2 mar 2014

Rozdział 20 "Ciocia z Ameryki"

18 października 1954. Czwartek.

Jeszcze niedawno, przed ósmą rano było jasno i w miarę ciepło. A teraz, przez głupią, zbliżającą się zimę szła zmarznięta do szkoły o zmroku.
-Wendy!
-Ał! Pisnęła odwracając głowę. Nie zauważyła, kiedy plecak obładowany podręcznikami przytrzasnął jej długie, granatowe włosy.
Była już u progu swojej szkoły. Najlepszej w całym Magnolia City, gdzie uczęszczały dzieci bogatych i wpływowych ludzi. Jak ona się tam dostała? Przywilej ten spadł na nią, kiedy jej ciotka, Polyrusica, została ordynatorem jednego z oddziałów jedynego szpitala w mieście, a ona sama postanowiła pójść w jej ślady i zostać lekarzem.
Pospiesznie wyjęła włosy przygniecione tornistrem i pomimo bólu oraz przemarzniętych z przymrozku kości uśmiechnęła się szeroko. Bo wołał ją nie kto inny, jak chłopak z mianem tego najprzystojniejszego i najfajniejszego w całej szkole.
-Witaj Romeo! Pisnęła odwracając się w jego stronę i kłaniając się grzecznie. Conbolt natomiast stanął przed nią niechlujnie, z rękoma włożonymi w kieszenie, a tuż za nim stała gromada innych osób. Wszyscy byli z jego bandy.
-Co ty taka formalna, Marvell. Zaśmiał się kpiąco, powodując speszenie dziewczynki.
Najprościej mówiąc, Romeo był szkolnym łobuzem. Mając zaledwie trzynaście lat już kilka razy został zatrzymany na komisariacie za drobne przewinięcia, co wśród większości jego rówieśników było czymś godnym podziwu i naśladowania. Jednak nie dla Wendy. Mimo to, była głęboko przekonana, że ten chuligan ma też swoje dobre strony. Przynajmniej bardzo starała się w to wierzyć...
-Zrywamy się z budy, idziesz z nami? Czarnowłosy wyciągnął do Marvell rękę i uśmiechnął się zawadiacko. Nie przejmował się zbytnio szeptami, jakie dochodziły zza jego pleców. Wendy natomiast speszyła się jeszcze bardziej.
-N-nie mogę... Wydukała cichutko, chwytając się za lewy łokieć. -Tak nie można...
Romeo spojrzał na nią z szeroko otwartymi oczami, a grupka trzynastolatków stojąca za nim wybuchła głośnym śmiechem. Nagle z szeregów całej tej bandy wyszła różowowłosa dziewczyna, Chelia Blendy. Od czasu, gdy po całej szkole zaczęła chodzić o niej plotka, stała się arogancka i bezczelna. A plotka ta głosiła, że chodzi do owej szkoły tylko i wyłącznie dzięki swojej kuzynce, która przespała się z dyrektorem.
Chelia zmierzając granatowowłosą od stóp do głów uwiesiła się na ramieniu Conbolta.
-Zostaw tą nudziarę w spokoju! Zawołała nieprzyjemnie i pociągnęła chłopaka ze sobą. -Po co ty w ogóle się do niej odzywasz! Tylko czas marnujesz!
Prowadzony przez Blendy, Romeo odwrócił się ukradkowo do tyłu. Wendy wciąż stała przed bramą szkoły i wpatrywała się w niego ze smutkiem, jakby była rozczarowana.
-Ta, masz rację. Mruknął ponuro idąc ze swoją grupką w przeciwną stronę.

- - - - - - - - - - -

Obserwował kancelarie Heartfilli już przez dłuższy czas, nerwowo zerkając na zegarek. Dochodziła dziewiąta, a Lucy wciąż nie wychodziła z domu...
-Ruchy Plue! Nagle drzwi od kancelarii otworzyły się szeroko. Blondynka, która w jednej ręce trzymała termos, w drugiej klucze, a z pleców zsuwał się ledwo założony kożuch wyglądała na totalnie nie zorganizowaną. Ale wreszcie udało jej się ubrać, zamknąć mieszkanie i pobiec z labradorem w swoim kierunku.
Teraz Gajeel, który na ten widok uśmiechnął się zuchwale, mógł ze spokojem zająć się swoimi sprawami. Mając pewność, że tryb dnia panny Heartfilli został zakłócony jedynie przez, zapewne, małe zaspanie, zapalił papierosa i zmierzył w głąb centrum. Prosto na komisariat policji.
-Nie ma. Odpowiedziała na odczepne policjantka, siedząca za centralą. Nawet nie uraczyła Gajeela spojrzeniem.
-Jak to nie ma?!
-No nie ma. Jest  w terenie. Czy gdzieś tam… Dziewczyna na służbie wzdrygnęła ramionami i odwróciła się do niego tyłem, by sięgnąć po swoje drugie śniadanie. Oburzony jej olewającym zachowaniem Redfox już miał odejść, gdy wpadł na pewien pomysł.
-Ej! Co ty odwalasz?! Zawołała zdziwiona policjantka, z buzią wypchaną kanapką, kiedy to mężczyzna wskoczył brzuchem na biurko i wychylając się sięgnął po mikrofon z cb-radia.
-Szóstka - szóstka! Komisarz Loxar potrzebna za trzydzieści minut przed posterunkiem! Zawołał siląc się na powagę, choć rozbawiło go własne, dziecinne zachowanie.
-Oddawaj to! Policjantka starała się wyrwać Gajeelowi megafon, lecz nie miała szans z siłą dwudziestotrzy latka.
-Szóstka, szóstka zgłoś się!
-Przyjęłam. Bez odbioru. Usłyszeli wreszcie mechaniczny głos Juvii, a czarnowłosy wyprostował się i grzecznie oddał policjantce mikrofon. I choć ich szarpanina dobiegła końca, pracująca tu dziewczyna szlachtowała zadowolonego z siebie Redfoxa morderczym spojrzeniem. Miał to jednak w głębokim poważaniu. Odchodząc uśmiechał się szeroko.
-Zawsze to chciałem zrobić, gihi!
Stał na parkingu należącym do komisariatu. Minęło właśnie trzydzieści minut, a Gajeel kończył trzeciego dziś papierosa, gdy policyjny radiowóz z numerem "6" zaparkował przy ostrzejszym hamowaniu.
-Gajeel! Juvia wyskoczyła z samochodu jak z procy. W dłoni trzymała stertę dokumentów, którymi, pomimo szerokiego uśmiechu Redfoxa, zdzieliła go w głowę. -Co ty odpierdalasz!
-O co ci chodzi? Z szerzej otwartymi oczami udawał ogłupiałego.
-Nie wolno ci korzystać z policyjnego wyposażenia! Jeśli się komendant o tym dowie, Juvia może mieć problemy!
-Przecież nic złego nie zrobiłem, nie dramatyzuj…
-To chociaż coś pilnego? Julia ma pełne ręce roboty. Warknęła oschle.
-Ta, pilnego. Wtrącił się Yagiri, który dopiero teraz zdążył do nich dołączyć. -Jakby wypytywanie właścicieli skradzionych samochodów o taksówkarza byłoby czymś pilnym…
-Ty się zamknij! Nikt ci nie kazał jechać z Juvią!
 -Jestem twoim partnerem, moja droga damo. Patrolowanie z tobą to moja powinność, którą czynię z zaszczytem…
-Dobra, nie wiem czy robisz za jej sługę, czy błazna... Gajeel mruknął cicho, wyciągając kolejnego papierosa. -…ale możesz łaskawie sprawdzić, czy czegoś nie zapomniałeś w samochodzie i dasz mi porozmawiać na osobności ze swoją damą?
Totomaru już miał coś powiedzieć, lecz gdy zobaczył spojrzenie Juvii - odpuścił.
-Skoro ty tego chcesz... Mruknął do niej wsadzając ręce do kieszeni spodni i udał się w stronę radiowozu. A gdy był już wystarczająco daleko...
-To było niemiłe. Stwierdziła Juvia.
-Nie będę się silić na grzeczności.
-Cały ty. Westchnęła.
-Nie jesteś lepsza! Oburzył się czarnowłosy.
-A co Juvia niby zrobiła?
Choć Loxar nie należała do głupich i nieogarniętych osób, czasem naprawdę nie dostrzegała najistotniejszych rzeczy. Na przykład takich jak wielka miłość „Totiego” do pani komisarz. W to jednak Gajeel nie miał zamiaru ingerować.
-Nie jestem tutaj, żeby ci błędy wytykać. Redfox zgrabnie ominął temat, do którego pewnie jeszcze powrócą. Lecz nie teraz. Prędzej przy szklaneczce chłodnej whisky w barze Heller. -Dowiedziałem się czegoś ciekawego o tym całym Grayu. Chociaż nie wiem, czy przypadkiem już tego nie wiesz
Loxar spoważniała.
-Przekonajmy się.
-Chodzi o pościg z Bianco Corvino. Powiedział wypuszczając z ust biały obłok dymu.
-Dokładniej? Dociekała policjantka.
-Dokładniej, to gdybyś złapała samochód uciekający przed mafią, a nie samych mafiozów… Gajeel, będąc przesadnie zdruzgotanym, westchnął przeciągle . -Mogłabyś osobiście spytać pana Fullbustera gdzie mu tak śpieszno.
Oczy Juvii zrobiły się wielkie jak talerze.
-No nie! Zawołała rozgoryczona, choć z drugiej strony ucieszyła się. I radość ta rosła z każdą chwilą, gdy dochodziło do niej, że miała rację. Przeczucie ją nie zmyliło. Naprawdę odgadła czynny udział Fullbustera w pościgu! A może nie tyle co odgadła, a doszła drogą dedukcji, której sama jeszcze podświadomie nie pojęła?
-Masz pecha skarbie.
-Nie koniecznie... Loxar zachichotała groźnie. Wyglądała, jakby gorączkowo myślała o czymś naprawdę strasznym. Sam Redfox cofnął się o krok, gdyż nie podobała mu się taka Juvia.
-Potrafisz być przerażająca. Zaczynam się ciebie bać! Zażartował. -Uciekam zanim się zrobi naprawdę niebezpiecznie! Dodał ze śmiechem i postawił już następne dwa kroki w tył, lecz policjantka natychmiast go zatrzymała.
-Czekaj! A dowody? Masz jakieś?
Mężczyzna wyszarpnął rękę z jej uścisku ze zniesmaczoną miną.
-Miałem tylko zbierać dla ciebie informacje, nic poza tym.
-Ale
-Biznes to biznes.
-To chociaż powiedz, skąd o tym wiesz?! To pewne informacje?
Wątpiła w niego? … Może i powinna, ale i tak poczuł się dotkliwie urażony. Jednak by się z tym nie ujawnić, dla niepoznaki uśmiechnął się zadziornie.
-Szpieg nigdy nie mówi o swoich źródłach, lecz zapewniam, że są stuprocentowym pewniakiem.
Gajeel wreszcie opuścił policyjny parking, a głowa Juvii przybliżyła się o kilka centymetrów do ziemi.
-I co z tego, że Juvia miała rację… Jęknęła do siebie, ze smutkiem. Totomaru wrócił do niej i widząc strapioną twarz przyjaciółki, uchwycił jej ramię.
-Toti, powiedz mi
-Tak? On również ściszył głos.
-Na chuj Juvii informacje bez dowodów?
Pojęcia nie miał jak odpowiedzieć na to pytanie. Nie wiedział również, czy płakać, czy się śmiać. Bo, wbrew pozorom, było to zabawne. A Juvia pomimo swoich przekleństw i ostrego temperamentu, jak zwykle była słodka. Przynajmniej on ją taką postrzegał. Od zawsze.
-Masz dziś wolny wieczór? Nagłe pytanie policjantki zgasiło jego rozmarzony uśmieszek. Odruchowo potwierdził twierdząco głową.
-To spędź go dziś z Juvią... Poprosiła i zmierzyła w stronę komisariatu. Totomaru natomiast stał w miejscu jeszcze przez dłuższy moment, z wypiekami na policzkach i kosmatymi myślami w głowie.

