tematu, woli go jak najszybciej uciąć, a nie wdawać się w dyskusje, więc kłamie:* To była miłość od pierwszego wejrzenia. *powraca do czytania gazety*
    Matka: Tak... Ojciec dobrze mówi. Och, córciu, zaraz spóźnisz się do szkoły, uciekaj już!
    *dziewczynka patrzy na zegarek, nieco przestraszona perspektywą spóźnienia odbiega od stołu, łapie plecak i wybiega z domu*
    *ponowne rozmycie ekranu przy dźwiękach harfy*
    :'D
    No i tak poza tym, to jeszcze rozmowa z Siegrainem... Zastanawia mnie, czy zrobisz z niego Jellala po przejściu na stronę zła/Jellala po praniu mózgu i przejściu na stronę zła/Jellala po utracie pamięci/brata bliźniaka Jellala (z Mystoganem by byli trojaczkami w takim wypadku xD)/czy jeszcze cuś innego c:
    No i ten. Ogólnie rozdział bardzo mi się podobał :3
    Przesyłam weny do następnego rozdziału!

    Szeh ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. To miłe zaskoczenie, że prócz akcji z Lucyną podoba wam się pojawienie Siergaina :D
    Szeh - ta koncepcja z przyszłością jest bardzo dobra i zabawna :P Może to w jakimś (nie dosłownym) sensie użyje? Jeśli pozwolisz oczywiście ^.^
    Dziękuje wam wszystkim za komentarze :***

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możesz użyć, proszę bardzo, będzie mi miło ;)

      Szeh

      Usuń
  10. Miałam małą zawieszkę z blogami, więc dopiero teraz czytam i komentuję :)
    Ta zabawa z najlepszym fragmentem jest świetna, ale czasem (np. teraz) ciężko jest wskazać jeden :D Na pewno wszystko związane z Wendy i Blendy, obydwie zaczynają mi się podobać. Nasza mała niebieskowłosa okazała się być całkiem ostra, kiedy chodzi o Lucy ;) A Blendy to już w ogóle, rozpływam się nad tą postacią w twoim opowiadaniu, dodałaś jej charakterek, którego nie miała kanonie, super :) Oprócz tych fragmentów, mimo że nie jestem specjalną fanką NaLu, to właśnie kawałek z Lucy i Natsu podobał mi się najbardziej. Dziewczyna wymiata, a już myślałam, że zabawniejszego początku znajomości (bo mimo wszystko nie znają się długo) mieć nie można :))
    Jestem ciekawa jak rozwiążesz sprawę z Siegrainem i Jellalem, bo przecież musi się pojawić. Bliźniaczy brat czy nowa tożsamość, oto jest pytanie, będę to dzisiaj rozkminiać :D Tak czy owak Erza będzie miała z kim grzeszyć :D
    Pozdrowienia i wenę przesyłam, całusy ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Akcja z Lucy genialna, coraz lepiej mi się czyta rozdziały, jestem wielce zaskoczona tym, w jaki sposób poprowadziłaś akcję i co mi zostaje, tylko iść dalej i dowiedzieć się może czegoś więcej, tak więc krótki komentarz i lecimy dalej :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Witaj, kochana~~!
    Wreszcie powracam po tak długiej nieobecności ~~!
    Mogę wreszcie czytać i komentować twoje cudeńko. Ach, nawet nie wiesz jak się za nim stęskniłam. Miałam już dawno wpaść tutaj, przeczytać i pozostawić po sobie ślad, ale pojawiło się to jedno wielkie lenistwo. Jakoś nie mogłam się przemóc przez długi czas, a teraz mogę być tylko na siebie wściekła. Dlaczego wcześniej tego nie przeczytałam?
    Wydaję mi się, że zmienił Ci się styl pisania. Rozdział jak zwykle długi i przepełniony akcją. Tak, tego nie można powiedzieć. W rozdziale wydarzyło się wiele, otworzyłaś wiele nowych wątków, ale czegoś mi w niektórych momentach brakowało. Może się tylko czepiam, ale mam pewien niedosyt. Pomijając moje zrzędzenie i czepianie się o szczegóły, całość mi się podobała.
    Najbardziej co, hmm. Oczywiście, że „moment Lucy i Natsu”. Jejku, to było cudowne! Już dawno nie czytałam o takiej relacji między nimi. Oni się po prostu nienawidzili. No może nie tak dosłownie. Dziewczyna po prostu chciała się uwolnić z rąk porywacza, niechcąco robić mu krzywdzę. Chłopak natomiast ucierpiawszy bardzo, chciał tylko zabić Lucynę…
    Oj! Nieźle się porobiło. Ta akcja była świetna. Ten agresywny chłopak, ta diablica Lucy knująca i udająca, ta pewność siebie Natsu, ach! No dziewczyno, mistrzostwo! Wyszło Ci to. Już nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału.
    Jestem ciekawa jednego obrotu spraw. Dlaczego Zeref nie chce, by Oracion Seis dostało w łap akt baru… Czyżby za tym kryło się coś głębszego? :> Kolejna tajemnica do kolekcji, którą chcę rozwiązać.
    Kochana, rozdział udany. Żałuję, że go wcześniej nie przeczytałam. Po takiej długiej nieobecności mogę Ci jedynie życzyć masy weny i pomysłów i satysfakcji. Następne rozdziały pewnie nadrobię w najbliższym czasie, jak nie dzisiaj! :)
    Trzymaj się :***

    OdpowiedzUsuń

Wasze komentarze cieszą mnie jak mało kogo, jednak nie zaklepujcie miejsc. To nie ważne, kto jest pierwszy, kto ostatni. Takie wpisy zostaną usunięte.
Wszelkie pytania kierujcie do spamownika.
A jak przeczytałeś rozdział, to pozostaw po sobie ślad.
Jesteś anonimem? Podpisz się jakoś.

Całusy dla was śle z góry wdzięczna Yasha ^.^