1 lut 2014

Rozdział 19 "Modus Operandi"

Gdy Plue podgryzał koniuszek swojego puszystego ogona, Levy ze znudzeniem przerzuciła kolejną stronę książki.
-Nudno...
Podparła łokieć o blat biurka i wydmuchała balon z gumy go żucia.
-Naprawdę... Wyszeptała poprawiając spadające z nosa okulary, a gdy balon pękł, schowała miętową gumę z powrotem do ust. Na niczym nie mogła się skupić, nic ją nie cieszyło. Nawet tak uwielbiane przez nią kryminały.
-Naprawdę tu nudno! Warknęła wreszcie zamykając książkę, w momencie gdy drzwi biblioteki otworzyły się na oścież. Mroźny wiatr zwiastujący zimę wdarł się brutalnie do środka i wywołał nieprzewidziane dreszcze na ciele McGarden. Dostała już gęsiej skórki, lecz chłodne powietrze wciąż wlatywało do wnętrza biblioteki.
-Zamknij już te drzwi do cholery! Wrzasnęła na cały głos i wstała. Gdzieś miała to, że jest w bibliotece i zawsze walczyła o to, by czytelnicy zachowali ciszę. Jednak kiedy zobaczyła, kto stoi ze zdziwioną miną przy samym wejściu, zamilkła. Nie ufając swoim oczom musiała poprawić okulary.
Mężczyzna w garniturze, który wyszedł stąd zaledwie kilkanaście minut temu uśmiechnął się do niej przepraszająco. I jakże zniewalająco. Podchodząc do jej biurka zdjął kapelusz, po czym spojrzał jej prosto w oczy. Jego czerwone tęczówki przenikały ją na wskroś.
-Gdzie znajdę dział z historią sztuki starożytnej ? Głos Gajeela sprawił, że się otrząsnęła. Ale ten głos... tak niski w tonacji i...
-Cholernie seksowny... Wydukała rozmarzona przybliżając swoją twarz do zaskoczonego mężczyzny.
-Co proszę? Redfox odsunął się od niej jakby wystraszony i uniósł do góry jedną brew. Dopiero wtedy Levy zdała sobie sprawę z tego co zrobiła.
-Starożytna sztuka! Jest ... jest tak cholernie seksowna... Wymruczała paląc się ze wstydu. Musiała odwrócić wzrok, po prostu nie była w stanie patrzeć w jego stronę. W jego oczy. Tak hipnotyzujące...
-Cóż, nigdy nie podchodziłem do niej w ten sposób! Zaśmiał się czarnowłosy, choć w rzeczywistości śmiał się z samej dziewczyny. Nie przypuszczał, że może wpaść w oko komuś takiemu. Takiej małej...
-Ale to bardzo ciekawe spostrzeżenie. Możesz mi wyjawić swoje imię?
Niebieskowłosa nie mogła wydusić z siebie słowa. Zamiast tego pokazała swoją plakietkę na piersi.
...Takiej małej Levy McGarden.
-Dlaczego uważasz, że to  ... Bibliotekarka słysząc cichy szept odruchowo spojrzała na jego usta. -... jest takie seksowne?
I znów spaliła buraka.
-Czy możemy już nie drążyć tego tematu?! Zestresowana Levy poprawiła okulary drżącą dłonią. -Nigdy tu pana nie widziałam! Jeśli chcę pan coś wypożyczyć, to musi się pan zapisać!
-Okej... Nie ma problemu... Gajeel odpowiedział ze stoickim spokojem i znów uśmiechnął się szeroko, chcąc oczarować "tą małą". Jakże się więc zdziwił, kiedy dziewczyna ni z tego, ni z owego stała się wobec niego obojętna! Całkowicie skupiła się na swojej pracy, a to przestało się mu podobać.
-Pańska godność? Spytała McGarden z oschłością, gdy mężczyzna niespodziewanie sięgnął po jej prawą dłoń i przyłożył tam swoje usta.
-Gajeel. Gajeel Redfox. Odparł szarmancko i przymykając oczy wreszcie ucałował delikatną dłoń kobiety.
-Proszę wybaczyć, skończyły mi się karty biblioteczne. Levy zdążyła wyrwać rękę z uścisku Gajeela i uciec do bocznego kantorka, zanim czarnowłosy zdążył zorientować się, co się właściwie stało.
-Może naprawdę jara się historią sztuki? Pomyślał na głos, z niezadowoleniem drapiąc się po głowie i zaglądając w stronę kantorka. Niestety, bibliotekarka zamknęła za sobą drzwiczki. A za nimi, spanikowana Levy walczyła o każdy oddech.
-O żesz kurwa! Toż to ze 190 cm chodzącego seksu! Jęknęła wypluwając gumę do kosza i napełniając porcelanowy kubek czysta wódką, schowaną na kryzysowe sytuację.
...
Minęło z dobre dziesięć minut, a bibliotekarka jak nie wychodziła z kantorka, tak nie wychodziła. Gajeel już zdążył zaprzyjaźnić się z Plue, spocić w swoim garniturze i zanudzić na śmierć. Nic więc dziwnego, że gdy drzwiczki pomieszczenia dla personelu wreszcie się otworzyły, Redfox odetchnął z ulgą.
-Co tak długo, Levy? Zażartował, lecz zaraz zdębiał, gdy dziewczyna usiadła na biurko i przez zwinny manewr w mgnieniu oka usiadła na przeciw niego. Założyła nogę na nogę, odsłaniając przy tym znaczną część swoich zgrabnych ud i z zawziętą miną podała mu kartę biblioteczną, podpisaną jego imieniem i nazwiskiem. Zrobiła tylko nie co zbyt duży zamach, przez co walnęła dłonią w jego tors. Nawet pod garniturem wyczuła jego twarde jak skała mięśnie. Ledwo zachowywała spokój, o który z litością wołała każda komórka jej ciała.
-Dla ciebie panna McGarden! Zawołała siląc się na oburzenie. A gorzałą jechało od niej na kilometr. -Seksowna historia jakiejś tam sztuki znajduje się w trzecim sektorze! O tam!
Kiwający się na boki palec wskazał mu właściwy sektor. Dopiero po chwili dwudziestodwu latek zdał sobie sprawę, że to nie palec, a cała Levy się chwieje. Dziewczyna ledwo utrzymywała równowagę na biurku.
Gajeel pospiesznie zabrał od niej swoją kartę i jak najszybciej udał się w stronę książek. Jak najszybciej, by tylko nie wybuchnąć przy niej śmiechem.
...
Po trzech godzinach spędzonych przed książkami nie było mu już tak wesoło. Prawie zasypiał. Nawet nie miał pojęcia o czym piszą w tych wszystkich książkach. Po prostu od czasu do czasu przerzucał kolejne strony udając, że czyta, gdy tak naprawdę obmyślał swój plan. Szkoda tylko, że niczego nie wymyślił...
-Wie pan, która godzina?
Przed stolikiem Gajeela stanęła panna Levy we własnej osobie. O dziwo była już spokojna i trzeźwa. W miarę trzeźwa, a spokojna z pozoru. Na sam jego widok, dziewczynie miękły kolana.
-Czemu mnie pani o to pyta?
-Biblioteka powinna być zamknięta pięć minut temu.
-To co tu pani jeszcze robi?! Zdziwił się Redfox, przez co bibliotekarka zagotowała się w środku ze złości.
-Czekam, aż pan sobie pójdzie!
Po kilku sekundach Gajeel zrozumiał o co chodzi. Ponoć książki dokształcają, lecz on po kilku godzinach ślęczenia nad nimi czuł się jedynie ogłupiały.
-Nie można tu zostać trochę dłużej?
-Mogę tu pana zamknąć na całą noc...
-To nie taki zły pomysł!
-Co proszę?! Oburzyła się McGarden. -To bardzo zły pomysł! Słyszał pan kiedyś o czymś takim jak sarkazm? Nie mogę tu pana zostawić samego...
-To proszę zostać ze mną na noc! Gajeel obdarzył ją szerokim uśmiechem, lecz nie zmniejszyło to poirytowania bibliotekarki. Nie była zła na niego, a na siebie. A dokładniej na swoje kosmate myśli, które pojawiły się w jej głowie po słowach "zostań ze mną na noc".
-Proszę wypożyczyć książkę i wracać do domu!
Uśmiech Redfoxa zaczął powoli zanikać.
-Chyba nie mam wyjścia... Westchnął z poważną miną i wstał. O wiele niższa Levy sięgała mu wtedy do piersiowej klatki. -Wyjawię, dlaczego nie mogę wrócić do domu, jeśli pozwoli mi pani tu zostać. Chodzi... Chodzi o panią. Wydusił z siebie Gajeel, chwytając się za czoło. Wyglądał, jakby wszelkie troski tego świata opuściły jego barki. -Kiedy pierwszy raz panią ujrzałem... Zaczytaną, zamyśloną, tak... w pełni skupioną...
Już sam nie wiedział co gadał. Pieprzył od rzeczy, byleby tylko tu zostać i poszperać. By z odrobiną szczęścia znaleźć coś na temat Lucy Heartfilli. Ale po tak nędznym bajerze mógł o tym jedynie pomarzyć. Zmarnował swoją szansę, zapewne niepowtarzalną. Był przekonany, że bibliotekarka nie uwierzy mu w tą bajeczkę, lecz gdy na nią zerknął... Powiedziałby teraz, że bocian usiadł i nasrał jej na głowę, a ona by mu uwierzyła! Jej wzrok wyglądał, jakby była zahipnotyzowana. Jednak nie spodziewał się jej następnego posunięcia.
McGarden zbliżyła się do Redfoxa i objęła drobnymi dłońmi jego kark. Tylko dotąd sięgała. Pojęcia nie miał o co jej chodzi, do czasu, aż dziewczyna z niebywałą dla niej siłą przyciągnęła go do siebie i pocałowała. Namiętnie, pożądliwie, jakby chciała go zeżreć w całości.
-Co ty robisz, do cholery! Warknął na nią mężczyzna z ledwością odrywając się od jej ust. Wyjątkowo miękkich i słodkich... Ale nie miało to teraz żadnego znaczenia! A przynajmniej nie powinno...
-Przecież... Zaczęła zdziwiona Levy, a wściekły Gajeel warknął pod nosem i spojrzał w bok.
-Zbliża mi się sesja poprawkowa na studiach, a mieszkam z debilami, którzy wciąż imprezują zamiast się uczyć! Wymówka wpadła mu do głowy w ostatnim momencie. Może nie była idealna, ale... -Mam problemy z koncentracją, ale gdy zobaczyłem ciebie, taką opanowaną nad książką, to pomyślałem, że też dam radę! I dopiero, gdy wszyscy stąd wyszli mogłem się skupić... Po prostu potrzebuje miejsca, gdzie w spokoju mógłbym się pouczyć! Ta biblioteka to jedyne takie miejsce jakie znalazłem, a ty pomyślałaś, że ...
-Przepraszam. Mruknęła McGarden przerywając jego wypowiedź. Na szybko musiała znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie swojego zachowania, by nie wyjść na totalną idiotkę. -Ja... Ja... To ten zapach starych książek musiał tak na mnie zadziałać! Zawołała, lecz po chwili miała ochotę puknąć się w łeb.
Gajeel natomiast omal nie wybuchnął śmiechem. Kłamać to ona nie umiała.
-Zdecydowanie. W końcu zapach starych książek jest taki... seksowny, gihi.
"No to teraz dopiero wyszłam na idiotkę!" - pomyślała Levy.
-Proszę już iść do domu! Jęknęła speszona.
-Nie.
-Jak to nie?!
-Jeśli mnie stąd teraz wyrzucisz, to podam cię o molestowanie!
-To ma być żart? Wrzasnęła wystraszona.
-Oczywiście!
-Wcale nie zabawny!
-Ale za tego niespodziewanego buziaka, to chyba należy mi się jakaś rekompensata? Redfox zaczął się targować. -Nie, żeby to było coś nieprzyjemnego, ale z szoku omal zawału nie dostałem!
Serduszko bibliotekarki na moment stanęło w miejscu. Pomimo zażenowania, wciąż ze sobą rozmawiali. Ba - zaczęli rozmawiać, zamiast się kłócić. Nawet przeszli sobie na "ty", pomijając zbędne "pan" i "pani". McGarden wyczuła tu swoją szansę, nabierając odwagi i starając się rozluźnić, postanowiła obrócić to wszystko w żart.
-To co, może w ramach przeprosin drugi buziak?
Tym razem mężczyzna nie wytrzymał i zaśmiał się głośno.
-Wystarczy, jeśli pozwolisz mi tu jeszcze trochę zostać. Poprosił, a nieudolnie skrywany uśmieszek Levy napawał go nadzieją podczas napiętej ciszy.
-Do pierwszej. Odpowiedziała w końcu. -Potem wracasz do domu.

