23 sty 2014

Rozdział 18 "Praktyki"

Choć dochodziła północ, to południowo-wschodnia część North Faries tętniła życiem. Stare, zaniedbane budynki na siłę upiększane były kolorowymi neonami, przystrajane głośną muzyką... lecz pijani ludzie zataczający się w zaułkach, ślady krwi po bójkach i śmieci doszczętnie niszczyły wizerunek tego miejsca.
Natsu i Gray znaleźli się właśnie przed schodami baru "Heller", które prowadziły w dół. Jak do piekła.
I jakby mało było tego, owy pub wyglądał najgorzej ze wszystkich znajdujących się nieopodal. Ciemne, brudne wejście z lepiącymi się od piwa kafelkami przy samym wejściu z pewnością nie były zachęcającą wizytówką. Ale na gusta znajomego, którego szukali nic nie mogli zaradzić.
-On na pewno tu będzie? Wątpił Fullbuster, z niechęcią patrząc na nieco zniszczone drzwi pubu.
-Na stówę. Zagwarantował Dragneel i wprowadził przyjaciela do środka. Ku ich zaskoczeniu wnętrze nie było takie złe. Było ciemne, dość obskurne, ale na swój sposób kameralnie. Co ważniejsze, w najodleglejszym zakątku "Hellera" znaleźli poszukiwaną osobę, która zauważyła ich niemal od razu i nie ukrywała swojego zdziwienia.
-Czego tu szukasz? Przywitał ich Gajeel, gdy tylko podeszli do ostatniej loży.
-Pomocy. Wyjaśnił Natsu siadając obok bez pozwolenia. Redfox na chwilę zmierzył starego znajomego, by następnie obadać wzrokiem francuza.
-Jestem Gray, znajomy i współlokator tego tutaj. Chłopak skinął głową na różowowłosego i wyciągnął rękę w stronę mężczyzny z piercingiem.
-A no tak! Wy się nie znacie! Przypomniał sobie Dragneel.
-Gajeel. I tak się składa, że cię kojarzę, Gray... Odpowiedział odwzajemniając gest.
"Co za gnojek! Sam do mnie przychodzi, kiedy miałem go szpiegować" - czarnowłosy zaśmiał się w duchu.
-... nawet mieliśmy okazję się kiedyś spotkać. Dodał puszczając dłoń chłopaka.
-Serio? Zdziwił się Fullbuster. -Jakoś nie mogę sobie przypomnieć.
-Nie ważne, po co tu przyleźliście?
-Przejdę do rzeczy. Zaczął Dragneel -Szukam informacji na czyiś temat.
-To dobrze trafiłeś.
-Wiem, inaczej nie przychodziłbym do takiej budy.
-Mogłeś zostawić to dla siebie... Ale co ważniejsze, o kogo wam chodzi?
-O córkę prawnika, Judego Heartfilli. Wyjaśnił Gray. -Nie wiemy jak wygląda, gdzie dokładnie przebywa...
-I tego musimy się dowiedzieć. Dokończył Natsu.
-I to tyle? Usłyszeli w odpowiedzi, więc byli pełni nadziei.
-Tak. Potwierdzili jednocześnie.
-Nie ma sprawy, ale... gihi...
-Ale co? Mruknął Dragneel, gdy Redfox odpalił papierosa i zaśmiał się złowieszczo. A gdy skierował na niego swoje czerwone tęczówki...
-To nie będzie tanie.
...
Posiedzieli jeszcze chwilę, wypili jedno piwo, pogadali i poszli. Gajeel znów został sam, jednak z o wiele lepszym humorem niż przed przyjściem chłopaków. Nie dość, że dostał nową robotę, to dowiedział się co nieco o Grayu. Nie miał jednak zamiaru wszystkiego wypaplać Juvii.
-Jeszcze nie teraz. Mruknął pod nosem wyciągając kolejnego papierosa z paczki czerwonych Cameli(*1).
Jedyne nad czym Gajeel ubolewał po dzisiejszym spotkaniu to fakt, że wbrew pozorom Natsu wciąż jest tym samym głupkiem co szesnaście lat temu...

30 sierpia 1938r.
-Metalicana! A cóż to za młodzieniec? Porwałeś jakiegoś ucznia? Hahaha!
Chodziło oczywiście o sześcioletniego Redfoxa, który dopiero co nabył szkolny mundurek.
-To mój syn, Gajeel. Właśnie zaczyna szkołę.
Serce i oczy dziecka drgnęły ze szczęścia. Jak za każdym razem, gdy usłyszał to słowo z ust Metalicany. Słowo wypowiedziane z dumą. Syn.
-Przywitaj się. Upomniał go opiekun.
-Witam pana. Chłopiec ukłonił się przed obcym.
-Witam, witam! Zawołał radośnie czerwonowłosy mężczyzna.
-Widzę, że ty też nie jesteś sam. Czy to nie czasem Natsu?
Igneel z dumą wypiął pierś przed Metalicaną i uśmiechnął się szeroko.
-No synek, przedstaw się ładnie.
-Nie chcę! Odpyskował różowowłosy trzylatek, który srogim wzrokiem zmierzył Gajeela. Jednak Redoxowi było to na rękę. Nie miał zamiaru zaprzyjaźniać się z jakimś bachorem, do tego tak niechlujnym. Rozczochrana czupryna, gniewna mina i biała koszula wystająca ze spodni. 
"Co za wieśniak" - pomyślał starszy chłopiec, gdy mały Dragneel niespodziewanie naciągnął palcem powiekę i pokazał Gajeelowi język. 
-Natsu, zachowuj się! Wrzasnął Igneel i zdzielił chłopca w tył głowy, a ten jak na zawołanie zaczął ryczeć.
-To my może już pójdziemy... Westchnął Metalicana i popchnął Gajeela do przodu.
-Kto to był? Spytał chłopiec, gdy tylko odeszli na bezpieczną odległość.
-Stary przyjaciel. Pracowaliśmy kiedyś razem.
-On też był kiedyś mafiozą?!
-Cicho Gajeel! Nie na ulicy! Skarcił go wychowanek, choć nie było to konieczne. Wszyscy wokół skupieni byli na Natsu i Igneelu, który to z całych swych nieudolnych sił próbował uspokoić beczącego wniebogłosy syna.

Po tym przypadkowym zdarzeniu miał okazje spotkać się z Natsu dopiero po wojnie. Los chciał, że obydwoje zostali zamknięci w tej samej celi na 24 godziny za drobne przewinięcia. I zapewne nawet wtedy nie poznaliby się bliżej, gdyby nie charakterystyczne, różowe włosy Dragneela, dzięki którymi Gajeel od razu go rozpoznał.
Mieszkali w tej samej dzielnicy, więc oczywistym był fakt, że widywali się przelotem co jakiś czas. Nigdy nie łączyła ich przyjaźń, nic z tych rzeczy. Po prostu od czasu do czasu zamienili ze sobą parę słów, raz czy dwa pomogli sobie nawzajem w "pracy"... Mimo to, Gajeel musiał przyznać sam przed sobą, że nie przepadał za tymi spotkaniami. Pomijając już nieogarnięcie Dragneela i fakt, że nie żywi do niego żadnej urazy, to zawsze zadręczało go to, iż chłopak do dziś pojęcia nie ma, czym tak naprawdę zajmował się Igneel. On sam mógł mu to oczywiście uświadomić, lecz czuł przed tym ogromną przeszkodę. A była nią świadomość tego, jak bardzo Natsu nienawidzi mafii.
Dlatego podświadomie go unikał. I być może dlatego dopiero teraz dowiedział się o tym, że Gray Fullbuster, którego szpieguje dla Juvii jest jego współlokatorem.

