5 sty 2020

Rozdział 60 "Szarańcze"

Levy nie mogła zasnąć. Nie dość, że sporych rozmiarów brzuch przeszkadzał jej w dogodnym ułożeniu się, to za bardzo martwiła się o Gajeela. Zawsze, gdy Redfox wychodził z domu i nie wracał po paru godzinach, w głowie roiła jej się niepokojąca myśl, które nocą zawsze przybierały na sile. Nigdy nie była pewna, czy jej ukochany - ojciec ich nienarodzonego dziecka - wróci do domu. Albo jeśli, to czy nie przyniosą go w czarnym worku.
- Cholera - wzdrygnęła się na samą myśl o Gajeelu, leżącym w jakimś rowie za granicami Magnolia City, gdy usłyszała chrząknięcie w zamku od drzwi.
Jej serce z radości zabiło dwukrotnie szybciej. Zapalając nocną lampkę, pospiesznie nałożyła na siebie szlafrok i wybiegła przywitać Redfoxa. Nie chcąc okazać mu, jak bardzo się o niego martwiła, wkroczyła do salonu z szerokim uśmiechem, który zaczął stopniowo przygasać, gdy zobaczyła, kogo mężczyzna przyprowadził ze sobą do ich mieszkania.
- Gajeel? - spytała z pretensją, obserwując, jak wraz z Jetem prowadzą kulejącego i krzywiącego się z bólu Droya.
- Tak, kochanie? - sapnął Redfox, z wysiłkiem opuszczając rannego kumpla na sofę.
- Kogoś mi tu, kurwa, przywlekł?
Gajeel dopiero teraz spojrzał na swoją dziewczynę i posyłając jej zadziorny uśmieszek, podszedł bliżej.
- Ej no, mała... - zaczął, chwytając McGarden za biodra.
- Co, mała! Jest prawie piąta rano, a wy mi się wbijacie na chatę jak dzikusy i mówisz mi tylko ej no, mała?
- Uspokój się. Postrzelili Droya na akcji.
Levy spojrzała na swojego chłopaka spod byka.
- I co ja mam z nim niby zrobić? Nakarmić go?!
- W sumie, to coś bym zjadł - wtrącił Droy w przerwie między pojękiwaniami, godnymi męczennika.
- Ty weź przejdź w końcu na dietę, grubasie! Kurwa, stary, jesteś tak spasły, że nawet ślepy by w ciebie trafił! - wrzasnęła McGarden, doprowadzając przerażonego już Droya do cichego łkania.
- Nie przejmuj się, to hormony - szepnął do niego Jet.
Gajeel w tym czasie przeniósł dłonie z bioder dziewczyny na jej ramiona i mocniej je ścisnął.
- Mała, trzeba mu pomóc.
- Weźcie go do Polyrusici - furknęła pod nosem.
- Nie możemy się do niej dostać - wyjaśnił Jet, wychylając się w stronę ciężarnej. - A ty ostatnio wydziergałaś takie urocze skarpetki dla małego... Pomyśleliśmy, że skoro umiesz tak dobrze szydełkować, to może poradzisz sobie ze zszyciem postrzałowej rany - dodał niepewnie, widząc niedowierzającą minę Levy. 
- Pojebało was - żąchnęła krótko, ale machnęła niedbale rękoma i omijając śmiejącego się ukradkiem Gajeela, poszła po przybory do szycia. Wciąż marudząc pod nosem, przysunęła taboret bliżej sofy i gniewnie zerknęła najpierw na Redfoxa, odpalającego papierosa, a następnie na nogę Droya.
- Gajeel, tyle razy cię prosiłam, byś już nie palił w mieszkaniu... I co wy chcecie tu zszywać?! Przecież kula cię ledwo drasnęła, chłopie!
- Ale boli - jęknął ranny mężczyzna.
- Kurwa, co za baba! Cycki już masz, teraz ci jaja jeszcze zanikły?!
- Mała, już nie bądź dla niego taka wredna. Jednak nieco oberwał - przyznał Gajeel, wskazując ręką na ranę Droya, z której wciąż mozolnie sączyła się krew.
Levy z przymrużonymi powiekami spojrzała na wyciągniętą dłoń Redfoxa - a konkretniej na tlącego się papierosa, którego w owej dłoni trzymał.
Jeszcze niedawno paląca jak lokomotywa McGarden, odkąd dowiedziała się o ciąży, nie pozwoliła sobie ani na jedno zaciągnięcie się nikotyną. Bardzo jej tego brakowało, ale zdrowie i dobro dziecka było dla niej ważniejsze. Najważniejsze. Dlatego nie mogła pojąć zachowania Redfoxa. Nie potrafiła zliczyć, ile razy go upominała, by powstrzymywał się i nie palił w jej obecności. Przecież nie musiał zaraz rzucać palenia - wystarczyło, by nie robił tego przy niej. Niestety Gajeel aż do teraz często się zapominał, doprowadzając tym Levy do szału.
Tym razem stwierdziła, że nie będzie go upominać. Zamiast tego, niespodziewanie wyrwała Redfoxowi papierosa i z impetem zgasiła go na rannej łydce Droya.
- Ałaaa! - Mężczyzna ryknął jak syrena alarmująca o nalocie bombowym, Jet na ten widok złapał się za głowę, a Gajeel po prostu zastygł, uchylając nieznacznie usta.
- Proszę bardzo, rana zasklepiona! Ja nie jestem jakąś pierdoloną krawcową, by się z czymś takim w szycie bawić - warknęła ciężarna, zabierając ze sobą cały osprzęt do dziergania i udała się do sypialni, gdzie wymownie trzasnęła za sobą drzwiami.
Jet i Gajeel w milczeniu wymienili się zdumionymi spojrzeniami.
- Niech ona w końcu urodzi, bo nas wszystkich pozabija - zapłakał cicho Droy.
- Gościu... - Jet pokiwał głową, wpatrując się w Redfoxa z podziwem. - Jak ty poskramiasz tę bestię?
Gajeel westchnął ciężko i wyciągnął kolejnego papierosa z kieszeni marynarki.
- Tego się nie da poskromić. To trzeba po prostu przetrwać...