- - - - - - - - - -

Citroen H(*1) ledwo wytrzymywał prędkość 90 km/h. Stara furgonetka cała rzężała i trzeszczała, jakby miała się zaraz rozwalić. Mimo to, Gray dusił pedał gazu jakby chciał go wgnieść w podwozie.
-Uspokój się, bo ten gruchot zaraz rozwali się na części pierwsze! Warknął Natsu wyrzucając papierosa przez otwarte okno na jezdnię. Ale jego słowa nie dotarły do uszu Fullbustera. -Jeszcze trochę i mi Kwells nawet nie pomoże…
-Jak coś ci nie pasuje, to wyskakuj. Wymamrotał w pełni skupiony francuz, gazując na ostrym zakręcie, a Dragneel wleciał na boczne drzwiczki samochodu. Lecz nawet wtedy kierowca nie zwolnił, bo w końcu dorwał się za kierownice, przy której czuł się jak ryba w wodzie. I nawet jeśli był to ledwo poruszający się po ulicy złom, nie miał zamiaru się wstrzymywać. Wytężył więc wzrok, by lekko zgarbiony oddać się błogiej przyjemności i wcisnąć gaz do dechy. Po chwili zatrzymał się gwałtownie, a Natsu aż szarpnęło do przodu.
-To chyba tutaj. Stwierdził Gray wyciągając z kieszeni przepisany adres kancelarii prawniczej.
Tutejsza ulica nie była ruchliwa, również ludzi było w pobliżu nie wiele. Znajdujące się tu domy, zadbane i spore, wyglądały na dość kosztowne. Drzewa przy drodze zabezpieczone były drewnianymi płotkami, a co kilka metrów pojawiały się stare, szklane latarnie z kloszem.
-Typowa cicha i czysta uliczka na przedmieściach Magnolia Center. 
-Aż mi mdło...
-Te latarnie w nocy mogą nam narobić problemów. Wszystko będzie widać... Rozmyślał kierowca, natomiast Natsu po tej szalonej jeździe wciąż próbował do siebie dojść. Wystawił łeb przez otwarte okno i jęknął cicho, gdy dostrzegł znajomą twarz. Pewien młody chłopak szwendał się po okolicy z grupką rówieśników, którymi wyraźnie przewodził.
-A ty gdzie? Spytał Fullbuster, kiedy jego przyjaciel bez słowa wyskoczył z samochodu. Różowowłosy idąc na drugą stronę ulicy zagwizdał głośno.
-E, Romeo!
Gdy trzynastolatek zauważył, kto go woła i do niego zmierza, nieco pobladł.
-O kurwa, Natsu…
-Dla ciebie pan Natsu! I nie przeklinaj! Dragneel od razu zdzielił chłopca w głowę, na co ten skulił się z jękiem i chwycił się za obolałą czaszkę. -Gówniarz jeden! Mam nakapować twojemu staruszkowi, że się zrywasz z lekcji?!
-Proszę tego nie robić!
Reszta jego przyjaciół, stojąca nieco z tyłu nie wierzyła na własne oczy. Bo co to był za facet, którego bał się sam Romeo, wielokrotnie notowany przez policję, przywódca ich grupy. Ich guru. Tylko jedna osoba uśmiechając się szeroko wyszła naprzód.
-Panie Natsu! Kiedy pan odwiedzi naszą aptekę? Jeszcze nie skończyły się panu zapasy?
-Chelia?! Natsu był totalnie zaskoczony jej obecnością. Tego jeszcze brakowało, by spotkał tutaj tą bezczelną kuzynkę farmaceutki, u której jest stałym bywalcem. Skąd ona się tu w ogóle wytrzasnęła?! I co to miało być, to ostatnie zdanie?! Czyżby miała zamiar szantażować go takim głupstwem, jak kupienie dwudziestu opakowań Luxi Gum? ... Mimo wszystko, choć była to tylko grupa szczeniaków, wolał, by nie wyszło to na jaw. Nie chciał być uważany za jakiegoś seksoholika, a dzisiejsza młodzież potrafi być bezwzględna. Gdyby taka plotka rozniosła się po mieście, nie miałby lekko.
-Cóż za niespodzianka, widzieć tu pana!
-Mógłbym powiedzieć to samo... Natsu warknął cicho, po czym zwrócił się do Romea. -Możemy na słówko, mój młody przyjacielu?
Trzynastolatek z początku niezbyt chętnie chciał przystać na tą propozycję, jednak dostrzegł spojrzenia swoich towarzyszy. Nie mógł pokazać im, że się boi, straciłby ich szacunek.
-Idziesz? Zawołał Dragneel przechodząc na drugą stronę ulicy, a Conbolt dumnie wypinając pierś ruszył za nim w stronę furgonetki. W końcu, nie ma się czego bać... prawda?
Znał pana Natsu od najmłodszych lat, kiedy to, zanim jego ojciec otworzył sieć wyrobów tytoniowych, zamieszkiwali w North Faries. Nie miał matki i nigdy nie obchodziło go to, gdzie ona jest lub co się z nią stało. Ojciec nigdy nie chciał o niej wspominać. Wychowywany tylko przez jednego rodzica miał o wiele więcej luzu, nigdy nie był trzymany na krótkiej smyczy, jednak jakaś część jego zazdrościła dzieciom, które posiadali pełną rodzinę. Które zaznały prawdziwego, matczynego ciepła. Nie zawsze umiał sobie z tym poradzić i niejednokrotnie wpadał w nieciekawe towarzystwo, wpakowywał się w kłopoty. Ojciec nie dawał sobie z nim rady, lecz właśnie wtedy, w jego życiu pojawił się Natsu. Nieokrzesany nastolatek, z gejowskimi różowymi włosami i niewyparzoną gębą. Ponadto nie tylko gębę miał ciętą, dzięki niemu Romeo na własne oczy zobaczył, co znaczy być prawdziwym chuliganem. Dragneel, jako młodociany przestępca stał się jego idolem i za wszelką cenę starał się do niego upodobnić. Niestety skutki tego były zawsze takie same - fatalne. I to właśnie Nastu zawsze wyciągał go z opałów, wciąż powtarzając tą samą śpiewkę pt. "Dziecko, nie psuj sobie życia", przy czym zawsze wzdychał ciężko i poganiał go do domu. A on posłusznie się go słuchał, jak starszego brata i z płaczem wracał do swojej wyniszczonej kawalerki.
Natsu zatrzymał się tak nagle, że Romeo prawie wpadł na jego plecy.
-Co tam u ciebie? Dawno ze sobą nie rozmawialiśmy. Dragneel spojrzał na niego z ukosa, w uśmiechu wystawiając swoje zęby. -Strasznie się zmieniłeś! Tak... wydoroślałeś. Zaśmiał się i prawą dłonią rozmierzwił jego czarne włosy. -Serio, ledwo cię poznałem!
Romeo naprawdę posmutniał. Tak banalnego kłamstwa nie słyszał od bardzo dawna. A te wszystkie, niezliczone, przypadkowe spotkania na ulicy, w których odwracał się do niego plecami? Od niemal dwóch lat udawał, że go nie widzi. Że go nie zna. Gdy wraz z ojcem podnieśli status społeczny i przeprowadzili się, Natsu traktował go jak powietrze.
-To twoi przyjaciele? Kontynuował Dragneel.
Przyjaciele? Jak mógł tak nazwać zwykłą bandę głupków, którzy doczepili się do niego i uznali go za swojego przywódcę? Prosił się o to? Nie, on po prostu chciał robić swoje. Po prostu chciał być jak Natsu, którego zawsze podziwiał, to wszystko.
Mężczyzna dostrzegł, że z chłopcem jest coś nie tak. Wciąż trzymając dłoń na jego głowie, zacisnął mocniej palce i siłą skierował wzrok Colbonta na siebie.
-Naprawdę się zmieniłeś, wiesz?
Romeo otworzył szerzej oczy. Czuł się jakby... wystraszony? Lecz nie bał się Natsu, w końcu to zrozumiał.
-Wcale się nie zmieniłem! Zawołał, odrywając od siebie dłoń Dragneela i odsuwając się o dwa kroki. Był na niego wściekły. To dlatego przez ten cały czas omijał go szerokim łukiem? Czy on naprawdę sądził, że zmieniając miejsce zamieszkania i zawartość portfela zmienił też swój charakter?! Że stał się teraz grzecznym, słuchającym się tatusia chłopcem?!
Unosząc czoło spojrzał starszemu prosto w oczy. -Nic a nic się nie zmieniłem, Natsu-senpai! Wciąż jestem taki sam!
Mężczyzna przyglądał się chłopcu przez dłuższy moment, aż w końcu prychnął pod nosem i sięgnął po leżący nieopodal kamień.
-Udowodnij. Mówiąc to, wcisnął trzynastolatkowi kamień do ręki i szeptał do ucha: -Weź swoich kumpli i porozwalaj wszystkie latarnie na tej ulicy.
-To dziecinne! Zaśmiał się chłopiec. Mimo to ścisnął mocniej kamień i ze świecącymi się z radości oczami odszedł w stronę swoich towarzyszy. Nie pytał o szczegóły. Nie obchodziło go, po co w ogóle ma to zrobić. Liczyło się tylko to, że ma wreszcie szanse udowodnić swojemu idolowi, iż nic się nie zmienił. Liczył, że dzięki temu zyska coś w oczach mężczyzny, którego tak podziwiał.
Natsu z uśmieszkiem obserwował odchodzącego do znajomych Romea. Po chwili wyjął lewą rękę z kieszeni i wszedł do furgonetki.
-Dzieci - tak łatwo się nimi manipuluje... Zwrócił się do Fullbustera, otwierając przymrużone oczy i spoglądając na puste miejsce kierowcy. -Eee?! Gray?! Różowowłosy rozejrzał się w okół, lecz nigdzie nie widział przyjaciela. Zmarszczył brwi. -Jełopie, gdzieś ty polazł...
...
Francuz znalazł się na tyłach kancelarii Heartfilli. Dokładnie oglądał budynek ze wszystkich stron, zaglądał do okien. W mieszkaniu nie było nikogo. A mieszkanie samo z siebie było całkiem ładne, choć nie lśniło do końca czystością. Porównując jednak to lokum z ich ruderą...
Poklepał się po policzkach, by skupić się na istotnych rzeczach. By wszystko dokładnie przeanalizować nie powinien się rozpraszać pierdołami.
Zaglądając w ostatnie okno zauważył biuro. Pomieszczenie zapewne służyło za kancelarie prawniczą : półki ksiąg i kodeksów, segregatory oraz stos akt mówiły same za siebie. Nagle, w przepychu tego wszystkiego dostrzegł to, czego tak usilnie szukał.
-Bingo. Mruknął zadowolony z siebie, wpatrując się w czarny sejf wilczym spojrzeniem. Chyba nie mogli mieć więcej szczęścia. Okno kancelarii wychodziło wprost na niewielki, pusty parking, a za nimi znajdował się park, do którego kiedyś zaprosił swoją pierwszą dziewczynę na randkę. I jeśli dobrze pamiętał, bramę parku zamykali codziennie po 22. Jeśli zajadą wieczorem od tyłu, nikt nie powinien ich zobaczyć.
Zadowolony z takiego obrotu spraw, czym prędzej ruszył w stronę swojej furgonetki, lecz gdy tylko wyszedł na ulicę, cudem ominął nadlatujący w jego stronę kamień.
-Idioto, trafiaj w lampy, nie w ludzi!
-Przepraszam Romeo!
Gray z początku nie miał pojęcia co się tu wyprawia. Dopiero po chwili zauważył, że po całej ulicy biega grupa dzieciaków, która tłucze kamieniami wszystkie przydrożne lampy znajdujące się w okolicy.
-Od razu tu ciekawiej, co nie? Zawołał Dragneel z samochodu, ale spotkał się jedynie z karcącym wzrokiem przyjaciela, który znalazł się przy Citroenie w błyskawicznym tempie.
-Nie wstyd ci wykorzystywać te dzieciaki?
-Wykorzystywać? Zobacz jaki mają przy tym ubaw!
Fullbuster zatrzasnął za sobą drzwiczki i włączył silnik.
-Teraz mają ubaw, ale co będzie jak złapie ich policja? Szczyle na nas doniosą i będziemy w zimnej dupie!
-O to się nie martw, żaden z bachorów się nie wygada. Zapewnił Natsu zapinając pasy. Mówiąc, że nikt się nie wygada, miał na myśli Romea. Był też święcie przekonany, że chłopak, jako przywódca całej tej śmiesznej grupy zbuntowanych dzieciaków nie pozwoli komukolwiek pisnąć choćby słówka na jego temat. Z resztą, kto w ich wieku przejmowałby się takimi rzeczami? Mieli okazję narozrabiać, tylko to powinno ich obchodzić...
Odjeżdżając, skrzyżował swoje spojrzenie z niebieskimi oczami Chelli, przez które zaczął wątpił w wcześniej wypowiedziane słowa. Dziewczyna jako jedyna stała w miejscu i bacznie go obserwowała. Jego zapał momentalnie został zgaszony wątpliwościami, czy rzeczywiście postąpił słusznie. Jej zachowanie i wyraz twarzy zdecydowanie było czymś, czym mógłby się przejąć. Wyraźnie zastanawiała się nad celem tych działań, analizowała go z każdego możliwego frontu...
-Cholera, jakbym widział jej kuzyneczkę. Warknął do siebie, na tyle cicho by nie doszło to do Graya. Ale, jak to Natsu, postanowił, że nie będzie się zamartwiać na zapas. W końcu, co mu może zrobić taka trzynastolatka?