- - - - - - - - - -

Wybiła pierwsza gdy...
-Cholera, kogo tu niesie o tej porze!
...gdy krzyk Levy rozniósł się po całym mieszkaniu. Pomimo późnej godziny nie spała. Nawet nie była przebrana w piżamę. Po prostu nieziemsko wnerwił ją fakt, że ktoś zawraca jej głowę w środku nocy i przerywa bardzo ważną czynność, jaką było czytanie harlequina w towarzystwie małej lampki, palącego się w kryształowej popielniczce Goldena Americana(*1) i szklanką skwierczącej od gazu Coca Coli.
Z wściekłością odrzuciła kilkudziesięcio stronicową książkę na tapczan i człapiąc czerwonymi kapciami doszła w końcu do drzwi. A gdy je otworzyła, pomiędzy nogami McGarden przebiegł kremowej sierści labrador.
-Co to za sierściuch?! Pisnęła wystraszona dziewczyna, gdy pies wparował do jej salonu, lecz jej uwagę zwróciła jeszcze jedna postać, pociągająca nosem przed wejściem do mieszkania.
-Lucy?
Heartfilia wyglądała jak siedem nieszczęść. Stała nieporadnie jak sierotka Marysia, blada i z opuchniętymi oczami, a dłoni trzymała odpiętą smycz i butelkę Jacka Danielsa.
-Możemy pogadać?
...
Popielniczka była wypełniona wypalonymi papierosami po brzegi, w dwóch szklankach zamiast Coca Coli pływała przyniesiona przez Lucy whisky, a Levy nie mogła uwierzyć w całą tą historię. Począwszy od zachowania Jude wobec swojej córki i jego powiązania z mafią do takiego stopnia, że można uważać go za członka Oracion Seis, jego porwaniem, aż do wplątania w to Lucy, która brała czynny udział w strzelaninie i otrzymała sygnet swojego ojca.
-I wiesz co? Pijana już Lucy wypłakiwała się na ramieniu równie pijanej Levy. -Nawet nie pofatygowali się, by zdjąć mu ten sygnet z palca!
-Nawet tak nie żartuj...
-Mówię poważnie! Zawołała oburzona Heartfillia i stanęła na wprost przyjaciółki. Widać było w jej zapłakanych oczach, że nie kłamie.
-Myślisz, że twój ojciec... McGarden urwała w połowie zdania przygryzając lekko dolną wargę.
-Żyje. Odrzekła twardo blondynka. -To nie "sycylijski telegram"(*2), a ostrzeżenie. Poza tym, po tym co znalazłam w aktach ojca jestem pewna... Jest zbyt potrzebny mafii by mogli go zabić. Po prostu chcą mnie nastraszyć i zmusić do oddania aktu własności tego zniszczonego baru w centrum North Faries. Ale po moim trupie, gówno dostaną!
-To co chcesz teraz zrobić?
-Muszę uratować ojca.
Levy wybuchła głośnym śmiechem. -Ktoś tu chyba wypił o jednego kielicha za dużo! Kto ci niby pomoże walczyć z mafią?!
-Sama sobie poradzę. Te gnojki nic mi nie zrobią, dopóki nie wiedzą gdzie jest akt. Dlatego musisz mi go oddać.
Z początku McGarden myślała, że Lucy naprawdę żartuje, lecz ona stała przed nią śmiertelnie poważna. Dziewczyna wystraszyła się tak bardzo, że momentalnie otrzeźwiała.
-Zapomnij! Warknęła lokatorka. -Zapomnij o tym, że oddam ci ten dokument i pozwolę na takie głupoty! Wściekła stanęła na przeciw Heartfilli i zmusiła ją do posadzenia tyłka na skórzanym tapczanie.
-Ale...
-Twój ojciec wiedział co robi i prawdopodobnie dlatego wyrzucił cię z domu! Zapewnie chciał cie chronić, trzymać jak najdalej od mafii, a ty sama chcesz wpakować się do paszczy lwa! Nie rozumiesz tego?
Palce McGarden mocniej wbiły się w ramiona przyjaciółki.
-Ale...
-Nie zmienia to faktu, że Jude to skończony dupek, który pracuje dla Oracion Seis i sam się na to pisał.
W zamglonych od alkoholu oczach Lucy ponownie pojawiły się łzy.
-To co ja mam zrobić?! 
Levy stanęła wyprostowana nie wiedząc co robić. Czuła się skołowana z myślą, że w żaden sposób nie może pocieszyć osoby, tak bliskiej swojemu sercu jakby była jej rodzoną siostrą. I poczuła się jeszcze gorzej, gdy zdała sobie sprawę jak sama Lucy musi się z tym wszystkim czuć.
-Powinnam tu nie przychodzić. Szepnęła Heartfillia. -Mogę cię tylko wpakować w kłopoty...
-A przestań już pieprzyć! 
Zaskoczona blondynka w mgnieniu oka podniosła głowę by spojrzeć na Levy. Nie mogła w to uwierzyć, ona ... miała z tego ubaw! A gdy usiadła obok Lucy...
-Właśnie powinnaś tu przychodzić, tak często jak zawsze! Jeżeli nagle przestaniesz to robić, to czy nie będzie to podejrzane? A jak cię śledzą? Mogą dojść do podobnych wniosków jak ty, że chcesz mnie chronić. Wtedy tylko czekać, aż mafiozi tu przyjdą i mnie kropną! Ty to nie musisz się martwić, bo dopóki nie mają aktu, to włos ci z głowy nie spadnie... Ostatnie słowa wypowiedziała z wymuszoną zazdrością. Chciała wszystko obrócić w żart, rozbawić podłamaną Lucy, lecz zamiast tego doprowadziła przyjaciółkę do prawdziwego płaczu.
-Ej no, przestań! McGarden z nerwowym uśmiechem przytuliła swojego gościa. -Ja żartowałam!
-Ale jeśli naprawdę coś ci się stanie?! Nie chcę... nie mogę...
-Nic mi nie będzie, głupia. Pocieszyła ją Levy. -I aktu też nie znajdą, choćby przeryli w tym mieszkaniu każdy kąt. Wszystko będzie dobrze, tylko nie dajmy nikomu powodów do podejrzeń.
-To chyba jedyne rozsądne wyjście...
-No w końcu to pojęłaś! Niebieskowłosa odetchnęła z ulgą. -A tak przy okazji... skąd masz tego kundla? Spytała spoglądając w stronę kuchni, gdzie Plue popiskiwał przy drzwiach lodówki.
-Właściwie to miałabym do ciebie jeszcze jedną, małą prośbę... 
Gdy dziewczyna spojrzała na Heartfillie, dostrzegła jej duże brązowe oczy, wołające o pomoc.