- - - - - - - - - -

-Graaay, zaczekaj! Zaraz nogi same mi w dupę wejdą!
-A co mnie to... Warknął na Natsu.
-Ty nie zapieprzałeś z buta dwa razy przez całe North Faries, więc zamknij japę i zwolnij! Zawołał jednocześnie przyspieszając. Bo choć narzekał, to dobrze wiedział, że muszą się pospieszyć. Do China Town mieli jeszcze spory kawałek, a do zamknięcia bazarów i targowisk nie zostało im dużo czasu.
Po kilku minutach wizerunek miasta zaczął się zmieniać. Kamienice stawały się coraz bardziej zaniedbane i zniszczone, a ulice jakby brudniejsze i ciemniejsze. Tutaj, we wschodniej części North Faries nawet koty krzywo spoglądały na przechodniów. Jednak Natsu zawsze kroczył tędy z niewielkim uśmiechem. W końcu to tu spędził najmłodsze lata. Lata, w których wychowywał go Igneel. Z czasem jednak ten uśmiech zanikał, pozostawiając po sobie jedynie gorycz i wściekłość. Bo, jak zawsze wspominając szczęśliwe lata ze swoim ojcem, kończyło się to na przypomnieniu sobie dnia, w którym go stracił.
-No nareszcie. Odetchnął Gray wyciągając papierosa z paczki Malboro.
Natsu tak bardzo zamyślił się o starych czasach, że nawet nie zauważył czerwono-zielonej bramy ze smokami, słynnego wejścia do China Town.
-No nareszcie! Powtórzył z o wiele większym entuzjazmem niż poprzednik i żwawo wkroczył w progi nowej dzielnicy, znacznie różniącej się od reszty Magnolia City. Choć panowało tu wszechobecne ubóstwo, bazary wręcz raziły kolorami, a ludzie, choć głośni, byli wyraźnie szczęśliwi. To było zaraźliwe, uśmiech sam nasuwał się chłopakom na twarze.
-Zaczekaj tu chwilę! Zawołał nagle Dragneel i samemu wskoczył do pobliskiej apteki, a z otwarciem drzwi usłyszał dźwięk dzwoneczka, zwiastujący nadejście klienta. Wewnątrz białe ściany mocno kontrastowały z ciemną, drewnianą ladą oraz szklanymi gablotami, za którymi znajdowały się przeróżne ampułki i buteleczki. Zawsze, gdy tu wchodził, czuł się jakby trafił do domu jakiegoś alchemika...
-Witaj Natsu! Zza lady przywitały go dwie dziewczyny, dobrze mu znana farmaceutka Sherry oraz jej młodsza kuzynka Chelia Blendy.
-To co zawsze? Spytała dwudziestoletnia kobieta, a Dragneel w odpowiedzi uśmiechnął się zawadiacko.
-To co zawsze, maleńka.
-Chelia! Kwells(*1) i Luxi Gum(*2) dla naszego stałego klienta!
-A ile tych Luxów? Spytała młodsza Blendy, po czym obydwie zawiesiły swoje spojrzenie na milczącym chłopaku. Jakby oceniały ile będzie tego potrzebował.
-Daj mu z pięć pudełek.
-Ta, może od razu z dwadzieścia! Zawołał oburzony Natsu.
...
-Co tak długo?! Zawołał Gray, gdy jego przyjaciel wybiegł z apteki i z miejsca łyknął dwie tabletki Kwellsu. -Masz chociaż to co chciałeś?
-Aż nad to... Mruknął Dragneel trzymając w siatce leki na chorobę lokomocyjną oraz dwadzieścia czerwonych opakowań prezerwatyw. -Za kogo mnie one mają!
-Co ty, na promocję natrafiłeś? Zakpił z niego ciemnowłosy zaglądając do reklamówki. -I lepiej już chodźmy, zanim nas dorwie...
-Natsu! Gray! Usłyszeli za sobą znajomy głos. Ten chiński akcent rozpoznaliby wszędzie.
-Tylko nie to... Jęknął Fullbuster i już szykował się do ucieczki, lecz Natsu w porę złapał go za tył koszuli.
-Lyon Vastia! Co tam u ciebie! Dragneel szczerzył się do białowłosego, skośnookiego sprzedawcy od ucha do ucha. W przeciwieństwie do francuza, on uwielbiał Lyona. A jeszcze bardziej to, co zawsze miał na stanie na swoim małym, cudownym zapleczu...
-Nie przyszliśmy tutaj na zakupy! Gray warknął przez zęby i wyrwał się przyjacielowi. -Rusz się!
-O co się tak wkurzasz... Zakłopotany Natsu podrapał się leniwie po ramieniu i olał wciąż machającego do nich Vastia.
-Nie lubię tego idioty! Mamrotał rozjuszony chłopak. -Jebany chiński sprzedawca jaj...
-Bo ty Gray, to nie umiesz z ludźmi rozmawiać! Stwierdził Natsu i z dumą chwycił się za swój pas, za którym schowany był Desert Eagle(*3). Francuz nerwowo nabrał powietrze do płuc i przyspieszył kroku. Znał ten przechwalający się ton przyjaciela aż za dobrze.
-To maleństwo, sprowadzone prosto z Izraela jest prawdopodobnie jedynym egzemplarzem w mieście. Jak nie w kraju! A skąd to mam? Od tego jebanego chińskiego sprzedawcy jaj! Dragneel zatrzymał się przed zakrętem, za którym znajdowała się złomownia "Toby & Yuka" i z ogromnym zacieszem wyjął skrywaną w spodniach czarną spluwę.
-Dogadywanie się z ludźmi to podstawa! A im większymi są sukinsynami, tym lepsze z tego korzyści dla nas samych! Trzeba myśleć człowieku. Myśleć!
-I mówi to ten, który na co dzień nie używa mózgu... Odpyskował Gray sięgając po swojego Colta 1911 i odbezpieczył go.
-Masz szczęście, że jesteśmy na miejscu! Warknął Natsu i jako pierwszy wyszedł zza rogu. Fullbuster postanowił to przemilczeć i ruszył za różowowłosym.
Nie skradali się. Nie biegli. Jakby nigdy nic zmierzali w zwykłym tempie do znajdującej się przed nimi zbiornicy.
Toby i Yuki właśnie kończyli pracę i zamykali dwudrzwiową, metalową bramę. Okazja na dorwanie skubanych była idealna.
-Ej, konfidenci! Dragneel zawołał w ich stronę i przyspieszył kroku, a odpalający papierosa Suzuki zastygł z zapaloną przed nosem zapalniczką.
-O kurwa! Wystraszył się Horhorta, który zaczął ponownie otwierać bramę.
-Pospiesz się! Pospiesz! Krzyczał nerwowo krzaczastobrwiowy, ze zgrozą spoglądając na zbliżającego się chłopaka dzierżącego broń i przezroczystą reklamówkę.
-Nawet o tym nie myślcie! Wzburzony Natsu ryknął jeszcze głośniej, gdy właścicielom złomowni udało się otworzyć bramę i za nią uciec. Biegnąc, różowowłosy w ostatniej chwili zablokował metalowe drzwi i uniemożliwił ich całkowite zamknięcie.
-Ja nic nie zrobiłem! Nic nie wiem! Usłyszał roztrzęsiony głos faceta o psich rysach twarzy.
-Lepiej mi otwórz Toby, zanim się wkurwię na dobre!
Gray w tym czasie na spokojnie podszedł do furtki i obadał ją wzrokiem. Brama jak i mury w całości wykonane były z żelaza i aluminiowej blachy, wysokie na co najmniej dwa i pół metra...
-Pchaj te drzwi! Krzyczał Yuka na Tobiego. -Jak je zamkniemy, to już nas nie dorwą!
-Jesteś tego pewien? Właściciele złomowni usłyszeli kogoś nad swoją głową. Zaskoczeni zauważyli Fullbustera, kucającego na aluminiowej blasze. Między podkurczonymi nogami, z dłoni swobodnie zwisał mu pistolet, a szeroki uśmiech chłopaka uwydatniał ledwo widoczne zmarszczki wokół jego oczu. Dwóch młodych mężczyzn wpatrywało się w niego z osłupieniem, jednocześnie rozluźniając napór na bramę. Natsu wyczuwając to, pchnął drzwi jeszcze mocniej i otworzył je, a Toby i Yuka polecieli do tyłu. Wtedy Gray zwinnym ruchem zeskoczył z cienkiego muru, wprost na Suzuke.
-Jak ty tam kurna wlazłeś?! To przecież niemożliwe!
-Rusz się choć o milimetr... Szepnął do krzaczastobrwiowego i przyłożył mu lufę do gardła.
Dragneel w tym czasie powoli wszedł na teren złomowni i skarcił leżącego Horhorta srogim spojrzeniem.
-No nie ładnie Toby... Mruknął zniesmaczony stając w niewielkim rozkroku przed przerażonym mężczyzną i wymierzył w niego spluwą.
-Czego od nas chcecie?!
-Czego chcemy? Zdziwił się Natsu. Ściszył głos. -Wstań. Powiedziałem, wstań kurwa. Powtórzył, gdy Horhorta nie ruszał się z miejsca. W końcu jednak brunet podniósł się z ziemi, ale tylko po to by po prawym sierpowym Dragneela znów upaść. Na dokładkę różowowłosy zdzielił go w głowę siatką wypełnioną prezerwatywami.
-Nie udawaj, że nie wiesz co chcemy! Jak mogłeś donieść na Graya, Toby! Jak mogłeś!
-To nie tak! Bronił się Horhotra, zasłaniając się rękoma. -Nie powiedziałem mu nic takiego!
-"Mu"?
Patrząc na oczy Natsu już wiedział, że sam wkopał się w niezłe gówno.
-Tylko wspomniałem o jego francuskim akcencie i kolorze włosów! Tylko tyle! Tylko te dwie rzeczy! Mężczyzna z psimi rysami twarzy wskazał roztrzęsiony na Fullbustera.
-I o dwie rzeczy za dużo! Ryknął po chwili Dragneel. Kopnął nogą w piaszczystą ziemię, która wleciała prosto w oczy Tobiego. Facet chwycił się za twarz i wypuścił multum siarczystych przekleństw w pokotu niezrozumianych dla reszty słów. W tym czasie dwóch "gości" zerknęło na zniewolonego przez Graya Yuke.
-Ja nic nie powiedziałem! Nic, a nic! Wydusił z siebie Suzuka, gdy ciemnowłosy nieznacznie oddalił lufę spod jego podbródka.
-Banda kretynów... Natsu warknął pod nosem i wkroczył w głąb złomowni. Samochodów było tu od groma, lecz szybko znalazł faworyta. Ciemnozielony Citroen H* stał nieco na uboczu, w całkiem dobrym stanie i kluczykami w stacyjce.
-Weźmiemy go sobie w ramach waszych przeprosin! Zawołał różowowłosy i gestem dłoni zawołał do siebie Fullbustera. -Nada się?
-Damy radę. Gray odrzekł po chwili namysłu, obserwując jednocześnie dostawczy samochód i właścicieli zbiornicy. -Do tej roboty jak znalazł. Francuz pospiesznie wskoczył za kierownice i odpalił poczciwego grata.
-Otwierać bramę! Zawołał Dragneel wymierzając we właścicieli bronią, a ci nie zwlekali ze spełnieniem jego prośby. Zadowolony podbiegł do Citroena i usiadł obok Graya. A gdy tylko zatrzasnął drzwiczki samochodu, francuz z całą siłą przydusił pedał gazu i gwałtownie wyjechał na ulicę.

