20 sty 2014

Rozdział 17 "Palec"

Nawet nie wiedział kiedy zasnął czekając na Bore. Z momentem gdy otworzył oczy poczuł, jak od niewygodnej pozycji bolą go wszystkie mięśnie. Nie miał jednak czasu się tym teraz przejmować, musiał sprawdzić czy jego soldato wrócili do willi, w końcu nastał już ranek. Zaspanym ruchem sięgnął po paczkę czerwonych Gold American i zapalniczkę, lecz w chwili odpalenia gazu nad papierosem usłyszał pukanie w boczne okno. Widząc kto stoi przed samochodem aż upuścił wcześniej trzymaną w ustach fajkę z filtrem i białą bibułą. Poza tym, nic nie musiał robić. Drzwi Skody otworzyły się same, a wyciągnięty siłą na zewnątrz Erigor nawet nie musiał się przejmować trudnościami z poruszaniem się przez zastój mięśni jakich się nabawił śpiąc na przednim siedzeniu...


- - - - - - - - - - 

-Jeszcze raz najmocniej przepraszamy! Zawołał Jose Porla chyląc się nisko. Również komisarz Yagiri stojąc przy samych drzwiach wraz z komisarz Loxar zdał się na ten gest. Juvia stała wyprostowana jak struna, nie oddawała żadnej godności mężczyźnie, który przed nimi stał i chełpił się swoim zwycięstwem. Dopiero, gdy Totomaru chwycił za jej kark została zmuszona do przybrania odpowiedniej do swojej sytuacji postawy.
-Nie za to wam płacimy, by służby były tak niedoinformowane... Żeby pomylić uczciwego obywatela z jakimś podrzędnym bandytą... Dzisiejszego ranka z ust Bory padło wiele tak lekceważących policję i cały system władzy słów. Zbyt dobrze się przy tym bawił, widząc jak komendant Magnolskiej policji niemal klęczy u jego stóp.
-Przepraszamy! Obiecuje, że osobiście zadbam o to, by nie doszło więcej do takich sytuacji!
A wyjaśnienie sytuacji było banalnie proste. Rzekomo policjanci, będący ostatniej nocy na służbie nie rozpoznali członków organizacji mafijnej, z którą "współpracowali". Zwykłe kłamstwo, dzięki któremu organ prawa uniknął problemów ze strony rządzących miastem gangsterów, a sam Bora uzyskał utraconą wcześniej dumę oraz idealną wymówkę do wyjaśnień dla swoich podwładnych. Każdy był zadowolony. Każdy z wyjątkiem Juvii, która nie była w stanie się z tym wszystkim pogodzić...
-Chciałbym w to wierzyć. Odparł mafioza. -Jednakże trapi mnie fakt, że nie uzyskałem jeszcze przeprosin od samej pani komisarz...
-Juvio Loxar! Natychmiast przeproś szanownego pana Bore!
Policjantka z początku zastygła w bezruchu, lecz po kilku sekundach uniosła nieznacznie głowę. Jej twarz pokryta była drwiącym uśmiechem.
-Juvia prosi o wybaczenie. Gdyby tylko był pan bardziej znanym członkiem organizacji...
Bora zmierzył ją surowym wzrokiem, jednak nic nie odpowiedział.
-Nie liczcie na to, że taki wybryk skończy się na zwykłej reprymendzie! Ton Jose stał się nagle ostry i gniewny. Chcąc chronić reputację skarcił swoich podwładnych jak ojciec karci swoje dzieci za zły występek. -Zostaniecie należycie ukarani! Odłóżcie na biurko broń oraz swoje odznaki, jesteście zawieszeni na miesiąc!
Juvia ruszyła w stronę komendanta jako pierwsza. Poczuwała się do odpowiedzialności jaką na nią spadła. Już miała wyciągnąć Magnuma 44 ze swojej kabury, kiedy poczuła na swojej dłoni dotyk samego Bory.
-Tak radykalne środki nie będą konieczne. Powstrzymujący ją mafioza zwrócił się do komendanta. -Wszak poczynania pani komisarz były godne podziwu, bardzo odważne i świadczące o jej talencie jak i nabytym doświadczeniu w tak młodym wieku. Nie powinno marnować się takiego "nieoszlifowanego diamentu" przez jeden, NIEŚWIADOMIE popełniony błąd. Prawda, panno Loxar?
-Dziękujemy za pańskie zaufanie. Wtrącił się Totomaru, który nie mógł dłużej ani tego słuchać, ani na to patrzeć. Szczególnie na to, jak ten drań stara się spoufalać z jego partnerką. -Następnym razem będziemy ostrożniejsi.
-No oby, bo następnym razem musielibyśmy wziąć sprawy w swoje ręce...
Pomimo wyraźnej groźby komendant wciąż płaszczył się przed świeżo wypuszczonym z aresztu gangsterem, udając że nic nie słyszał. Na pierwszy rzut oka widać było, że dba jedynie o własną dupę i wysokie stanowisko.
-...Ale wszystko będzie dobrze, jeśli tylko wbijecie sobie do łba kto tak naprawdę jest przestępcą w tym mieście. Dokończył Bora z nieukrywaną radością. Uwielbiał dawać świadectwo tego, kto rządzi Magnolią i kto wyznacza zasady gry zwanej prawem.
-Szczególnie po tym incydencie Juvia doskonale to zapamięta. Jej niebieskie tęczówki, tak jak powieki nie drgnęły nawet przez moment. Jej głos nie załamał się ani ociupinkę. Mimo to emanowała od niej aura niechęci, wręcz nienawiści, dzięki której wypuszczony z aresztu mężczyzna jasno zrozumiał jej przekaz.
-Ciekawa z ciebie osóbka, panno Loxar. Mruknął na tyle cicho, by tylko ona dosłyszała jego słowa po czym wyszedł z gabinetu komendanta trzaskając za sobą drzwiami.
...
-Kuźwa! Przeklęta mafia! Przeklęty Bora! Przeklęty komisariat! Przeklęty Jose! Wściekła Juvia wydzierała się w szatni przeznaczonej dla funkcjonariuszy i dała upust swojej frustracji na drzwiczkach szafki, którą kopnęła z całych sił. Dźwięk metalu odbił się echem po całym chłodnym pomieszczeniu.
-A cóż to za pogańskie obrzędy, komisarzu Loxar? Zaśmiał się przechodzący obok szatni Aria. Zza jego ramienia wyłonił się o wiele mniejszy i starszy Sol. To już należało do tradycji, dwójka inspektorów dręczyła ich od czasu, gdy tylko dostali awans. Awans, który pierwotnie otrzymać mieli Juvia i Totomaru...
-W końcu zamieniłaś się w czarownice? Zaśmiał się Sol dodając swoje trzy grosze.
Nerwy Juvii wisiały na włosku. Już stawiała pierwsze kroki w ich stronę i, jak Boga kocha, nie miała pojęcia co robić, ale też nie miała zamiaru się wstrzymywać.
-Przestańcie się szlajać po komisariacie i idźcie lepiej za swoje biurka. Nie macie już co robić? Warknął komisarz Yagiri, który w porę przyciągnął do siebie zdziwioną, jakby otrząśniętą z transu policjantkę.
-Żebyś wiedział, że mamy. Aria zakpił z drwiną w swoim niskim barytonie. -Szykuje się piękny raport o waszej wczorajszej służbie! 
Śmiali się i nie czekali na odpowiedź komisarzy. Po prostu poszli sobie, na całe szczęście znikając policjantom z oczu.
- - - - - - - - - -