- - - - - - - - - - 

Chciała tam pójść zaraz po wyjściu z baru "Heller", lecz musiała odpowiednio przygotować się do tego zadania. I do ewentualnego spotkania z Grayem Fullbusterem, który rzekomo często tam przesiaduje. Jednakże, zanim się przygotowała, mentalnie i wizualnie, nastał już środek nocy.
Juvia stanęła pod barem "Pink Cat", wskazanym przez Gajeela i tempo przyglądała się różowemu neonowi, na którym uśmiechnięta kobieta unosiła zgiętą nogę do góry i na dół.
-Ładne rzeczy. Mruknęła policjantka, ubrana nie w mundur, a niebieską obcisłą sukienkę. Spodziewała się różnych miejsc, lecz nie baru z burleską. -Grayu Fullbusterze. Jesteś zwykłym zboczeńcem.
Na samą myśl o tym, że ma znaleźć się w tak perwersyjnym środowisku robiło się jej słabo, ale zapał do dorwania taksówkarza pozwolił jej przezwyciężyć tą niechęć.
Niestety, już przed samym wejściem do "Pink Cat" ten zapał został nieco zgaszony. A stało się to za sprawą barczystego bramkarza stojącego przed wejściem.
-A panienka co tu robi?
-Chciała wejść do środka? Odpyskowała, a Elfman zmierzył ją od stóp do głowy.
-Jak szukasz pracy to musisz iść do tylnego wyjścia i...
-Nie w takim celu Juvia tu przyszła! Policjantce ze wstydu i złości zapiekły policzki.
-To co tu robisz?
-Juvia... Juvia chciała ... chciała popatrzeć...
-Co?! Tak mamroczesz pod nosem, że nic nie rozumiem!
-Popatrzeć! Juvia chciała tylko popatrzeć!
Strauss zawiesił na niej wzrok jeszcze na dłuższą chwilę, po czym wpuścił ją do środka.
-W dzisiejszych czasach dziewczyny mają naprawdę dziwne upodobania. Zmartwił się bramkarz, a Loxar z całych sił starała się udawać, że nic nie usłyszała.
W środku baru okazało się, że nie jest tak strasznie jak przypuszczała. Miejsce to było dość ekskluzywne, dominujące w barwach czerni i czerwieni. Było tu czysto i schludnie, a na każdym stoliku paliła się co najmniej jedna świeczka. Gorzej było z tymi, co siedzieli za owymi stolikami. Juvii wydawało się, że wszędzie wokół widzi wygłodniałe wilki, które w każdej chwili mogą zacząć wyć do tancerek wyginających się na scenie jak do księżyca. A tancerki same w sobie nie były nawet złe...
Loxar usiadła na jednym z barowych krzeseł umieszczonych przy samej ladzie. Mowy nie było, by wylądowała przy zwykłym stoliku z tymi niewyżytymi samcami. Chyba, że przy którymś z nich siedziałby sam Gray Fullbuster, lecz póki co nie miała okazji go dostrzec.
Gdy zaczęli grać piosenkę The Coasters, zatytuowaną "Down in Mexico", a tancerki na scenie rozpoczęły nowy układ, zza lady wyłoniła się białowłosa barmanka z niezwykle czarującym uśmiechem. Wyglądała jak wcielenie dobra i kompletnie nie pasowała do tego miejsca.
-Coś podać?
-Macie może Mojoto(*3)?
-Już podaję! 
Policjantka musiała przyznać, że dziewczynie nie brakowało wigoru. Na pierwszy rzut oka widać było, że należy ona do osób bardzo pracowitych. Ale jej obecność sprawiła, że Juvia poczuła się lepiej. W końcu dzięki niej nie była tutaj jedyną kobietą, pomijając oczywiście tancerki.
-Mojoto raz, dla ślicznej pani!
Zarumieniona przez komplement Juvia podziękowała, zapłaciła za zamówionego drinka i popijając go przez słomkę ponownie zaczęła rozglądać się po sali. I zapewne mogłaby się na tym bez problemu skupić, gdyby nie jeden, drobny szczegół.
-Dlaczego tak patrzysz na Juvie? Słowa te skierowane były oczywiście do barmanki, która oparła łokcie na blacie i wlepiała w nią swoje ogromne, niebieskie oczy.
-Bo nie często widuje się tutaj kobiety. Ty z tych, co lubi dziewczyny?
Loxar aż zadławiła się Mojoto.
-Nie! Skąd to podejrzenie?! Jej twarz zrobiła bardziej czerwona niż kotary na tutejszej scenie.
-No wiesz... Zaczęła białowłosa. -Jakby nie patrzeć to jesteś w klubie z burleską.
-Już myślałam, że Juvia wygląda na lesbijkę...
Stwierdzenie policjantki rozbawiło barmankę do łez.
-Wybacz mi, jestem Mirajane. Tym razem zamiast drinka podała swoją dłoń do uściśnięcia, a Loxar chętnie ją przyjęła. -Mogę mówić ci po imieniu?
-Jasne.
-A więc... Szukasz kogoś?
-Tak. Pewnie już zauważyłaś, że Juvia raczej przygląda się mężczyznom niż tancerkom.
-Musisz więc szukać kogoś, kto tu pracuje lub jest częstym bywalcem.
-Podobno ta osoba pojawia się tu dość często. To ciemnowłosy chłopak o jasnej karnacji. Jest francuzem i nazywa się...
-Wiem kogo szukasz! Zawołała Mirajane, a oczy Juvii otworzyły się szerzej, z nadzieją.
-Znasz go?!
-Niestety nie. I przykro mi, jednak za szybko go tu nie znajdziesz. 
-Dlaczego? Drążyła policjantka.
-Nie przychodził tu często, był może z parę razy. Ostatnio zawitał do nas jakieś trzy dni temu, przy czym narobił niezłego bałaganu. Szukała go pewna parka, której rzekomo skradł samochód...
-A czy mogłabyś podać Juvii namiary na tą parę? Chociaż na jedną osobę! Juvii bardzo na tym zależy.
-Nie mogę ci pomóc, bo ich nie znam. Choć kłamała, to nawet powieka jej nie drgnęła. Mało tego, wciąż nawiązywała z Juvią kontakt wzrokowy. -Wiem tylko, że marka skradzionego samochodu to BMW.
-Dzięki. Policjantka szybko dokończyła swoje Mojoto i ulotniła się z "Pink Cat" w mgnieniu oka. Mirajane była miła, ale nie zmieniało to faktu, że nie chciała dłużej przebywać w barze z burleską.
-Nie ma za co. Mirajane uśmiechnęła się do pustego szkła, pozostawionego przez jej ostatniego klientka.
-Kłamczucha.
-Elfman! Barmanka ze strachu omal nie upuściła szklanki. -Czemu nie stoisz przed wejściem?!
-Byłem zbyt ciekawy tej dziewczyny, no i trochę podsłuchałem...
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła braciszku! Choć białowłosa zrobiła srogą minę i pomachała przed nim wskazującym palcem, to wciąż wyglądała pogodnie.
-Czemu nie dałaś jej namiarów do Cany i Laxusa?
-Czemu? Mirajane nagle spoważniała, ukazując swoją drugą, bardziej mroczną stronę. -Kij wie kim ona jest. Nie będę narażać swoich przyjaciół na niebezpieczeństwo...