- - - - - - - - - -

-Lucy... nie musiałaś...
-Musiałam. Odrzekła hardo chowając kolejną stertę teczek z aktami spraw do szuflady. Już wcześniej pochowała inne dokumenty do przezroczystych folii w segregatorach, oczyściła pełną popielniczkę i pościerała kurze na uprzednio ogarniętych półkach. Od ciągłego klęczenia i schylania się odczuwała kłucia w kręgosłupie, a od marnego światła biurowej lampki piekły ją oczy.
-Musiałam, nie umiem pracować w bałaganie.
-Jeszcze raz przepraszam. Zaśmiał się zakłopotany Mest. Na rozkaz Heartfilli nie ruszał się z miejsca. Dziewczyna bała się, że swoją "pomocą" narobi tylko większego bałaganu. Siedział więc na parapecie i zaglądając co jakiś czas przez zamknięte okno na nowo wypełniał popielniczkę petami.
-Wiesz Lucy... Zaczął niepewnie prawnik zerkając na sprzątającą wokół praktykantkę i wypuszczając z ust szarawy obłok. -Co sądzisz o tej całej sprawie?
-Mówi pan ... Widząc srogi wzrok Grydera odchrząknęła by się poprawić. -Mówisz o Makarovie Dreyaru?
-Tak.
Odwrócona do Mesta tyłem zacisnęła mocniej palce na trzymanych dokumentach.
"Tylko spokojnie" - powtarzała sobie w myślach.
-Zastanawiam się nad osobą składającą wniosek. Odpowiedziała.
-Panem Richardem Buchanen?
- Myślę nad motywem, dla którego chcę pozbawić wolności pana Dreyara...
Prawnik popatrzył chwilę na profil Lucy jak na głupie, nierozumne stworzonko, po czym uśmiechnął się zgryźliwie.
-...To takie oczywiste. Dodała po dłuższej przerwie, jakby zamyślona, a uśmiech Mesta momentalnie zniknął.
-Serio?
-Nie trzeba nawet znać szczegółów ze zdarzeń zaistniałych prawie dwadzieścia lat temu. Odebranie praw do posiadanych nieruchomości... Panu Buchanenowi chodzi o tak cenny w dzisiejszych czasach grunt!
Gryder mruknął coś pod nosem i znów zaglądając przez okno, mocno zaciągnął się papierosem.
-A czy wiesz coś na temat posiadanych nieruchomości przez tego więźnia? Dociekał, sprawdzając wiedzę dziewczyny. -W końcu twój ojciec wcześniej zajmował się jego sprawą. Jeśli coś wiesz, to powiedz. Zaoszczędzi nam to wizyty u notariusza w Urzędzie Miasta.
Lucy wciąż siedziała odwrócona tyłem do okna. Milczała, co zaskoczyło mężczyznę. Musiał przerwać tą ciszę, by kontynuować swoją grę. Musiał sprawić, by dziewczyna pękła, tak jak prosił go o to sam pan Buchanen.
-Tak w ogóle, to się zastanawiam, dlaczego poprosili akurat mnie o zajęcie się tą sprawą, a nie twojego ojca. Nie uważasz, że to dziwne?
Gdy Heartfillia dalej się nie odzywała, ze złością przygasił papierosa w popielniczce. Nie miał pomysłu na złoty środek, dzięki któremu dziewczyna sypnęłaby paroma informacjami, co strasznie go frustrowało. Głowa zaczęła mu pękać od natłoku myśli, gdy usłyszał, jak Heartfillia pociąga nosem.
-Lucy? Czy ... czy ty płaczesz?
Dziewczyna wreszcie odwróciła się w jego stronę. Łzy spływały po jej policzkach strumieniami.
-Boże kochany, Lucy! Co się stało! Gryder czym prędzej znalazł się przy blondynce i posadził ją na swoim fotelu. -Powiedziałem coś niestosownego?
-To nie tak... Wyłkała przecierając zaczerwienione oczy rękawami od swojej białej koszuli. -Mój ojciec... On musiał wplątać się w jakąś dziwną sprawę. Został porwany przez Oracion Seis!
Dłońmi sięgnęła po jego koszulę i przyciągnęła go do siebie, by mokrymi policzkami przytulić się do jego torsu. Mest niepewnie objął dłońmi swoją praktykantkę, nie wierząc w to co się dzieje. Ledwo ukrywał swoją radość, gdyż wszystko szło po jego myśli.
-Przez mafię?! Wyszeptał udając przejętego. -Ale... jak to?
-Oni szukają aktu własności baru, który należy do Makarova Dreyara. Myślą, że to właśnie mój ojciec posiada ten dokument! Zapłakała. -Ale to nie on go ma!
Gryder pogłaskał ją po głowie.
-Skąd masz pewność, że twój ojciec nie posiada tego aktu?
-Ponieważ ja go mam. Powiedziała z pewnością, a prawnik puścił ją i odsunął się od niej krok. Myślał, że śni. Aż chciał się uszczypnąć. To było zbyt piękne, by mogło być prawdziwe!
-Dlatego zależy mi na rozwiązaniu tej sprawy. Kontynuowała Heartfillia. -Wierzę, że po zakończeniu sprawy pana Dreyara cały ten koszmar dobiegnie końca. I że wreszcie mafia wypuści mojego ojca.
-Wiem, że to niemoralne, jednak czy nie lepiej byłoby oddać akt mafii? Spytał Gryder. -Mogłaś też oddać akt do burmistrza! Wtedy ty i twój ojciec uniknęlibyście tej afery!
-Nie oddam im aktu. Zaparła się. -Mafia zabiła moją matkę. To właśnie od niej, tuż przed śmiercią otrzymałam akt. Poza tym chcę spełnić jej ostatnią wolę. Prosiła mnie, bym ukryła akt w bezpiecznym miejscu i nigdy nikomu go nie oddała. Schowałam więc go do sejfu ojca, gdzie jest bezpieczny.
-Rozumiem, ale...
-Nawet zaniesienie dokumentu do Urzędu Miasta nic by nie zmieniło. Przerwała mu Lucy. -Na akcie dokładnie widnieje imię i nazwisko właściciela posiadłości. W takim wypadku jedynym rozwiązaniem na przejęcie gruntu jest przekupienie burmistrza. Jeśli ten oczywiście posiadałby odpowiednie papiery.
-Czyli akt własności Makarova Dreyara... A Oracion Seis jest w końcu ekspertem w przekupstwach... Masz rację... Dokończył prawnik przygryzając wargę. Sprawa wyglądała na bardziej skomplikowaną niż myślał, za to dziewczyna okazała się bystrzejsza niż się z początku spodziewał. -Jest jednak nadzieja. Mest dalej rozmyślał na głos. -Jeśli prawa więźnia zostaną odebrane, można będzie odkupić jego grunt nawet bez aktu...
-Dokładnie! Zawołała studentka. -Nie wiem dlaczego mafii tak bardzo zależy na tym gruncie, ale wreszcie pojawił się ktoś, kto chcę zamknąć tego kryminalistę za kratki. Raz na zawsze! W oczach Heartfilli pojawił się błysk nadziei. -To zakończy całą farsę! Musimy wygrać tą sprawę! Musimy...!
Zamilkła, kiedy prawnik z pocieszającym uśmiechem położył dłonie na jej barkach. Bo cóż innego mógł w tej chwili zrobić? Gdyby Lucy dowiedziała się, że Richard Buchanen należy do mafii, w życiu nie zgodziłaby się na pomoc w rozprawie. A choć było to ryzykowne, to na swój sposób zabawne.
-Z pewnością wygramy. Powiedział z przekonaniem, a Lucy odwzajemniła jego ciepły gest i przytaknęła głową.
...
-Na pewno już dobrze się czujesz? Dopytywał się Mest. -Może odwieźć cię do domu? Jest już późno...
Spoglądając na zegarek dostrzegł godzinę 22:42.
-Nie trzeba, naprawdę. Poradzę sobie. Zagwarantowała Lucy i ubierając swój beżowy płaszcz stanęła przy wyjściu. -Martwię się raczej, czy pan sobie poradzi z tym wszystkim. Niepewnie przejechała wzrokiem po małej kancelarii, w której wciąż panował spory bałagan.
-O to się nie martw! Wszystkim się zajmę!
Mając nadzieję, że nie są to słowa rzucone na wiatr pożegnała się i wyszła. Ledwo zamknęła za sobą drzwi, a już popędziła w stronę schodów. Jej uśmiech, który musiała utrzymywać przez dłuższy czas wreszcie zniknął. Pragnęła wydostać się z tej kamienicy jak najszybciej.
Gdy znalazła się na świeżym powietrzu odetchnęła głęboko i spojrzała w stronę kancelarii. Tak jak przypuszczała, Gryder wyglądał za nią przez okno paląc papierosa. Pomachał do niej radośnie, a ona odpowiedziała tym samym, ostatni raz siląc się na uśmiech.
Wiedziała doskonale, co Mest zrobi, gdy tylko zniknie mu z pola widzenia. Chwyci za telefon, by zadzwonić do Richarda Buchanena i poinformuje go o wszystkim co od niej usłyszał. Nawet o tym, że jest ona w posiadaniu aktu własności baru. Od samego początku, gdy tylko zobaczyła pozew sądowy, domyśliła się, co tu jest zgrane.
Ale niech wiedzą, niech ją nachodzą. Dopóki ona ma akt, jest bezpieczna. Włączyła się do zabawy Mesta, ustalając również swoje zasady gry. A wszystko po to, by mieć choć cień szansy na uwolnienie Judego z rąk mafii. Wierzyła w to, że znając prawdziwe położenie dokumentu wypuszczą go na wolność. Wierzyła w to, że trzymając go jako ewentualną kartę przetargową jeszcze go nie zabili. Pojęcia tylko nie miała, jak uratować Makarova Dreyara przed dożywociem, ale było to jedyne wyjście, by spełnić prawdziwą ostatnią wolę jej matki. Musiała przekazać akt własności baru pod wróżkowym ogonem w odpowiednie ręce, nie ważne jaką cenę miałaby za to ponieść. Póki co, pracowanie dla prawnika współpracującego z Oracion Seis wydawało jej się najlepszym, jak i jedynym wyjściem. Poza tym, wszystko jest w porządku, dopóki nie mają dowodów na kolejne przewinięcia Makarova.
"A może powinnam go jakoś zbajerować?" Z zamyśloną miną spojrzała jakby nieobecna na czarny nieboskłon.
...
Mest wyglądał przez okno jeszcze dłuższą chwilę, zanim zupełnie nie stracił Heartfilli z oczu. Jego ręka opadła wreszcie na dół, a po uśmiechu nie było śladu. Zastąpił go śmiertelnie poważny wyraz twarzy.
Nie czekając dłużej chwycił za telefon i wykręcił dobrze sobie znany numer. Nerwowo ściskał słuchawkę aparatu, a każdy sygnał połączenia zdawał się mu dłużyć w nieskończoność.
-Hallo?
-Witaj Hoteye, tu Doranbolt. Przedstawił się Richardowi ściszonym głosem, jakby bał się, że ktoś może go podsłuchiwać. -Wiem już gdzie jest akt, którego szukacie...