***

Następnego dnia, godzina 7:12.
Siergain w milczeniu popijał świeżo zaparzoną kawę. Siedząc przy stole w jadalni, kątem oka obserwował rozjuszoną Ultear, która od samego rana nie mogła usiedzieć w miejscu. Krzątała się z kąta w kąt, nie potrafiąc znaleźć swojego miejsca. W dłoni ściskała zwinięty w rulon "Dziennik Magnolski". Na jego pierwszej stronie, wielki nagłówek z pogrubioną czcionką głosił o wspaniałej akcji policji, która ubiegłej nocy ujęła kartel narkotykowy. Pod tytułem artykułu widniało czarno-białe zdjęcie jedenastu zatrzymanych, oskarżonych o produkcję i dystrybucję narkotyków w Magnolia City. Jednym z nich był dobrze im znany Siergainowi Sawyer Racer - członek nieistniejącego już Oracion Seis.
Nie to jednak tak denerwowało Ultear.
- Nie rozumiem, dlaczego z tym zwlekamy? Nie ma go już pięć dni! - wrzasnęła, uderzając czubkiem gazety w krawędź stołu. - Na co tu czekać?!
Jikurein zerknął na nią, popijając kawę. Odkładając kubek na stół, uśmiechnął się subtelnie.
- Nic mu nie będzie, Milkovich. Tak sądzę.
- Nie chodzi tylko o Rosego! Fairy Tail porywa jednego z nas, a my siedzimy na dupach? Pozwalając im na coś takiego, tracimy reputację!
- Na wszystko przyjdzie czas, Ultear - zapewnił ją Siergain.
- Nie rozumiem, jak możesz być taki spokojny!
Jikurein wstał i stanął na wprost Milkovich. Kobieta momentalnie zamilkła, łagodniejąc.
- Przepraszam - wydukała z pokorą.
Siergain, widząc oddanie, szacunek i respekt w jej postawie, uśmiechnął się nikle.
 - Najgorsze, co można zrobić w takiej sytuacji, to działać pochopnie. Nie będziemy przecież tańczyć, jak nam zagrają, prawda? - Zabierając zwinięty "Dziennik Magnolski" z rąk Ultear, delikatnie trzepnął ją gazetą w czubek głowy. - Na wszystko przyjdzie czas - powtórzył ciszej, po czym wyszedł z jadalni, pozostawiając w niej skonsternowaną Milkovich.