- - - - - - - - - - 

Tego wieczoru nie tylko mieszkańczy North Faries zabawiali się w najlepsze. Magnolia Center ani trochę nie odbiegała od swojego sąsiada z północy. Różnicą było tylko to, że dzielnica i puby były tu czystsze oraz schludniejsze, a i ludzie, nawet po spożyciu większej ilości alkoholu niż jest to zalecane zachowywali się łagodniej.
W jednym z takich barów, w samym centrum miasta przebywała elita mafii Oracion Seis - grupa "Oracion". Dochodziła czwarta nad ranem, choć lokal planowo powinien zostać zamknięty o punkt drugiej. Nic ich to jednak nie obchodziło, byli w końcu mafiozami i nikt nie miał prawa narzucać im swoich racji. Skoro chcą pić do rana, to będą to robić. I to właśnie tam, gdzie chcą.
Zajmowali całą lożę, złożoną z ogromnego narożnika obszytego czarną, skrzypiącą skórą oraz szklanego stołu, na którym obecnie znajdowały się napoje wysokoprocentowe z najwyższej półki jakościowej, jak i oczywiście cenowej.
Zamyślony Cobra popijał swój trunek w samotności, Hoteye ochoczo opowiadał coś zasypiającemu Racerowi, a Angel jak zwykle uwieszała się na swoim ukochanym Midnightcie, kiedy podszedł do nich kelner. W wyraźnie drżących dłoniach trzymał telefon, zaś jego skóra, pokryta zimnym potem zdawała się być przezroczysta.
-Proszę wybaczyć panie Midnight...
-Czego! Ryknął wstawiony Macbeth. -I coś ty taki posrany?
-Telefon do pana...
-Że co? Do mnie niby? Mafioza prychnął z pogardą. -Niech się pie...
-Proszę odebrać. Kelner starał się być stanowczy, lecz ze strachu i zdenerwowania jego głos podniósł się o tonację wyższy.
-Ty mi mówisz co mam robić? Warknął poirytowany gangster. Reszta ucichła wyczuwając ciekawe przedstawienie.
-Ale to Don Zero! Załkał pracownik lokalu, a wszyscy ucichli na dobre. Nagle Angel została zrzucona z kolan capo bastone, który migiem podszedł do kelnera i wyrwał mu telefon z rąk.
-Jeśli robisz sobie jaja, to osobiście cię zamorduje. Syknął, a młody chłopak ukłonił się ze łzami w oczach i wrócił za ladę baru. Midnight wziął głęboki wdech i przyłożył słuchawkę do ucha.
-Halo?
-Gdzieś ty polazł Midnight!!!
-T-tato... Wyjąkał, słysząc jak jego ojciec jest wzburzony. Pozostała część grupy oczekując dalszego rozwoju sytuacji wstrzymała oddech.
-Nie tatkuj mi tu kurwa, tylko przynieś mi ten pieprzony akt, o który prosiłem! Gdzie on kurwa jest!
-A-ale ojcze, to nie my mieliśmy się tym zająć...
-Nie obchodzi mnie, kto się miał tym zająć! Chcę mieć dokument na swoim biurku zanim ten mały skurwiel Makarov wyjdzie z pierdla, rozumiesz?!
-Rozumiem. Wydukał Midnight, po czym usłyszał trzask po drugiej stronie zwiastujący koniec połączenia. W młodym mężczyźnie zaczęła wzbierać się agresja.
-I co? Napiętą ciszę przerwała Angel, ale szybko tego pożałowała.
-Zamknij mordę! Macbeth odwrócił się w jej stronę i uderzył pięścią w stół, tuż pod jej nosem. Wszystkie znajdujące się na szkle butelki poprzewracały się, a większość z ich zawartości wylała się na dziewczynę. Była jednak tak przerażona zachowaniem swojego ukochanego, że nawet nie zdała sobie z tego sprawy.
-Spokojnie szefie. Tym razem do Midnighta podszedł Cobra, który przyłożył swoją silną rękę na jego ramieniu. -Co powiedział Don Zero?
-Chcę akt... Kiedy ten cały Makarov wychodzi z więzienia?!!! Ryknął ponownie.
-Ale czyż Don nie chcę aktu przed wyjściem Makarova na wolność? Tym razem odezwał się Buchanen, a Macbeth powoli skierował na niego swoje zdumione spojrzenie. 
-Ty tak na serio? Niedowierzał. -Sam na to kurwa wpadłeś Hoteye?!
-Mam pomysł. Odpowiedział na spokojnie, nie przejmując się wybuchami złości capo bastone. -Wszystko załatwię, tylko dajcie mi wykonać jedną rozmowę.
Nie pytając o zgodę dorwał się do telefonu. Po chwili uśmiechnął się szeroko słysząc głos znajomego.
-Witaj Doranbolt, Richard z tej strony. Zajmiesz się czymś dla mnie.
-Jaki Richard? Wycharczał zaspany mężczyzna. 
-Richard Buchanan.
-To nie po imieniu, panie Hoteye!
-Bez obaw, ale jak wolisz, Mest.
-Jeśli chodzi o interesy, to wolę nie używać swojego prawdziwego imienia. I w czym mogę pomóc? Rozmówca nieco się już rozbudził.
-Chodzi o sprawę, którą wcześniej zajmował się Jude Heartfillia.
-Nie chodzi czasem o tą słynną aferę na moście Oak?
-Dokładnie. Na chwilę obecną pan Heartfillia jest bardzo zajęty, więc przejmiesz jego obowiązki. Na początek chcę, żeby osoba odpowiedzialna za "Masakrę na moście Oak" dostała przedłużony wyrok.
-Na ile?
-Na dożywocie. I niech zostanie mu odebrane prawo własnościowe do wszystkich nieruchomości jakie posiada.
Mest cmoknął z niezadowolenia. -Będzie ciężko, ale czego się dla was nie robi...
-Do usłyszenia. Pożegnał się Hoteye i odłożył słuchawkę. Widząc zaskoczone miny capo bastone i reszty mafiozów uśmiechnął się jeszcze szerzej. -No to sprawę z czasem mamy załatwioną.
-Nie zmienia to jednak faktu, że wciąż musimy zdobyć ten cholerny akt własności. Warknął Midnight siadając obok wystraszonej Angel i opierając plecy o fioletową ścianę założył nogę na nogę. -Pierdolony Erigor i Bora, niech się lepiej wezmą do roboty!

- - - - - - - - - -

Wraz z rozpoczęciem grudnia rozpoczął się nowy semestr szkolny. Dla niektórych natomiast rozpoczął się ostatni semestr studiów...
Przed dziekanatem została już tylko Lucy oraz jej przyjaciółka z tego samego roku studiów - Yukino Aguira.
-Wiesz już jaki wydział prawa chcesz studiować na ostatnim semestrze?
-Oczywiście. Heartfillia uśmiechnęła się ciepło. -Zaczęłam tu studiować żeby zostać adwokatem i to się nie zmieniło. A ty Yukino, wreszcie się zdecydowałaś?
-Ciężko było. Jęknęła białowłosa. -Ale w końcu zdecydowałam! Chcę zostać notariuszem, już nawet załatwiłam sobie praktyki u samego burmistrza!
-To świetnie. Pogratulowała jej Lucy siląc się na uśmiech. Od wczorajszej whisky, którą zaniosła do Levy pękała ją głowa. Od nie wyspania i ciągłego płaczu ledwo widziała na oczy. Najgorsze jednak było to, że przez myśli krążące ciągle wokół porwanego ojca nie mogła się na niczym skupić.
Drzwi do dziekanatu wreszcie się otworzyły.
-Powodzenia! Zawołała Aguira, gdy dziewczyna zerwała się z krzesła na korytarzu.
-Witam panno Heartfillio. Niemal w tym samym czasie przywitał ją skrzeczący głos dziekana, profesora Michello. Był on mężczyzną bardzo niskiego wzrostu, lecz mimo swojego podeszłego wieku jego włosy i wąs wciąż były idealnie brązowe - żaden siwy włos nie przedostawał się na światło dzienne.
-Zdecydowałaś się już na specjalizację?
-Jest od niezmienny. Lucy odrzekła bez namysłu. -Wciąż pragnę zostać adwokatem.
-Rozumiem. Dziekan podrapał się po wąsie. -Wiesz, w dzisiejszych czasach nie wielu wybiera ten kierunek. Trzeba mieć mocną siłę przebicia i stalowe nerwy... Ale wierzę, że ty poradzisz sobie z tym bez problemu.
Profesor Michello uśmiechnął się do niej przyjaźnie, lecz studentka nie odwzajemniła tego gestu.
-W końcu twój ojciec...
Dziewczyna zmarszczyła gniewnie brwi.
-I znowu to samo, profesorze? Westchnęła załamana. -Nazwisko nie świadczy o umiejętnościach, nie chcę żadnych forów z tego tytułów.
-Przepraszam panno Heartfillio, nie chciałem cię urazić. Pomimo swoich słów, dziekan stwarzał pozory jakby nie wierzył w jej słowa. -Przechodząc do sedna, skoro wybrałaś pracę prawnika to w ramach praktyk będziesz musiała wziąć udział w jednej z toczących się w sądzie spraw. Wraz z panem Mestem Gryderem będziecie musieli ją rozwiązać do ukończenia tego semestru, a jego rekomendacja będzie kluczowa do ukończenia studiów...
-Z panem Gryderem? Zdziwiła się Lucy. Nie spodziewała się takich praktyk. Bardziej jakieś papierkowej roboty w kancelarii niż wrzucenia od razu na głęboką wodę.
-Pan Mest jest młodym prawnikiem, jednym z moich najlepszych absolwentów. Dodał z dumą dziekan. -Myślę, że świetnie się dogadacie. Życzę owocnej współpracy z panem Gryderem i do zobaczenia za cztery miesiące. Zupełnie odbierając Heartfilli mowę podał wizytówkę młodego prawnika. -I proszę nie zapomnieć o pracy dyplomowej! Tytuł możesz wybrać sama...
-Dziękuje... Mruknęła blondynka z uwagą przyglądając się wizytówce Mesta.
...
-Hmmm... Hmmm.... Hmmm!...
Mest z krzywą miną obracał Playboyem na wszystkie strony.
-Czemu wszystkie kobiety w tym świerszczyku są takie... takie stare! Jęknął niezadowolony i przewrócił kolejną stronę gazety. Była na niej kobieta w blond lokach, na oko lat dwadzieścia, która zmysłowo ukazywała swoje wdzięki na wielkim łóżku. A Mest znów jęknął załamany.
-Sztuczne cycki z pewnością do mnie nie przemawiają. Stwierdził, gdy w jego biurze zadzwonił telefon.
-Halo? Czy pan Mets Gryder? Odezwał się młody, kobiecy głos.
-A kto mówi? 
-Profesor Michello skierował mnie do pana na praktyki...
-Co ten stary dziad sobie wyobraża! Myśli, że ja nie mam co robić, tylko przyjmować do siebie studentów?! Warknął przeglądając jednocześnie świerszczyka. -Jak ty się w ogóle nazywasz? Spytał trafiając na stronę z naprawdę dziewczęco wyglądającą nagą modelką.
-Lucy Heartfillia. Dziewczyna odpowiedziała po dłuższej chwili, a Mesta zamurowało do tego stopnia, że upuścił gazetę na podłogę.
-Wiesz gdzie mnie znaleźć?
-Trafię.
-Więc przyjdź do mnie jeszcze dzisiaj, jestem w biurze jeszcze przez trzy godziny.
Lucy nawet nie zdążyła odpowiedzieć, gdy usłyszała przerywany sygnał. Niespiesznie odłożyła słuchawkę, po czym wyszła z budki telefonicznej ze spuszczoną głową.
-Przeklęte nazwisko.
W tym samym czasie Mest wstał z fotela i z przygryzioną dolną wargą nerwowo krążył po całym biurze, nieświadomie depcząc po Playboyu. Wreszcie ponownie chwycił za telefon i wybrał na tarczy znany na pamięć numer. Po trzech sygnałach i ciągnących się w nieskończoność sekundach usłyszał wreszcie ochrypniętego Richarda Buchanana.
-Pan Hoteye? Mam pewne pytanie...