- - - - - - - - - -

Tymczasem Lucy wraz z Plue znalazła się przed drzwiami kancelarii prawnej pana Mesta Grydera. I już miała w nie zapukać, gdy usłyszała krzyk. Nie byle jaki krzyk, wyraźnie usłyszała przerażoną kobietę. Zaciekawiony tym labrador nadstawił uszu, za to zdezorientowana, ale i zdeterminowana Heartfillia wparowała do środka jak burza.
-Oh, my god! Takiego syfu świat jeszcze nie widział!
-Hę? Lucy swoje niedowierzanie wyraziła krzywym wyrazem twarzy. Za to Mest, gdy tylko ją dostrzegł, wyglądał jakby ujrzał przed sobą zbawiciela. Obok niego, wokół walających się wszędzie papierów, stała kobieta w sędziwym wieku. Ubrana była w długie, naturalne futro z norek i czerwone szpilki, idealnie pasujące do jej czerwonych do granic możliwości ust. Po bokach, na policzki opadały dwa grubsze kosmyki blond włosów. Reszta była spięta w koka, którego mogła znaleźć jedynie w amerykańskich magazynach mody, dostępnych u najlepszych fryzjerów. W prawej dłoni trzymała rączkę podróżnej torby, co wskazywało na fakt, iż albo wyjeżdża, albo właśnie przyjechała. Patrząc na jej zachowanie, oraz lekko już widoczne zmarszczki, powiększone przez złość, stawiała na to drugie. Nagle czarne oczy starszej, eleganckiej kobiety skrzyżowały się z jej. Była tak pewna siebie, że przytłoczyła dziewczynę samym wzrokiem.
-Widzę panie Mescie, że ma pan gościa, więc może nie będę przeszkadzać?
-Nie bądź głupia! Wcale nie przeszkadzasz! Zawołał prawnik i siłą wciągnął Lucy do środka. A kobieta wciąż taksowała ją wzrokiem, jakby ją oceniała.
-Ooo, przyprowadziłaś ze sobą przyjaciela?! Zaśmiał się Gryder, dając Plue swoją dłoń do powąchania, a gdy pies wyraził swoją aprobatę poprzez machnięcie ogonem, pogłaskał go po czubku puszystego łba.
-Przepraszam, nie miałam co z nim zrobić. Obiecuje, że nie będzie nam zawadzać przy pracy.
-Ekhem, excuse me! Nieznajoma miała ostry i oschły głos. Idealnie dopasowywał się do jej wizerunku wrednej, wyrafinowanej jędzy. -Ale... Kim ty w ogóle jesteś, my young lady?!
-Spokojnie ciociu! Zaśmiał się Mest. -To jest...
-Proszę wybaczyć. Blondynka ukłoniła się lekko. -Nazywam się Lucy Heartfillia. Jestem studentką prawa i mam zaszczyt być uczennicą pana Mesta.
Starsza pani ścisnęła czerwone wargi i podrapała się leciutko po brodzie.
-Masz nice imię. Stwierdziła po chwili przejeżdżając przymrużonym wzorkiem po jej ciele od góry do dołu.
Zadbane włosy, schludnie zaczesane. Delikatny makijaż podkreślający urodę i bystre, czekoladowe oczy. Fakt, była ładna, choć jeszcze młoda. Figurę też miała całkiem niezłą, matka boska jej nie poskromiła większych walorów...
Lucy miała tego powoli dosyć i już chciała zwrócić starszej kobiecie uwagę, lecz ta nagle obdarzyła ją szerokim, ułaskawiającym uśmiechem.
-Ahh te wasze Magnolskie manners i grzeczności! Nie musisz być taka formalna! Zaśmiała się podchodząc do niej bliżej i chwyciła dziewczynę za ręce, po czym ucałowała ją w dwa policzki. -Nazywam się Belno Gryder, ale możesz mi mówić po prostu ciociu! Przyleciałam właśnie z Ameryki, ale mój siostrzeniec nawet po mnie nie przyjechał na lotnisko...
Kobieta zerknęła na prawnika ze złością.
-Przykro mi też to stwierdzić, jednak wiele się od niego nie nauczysz. To deadbeat! Jak to się u was mówi? Zastanowiła się chwilkę. -Ah tak, już wiem! Leń i fleja!
-Ciociu, jak możesz!
-Jak widzę taki bałagan wokół ciebie, to mogę! Boże drogi, naprawdę powinieneś znaleźć sobie jakąś good girl, bo widzę, że sobie nie radzisz. Tylko która cię zechcę...
Lucy nie wytrzymała i zachichotała pod nosem, a pani Gryder puściła jej oczko.
-Dosyć tego przedstawienia. Zdenerwował się mężczyzna. -Lucy, musimy się brać do pracy!
-What?! Wtrąciła się Belno. -Ty chcesz PRACOWAĆ w tym disorder?! Nie ma mowy! Jedziemy do twojego home, my dear!
Nie bacząc nawet na to, czy ktoś będzie miał coś przeciw, pociągnęła Heartfilie ze sobą i z uśmiechem wyprowadziła ją z kancelarii. Równie radosny co pani Gryder, Plue, wybiegł za nimi z machającym na wszystkie strony ogonem.
-Ja pierdole, jeszcze tego brakowało. Warknął Mest i biorąc ze sobą stos wszystkich potrzebnych dokumentów zamknął biuro na klucz. Choć nie podobał mu się ten pomysł, to wiedział, że z ciotką nie wygra.
...
Jechali jego dwudrzwiowym Oplem Olympia(*2) w stronę Hoboken Vale. Mieli do przejechania całe centrum, by dotrzeć z jednego obrzeża miasta, na drugie. Ciocia Belno miała więc wiele czasu, by wręcz zbombardować Lucy przeróżnymi pytaniami : począwszy od tego ile ma lat, czy dlaczego chce zostać prawnikiem, aż do tematu jej ulubionych słodyczy i typu mężczyzn.
-Mężczyzna MUSI być przystojny. Po prostu musi. Twierdziła starsza pani. -U nas, w Ameryce, bez pretty face i prezencji to ani rusz! Jako redaktor gazety Vogue wiem co mówię...
-Jednak Magnolia City to nie Ameryka. Wtrąciła się Heartfilia. -Tutaj za ładną buźkę mężczyzna miski nie napełni.
Samochód wypełnił się śmiechem pani Belno.
-Roztropna z ciebie dziewuszka, Lucy! I understand, dlaczego wybrałaś zawód prawnika, zamiast modeling.
W samochodzie zapanowała chwilowa cisza.
-Wracając do guys, co sądzisz o moim siostrzeńcu? 
Dziewczyna powoli przesunęła wzrok wypełniony zgrozą i zwątpieniem na ciocię Belno, a zażenowany Mest aż zakrztusił się powietrzem.
-Ciotka, przestań już ją męczyć! 
Mężczyzna przyspieszył, mając nadzieję, że dojadą na czas zanim cioteczka rozkręci się na dobre.
-But I want to know! Lucy, nie uważasz, że mój siostrzeniec jest przystojny?
I co ona, biedna, miała jej odpowiedzieć? Choć pani Belno była dla niej wręcz przesympatyczna, zdawała sobie sprawę z tego, jaką jest osobą. To było widać na pierwszy rzut oka - wszelka odmowa nie wchodziła w rachubę, zawsze musiało być tak, jak sobie tego zażyczyła.
-No cóż, w końcu do brzydkich nie należy... Wymamrotała zawstydzona blondynka.
-See? See?! "Do brzydkich nie należysz"! Gdybyś tylko nie był takim leniem... Wiekowa dama narzekała na siostrzeńca.
-Już proszę tak nie krytykować Mesta. Poprosiła Lucy. -Jest naprawdę dobry w tym co robi. Mój dziekan bardzo sobie chwali jego pracę. Twierdzi nawet, że jest jego jednym z najlepszych absolwentów.
-Seriously? Zdziwiła się Belno. -Taki handsome, z dobrą pracą... To co z tobą, że jeszcze nie masz wife?!
-Ciociu...
-Chociażby taka Lucy! Beauty, wise, funny...
Mest miał już tego po dziurki w nosie.
-Przestań się bawić w swatkę, do cholery! Wrzasnął na cały samochód, a starsza pani z szoku aż zapadła się w fotelu.
-Już nie musisz tak krzyczeć... Mruknęła po chwili, wpatrzona w krajobraz mijanego miasta. Tak jak Heartfilia, z opartą o wierzch dłoni brodą i czerwonymi jak zachód słońca policzkami. Tęsknym wzrokiem obserwowała ulicę Magnolia City, a w myśli wałkowała wciąż jego zdanie - "chcę stąd uciec". Chyba tylko Plue, siedzący obok Mesta był obecnie zadowolony z przejażdżki.
...
