Lucy
jak zwykle obudziła się przed ósmą, dosłownie pięć minut przed nastawionym
budzikiem. Zaczęła wykonywać codzienne poranne czynności; umyła zęby,
przeglądając się w nowym lustrze, wstawiła wodę w czajniku, stawiając kubek na
nowym kuchennym blacie i wyjęła nowe ubrania z nowej szafy. Wszystko było nowe,
jakby zaczęła nowe życie. Nic bardziej mylnego, nie czuła się tak. Owszem,
odżyła, lecz tylko dlatego, że powróciła do tego, co było dawniej. No, może nie
do końca...
Zanim
gwizdek umiejscowiony na czajniku zaczął wyć, Lucy zerwała kolejną kartkę z
kalendarza. Od ostatnich wydarzeń minął niemal miesiąc. W tym czasie zdążyła
dojść do zdrowia – Sherry i Gray bardzo o nią dbali w tym czasie. Natsu
natomiast zupełnie pochłonął remont. Wpadał tylko od czasu do czasu do swojego
mieszkania, by coś zjeść i słownie podokuczać zdrowiejącej dziewczynie. Ale
czego by nie mówić, to właśnie on odstąpił jej swoje łóżko, przez co Dragneel
musiał spać na podłodze w jej mieszkaniu.
Po
niecałym tygodniu Lucy była już zdrowa, a dzięki niejakiemu Lyonowi, który po
znajomości taniej odstąpił używane meble ze swojego sklepu, jej mieszkanie było
gotowe. Szybko się do niego przyzwyczaiła i zdążyła je polubić. Do dziś,
zdołała uzupełnić zapasy w szafie i lodówce. Szczególnie w tej drugiej musiała
pilnować, by nie świeciła pustkami, gdyż pomimo ukończonego remontu, Natsu
zdecydowanie zdążył się zasymilować u swojej sąsiadki. Traktował jej włości jak
swoje, wchodził bez zaproszenia i często przebywał tam częściej niż u siebie.
Lucy zdołała jednak do tego przywyknąć. Dzięki temu bardzo zaprzyjaźniła się z
Dragneelem. Co prawda takie mieli z Grayem zadanie – musieli pilnować dziewczyny, którą Grimoire Heart zapewne
starało się wciąż mieć na oku, jednak mimo wszystko, w jej relacji z Natsu było
coś prawdziwszego. Owszem, facet był denerwujący, głupszy niż się kiedyś
spodziewała, często jej dokuczał i wytrącał z równowagi, jednak obecnie nie
wyobrażała sobie, by było inaczej. Natsu po prostu stał się częścią jej życia,
dzięki której – pomimo jego licznych durnych
pomysłów i wybuchowego charakteru – wreszcie
poczuła wewnętrzny spokój.
Także
sytuacja na dzielnicy się ustabilizowała. Po ostatnim incydencie, w którym
spłonęła biblioteka McGarden, nic podobnego nie miało miejsca.
Laxusa
i Erzę zupełnie pochłonęły przygotowania do otwarcia kina, nowego biznesu Fairy
Tail. Gajeel wciąż szukał jakichś haków na Grimoire Heart, lecz żadna okazja do
odwetu się nie nadarzała. Gray i Natsu pilnowali, by w okolicy było spokojnie, ale
nie cicho – to oczywiście nie byłoby w ich stylu. Cana prowadziła
jakieś interesy z kasynami, również tymi ze stolicy kraju, a Gildarts pilnował,
by każdy robił to, co do niego należy.
Lucy
zdążyła się przekonać, że Fairy Tail zajmuje się naprawdę przeróżnymi rzeczami,
a i tak wiedziała, że jest to jedynie wierzchołek góry lodowej. Pieniądze,
jakie przelewały się przez konta bankowe i czeki mroziły krew w żyłach.
Tygodniowe przychody były tak spore, że większość mieszkańców tego kraju mogła
pomarzyć o rocznych dochodach tego rzędu. Jej to jednak nie dotyczyło. Nie
wnikała w wewnętrzne, nielegalne interesy mafii. Wykonywała tylko to, o co ją
poprosili, a było to niemalże nic. Zwykła papierkowa, legalna robota. I choć to
jej w zupełności wystarczyło, to przebywając w barze, pijąc w nim ze swoimi
znajomymi, śmiejąc się z nimi, miała świadomość, że nie każdy jej ufa od czasu
powrotu do Magnolia City. Najwyraźniej nie zasłużyła na ich zaufanie, ponieważ
próbowali trzymać ją z daleka od niektórych spraw. Niby nie chciała w nie wnikać,
jednakże jakaś część jej czuła się przez to odtrącona.
Wspominając
to, co wydarzyło się kilka miesięcy temu, uśmiechnęła się smutno pod nosem.
