11 gru 2020

Rozdział 63 "Kocham cię"

 Dobra, wiecie co? Miałam nie dzielić tego rozdziału, ale wyszło mi tego tyle, że nie miałam zamiaru katować was na raz 20 stronami z worda. Szczególnie po takiej przerwie. I szczerze wam powiem, że gdyby nie te kochane dziubki z czatu, które dzielnie tyle czekały na rozdział, to chyba rzuciłabym to w cholerę na dłuższą metę, albo i na dobre. Nie będę ukrywać - piszę to już latami i to po prostu męczy, nie mam tyle serca do tego opowiadania i pomijając fakt, że ten rok był dla każdego z nas naprawdę trudny, to o wiele łatwiej pisze mi się inne swoje prace, a tu - choć wiem dokładnie co mam napisać, to jakbym nie potrafiła ująć tego w słowach. Jednak powoli pracowałam nad tym, wprzód mam rozpisanych kilka rozdziałów z drobnymi lukami, które muszę uzupełnić ;) Następny rozdział będzie w nowym roku, ale nie w grudniu xD Myślę, że do drugiej połowy stycznia powinnam się z nim wyrobić. Ach, no i jak widać, zrezygnowałam z dzielenia tych najbliższych rozdziałów "Clover 62.1/2/3" - po co takie wymyślne rzeczy w sumie to nie wiem xD. Jedziemy z normalną numeracją, by się nikomu nic nie pomieszało jeszcze bardziej. 

I jeszcze raz bardzo dziękuję dziewczynom, które zaglądają tu na czat - chyba tylko dzięki wam ten rozdział się wreszcie ukazał. 

Gray, budząc się, mocno zwątpił. Nie pamiętał, kiedy miał tak potężnego kaca. Równie dobrze nie pamiętał wczorajszego wieczoru i dlaczego obudził się na krześle, zupełnie roznegliżowany. Cicho przeklinając po nosem, szybko się ubrał i odświeżył. Mimo to, wciąż było mu mdło, więc postanowił wyjść na zewnątrz. Wtedy w zaspaną twarz uderzył go lekki powiew rześkiego i chłodnego powietrza, zupełnie odmiennego od upałów, jakie ostatnimi dniami atakowały cały kraj. Na zewnątrz robiło się już widno, lecz słońce jeszcze nie wyjrzało zza horyzontu. Nawet nie chciał myśleć, która była godzina, choć tak wczesna pobudka była miłą odmianą.

– Gdyby tylko nie ten kac... – mruknął do siebie, siadając na ściętej kłodzie i odpalając papierosa.

Kolejne minuty zeszły mu na usilnym przypomnieniu sobie czegokolwiek z zeszłego wieczoru. Patrząc w stronę jeziora, zamyślił się tak bardzo, że nie dostrzegł podchodzącej do niego osoby, która wyszła z domku.

Drgnął, czując subtelny dotyk dłoni na ramieniu i uniósł w zdziwieniu brwi, dostrzegając przed sobą kubek z kawą.

– Trzymaj.

– Dzięki, Juvia – odpowiedział na tyle miło, na ile pozwalał mu uciążliwy ból głowy. Zabierając kubek z jej rąk, upijając łyka i natychmiast się skwasił. – Jezu, nie ma cukru?

Loxar w milczeniu usiadła na sąsiednim pieńku. Wpatrzona przed siebie, uśmiechnęła się chytrze, co tylko utwierdziło Graya w przekonaniu, że zrobiła to specjalnie. Musiała pamiętać, że nie znosi niesłodzonej kawy, jednak taka siekiera dobrze mu zrobiła. Gorzki napój zaczął stawiać go na nogi i sprawiać, że z każdym łykiem czuł się lepiej.

– Obudziłem cię? – spytał, przerywając trwającą między nimi ciszę.

– Nie. Pobudka o piątej rano to dla Juvii rutyna – odrzekła, kątem oka obserwując, jak Gray popala kolejnego papierosa. Nagle wstała sprężyście. – Czas na jogging.

Fullbuster zlustrował jej posturę z niedowierzaniem.

– O tak wczesnej godzinie? To jakieś tortury.

– To samodyscyplina – poprawiła go na odchodne. – Sam mógłbyś kiedyś spróbować.

Gray prychnął pod nosem i dopił kawę. Obserwując odbiegającą truchtem Juvię, poczuł dziwne ściśnięcie w żołądku. Miał wrażenie, że mu ucieka. Znowu. Od miesięcy próbował się do niej zbliżyć, nawiązać kontakt, ale Loxar wielokrotnie go zbywała. Była jak woda, przelewająca się mu przez palce – nieuchwytna.

Wpadł na pewien pomysł. Przez chwilę walczył sam ze sobą, lecz w końcu wyrzucił i przydeptał wpół wypalonego papierosa, a następnie za nią pobiegł. W końcu nieugięta determinacja była jedynym, co mu teraz zostało.



Lucy została zbudzona promieniami słońca, które przedostawały się przez uchylone okno. Szybko zorientowała się, że leży w łóżku sama, choć zasypiała razem z Juvią. Wstała i zdumiała się, że kac nie dał jej o sobie znać. Nie było jej słabo czy mdło, a ze znikomym bólem głowy powinna bez problemu poradzić sobie mocniejsza kawa. Postanowiła czym prędzej ją sobie zrobić, więc wyszła z pokoju. Zdziwiła się, zastając zarówno pusty salon jak i aneks kuchenny.

– Hej, jest tu kto? – zawołała, lecz nikt nie odpowiedział. Nieśmiało zajrzała do pokoju chłopaków, lecz i tam nikogo nie znalazła. – Ciekawe, gdzie się wszyscy podziali...

Wstawiła wodę na kawę i wyjęła kubek z szafki. Czekając, aż czajnik zacznie gwizdać, parokrotnie wzięła głębszy wdech, chcąc mocniej zaciągnąć się otaczającą ją wonią. Może i kaca nie miała, ale zapach bourbonu towarzyszył jej aż do teraz. Potrzebowała natychmiastowego prysznicu, tak szybkiego, że powinna zdążyć się odświeżyć przed zagrzaniem wody w czajniku.