- - - - - - - - - -

Na pierwszym piętrze komisariatu w Magnolii jak zwykle panował bałagan. Telefony urywały się bez przerwy, co chwila przychodziły nowe telegramy, wszędzie walały się papiery, wciąż ktoś coś krzyczał... Istny chaos, w którym tylko pracujący tutaj policjanci byli w stanie się odnaleźć. 
Sol i Aria stali pośrodku tego wszystkiego osłupieni, nie mogąc uwierzyć w to co widzą. A widzieli przed sobą Juvie, która prosiła ich o pomoc. I która w rzeczywistości dosłownie gryzła się w język, by nie powiedzieć czegoś niestosownego w stronę inspektorów.
Pierwszy, któremu drwiący uśmiech wkradł się na twarz był Sol.
-Non, non, non! A cóż to się stało, że słynna komisarz Loxar, "postrach mafii" prosi nas o cokolwiek? 
-To nic takiego. Odrzekła spokojnie policjantka. Na tyle spokojnie, na ile była w stanie. -Juvia po prostu chcę sprawdzić, ile ostatnio pojawiło się zgłoszeń dotyczących kradzieży samochodów.
-Ja się przesłyszałem? Zaśmiał się Aria, który w końcu zdołał otrząsnąć się z zaskoczenia. -Czyżby nasza mała czarownica wreszcie zajęła się sprawami na jej miarę?
-No nie wiem Aria, czy to też nie okaże się dla niej za trudne... Zakpił inspektor Monsuier dolewając oliwy do ognia. Policjantka z ledwością zdołała się opanować, by nie odpyskować wyżej postawionym kolegom z pracy. I pewnie długo by nie wytrzymała, gdyby nie silna dłoń, która poklepała ją po ramieniu i jednocześnie uspokoiła.
-Poradzi sobie ze wszystkim za co się zabierze. Odezwał się nagle znajomy głos. -W końcu komisarze w naszej policji narażają swoje życie by dbać o porządek tego miasta. A inspektorzy, którzy płaszczą tyłki za biurkiem i odwalają jedynie papierkową robotę mogliby się wreszcie na coś przydać!
-Totomaru? Zdziwiona Juvia zauważyła za sobą uśmiechniętego komisarza Yagiri, natomiast inspektorzy naburmuszyli się na jego widok.
-Dacie w końcu wykaz tych cholernych zgłoszeń, czym mam poprosić o to samego komendanta? Dodał komisarz. -Nie wiem tylko, czy się przypadkiem Jose nie wkurwi, że musi zajmować się waszą robotą...
-Dobra, dobra! Zawołał Sol ruszając się z miejsca. -Zaraz to wam przyniosę, o co ci chodzi!
...
Uśmiechnięta od ucha do ucha Juvia tuliła do siebie kopertę z ostatnio odnotowanymi zgłoszeniami o kradzieżach. 
-Mnie też byś mogła tak wytulić... Westchnął rozmarzony Yagiri, ale zaraz oberwał od Loxar brązową, ważącą swoje kopertą.
Znajdowali się już na parterze, w biurze należącym do komisarzy. Tu również panował harmider, lecz był on uzasadniony. To właśnie tutaj przyjmowane były wszelkie zgłoszenia, a policjanci w pocie czoła przygotowywali się do akcji i patroli. 
-Nie bij mnie! Zaśmiał się Totomaru przyglądając, jak szczęśliwa Juvia kręci się na obrotowym krześle. Spis, który dzięki niemu ściskała traktowała jak cenny skarb.
-A tak w ogóle, to po co ci ten spis? Wyniuchałaś coś?
-Może...
-Nie mów mi tylko, że ma to coś wspólnego z tym całym złodziejaszkiem...
-Hmmm... Może...
Krzesło Juvii zatrzymało się gwałtownie. A gdy otworzyła oczy dostrzegła przed sobą Totomaru, nachylającego się nad nią z gniewną miną.
-Daj w końcu temu spokój.
-Ale dlaczego? Spytała z niewinną miną, jakby nie wiedziała o co mu chodzi. Komisarz wypuścił ciążące mu w płucach powietrze z rezygnacją.
-Nie ważne. Tobie i tak można gadać, a ty swoje...
-Długo to trwało, ale nareszcie zrozumiałeś.
Yagiri wracając za swoje biurko zmierzył policjantkę srogim spojrzeniem, ale ją to tylko rozbawiło. Nagle przypomniała sobie o czymś.
-Toti!
-No co... Burknął mężczyzna, który zajął się czyszczeniem pistoletu.
-Juvia usłyszała ostatnio ciekawą rzecz i ... I Juvia chcę coś z tobą sprawdzić!
Dziewczyna wskoczyła na jego biurko, a na policzki policjanta wkradł się niekontrolowany rumieniec. Szybko potrząsnął głową by się opanować.
-Znowu chodzi ci o tego Graya?
-Nie! O coś zupełnie innego!
Tego się nie spodziewał. Zaczęła dopadać go ciekawość, cóż tym razem mogła wymyślić jego partnerka.
-Piszesz się na to? Spytała Loxar, a Yagiri odłożył rozebraną broń i przybrał zabawną minę cwaniaka.
-Panno Loxar, z tobą piszę się na wszystko.
Rozbawiona Juvia zachichotała rozbawiona i nachyliła się na krótką chwilę. By tylko na moment przyłożyć swoje usta do policzka przyjaciela.
-Dziękuje za pomoc. Dodała ściszonym głosem i wróciła za swoje biurko, pozostawiając Totomaru w totalnym zaskoczeniu.