-Co? Mruknęła sennie przecierając oczy i budząc się w swoim łóżku. Nie w kuchni, w której zasnęła wczorajszego wieczoru czekając na Laxusa.
-I co tu tak twardo... Mruknęła drugi raz powoli siadając. Leniwie przetarła swoje oczy, po czym zajrzała pod poduszkę. Wyjątkowo twardą, kanciastą i niewygodną...
...
-AAAAAAA!
Przez nagły wrzask Cany dobiegający z jej pokoju omal nie upuścił widelca z nawiniętym makaronem. Ale gdy tylko uspokoił swoje ciśnienie wpakował go sobie do ust i uśmiechnął się. I uśmiechał się coraz szerzej słysząc zbliżający się stukot jej bosych stóp na panelach.
-Laxus! Zawołała zdyszana, stając w rozkroku przed wejściem do kuchni. Z czarna walizką i jeszcze większym uśmiechem niż miał on sam. Kompletnie nie przejmowała się swoimi wczorajszymi ubraniami czy rozmazanym makijażem. -Jak ty... kiedy... w ogóle... kocham cię! Zawołała wbiegając do środka, a jego mina zrzedła z niewiedzy i niepokoju. Nie wiedział co robić, gdy Alberona rzuciła walizkę na stół obłożony naczyniami z wczorajszego posiłku i ruszyła w jego stronę.
-Cz-czekaj! Zawołał niewyraźnie przez buzie wypchaną niepodgrzanym jedzeniem, więc to nie wystarczyło by powstrzymać dziewczynę. Cana niczym się nie przejmując wskoczyła na niego z szeroko rozłożonymi rękoma. A on, tak i krzesło na którym siedział runęło z nią na podłogę.
-Jesteś najlepszy! Słyszysz? Najlepszy! Krzyczała tuląc do siebie Dreyara jak wielkiego pluszaka. Dopiero po chwili, gdy nie usłyszała od niego ani słowa nieco się uspokoiła. Jednak ten spokój nie trwał zbyt długo.
-Laxus! Zawołała ponownie, tym razem przerażona. Mężczyzna był cały czerwony i wyraźnie się dusił.
-M...M..
-Co?!
-M...Makaron!
Cana błyskawicznie pomogła mu usiąść i zaszła go od tyłu. Oplotła jego brzuch rękoma i kilka raz ścisnęła mu przeponę.
-Cana! Chcesz mnie zabić?! Ryknął gdy tylko zdołał na nowo oddychać, a Alberona spojrzała na niego oburzona.
-Nie marudź, przecież cię uratowałam! Poza tym nie jedz tego do cholery, to już jest nieświeże!
-Zrobiłaś to dla mnie, tak? Przerwał jej ochrypnięty przez wcześniejsze zadławienie. Zatkało ją.
-Tak, ale... 
-No to jak dla mnie to cicho sza. Nie może się zmarnować.
By ukryć swoje zawstydzenie Cana spojrzała w bok, na stół. Talerze były prawie puste, a jedzenia zrobiła wczoraj jak dla wojska.
"Sam to wpierdolił? Gdzie on to mieści!" Pomyślała, ale natrafiła wzrokiem na czarną walizkę. Uśmiech ponownie zawitał na jej twarzy, lecz tym razem wyglądała na przygaszoną.
-To dlatego wczoraj wyszedłeś? Spytała wprost. -Wiedziałeś gdzie jest walizka, prawda? 
Ucichła na moment nie wiedząc czy dalej drążyć temat.
-Myślałam, że twoje zachowanie jest spowodowane czymś innym. Jeszcze bardziej zmarkotniała, lecz zerknęła ukradkiem na przyjaciela. Wpatrywał się w nią z nieukrywanym zdziwieniem i uniesioną do góry prawą brwią. -No wiesz... Od kiedy wróciłeś z wizyty w więzieniu nie byłeś sobą...
Twarz blondyna jakby skamieniała. Wspomnienie o Makarovie było tak nieprzyjemne, że aż stracił apetyt. Odłożył więc widelec, wytarł kąciki ust serwetką i wstał.
-To fakt, byłem wczoraj u staruszka, ale nie widziałem się z nim.
-Jak to?! Dlaczego?!
-Przenieśli go. Nie wiem gdzie... Westchnął skołowany i oparł się wygodnie na krześle. -Skierowali mnie do jego starego prawnika, Judego Heartfilia.
-Udało ci się z nim porozmawiać? Spytała Cana, kiedy ten zamilkł.
-Nie. Nie zastałem go i wygląda na to, że w najbliższym czasie go nie dorwę. Warknął pod nosem, zły nie wiadomo na co. Chyba najbardziej na samego siebie. -Za to dowiedziałem się gdzie jest akt własności baru i przy okazji odzyskałem twoją walizkę...
-Coooooooo?! Alberona aż warknęła głośno z szeroko otwartymi oczami i w niebezpiecznie szybkim tempie przybliżyła się do Laxusa. -Wiedziałeś gdzie jest akt własności i nie powiedziałeś mi o tym?! Myślałeś, że sprowadziłam cię tutaj byś odwalił całą robotę?! DLACZEGO MNIE ZE SOBĄ NIE ZABRAŁEŚ!!! Ruszyła na niego z taką agresją, że chwilowo odebrało mu mowę. Aż cofnął się o kilka kroków do tyłu. Ale zaraz... może i była na niego wkurzona, ale nie może sobie pozwolić, żeby jakaś baba go szarżowała! Nawet, jeśli była nią Cana.
Tym razem to on postawił kilka kroków do przodu, co skołowało brunetkę.
-WŁAŚNIE DOBRZE, ŻE CIEBIE NIE ZABRAŁEM! Odkrzyknął jeszcze głośniej, a Alberona tak się wystraszyła, że aż zadrżała przez krótką chwilę.
-N..Nie krzycz na mnie!
-Co nie krzycz! Polazłabyś tam i co? Wiesz ilu tam było członków mafii?! Co tam się działo?! Kobieto! Jeszcze coś by ci się stało...
-Teraz się o mnie troszczysz, tak? Burknęła ze złością. -Nie zapomnij o tym, że ja też jestem członkiem mafii!
-Chyba raczej nim byłaś jak Fairy Tail istniało! I to było za czasów kiedy jeszcze srałaś w pieluchy! Dopóki nie uda nam się odzyskać aktu nie ma żadnej mafii, a my nie jesteśmy jej członkami!
Zamiast kolejnego wrzasku usłyszał pociągnięcie nosem.
-Cana?
Cana była sparaliżowana szokiem. Z jej oczu cudem nie wylewały się łzy, które tańczyły na tle jej fioletowych tęczówek.
"O cholera" Przeklnął siebie w duchu. "Trochę przesadziłem". Zmieszany chciał jakimś cudem załagodzić sytuację, lecz wtedy...
-Masz rację. Jej głos się załamał. -Ale to znaczy... że nie masz aktu własności?
-Nie. Odpowiedział odruchowo, nie spodziewał się tego pytania. -Tylko walizkę, z której i tak ubyło trochę gotówki. Nawet twój samochód...
-To do dupy. Przerwała i prychnęła by się nie rozpłakać na dobre. 
-Przynajmniej będziesz miała okazję się jeszcze wykazać. Pocieszył ją, rad że nieco się uspokoiła. -Ta sprawa nie jest taka prosta i wymaga delikatności, ale...
-Ale? Spytała ze zdziwieniem i ciekawością.
-Mam pewien pomysł. Tylko musisz mi obiecać, że zgodzisz się to zrobić po mojemu. Zażądał. -Bo wiesz, jakby włos ci z głowy przy mnie spadł, to twój ojciec zapewne rozstrzelałby mnie swoją strzelbą. Nieprawdaż, Gildarts?
Z początku Cana nie zrozumiała dlaczego kieruje te słowa do Clivera. Dopiero gdy przy wejściu do kuchni usłyszała niewyraźne, niezadowolone pomruki i dostrzegła znajomy cień mężczyzny dzierżącego strzelbę...
-GILDARTS!
... zdała sobie sprawę, że była przez cały czas podsłuchiwana.