Ze świadomością, że ma na poranne czynności niewiele czasu, zaczęła rozbierać się w drodze do łazienki. Wielu ubrań na sobie nie miała, zaledwie te, które ustały się na niej podczas wczorajszej gry w rozbieranego pokera – czyli wyłącznie bieliznę. Sięgając dłońmi do tyłu, rozpięła stanik i zsunęła ramiączka. Wyzbywając się biustonosza, otworzyła drzwi łazienki. Nie patrzyła przed siebie, bo pospiesznie zabierała się za ściąganie majtek. Dopiero, gdy zamknęła biodrem drzwi, usłyszała przed sobą chrząknięcie. Zwątpiła, zdając sobie sprawę, że dopiero teraz słyszy wodę, cicho lejącą się strumieniem na kafelki.

Lekko zgięta, z dłońmi na bokach majtek, spojrzała przed siebie. Znieruchomiała z szerzej otwartymi oczami na widok równie zaskoczonego Natsu. Zupełnie nagiego Natsu, który właśnie się kąpał. Próbując sięgnąć myjką do pleców, pozwalał, by bieżąca woda, ściekająca z ustawionej nad jego głową słuchawki, zmywała pianę z jego ciała. Stał bokiem, zastygnięty w bezruchu na widok Lucy, lecz po krótkiej chwili ocknął się i zuchwale uśmiechnął.

– Długo będziesz tak podziwiać moje „oczko” czy, skoro już tu jesteś, wyszorujesz mi plecy?

Lekko schylona Heartfilia raptownie się wyprostowała i zasłoniła nagie piersi rękoma. Naczyńka na jej policzkach zapłonęły ze wstydu, powodując niewyobrażalne wypieki.

– Dlaczego się nie odezwałeś gdy pytałam, czy ktoś jest w domu?! – ryknęła wściekle, starając skupiać swój wzrok na rozbawionej minie Dragneela i pod żadnym pozorem nie spoglądać niżej. Niestety nawet to przyprawiało ją o palpitację serca. Nie mogła oderwać oczu od jego mokrych włosów i niewielkiego rumieńca, wywołanego zapewne przez gorącą wodę i parność, jaka panowała w łazience.

– Nie słyszałem – rzekł beznamiętnie, nie przejmując się nagością, zarówno swoją, jak i dziewczyny. – Na co czekasz. Ściągaj majty i wskakuj do mnie.

– Chyba na głowę upadłeś! – krzyknęła, wybiegając z łazienki. Zanim z hukiem zatrzasnęła za sobą drzwi, usłyszała gromki, bezczelny śmiech Natsu.

Ruszyła przed siebie wzburzonym krokiem, ponownie zakładając na siebie stanik. Wskoczyła do pokoju i porwała pierwsze lepsze ubranie Juvii, jakie dorwała w swoje ręce. Mając nadzieję, że koleżanka się nie pogniewa, nałożyła przez głowę zwiewną sukienkę i wróciła do kuchni. Tam jednym ruchem wyłączyła dopływ gazu do palnika, na którym gotowała wodę. Kawa nie była jej już potrzebna, dość się przed chwilą rozbudziła.

Odkręcając kran, przemyła twarz zimną wodą. Czuła, że cała jest rozgrzana. Dosłownie płonęła ze wstydu.

Pozwalając wodzie lecieć, kurczowo złapała się zlewu i westchnęła ciężko ze spuszczoną głową. Usiłowała nie myśleć o tym, co przed chwilą zobaczyła. Uspokoić się.

– Boże... – szepnęła wręcz ze zmęczeniem.

– Wiem, wiem. Łatwo mnie z nim pomylić, ale do Boga to mi jeszcze trochę brakuje.

Lucy raptownie poderwała się do góry, słysząc rozbawionego mężczyznę. Odruchowo spoglądnęła na Natsu, który wyszedł z łazienki i zmierzał do swojego pokoju. Nie wytarł się po wyjściu spod prysznica, więc zostawiał na drewnianych panelach mokre ślady stóp, a pojedyncze krople wody skapywały mu z końcówek włosów i spływały raz po raz po klatce piersiowej, Mało tego, jedyne co oddzielało wzrok dziewczyny od jego „oczka”, był biały ręcznik, ledwo trzymający się na jego biodrach.

Lucy, czując miękkość w kolanach, mocniej zacisnęła palce na zlewie.

– Ty mnie próbujesz oswoić z tym widokiem, czy jak? – palnęła bez namysłu, a Natsu, który miał już wchodzić do swojego pokoju, zatrzymał się przed samym progiem z uniesionymi brwiami. Nagle przybrał złowieszczy, rozbawiony grymas.

– Co masz przez to na myśli? – spytał z udawaną niewiedzą. On ewidentnie czerpał coraz więcej satysfakcji i zabawy z zaistniałej sytuacji. – Lucy, ty świntucho! – zawołał, mrużąc powieki.

– Po prostu przestań wciąż paradować z gołą dupą! – wrzasnęła spanikowana Heartfilia, zdając sobie sprawę z tego, co przed chwilą powiedziała. Umierała wewnętrznie, zakłopotana do granic możliwości.

Dragneel odwrócił się na wprost niej i krzyżując ręce na piersi, oparł się przedramieniem o futrynę.

– A może tak lubię, zabronisz mi? Może jestem nudystą?

– Chyba sadystą – mruknęła Lucy, a oburzony Natsu prychnął pogardliwie pod nosem.

– Zapamiętam to sobie – burknął obrażony i poszedł wreszcie do pokoju. Dopiero wtedy dziewczyna zauważyła, że wciąż nie zakręciła wody w kranie. Lekko drżącą dłonią zakręciła kurek.

Czuła, że to nie będzie łatwy dzień...

 

… 


Biegnąc wzdłuż jeziora, dotarli na jego drugi brzeg. Przez cały ten czas Gray utrzymywał pewną odległość, przez co mógł bezkarnie podziwiać kołyszące się biodra Juvii, ale teraz nawet to nie było w stanie go zmotywować. Osiągnął swój limit. 