Może i mieli rację, by jej nie ufać. W końcu jest prawnikiem i przysięgła, że
kiedyś wpakuje wszystkich gangsterów do pudła. Don Makarov z pewnością nie
zapomniał tych słów.
Wyszła
na balkon, chcąc nacieszyć się ciepłym porankiem. Zdziwiła się, widząc na
lodżii obok palącego Graya. Fullbuster bez słowa uniósł nieznacznie dłoń w
geście przywitania i ponownie spojrzał w dół. Lucy powodziła za nim wzrokiem.
Pod
kamienicą stał Natsu z jakimś nastolatkiem. Dzieciak wyglądał na
zdenerwowanego.
– Myślałem, że można na ciebie liczyć! – zawołał do Dragneela z wyrzutem.
– Młody, czemu nie zgłosicie tego nauczycielom? Od takich
spraw jest policja.
– Jakbym chciał powiedzieć o tym policji albo nauczycielom,
to poszedłbym do nich, a nie do ciebie!
– I co ja zrobię? Sprzątnę jednego, pojawią się następni.
Dorośnij. Nie wszystko da się załatwić w jeden sposób. – Natsu przydeptał niedopałek i z rękami w kieszeniach
skierował się w stronę kamienicy. Dostrzegł obserwujących go z balkonów Graya i
Lucy.
– Od kiedy tak zmiękłeś, co?! – Nagle chłopak wrzasnął na całą ulicę. – Cykor!
– Coś ty powiedział?! –
Dragneel zatrzymał się w połowie drogi i odwrócił do nastolatka. – Nie pozwalaj sobie, gówniarzu!
– Wiesz co?! Jeśli dorośnięcie oznacza zostanie tchórzem, to
wolę nigdy nie dorastać! – krzyknął chłopak,
po czym pobiegł w stronę środkowego North Faries, zanim wyraźnie poirytowany
mężczyzna zdążył cokolwiek odpowiedzieć.
– O co tu chodzi? – spytała
w końcu Lucy, spoglądając na Graya.
– O dilerów narkotyków. Ponoć kręcą się jacyś przy szkole.
Heartfilia
zamrugała oczami ze zdziwienia.
– I ten dzieciak tak po prostu przyszedł o tym powiedzieć?
– Ten dzieciak to Romeo. Nie wiem, co z nim nie tak, ale od
lat łazi za Natsu i widzi w nim swojego mentora – prychnął Fullbuster. – Od kiedy
zrobiło się głośno o Fairy Tail, młody przybiega tu raz na jakiś czas i sypie
jakimiś bezwartościowymi nowinkami, żeby wpaść w łaski tego debila.
Lucy
aż pokiwała głową z niedowierzaniem, kiedy jej sąsiad skinął głową na
Dragneela. Obydwoje obserwowali, jak Natsu siada na schodach wejściowych do
kamienicy i ze zdenerwowania nie radzi sobie z odpaleniem zapałek.
– Dzieciak chyba nie mógł znaleźć sobie gorszego wzoru do
naśladowania – westchnęła ciężko. – A co do całej tej sytuacji, aż nie wierzę, że to mówię,
ale Natsu ma trochę racji. To raczej robota dla policji. Nauczyciele też
powinni jakoś zareagować.
– Mówisz, jakbyś życia nie znała – wtrącił Gray. – Od kiedy
policja w tym mieście zrobiła cokolwiek innego, niż przyjmowanie łapówek?
Jeden, czy dwóch porządnych gliniarzy nic nie zmieni...
Heartfilia
uniosła na moment kącik warg, doskonale zdając sobie sprawę, kogo Gray miał na
myśli.
– Mimo wszystko, nie wydaje ci się to dziwne? – dociekała Lucy.
– Ale co? Że jakieś cepy sprzedają działkę dzieciakom pod
szkołą? Ani trochę.
– Dziwne dlatego, że nikt jeszcze nie zareagował. Skoro byle
dzieciak przybiegł z tym do Natsu, to ci cali handlarze niezbyt dbają o pozory.
Albo to jacyś skończeni kretyni, albo...
– Albo komuś zalega tyle towaru, że chcą go upchnąć gdzie
popadnie, prawda? – dokończył za nią Gray,
spoglądając w jej stronę z dziwnie smutnym wyrazem twarzy. – Może i się mylę, ale do głowy przychodzi mi tylko jeden
trop.
– Sądzisz... – Lucy
zagryzła dolną wargę, lecz zaraz machnęła ręką. – Niemożliwe! Gdyby Grimoire Heart maczało w tym paluchy, Gajeel
wiedziałby o tym pierwszy.