- - - - - - - - -

-Już jestem! Lucy biegiem wparowała do biblioteki, dzięki czemu spotkała się z groźnym spojrzeniem Levy. Siedziała ona za biurkiem przy samym wejściu do czytelni, ubrana w białą, rozpiętą do niewielkiego biustu koszule, krótką czarną spódnice i cienkie pończochy o ciemniejszym odcieniu. Na nosie założone miała okulary z pomarańczowymi oprawkami, a włosy zaczesane do tyłu podtrzymywała gruba bawełniana opaska tego samego koloru.
-Plue, twoja pani w końcu po ciebie przyszła. Mruknęła McGadern. W tej samej chwili jasny labrador wybiegł zza biurka i wesoło podskakując obchodził Heartfillię ze wszystkich stron.
-Dzięki, że z nim zostałaś. Podziękowała blondynka.
-Nie ma za co. Prócz tego, że zeżarł mi drugie śniadanie to nie sprawiał żadnych problemów. Burknęła bibliotekarka. -Swoją drogą, gdy wspomniałaś wczoraj o małej prośbie...
-Pewnie do głowy ci nie przyszło, że chodzi o opiekę nad Plue? Zaśmiała się Lucy.
-Dokładnie. A jak poszło u dziekana?
-Nie najgorzej. Muszę jeszcze tylko gdzieś podskoczyć, więc gdyby Plue mógł jeszcze z tobą zostać...
-Co?!
-Wiedziałam, że się zgodzisz! Nim się McGarden spostrzegła, jej przyjaciółka była już przy drzwiach. -Postaram się wrócić jak najszy...AŁ! Heartfillia wpadła na obcego mężczyznę w ciemnym garniturze i  z hukiem upadła na podłogę.
-Ej, nic ci nie jest?
-N-nie! Zapewniała go Lucy. -Przepraszam!
Z pośpiechu nawet nie przyjrzała się jego twarzy. Levy natomiast poprawiając spadające z nosa okulary dokładnie obadała męski profil. Długie czarne włosy, liczny piercing na twarzy i czerwone tęczówki.
-Intrygujący... Mruknęła pod nosem, lecz ocknęła się z chwilą, gdy owy mężczyzna zamiast wejść do biblioteki ruszył za Lucy.
Drzwi zamknęły się na dobre, a powietrze we wnętrzu biblioteki na nowo stawało się cieplejsze. Znów było cicho i spokojnie.
-Nudno. McGarden stwierdziła wprost, lecz jeśli mogła bez przeszkód poczytać książki, to nic innego ją nie obchodziło.
...
Heartfillia biegła na przystanek jakby się za nią paliło. Myślała, że szybciej biec już nie może, lecz gdy zza rogu ulicy pojawił się autobus dwukrotnie podkręciła swoje tempo. A Gajeel, który starał się ją niezauważalnie ścigać w końcu odpuścił. Była zbyt szybka.
-Nie ma takich pieniędzy, za które ktoś zmusiłby mnie do biegania! Wysapał zmachany i wyjął z torby Exakta(*4). Bacznie obserwując dziewczynę zdołał zrobić jej kolejne zdjęcie, kiedy to w ostatniej chwili zdążyła wskoczyć do busa. Była tak zabiegana, że nawet nie zauważyła Redfoxa śledzącego ją od samego ranka...
...
Punkt 18:30 zapukała dwukrotnie do drzwi kancelarii mieszczącej się starym budownictwie na obrzeżach Malibu Coast. Męski głos kazał jej wejść, więc weszła jednocześnie doznając szoku. Biuro, w którym się znalazła strasznie różniło się od gabinetu jej ojca. Pomieszczenie było o wiele mniejsze i jaśniejsze, niestety całościowo zadymione i śmierdzące papierosami. Lucy od razu poczuła wzmożony ból skacowanej jeszcze głowy, a drażniący układ oddechowy dym spowodował u niej kaszel.
-Przepraszam! Zawołał Mest natychmiast otwierając okno. -Zaraz tu przewietrzymy! 
Dokumenty walały się tu... dosłownie wszędzie. W jednym kącie dostrzegła kilka butelek po piwach, na lampie wisiała ogromna pajęczyna, a parapet i podłoga przy kaloryferze pokryta była popiołem. Nic dziwnego, skoro z popielniczki wydostawała się wieża kiepów, licząca co najmniej kilkanaście centymetrów.
Jedynym przyzwoitym widokiem w tym biurze okazał się widok z okna, ukazujący piękną plażę Malibu Coast z palmami. Ale nawet tego by nie zauważyła, gdyby mężczyzna nie otworzył uprzednio okna. Szyby było zbyt brudne... Dopełnieniem do całości okazał się Playboy leżący na podłodze, wraz z aktami przeróżnych spraw. Nie wierząc na własne oczy podniosła gazetę.
-O, znalazłaś ją! Zawołał Gryder wyrywając jej świerszczyka z rąk i chowając do szuflady biurka.
-Ja źle trafiłam, czy śnie? Była tak przerażona i jednocześnie zła, że nieświadomie uchyliła lekko usta, a jej prawa powieka zaczęła nieco drżeć. Chciała stąd uciec. Jak najszybciej.
-Zapewne jesteś Lucy Heartfillia, prawda? Mest Gryder! Przywitał się prawnik i cudem nie potykając się o wszechobecny syf podał jej swoją dłoń.
-Proszę wybaczyć... Gdy na nią spojrzała, nie wiadomo czemu przypomniała sobie o leżącym w szufladzie Playboyu. Dmuchając na zimne zareagowała w ostatniej chwili i zamiast podawać mu rękę ukłoniła się szarmancko.  -...ale jak pan może pracować w takim bałaganie?
-Cóż, kwestia przyzwyczajenia! Zaśmiał się prawnik, a Lucy zrobiło się słabo.
-Domyślam się. Westchnęła i nie chcąc już dłużej patrzeć na to wszystko skupiła się na samym Mescie. Musiała przyznać, że prawnik był całkiem przystojny i na pierwszy rzut oka zadbany. Wystarczyło jednak zawitać do jego kancelarii, by dowiedzieć się jakim w rzeczywistości jest, delikatnie mówiąc, bałaganiarzem... Miał czarne, sięgające do ucha włosy i zielone, bystre oczy. Był też o wiele wyższy od niej.
-No więc... Profesorek Michello cię do mnie przysłał?
-Tak. Zachwalał, iż jest pan jego najlepszym absolwentem.
Gryder nieudolnie ukrywał swoje zadowolenie.
-Mów mi po imieniu, okej?! No i cóż... Mężczyzna podrapał się po swojej koziej bródce. -Nie da się ukryć, że ze swojego rocznika byłem najlepszy, ha-ha-ha!
"Nie dość że fleja, to jeszcze zero skromności" - pomyślała Heartfillia.
-Ale wiesz, Lucy... Głos Mesta stał się nagle głębszy i niższy. Wręcz tajemniczy. Sprawiło to, że dziewczyna poczuła dziwny niepokój. -Mam coś, co na pewno cię zainteresuje. Tylko... Tylko gdzie to cholercia mam... Jęknął załamany drapiąc się po czarnej czuprynie i rozpoczął swoje poszukiwania.
-Chyba minąłeś się ze swoim powołaniem. Może powinieneś zostać detektywem lub archeologiem, skoro tak bardzo lubisz szukać?
-Słyszałem to! Oburzył się prawnik, ale studentka nie przejmując się tym zachichotała wesoło. W końcu i Gryder odwzajemnił uśmiech, choć Heartfillia pojęcia nie miała ile w nim tkwi sztuczności i fałszu.
-Pomożesz mi w tej sprawie! Zawołał i gdy zwycięsko podniósł się z właściwym dokumentem, z hukiem przyłożył go na stół, a reszta papierów odleciała na boki. Lucy wychyliła się do przodu by zerknąć na akta, lecz z chwilą gdy wyłapała pewne nazwisko porwała wszystkie papiery do swoich rąk.
-Na pewno będziesz chciała dokończyć sprawę swojego ojca. Stwierdził prawnik odpalając czerwonego Pall Malla(*1), a blondynka nie mogła oderwać oczu od kartoteki odnoszącej się do sprawy niejakiego Makarova Dreyara. Przelaniem czary goryczy okazał się pozew wnoszący o przedłużenie jego wyroku oraz o odebranie praw do wszelkich posiadanych nieruchomości. Mest z ogromną radością przyglądał się skołowanej Lucy, lecz nie miał pojęcia o jednej rzeczy. Choć nie miała na to rzeczowych dowodów, to fakt, że pracuje on dla Oracion Seis był dla dziewczyny oczywisty.