Zatrzymali się przed dość okazałym domem, z zadbanym ogródkiem. Nie rosło na nim nic, prócz trawy, jednak była ona idealnie przystrzyżona. Z brązowego płotu nie schodziła farba, a podjazd był czysty, bez żadnych pęknięć. Po tym, co widziała w kancelarii, Lucy bardziej spodziewała się opuszczonego domu jak z horroru, jednak była mile zaskoczona.
Gdy drzwi Opla otworzyły się, Lucy odetchnęła z ulgą. Nareszcie będzie mogła wziąć się do pracy z Mestem i dowiedzieć się kilku istotnych rzeczy w sprawie Makarova. Miała tylko nadzieję, że pani Belno nie będzie im zbytnio przeszkadzać.
-A tak właściwie, to na ile przyjechałaś ciociu? Spytał Mest wyciągając jej walizkę z bagażnika.
-Jeszcze nie wiem. My visit miała być krótka, ale chyba zatrzymam się tu na dłużej.
Załamany Gryder niechcący upuścił jej bagaż.
-You slouch! Dawaj mi moją bag! Jesteś nieostrożny! Zdenerwowała się staruszka. -Idź lepiej do sklepu i kup jakieś cookies czy candy do coffee...
-Że co? Żadnej kawy nie będzie! Musimy pracować!
-Of course, że musicie pracować! I zrobicie to zaraz po kawie z ciotką! Sędziwa kobieta wypowiedziała to z oburzeniem, jakby trzeba było mu tłumaczyć najistotniejsze rzeczy. Prawnik nie odezwał się już nawet słowem. Jedynie trzasnął bagażnikiem, mając ochotę schować tam swoją ciotkę, po czym podał Lucy klucze do swojego mieszkania i wściekły ruszył w stronę najbliższego sklepu.
-Hurry up, honey! Nie będziemy tu przecież na niego czekać! Zaśmiała się sędziwa kobieta i poprowadziła zdezorientowaną Lucy do drzwi.
O dziwo, w samym mieszkaniu również panował porządek. Dziewczyna jednak nie wierzyła w to, by Mest dokonał tego sam, musiała tu przychodzić jakaś sprzątaczka, czy coś...
Rozmiar salonu i materiały, z jakich został wykonany, umeblowanie, dekoracje, nawet zapach - wszystko w tym mieszkaniu wydawało się imponujące. Nad kominkiem zauważyła ciekawy, choć dość perwersyjny obraz.
-To "Uścisk" Egona Schiele. Wyjaśniła jej Belno, odkładając walizkę w przedpokoju wyłożonym beżowymi kafelkami. -Nie mów, że ci o tym wspomniałam, ale mój siostrzeniec bardzo lubi sztukę, a Schiele jest jego ulubionym artystą. Istny z niego koneser sztuki!
"Żaden z niego koneser, zwykły zboczeniec" - pomyślała blondynka, wpatrując się w malowidło dobitnie przedstawiające akt erotyczny, oraz przypominając sobie Playboya w kancelarii Mesta.
-Znam tego australijskiego malarza. Odrzekła nie mogąc przestać się wpatrywać w ekspresyjne malowidło splecionej ze sobą pary. -Żył zaledwie 28 lat, a już zdążył okryć się złą sławą...
-Mówisz o jego young women? Belno zamyśliła się, a następnie przejechała opuszkami palców po płótnie. -Dla mnie istotne jest jedynie to, że tworzył ładne images.
Fakt, obraz z pewnością był ładny, do tego przesiąknięty erotyzmem. Jednakże... Choć Egon Schiele, posądzony o szerzenie pornografii, zmarł zaledwie kilkadziesiąt lat temu, to jego obrazy już były diabelnie drogie. Doceniali jego sztukę na całym świecie. Była pewna, że Mesta nie powinno było stać na to arcydzieło, przynajmniej z samej pensji prawnika. Co więc ten obraz robił u prawnika, który pomimo dobrej rekomendacji najlepszych, miał malutką, zaniedbaną kancelarię? Mało tego, nawet, jeżeli ten wspaniały dom otrzymałby po kimś w spadku, z pensji podrzędnego adwokata ciężko byłoby mu go utrzymać. Nie... w ogóle nie powinien być w stanie go opłacić.
Czy jej ojciec, poświęcający swoje życie na powiększaniu majątku, również przystąpił do mafii i oszukiwał ludzi dla tych bogactw? Nie powinno jej to dziwić.
-Wszystko ok? Wyglądasz na zmęczoną... 
Nim się spostrzegła, ciotka Belno wlepiała w nią swoje czarne oczy tak blisko, że czubki ich nosów niemal się ze sobą stykały.
-T-tak!
-Na pewno? Jesteś taka blada... Nawet widzę sińce pod your eyes! Pewnie ten głupol zmusza cię do pracy po nocach i jesteś niewyspana! Taka ślicznotka powinna bardziej dbać o siebie... Mówiąc to, kobieta sięgnęła do swojej kieszeni. Wyjęła z niej małe, okrągłe pudełeczko i wręczyła do dłoni dziewczyny.
-Co to?
-Nie słyszałaś o ludas(*3)? U nas, w Stanach te tabletki nasenne robią furorę! Nawet housewives je u nas stosują regularnie. Five minutes i śpisz całą noc jak zabita!
-Pierwsze słyszę... Przyznała się Lucy.
-Tylko nie bierz ich po alkoholu, bo będziesz jak stoned...
Wizja naćpanej siebie, nie zrobiła na Lucy dobrego wrażenia.
-...but dont worry! Nic ci po nich nie będzie, gwarantuje. Sama używam ich codziennie przed snem i widzisz, żyję i mam się dobrze, a moja cera jest wypoczęta.
-No cóż... Nie ukrywam, że ostatnio źle sypiam. Bardzo dziękuje.
Kobiety wymieniły wobec siebie serdeczne uśmiechy.
-Nieźle się dorobił ten mój siostrzeniec. Stwierdziła nagle ciotka. -Nie wiedziałam, że praca prawnika jest aż tak dochodowa. Zatapiając swój wzrok w "Uścisku" zaczęła wycofywać się do tyłu. Nie zaważyła Plue, który najzwyczajniej w świecie rozłożył się na podłodze i zasnął. Dopiero, gdy kobieta nadepnęła zwierzakowi na wystający ogon, ten pisnął przerażony i zerwał się biegnąc przed siebie, a Bleno krzyknęła zlękniona.
-Ohh, I'm sorry! Nie chciałam! Zawołała przepraszającym tonem, a Lucy, biegnąc za swoim pupilem na pierwsze piętro posłała jej krótkie "nic się nie stało". Już przeskakując po dwa stopnie na krętych, dębowych schodach, wychwyciła wzrokiem psi ogon, znikający w jednym z pokoi. A gdy weszła do owego pomieszczenia, załamała się.
-Przynajmniej teraz mam pewność, że to jego dom... Skwintowała "podziwiając" wszechobecny bałagan, nie mogący równać się nawet z tym w kancelarii. Skarpetki, bokserki, gazety, puste opakowania po pizzy i piwie...
-Boże, jak tu jebie! Jęknęła zatykając sobie nos, gdy tylko wkroczyła dalej. -Plue, wyłaź!
Mówiąc to, dostrzegła swojego psa pod biurkiem. Zbudzony w brutalny sposób wyglądał na skołowanego, jakby nie wiedział co się w ogóle stało. Przypuszczała też, że woń z tego pokoju mogła odebrać zwierzakowi zmysły.
-No choć już... Wymamrotała przez zatkany nos, gdy coś zwróciło jej uwagę. Z otwartej szuflady biurka wystawało zdjęcie. Ciekawska dziewczyna pociągnęła za uchwyt, by otworzyć ją bardziej, po czym w mig zamknęła ją z hukiem.
-Co to...Co to, kurna, było... Zająknęła i powoli ponownie otworzyła szufladę wypełnioną materiałami pornograficznymi. Nawet by to ją nie zdziwiło, gdyby nie fakt, że zdjęcia przedstawiały nieletnie dziewczynki. Większość z nich mogła nawet nie ukończyć dwunastu lat. Zdenerwowana zaczęła przeszukiwać cały pokój. Nie okazało się to daremnym trudem : odkryła kopalnię kaset i zdjęć z zawartymi treściami pornograficznymi. Lucy poczuła do prawnika narastające obrzydzenie.
-Już jestem! Usłyszała z dołu głos Mesta i trzask charakterystyczny przy zamykanych drzwiach. By jej odkrycie nie wyszło na jaw, dziewczyna zaczęła ciągnąc Plue za obroże i siłą wygoniła go spod biurka.
...
W samochodzie słychać było jedynie odgłosy zapinanych pasów, zatrzaskiwanych drzwi i odpalanego silnika.