Była
święcie przekonana, że Redfox odwala kawał dobrej roboty. Sama Levy mówiła jej,
że przed nim nic się nie ukryje. A jeśli jednak mu coś umknęło? Może także
pomyślał, że te dwie sprawy z pozoru nie mają z tym nic wspólnego? To było zbyt
dziwne, by zupełnie nikt nie zainteresował się tym faktem. I smutne.
– Trochę mi żal tego chłopaka. Przyszedł do Natsu po
pomoc, a wraca z niczym – Heartfilia złapała
za poręcz balkonu i odchyliła się do tyłu, spoglądając w bezchmurne niebo. – Czemu faktycznie by tego nie sprawdzić?
– Nie możemy.
Dziewczyna
spojrzała na Graya ze zdumieniem.
– Niby dlaczego? Co wam szkodzi?
– Wszystko się zmieniło, Lucy. Magnolia Center nas nie
interesuje.
Heartfilia
obserwowała Fullbustera z niedowierzaniem, lecz po krótkim namyśle zaczęła
rozumieć, co Francuz miał na myśli. Spoglądając w dół, zrozumiała również rozgoryczenie
i złość Natsu.
– Co szef powie, tak my robimy – dopowiedział Gray, marszcząc w niezadowoleniu brwi, po
czym wrócił do swojego mieszkania.
Lucy
została jeszcze chwilę na balkonie i z przygnębieniem obserwowała Dragneela.
Niegdyś
samotne wilki, które niczym się nie przejmowały, dołączyły do stada. Nie mieli
wyjścia – musieli nauczyć się przestrzegać zasad silniejszego.
Następnego
dnia, Romeo w drodze do szkoły wciąż wspominał wczorajszą kłótnię z Dragneelem.
Zawsze uważał starszego kolegę za człowieka, na którego zawsze można liczyć.
Był dla niego jak starszy brat, którego zawsze chciał mieć. Słysząc w głowie
jego słowa, zacisnął mocniej pięści. Naprawdę się na nim zawiódł.
– Idiota – warknął
wściekle, kopiąc kamień, który przypętał się mu pod nogi. Nagle poczuł mocne
szarpnięcie za plecak. Zdezorientowany, omal się nie przewrócił.
– Kogo nazywasz idiotą, szczylu?
Colbont
szeroko otworzył oczy i odwrócił za siebie, słysząc aż za dobrze znany głos.
– Natsu!
Dragneel
puścił jego plecak i uśmiechnął się impertynencko. Uwieszając się na ramieniu
nastolatka, podrapał się wolną ręką po podbródku.
– Zrobimy tak...
Natsu
skończył palić papierosa z chwilą, gdy w szkole rozbrzmiał pierwszy dzwonek na
lekcję. Czekał za magazynem, tuż obok szkolnego boiska, gdzie umówił się z
Romeo. Ich plan był prosty – Colbont miał znaleźć
dilera i okazując mu gotówkę, musiał zaciągnąć go pod magazyn. Dragneel
podejrzewał, że ten cały handlarz to zwykły leszcz, który liczył na łatwy
zarobek. Takiemu podlotkowi zazwyczaj wystarczyła rozmową z pięścią.
Gdy
czekał na wyznaczonym miejscu, nastawiał knykcie, które strzelały głośno w
dłoniach, i nakręcał się na spuszczenie porządnego łomotu. Na moment zastygł w
bezruchu, słysząc tuż za sobą zbliżające się kroki oraz gardłowy chichot.
– Jak masz ochotę na sparing, to powinieneś odezwać się do
Laxusa.
– Co ty tu robisz? – spytał
beznamiętnie Natsu. Nawet nie odwrócił się za siebie ani nie spojrzał na Graya,
który wkrótce stanął tuż obok niego. Obydwoje wypatrywali boiska szkolnego,
gdzie miał przechodzić Romeo z handlarzem.
– Ten dzieciak, Romeo, jest wpatrzony w ciebie jak w
obrazek. Nic dziwnego, że masz do niego słabość – zaśmiał się ponuro Fullbuster.
– Ktoś musi dać mu dobry przykład.
– I że to niby właśnie robisz? – Tym razem Gray naprawdę uśmiechnął się szeroko, nieco
zgryźliwie. – Chyba wiesz lepiej niż
ktokolwiek, że jesteś ostatnią osobą godną naśladowania.
– A weź się odwal.
Między
młodzieńcami zapadła chwila ciszy. Natsu coraz bardziej drażniła obecność
przyjaciela, który dzisiejszego dnia wyjątkowo działał mu na nerwy.
– Jak Don się dowie...
– To sprawa osobista –
wtrącił się Dragneel. – Nic mu do tego.
– Niekoniecznie. Być może cała ta afera ma głębsze dno. A
może to po prostu jakiś baran, co żeruje na głupich dzieciakach. – Gray wziął głęboki oddech i westchnął ciężko. – Okaże się w praniu.