- - - - - - - - - -

-No to żeś się postarała wrócić jak najszybciej! Ty wiesz która jest godzina?!
Przy progu biblioteki przywitała ją Levy, ze skrzyżowanymi na piersi rękoma i spojrzeniem spod byka.
-Troszkę mi się przedłużyło. Wyjaśniła Lucy pospiesznie zamykając za sobą drzwi. -Gdzie Plue?
-Śpi w kantorku. Mruknęła obrażona McGarden.
Blondynka postawiła kilka kroków w głąb biblioteki, ale widząc obcego w czytelni zatrzymała się raptownie.
Ów mężczyzna, o czarnych długich włosach tonął w stercie książek. Wyglądał, jakby czytanie pochłonęło go całkowicie. Prawda jednak była zupełnie inna...
"Wiedziałem, że tu wrócisz, Lucy Heartfillio!" Gajeel zawołał w duchu, rad, że po raz kolejny zdał się na swoją niezawodną intuicje. Ukradkiem zerknął na naręczny zegarek wskazujący kilka minut po północy i, niby przypadkiem, zrzucił ze stołka kilka książek. I, również niby przez przypadek, schylając się dostrzegł obserwującą go dziewczynę.
-To pani! Zawołał udając zaskoczonego i z miejsca ruszył w stronę zdziwionej tym faktem Lucy.
-Ja?
-Tak! To dziś popołudniu wpadłem na panią w tej bibliotece!
-Ktoś tu chyba miał się skupić na czytaniu... Levy słysząc rozmowę w głównej sali zakukała z pomieszczenia dla personelu.
-Chciałem tylko przeprosić... twoją koleżankę, jak mniemam? Zapytał z ciekawością Redfox. -Bo kto zaglądałby do biblioteki o tej godzinie?
-Prócz mężczyzn mających problemy z koncentracją, to chyba tylko moja przyjaciółka. Zażartowała bibliotekarka i wskoczyła na biurko wesoło machając nogami.
-W każdym bądź razie, chciałem tylko przeprosić. Tym razem zwrócił się do blondynki i podszedł bliżej by wyciągnąć do niej rękę . -Jestem Gajeel Redfox.
-Lucy Heartfillia. I nie ma za co przepraszać, ale czy mógłby pan zejść z mojej nogi?
Cała trójka odruchowo spojrzała w dół. Faktycznie, sporych rozmiarów czarny but przydeptywał stopę dziewczyny w czerwonej szpilce.
...
Lucy siedziała na fotelu, czekając na coś ciepłego do picia i masując sobie prawą, lekko spuchniętą stopę. Pod lewą chrapał rozwalony na cztery strony świata labrador.
-Nieźle cię przydusił tym kajakiem. Zachichotała McGarden stojąca przy elektrycznym czajniku. -Widziałaś jaką on miał nogę? 
-Ty mi lepiej powiedz, co on tu robi. Mruknęła zdegustowana Heartfillia.
-Ale to był co najmniej z rozmiar 48!
-Ja bym powiedziała, że z 50... A wiesz, co mówią o takich mężczyznach? Duży rozmiar buta, to duży rozmiar...
-Ciii, bo usłyszy! Syknęła Levy zerkając z kantorka w stronę czytelni i zaraz dostała maślanych oczu. -Ahh, normalnie bym go dorwała między regałami i wytarmosiła jak bobra! Jęknęła przygryzając dolną wargę, a Lucy spojrzała na nią z politowaniem.
-Zanim się do niego dorwiesz, to lepiej ogarnij najpierw swojego bobra. Mówiąc to, uśmiechnęła się zgryźliwie i dyskretnie, tak by tylko McGarden to dostrzegła, poklepała się po swoim łonie.
-A weź się odwal! Zawołała oburzona Levy. -I od mojego bobra też! W ogóle... jakiego bobra! Zawołała zażenowana po dłuższym namyśle. -Nie mam kurwa żadnego bobra!
-A co, jeśli on lubi bobry? Zażartowała Heartfillia, a bibliotekarka zaniemówiła. -Wiesz, może jest zwolennikiem futrzaków...
-O czym ty pieprzysz?! Levy była już totalnie speszona, co było rzadkim widokiem, a blondynka cudem powstrzymywała łzy ze śmiechu. Lecz kiedy i ona zerknęła w stronę zaczytanego mężczyzny, spoważniała. Było w nim coś bardzo niepokojącego. Przyłożyła głowę na miękkie oparcie fotela, a jej powieki stały się ciężkie jak z ołowiu. Nagle dopadło ją ogromne zmęczenie, stawała się senna. Coraz bardziej senna...
Czajnik charakterystycznym pstryknięciem dał znać o zagotowanej wodzie.
-Kawa, czy herbata? Spytała McGarden, lecz jej przyjaciółka nie mogła tego usłyszeć. Pogrążona we śnie Lucy znajdowała się w swoim świecie.

- - - - - - - - - -

Wybiła północ, a na komisariacie panował spokój. Zazwyczaj o tej godzinie przebywała tu jedynie dwójka policjantów na dyżurce, lecz dzisiejszej nocy było inaczej. Juvia korzystająca z uroków ciszy wertowała wiele dokumentów. Całe biurko zawalone miała papierami, a przeróżne numery rejestracyjne wirowały przed jej oczami. Sprawdziła wszystko dokładnie, w ostatnich dniach nie było żadnego zgłoszenia, które dotyczyłoby skradzionego BMW. Pomimo to, znalazła coś, co bardzo ją zainteresowało...
Wiele raportów miało powtarzające się cechy - dzielnica North Faries oraz kradzieże dokonane w nocy, dzień bądź dwa przed zgłoszonym napadem, zazwyczaj na sklepy ogrodnicze, gdzie świadkowie podawali numery rejestracyjne samochodów porwanych ubiegłej doby... Identyczna sytuacja miała miejsce kilka dni temu, gdy omal nie dorwała Graya Fullbustera. Jeszcze bardziej przekonało ją to do posądzenia chłopaka o przestępstwa, jednakże potrzebowała twardych dowodów. A niestety, zaraz po napadzie na sklepy, poszukiwane pojazdy znikały z ulic Magnolii bez śladu i, jak zawsze podczas przesłuchiwania podejrzanego, Gray wychodził z komisariatu z czystym kontem.
-Skurczybyk w czepku urodzony! Loxar zezłościła się, przypominając tamte zdarzenia. Gdy widziała go na miejscu zdarzenia, nigdy nie doszło do przesłanek o popełnionym przestępstwie. Ale ona wiedziała... To on jest tym złodziejaszkiem, który psuje policyjne statystyki. I jeśli go złapie, będzie o krok bliżej swojego celu...
Pierwsza myśl, jaka nasunęła się policjantce do głowy, to sprzedawanie skradzionych części samochodowych na czarnym rynku. Lecz dla pewności sprawdziła również listę wszystkich złomowni zajmujących się składowaniem samochodów.
Już miała uprzątnąć ostatnie akta, gdy dostrzegła coś jeszcze. Zgłoszenie ostatnio skradzionego samochodu, choć odbyło się w zupełnie innych okolicznościach niż pasujące do tego samego przestępcy, posiadało znajome numery rejestracyjne. Zastanawiając się chwile sięgnęła po raport dotyczący jej ostatniej akcji, po której otrzymała miano "pogromczyni mafii". Strzał w dziesiątkę. Osoby ścigane przez aresztowanego Borę przemieszczały się samochodem oznakowanym tym samym numerem rejestracyjnym, jaki został podany w trzymanym przez nią zgłoszeniu. Może to tylko przeczucie, ale co jeśli ta sprawa była powiązana z resztą kradzieży? Używając auta do innych celów, posądzony przez nią Fullbuster mógł dokonać przestępstwa w innych warunkach...
-Juvia już chyba za długo tu siedzi... Westchnęła odkładając resztę dokumentów na jedną kupkę. Porwała skórzaną kurtkę zawieszoną na oparciu fotela, lecz przy samym wyjściu z biura zatrzymała się. Usłyszała coś, czego nie powinna w tym miejscu. A tym bardziej o tej porze, gdzie wszyscy policjanci są w domach lub na patrolu. W piętra wyżej, gdzie urzędowali inspektorzy i komendant wydobywała się dość głośna muzyka. Zaciekawiona skierowała się w tamtą stronę i już na półpiętrze rozpoznała utwór Neila Sedaka "Oh, Carol!".
Powoli otwierając drzwi od pierwszego piętra rozejrzała się po całym pomieszczeniu. Panowała tu ciemność, a jedyne światło, jak i muzyka przedostawały się z gabinetu samego komendanta.
"Kochanie, nigdy nie będzie innej, ponieważ kocham Ciebie tak..."
Myślała, że z przepracowania nabawiła się omamów słuchowych. Czy ten fałsz przegłuszający piosenkę naprawdę należał do komendanta?
"Nigdy nie opuszczaj mnie, powiedz, że nigdy nie odejdziesz..."
Nie ufając swoim zmysłom zakradła się pod same drzwi jego biura. A gdy je uchyliła...
"Zawsze będę chciał Ciebie kochanie, nieważne co zrobisz!"
Z początku była przekonana, że została tu sprowadzona naprawdę brzydka striptizerka. Rude długie włosy sięgały kobiecie do pośladków, strasznie ściśniętych w lateksowej czarnej spódniczce. Do tego jej ramiona, zakryte jedynie różowym szalem "boa" wydawały się nad wyraz szerokie. Laska ledwo utrzymywała równowagę na wysokich obcasach, przez do Juvia omal nie wybuchła śmiechem. Jej umięśnione, krzywe nogi, okryte brązowymi pończochami całe się chwiały.
"Oh Carol, jestem w Tobie zakochany!" 
Usłyszała ochrypnięty męski głos i znieruchomiała. Rudowłosa kobieta podeszła do lustra tanecznym krokiem, a wtedy komisarz Loxar dokładnie przyjrzała się jej nieudolnie wymalowanej twarzy. Twarzy szanowanego w całym mieście komendanta, Jose Porly...