- - - - - - - - - -

Zanim Bora pieszo doszedł do willi, zajęło mu to trochę czasu. Było już południe. Furtka od wejścia do posiadłości była otwarta, jakby czekali na jego przyjście. Miał świadomość tego, że zapewne tak było. Tylko jak miał się wytłumaczyć? Czy sam fakt o rzekomej pomyłce policji przekona Erigora? Jego spóźnienie, rozwalone Skody, śmierć reszty jego soldatów, nawet burda w Bianco Corvino byłoby niczym, gdyby tylko miał przy sobie akt baru...
Niepewnie wkroczył na teren posesji, jak zwykle zapierającej dech w piersi swoim nienagannym wyglądem. Nawet teraz, gdy panowała późna i chłodna jesień trawa na ogrodzie była zielona, pozbawiona każdego listka, który uprzednio spadł z drzewa. Woda w basenie lekko parowała, podgrzana musiała mieć większą temperaturę od samego powietrza. Tylko kto przy zdrowych zmysłach kąpałby się w otwartym basenie, gdy na dworze było zaledwie 8 stopni Celsjusza...
Ale nie bezmyślne wydawanie pieniędzy Dona na pierdoły było jego problemem. Ze strachem przełknął głośniej ślinę i pchnął lekko sporawe frontowe drzwi. Otworzyły się ze skrzypnięciem, jak w horrorze. Może właśnie to go czeka?
-No w końcu przyszedł ktoś, kto MAM NADZIEJĘ wytłumaczy mi, co tu się do cholery dzieje!
W wielkim holu z dwiema parami schodów na pierwsze piętro czekał na niego Macbeth Midnight - capo bastone Oracion Seis oraz sam szef specjalnej grupy "Oracion". Koło niego stał consigliere Dona - Richard "Hoteye" Buchanen, a po środku nich siedział nieźle skołowany Erigor. Bora dotkliwie odczuł mordercze chęci w jego spojrzeniu.
"To się wpakowałem w niezłe gówno" - pomyślał, ale i odważnie ruszył w kierunku pozostałych członków Oracion Seis.
-A Kageyama nie dotarł tu wcześniej? Dostał ode mnie rozkaz poinformowania was o wszystkim co się zdarzyło...
-Mówisz o tej dziewczynce i jakimś kolesiu, którzy w dwójkę wykiwali całą bandę mafiozów? Zaśmiał się Richard. -Myślałem, że to żart!
-Niestety, to nie żart...
-Gdzie reszta oddziału Eisenwald? Dopytywał Midnigth.
-Nie żyje. Tylko ja jeden...
-A akt baru?
Na to pytanie Bora nie był w stanie odpowiedzieć. Ze strachu słowa utknęły mu w gardle.
-Dobra, dosyć. Rozbolała mnie od tego głowa. Jęknął Macbeth trzymając się za skronie. -Takiej wersji nie przedstawimy tatuśkowi... 
Na samą myśl o tym, że pan Midnight mógłby powiedzieć o tym wszystkim swojemu ojcu, Don Zerowi, Erigor i Bora poczuli na plecach ciarki.
-Hoteye, zadzwoń proszę do reszty i powiedz, że przyjadę do nich za niecałe trzydzieści minut...
-Oczywiście. Zdeklarował się szerszy i starszy mężczyzna, po czym wszedł na pierwsze piętro.
-... A wy, chodźcie ze mną. Dam wam szansę to naprawić. Warknął Capo bastone, a szef i członek oddziału Eisenwald ruszyli za nim bez słowa jak posłuszne pieski.
...
Po dokładnie trzydziestu minutach dojechali do Little Village, południowej i prawdopodobnie najbardziej opuszczonej dzielnicy w całym Magnolia City. Niegdyś to miejsce pokryte było lasami i polami, mieszkali tu sami rolnicy ze swoimi rodzinami. Teraz to miejsce stało się wielkim nielegalnym wysypiskiem, a dawne domy rolników zostały opustoszałe co do jednego. Nawet bezdomni tu nie przychodzili, gdyż mieszkanie w tej okolicy na dłuższą metę było niemożliwe, niebezpieczne dla zdrowia, a nawet życia.
Podjechali pod jeden z takich domów, gdzie przy samym wejściu czatowało dwóch mężczyzn ze Springfieldami M1903. Jako pierwszy wyszedł kierowca, którym był capo bastone. Gdy tylko zatrzasnął za sobą drzwi podszedł do bagażnika, a z niej wyjął skórzaną torbę. Chwilę po nim, z Dodge Coronet(*1) wersji coupe wyszła pozostała dwójka mafiozów.
-Witajcie, Eriku, Sawyerze... Przywitał się Midnight, a strażnicy skinęli mu głową i odsunęli się na boki odgradzając przejście do opuszczonego budynku.
-Czy to ci znani członkowie grupy "Oracion", Cobra i Racer? Nie dowierzał Bora, ale Erigor wkraczając do środka za Macbethem nie odpowiedział na pytanie. Wewnątrz domu czekała ich jeszcze większa niespodzianka...
-Jeden aniołek poszedł na obiad... Drugi aniołek poszedł do łazienki... Trzeci aniołek poszedł na spacer... Czwarty aniołek...
-Angel, co ty wyrabiasz?! Zapytał Midnight z obojętnością, a białowłosa dziewczyna momentalnie zaprzestała swojej czynności. A było nią liczenie palców śpiącego Judego Heartfilla. Posługiwała się przy tym swoim pistoletem.
-Midnight! Zawołała z radością gdy spostrzegła się kto zawitał w te ponure progi. Podbiegając do dwudziesto-trzy latka na cienkich szpilkach w obcasach rzuciła się mu na szyję. Ona - białowłosa młoda kobieta z dużymi niebieskimi oczami i jeszcze większym biustem odkrytym niemal w całości przez kusą, gustowną sukienkę. On zaś odziany w glany, z niechlujnie związanymi biało-czarnymi włosami i przetartymi ubraniami... Pomijając już sytuację członków grupy Eisenwald, Bora i Erigor zamilkli na dobre.
-Aniołku, wyjdź na zewnątrz. Czeka nas robota...
-Ale ja chcę popatrzeć! Zawołała białowłosa i zrobiła w stronę ukochanego uroczą minkę.
-No dobra...
-Ja pierdole... Jęknął szeptem Bora. -To ma być ta cała słynna Angel? To jakiś cyrk, a nie...
-Zamknij mordę! Syknął Erigor w obawie, że ich dosłyszą.
Niespodziewanie skórzana torba z hukiem wylądowała na starym stole. Brzdęk metalu jaki przy tym usłyszeli świadczył o tym, że w środku nie znajduje się nic miłego...
-C-co jest? Spytał zaspany Jude, którego obudził nagły hałas.
-Jest pan może ciekaw, jak się miewa pańska córka? Spytał Midnight, a prawnik ze zdenerwowania usiadł na łóżku tak gwałtownie, że pogryziony przez mole koc zsunął się z jego ramion na podłogę.
-Coś jej zrobiliście? Mieliście tylko zabrać akt i...
-Chyba nic jej nie jest, ale widzi pan... Przerwał mu Macbeth. -... Ona nie jest skora do współpracy z nami. Może zechciałby pan nam pomóc?
-Oczywiście! Zadeklarował się Jude, rad że może się przydać. -Zrobię wszystko co w mojej mocy!
-Cieszę się niezmiernie, bo w takim razie obejdzie się bez użycia nadmiernej siły. Zachichotał mafioza. -Eligorze, jak myślisz. Który palec jest najbardziej potrzebny prawnikowi?
-Wskazujący? Odpowiedział z niepewnością, zdziwiony że został zapytany, jak i samą treścią pytania. -Żeby wskazać winnego?
-Tak uważasz? Hmm, ciekawe spostrzeżenie.
Heartfilia nie miał pojęcia o co im chodzi, ale pozostali już doskonale wiedzieli co mają zrobić.
Erigor sięgnął po prawą dłoń prawnika i siłą przygwoździł ją na stole.
-No to wygląda na to, że czarna robota przypadła tobie. Zaśmiał się Midnight, a Bora powoli sięgnął do wnętrza skórzanej torby. Minę przy tym miał pełną obrzydzenia, jakby spodziewał się tam węży bądź obślizgłych robaków, ale zamiast nich wyciągnął mały tasak. Jude już wiedział co go czeka. Momentalnie oblał go zimny pot i ze łzami w oczach spojrzał na swój wskazujący palec ozdobiony złotym sygnetem.
-Proszę... nie... Załkał, lecz zaraz potem całe Little Village wypełniło się jego wrzaskiem.
-Czwarty aniołek poszedł do nieba... Dokończyła niewzruszona Angel, która podniosła z podłogi wskazujący palec Judego Heatfilii i zawinęła go w gazetę.