– Głębsze dno? Co masz na myśli? – zagadnął Natsu, wreszcie zerkając na Fullbustera.
– Tylko tyle, że jeśli Lucy ma rację, to oberwie się nam od
szefa.
– Lucy? A co do tego wszystkiego ma Lucy!
– Nie będę ci teraz tego tłumaczył, debilu.
– Ty chyba chcesz zarobić w mordę zamiast tego handlarza,
co, żabojadzie?!
– No spróbuj tępaku!
W
mgnieniu oka skoczyli sobie do gardeł. Chwycili się za ubrania i wpatrzeni w
siebie jak rozjuszone psy, gotowi byli na nie pierwszą w ich życiu awanturę,
kończącą się rozlewem krwi. Już unieśli zaciśnięte pięści, gdy usłyszeli
chrząknięcie.
– Panowie?
Patrząc
w bok, dostrzegli zaskoczonego Romea i równie zdumionego zaistniałą sytuacją
młodego mężczyznę. Widząc mizerną wręcz posturę handlarza oraz jego ogłupiały
wyraz twarzy, Natsu i Gray puścili swoje kurtki, uśmiechając się do niego
złowrogo.
Lucy
siedziała w Peugeot 203 na miejscu kierowcy. Obserwując biegnących
uczniów, spóźnionych na pierwsze zajęcia, ziewnęła przeciągle, zasłaniając usta
dłonią. Spojrzała na siebie w bocznym, okrągłym lusterku samochodu i
zmarkotniała. Naciągnęła skórę pod policzkami, nie wierząc, że ma takie sińce
pod oczami. Zabiłaby za kawę lub chociaż małą poduszkę i pięć minut snu. Nie
żałowała jednak, że przyjechała tu z Grayem. Kiedy tylko dowiedziała się, co
planuje Natsu, nałożyła na siebie co wpadło jej w ręce i w ostatniej chwili wskoczyła
na przednie siedzenia Peugeota. Co prawda już pomoc Fullbustera zapewne okaże
się zbyteczna i spokojnie mogła odpuścić sobie tę eskapadę, ale zrobiła to bez
namysłu – instynktownie.
Ziewając
po raz kolejny, oparła tył głowy o miękką, białą tapicerkę. Jej powieki opadały
coraz niżej, gdy wtem usłyszała niepokojący, męski krzyk.
Natychmiast
skuliła się na siedzeniu, dostrzegając przed sobą, kilka metrów dalej, trzech
facetów w brązowych płaszczach i kapeluszach. Pomimo uchylonego okna w aucie,
Lucy była zbyt daleko, by usłyszeć, o czym tak gorliwie rozmawiają. Przez dobrą
minutę stali nieopodal gmachu szkoły i rozglądali się wokół, a Heartfilia
modliła się w duchu, by jej nie dostrzegli.
– Cholera, gdzie wy jesteście, chłopaki! – syknęła zdenerwowana, powoli stając się kłębkiem nerwów.
Jej emocje sięgnęły zenitu, gdy do podejrzanych typów podbiegł chłopak z kijem
bejsbolowym. Dzieciak wskazał im szkolne boisko, a mężczyźni wyjęli spod
płaszczy rewolwery i pobiegli prosto do Dragneela i Fullbustera.
– Kurwa!
Musiała
natychmiast coś zrobić, by pomóc chłopakom, ale z pośpiechu nie wzięła ze sobą
nic, czym mogłaby w razie czego się obronić.
– Myśl, Lucy! Myśl!
Zdenerwowana,
zaczęła z całych sił uderzać w klakson Peugeota. Zupełnie nie zważała na
chłopca przed szkołą, który zaczął się jej przyglądać ani na uczniów, którzy
przeciskali się do szkolnych okien, by zobaczyć, co się dzieje. Waliła w
klakson jak opętana, z nadzieją, że donośny dźwięk dotrze do uszu jej
przyjaciół.
Kiedy
przestała i wysiadła z samochodu, chłopiec z kijem bejsbolowym w dłoni wciąż
się na nią patrzył. Mógł mieć nie więcej niż trzynaście lat.
Lucy
uśmiechnęła się pod nosem, uradowana, że założyła dziś baleriny, zamiast butów
na wysokim obcasie. Kiedy zaczęła biec w kierunku chłopca, ten z początku
totalnie oniemiał. Stał jak sparaliżowany z szeroko otwartymi, zatrwożonymi
oczami. Zaczął uciekać dopiero, gdy Lucy dzieliło od niego dosłownie parę
kroków.