- - - - - - - - - - 

Zerknął na delbana(*4), chyba po raz dziesiąty w tej godzinie. Dochodziła za pięć pierwsza w nocy.
-Czas się zwijać... Pomyślał na głos i poukładał wszystkie książki leżące wokół niego. Dla pewności sprawdził swoją brązową, skórzaną teczkę typu casual, dopchnął mocniej dwie klamry znajdujące się z przodu, i gdy wszystko było już w porządku, skierował się w stronę wyjścia. 
-Levy? Zawołał cicho, gdy nie zastał nikogo przed recepcją. Nie musiał jednak długo czekać na bibliotekarkę, gdyż ta zjawiła się przed nim niemal natychmiast. 
-Już lecisz? Spytała zdziwiona, jeszcze bardziej zadziwiając Gajeela.
-Przecież miałem tu zostać tylko do pierwszej.
-Co? A tak, rzeczywiście! 
-No to... Zaczął Redfox, niepewnie się wycofując. -No to cześć.
-Cześć. McGarden uśmiechnęła się do niego smutno oraz odprowadziła go wzrokiem do drzwi. I zawiesiła tam swoje spojrzenie na dłużej, gdyż mężczyzna chwycił za klamkę, lecz nie ruszył się dalej.
-A ty nie wracasz do domu? Nagle Gajeel odwrócił się napięcie i stawił kilka kroków w jej stronę. -Nie powinnaś wracać sama o tej porze.
-Muszę tu jeszcze trochę zostać... Dziewczyna zrobiła skwaszoną minę, jakby naprawdę tego żałowała. -Poza tym, mieszkam w kamienicy na przeciwko, więc bez obaw! Zaśmiała się cichutko.
-To w takim razie mogę wracać do siebie z czystym sumieniem. Stwierdził Redfox i znów ruszył w stronę wyjścia, kiedy...
-Czekaj! Gdy znów sięgał dłonią po okrągłą klamkę, jej krzyk prawie przebił mu bębenki w uszach. -Możesz tu jeszcze zostać, jeśli chcesz!
-Niestety, muszę już wracać. Odrzekł stanowczo, co zasmuciło bibliotekarkę. -Ale... mogę cię o coś zapytać?
-Jasne! Teraz Levy stała się ożywiona i radosna. Nie nadążał za jej zmianami nastroju.
-Czy ty... czy wy... Poprawił się wskazując na kantorek, gdzie przebywała Lucy Heartfillia. -Często przesiadujecie tu po nocach?
-Czy często? McGarden prychnęła pod nosem. -Codziennie! Lucy siedzi u mnie co najmniej do pierwszej nad ranem! A czasem zostajemy tu nawet na całą noc.
-Serio? A czy przeszkadzałbym, jeśli...
-Nie przeszkadzałbyś. Przerwała mu szeroko uśmiechnięta dziewczyna. -Wpadaj kiedy zechcesz.
Słysząc to, mężczyzna odwzajemnił uśmiech.
-To w takim razie wpadnę tu jutro wieczorem, jak już nikogo nie będzie. Prócz was, oczywiście.
-Jasne, jasne! Będziemy czekać!
-Ale będziecie obydwie, na sto procent, tak?
-No tak. Odpowiedziała Levy, nieco zdumiona tym pytaniem. -Nawet na dwieście. 
Gajeel szczerząc się wesoło, czym prędzej opuścił progi biblioteki.
-Ehh... Westchnęła bibliotekarka, nie potrafiąc oderwać wzroku od miejsca, gdzie jeszcze przed chwilą stał nowy obiekt jej westchnień. Bo bez wątpienia się nim stał. Odwróciła się, chcąc obudzić Lucy, gdy zobaczyła siedzącego przed nią Plue. Pies wlepiał w nią swoje czarne, duże oczy, a jej powieki zmrużyły się podejrzliwie. Wpatrywali się sobie w oczy przez dłuższy czas, aż w końcu bibliotekarka odpuściła.
-No i czego się cieszysz! Jęknęła cicho, na co labrador odpowiedział jej radosnym szczeknięciem. Jakby śmiał się z jej zachowania wobec nowego obiektu westchnień.
...
Gdy opuścił bibliotekę, zapalił. Wziął głęboki wdech zaciągając się dymem, jakby to był tlen. Tego mu było trzeba! Rozejrzał się spokojnie po okolicy. Cichej i pustej, oświetlonej jedynie przydrożnymi lampami, gdyż księżyc był całkowicie zasłonięty granatowymi kłębami chmur. Na wprost niego rzeczywiście znajdowała się kamienica, dość obskurna i zniszczona, jak każda w tym miejscu.
Z ulgą wypuścił szary obłok dymu i ruszył do najbliższej budki telefonicznej.
Nie znajdowała się ona zbyt daleko, jakieś dwie przecznice stąd. Nie zdążył nawet spalić papierosa, a już był na miejscu. Gdy wreszcie skończył palić, przydusił niedopałek czarnym butem i oskubał wszystkie kieszenie garnituru z drobniaków. Wyjął również zgniecioną kartkę papieru, na którym spisany był numer do Natsu Drageela.

- - - - - - - - - - 

Tymczasem w Little Village, w jednym z opuszczonych domostw wciąż tliło się nikłe światło świeczki.
-Cholera. Warknął Bora próbując otworzyć sandwicha z kurczakiem. Nie przeszkadzało mu to, że przebywa w toksycznym miejscu i wciąż wdycha opary porzuconych w okolicy śmieci i chemikaliów. Nie przeszkadzały mu również ślady zeschniętej krwi, które ciągnęły się przez całą długość podłogi, kawałek ściany, aż na polowe łóżko. Nie przeszkadzał mu nawet zwinięty w kłębek Jude Heartfillia, z obciętym palcem, blady i spragniony.
-Hyyyyyh... Jęknął porwany prawnik, gdy zauważył kanapkę mafiozy.
-Daj mi zjeść w spokoju, zombiaku! Wrzasnął fioletowowłosy kopiąc metalową nóżkę przytrzymującą materac, a Jude jęknął jeszcze głośniej. Teraz każdy ruch i każdy gest powodował, że przeżywał katusze. 
Bora miał jednak poważniejsze problemy. Musiał jeść w takiej obskurnej spelunie, gdy Erigor jeździł sobie po mieście i zbierał pizzo(*5) z ochrony. Co prawda wymuszonej siłą, ale jednak wciąż ochrony...
Nagle na zewnątrz pojawiło się światło. W tym miejscu mogło to oznaczać tylko jedno - ktoś nadjeżdżał.
-No, nareszcie wrócił! Mafioza zawołał niewyraźnie, gdyż chwilę temu odgryzł spory kawałek sandwicha i nie zdążył go jeszcze przeżuć. Z pełną buzią ruszył w kierunku drzwi, lecz gdy przy nich stanął, one otworzyły się na oścież. A Bora nie mogąc tego przewidzieć został znokautowany przez drewniane wejście.
-Gdzie do kurwy jest Erigor!
Fioletowowłosy chwytając się za krwawiący nos, przełknął wreszcie kanapkę i zerknął na Midnigtha, który zawitał w te skromne progi. Był wściekły.
-Poszedł zbierać haracz. Wycharczał obolały Bora.
-To niech lepiej się streszcza, bo jedziecie po akt własności baru "Pod wróżkowym ogonem"!
-Ale przecież nie wiemy gdzie on jest...
-I właśnie zadziwia mnie to, że już wszyscy wiedzą gdzie on jest, a wy nie! Cholerne nieudaczniki! Macbeth ryknął na całe gardło i kopnął siedzącego na ziemi soldata. -Macie jak najszybciej jechać do kancelarii Heartfilla i zabrać ten cholerny akt z jego sejfu! Chcę go mieć jutro na biurku! Po tych słowach zmierzył chłodnym wzrokiem rannego prawnika i wyszedł trzaskając drzwiami. A gdy na zewnątrz ponownie usłyszeli warkot odpalonego silnika...
-No to żeś się doigrał, adwokaciku. Szepnął Bora wstając z ziemi. Jude jedynie kiwał przecząco głową.
-Nie ma... w sejfie go nie ma... Akt ma... moja córka... Na pewno...
-Pojedziemy tam jutro, to sprawdzimy. A niech no tylko znajdę tam ten pieprzony akt, to gołymi rękoma wyrwę ci łeb!