– Kurwa, już nie mogę! – wydyszał, opierając się o pobliskie drzewo. Sapiąc i łapczywie nabierając tchu, splunął pod nogi. – To nie na moje zdrowie, aż mnie płuca palą! 

Loxar zatrzymała się parę metrów dalej. Popatrzyła sceptycznie na konającego mężczyznę, lecz po chwili podeszła bliżej. 

– Może jeszcze jednego papierosa? – spytała drwiąco, gdy pobladły Fullbuster kucnął na drżących nogach. – Wyglądasz, jakbyś zaraz miał się porzygać. 

Gray spiorunował ją morderczym spojrzeniem. Nic nie mówiąc, podszedł do jeziora i opłukał twarz. Mając wszystko gdzieś, padł plecami na piaszczystym brzegu. Czuł, jak dudniące w jego piersi serce powoli zaczyna się uspokajać. 

– No i po co ci to było? – Juvia wreszcie dołączyła do niego. Siadając obok, oplotła dłońmi złączone kolana i korzystając, że mężczyzna ma zamknięte oczy, zaczęła mu się bezkarnie przyglądać. 

– Jakbyś nie uciekała, to nie musiałbym cię gonić. 

Loxar nie skomentowała jego słów. Od razu zrozumiała, że mają one większe znaczenie, a Grayowi nie chodziło tylko o dzisiejszy jogging. Zacisnęła wąsko usta i przekierowała spojrzenie z odpoczywającego Fullbustera na jezioro. Chatka, w której się zatrzymali, majaczyła po drugiej stronie brzegu. 

– To miejsce przywołuje wiele wspomnień...

Mężczyzna uchylił oko, zerkając z dołu na profil Juvii. 

– Tak, to prawda – przyznał, wreszcie siadając. Opierając za sobą dłonie na chłodnym piasku, spojrzał w tą samą stronę, co dziewczyna. Obydwoje zamyślili się na dłuższą chwilę. 

– To są naprawdę dobre wspomnienia – rzekła cicho Loxar, a Gray ponownie na nią spojrzał. – Ale to odległa przeszłość. Teraz wszystko wygląda inaczej.

– Wcale nie musi tak być. 

Zamarła, czując na dłoni chłodne, ostrożnie zaciskające się palce Fullbustera. Raptownie odwróciła głowę i napotkała jego przenikliwe, poważne spojrzenie. 

– To znaczy? – spytała skołowana, a Gray nieznacznie się przysunął. 

– Przecież nikt nam nie broni wrócić do tego, co było kiedyś. Wystarczy, że damy sobie na to szansę... Oczywiście nie mam na myśli nie wiadomo czego! – pospieszył z wyjaśnieniem, widząc jej szerzej otwarte oczy. – Wiem, że kiedyś bardzo cię zraniłem i choć do dziś bardzo tego żałuję, czasu nie cofnę. Już raz dałaś mi kosza, zrozumiałem. Łączy nas przeszłość, która nie zawsze była różowa, ale czy to znaczy, że mamy przekreślać tyle lat znajomości i traktować się jak wrogowie? Nawet jeśli stoimy teraz po dwóch stronach barykady, jesteś dla mnie bardzo ważna, Juvio. Jesteś moją przyjaciółką.

– …Przyjaciółką? – powtórzyła, zupełnie zbita z pantałyku.

– Tak, przyjaciółką – potwierdził Gray, uśmiechając się szerzej. – Wiem, że nie wszystko da się naprawić, ale naprawdę nie chcę cię stracić.

Na moment mocniej ścisnął jej dłoń, po czym odsunął się od Loxar i z powrotem spoglądnął w stronę jeziora.

– Heh, a pamiętasz, jak Natsu wrzucił twoją przyjaciółkę do wody i zrobił procę z jej stanika? – parsknął roześmiany Gray. – Jak ona się nazywała? Sue?

– Tak, Sue. – Na ustach Juvii także mimowolnie pojawił się uśmiech. – To było obrzydliwe.

– Prawda – zarechotał Fullbuster, po chwili przypominając dziewczynie kolejną anegdotkę.

Po krótkim czasie rozmowa tak ich pochłonęła, że z oddali można było usłyszeć, jak co chwile wybuchają śmiechem. Mijały kolejne kwadranse, a oni gawędzili ze sobą jak starzy, dobrzy przyjaciele, którzy nie widzieli się od wieków. Tak, jakby wszystko złe, co ich spotkało, nie miało nigdy miejsca.

I wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że Juvia, odkąd usłyszała słowo „przyjaciółka”, zaczęła czuć w sercu dziwne ukłucie goryczy. 



Po ostatnich przekomarzaniach z Nastu, Lucy go nie widziała. Z początku była zadowolona, że mogła w spokoju oddać się porannym czynnościom, lecz szybko zaczęła jej doskwierać samotność i nuda. Zastanawiając się, dokąd poszedł Dragneel, wyszła przed dom. Długo nie musiała go szukać – odnalazła go wzrokiem jak zbierał z trawy puszki po piwie i chował je do reklamówki.

– A ty co? Bycie gangsterem jest tak nieopłacalne, że musisz dorabiać na zbieraniu aluminium? Z tą siatką wyglądasz jak menel. – Nie mogąc się powstrzymać, zaśmiała się kpiąco, a jego oniemiała mina sprawiła jedynie, że Heartfilia wybuchła śmiechem. 

– Żartuj tak dalej, a jedna z tych puszek wyląduje na twojej głowie, gdy będę ćwiczył strzelanie do celu. 

Lucy, nie przejmując się groźbami, machnęła ręką, lecz umilkła, gdy Natsu zaczął do niej podchodzić. Nim się zorientowała, mężczyzna wcisnął jej do rąk siatkę z puszkami i złapał ją za ramiona. Zachodząc od tyłu, zaczął ją prowadzić w nieznane. 