- - - - - - - - - -

Na zewnątrz dopiero co zrobiło się ciemno, a Redfox już siedział w barze. Tym samym co zawsze, umieszczonym w piwnicy, ciemnym i gwarnym. Ale tym razem siedział przy samej ladzie, nie bez przyczyny...
-Poproszę Singapore Sling, a dla tego pana obok mnie niech będzie Sidecar.
Rozpoznał ten głos od razu.
-Już tu jesteś Juvia?
W odpowiedzi policjantka uśmiechnęła się krzywo.
-Miałaś wypadek, czy przewiało cię i masz szczękościsk?
-Nie dokuczaj mi, Juvia miała naprawdę ciężki dzień...
-Kochana! Drzwi do psychologa są na przeciwko! Jeśli przyszłaś się tu wyżalać...
-Juvia nie ma takiego zamiaru. Przerwała mu oschle.
-Aha. No ale cóż... Mężczyzna zaśmiał się odpalając papierosa. -Wolę pić na czysto, ale za tego postawionego drinka to wyjątkowo mogę się poświęcić i posłuchać twoich lamentów.
-Jesteś zbyt ciekawski nawet jak na szpiega.
Gajeel aż zakrztusił się dymem papierosa.
-Haha, naprawdę miałaś dziś ciężki dzień!
W między czasie barman podał im zamówione wcześniej napoje.
-Lepiej powiedz Juvii, czego się już dowiedziałeś o Grayu Fullbusterze.
-Nie odpuszczasz... Westchnął Gajeel, tym razem na spokojnie wypuszczając z ust biały obłoczek. Nieświadomie zmarszczył brwi z niezadowolenia, gdyż nie na rękę była mu ta "zabawa". Nie wiedział do końca czy ma wciąż udawać, że nie zna kolesia, czy jednak wspomóc informacjami policjantkę. A raczej nie wiedział, co będzie dla niego bardziej korzystne...
-Chyba nie zapomniałeś o tym zleceniu? Dociekała Loxar, na co jej przyjaciel przecząco pokiwał głową.
-Oczywiście, że nie! Nie wiem tylko za bardzo co mam ci powiedzieć.
-To co już wiesz. Nalegała popijając pierwszego łyka alkoholu.
-"Mokry wiatr zadął i zniszczył wszystkie mundury tej okazałej armii. Dęby, czekające w odwodzie, zgięły się pod swymi matowymi, zbrązowiałymi pancerzami i stały zesztywniale do ostatniego zdmuchniętego liścia, dopóty nie zostało nic prócz samych przycienionych konarów. Wtedy zajrzeć można było do najskrytszej głębi lasu".
Z każdym jego kolejnym słowem Juvia wpatrywała się w szpiega z coraz większą niepewnością.
-Gajeel... Co ty pieprzysz!
-Cytuje Kiplinga, głupolu! Warknął oschle, zły za nienależytą reprymendę.
-A kto to?
-Pije ulubionego drinka tego noblisty, a nawet go nie zna...
-Mniejsza z tym kto to ten cały Kipling! Dziewczyna zdenerwowała się i zawstydziła. -Lepiej wytłumacz Juvii o co chodzi... Dodała już ciszej, bardziej zmieszana tym, że nie rozumie jego słów.
-Zaczekaj jeszcze trochę. Wyjaśnił. -Teraz nie ma najmniejszego sensu mówienia ci czegokolwiek. Ale szykuje się coś grubszego...
Zaschło mu nieco w gardle, więc chwycił za szklankę ze swoim Sidecarem, lecz gdy tylko dotknął ustami ściankę szkła, niebieskowłosa gwałtownie szturchnęła jego ramię. I dzięki swojemu impulsywnemu zachowaniu dość obficie oblała jego koszulę.
-Mów! Mów Juvii co wiesz! Jaka grubsza sprawa?! Jakiś napad?! Co tym razem chcę ukraść?!
Podekscytowana dziewczyna kompletnie nie zwracała uwagi na to, co zrobiła.
-Kurwa! Moja koszula... Nic ci nie powiem!
Niebieskie oczy Loxar otworzyły się szerzej, by zaraz potem zwężyły się do granic możliwości.
-To Juvia też ci nic nie powie!
-Hoo, focha masz? To ja tu powinienem się obrazić! Zaniesiesz mi tą koszulę do pralni!
-Dobra, dobra... Machnęła na niego ręką. -Twoja koszula to akurat najmniejszy problem Juvii. Praca Juvii wisi na włosku.
Uznała, że milczenie Gajeela jest przyzwoleniem na kontynuowanie.
-Wczoraj w Bianco Corvino doszło do strzelaniny, potem do pościgu. Juvia złapała członka Oracion Seis, przez co dostała niezłą reprymendę od komendanta...
Donośny śmiech Redfoxa rozprzestrzenił się po całym barze, zagłuszył nawet muzykę puszczoną z szafy grającej.
-To nie jest śmieszne...
-Jak mogłaś złapać ... członka mafii... Uspokajając się ostatnie dwa słowa wypowiedział o wiele ciszej. -Czyś ty na głowę upadła?
-Za karę Juvia ma patrolować przez cały miesiąc jedynie Notht Faries.
-Czyli dzielnicę gdzie Oracion się raczej nie zapuszcza... Wywnioskował Gajeel. -Dobra, niech będzie. Cat Pink, bar z burleską niedaleko portu. Tam możesz znaleźć tego całego Graya Fullbustera. Tylko tyle mogę ci na razie powiedzieć. Dodał zawczasu, widząc jak usta Juvii już się otwierają.
-A ta grubsza sprawa?
-To tylko przeczucie, ale ono mnie jeszcze nigdy nie zawiodło. Sama wiesz, że mam nosa do takich rzeczy, gihi! Uśmiechnął się zadziornie wskazując czubek swojego nosa. -Mogę ci za to powiedzieć coś ciekawego o kimś innym.
-To znaczy? Zaciekawiła się.
-Spróbuj kiedyś wejść do biura komendanta bez uprzedzenia. Najlepiej po godzinach pracy. Nie mówiąc nic więcej dokończył swojego drinka jednym tchem. -A teraz żegnam. 
-Cooo? Już zostawiasz Juvie samą?
-Tak. Nie uśmiecha mi się tutaj siedzieć w takim stanie. Palcami uniósł nieznacznie mokrą koszulę, która przyklejała się do jego torsu i mamrocząc coś gniewnie pod nosem opuścił ten podrzędny lokal.