-Przepraszam za moją ciotkę... I w ogóle... Jako pierwszy odezwał się Mest. Był przekonany, że Lucy jest na niego wściekła za okaleczenie Plue, którego ogon po spotkaniu z obcasem Blendo był wciąż dziwnie krzywy i nie chciał nawet drgnąć. -Zawieźć cię do weterynarza?
-Nie, pod bibliotekę Mc'Gardens. Jeśli można. Odrzekła z szorstkością. Po tym co zobaczyła w jego pokoju nie mogła mu nawet spojrzeć w oczy. Wiedziała, że jeśli chcę uratować Makarova i swojego ojca, to musi się przełamać i zachowywać normalnie, jednak w tej chwili po prostu nie była w stanie.
Pod biblioteką znaleźli się w niespełna dziesięć minut, przy czym przez całą drogę nie zamienili ze sobą żadnego słowa. Dopiero, gdy Lucy otworzyła drzwi Opla...
-Po prostu się o niego martwię... Wymamrotała wskazując na Plue, któremu ostrożnie pomagała wyjść z samochodu.
-Rozumiem, mam nadzieję, że nie złamał ogona. Westchnął Gryder.
-O rany, pani Lucy! Co się stało?! Słysząc dziewczęcy głos, Heartfilia uśmiechnęła się lekko, a Mest wystawił głowę przez okno samochodu. Gdy zauważył biegnącą w ich stronę granatowowłosą dziewczynkę w szkolnym mundurku i plecaku, zdębiał na moment.
-Cześć Wendy. Mój psiak miał... mały wypadek, ale chyba nic mu nie będzie. Idziesz do biblioteki?
-Właśnie miałam taki zamiar. Potwierdziła Marvell, z uczuciem i troską obserwując "rannego" labradora.
Blondynka chciała pożegnać się z Mestem, ale zauważyła jego wygłodniały wzrok, skierowany wprost na dziewczynkę. Przed jej oczami ukazał się obraz wszystkich zdjęć z pokoju prawnika.
-I na co się tak gapisz, hę?! Uwalniając swoją złość, stanęła schylona przed drzwiczkami samochodu i swoim pokaźnym biustem zasłoniła mężczyźnie widok na Wendy. To co z tego, że powinna się zwracać do niego z szacunkiem. Co z tego, że był o kilka lat starszy od niej. W mniemaniu studentki stał się zwykłym pedofilem i nawet nie chciała wiedzieć, co Mest myśli patrząc na biedną dziewczynkę.
-Widzimy się jutro rano w mojej kancelarii. Nie zapomnij o dokumentach ojca dotyczących sprawy Makarova. Zmieszany mężczyzna od razu skierował swoje spojrzenie na przednią szybę i pospiesznie odjechał.
-Ranyyy... Lucy westchnęła chwytając się za czoło i ze zmartwieniem przyglądając się Marvell. -To było naprawdę niepokojące...
-Proszę się nie martwić. Wtrąciła się uczennica, mylnie odbierając jej słowa. -Zaraz zobaczymy co się stało z ogonem tego biednego pieska!
...
Lucy i Levy obserwując Marvell nie mogły wyjść z podziwu.
-Na szczęście to nie złamanie! Za dwa dni powinno mu to przejść... choć pierwszy raz badam kości psa, a nie człowieka. Zachichotała Wendy, a Plue, jakby w wdzięczności za opiekę zawiesił przednie łapy na ramionach dziewczynki i oblizał jej twarz. Cały ogon labradora pokryty był bandażem.
-Przypuszczałabyś, że nasza mała Wendy potrafi takie rzeczy? Mruknęła McGarden z fascynacją.
Znały dziewczynkę z tego, że niemal codziennie po szkole przychodziła do biblioteki i, niekiedy godzinami, przesiadywała przed książkami. Najbardziej lubiła fabularne oraz o zagadnieniach medycznych, gdyż z tego co wiedziały, dziewczynka planowała zostać lekarzem. Heartfilii, choć bardzo lubiła Wendy, nie do końca się to podobało. Patrząc na Marvell miała wrażenie, jakby patrzyła kilka lat wstecz na samą siebie, kiedy to nauka była całym jej światem. Robiła to tylko po to, by nie zawieść oczekiwań najbliższych - w jej przypadku ojca. Poświęciła przez to dzieciństwo i nastoletni okres, w którym zamiast bawić się z przyjaciółmi, czy chodzić na zakupy i oglądać się za chłopakami wciąż siedziała z nosem w książkach. Jej przynajmniej towarzyszyła Levy, ale czy Wendy miała kogoś takiego? Z uwagą przyglądała się zabawom dziewczynki i Plue, wyglądali jak dwie najszczęśliwsze istoty na świecie, którym nic więcej nie potrzeba. Trzynastolatka na prawdę dobrze zajęła się psiakiem i poświęciła mu wiele troski oraz miłości. A co ona, wiecznie zabiegana i zapracowana, może mu zagwarantować?
Choć starała się uśmiechać, jej oczy wyrażały głębokie rozczarowanie. Wiedziała jednak, że decyzja, którą podjęła jest słuszna. I co najważniejsze, właściwa dla dobra Plue.
-Widzę, że się polubiliście. Blondynka zagadała do Marvell. -Masz już może jakiegoś pupila?
-Czemu mnie pani o to pyta? 
Lucy uśmiechnęła się gorzko. Bystra dziewczynka z tej Wendy...
-Chciałabym, byś zajęła się Plue. Ja nie mam zbyt wiele wolnego czasu, nie jestem w stanie zapewnić mu właściwej opieki...
-LUCY, POZWÓL NA CHWILKĘ! Levy pociągnęła ją za ramię i wyprowadziła z kantorka, w którym siedzieli.
-Co to opierdzielasz, chcesz jej oddać Plue?!
-To chyba jedyne rozsądne wyjście. Studentka odrzekła z powagą. -Pies to nie zabawka, potrzebuje odpowiedniej opieki.
-Przecież możesz go zostawiać u mnie!
-U ciebie? Myślałam, że nie chcesz go więcej widzieć tego "sierściucha" od czasu, gdy zjadł ci całe drugie śniadanie...
Levy nadymała ze złości policzki i spojrzała w bok. -Trudno, będę musiała robić dwa śniadania! Bąknęła jakby obrażona, ale kątem oka dostrzegła bawiącą się z psem dziewczynkę. Ciężko jej było przyznać, ale Lucy podjęła słuszną decyzję. Bibliotekarka z każdą chwilą robiła się coraz bardziej czerwona, przez co wyglądała, jakby miała zaraz wybuchnąć. W końcu jednak ruszyła jak proca w stronę Marvell i zatrzymała się tuż przed nią, z groźną miną, nieco rozkraczonymi nogami i rękoma splecionymi pod nikłym biustem.
-Możesz go zabrać jak chcesz, ale przynajmniej raz w tygodniu masz tu z nim przychodzić! Lucy musi wiedzieć, czy dobrze się nim zajmujesz... 
-Kto by pomyślał, że tak polubisz Plue! Zdziwiła się Heartfilia.
-Wcale go nie lubię! Wyrzekła się Mc'Garden, lecz dwie pozostałe dziewczyny jedynie wybuchły śmiechem.
...
Wybiła godzina osiemnasta, gdy Lucy dotarła do domu. Ciemność jaka panowała w domu oraz za oknem zwiastowała nadejście nieuchronnej zimy, której tak bardzo nie znosiła.
Zamknęła za sobą drzwi, zrzuciła z siebie kożuch i galową spódniczkę, po czym zapaliła światło w salonie. W samych pończochach, koronkowych figach i damskiej koszuli zasłaniającej pośladki ruszyła do kuchni po zimnego Millera. Zimne piwo, tego jej było trzeba...
W mieszkaniu było tak cicho, że słychać było tykanie zegara. Nagle usłyszała szczeknięcie. Zdziwiła się, ale i poczuła, jak serce zabiło jej mocniej ze szczęścia. Dopiero po chwili dotarło do niej, że się przesłyszała. Aż tak bardzo przyzwyczaiła się do Plue?
Postanowiła odpuścić sobie piwo, a zamiast tego sięgnęła po ludes od cioci Belno. Nie miała zamiaru sprawdzać skuteczności pigułek po alkoholu, tym bardziej po ostrzeżeniu pani Gryder.
Wyjęła białe pudełeczko z kieszeni płaszcza, otworzyła je i połknęła jedną z białych tabletek bez popijania.
Zdołała jedynie pozbierać ubrania i wrzucić je w kąt mieszkania. Nawet nie zdążyła zgasić światła w salonie. Doczłapała się wprost do sypialni, głośniej zatrzaskując za sobą drzwi, po czym padła na łóżko z takim impetem, że nogi podskoczyły jej do góry. Rozwalona na cztery strony świata zaczęła chrapać, zanim jej nogi zdążyły opaść z powrotem na właściwe miejsce.