– Stój! – zawołała, pędząc
za dzieciakiem w stronę szkolnego boiska. Przyspieszyła, nie chcąc dopuścić, by
mały spryciarz dotarł do mafiozów. Nie spodziewała się jednak, że chłopiec
zatrzyma się bez ostrzeżenia i zamachnie się na nią kijem. Z przerażeniem, w
ostatniej chwili wychyliła się do tyłu, a pałka przemknęła jej przed oczami.
– Przegiąłeś, smarkaczu! –
zawołała, a chłopak ze złością zamachnął się na nią drugi raz. Rozgniewana Lucy
w mig przypomniała sobie to, czego nauczyła się na zajęciach z samoobrony w
Onibus. Schylając się, by uniknąć uderzenia, oparła jedną dłoń na trawie, a
drugą chwyciła za nadgarstek dzieciaka i z impetem kopnęła go w piszczele.
Chłopiec nim zdał sobie z tego sprawę, z głuchym jękiem upadł plecami na
trawnik.
– No i co, cwaniaku! –
zawołał Natsu, przyciskając handlarza do blaszanego magazynu szkolnego. – Co masz dobrego? Jakąś trawkę? Może amfę?
– O czym wy pieprzycie, zostawcie mnie! Kim wy w ogóle
jesteście?! – krzyczał mężczyzna, lecz wtedy
Gray przeszukał jego kieszenie. Wyjął z nich dwie przezroczyste torebki z
logotypem kaktusa, wypełnione po brzegi białymi tabletkami.
Fullbuster
z pogardą splunął dilerowi pod nogi, a Dragneela aż zatrwożyło na widok
kilkudziesięciu tabletek lsd.
– Ty chory pojebie, sprzedajesz dzieciakom psychotropy?! – Nie kryjąc złości, uderzył mężczyznę w przeponę. – Gadaj, skąd to masz!
– To nie to, co myślicie! –
tłumaczył się mężczyzna, z ledwością nabierając tchu.
– A niby co to? Cukierki?! –
Natsu po raz kolejny uderzył go z pięści, tym razem prosto w twarz. – Bezczelny palant!
– Mój nos! Złamałeś mi nos!
– Ty się lepiej módl, żebym nie złamał ci czegoś jeszcze!
Gray
odsunął się od Dragneela i zerknął na Romeo. Ku jego zdziwieniu, chłopak
uśmiechał się zadziornie pod nosem i po cichu dopingował swojemu mentorowi.
– Natsu, weź go zostaw –
stwierdził w końcu Gray.
– No ty chyba żartujesz!
Pomimo
protestów Dragneela, Fullbuster wyciągnął zza pleców Colta. Gdy Natsu w końcu
odsunął się od handlarza, ten bezwładnie upadł kolanami na ziemię. Widząc, jak
Gray odbezpiecza pistolet, zrobił się blady jak kreda.
– No chyba żartujecie! Możemy się chyba jakoś dogadać, nie?
– Wstawaj, łajzo. Idziemy –
rzekł chłodno Francuz, wymierzając broń wprost między jego oczy, jednak przerażony
diler, zapatrzony w ciemną lufę jak zahipnotyzowany, nawet nie drgnął.
Natsu
nieznacznie nachylił się nad handlarzem.
– Pomóc ci? – spytał z przesadną
troską, a mężczyzna aż zadrżał i powoli przeniósł swój wzrok z lufy Colta na
Dragneela. Pomimo krwawiącego nosa, natychmiast podniósł się z kolan.
Nagle
wszyscy spięli mięśnie i stanęli w bezruchu, słysząc niosący się echem klakson.
– To Lucy – wyszeptał Gray,
a Natsu spojrzał na niego rozjuszony.
– Wziąłeś ją ze sobą? Oszalałeś?!
Pobity
mężczyzna, korzystając ze sposobności, biegiem zerwał się do ucieczki.
Dragneel
z przekleństwem na ustach sięgnął po Desert Eagla, Fullbuster zaś wymierzył w
niego Colta i pociągnął za spust. Niewiele brakowało, przestrzeliłby dilerowi
łydkę, jednak kula ominęła go o zaledwie kilka centymetrów. Chcieli udać się za
nim w pościg, lecz tuż przed zakrętem trzech mężczyzn w brązowych płaszczach
stanęło im na drodze. Wszyscy bezzwłocznie skierowali przed siebie pistolety, a
mężczyzna z lewej złapał przestraszonego Romea i przyciągnął go do siebie, nim
ktokolwiek inny zdołał zareagować.
– Broń na ziemię albo przestrzelę szczeniakowi głowę. – Głos gangstera był oziębły i opanowany.
– Spokojnie – zaczął Gray z
nerwowym uśmiechem. – Chyba zaszło tutaj
jakieś nieporozumienie.
– Nie wydaje mi się –
odpowiedział gangster grobowym tonem i mocniej przycisnął lufę do ucha
Colbonta.