- - - - - - - - - - 

-Co? Telefon? Wymamrotała pół śpiąca Lucy. Z przymrużonymi oczami uniosła lekko głowę, lecz zaraz tego pożałowała. Przez całą noc opróżniła większość whisky i teraz...
-Kac morderca. Wyjęczała, a telefon przestał dzwonić. Już miała zamiar ponownie przyłożyć policzek do biurka pokrytego w całości papierami, gdy znów usłyszała ten sam dźwięk.
"Kto się tak dobija" - pomyślała i zaraz oprzytomniała. Zerwała się na równe nogi omal nie przewracając za sobą krzesła i podbiegła do telefonu mieszczącego się w salonie, który bezustannie dzwonił i dzwonił. Stanęła przed nim jak wryta, ze świadomością, że może to być ktoś z mafii. Spojrzała na bok i dostrzegła Plue, który przednimi łapami zasłaniał sobie uszy i spoglądał na nią z politowaniem. Ktoś musiał się do niej nieźle dobijać...
-Głupia, to tylko telefon... Słowami dodała sobie otuchy i szybkim ruchem sięgnęła po słuchawkę.
-Halo?
-L-Lucy?
Odetchnęła z ulgą słysząc kobiecy, znajomy głos. Ale gdy tylko ktoś po drugiej stronie wziął głęboki wdech, wiedziała co ją czeka.
-Lucy, rany boskie co się z tobą dzieje!
-Cześć Levy...
=Byłamuciebiewmieszkaniuktórewynajęłaśalewłaścicielkapowiedziałażesięwyprowadziłaświęcdzwoniłamtutajznadziejążetwójojciecwiegdzieterazjesteś... (pisane jednym ciągiem, żeby przyswoić wam jak Levy szybko nawijała przez telefon :P)
-Levy...
=Dzwoniłamidzwoniłam,aleniktnieodbierał,byłamnawetwczorajwkancelarii,alenikogoniebyło,alewkońcusiędociebiedodzwoniłam i....
-Levy!!! Wrzasnęła zdenerwowana Heartfillia, a głowa prawie pękła jej w pół. -Nic mi nie jest... Dodała szeptem.
-Dlaczego do mnie nie przychodzisz?! Nie dajesz znaku życia?! Obraziłaś się na mnie? Wiesz jak się martwiłam?! W głosie McGarden słychać było żal, przez co Lucy poczuła się niezręcznie. Przez ostatnie wydarzenia zupełnie zaniedbała swoją przyjaciółkę.
-Wybacz mi kochana. Ojciec wyjechał i...
-Masz wolną chatę?! Wcześniej słyszany żal, zastąpiony ekscytacją gdzieś wyparował.
-Też mi nowina, ty wciąż masz wolne mieszkanie do swojej dyspozycji.
-To co innego! Robimy u ciebie małą popijawę? Może babski wieczorek?
-Mam dużo roboty, nie mogę...
-No weźźźź! Jakiej roboty!
-Naprawdę...
-A kiedy twój ojciec wraca? W ogóle nic wcześniej nie mówiłaś, a przecież zawsze cię uprzedzał!
Lucy ścisnęła mocniej słuchawkę. Gdyby tylko wiedziała kiedy znów go zobaczy...
-Niedługo wróci. Odpowiedziała niezbyt przekonująco.
-Lucy? Wszystko w porządku? 
-Ta, jasne. 
-Słyszę właśnie. Co się dzieje? Gadasz jakbyś była zupełnie bez życia...
Heartfillia już sama nie wiedziała, czy to kac, czy ostatnie wydarzenia tak wpłynęły na jej zachowanie. Było z nią tak źle, że dało się to wyczuć nawet przez telefon?
-Po prostu jestem przepracowana. Ojciec zostawił mi kilka papierów do wypełnienia.
-CO? Pisnęła Levy. -Przecież on nigdy nie dopuszcza cię do swoich spraw!
Nastała między nimi krótka cisza.
-Coś kręcisz! Stwierdziła dobitnie McGarden. -Zaraz u ciebie jestem i...
-NIE! Nie możesz... Lucy sama nie wiedziała czemu, ale była już bliska płaczu.
-Lucy? Głos Levy stał się poważnie zmartwiony, lecz blondynka odłożyła słuchawkę zanim jej przyjaciółka zdążyła powiedzieć coś jeszcze.
-Nie mogę... Nie mogę cię tak narażać Levy... Przepraszam... Wyszeptała ze zduszonym gardłem i spojrzała na stojące przed nią lustro. Miało z dobre półtorej metra długości, otoczone złotą, błyszczącą ramą. A ona, stojąc w samej bieliźnie, z rozczochranymi włosami i worami pod oczami była totalnym przeciwieństwem owej ramy. Była dosłownie szara.