*1) Camel , Golden American, Malboro, Pall Mall - marki papierosów
*2) Sycylijski telegram - groźba mafii (wysyłanie ryby w gazecie)
*3) Mojoto - drink
*4) Exakta - marka aparatu fotograficznego

***

Nie wiem, czy was coś tu rozbawiło, jednak ja pisząc ten rozdział nie jednokrotnie miałam po prostu beke xD
Szczególnie nadmienić tu chciałam postać Doranbolta / Mesta Grydera, którego osobiście bardzo lubię z kanonu, jednak tutaj ta postać będzie... dziwna. Ktoś musiał :P
Wiem też, że obiecałam akcję w tym rozdziale, ale trochę się to przedłuży - chcę wyjaśnić wszystko na spokojnie, by całe opowiadanie było w miarę spójne i zrozumiałe (staram się). Dziękuje też za ostatnie komentarze dotyczące akurat nazwiska Dragneela (czemu Laxus go nie rozpoznał). Co prawda to było zamierzone, ale nie jestem alfą i omegą, więc błędy lub przeoczenia jak najbardziej mogą mi się zdarzyć. Gdy będzie wam coś nie pasować to piszcie śmiało :D


14 komentarzy:

  1. YAAY !

    jeju jeju jeju boooskie rozpiszę się zaraz :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nasza kochana policjantka przejawia już obsesję na puncie Gray'a .. RATUJ SIĘ GRAY !
      Natsu ...natsu ,natsu .. DO LUCY MARSZ ! xD
      ekhmmm .. przepraszam bardzo ale czy ja się nie przewidziałam ? Nasza mała Levy-chan już zobaczyła swojego ukochanego ! gihi ! Braciszku ! WRACAJ DO SWOJEJ UKOCHANEJ !
      Paaaalec .. paaaalec uuuu palec xD zaczynam się Ciebie bać Yasha xD hihihi
      Wieeem to nie jest blog o romansach ale jak powiedziałaś " każdy na pewno znajdzie tu coś dla siebie " :3 Ja czekam na NaLu nie obchodzi mnie kiedy będzie i tak będę czekała nawet jeśli miałoby byś w 70 rozdziale będę czekała ! <3

      To chyba na tyle z mojej wypowiedzi :)

      Weny ,czasu ,chęci i wiele radości z pisanych prac ! <3

      Usuń
  2. No dobra, kolejny komencik, po pierwsze jestem zaskoczona, że coś dodałaś, nie jestem wniebowzięta. Piszesz genialnie, ale jedna rzecz mnie cały czas denerwuje ... nie mogę się doczekać spotkania Natsu i Lucy!!!!!! Już takiego prawdziwego. Ogólnie rozdział miał lepsze i gorsze momenty, ale zaskoczyłaś mnie tym, że Mest pracuje dla mafii, punkt dla ciebie i co jeszcze... A reakcja Levy, jak zobaczyła Gajeela, nie tego się nie da opisać, boskie :) No dobra wystarczy tej bezsensownej paplaniny. Zapraszam cię na moje blogi, podałam w zakładce "Czytam". Świetnie piszesz i chciałabym usłyszeć twoją opinię na temat mojego bloga :)
    A i życzę ci bardzo dużo weny, pozdrowienia :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No szczerze powiem, że mnie postać Mesta rozśmieszyła ^^
    Fajnie jest sobie go wyobrazić jako zupełne przeciwieństwo z kanonu xD
    Rewelacja jednym słowem! Rewelacja! ;*
    Biedna Lucy.. no z deszczu pod rynnę, ale podziwiam ją za wytrwałość psychiczną ^^
    Na pewno słyszałaś to już nie raz, ale to opowiadanie jest tak zajebiste, że aż chciałabym żeby zostało to wydane jako książka albo manga, o!
    Czyta się to wprost znakomicie ;D

    Noo to chyba tyle ^^
    Weny dużo życzę ;)
    Ściskam baaardzo mocno i całuję ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Yasho, literówkę znalazłam w wypowiedzi Levy : to GŁOS ci z głowy nie spadnie...

    Rozdział świetny ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wiem, ale ile bym rozdziałów nie napisała to za każdym razem mam taki zaciesz jak czytam wasze komentarze... :D O rety xD
    Co do spotkania Lucy i Natsu(takiego prawdziwego)to jeszcze troszeczkę :P Szczerze nie mogę się doczekać tego momentu, bo chyba mam dla was coś... innego, niż się zapewne większość spodziewa :P
    Catherine - bo postać Mesta miała rozśmieszyć ^.^ Pisząc właśnie o śmiechawce podczas pisania rozdziału miałam przede wszystkim namyśli ten fragment :P No ale ta postać nie będzie tylko śmieszyć, to mogę zapewnić :3
    Rysować nie umiem, mangaka byłby ze mnie marny, ale jak skończę opowiadanie to przegram je do worda, wydrukuje i ci prześle xDDD
    I dziękuje anonimie za wyłapanie błędu - jedna literówka, a tyle zmienia ^.^ (wątek z Levy... chyba pisanie po nocy robi swoje O.o)
    I taka niespodzianka dla was, moi mili : ten rozdział, by nie był za długi, został podzielony na dwie części. Pierwsza część to ta powyższa, natomiast druga pojawi się... może nawet jutro? :P
    Dziękuje za komentarze :***

    OdpowiedzUsuń

  6. najśmieszniejszy mest XD XD, i nieźle dowaliłaś z tym przedłużeniem wyroku ^^
    wszystko stało się jeszcze bardziej zagmatwane, a myślałam, że się już nie da bardziej :P

    Obstawiam że to Gajeel obczai jako pierwszy, że zbiera się nowe pokolenie wrózek, a tamci nie będą jeszcze nic podejrzewać ;D Ciekawa jestem jego reakcji jak się dowie, że do Fairy Tail należał też Metallicana :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak!! *.* Wreszcie dorwałam się do najnowszego rozdziału!! Czytałam w sumie już wcześniej, ale coś mi blogspot szwankował i nie mogłam skomentować.
    Uwielbiam Cię, no po prostu uwielbiam. Tak kończysz rozdziały, że aż chce się więcej. Udusić Cię to za mało za zrobienie tego! Ale za całokształt i treść wybaczam, hihi ! :D
    Naprawdę dopracowałaś tego bloga. Aż trudno mi uwierzyć, że wszystkie postacie coś łączy. Ten się zna z tym, ten pozna tego przed drugiego itp. Naprawdę gratulację udanego przemyślenia fabuły!
    Jak zawsze lubię w opowiadaniach Lucy, tak tutaj póki co najlepsze są fragmenty z Juvią. No po prostu rozwala mnie ta kobitka! Różni się od swojego kanonicznego pierwowzoru wciąż krzyczącego „Gray-sama”. Dodałaś jej takiego pazura no i jej sarkastyczna strona. Babka z mocnym charakterem i niepozwalająca sobą pomiatać. Plus jej mini obsesja na Grayu i postać cudowna. Przyznam szczerze, to jedna z twoich najbardziej udanych żeńskich bohaterów. Poszła za chłopakiem nawet do baru z burleską. Biedna, sama wśród dziewczyn – oczywiście z tej widowni, i została posądzona, no o inną konwersację. Uśmiałam się z jej konwersacji z Mirą. To jej „a wyglądam Ci na lesbijkę” było mistrzowskie. ^^
    No, no, no! Gajeel zna się z Salamandrem, nie spodziewałam się tego. No i mamy wspominkę, w której jest mój ukochany Igneel <3 Niczego mi więcej nie brakuje. I w sumie dobrze, że Redfox nie powiedział Natsu o prawdziwym zajęciu Ognistego Smoka.
    Lucy będzie pracować przy sprawie Makarova. Hoho, robi się ciekawie!!
    Rozdział świetny, ale to żadna nowość. Już nie mogę się doczekać kolejnego. Przepraszam za chaotyczny komentarz, ale nie umiem zebrać myśli.
    Weny, kochana!! <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam to opowiadanie :D Nie ukrywam, że najbardziej zainteresował mnie wątek praktyk Lucy. Ogólnie postać Doranbolta, którą wprowadziłaś mnie zaintrygowała. Cieszę się z tego powodu, bo w kanonie był mi on zupełnie obojętny i nieszczególnie zwracałam na niego uwagę. Tutaj strasznie mnie zaciekawił pomimo tego że wydaje mi się, a właściwie jestem przekonana, że narobi Lucynce niezłego syfu. Podoba mi się to, bo jestem typem osoby, która z reguły nie bardzo lubi te złe postacie, a on nawet mi się podoba :D Cały ten wątek z Lucy i prowadzeniem tej sprawy cholernie mnie ciekawi. I wiem, że powtórzyłam to słowo pewnie już nieraz ale naprawdę jestem CIEKAWA XD Oczywiście inne wątki także bardzo mi się podobały, no, ale tak jak mówie ten wywarł na mnie szczególne wrażenie. Co mogę jeszcze dodać? Dawno nie pisałam komentarzy i chyba wyszłam z wprawy, ale uważam, że trzeba dać znać o sobie, że się żyje i czyta, tyle że nie zawsze mam czas skomentować :D Dziękuje Ci Yashuś za te kilkanaście minut wspaniałego klimatu jaki mnie ogarnia gdy czytam opowiadania pisane twoim piórem, kocham to uczucie napięcia które mi przy tym towarzyszy :) Buziaczki słońce i dużo weny życzę :*