- - - - - - - - - - 

-Yhym... Aha... No dobra.... To cześć. 
-Ciekawa konwersacja. Zakpiła Cana spoglądając na Laxusa z pomiędzy świeżo pomalowanych na perłowo paznokci. -Kto dzwonił?
Dreyar dopiero po chwili odwrócił się od telefonu. Podchodząc do przyjaciółki, padł tyłkiem na sofę tuż obok niej.
-Natsu Dragneel. Mówił, że dziś w nocy wszystko załatwią, więc mamy dziś randkę u Erzy.
-Już dzisiaj? Mruknęła Alberona obserwując schnący lakier i delikatnie dmuchając na palce. -Kurna, a miałam iść do kina!
-Z kim? Pytanie boksera padło natychmiast.
-Nie wolałbyś wiedzieć "na co"?
-To mnie mniej interesuje.
-Hmm... A chciałbyś pójść ze mną? Spytała jakby od niechcenia.
-Zależy na co.
Cana wywróciła oczami.
-I weź tu zrozum facetów...
-Ucieszyłabyś się bardziej, jakbym zapytał "czy idziemy do kina, czy na film"?
Dziewczyna z powrotem złączyła palce. Musiała jakoś zasłonić przed Laxusem zarumienione policzki.
-To miałeś na myśli mówiąc "Zależy na co"?!
Blondyn jedynie zaśmiał się pod nosem.
-Jak tak, to nigdzie z tobą nie idę!
-Więc wolisz to zrobić w domu? W sumie, po co wychodzić jak można to zrobić od razu...
-Co?! Canie aż serce podskoczyło do gardła. Laxus zbliżał się do niej w zastraszająco szybkim tempie, nie miała pojęcia co zrobić. Spanikowana i cała czerwona na twarzy zamknęła oczy. Poczuła jego bliskość i zapach mocnych, męskich perfum. Ale nic poza tym się nie stało.
-Co ty tutaj masz... "King Kong"... "Godzilla"... "Deszczowa piosenka"...
-Laxus, co ty robisz?
-Wybieram film, w końcu sama chciałaś coś obejrzeć, nie? Wybierając jeden z tytułów usiadł na swoje miejsce i podał dziewczynie kasetę VHS. -A o czym myślałaś, zboczeńcu ty...
Całe mieszkanie wypełniło się krzykami Cany, która usilnie próbowała się usprawiedliwić. Oraz śmiechem Dreyara, który za nic nie chciał jej uwierzyć.
Choć mogli się tego domyślać, zapomnieli o trzecim domowniku, który w obawie o dobro swojej córeczki jak zwykle szeroko nadstawiał uszu. Normalnie Gildarts już dawno wparowałby do salonu ze swoją strzelbą i pewnie znów wykonały parę dziur w suficie, ale tym razem coś go powstrzymało. Choć w jego głowie roiło się od przeróżnych pytań i niedomówień, jego usta poruszały się co chwilę, w kółko wymawiając bezdźwięcznie jego nazwisko.
-Dragneel... 