– Natsu, co ty robisz? – spytała, coraz bardziej wystraszona.

– Będziemy strzelać do puszek – odrzekł oczywistym, niewinnym tonem. Lucy przełknęła głośniej ślinę. 

– Ale z tą puszką na mojej głowie, to nie mówiłeś poważnie? Prawda, Natsu?

Dragneel odpowiedział jej jedynie cichym chiochotem, a prowadzona do lasu dziewczyna aż dostała od nich dreszczy. 

Gdy chwilę potem dotarli na niewielką polanę, Lucy odetchnęła z ulgą, bo mężczyzna zaczął stawiać puszki na niewielkich pieńkach, z dala od jej głowy. Na moment poczuła się bezpieczna, lecz wtedy Natsu wyjął zza pasa swój pistolet i wystawił go w jej stronę. 

– Chcesz spróbować? 

Lucy z początku nie zrozumiała jego propozycji, do czasu, aż Dragneel nie odwrócił broni rękojeścią do przodu i nie podszedł bliżej.

– Nie, dzięki. – Zaśmiała się cicho, machając ręką. – Nie jestem w tym dobra. 

– Wiem, widziałem. Dlatego powinnaś poćwiczyć. 

Szczerość Natsu ukuła jej dumę, lecz i tak nie czuła chęci do trenowania celności. A już z pewnością nie z człowiekiem, który ostatnio co rusz wyśmiewa ją ze wszystkiego. Bała się kolejnej kompromitacji. 

Niestety nie miała w tej kwestii zbyt wiele do gadania, ponieważ Dragneel w sekundę znalazł się za nią i wcisnął jej pistolet do ręki. Był o wiele cięższy i masywniejszy niż rewolwer, który dostała od matki. 

– Natsu, to nie jest dobry pomysł...

– Chwyć prawą rękę jak najwyżej uchwytu pistoletu. – Nie bacząc na jej protesty, zacisnął palce Heartfilii na broni. – Zegnij kciuk, nie trzymaj go na zamku, bo on musi swobodnie pracować. Dobra, teraz daj drugą rękę. Musisz ułożyć drugi kciuk na pierwszym, a jego podstawę i całą część tej dłoni przyłożyć do wolnego miejsca, które ci zostało na uchwycie. – Mówiąc to, kilkukrotnie przejechał wskazującym palcem po wewnętrznej stronie dłoni Heartfilii. Czując przyjemne łaskotki, przestała marudzić i czym prędzej posłuchała jego wskazówki. 

– Tak? – spytała dla pewności. 

– Dobrze – pochwalił ją. – To tak zwana metoda „kciuk na kciuku”. Dobra, dla początkujących.

Niepewnie zerknęła na Natsu, który niemal opierał podbródek na jej barku. Był tak blisko niej, że mimowolnie czuła jego zapach. Nie jego perfum, nie papierosów – jego. Od podniesionego ciśnienia dostała lekkich zawrotów głowy. 

– Muszę trzymać ten pistolet oburącz? – spytała nieśmiało i zatopiła się w zielonych tęczówkach Dragneela. 

– Czy musisz? – powtórzył za nią, prostując się i stając za Lucy. – Hah, oczywiście, że musisz. Desert Eagle to nie zabawka, złotko. Trzymaj go mocno, bo inaczej zrobisz sobie krzywdę. 

– Ale ty do strzelania używasz tylko jednej ręki – drążyła, próbując ukryć szalejące w niej emocję.

– Cicho – rozkazał i niespodziewanie, przylegając do jej pleców, otoczył ją ramionami. Złapał ją przed nadgarstkami i uniósł ręce. 

– Ręce wyżej. Nogi stabilnie, w lekkim rozkroku. Lewy nadgarstek trzymasz sztywno. Wzrok skupiaj na muszce. Nie patrz na szczerbinę, na cel, tylko na muszkę. 

Łatwo powiedzieć, pomyślała. Wytężała wzrok na muszce pistoletu, ale skupić, to ona się mogła wyłącznie na jego oddechu, który owiewał jej odsłonięte ucho, albo na dłoniach, które właśnie przyłożył do jej bioder, by poprawić dziewczynie postawę. Nie chciała tego, ale mimowolnie reagowała na jego bliskość niczym głupia nastolatka. 

Nie była w stanie zliczyć, ile razy próbowała wyzbyć się uczuć do Natsu. Czegokolwiek by nie mówiła, wystarczyło, by on znów się pojawił, uśmiechnął, zbliżył, a wszystkie mury, które z trudem budowała, rozsypywały się przed nim jak domek z kart. 

Rozdrażniona na samą siebie, nerwowo oddała strzał. Aż otworzyła szeroko oczy, gdy odrzut pistoletu uniósł jej ręce ku bezchmurnemu niebu, a ona sama mimowolnie oparła się plecami o klatkę piersiową Dragneela. Nabój nawet nie przeleciał obok puszki. 

– Mówiłem, żebyś się skupiła! Oj, Lucy… 

– A ja mówiłam, że nie chcę strzelać! – Nieco strwożona mocą broni, ze złością oddała mu pistolet. – Nie możemy porobić czegoś innego?!

Natsu, widząc jej reakcję zaczął się głośno śmiał. Wyśmiał ją – znowu. Miała tego serdecznie dość. 

– Ty sobie poćwicz, jak chcesz, ja idę popływać! 

– Przecież nie umiesz pływać – parsknął przez śmiech, a Lucy odwróciła się na pięcie i dziarsko ruszyła w stronę jeziora. 

– To sobie na łódce popływam! – zawołała przez ramię, przyspieszając kroku, ale zaniemówiła, gdy dostrzegła, że Natsu jest już niemal tuż za nią. Musiała ochłonąć, na nowo zaczerpnąć tlenu, odbudować przed nim swoją skrzętnie budowaną fortecę i stłumić krzyczące w niej uczucia, a on za nią idzie?!

– Nie potrzebuję pomocy, poradzę sobie sama – burknęła pod nosem.