    OdpowiedzUsuń
  9. Muahaha! Mest taki zbok! Biedną Lucy nam zgorszy! Swoją drogą nie spodziewałam się go po tej stronie mocy. No, ale ciekawa jestem co zrobi Lucynka ze sprawą swojego ojca. Nie mogę się też doczekać powrotu Fairy Tail. Próbuję sobie wyobrazić tę sytuację... ale jakoś nie potrafię. :P Ale tyle! Pisaj, pisaj, wenę ci przesyłam. Kiepską, ale wenę. :P

    OdpowiedzUsuń
  10. Znalazłam twojego bloga parę dni temu i się w nim zakochałam <3 Kocham - między innymi - Fairy Tail oraz takie poważniejsze, trochę mroczniejsze klimaty w stylu mafii i jak tylko przeczytałam opis fabuły, to już wiedziałam, że twoje opowiadanie mi się spodoba. No i się nie pomyliłam ^^
    Po każdym rozdziale chciałam więcej i więcej... i teraz trochę żałuję, że pochłonęłam wszystko na raz, bo jestem niecierpliwa i nie mogę się doczekać nowego rozdziału D:
    Ponieważ nie komentowałam poprzednich rozdziałów, to pozwól, że napiszę tutaj, co mnie najbardziej urzekło lub zaskoczyło od początku historii:
    1. Natsu piroman, o Boże, tak to do niego pasuje... xD
    2. Juvia policjantka z obsesją na punkcie Gray'a. Szczegół, że teraz to nieco inna obsesja i dziewczyna chce go raczej przymknąć, niż zaprowadzić przed ołtarz xD
    3. Erza zakonnica. Niebezpieczna zakonnica. Pierwsze jej spotkanie z Natsu i Gray'em mnie zabiło po prostu xD A sam pomysł wciśnięcia jej do zakonu oryginalny i w jakimś sensie do niej pasuje... :3 "Byłeś w niedzielę w kościele? *zły wzrok wkurzonej Erzy* Tak? No to świetnie! Napijmy się mszalnego!" xD
    4. To, jak Cana i Laxus sobie dogryzają... To cudne momenty :'D
    5. I też zasmuciła mnie śmierć Metallicany D: W sensie samo zdarzenie, jak do tego doszło, sama postać jest mi tak trochę obojętna. Biedny mały Gajeel ;-;
    6. Natsu i Gray jako dzieci ulicy. Biedni, w tak młodym wieku musieli zacząć kraść i w ogóle zeszli na złą ścieżkę. No ale przynajmniej mają siebie - dwaj najlepsi przyjaciele - i to się liczy ^^ A tak na marginesie, to na koniec któregoś rozdziału, gdy chłopaki zaprosili prostytutki do domu... Od razu sobie pomyślałam: "Chłopaki! Co wy robicie?! Co Lucy i Juvia powiedzą?!" i jak zauważyłam po komentarzach pod tamtym rozdziałem - nie ja jedyna, to mi się tak zachciało śmiać... xD
    7. Pogoń Elfmana za Natsu i po krótkiej chwilce Laxusa za Gray'em. To też było cudowne xD
    Hmmm... Jakbym sobie coś jeszcze przypomniała, to najwyżej napiszę w komentarzu pod następnym rozdziałem ^^
    A co do tego rozdziału... Ulubiony fragment? Ten z Natsu! (Wybacz, że tak wszędzie go pełno - to moja ulubiona postać xD) Więc już się znali z Gajeelem... Ciekawe, czy będzie z nimi jeszcze jakaś akcja :3
    Opis mieszkańia Doranbolta też był cudny. Prawie że jak u mnie w pokoju, jak nie sprzątam zbyt długo xD No i - jak ktoś wyżej - nie spodziewałam się, że będzie po tej stronie :o Ale może się potem opamięta. A jak nie, to trudno, lubię go jako postać, ale tak w gruncie rzeczy, to on faktycznie pasuje na tego złego xD Jestem ciekawa, co wyniknie z jego współpracy z Lucy. Czy raczej jej współpracy z nim. Czy Lucy obleje na studiach, czy Makarov będzie dalej siedział w więzieniu? :o
    I biedna Juvia, co ona musiała przejść... xD "Więc jesteś z tych, co wolą dziewczyny?" xD
    O, i co będzie z ojcem Lucy c: To też mnie trapi... Choć tak w sumie najmniej z tego, co wypisałam, bo nie przepadam jakoś bardzo za gościem. ^^
    No i już widzę, jak powoli Fairy Tail podnosi się z gruzów... Jak dokopią Oracion Seis i Grimoire Heart, to nie będzie co zbierać xD
    I w sumie popieram pogląd kogoś wyżej w komentarzach, że to pewnie Gajeel zauważy jako pierwszy, że Fairy Tail powstaje...
    I jestem też ciekawa, czemu to Laxus właśnie nie skojarzył nazwiska Natsu, co przygotowałaś :3
    I to by było chyba na tyle, jak mi się coś przypomni, to dopiszę xD

    Twoja nowa czytelniczka, Szeherezada (albo w skrócie po prostu Szeh) c:

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby skrót wszystkich rozdziałów, ale nieźle się rozpisałaś :D Bardzo Ci dziękuje za ten komentarz Szeh ^.^

      Usuń
  11. Ja tak mam - albo piszę eseje, albo nie mogę sklecić choć trochę konstruktywnego komentarza... I wtedy kończy się na "Wow, jakie to było epickie... Chcę więcej, po prostu... wow!" xD
    I ślę duuuuużo wena na kolejny rozdział c:

    Szeh.

    OdpowiedzUsuń
  12. Taak blog czyta się od początku ale żeby zostawić komentarz to zawsze zapominam. Więc tak :D ... Juvia dalej dzielnie węszy, co strasznie mnie ciekawi, Lucy nieświadomie chyba przygotowuje Gajeela do maratonu (bieganie podobno wychodzi na zdrowie). A Levy najwidoczniej nie lubi psów. Ojj no mogłaby się podzielić tym śniadaniem to może może coś by zostało. Tak więc zwycięstwo pamiętałam o komentarzu a sprawdzanie ile rozdziału jest gotowe uzależnia! :D

    OdpowiedzUsuń

Wasze komentarze cieszą mnie jak mało kogo, jednak nie zaklepujcie miejsc. To nie ważne, kto jest pierwszy, kto ostatni. Takie wpisy zostaną usunięte.
Wszelkie pytania kierujcie do spamownika.
A jak przeczytałeś rozdział, to pozostaw po sobie ślad.
Jesteś anonimem? Podpisz się jakoś.

Całusy dla was śle z góry wdzięczna Yasha ^.^