- - - - - - - - - - 
-Kiedy tu byłeś ostatni raz?
-Nie pamiętam. A ty?
-Ja też...
Wybiła punkt dwudziesta pierwsza, gdy zjawili się przed kościołem św. Agaty Sycylijki. Byli punktualnie. Gray i Natsu w ciszy skinęli na siebie i jednocześnie pchnęli szerokie drzwi katedry. Otwierały się powoli i strasznie głośno.
-No to niepostrzeżone wejście szlak trafił. Westchnął Fullbuster, a różowowłosy poprawił swój pistolet, który wcisnął na tyły pleców.
W kościele było przeraźliwie ciemno. Żadne światła, nawet świece, nic nie oświetlało wnętrza Bożego domu.
Ich niepewne, ostrożne kroki odbijały się echem po wszystkich zaokrąglonych, zdobionych łukach i sklepieniu, gdy nagle Natsu o coś się potknął i z hukiem wylądował na zimnych, twardych kafelkach.
-Ałaaa! Gray, zapal kurwa jakieś światło bo ciemno tu jak w dupie!
Lecz Gray stał przed nim jak wryty, z przerażoną miną. Chłopak mógł to dostrzec tylko i wyłącznie dzięki nikłemu światłu, która nagle pojawiło się tuż za nim.
-Coś ci się tu nie podoba? Cichy szept był tak oschły, że sparaliżował Dragneela. Odwrócił się powoli i dostrzegł zakapturzoną postać odzianą w czarny płaszcz. Tajemnicza postać trzymała w dłoni do połowy wypaloną świecę, a spod kaptura przedostawały się jedynie szkarłatne jak krew kosmyki włosów i przeraźliwie szeroko rozwarte tęczówki na tle białek. A gdy do tego doszedł upiorny uśmiech...
-Ten idiota nasłał na nas samego diabła! Ja wiedziałem że to się tak skończy! Wrzasnął Natsu z przerażeniem zdzierając sobie gardło. Zbierając się do ucieczki ruszył do wyjścia na czworakach, lecz z ciemnego płaszcza wydostała się kobieca noga, która przycisnęła chłopaka do podłogi.
-Kogo nazywasz diabłem, gnojku! Światła zapaliły się, a ów tajemnicza postać (też mi tajemnica ;x xD) ściągnęła kaptur ukazując w całości swoją nienaganną twarz.
-Z-zakonnica? Zdziwił się różowowłosy i zaczął się śmiać, lecz gdy Erza wyciągnęła spod habitu Browninga HP(*2) zdębiał jeszcze bardziej niż Gray, który nie otrząsnął się z szoku jakiego doznał na samym początku.
-Ruszyć dupska do zakrystii, albo wam sam diabeł nie pomoże!
...
-To oni? Spytała Cana, gdy Natsu i Gray zostali przyprowadzeni przez Erze do zakrystii.
-Ta. Odpowiedział jej Laxus, a dziewczyna wstała i podeszła bliżej by przyjrzeć się chłopakom. Rozpoznanie "francuza" nie zajęło jej zbyt dużo czasu.
-ŁADNIE TO TAK KRAŚĆ CUDZE SAMOCHODY?! Wrzasnęła wykręcając rękę Fullbustera do tyłu i miażdżąc mu głowę o stół.
-P-przepraszam! Zawołał zaskoczony młodzieniec.
-W dupie mam twoje przepraszam!
Natsu przyglądał się tej scenie z niemałym zdziwieniem, ale i z rozbawieniem. Jednak gdy zerknął do tyłu zobaczył zakonnicę z belgijskim pistoletem, która skutecznie pilnowała wyjścia. Odruchowo poprawił pistolet za swoimi plecami.
-Nawet o tym nie myśl. Warknął Dreyar i wyłożył swoje dwie Beretty przed samym nosem Graya. -Chcemy tylko porozmawiać.
-Odłożę spluwę dopiero wtedy, gdy ona to zrobi! Zaparł się Dragneel, palcem wskazując na oburzoną tym gestem Scarlet. Mimo to odłożyła swoją broń obok broni Laxusa, po czym i Natsu nie chętnie poszedł w ich ślady. Nawet Cana zanim puściła Fullbustera, "okradła" go z Colta 1911 i wyłożyła go na wierzch ze swoim pistoletem.
-Jak wy się w ogóle nazywacie? Erza nie spuszczała z nich swojego przenikliwego wzroku.
-Gray Fullbuster.
-Natsu Dragneel.
Przedstawili się spoglądając na towarzystwo z niepewnością i rezerwą. Szczególnie na kobietę w habicie, gdyż nie chciało im się wierzyć, by taka osoba była prawdziwą zakonnicą.
-My już się znamy. Odezwał się Laxus. -To jest Cana Alberona... Wspomniana dziewczyna sięgnęła po szkło do wina i nalewając sobie trunku rozłożyła niechlujnie nogi na stole.
-Jeśli chcecie coś wygrać w kasynie to możecie mnie śmiało zabrać ze sobą! 
-Ja nazywam się Erza Scarlet. Wyjaśniła zakonnica zajmując swoje miejsce. -Jak widać jestem zakonnicą...
-Serio? Zadrwił Natsu, ale gdy kobieta obdarzyła go chłodnym spojrzeniem - zamilkł.
Chłopcy niepewnie usiedli na pozostałych wolnych miejscach, a wtedy Alberona podała im szklanki i nalała wina.
-No to teraz czas się lepiej poznać! Mszalne wino jest najlepsze...
-Bo nie twoje. Mruknęła rozgoryczona Erza.
-O co ci znowu chodzi?! 
-Nie przyszliśmy tutaj żeby pić. Zdenerwował się Dreyar, ale przecząc sam sobie upił soczystego łyka.
-Właśnie, wspominałeś wczoraj o jakieś robocie?  Wtrącił się Gray.
Między bronią i winem, blondyn wyłożył przed nimi zdjęcie pewnego mężczyzny.
-Nazywa się Jude Heartfillia, być może już o nim gdzieś słyszeliście. Jest prawnikiem, dość znanym, który prawdopodobnie współpracuje z mafią Oracion Seis...
Na samo wspomnienie o mafii młodsi mężczyźni zmarszczyli brwi.
-I co my mamy z nim zrobić? Spytał Natsu.
-Sam prawniczek zaszył się gdzieś pod ziemią jak szczur, ale nie o niego chodzi. Tylko o jego córkę...
- O córkę? Dragneel i Fullbuster zdziwili się jednocześnie, a Cana z Erzą bacznie przyglądały się rozmowie.
-Raczej o to, co ma. Drążył Laxus. -Musicie włamać się do kancelarii, w której zapewne teraz przebywa i ukraść WSZYSTKIE dokumenty jakie się tam znajdują...
Gray rozluźnił się i prychnął pod nosem.
-Najlepiej też będzie, jeśli zrobicie to, kiedy dziewczyny nie będzie w domu i oczywiście nie pozostawicie po sobie żadnych śladów. Na sposób macie wolną rękę, byleby tylko wam się udało...
Tym razem to Natsu z ekscytacji uśmiechnął się szeroko.
-Gdy już będziecie mieli wszystkie papiery przyjeździe tutaj. To tyle, więc jeśli nie macie żadnych pytań...
Chłopcy momentalnie zerwali się z miejsc, zabrali swoje pistolety oraz zdjęcie Judego i udali się w stronę wyjścia.
-Już idziecie? Jęknęła zawiedziona Cana.
-To będzie łatwa robota, ale trzeba się będzie przygotować! Zawołał rozradowany Dragneel.
-Haha! Podoba mi się twój zapał... Natsu! Zawołała za nim, w ostatniej chwili przypominając sobie jego imię.
Nagle Gray zatrzymał się w samym przejściu.
-Rozumiem, że jak wykonamy to zadanie to nie będziemy mieli żadnego długu i więcej się nie zobaczymy?
Laxus przyparł wygodnie plecy o oparcie krzesła i rozłożył ramiona na jego kabłąku.
-Jeśli będziecie tego chcieli... Odpowiedział tajemniczo, spoglądając na niego z przymrużonymi powiekami i ledwo widocznym uśmiechem. Fullbuster postanowił to przemilczeć i wyjść z katedry jak najszybciej. Musiał to wszystko przemyśleć na spokojnie...