– Tak jak ze strzelaniem? – dogryzł dziewczynie, równając z nią kroku. – Ty w ogóle kiedykolwiek wiosłowałaś? Przepłynęłabyś kilkanaście metrów i padłabyś z wycieńczenia. Nie pozwolę ci płynąć samej.

Już otwierała usta, by się odegrać, jednak jego ostatnie, stanowczo wypowiedziane zdanie, skutecznie zamknęło jej usta. Nim zdążyła się opamiętać, poczuła ciepło, rozlewające się w sercu.

Choć przez tą krótką chwilę usilnie próbowała osłonić się jakimkolwiek murem, Natsu przebił się przez niego jak taran. Tak było zawsze – mogła nie wiadomo jak się przed tym wzbraniać, jednak wystarczył jego jeden gest, spojrzenie, czy słowo, a ona przegrywała z kretesem. Była na straconej pozycji, bo choć było to uczucie jednostronne, to nic nie mogła zaradzić na fakt, że zakochała się w nim bez pamięci. I choć dałaby się pokroić, by Dragneel także żywił do niej głębsze uczucia, wiedziała przecież, że ma inną. Czasem starała się nie myśleć o Lisannie, ale nie potrafiła działać w ten sposób. To było wbrew jej zasadom i etyce. Próbowała więc to uszanować, traktować Natsu wyłącznie jak przyjaciela, lecz było jej naprawdę trudno poskromić własne emocje. Czasem było to wręcz niemożliwe do opanowania.

Ze zrezygnowaniem podeszła do szuwarka, sceptycznie oceniając jego stan organoleptyczny.

– Wygląda na mocno zużytą – przyznała z obawą, dostrzegając nieco spróchniałe deski, ale zaraz otworzyła szerzej oczy, gdy Dragneel niemal wskoczył na wędkarską łódkę. Łajba zakołysała się niebezpiecznie, lecz on bez problemu utrzymał równowagę.

– Tylko na taką wygląda. 

Pomimo zapewnień, Lucy nie ruszyła się z miejsca. Skrzyżowała ręce na piersi i z obrażoną miną obserwowała, jak niewzruszony jej fochami Natsu zabrał się za rozwiązywanie liny, przywiązanej na drugim końcu do pomostu. Nie chciała z nim płynąć. Nie chciała być zostać sama bez możliwości ucieczki. Bała się tego, że jej uczucia wezmą nad nią górę, a przecież od miesięcy z mniejszym lub większym skutkiem walczyła, by się im poddać.

– Przestań się obrażać jak dziecko. – Mężczyzna, widząc jej grymas i buntowniczą postawę, z impetem rzucił sznur pod nogi dziewczyny. Heartfilia przez moment mierzyła się z nim spojrzeniami, ale zacisnęła mocniej usta, gdy wyciągnął do niej dłoń.

– Sama chciałaś porobić coś innego, więc się nie dąsaj. Wyjątkowo dziś twoje życzenie stanie się dla mnie rozkazem. No, chodź do mnie, Lu – poprosił czułym tonem, który w mig zmiękczył dziewczynie kolana. Mając przed sobą serdecznie, aczkolwiek nieco zadziornie uśmiechniętego Natsu zrozumiała, że poszłaby za nim nawet w ogień. Mogła przeklinać się za bycie słabą, mogła wściekać się na siebie za brak asertywności niezliczoną ilość razy, ale jemu nie potrafiła się oprzeć. Łatwiej by jej było odmówić samemu diabłu, niż Dragneelowi.

Podeszła bliżej i nieśmiało chwyciła ciepłą, silną dłoń, jednocześnie dając się wciągnąć usatysfakcjonowanemu Natsu do łodzi, która zaczęła się mocniej kołysać. Lucy natychmiast zaczęła tracić równowagę, ale rozochocony jej nieporadnością Dragneel od razu złapał ją za drugą rękę.

Pod wpływem gwałtownego ruchu, lekko wzburzona woda wypuściła spod nich nierówne pierścienie, które rozeszły się po tafli jeziora, lecz Lucy tego nie zauważyła. Prostując się i spoglądając przed siebie, napotkała zielone tęczówki, w których zatraciła się na dobre. Widząc w nich cały świat, mogłaby wpatrywać się w nie bez przerwy. 

– Dzięki – wymruczała skrępowana, gdy Natsu pomógł jej ostrożnie usiąść przy dziobie łódki. Zawadiacko mrugnął do Lucy, a następnie usiadł do niej tyłem na belce, sięgając po wiosła. Miał na sobie najzwyklejszą, białą podkoszulkę, więc chwilę później Heartfilia mogła bezkarnie podziwiać jego mięśnie pleców i ramion, pracujące przy wiosłowaniu. Ten widok, choć z początku przyprawił dziewczynę o małą arytmię serca, szybko ją zasmucił. Uświadomiła sobie, że od zawsze patrzy na jego plecy. Natsu zawsze był krok przed nią, zostawiał ją w tyle. Czasem po nią wracał, wyciągał pomocną dłoń, ale nigdy nie potrafiła go doścignąć i stanąć z nim na równi. Zdawało się jej, że nie potrafi go zatrzymać i zmusić, by na moment zwrócił na nią swoją uwagę. A może wtedy dostrzegłby wreszcie, że nie jest dla niej wyłącznie przyjacielem?

Pod wpływem impulsu, w zamdumie dziewczyna przytknęła palce do jego ramienia, na których miał wytatuowane czerwony symbol przynależności do mafijnej rodziny. 

– Twój wujek, Igneel, miał taki sam, prawda?

Wyczuła spięcie jego mięśni, lecz nie potrafiła odgadnąć czym było to spowodowane – jej dotykiem, czy słowami. 

– Skąd wiesz? – spytał cicho, nie odwracając się do niej.

– Moja mama miała podobny – wyznała, ostrożnie zabierając z powrotem rękę.

– Też na ramieniu? – dociekał Natsu, nie przestając wiosłować.

– Na lewej dłoni.

– U, odważnie – przyznał, po chwili dodając: – Też byś taki chciała?

Lucy zamrugała parokrotnie powiekami.