Natsu
i Gray nie mieli wyjścia. Z niechęcią wypisaną na twarzach, powoli odłożyli
pistolety na trawnik i wykopując je w bok, unieśli ręce w górę.
– Puśćcie go – Natsu skinął
podbródkiem na Romea, który trzymał się naprawdę dzielnie. – Co wam po dzieciaku.
Mafioza,
który wziął Colbonta za zakładnika, uśmiechnął się do Dragneela chytrze i
przekierował lufę ze skroni chłopaka wprost na niego. Natsu zrozumiał, że
utkwił w patowej sytuacji, zapewne ostatniej w swoim życiu. Zupełnie bezbronny,
nabrał powietrza do płuc, spoglądając wprost w oczy swojego przyszłego zabójcy.
– Hej, gnojki!
Zanim
ktokolwiek zdążył odwrócić się za siebie, Lucy z rozmachem uderzyła kijem
bejsbolowym w głowę gangstera po lewej. Broń, ówcześnie wycelowana w Dragneela,
wystrzeliła nabój ponad jego głową.
Uwolniony
Romeo od razu uciekł, a Gray i Natsu rzucili się na dwóch pozostałych mafiozów,
którzy skierowali pistolety w Heartfilię.
– Dajesz, Lucy! – zawołał
Fullbuster, przyciskając szarpiącego się mężczyznę do ziemi, a dziewczyna
ponownie wzięła zamach i wbiła pałkę w brzuch mafiozy.
Wtedy
Gray dostrzegł podstarzałego mężczyznę oraz kobietę w czarnym gorsecie, która
krzyczała do staruszka, by wezwał policję. Francuz zrozumiał, że lada moment
będą mieli tu jeszcze więcej świadków i wpadną w niemałe tarapaty.
– Zwijamy się stąd! –
nakazał, zbierając z ziemi pistolety, zarówno swoje, jak i napastników, po czym
pobiegł za Romeo w stronę zaparkowanego kilkadziesiąt metrów dalej samochodu.
– Pospiesz się, Natsu! –
krzyknęła Lucy, widząc, jak jej przyjaciel siedzi na klatce piersiowej
ostatniego przytomnego gangstera i wymierza mu prawy sierpowy, jednak oprawca
nie był mu dłużny. Chciała pomóc Dragneelowi, lecz nie zauważyła, że mężczyzna,
któremu przywaliła jako pierwszemu, ocknął się. Mafioza złapał ją nad kostką i
próbował przewrócić na ziemię. Heartfilia odruchowo uniosła kij bejsbolowy i
ledwo utrzymując równowagę, uderzyła nim w rękę bandziora. Mimo to mężczyzna
nieugięcie wciąż ciągnął ją za nogę.
Widząc
to, Natsu zadał swojemu oprawcy ostatni, nokautujący cios i rzucił się Lucy na
pomoc.
– Łapy precz! – wycharczał
zmachany i z impetem kopnął mafiozę w przedramię. Gangster krzyknął głośno i
puścił dziewczynę, chwytając się za wygiętą pod dziwnym kątem, złamaną rękę.
Natsu
złapał zszokowaną Lucy za dłoń i uciekając, pociągnął ją za sobą. Biegł tak
szybko, że dziewczyna nie mogła za nim nadążyć. Co chwile potykała się o swoje
nogi, jednak Dragneel, zamiast zwolnić, tylko mocniej ścisnął jej dłoń. Kiedy
zabrał jej z ręki kij bejsbolowy, dostrzegła u niego rozcięte knykcie.
Mijając
szkolne boisko, zobaczyli, jak naprzeciw wyjeżdża im czarny Peugeot. Nagle
Natsu, pomimo lekkiej zadyszki, zaczął się głośno śmiać.
– A tobie co jest?! –
wrzasnęła zdenerwowana Heartfilia, jednak młody mężczyzna nic nie odpowiedział,
rechocząc coraz głośniej. Wepchnął Lucy na tylne siedzenia samochodu, po czym
samemu szybko władował się do auta. Gray odjechał spod szkoły na pisku opon, a
Romeo, również siedząc z przodu, odwrócił się za siebie. Nie mógł oderwać
wzroku od roześmianego Natsu, który położył głowę na kolanach Lucy.
– No z czego się tak śmiejesz! Jesteś nienormalny?! – skrzyczała go Heartfilia, lecz on zamknął oczy i
uśmiechnął się szeroko, ciężko dysząc.
– Byłem w dupie. Tak bardzo byłem w dupie...
– W dupie to będziemy wszyscy, jak Don się o tym dowie! – warknął Gray, pędząc jak najszybciej na główną dojazdową
do Oak Bridge.