- - - - - - - - - - 

-Natsu, już druga. Ten cały... Gajeel. Gray wreszcie przypomniał sobie jego imię. -Powinien być już na miejscu.
-To idź do niego, nie widzisz, że jestem zajęty!
Byli w magazynie, w prowizorycznej kuchni. W starym radiu puszczali jakiś mało znany rockowy kawałek, a Natsu stojąc nad wielkim garem powtarzał w kółko jedyne słowa piosenki, jakie był w stanie zapamiętać. W garnku, wstawionym na elektrycznej kuchence bulgotało niegotowe jeszcze mydło glicerynowe. Prąd, jaki tu posiadali oczywiście ściągany był na lewo z samego portu.
-Ty go lepiej znasz, niż ja. Wymigiwał się Gray, dokładniej przyglądając się poczynaniom przyjaciela. Na stolnicy, gotowe już mydła ułożone były w równym rzędzie. Nie lubił przebywać w tym miejscu, gdy Dragneel bawił się w chemika. Życie mu było jeszcze miłe, a wytwarzanie nitrogliceryny było z pewnością, delikatnie mówiąc, niebezpieczne.
Nagle na stolnice wskoczył niebieski kotek, który zaczął obwąchiwać mydła.
-Nie ruszaj tego Happy! Wrzasnął Natsu i chwytając zwierzaka pod brzuchem wyrzucił go na drugi koniec pomieszczenia. Kot zamiauczał głośno, po czym lądując na czterech łapach syknął rozjuszony w stronę chłopaka.
-Dobra, idę sam. Stwierdził w końcu Fullbuster, z niepewnością spoglądając w stronę bulgoczącej mazi, gotującej się w garze. Wolał już nie zawracać głowy temu powalonemu "piromanowi", by tylko nie wylecieć ze wszystkim wokół w powietrze.
Wychodząc, od razu skierował się w stronę portu. Po chwili dostrzegł tam Gajeela, który już na niego czekał i poznając idącego Graya pomachał mu beżową kopertą. A kiedy francuz wreszcie do niego dotarł i wyciągnął po nią rękę...
-A zapłata? Spytał Redofx z chytrym uśmieszkiem i w ostatniej chwili uniósł wyżej kopertę. Ze zdenerwowania, na nosie chłopaka pojawiły się zmarszczki, lecz nie mając wyjścia sięgnął po portfel.
-Ile...
-Połowa.
-Że co?! Zdziwił się Fullbuster, ale widząc nieubłaganą minę Gajeela wyjął połowę umownej kwoty. Czyli niemal całą zawartość gotówki, jaką przy sobie posiadał. W zamian za to otrzymał kopertę zawierającą zdjęcia szukanej przez nich dziewczyny.
-Dużo tych zdjęć. Stwierdził Gray przeglądając fotografie blondynki. Wydawała mu się dziwnie znajoma.
-Wszystkie były zrobione dzisiaj. Imię, nazwisko i adres jej kancelarii macie podany na odwrocie jednego z nich.
-A wiesz kiedy można ją tam zastać?
-Wiem... I wiem też w jakich godzinach można jej tam nie zastać...
-No więc? Spytał Fullbuster po dłuższej ciszy, a Gajeel ponownie wyciągnął rękę.
-Druga połowa.
Teraz już wiedział dlaczego Natsu tak niechętnie chciał się spotkać z Redfoxem. Miał zamiar uniknąć nie tyle samego mężczyzny, co płacenia mu. Przecież sam odebrał telefon, musiał o tym wiedzieć. Szkoda tylko, że zorientował się dopiero teraz, gdy musiał zapłacić szpiegowi.
-Nie mam tyle... Mruknął niepewnie wyciągając ostatnie pieniądze i usłyszał gruchnięcie knykciami. Gdy zerknął na dłonie Gajeela, zauważył na jednej z nich metalowy kastet. -Ale może jakoś się dogadamy? Dodał pospiesznie.
Mężczyzna mruknął przeciągle, zmierzając Graya od góry do dołu. Jego czerwone oczy zatrzymały się na szyi francuza. Ściślej mówiąc, na srebrnym łańcuchu, zakończonym wisiorkiem w kształcie krzyża. Fullbuster od razu się zorientował o co chodzi.
-Ale tylko pod zastaw, bo to pamiątka!
-Spoko, spłacisz resztę to MOŻE ci go oddam.
Fullbuster niechętnie ściągnął swoją biżuterię i podał ją Redfoxowi, a czarnowłosy obejrzał w dłoni nową zdobycz, po czym schował ją do kieszeni marynarki.
-Dziewczyny praktycznie od rana nie ma w domu. Najpierw biegnie na studia, następnie wraca koło 17 do domu, żeby wyprowadzić psa na spacer. Idzie z nim do biblioteki McGardenów, gdzie zostawia labradora i znów gdzieś wybywa, najprawdopodobniej w okolice Malibu Coast, gdyż przemieszka się autobusem numerem 4. W bibliotece pojawia się zazwyczaj koło 21-22 i zostaje tam przynajmniej do pierwszej w nocy, a czasem i na całą noc. Jeśli chcecie się dobrać do jej chaty, to najlepszą godziną będzie gdzieś tak koło 23.
-Tyle chyba wystarczy... Stwierdził Gray wyciągając papierosa, a Gajeel poczęstował go ogniem. Zaciągając się, francuz jeszcze raz zerknął na zdjęcia dziewczyny.
-Pamiętam ją! Wrzasnął nagle, przypominając sobie blondynkę. -Kilka dni temu... prawie ją potrąciłem przy Bianco Corvino!
-No widzisz. Zaśmiał się Redfox wypuszczając w bok obłok dymu, lecz zaraz zrozumiał sens jego słów. -Czekaj, przy Bianco Corvino? Nie mów mi, że...
-Że co? Zmieszał się chłopak.
-Byłeś tam! Byłeś kiedy doszło do tej strzelaniny w Bianco Corvino!
-Wcale nie...
-No weź przestań! Widzę po tobie, że kłamiesz! Gajeel poklepał chłopaka po ramieniu. -Naprawdę działa się tam taka akcja jak opisywali w gazetach?! Ponoć kule latały na wszystkie strony, jakiś pościg był! Sprawiał wrażenie podekscytowanego, przy czym bacznie obserwował zachowanie rozmówcy. Fullbuster od razu połknął haczyk, robiąc minę nieudolnie skromnego. Musiał coś wiedzieć.
-No byłem tam na chwilkę... akurat przejeżdżałem...
-I co widziałeś?
-Właśnie wtedy prawie potrąciłem tą dziewczynę, wybiegła z restauracji jak szalona. Francuz wskazał na zdjęcie Lucy.
-Pewnie dużo osób wtedy wybiegło z budynku w panice...
-Właśnie nie. Tylko ona.
Zapadła między nimi cisza, w której spoglądali to na zdjęcie Heartfilli, to na siebie. Nie minęła dłuższa chwila, a obydwaj zrozumieli co im nie pasuje.
-Skoro nikt inny nie wybiegał, to reszta ludzi albo została jeszcze w środku, albo jeszcze nie zdążyła uciec. Więc... nie wiadomo co, ale z pewnością...
-Ta laska ma coś wspólnego z mafią. Dokończył Fullbuster ze złością. -Natsu tam wtedy pracował, powinien wiedzieć więcej.
-A gdzie on w ogóle jest? Redfox jakby dopiero teraz zauważył brak jego obecności.
-Jest zajęty. Warknął Gray.
-Pewnie cię wygonił do mnie, jak tylko usłyszał, że ma szykować forsę. Zaśmiał się starszy mężczyzna, widząc grymas na twarzy francuza. -A tak właściwie, to dlaczego chcieliście wyśledzić tą dziewczynę? 
-To nie dla nas. To dla... znajomego.
-Znajomego... Powtórzy zaciekawiony Gajeel. -Dobra, nie chcesz mówić - nie mów. Rozumiem.
-Będę się już zwijać. Chłopak wyrzucił końcówkę papierosa do oceanu, schował ręce w kieszenie i udał się w swoją stronę.
-Tak w ogóle... Nagle odwrócił się z ledwo skrywanym uśmiechem. -Pościg z Bianco Corvino to prawda. Tak się złożyło, że brałem w tym czynny udział. Prowadziłem wtedy uciekający samochód, ale to wszystko jedynie zbieg okoliczności...
-Nie pierdol, że to byłeś ty?! Nie dowierzał Redfox szczerząc się jak głupi, a Fullbuster odwrócił się do niego plecami i pomachał niedbale na pożegnanie. Miał nadzieję, że bliższe spoufalenie się ze szpiegiem umożliwi mu bezproblemowe odzyskanie naszyjnika, który dał w zastaw. Nie spodziewał się jednak, że jak na tacy wyłożył gorącą nowinkę dla samej komisarz Juvii Loxar.
...
-Natsu, wisisz mi kasę gnojku! Zawołał Gray, gdy tylko wszedł z powrotem do magazynu. Zastał chłopaka w białym fartuchu i ochronnych goglach.
-Co to jest? Spytał zdziwiony, zerkając na zdjęcia podrzucone przez Fullbustera. Nijak zareagował na jego wcześniejsze słowa.
-To ta córka prawnika, Judego Heartfilli.
Dragneel wziął w ręce zdjęcie, na którym Lucy wbiegała do autobusu. Nie było najlepszej jakości, jednak rozpoznał ją od razu.
-Ma na imię Lucy i...
-Wystarczy. Przerwał francuzowi. -Nie chcę nic więcej słyszeć o tej szumowinie.
-Oho, ostre słowa jak na taką damę. Zakpił Fullbuster.
-Damę? Natsu prychnął głośno pod nosem. Po spotkaniu jej w Bianco Corvino, trudno mu było określić tą dziewczynę damą. -To zwykła kurwa Oraciona.
-A jednak... Mruknął Gray zamyślając się nieco.
-Jednak co?
-Nic, nic. Po prostu doszedłem z Gajeelem do tych samych wniosków co ty, odnośnie Oracion Seis. Ciekawe co Laxus od niej chce...
-Jutro się dowiemy. Natsu odrzekł stanowczo.
-Jutro?
-Tak, jutro. Porwiemy dokumenty, zrobimy bum... Zakładając rękawiczkę zanurzył delikatnie palec w wstawionym na gazie garnku. Kropelka nitrogliceryny, którą strzepnął na podłogę momentalnie wybuchła. -...i dowiemy się o co tu kurwa chodzi.