*1) Citroen H - samochód dostawczy klasy "K" 
*2) Opel Olympia - samochód klasy "D" 
*3) Ludas - tabletki nasenne

***



No to standardowo - która część podobała wam się najbardziej? O ile nie zanudziłam was tym wpisem...

Napisałam zaledwie zalążek tego, co planowałam, ale dzięki temu zmieściłam się w terminie, o którym poinformowałam was dzisiaj na fan pagu. Wszystkie ciekawe zwroty akcji przełożyłam na następny rozdział, ale tak chyba będzie lepiej. Przynajmniej moim zdaniem. Uważam, że nie ma co na siłę jak najwięcej pakować w jeden post, bo wiele istotnych wydarzeń możecie po prostu zapomnieć, a tego wolałabym uniknąć :P Rozdział raczej spokojny, zwiastujący ciszę przed burzą, hehe. A jeśli znaleźliście jakieś błędy - piszcie w komentarzach. Jestem dość nieprzytomna i zmęczona + angielski to naprawdę moja bardzo słaba strona...
jednak przede wszystkim chcę was przeprosić za miesięczną przerwę - napisałam rozdział najszybciej jak mogłam.
Jest kilka nowych postaci, nowych zwrotów (wszystko macie opisane dokładniej w odpowiednich zakładkach :D)... no i w sumie to by było na tyle ^.^ Następny rozdział powinien ukazać się na dniach : )
Buziaki moje dziubki i robaczki!!! :***

A rozdział dedykuje Bea Tetsu :D Cana x Laxus nie jest moim ulubionym paringiem, jednak cholernie miło mi się o nich piszę. A gdy to robię, zawsze myślę o naszej Beatce ^.^

PS. Właśnie znalazłam info na Katalogu FT i może was to zainteresuje : 5 kwietnia br Fairy Tail wraca na antenę :)

PS2. Mam do was ogromną prośbę! I zarazem mały konkursik : Macie pomysł na nazwę szkoły, do której uczęszczają m.in Wendy, Romeo i Chelia? Jeśli tak, napiszcie swój pomysł w komentarzu pod tym rozdziałem. Osoba, której pomysł zostanie wybrany na pewno otrzyma dedykację pod następnym rozdziałem... a jak coś wymyślę, to może i coś jeszcze :D

16 komentarzy:

  1. część z ciotką wymiata xD nie ma jak swatać Lucynę z Mestem xD nowy OTP xD
    ogółem, jak przeczytałam o tej pornografii dziecięcej i Wendy, to (oprócz niedowierzania-> Gryder? no way!) przypomniało mi się, że w Anime Mest też "lubił" dziwne rzeczy i przed oczami stanęła mi scena, jak na wyspie Tenrou próbował zjeść kwiatki czy tam skałę (aż musiałam znaleźć w googlach-> http://25.media.tumblr.com/tumblr_ltg8q0Rl6e1qg582mo1_500.gif)
    i ten obraaz.... (btw, zamiast images, bardziej by mi pasowało paintings) koneserem sztuki to ja na pewno nie jestem, trudno. za bardzo mnie sztuka Egona nie zachwyca, a Uścisk nie wydaje mi się wyjątkowo...? (czyżby Lucyna była jednak wstydliwa, mimo akcji z bobrem xD)

    jestem okrutnie porażona inteligencją Natsu. JAK ON WPADŁ NA POMYSŁ WYKORZYSTANIA DZIECIAKÓW?!-> ale po dłuższej rozkminie, zapewne jeszcze za to dodatkowo oberwie.
    Już nie mogę się doczekać akcji! Lucy śpi, na ulicach ciemno, Gildarts wie o Natsu, Cana się nakręca na Laxusa, on udaje, że nic nie widzi (chyba, że faktycznie nie ogarnął się, baka :/), a Shellia jest małą małpą. mieszanka wybuchowa. nic, tylko czekać jak wszystko pier..... w stylu Fairy Tail xD
    taaa, to o czym to ja..?
    co do nazwy szkoły, to chciałam wymyślić coś takiego pompatycznego, żeby pasowało do dupków z Magnolia Center, więc "zespół szkół ogólnokształcących w radomiu" odpada.
    zamiast tego, proponuję coś po "ingliszku", najlepiej prywatne i całkowicie bez sensu xD, czyt. st.Niclaus Primary School in Magnolia, względnie Magnolian st. Niclaus Primary School. (wyrazy można przestawiać wedle uznania. jak szaleć, to szaleć xD) przy okazji masz patrona miasta, bo św. Mikołaj jest chyba patronem złodziei :3 (przypadek? nie sądze) a primary school to taka podstawówka (od 6 do 16 roku życia), więc chyba Wendy i Romeo się jeszcze łapią :3
    mówiłam już, że strasznie podoba mi się nazwa "Hoboken Vale", a Little Village kojarzy mi się z YMCA? :D
    wah, to już chyba wszystko, co chciałam napisać w tym tasiemczym komentarzu :3
    tak więc, zdrowia, pieniędzy i weny z wolnym czasem :)
    pozdrawiam, Sasha

    OdpowiedzUsuń
  2. Wow, pierwszy raz (czyba) jestem druga o.o...
    To tak... Wpis świetny. Nareszcie. Warto było czekać >w.>... Btw, MEST, CHORY ZBOCZENCU!!
    Mi sie najbardziej podobał fragment ostatni :) Nareszcie Wróżki powrócą! Kocham taki powrót z przeszłości >w<.<
    Pozdrawiam i przesyłam wene :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Co się najbardziwj podobało? Of course, że cioteczka! Akcja z Romeem była nice too. :D Dobra, będzie tego dobrego. Yash zapomniałaś o ortografii. Znalazłam u ciebie aż 2 błędy! To nie spotykane! No ale do rzeczy. Jak Gray zaglądał do domu Lucy, napisałaś 'półki' przez 'u', a przy którejś z kwestii cioteczki zamieniłaś miejscami 'r' i 'l' w słowie ' girl'. A poza tym wszystko gra i buczy.
    Ślę wenę do naatępnego rozdziału!

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne ;D
    Ciotka rozwala system xD
    Mest pedofilem? Takie prawdziwe :D Zawsze uważałam go za dziwnego, ale to właśnie pedofil do niego pasuje... Biedna Wendy...
    Natsu sam wpadła na pomysł? Nieźle! Normalnie nasuwa się tekst Happiego "Natsu. On MYŚLI!" xD
    Kocham LaxCane w twoim wydaniu :> Ogólnie ubóstwiam wszystkich! Są tacy prawdziwi :)
    Weny życzę!

    Ps. Co do szkoły.. To może Prywatna szkoła im. Nadętego Bufona? xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Nawet nie wiesz jak się cieszę z dedykacji <3
    Ostatnia scena między Laxusem a Caną była genialna, ale się uśmiałam ;D Powiedziałabym dla zasady (bo Laxana) że to ona była najlepsza, ale jeszcze bardziej zaciekawiłaś mnie Mestem-pedofilem, wtedy, gdy Lucy poszła szukać Plue. Uwielbiam taki wątki. A wracając jeszcze do Laxany. Całe szczęście, że Gildarts był wtedy w domu, może istnieje szansa, że cała ferajna w końcu dowie się o Fairy Tail :) Choć nie uważam że rozegrasz to w ten sposób.. niemniej mam nadzieję ;)
    Cioteczka z Anglii była nice, too :D Skojarzyło mi się to z jakimś polskim filmem, nie pamiętam tytułu. LuMest? Cóż, z Lucy jest tyle paringów, że szkoda gadać xD
    Gruvię lubię umiarkowanie. Za to TotoJuvię (Totovię? xD) dzięki tobie pokochałam, uwielbiam Totomaru w twoim wydaniu! Jest przeuroczy, strasznie do siebie pasują. Juvia przy Grayu jest zbyt yandere, taka szaleńczo zakochana jest zabawna, ale TotoJuvia zwycięża :)
    Ojezuzuzuzu. Romeo jest przeuroczy, jego zmieniony charakterek okropnie przypadł mi do gustu ^^ W kanonie był za.. czy ja wiem, perfekcyjny, nudny, teraz jest po prostu idealny. Taka mała kopia Natsu nam rośnie, jestem ciekawa czy zamieścisz gdzieś wątek z Makao. Scena zazdrości Laxusa przy Canie i Makao jak najbardziej wskazana :D
    Martwi mnie Shelia, jej skarga na policję czy coś w ten deseń może powodem kłopotów Natsu. A Natsu pociągnie za sobą Graya. To prowadzi do Juvii, i to mi się wcale nie podoba :p Choć z drugiej strony jeśli ona będzie coś wiedziała o nazwisku Dragneel (tzn. połączy to z mafią), może doprowadzić do odrodzenia Wróżek ^^
    Przesyłam wenę na kolejny rozdział, buziam i całuję :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jasne, wiedziałam, że o tym zapomnę. Prześliczny szablon, bardzo mi się podoba ^^ Wyczuwam w tym twoją rękę :D

      Usuń
  6. Haha największą beke mam z waszego zaskoczenia "Natsu myśli! :o" . Pamiętajcie o tym, moi mili, że choć staram się przypisać pewne.. cechy tutejszych bohaterów z kanonu, to jednocześnie wieloma cechami się od nich różnią. Ale na pewno zdążyliście to już sami zauważyć po 20 rozdziałach (ale to zleciało O.o).
    Dziękuje wszystkim za komentarze :***
    PS. Tak Bea, szablon jest mój ( ale nie jestem z niego wystarczająco zadowolona :| )

    OdpowiedzUsuń
  7. Najbardziej Laxana <3 I wgl zajebiszty rozdział ( tak dobrze napisałam ) no więcej nie mogę powiedzieć bo nie wiem co xD

    OdpowiedzUsuń
  8. Ohayo! No nareszcie się doczekałam nowego rozdziału. Przeczytałam już wszystkie i teraz muszę czekac na bieżąco na następne. Dobra nie ważne jak bedą takie zarabiste jak ten to warto czekac.