Wrzasków
Makarova nie było końca. Najbardziej oberwało się za to wszystko Natsu, który
był prowokatorem całego porannego zajścia przy magnolskiej szkole. Lucy, której
Don także nie szczędził słów, z podziwem obserwowała Dragneela, który zupełnie
ignorował wrzaski starego Dreyara.
– Przesadzasz, dziadku! –
jęknął wreszcie Natsu, odpalając w gabinecie papierosa, jednak po chwili
wybałuszył oczy, gdy ciężka ręka Dreyara pacnęła go w tył głowy.
– A ty milcz, debilu jeden! Igneel to się w grobie przez
ciebie przewraca! Rany boskie, jak ja mam ci do rozsądku przemówić... – Don westchnął głośno i bezradnie opadł plecami na krzesło.
– Nie mówię, byście nie reagowali, jednak
zanim coś zrobicie, ruszcie nieco głową!
– Cóż, obawiam się, że w przypadku Natsu to jednak jest to niemożliwe
– szepnęła Lucy, na co Gray parsknął śmiechem,
Dragneel zmroził ją wzrokiem, a Makarov z nikłym uśmieszkiem wywrócił oczami.
Cała
bura trwała przeszło godzinę, jednak piętro niżej czekała na nich miła
niespodzianka. Dumni z nich przyjaciele postanowili uświęcić ich zwycięski
powrót w jednym kawałku. Niestety reprymenda Dona trwała tak długo, że wszyscy
prócz ciężarnej Levy byli już na niezłym rauszu, zanim gwiazdy wieczoru dotarły
do barowej lady. Laxus i Gildarts, gdy tylko zobaczyli lekko poturbowanych
chłopaków, wzięli ich pod pachy i potargali im włosy, Cana podwędziła Mirze
jedne z najlepszych butelek whisky, zaś Levy i Erza nie szczędziły Lucy słów
podziwu za sam udział w tym zdarzeniu. Brakowało tylko Gajeela – który gdy tylko dowiedział się o całym zajściu – ruszył na prośbę Dona, by dowiedział się czegoś więcej na
temat, prawdopodobnie nowego, kartelu narkotykowego. Choć bez twardych dowodów
nikt nie mówił tego głośno, to przez dzisiejsze zdarzenie każdy podejrzewał o
to Grimoire Heart. Żaden podrzędny diler nie miałby przy sobie takiej ilości
twardych narkotyków. Jeżeli ich przypuszczenia były słuszne, mógł to być strzał
w dziesiątkę, lecz bez względu na to, kto był za to odpowiedzialny, Don Dreyar
postanowił zniszczyć tą szerzącą się jak zaraza plagę sprzedaży narkotyków w
mieście.
Mijały
dziesiątki minut, godziny, ale nikt nie miał dość. Donośny gwar, pełen śmiechów
i radosnych okrzyków bezustannie wydobywał się z lokalu i roznosił się echem
niemal na pół North Faries.
– Natsu, opowiedz to jeszcze raz! – zawołała Levy. Pomimo protestów i błagań Lucy, dopingowany
przez resztę Dragneel wszedł na kontuar baru z butelką whisky w dłoni. Jednym
ruchem ręki uciszył wszystkich w barze. Widać było po jego ruchach i
spojrzeniu, że promile mocno uderzyły mu do głowy. Mimo to opowiadał o porannym
zdarzeniu tak donośnie i wyraźnie, że nikt nie miał problemów ze zrozumieniem
jego słów.
– I wtedy, kiedy spojrzałem mu w oczy! Kiedy myślałem, że to
już naprawdę koniec... Przybyła ona! Piękna, bezbronna blondyneczka... Która
przypieprzyła draniowi kijem z taką siłą, że omal nie urwała mu łba! – wydarł się na całe gardło, a pozostali zaczęli głośno
wiwatować.
Levy,
która wprost uwielbiała ten moment opowieści (zapewne dlatego, że Natsu za
każdym razem coraz milej opisywał palącą się ze wstydu Heartfilię), wybuchła
gromkim śmiechem.
– Przestańcie – błagała,
jednak Gray skutecznie zagłuszał jej prośby zawołaniami w stylu „tak właśnie
było” lub „sam to widziałem”.
– No, Lucy, nie wiedziałem, że umiesz tak dołożyć do
pieca... Postanowione! – zdecydował nagle
Laxus, klepiąc Heartfilię po plecach. – Na
następną akcję zabieram cię ze sobą!
– Te, Laxus, nie pozwalaj sobie! – zawołał oburzony Natsu. Z pomocą Gildartsa zeskoczył z
barowej lady, podszedł do Lucy i przycisnął ją do swojej piersi. – Ona jest moja i nikomu jej nie oddam!