- - - - - - - - - -

-Lucy... Lucy!
Wybudzona dziewczyna otworzyła szeroko oczy.
-Płakałaś... 
Przed sobą zobaczyła zmartwioną Levy, która trzymała ją za ramiona. Gdzieś z boku dostrzegła również przyglądającego się jej Plue.
-Nie żartuj ze mnie. Zaśmiała się Heartfillia, lecz przejeżdżając dłońmi po twarzy wyczuła mokre policzki. -Ten mężczyzna, Gajeel... Jeszcze jest? Spytała zaspana, chcąc jak najszybciej zmienić temat.
-Już trzecia Lucy, wyszedł dwie godziny temu.
Blondynka słysząc, która już godzina zerwała się z fotela.
-Ale się zasiedziałam!
-Jakby to była nowość... Mruknęła nieco rozbawiona McGarden i siłą zmusiła dziewczynę do ponownego zajęcia miejsca. -Zasnęłaś tak nagle, że nie zdążyłaś mi nic powiedzieć! A jeśli myślisz, że wypuszczę cię bez żadnego wyjaśnienia, to jesteś w ogromnym błędzie, moja droga. O której to się do mnie przychodzi, co? 
-Dostałam praktyki, musiałam pozałatwiać kilka spraw.
Levy baczniej przyjrzała się przyjaciółce.
-To chyba dobra wiadomość, prawda?
-No...
-A nie wyglądasz na szczęśliwą.
Lucy westchnęła ciężko i opadła plecami o oparcie fotela. Czuła się wykończona na samą myśl o ostatnich wydarzeniach, ale bibliotekarka w mig to dostrzegła. By zaradzić sytuacji nalała jej drinka.
-Co ty robisz?
-Daje ci wspomagacza na problemy. Mały kieliszek zawsze pomoże... Zachichotała Levy, samemu upijając odrobinę wódki z sokiem pomarańczowym. Następnie w ciszy czekała na wyjaśnienia przyjaciółki.
-Zostałam skierowana przez dziekana do pewnego prawnika, nazywa się Mest Gryder. W ramach praktyk mam doprowadzić do końca jedną sprawę sądową... Zgadnij co dostałam. Złość Heartfilli zaczęła wychodzić na wierzch. Nerwowym ruchem napiła się drinka, a Levy wciąż milczała czekając na wyjaśnienia. -Sprawę Makarova Dreyara. Chcą znaleźć dowody, by posadzić go na dożywocie i odebrać mu prawda własnościowe do posiadanych gruntów.
Oczy bibliotekarki zrobiły się ogromne jak dwa talerze.
-Ale ... przecież... twój ojciec...
-Tak, mój ojciec zajmował się sprawami dotyczącymi tego człowieka. Ale teraz jest przetrzymywany przez mafię, to musieli znaleźć sobie nowego kozła ofiarnego.
-Myślisz, że ten cały Gryder również współpracuje z Oracion Seis?
-Niezaprzeczalnie. Po tym co znalazłam w papierach ojca... Rozżalona Lucy chwyciła się za czoło. -Raczej nie dopuściliby byle adwokata do swoich spraw.
Zapadła chwila niezręcznej ciszy.
-I co teraz? Spytała wreszcie McGarden.
-Użyłam "Modus Operandi"(*6)
-Niby w jaki sposób?!
-Udając biedną niewiastę powiedziałam Gryderowi, że mam akt do własności Makarova.
-Że co mu powiedziałaś?! Głos bibliotekarki stał się o kilka tonów wyższy. -Czyś ty na głowę upadła?! Co ty najlepszego zrobiłaś!
-Jeżeli Mest Gryder naprawdę współpracuje z Oracion Seis, to im to przekaże, sam wydając o sobie prawdę. A mafia, wiedząc gdzie jest akt powinna wypuścić mojego ojca...
-Jesteś nienormalna! Warknęła Levy trzaskając szklanką o stół i rozlewając drinka. Zlękniony Plue pisnął wystraszony i schował się w kąt. -Możesz być teraz w ogromnym niebezpieczeństwie! I po tym co zrobił twój ojciec... Po tych wszystkich latach...!
-Ale to wciąż mój ojciec. Lucy stwierdziła dobitnie, opróżniając kieliszek do dna. -Poza tym, już ci to mówiłam. Nic mi nie będzie, dopóki nie mają aktu. Chyba nie są na tyle głupi...
Teraz i McGarden chwyciła się za czoło. Choć sprawa posuwała się naprzód, to robiło się coraz bardziej nieprzyjemnie...
-A co ze sprawą Makarova? Bo chyba nie chcesz na serio oddać wszystkiego w ręce mafii...
-Oczywiście, że nie! Heartfillia wstała chwiejąc się nieznacznie. Najwyraźniej za szybko opróżniła swojego drinka. -Obiecałam matce, że oddam akt tylko i wyłącznie Makarowovi Dreyarowi i słowa dotrzymam! Muszę tylko znaleźć jakiegoś haka na Mesta, czy coś... Bo nawet jeśli okaże się, że Gryder współpracuje z Oracionem, nic to nie wniesie do sprawy...
-Fakt, jak nie nastraszą, to przekupią... Stwierdziła nieco podłamana McGarden. -Ale wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć?
Levy wyglądała na przerażoną. Lucy wiedziała jednak, że nie boi się mafii, a o jej bezpieczeństwo. Rozczulona nachyliła się nad bibliotekarką i ucałowała ją w czoło.
-Wiem Levy. Dziękuje.
Zarzucając na siebie płaszcz zbierała się do wyjścia. Plue ruszył za nią jak torpeda.
-Tak się zastanawiam... Wtrąciła zamyślona Lucy. -Może jutro wezmę sobie wolne, co? Muszę to wszystko przemyśleć...
-Głupia! Zaśmiała się niebieskowłosa. -Przecież ty tu nie pracujesz! Przynajmniej ja ci za to nie płacę...
Tym razem to Heartfillia wybuchła śmiechem. -Głupia to ty jesteś! Wystawiła przyjaciółce język, po czym w nadzwyczajnie dobrym humorze opuściła bibliotekę w towarzystwie labradora. Faktycznie, mały kieliszek stał się niezłym wspomagaczem na problemy, jednak za nic w świecie nie mógł się on równać z jej najlepszą przyjaciółką, która nawet w najgorszych chwilach potrafiła podnieść ją na duchu.



*1) Kwells - tabletki na chorobę lokomocyjną
*2) Luxi Gum - marka prezerwatyw
*3) Desert Eagle - pistolet samopowtarzalny o bardzo silnym odrzucie (ponoć tylko dla prawdziwych mężczyzn :P) 
*4) Delban - marka zegarków
*5) Pizzo - inaczej haracz
*6) Modus Operandi - działanie pozwalające na zweryfikowanie odpowiednich wniosków o potencjalnym przestępcy.

***

Jeszcze niedawno śmiałam się, że powinnam nazwać ten rozdział "Seksowny Dark Bober"... Mój mózg nieźle tu zaszalał, wypisałam takie bzdety.. xD Ale nie ma co wszystkiego brać na poważnie, poza tym nie potrafię chyba pisać wciąż w 100% na serio - musi być od czasu do czasu zabawnie. Mam nadzieję, że wam się to spodobało moje kochane dziubki i że tym razem nikt nie będzie narzekać na to, że rozdział jest za krótki :D Taka rekompensata za to, że trochę musieliście poczekać.
Napisałam tyle, że moje słowa są tu już chyba zbędne :P
Wiadomo - spis i postacie zaktualizowane...
Dodany został nowy poddział w spisie : o podmiotach prawnych (czyli co nieco o policji, sądach, prawnikach...)
I przede wszystkim : OGROMNA DEDYKACJA DLA HINAICHIGO ORAZ BLUEKSR!!!
Dziękuje wam kochane za pomoc i za tak ogromną dawkę śmiechu przy tym, że nabawiłam się zakwasów mięśni brzucha xD Kocham was :***

22 komentarze:

  1. O bosze czyżbym była pierwsza? No i tyle akcji, czasem Natsu mnie przeraża, ale to jaki jest tu groźny, taki stanowczy ahhh! KOCHAM TO! Już nie mogę się doczekać tego wszystkiego, no cóż nie ma za dobrych kontaktów w Lucy, ale w ogóle super piszesz ten blog chociaż czasem trudno mi się wczuć po pierwszy raz czytam coś w tym stylu. Już czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
  2. No dobra, rozdział fajny, dużo akcji tylko... zdenerwowała mnie ta scena z Gajeelem i to, że Levy jest taka ... nie wiem ufna. No nie mogę się doczekać spotkania Natsu i Lucy, takiego prawdziwego :) Czekam na kolejny rozdział i życzę dużżżżżżoooo weny :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Gajeel i Levy, ahh... <3 I ta historia sztuki... Brak mi słów, żeby wyrazić co czuję, dlatego dam jeszcze jedno serduszko: <3
    Cały fragment o China Town cudny... Natsu i Gray - tacy baddassowaci... :3
    A Mest będzie miał przerąbane za fałszywe informacje... xD Cóż z tego, że został wprowadzony w błąd? O ile Richard by mu pewnie wybaczył, to pod presją innych... Ciekawe jak to będzie c:
    I komendant... O BOŻE. Wyobraziłam to sobie! Będę mieć po tym traumę! A co dopiero Juvia, która to widziała... Biedna dziewczyna xD
    No i szykuje się niezła akcja: chłopaki i Oracion Seis planują odebrać akt z kancelarii (którego na dodatek tam nie ma...) tej samej nocy... Będzie fajnie! ;3 Jakaś strzelaninka... Może znów jakiś pościg, który Juvia zauważy? xD I czy Lucy się w to jakoś wpląta? Znając życie tak...
    I Natsu przy tym kociołku z nitrogliceryną... Jak jakiś szalony naukowiec! A skoro wypróbowuje swoje produkty w labolatorium-kuchni, to nie dziwię się, że Gray nie chce tam przebywać, jak się Natsu w chemika bawi xD Też bym chyba nie chciała xD Chociaż... ;3
    I HAPPY! Co z tego, że pojawił się tylko na jeden akapit? HAPPY! xD To teraz czekam na Lily'ego ;3
    Dużo wena na ciąg dalszy! :3


    Szeh

    OdpowiedzUsuń
  4. Przegenialny rozdział, prawie ze śmiechu płakałem przy bobrze xD

    OdpowiedzUsuń
  5. Hmm... co powiedzieć? Świetby rozdział, coraz ciekawiej! :3
    Propsy dla Juvii, będą jej potrzebne xd.

    Powodzenia przy kolejnym rozdziale :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, nawet nie zauważyłam xd. *Świetny :3..