    OdpowiedzUsuń
  9. Mogę śmiało powiedzieć ze to opowiadanie jest jednym z moich ulubionych. Nawet nie wiesz jak bardzo się ucieszyłam widząc nowy rozdział :) ciotka to istny mistrz , uśmiałam się tak ze nie wiem :D i te wplatane słówka angielskie ... straszliwie przypominała mi z charakteru moja nauczycielkę niemieckiego która zachowuje się bardzo podobnie :D tyle ze z językiem niemieckim ofc :D Teraz jestem ciekawa jak rozegra się akcja hmm nazwę to chłopaki sejf i śpiąca jak zabita Lucy :D to może być doprawdy zabawna sytuacja :D rozdział świetny jak zawsze życzę weny i czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  10. Ostatnia kiedy Gildarts wypowiadal nazwisko Natsu ;)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nowy rozdział! <3
    Pewnie skomentowałabym wcześniej, ale złośliwa przeglądarka w tablecie mi to uniemożliwiła, plasiam ^^''
    A wracając do rozdziału... No, nie działo się jakoś dużo, ale takie wstępy do większych akcji potrzebne są. Poza tym i tak było zarąbiście :3
    Gajeel - drogi panie Redfox, następnym razem zabierasz mnie pan ze sobą, bo ja też zawsze chciałam skorzystać z tego radyjka, co mają policjanci!
    Cioteczka Belno z Ameryki - cudna :'D To wtrącanie angielskich słówek jest takie... klimatyczne xD No, nie do końca o to mi chodzi, ale nie wiem jak to ująć, więc spasuję. Ewentualnie później to jakoś naprostuję, czy coś...
    Ale tak w sumie, to aż zaczęłam współczuć Mestowi takiego członka rodziny, w rzeczywistości spotkać takiej bym nie chciała... xD
    Wendy, Romeo i spółka - taka fajna scenka... czyżby Wendy się podkochiwała w naszym Romku? ;3 Tylko cóż z tego, jak łobuz, no. I jeszcze zamiast do niej jakoś normalnie zagadać, to się Chelii słucha, no! Poza tym...
    Chelia narobi niezłego bałaganu, coś tak czuję. Jeszcze się okaże, że Sherry i Juvia to przyjaciółki i Chelia poleci nakablować naszej policjantce co się stało i co się może święcić... xD A wtedy Natsiasty i Gray będą mieli przerąbane... Zresztą i tak już w sumie mają, Oracion Seis też się przymierza na sejf, jeszcze Lucynka się postanowiła jednak przespać w domu... Oj, coś czuję, że Gajeel dostanie ochrzan, bo "gwarantował, że Heartfilii nie będzie! I pewnie jeszcze sprzedał informacje mafii!", czy coś. Ale pewne jest, że akcji nie zabraknie :3
    A tak w ogóle, Natsu, co ty sobie wyobrażasz? żeby tak młodzież deprymować? Nieładnie, oj, nieładnie... Jeszcze ci się za to dostanie od Macao i Porlyusici (w ogóle, to rozwala mnie pisownia tego imienia - wymawia się przecież "Poliuszka". Japończycy, pytanie do was: tak nie prościej, kurde? xD)!
    No i Laxana! O ile bardziej jestem za tym, żeby Cana była z Bacchusem, a Laxusa zostawić Mirajane, to powoli mnie zaczynasz coraz bardziej do Laxany przekonywać, chyba xD
    I Gildarts. Skojarzył nazwisko Natsu. Czuję też pogadankę między tymi dwoma... :3
    Czekam na następny rozdzialik i wenę przesyłam sterowcem! c:
    I, niestety, w wymyślaniu nazw jestem kiepska, z nazwą szkoły nie pomogę ^^'' Choć myślę, że nie byłoby dziwne, gdyby szkoła "zrobiła ukłon" w stronę Oracion Seis, nazywając się imieniem tej mafii, żeby się przypodobać, czy coś.
    A nagłówek śliczny :3

    Pozdrowionka!
    Szeh ^^

    OdpowiedzUsuń
  12. Jej, nareszczie *-*
    Tak sobie myślałam ''A, wejdę sobie jeszcze na bloga, zobaczyć czy coś napisałaś..''....i ~BUM~ rozdzialik <3. Przez Ciebie znowu się spóźnię do szkoły ;_; .
    Ach ta cioteczka Mesta. Czytając jej wypowiedzi miałam wrażenie, że mówi takim niiiskim głosem z akcentem na angielskie słowa :D. ~ A tak btw to ostatnio mi się podobna scena śniła....tylko, że to było w pociągu...i zamiast Mesta i Lucy byłam ja.....i jakiś człowiek.. z kosą...i to nie była ciocia, ale stara amerykanka....o czym ja mówię? ;o. Nie ważne.. :D ~
    Ach...Laxana i Romeo z Wendy się pojawili... ~ z tego będzie coś głębszego, ja to wiem.
    Z niecierpliwością czekam na spotkanie Natsu i Lucy :D.....
    ....oraz rozdział, ale to już od Ciebie zależy, ja tylko mogę życzyć weny :).
    Pozdrawiam ~ Melody. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, jeszcze jedno!
      Nowy wygląd bloga jest świetny :)!

      Usuń
  13. Zapomniałam wcześniej zwrócić uwagi na nowy image bloga. Od razu mówię, że jest cudowny!! Widzę, że dalej szablon jest utrzymany w ciemniejszych barwach, tutaj. szarości, ale to daje takiego charakteru opowiadaniu. Nagłówek to już w ogóle cud, miód i orzeszki! *.* Znalazłaś wspaniałe arty.
    A przechodząc do opowiadania ... Najbardziej podobała mi się część z Lucy, Mestem i ciocią z Ameryki. Ile ja się tu uśmiałam. Akcent ciotki, tzn. jej wypowiedzi łączące angielskie słówka z polskimi dały naprawdę świetny efekt. Czytając, dało się wyczuć, że jednak jest innej narodowości niż nasi główni bohaterowie. No i przybliżałaś nam jeszcze bardziej upodobania mężczyzny. Ach, ten zboczuch tak się patrzył na Wendy. No i proszę, w końcu wprowadziłaś tą dziewczynkę i Romeo. Nie sądziłam, że pojawią się w tym opowiadaniu. Jedyna przyzwoita uczennica, inni to wagarowicze i łobuzy, ale czemu mnie to nie dziwi? :))) No i Levy jest zarąbista. Nie, wcale nie przyzwyczaiła się do Plue.
    Salamander taki manipulator, tak dzieci kantować i nastawiać, nieładnie, oj nieładnie. Chociaż ciekawe jest to, że stał się dla kogoś idolem. Akcja z Gajeelem na komisariacie również przezabawna. Jeszcze jego ostatnia wypowiedź, że zawsze chciał to zrobić. A jednak, Juvia to jedna z lepiej przerobionych przez ciebie postaci. Już chyba kiedyś to pisałam, ale w 100% podoba mi się jej charakterek i osobowość.
    A z kolei akcję z Caną i Laxusem wypadają najlepiej. Fajnie rozwijają się ich wzajemne relacje. Uwielbiam czytać o ich parze [?].
    Lecę dalej!

    OdpowiedzUsuń
  14. Dawno tu zaglądałam, dużo mam do nadrobienia, wybacz:) Kiedy znajdę czas przeczytam i skomentuję :) Rozdział fajny, ale uważam, że miał mało akcji, ale wiesz, narzekam, nie patrz na mnie. Podobał mi się, szczególnie te sceny z Wendy :)

    OdpowiedzUsuń

Wasze komentarze cieszą mnie jak mało kogo, jednak nie zaklepujcie miejsc. To nie ważne, kto jest pierwszy, kto ostatni. Takie wpisy zostaną usunięte.
Wszelkie pytania kierujcie do spamownika.
A jak przeczytałeś rozdział, to pozostaw po sobie ślad.
Jesteś anonimem? Podpisz się jakoś.

Całusy dla was śle z góry wdzięczna Yasha ^.^