- - - - - - - - - -

Wybiła północ, lecz Lucy wcale nie była senna. Ubrana w podomek koloru złotego oglądała powtórkę programu "Good Night and Good Luck" na BBC Television Service, gdy w mieszkaniu rozległo się pukanie.
-Levy, mówiłam ci żebyś nie przychodziła! Zawołała dobitnie, by następnie wygrzebać się z fotela. Owinęła się szczelniej szlafrokiem, założyła puchowe kapcie i w ślimaczym tempie ruszyła do drzwi. A gdy je otworzyła... nikogo przed nimi nie zastała.
-Cholera, może przesadziłam z tym ociąganiem się? Jęknęła Heartfilia drapiąc się po rozczochranej blond głowie, lecz gdy miała zamknąć mieszkanie zauważyła na wycieraczce małą paczuszkę. Owinięta była brązowym papierem pocztowym, a jej adresatem była właśnie ona.
Nerwowo rozejrzała się na boki, lecz na ulicy - ciemnej i pokrytej wyjątkowo gęstą mgłą nie było nikogo. Żadnej żywej duszy. Poczuła niepokój, który ujawnił się w postaci gęsiej skórki. Szybko porwała paczkę i zamknęła drzwi na wszystkie zamki.
Gdy wróciła do salonu, program który wcześniej oglądała właśnie się kończył. Nie obchodziło ją to zbytnio, gdyż całą jej uwagę zwracała teraz brązowa przesyłka. Bo przecież listonosz nie roznosi poczty o tak późnej porze...
-To pewnie Levy coś mi podrzuciła. Pomyślała na głos i otworzyła paczkę. W środku znajdowało się coś jeszcze, owinięte zwykłą gazetą i ... pokryte krwią?
Nie wystraszyła się. Po prostu stała się bardziej czujna, poważna. Dopiero gdy zobaczyła prawdziwą zawartość przesyłki dała upust emocjom. Jej krzyk musiał zbudzić sąsiadów na całej przecznicy, a ona sama ruszyła do toalety i najzwyczajniej w świecie zwróciła swoją dzisiejszą kolację.
-To... To niemożliwe! Ten sygnet... Zapłakała, gdy zaczął do niej docierać zaistniały fakt. Fakt, że Oracion Seis podrzuciło jej palec Judego Heartfilli.



*1) Dodge Coronet -  samochód klasy "E" 
*2) Browning HP - pistolet samopowtarzalny 

***

Zaczynam bać się sama siebie. A czemu? Bo momenty gdzie w rozdziale występował palec pisało mi się najlepiej... Chyba jakaś ukryta część sadystki się we mnie budzi, o zgrozo !
A teraz tak serio : przyznam, że jestem w szoku. Tyle osób pyta kiedy będzie nowy rozdział na BPWO, tyle dostałam pochwał na temat fabuły tego bloga... wy naprawdę go lubicie, w końcu doszło to do mojego wolno myślącego mózgu xD
Gdy o tym myślę mam ogromny zaciesz na mordzie :D
Wszystkim, którzy się do tego przyczynili bardzo dziękuje ;P :*

Przyznam też, że fajnie było czytać w ostatnich komentarzach "który fragment rozdziału podobał wam się najbardziej" - może co niektórym łatwiej było napisać komentarz, a mi dało to jasny podgląd na to, co wyszło mi najlepiej. Oczywiście piszcie też co wam się podobało najmniej, co było do dupy i czego mam nie pisać - to też mi bardzo pomoże xD! Jednak... co wy na to, by tą "zabawę" wprowadzić, że tak powiem, na co dzień? (czyli co rozdział :P).

A dla fanów akcji w następnym rozdziale czeka nie lada gorąąąca gratka ^.^ (domyślających się proszę o zachowanie przypuszczalych spoilerów dla siebie hehe :D)

Mam nadzieję, że nikogo nie zawiodłam tym rozdziałem i spełniłam wasze oczekiwania :)
Wasza Yasha :*


16 komentarzy:

  1. Najbardziej podobał mi się palec! Tak, zdecydowanie! XD Normalnie taka napalona na czytanie tego bloga jestem, że normalnie ah. Już bym chciała 45 rozdział xD Wszystko do przody by było :3 Normalnie nie mogę się doczekać jak już wszyscy się ogarniać będą xD Spis z życia wzięty? xD Jasne! I fajnie, że dodałaś zakładkę "ORGANIZACJE I CZŁONKOWIE", bo ogarnąc się z tymi ludźmi nie mogę xD Weeny!

    OdpowiedzUsuń
  2. Super rozdział czekam na więcej :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Co mi się podobało najbardziej? Zdecydowanie spotkanie Natsu, Gray'a, Laxus'a, Cany i Erzy. "Mszalne wino jest najlepsze." "Bo nie twoje." xD
    Moment z odcinaniem palca, szczerze mówiąc, ominęłam... Bałam się, że nie wytrzymam... ^^' xD
    Ogółem rozdział baaardzo fajny! :D
    Czekam na więcej i pozdrawiam! :*

    OdpowiedzUsuń
  4. Ohayo!
    Yasha, powiem tak... Rozdział świetny, tylko krótki ._. Najlepsze spotkanie Erzy, Natsu i Graya XD
    Nie mogę sie doczekać następnego :D
    Ps. Tak sobie myślałam: "ale by było fajnie, gdyby Yasha napisała mi rozdział na urodziny!"... W myślach mi czytasz :D?

    OdpowiedzUsuń
  5. Najlepszy moment to albo rozmowa na zakrystii, albo moment kiedy odcinali Jude'owi palec. W tym momencie pokochałam Angel :D Musisz kiedyś napisać książkę na podstawie tego bloga, zostaniesz multimilionerką.
    Pomysł ze spisem z życia wziętego (paskudnie się to odmienia, tak swoją drogą) jest świetny, często czytając książki zapominam spisać sobie nazw piosenek czy innych książek, a tutaj byłaby sprawa ułatwiona, jeśli tylko ci się chce ja byłabym ogromnie wdzięczna :D
    A Laxanę czytałam przynajmniej 6 razy, boosko *^*
    Rozpływam się w zachwytach nad tym blogiem, bo choćbym chciała, to i tak nie umiem znaleźć żadnych błędów czy niedociągnięć, dynamicznie prowadzisz akcję, co chwilę coś się dzieje, tylko czemu rozdziały są tak rzadko? ;D
    Przesyłam kontenery weny, buziam i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skoro tak to już zaraz się za to biorę! :D
      Jakbym kiedyś też coś ominęła to dajcie od razu znać ;)

      Usuń
  6. Najlepszy moment w tym rozdziale ???