– Co? Nie, zdecydowanie nie! Myślałam kiedyś o tym, ale...

– Ale? – powtórzył, gdy Heartfilia na urwała w połowie zdania.

– Nie sądzę, bym na niego zasługiwała. W końcu to znak przynależności do Fairy Tail.

Niespodziewanie dziewczyna usłyszała typowe dla Natsu, pogardliwe prychnięcie.

– Tsh. A myślisz, że dlaczego ja zrobiłem ten tatuaż? Może pozostali faktycznie mieli inne powody, ale dla mnie to symbol, który przypomina mi o Igneelu. Co prawda zrobiłem go, zanim dowiedziałem się, że legendarny Ognisty Smok, którego mam na plecach, to także Igneel, tylko taki, którego nigdy nie znałem... – Wciąż się nie odwracając, nagle spiął mocno mięśnie pleców. – Powiem ci coś, Lu. Dla mnie rodzina ma znacznie inne wartości, niż w tym całym gronie z Magnolia City. Nie mówię, że ci ludzie są mi obojętni, a Don Dreyara darzę ogromnym szacunkiem, ale... Wcześniej od zawsze gardziłem mafią. Każdą, bez wyjątku. I szczerze, to się nigdy nie zmieniło.

– Więc... – Zaskoczona wyznaniem Dragneela, próbowała go zrozumieć. – Dlaczego dołączyłeś do Fairy Tail.

– Bo tylko tak mogę dokonać zemsty, której dokonanie każdej nocy spędza mi sen z powiek. Obiecałem sobie, że za wszelką cenę pomszczę Igneela, choćbym miał dołączyć do jednej z tak nienawidzonych przeze mnie mafii. I jak widać, zrobiłem to. Nie będę jednak udawać, że kupuję tą złudną zabawę w dom i jedną wielką rodzinę. Dla mnie to nic innego jak pic na wodę i wypisuję się z tego jak tylko osiągnę swój cel. 

Lucy bez słowa położyła się plecami na łódce. 

– Nie będę prawić ci morałów o tym, jak szkodliwa dla ciebie jest chęć zemsty, bo i tak mnie nie posłuchasz...

– Prawda – wtrącił natychmiast Natsu.

– ...Jednak mimo wszystko ci ludzie są w jakimś stopniu dla ciebie bliscy. Nie zdradziłbyś ich. Tak jak ja.  

– Zdradzić? Lu, o czym ty pieprzysz?

– Jak ci to powiem, to mnie znienawidzisz. 

– Nazwałaś mnie dziś menelem, bardziej cię nienawidzić już nie mogę.

– Hah, racja! – Choć się śmiała, z jej oczu samoistnie zaczęły spływać łzy. Nawet już nie spoglądała, czy Dragneel wciąż jest odwrócony do niej tyłem, po prostu zasłoniła mokre oczy przedramieniem i zaczęła mówić. Chcąc wreszcie choć w znacznym stopniu uwolnić się od ciężaru, jaki spoczywał na jej barkach, wyjawiła całą prawdę: o akcie własności baru, o Siergainie, o tym jak wyciągnęła Makarova z więzienia z pomocą Grimoire Heart i o tym, że po wszystkim kazali jej wyjechać z miasta bez słowa. Łamiącym się głosem, sama siebie karciła za głupotę i fałsz, jakimi się wykazała wobec przyjaciół. 

– Ktoś inny o tym wie? – spytał Natsu grobowym tonem. Lu wciąż bała się na niego spojrzeć. 

– Don się domyślił jak tylko wrócił do Magnolia City. I chyba Laxus wie... Mimo to...

– I ty naprawdę myślałaś, że ktoś cię miał ci o to za złe? Nie powinnaś się o to obwiniać, Lu. Nie miałaś wyjścia.

Jego słowa nieco złagodziły dręczone sumienie Lucy, jednak wciąż czuła się źle. Czuła, że zawiodła swoich najbliższych.

– Zawsze jest jakieś wyjście – jęknęła smutno, jednocześnie ocierając mokre policzki. – Mogłam się nie zgodzić.

– Gdybyś się nie zgodziła, to pewnie Makarov odsiadywałby dożywocie, a ty wąchałabyś kwiatki od spodu. Postąpiłaś rozsądnie. A ja tym gnojem, Siergainem, się już zajmę, możesz być spokojna. 

– Nie! – wrzasnęła Heartfilia, zrywając się do siadu. Dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że mężczyzna zmienił pozycję. Nieco pochylony do przodu, siedział na wprost niej z łokciami opartymi na kolanach i wpatrywał się w nią z tajemniczym, spokojnym uśmieszkiem. Pełnym zrozumienia. – Nie możesz, Natsu, on... 

– Lucy. – Wychylając się do zdumionej dziewczyny, kciukami otarł jej ostatnie łzy na policzkach. – Już ci to kiedyś mówiłem. To on nie wie, z kim zadarł. Mogę ci przyrzec, że nie masz się czego obawiać z jego strony. Osobiście tego dopilnuję.

Z trudem stłumiła westchnienie, jakie chciało wydobyć się z jej płuc. Zadarła głowę wysoko do góry, wprost na górujące nad nimi słońce i zamknęła oczy, pozwalając, by gorące promienie piekły ją w twarz. 

– Obiecaj mi tylko, że nie zrobisz nic głupiego.

– A czy ja kiedyś zrobiłem coś mądrego? Wymagasz niemożliwego!

Na jego oburzone stwierdzenie Heartfilia wreszcie się rozchmurzyła, a nawet się zaśmiała. 

– Cieszę się, że cię tu zabraliśmy, Lu. Mam wrażenie, że nam obojgu było to potrzebne.

– Wiem, kto nie byłby z tego powodu zachwycony. Lisanna. Pewnie skakała z radości, że nie zabrałeś jej tu ze sobą – stwierdziła cynicznie. Imię tej dziewuchy z ledwością przeszło jej przez gardło, ale poczuła dziwną ulgę, gdy wreszcie to powiedziała. Zauważyła, że Dragneel zmarszczył brwi i chciał coś powiedzieć, więc go ubiegła. – Jeśli coś jej się nie podoba, to jej problem. Pamiętam.