      Usuń
  6. Rany, ale ty długie rozdziały piszesz! Też tak chcę! Niahahahahah! Seksowny Dark Bober! Ciągle jak paczam na to, albo przypominam sobie ową historię sztuki, to ciągle chce mi się śmiać! Levy taka zboczona! A po co Natsu tyle tych "Luxi Gum", co? Zbok. Akcja w China Town prześwietna!
    No dobra, wenę przesyłam, tym razem mailem, będzie szybciej :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Skacze z radości widząc nowy rozdział ! *.*
    Cudo, cudo i jeszcze raz cudo.
    Kocham twoje opowiadanie. Akcja, postacie, sposób pisania.
    Wszystko jest dla mnie idealne :D Nie pamiętam żeby jakiś autor lub autorka napisała coś w taki sposób, że aż czuję się jakbym tam była i ciągle chce więcej :3 Czytając o tym jak Levy wygadała się o tym kiedy Lucy u niej przebywa aż złapałam się za głowę z myślą: ''Kochana, co ty zrobiłaś ;___; ''
    Później znowu to zrobiłam gdy doczytałam jak Gray ''sprzedał się'' Juvii.
    Pod koniec jak usłyszałam jak Natsu mówi o Lucy i jakie wszyscy mają porąbane wnioski co do niej to uznałam, że blondynka powinna ich nieźle skopać ;-- Tyle na ten temat xD
    Już nie mogę się doczekać spotkania chłopaków, Oracion i chyba Lucy, ponieważ z tego co zrozumiałam to Lucynka robi sobie wolne i będzie wtedy w domu ;) Chyba, że czegoś nie wyłapałam i źle zrozumiałam >.<
    Rozdział bardzo mi się podobał i nie pozostaje mi nic innego jak czekać na kolejny i nie ukrywam, że jestem ciekawa kiedy możemy się go spodziewać :)
    Pozdrawiam MarryLay

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak widać rozdziały ukazują się rzadziej, lecz nie dlatego, że mniej piszę, ale dlatego, że rozdziały są dłuższe. A nie ukrywam, w następnym rozdziale będzie jeszcze więcej akcji (chyba takiej wartkiej, jaką planuje, to jeszcze tu nie było :P) więc pisanie następnego rozdziału może mi trochę zająć... ale nie będę też ukrywać, że aż ręce palą mi się do pisania i chyba się zaraz za to zabiorę :)
      I dziękuje wszystkim za komentarze :)))

      Usuń
  8. O jezu, ten bober.. czy też bobry, były po prostu genialne! Nie mam pojęcia skąd ty to bierzesz xD Początek znajomości Levy i Gajeela nietypowy, ale jak najbardziej na plus! Zaskoczyłaś mnie tym zauroczeniem Levy względem Redfoxa, myślałam że będzie bardziej.. czy ja wiem, chłodna, podejrzliwa? A ona tu wyskakuje z buziakami, haha :D
    No i żarty się skończyły, o ile na początku myślałam, że pomysł z wygadaniem o tym sejfie może być dobry, to teraz uważam, że Lucy powinna dalej grać przed Mestem. Mam parę czarnych scenariuszy na podorędziu, no bo kiedy Oracion dowie się, że Lucy ściemniała, może nie być tak przyjemnie jak do tej pory.. :p
    Natsu i nitrogliceryna :D O co chodzi z tym "bum"? Zrozumiałam, że chcą (a raczej Natsu chce) coś wysadzić, ale nie wiem co. Bo chyba nie rezydencję, willę Oracion? Chyba nie jest tak głupi :p Ogólnie cały fragment z zestawem małego chemika-Natsu i Grayem był świetny, zdecydowanie najlepszy w tym rozdziale. A przez końcówkę "Porwiemy dokumenty, zrobimy bum... Zakładając rękawiczkę zanurzył delikatnie palec w wstawionym na gazie garnku. Kropelka nitrogliceryny, którą strzepnął na podłogę momentalnie wybuchła. -...i dowiemy się o co tu kurwa chodzi" aż mnie ciary przeszły, nie wiem jak to możliwe, ale piszesz coraz lepiej :)
    Pierwotną nazwę rozdziału mogłaś zostawić, to było piękne ;>
    Przesyłam kontenery weny, buziam i całuję :* Nie mogę się doczekać nexta, mam ochotę skakać na fotelu, co ty ze mną zrobiłaś.. xD

    OdpowiedzUsuń
  9. Dumna jestem z ciebie i twoich bobrów! (z siebie troche też, bo sie w końcu zmusiłam żeby skomentować) oj powiadam wam, Yasha ludzi niszczy. Ale chaper jest jak trza tzn.długi jak srajtaśma Velveta. Nie mogę się doczekać tej super mega wartkiej akcjii *u* Najlepsze oczywiście fragmenty w bibliotece (PERVERT MODE).
    Jose... wat r u doin? STAHP! Biedna Juvia już nie zaśnie w spokoju.
    Trochę brakuje mi Erzy, więc czekam na jakieś wejście smoka! Jak już jesteśmy w tych tematach to chcę Jellala, kucyka i różowego grającego czołgu który jeździ po ścianach... A CHAPTER I TAK ZARĄBISTY! Dużo weny i tak dalej ^^
    ~Dixy

    OdpowiedzUsuń
  10. Naprawdę świetny rozdział, uśmiałam się jak nigdy, proszę więcej takich! Oj Natsu chyba nie lubi Lucy, już się nie mogę doczekać jak się spotkają(i bd musieli jeszcze współpracować), ale grzecznie na to poczekam :D Już się nie mogę doczekać dalszych rozdziałów

    ~Victress

    OdpowiedzUsuń
  11. Zdecydowanie najlepszy moment spotkania Gajeela i Levy. Kocham ten moment! :D co do dalszego rozwoju wydarzeń... to nic tylko czekać

    OdpowiedzUsuń
  12. Yasha... ubij mnie ;-;
    Po prostu mnie zabij!
    Zawiodłam ;-;
    Trzy rozdziały do tyłu...
    Głupia Ran Nishi, głupia, głupia...
    Mogę się wytłumaczyć!
    Albo nie, nie ma wytłumaczenia dla mojego niogarnięcia!
    No dobra, powiedzmy że mi wybaczasz, a ja skomentuję rozdział tak, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie :3
    Wczoraj nocką jak tak sobie czytałam to stwierdziłam, że z chęcią pooglądałabym anime na podstawie Twojego bloga :D
    Ty wiesz jakie to by było genialne?! <3
    Ślij to szybko do Hiro, albo ja to zrobię B|
    Tak myślałam sobie, że Natsu już spotka Lucy, ale coś mi się wydaje, że wydarzy się to w następnym rozdziale :3
    Oby nie wydadził jej domu w powietrze, chemik głupi XD
    Bierze przykład z Deidary, czy coś? ;-;
    Wszystko na tle eksplozji!
    Happy na tle eksplozji wyglądałby jak tygrys!
    Zwykła kartka na tle eksplozji wyglądałaby jak akt baru!
    Lucy na tle eksplozji wyglądałaby jak... kupa zakrwawionego mięcha!
    A wiesz gdzie byłaby Lucy po takiej eksplozji? :3
    Wszędzie! <3
    Co do krwi to nieetycznie potraktowali ucięty palec.
    Mogli go przewiązać wstążką.
    Czerwoną, żeby kolorystycznie pasowało <3
    A przez cholernie seksowną historię sztuki nie moglam potem spać.
    I przez te bobry.
    XDDDD
    Levy, taka odważna ;-;
    Jestem ciekawa co ta Lucy wymyśli żeby puścili tego Makarova...
    Oj będzie się działo!, jak to mawia mój wychowawca :3
    Chociaż przecież zawsze się dzieje <3
    No cóż, czekam z niecierpliwością na następny rozdział, pozdrawiam i do zobaczenia! ;*

    OdpowiedzUsuń
  13. Hejka! Nominowałam Cię: http://milosc--bez--granic.blogspot.com/2014/02/liebster-blog-award.html
    Rozdział jak zawsze genialny, no co tu dużo mówić ? Czekam na więcej. Pozdrawiam i weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  14. Twoje bloga bardzo przyjemnie się czyta. Masz bardzo charakterystyczny styl pisania. Jest bardzo wyjątkowy, który rożni się od innych. Nie przestanę czytać twojego bloga. Każdy rozdział ma w sobie tyle emocji, co butelka alkoholu promili. Widzę, że Yue mnie wyprzedziła, ale również Cię nominuję na Liebster Award : http://acobysiestalogdyby.blogspot.com/2014/02/liebster-award.html <--- Szczegóły tutaj ^^

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetny ogólnie pomysł na bloga. Nie komentowałam wcześniej, bo dopiero wczoraj zaczęłam go czytać. Ale cholernie mi się podoba!! Już się nie mogę doczekać co będzie dalej. Życzę dożo dobrej weny w pisaniu. ~~ Hachiko :3

    OdpowiedzUsuń
  16. Hej! Nominuje Cię do Liebster Blog Award. Więcej informacji na moim profilu http://fairytailmojawersja.blogspot.com/ (podziękuj za nominacje komentarzem i napisz kto Cię nominował).
    P.S. świetny blog, czytam go cały czas, ale go nie komentowałam :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Zostałaś nominowana do Liebster Blog Award! :3
    Więcej informacji znajdziesz tu :) --------> http://school-fairy-tail.blogspot.com/2014/02/liebster-blog-award.html

    OdpowiedzUsuń
  18. Oj, dużo masz tych nominacji, Yasha-chan.
    Ale mądra kaori też jest tu po to! :D
    Jam Cię nominować do Liebster Award - http://ftinnahistoria.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  19. Powitać! *chowa twarz za poduszką*
    Tyle już nie komentowałam ani nic nie czytałam. Aż wstyd, ogromny wstyd. Chcę przeprosić, że tak późno tu zaglądam, ale kiedyś musiałam to zrobić. Bo tego bloga za skarby nie porzucę.
    Jak ja się stęskniłam za Twoim stylem i opowiadaniem. Uwielbiam, uwielbiam Cię za to! Z rozdziału na rozdział coraz bardziej widać jak dopracowana jest fabuła. Każda postać jest jakoś powiązana z drugą, każdy wątek ma wpływ na kolejny, nic nie jest zrobione bez przyczyny byleby tylko zapełnić czymś rozdział. Każda postać ma jakiś kluczowy wpływ i zadanie. Brawo, brawo! <3
    Nawet nie wiem od czego zacząć ... czy od akcji w bibliotece, czy ... a może od tego! To było po prostu mistrzostwo. To zachowanie Levy i Gajeela, no ubóstwiam Cię za to. W pewien sposób romantyczne, ale i zabawne. Te wypowiedzi dziewczyny i skradziony buziak, świetny pomysł, naprawdę! ^^
    Z Lucy niezła aktorka. Taki plan obmyślić i po tym co jej ojciec zrobił - tak się narażać. Zuch dziewczyna. Reakcja Natsu na widok zdjęć Lucy - bezcenna ^^ Miałam tu ochotę śmiać się i śmiać. :)) Akcja w złomowni też zarąbista. Gray i Salamander to takie małe szalone diabełki.
    No i w ogóle Juvia przeglądająca papiery i to, co odkryła w biurze szefa...
    Całość zajebista, ale to żadna nowość. Chyba wyszłam z wprawy w pisaniu komentarzy. Życzę Ci tylko weny i lecę dalej :***

    OdpowiedzUsuń
  20. Wow, wonderful blog format! How long have you been blogging for?
    you made blogging glance easy. The total look of your website is wonderful, let
    alone the content!

    my web-site Charlotte Rogers is crazy ()

    OdpowiedzUsuń

Wasze komentarze cieszą mnie jak mało kogo, jednak nie zaklepujcie miejsc. To nie ważne, kto jest pierwszy, kto ostatni. Takie wpisy zostaną usunięte.
Wszelkie pytania kierujcie do spamownika.
A jak przeczytałeś rozdział, to pozostaw po sobie ślad.
Jesteś anonimem? Podpisz się jakoś.

Całusy dla was śle z góry wdzięczna Yasha ^.^