    Spotkanie w kościele xD xD xD Za każdym razem jak sobie przypomnę to mam wielki zaciesz na buzi :) A ten dzien minał mi tak beznadziejnie, że przed przeczytaniem tego rozdziału byłam troszkę podłamana :(

    Dlatego ARIGATO za polepszenie nastroju :*

    Mówisz że budzi się w tobie sadystyczna strona?? I dobrze!! Ten moment z palcem sprawia, że to opowiadanie wydaje się bardzo realistyczne i mroczne. Do tego komiczne sytuacje z następnym pokoleniem Fairy Tail.

    Cud, miód i orzeszki :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czemu Lauxs I Cana nie skojarzyli Natsu po nazwisku skoro znali Ignnela???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Erza też mogła skojarzyć, bo choć nie znacznie to, znała "starą mafię"... ale czemu tak się stało wyjaśnię niedługo, spostrzegawcza duszyczko :D

      Usuń
    2. Tez sie zastanawiałam, ale pomyślałam, ze pewnie nie zauważyli/zapomnieli/wypili za dużo wina mszalnego... Albo cos XD Miejmy nadzieje, ze niedługo to wyjaśnisz >,<

      Usuń
    3. Haha, no muszę przyznać, że ta sprawa nie jest jakąś wielką tajemnicą i na logikę łatwo pojąć, dlaczego mogli się nie zorientować :)

      Usuń
  8. Kochaaaaana rodzial byl genialny !
    Taak dlugo czekalam na niego, codziennie wchodzilam po pare razy zeby zobaczyc czy dodalas xD
    Najbardziej podobal mi sie fragment z odcinaniem palca ):D Taki drastyczny xD Domyslilam sie, ze to bedzie ten palec jak tylko Lucy zobaczyla paczke xD
    Czekam z niecierpliwoscia na kolejny rozdziaal!! /~ Mashiro

    OdpowiedzUsuń
  9. Rozdział bardzo mi się podobał i rzeknij mi jak ty to robisz, że tyle osób czyta i komentuje. Ja tak się staram i bardzo rzadko osiągam takie efekty jak ty :( ale rozdział bardzo dobry, długo się czekało, ale warto było :)

    OdpowiedzUsuń
  10. O, to mi niespodziankę zrobiłaś! Weszłam i dorwałam się do laptopa po męczącym tygodniu i tu patrzę, dwa rozdziały! Tyle wygrać. ;)) Niestety czas mnie dzisiaj nagli i mogę skomentować tylko jeden rozdział.
    A więc tak, zacznijmy od tego, co mi się najbardziej spodobało. Zdecydowanie akcja w katedrze. No po prostu Tytania jako zakonnica ze spluwą jest najlepsza. Nie ma sobie równych w zaskakiwaniu i szokowaniu oczywiście pozytywnie. Tak jak w kanonie, tak i tutaj potrafi przerazić Natsu. No i część osób się zapoznała. Mamy więc Laxusa, Canę, Erzę, Graya i Salamandra, którego póki co łączy tylko robota dotycząca nie kogo innego jak ojca Lucy! No i mamy blondynę, która jakoś się łączy z pozostałą piątką. Może napisałam to chaotycznie, ale chodzi mi o to, że wreszcie główni bohaterowie poznają się i zaczynają ze sobą współpracować.
    Lucy pijana w trzy dupy krzycząca „Kac morderca” rozwaliła mnie do łez. Nie wiem czemu, ale wyobrażenie sobie dziewczyny w nieładzie na kacu wydaje mi się komiczne i zabawne na swój sposób. No nie dziwię się, że tak troszczy się o Levy. No ale takiej przesyłki to chyba nigdy by się nie spodziewała. Ale szczerze, nie mam ci za złe okaleczenia Jude’ego. Powiem więcej, bardzo się cieszę, że to zrobiłaś, gdyż iż to znienawidzona osoba z opowiadania numer jeden. ^^
    Borze jakoś upiekło się i uciekł z rąk policjantów. Pokorna Juvia jak najbardziej na nie, więc dobrze, że swym sarkazmem pokazała, że nie da sobą pomiatać. No i jej żale i rozmowa z Gajeelem w barze! Takie no nie wiem jak to ująć, może miłe.
    W każdym bądź razie w rozdziale dużo się dzieje. Cieszę się, że wróciła Ci ochota i chęć na pisanie. A żeby nie było tak kolorowo i że tylko ciągle Cię chwalę.
    Wyłapałam kilka miejsc, gdzie „brakuje” przecinków, tzn. wydaje mi się, że powinny być.
    „Nawet nie wiedział kiedy zasnął czekając na Bore. Z momentem gdy otworzył oczy poczuł, jak od niewygodnej pozycji bolą go wszystkie mięśnie.” – to jest zdanie napisane przez Ciebie.
    „Nawet nie wiedział, kiedy zasnął, czekając na Bore. Z momentem, gdy otworzył oczy, poczuł, jak od niewygodnej pozycji bolą go wszystkie mięśnie.”- to przerobione przeze mnie.

    A teraz życzę masy weny, pomysłów i zdrówka!! <3
    Pozdrawiam, kochana!

    OdpowiedzUsuń
  11. Ola Ri, wiesz, ja staram się z całych sił, by rozdział był dobry, by podobał się i mnie jak i wam. Ale nigdy nie podchodziłam do tego w ten sposób, by pisać dla (jak to zgrabnie nazwałaś) "efektów". Cieszę się z każdego komentarza i wizyty na blogu, czerpie z tego wiele motywacji, radości no i porad, no ale po prostu robię to co lubię i staram robić się to najlepiej jak potrafię (choć nie zawsze mi się to udaje), więc nie mam pojęcia co innego mam Ci odpisać xD

    Mini - ja wróciłam z ochotą do pisania, a ty z długimi i wyczerpującymi komentarzami xD (cieszy mnie to, oj cieszy ^.^).
    A co do przecinków... to moja zmora jeśli chodzi o pisanie. O dziwo kiedyś nie miałam z tym takich problemów, a teraz... teraz się gubię i nie wiem gdzie je wstawić O.o Bardzo dziękuje za tą sugestie, postaram się poprawić :D

    OdpowiedzUsuń

Wasze komentarze cieszą mnie jak mało kogo, jednak nie zaklepujcie miejsc. To nie ważne, kto jest pierwszy, kto ostatni. Takie wpisy zostaną usunięte.
Wszelkie pytania kierujcie do spamownika.
A jak przeczytałeś rozdział, to pozostaw po sobie ślad.
Jesteś anonimem? Podpisz się jakoś.

Całusy dla was śle z góry wdzięczna Yasha ^.^