Natsu był wyraźnie zaskoczony, że powtórzyła jego dawne słowa.

– Tak, to też – przyznał rozbawiony, po chwilowym namyśle. – Ale nie tylko. Ostatnio bardzo działała mi na nerwy, więc posłałem ją w diabły.

– Że co zrobiłeś?! – Lucy poruszyła się tak gwałtownie, że łódka niebezpiecznie zakołysała się na boki. – Rozstałeś się z nią? – dociekała, a Dragneel z niezadowolenia cmoknął ustami.

– Przed wyjazdem do Clover poprosiłem ją, by zajęła się Happym, ale po powrocie chyba na dobre urwę z nią kontakt. 

– Ale dlaczego?

– Zrobiła się zbyt upierdliwa. – Jakby rozdrażniony tym tematem, nerwowo przeczesał rozmierzwione włosy, jeszcze bardziej doprowadzając je do nieładu. – Od samego początku mieliśmy jasny układ, ale z czasem ona zaczęła dostrzegać naszą relację nieco inaczej. Zachciało jej się kwiatów i randek, to nie moja bajka.

– Związek to nie tylko kwiaty i randki. To głównie uczucie – mruknęła Lucy, odwracając głowę na bok. Z powagą i dudniącym sercem zapatrzyła się na piętrzący się przed nimi las.

– Uczucia? – Natsu prychnął pogardliwie. – Trzymam się od takich głupot z daleka. Uczucia są dla słabych.

Nowina, którą wyjawił jej Dragneel, powinna sprawić, że dostanie skrzydeł i wyfrunie z tej łódki. Jak nikt inny po cichu pragnęła, by rozszedł się z Lisanną. Choć jej opinia w tym temacie nigdy nie była postronna, wielu nie aprobowało jego relacji z najmłodszą Strauss, co tylko utwierdzało ją w przekonaniu, że to nie jest dziewczyna dla niego. Mimo to, słysząc jego słowa, poczuła przeszywający ją smutek. Było jej po prostu przykro.

– Rozumiem, co masz na myśli. Kiedy ci na kimś zależy, wszystko inne traci na znaczeniu. Zmieniają się priorytety. Mimo to, powiedziałabym raczej, że słabością jest nieprzyznawanie się do własnych emocji. Wyjawienie komuś uczuć wymaga o wiele więcej odwagi, niż ucieczka przed nimi. – Wciąż skupiając wzrok na drzewach, zaczesała włosy za lewym uchem. Mimowolnie jej kąciki ust uniosły się do góry. W życiu nie wykazała się większą dozą hipokryzji, niż teraz. – Bałeś się, że właśnie to poczujesz do Lisanny?

– Nie – zaprzeczył natychmiast. Nie wiedziała, gdzie on patrzy, ponieważ nie miała odwagi na niego spojrzeć. – Dla mnie to zawsze była wyłącznie znajomość z bonusem. Nic więcej. Ona nigdy nie będzie tak ważna, jak...

Nagle urwał, a serce Lucy stanęło w miejscu. Natychmiast zwróciła zdumione oczy na Dragneela, a ich spojrzenia się skrzyżowały. Natsu, dostrzegając przejęcie na twarzy dziewczyny, przypomniał sobie odbytą jakiś czas temu rozmowę z Gildartem. 


    Było to tego dnia, w którym zostawił Strauss na środku ulicy i cofnął się do mieszkania Heartfilii. Co prawda to, co połączyło go z dawną prostytutką, nie było wcale proste. Z początku chodziło zaledwie o zlecenie od Elfmana. Miał po prostu pilnować jego rozbrykanej siostrzyczki, lecz poznając bliżej tą dość ekscentryczną dziewczynę, z czasem ją polubił. Znał jej przeszłość i nie chciał, by do niej powróciła. Znał również jej plany na przyszłość i chciał pomóc jej w ich realizacji. Lisanna miała swoje dobre strony. I była całkiem niezła w łóżku. Nigdy jednak nie poczuł przy niej czegoś takiego, jak do Lucy. Przy żadnej kobiecie...

    Tamtego dnia, skołowany własnymi myślami, został na dłużej w barze Pod Wróżkowym Ogonem i popijał kolejną setkę, próbując przywołać się do porządku. To właśnie wtedy Gildarts dosiadł się do niego, sypiąc ojcowskimi radami. I to właśnie wtedy Clive kazał mu zapamiętać jedną radę: „Kobiety są stworzone, aby je kochać – ale kochać prawdziwie można tylko jedną”.

    Dobrze wiedział, dlaczego sentencja Gildartsa przypomniała mu się właśnie teraz, gdy spoglądał wprost w duże, błyszczące oczy Heartfilii.


        – Nie ważne – dokończył, zaciskając żuchwę i chwycił za wiosła. – Już raz straciłem kogoś bliskiego. Więcej nie pozwolę sobie na taką słabość. 

        – Natsu... – zaczęła z głosem przepełnionym żalem. – Utrata kogoś bliskiego to ogromny cios, ale nawet tak bolesne doświadczenie nie może sprawić, byśmy zamykali przed innym serca. Darzyć kogoś uczuciem, to nie słabość. – Mówiąc to, zacisnęła lekko drżące dłonie w pięści. Dragneel, zwrócony do niej profilem, pozornie zdawał się jej nie słuchać, lecz pomimo tego kontynuowała. – Nie ma nic złego w tym, że za kimś tęsknimy, że o kogoś się troszczymy. 

– Babskie pierdolenie – warknął, mocniej zamachując wiosłem. Lucy ze złości mocno zmarszczyła brwi.

– Jeszcze wspomnisz moje słowa, kiedy znów stracisz kogoś cennego, ale tym razem nie zdążysz jej powiedzieć... – Kiedy ich oczy ponownie się spotkały, kurczowy ból zacisnął jej krtań. Walcząc ze strachem, wreszcie wykrztusiła z siebie: – „Kocham cię”.