– Natsu, no co ty! – zaśmiał
się młody Dreyar z niedowierzaniem, a wszyscy w pomieszczeniu wybuchli na ten
widok jeszcze głośniejszym śmiechem. Wszyscy, prócz Lisanny, która od początku
imprezy siedziała przy Mirze i zapomniana przez własnego chłopaka, lustrowała
zimnym spojrzeniem nieświadomą tego Heartfilię.
Buraczana
już Lucy próbowała wyrwać się z uścisku Dragneela, jednak ten dosłownie
przyduszał ją do siebie.
– Słuchać mnie uważnie, bo nie będę się powtarzać! – kontynuował Natsu, zdzierając od krzyku gardło. – Od dzisiaj Lucy to moja partnerka! Bez mojego pozwolenia,
wara od niej!
– Zaraz, a kto ci daje takie prawo, co? – Erza tak gwałtownie wstała z krzesła, że omal nie upadło
ono na podłogę.
Natsu
spojrzał na zakonnicę ze zdziwieniem.
– Jak to kto? Dziadek kazał mi jej pilnować, no nie?
Po
towarzystwie rozszedł się pomruk cichych szeptów, a Natsu uśmiechnął się triumfalnie.
Nikt nie miał odwagi, by przeciwstawić się Donowi.
Lucy
wreszcie wyrwała się z objęć Dragneela i spojrzała na niego srogo.
– Mnie to już nikt o zdanie nie zapyta?! – nakrzyczała na pijanego przyjaciela.
– Zapytać? - zdziwił się Natsu, po czym zaśmiał się
jej perfidnie w twarz. – A po co?
W
barze znów rozbrzmiał jazgot śmiechów.
– Nie jestem twoją własnością! – wściekła Heartfilia, próbując ich zagłuszyć, zaczęła
wykłócać się z Natsu, który tylko nabijał się z jej wybuchu złości.
– Nie masz nic do gadania. –
Zupełnie nie przyjmował jej sprzeciwów.
– Jesteś okropny!
– E tam, nie wiem, o co ci chodzi! Chodź, napijmy się! – zawołał radośnie.
– Natsu, ja mówię do ciebie! – wołała, lecz Dragneel miał w głębokim poważaniu jej pretensje.
Nie
wiedzieli, że są bacznie obserwowani z góry przez Gildartsa i Makarova.
– Zupełnie jak Igneel i Layla – zaśmiał się Clive, kręcąc z rozbawienia głową. Don
uśmiechnął się półgębkiem, jednak po jego twarzy przeszedł cień niepokoju.
– Byleby tylko nie skończyli tak, jak oni...

W końcu skończyłam ten rozdział :D Wstawiam go z malutkim opóźnieniem, ponieważ blogspot oczywiście mnie nieźle trolował i nie chciał mi przyjąć tekstu z akapitami...
Przepraszam też, że ostatnio była dłuższa przerwa, ale bardzo wiele się u mnie dzieje. W ramach rekompensaty za to mam dla was małą niespodziankę - jeszcze dziś w godzinach wieczornych pojawi się kolejny rozdział, ale specjalny o tematyce dzisiejszego Halloween :D.
Nie będę przedłużać, bo i tak już się spóźniłam z tym rozdziałem... Mam nadzieję, że się wam on spodoba :*
Buziaki, dziubki!!!
Przepraszam też, że ostatnio była dłuższa przerwa, ale bardzo wiele się u mnie dzieje. W ramach rekompensaty za to mam dla was małą niespodziankę - jeszcze dziś w godzinach wieczornych pojawi się kolejny rozdział, ale specjalny o tematyce dzisiejszego Halloween :D.
Nie będę przedłużać, bo i tak już się spóźniłam z tym rozdziałem... Mam nadzieję, że się wam on spodoba :*
Buziaki, dziubki!!!
O mamuniu, naprawdę warto było czekać na ten jubileuszowy 50 rozdział!
OdpowiedzUsuńZdanie - ,,Niegdyś samotne wilki, które niczym się nie przejmowały, dołączyły do stada. Nie mieli wyjścia – musieli nauczyć się przestrzegać zasad silniejszego." w pewnym sensie złapało mnie za serce, poczułam lekką nostalgię przeplataną z ekscytacją. Dzieje się coraz więcej i nie zapominaj, że coraz więcej oczekuję co do Natsu i Luce! Haha :D Lisanna zaczyna robić się coraz bardziej podejrzana i czuję, że coś odwali! >_<
Buzi i dużodużo weny! <3
Hihi, cieszę się :D I zastanawiałam się właśnie, czy przetoczony przez ciebie cytat nie jest jakby... za bardzo ckliwy, jednak określenie "samotne wilki" bardzo mi pasuje do tych urwisów :D
UsuńOczywiście postaram się sprostać twoim oczekiwaniom :D I bardzo dziękuję za komentarz :***
:D
OdpowiedzUsuń:)
Usuń