W milczeniu czekała na jego reakcję, ale ta nie nadchodziła. Każda sekunda, w której Natsu bacznie się jej przyglądał, ciągnęła się w nieskończoność.

– Wiesz co, Lucy? Weź może trochę powiosłuj, bo widzę, że ci się nudzi.

Natsu wyciągnął jedno z wioseł i wstał. Wtedy, między jego nogami, Lucy dostrzegła przy brzegu siedzącą parkę.

– To nie Gray i Juvia?

– Gdzie? – Natsu odruchowo odwrócił się o sto osiemdziesiąt stopni, nie zauważając, że w tym samym czasie Lucy także wstaje na łodzi. Poczuł jedynie, jak uderza w coś wiosłem, a następnie usłyszał za sobą donośny plusk.

– Lucy!

  

9 komentarzy:

  1. Super rozdział Yasha! Nie mogę się doczekać kolejnego. Życzę dużo weny :*
    Yuki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję <3 Cieszę się, że rozdział ci się spodobał :*

      Usuń
  2. Chyba mam zawał. Matko. Rozdział!!! Jak ja długo na niego czekałam! Ale się opłacało ♥️
    Jak zawsze cudowny, jestem w takim szoku, oczywiście pozytywnym, że nie mam pojęcia co pisać. Mam tylko nadzieję, że ostatnie słowa Lucy o nie zdążeniu na czas z wyznaniem uczyć nie są prorocze. Weźmie się ona jedynie trochę podtopi, Natsu się postresuje,ale ją uratuje i będzie pięknie. Tylko, żeby kiedyś czegoś gorszego nie było.
    Czekam z niecierpliwością na rozdział. Mam nadzieję, że czas oczekiwania nie będzie już tak długi, bo ciekawość mnie zje.
    Wenki dużo śle i wesołych świąt jeszcze nie życzę, bo liczę na rozdział przed nimi 🤣😍

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, naczekaliście się strasznie za tym rozdziałem :c. Postaram się następny napisać dość szybko (już połowa za mną) byście wiedzieli, czy te słowa Luśki nie będą jednak prorocze xD :***.

      Usuń
  3. O ja ciee! Warto było czekać, jak zwykle zresztą! 😀
    Gray, skarbie, jakbyś mógł nie friendzonowac koleżanki to byłabym wdzięczna, napraw to ziomek XD
    Oh, ile bym dała żeby mieć prywatne lekcje z Dragneelem 😌
    I JAK SUPER, ŻE NASZ KOLEGA W KOŃCU ZDAJE SOBIE SPRAWĘ ZE SWOICH UCZUĆ, SZACUN, TERAZ TO W KOŃCU WYKRZTUŚ Z SIEBIE 😠🥺
    I szkoda Lucy, laska nam tam zaraz utonie XD Nastu odpalaj "rycerza na białym koniu" I wskakuj ratować swoją zgubę XD
    Pamiętaj, że są tu osoby, które zawsze będą czekać na kolejne rozdziały jak i odzew z Twojej strony,ze zwykłej sympatii :D
    W końcu spędzamy tu razem już tyle lat haha.
    Nic tylko życzyć weny, wesołych świąt i mokrego dyngusa, haha 😌😃 buziaki!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że warto, ale głupio mi, że aż tyle...
      Przekaże ziomkowi Grayowi, by ogarnął temat xDDD. No i niestety, ale prywatne lekcje z Dragneelem są tylko dla wybrańców :c :'D. I spokojnie, chłop to pewnie wyksztusi z siebie... kiedyś xD.
      I serio, tyle lat już tutaj minęło na pisaniu/czytaniu tej historii, że głowa mała. Kiedy to zleciało... I bardzo dziękuję za ciepłe słowa. Naprawdę wezmę je sobie do serca, kochana <3

      Usuń
  4. SKISŁAM ZEWNĘTRZNIE I WEWNĘTRZNIE! Znowu...
    Poranny jogging na kacu? Dziękuję, postoję, bo to serio jakieś tortury. :<
    Droczenie się naszego NaLu słodkie, ale czemu mam wrażenie, że Luśka nabawiła się traumy?xD
    Też chcę prywatne lekcje strzelania z Dragnellem!
    Rozmowa w łódce mnie... No nie wiem sama... Zapewniła mi rollercoaster emocji i uczuć, o!
    Jednocześnie cieszę się, że miała miejsce, bo zrobili duuuuuży krok w swojej relacji, która się nie zacznie dopóki nie wyznają sobie uczuć! Natsu, Luśka, do roboty, do roboty!
    DRAGNELL, TY SKOŃCZONY DEBILU, COŚ TY NAJLEPSZEGO NAROBIŁ?!!!
    Biedna Luśka, ona serio powinna wykupić polisę na życie przy tym idiocie.xD
    Ściskam i całuję.:*



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lucy to już od dawna ma niejedną traume przez Dragneela xD. Ta polisa to bez kitu nie głupi pomysł, hehe. No i cóż, ich relację idą do przodu, ale wiesz, jak ja lubię mieszać w ich życiu... No spoiler :D. Trzeba zaczekać na cd :D.

      Usuń
  5. Hej Yasha!

    Wzbudzasz mój wielki podziw, bo jesteś jedną z bardzo niewielu wciąż piszących opowiadania o FT na bloggerze. Wielki szacun, kobieto! Weź zdradź, jak Ty to robisz, co? I naucz koleżankę, bo zapomniała już jak to jest publikować na blogu.

    Pozdrawiam cieplutko!

    R 💙

    OdpowiedzUsuń

Wasze komentarze cieszą mnie jak mało kogo, jednak nie zaklepujcie miejsc. To nie ważne, kto jest pierwszy, kto ostatni. Takie wpisy zostaną usunięte.
Wszelkie pytania kierujcie do spamownika.
A jak przeczytałeś rozdział, to pozostaw po sobie ślad.
Jesteś anonimem? Podpisz się jakoś.

Całusy dla was śle z góry wdzięczna Yasha ^.^