***

Makarov uważnie słuchał radia. Siedząc z dłońmi splecionymi na blacie, w ciszy przytakiwał głową. Po drugiej stronie biurka, jak u szkolnego dyrektora na dywaniku, siedział równie milczący Gray Fullbuster. Trwało to zaledwie minutę, może dwie, jednak dla Graya ta chwila trwała nieskończoność. W skupieniu obserwował Dona, nie wiedząc jakiej reakcji może się po nim spodziewać. Wreszcie starzec wyłączył radio, w którym na okrągło obwieszczali informację dnia -schwytanie narkotykowego kartelu rzecz jasna. W gabinecie zapadła ciężka cisza.
- Powiedz mi, proszę, jak teraz przesłuchamy Racera i dowiemy się szczegółów o Oracion Seis? Oskarżaliśmy o to Grimoire Heart, mamy nawet jeńca... To może być poważny problem. Jesteś z siebie zadowolony, Gray?
- Nie jestem - przyznał młodzieniec, a Makarov pokiwał głową z konsternacją.
- Ta dziewczyna, Loxar... - Niespodziewanie Don zaśmiał się pod nosem, uwydatniając na swojej twarzy liczne zmarszczki. - Młody, młody... Przestań myśleć kutasem i zacznij robić to, o co cię proszę. - Pomimo karcących słów oraz srogiego tonu w jego głosie, twarz wciąż miał pogodną.
Francuz nieco się zmieszał na słowa Makarova i spoglądnął w bok.
- To, co zrobiłeś, Gray, było...
- Wiem, Donie. Było głupie - wtrącił Fullbuster.
- Owszem, było też głupie, ale nie tylko. Zamiast wyciągnąć z Racera istotne informację, ty oddałeś świadka policji. Wiesz, co to oznacza?
Gray milczał, wpatrując się w poważną twarz starego Dreyara. Myślał, że starzec lada moment się wścieknie, lecz ten po raz kolejny zaśmiał się i zaczął mu bić brawo. Chłopak zupełnie zgłupiał.
- Donie, nie bardzo rozumiem...
- Przestań bujać w obłokach, baranie i skup się! Są nam dłużni, rozumiesz? Mają wobec nas dług! - starzec zawołał radośnie, a do Fullbustera zaczęło docierać, co się stało. Czyżby Juvia wyznała prawdę o wczorajszej obławie i pojmaniu Racera?
- Komendant wie o wszystkim? - spytał, nie dowierzając.
- To i owo musiało dojść do jego uszu, bo już z samego rana próbował się skontaktować z Gildartsem. Chcąc czy nie, ujawniliśmy nielegalne aukcje w Unleashed Road, a teraz złapaliśmy kartel narkotykowy. Ten gość najwyraźniej nie jest głupi i wie, że nie ma nic za darmo. I z pewnością bardzo mu się to nie podoba. Haha, ależ jestem ciekaw, czego on chce! - Don zawołał entuzjastycznie i wstał ze skórzanego fotela. - No widzisz, Fullbuster, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Może jeszcze zdołamy naprawić to, czego omal nie spieprzyłeś. Pojadę teraz z Laxusem na komendę, a ty w tym czasie ogarnij sprawę z Rose i przyjedź do nas. Pozbądź się Rustyego, zanim zrobi się z tego większa afera. No, zabieraj stąd swoje cztery litery i leć po Dragneela, już, już! - ponaglał chłopaka, który nagle zmarkotniał.
- Dlaczego akurat po...
- Spytaj mnie jeszcze raz, dlaczego akurat po Dragneela, to przysięgam, że ci jebnę - wtrącił mu Makarov, po chwili ciężko wzdychając. - Naprawdę, powoli mam dość tych waszych niekończących się, awanturniczych sprzeczek. Macie to załatwić polubownie, więc weźcie ze sobą jeszcze Redfoxa i Heartfilię. Może oni nad wami zapanują...
- Zaraz... - Gray zmarszczył brwi. - Załatwić to polubownie? A nie po cichu?!
- Na litość boską, Fullbuster, oczywiście, że nie po cichu! Chcesz wywołać wojnę Z Grimoirem?! Jakbyśmy mieli za mało napięte stosunki.
- Ale...
- Rusty Rose ma wrócić cały i zdrowy do siebie. Koniec, kropa.
- Donie, to jest niewykonalne - wyznał zestresowany chłopak. - Wątpię, by dało się to rozwiązać bez rozlewu krwi...
- Na pewno znajdziesz jakiś kompromis. Wierzę, że tym razem mnie nie zawiedziesz - oświadczył Makarov, stając na wprost młodzieńca, którego poklepał po ramieniu. Choć starzec był o wiele niższy, Gray poczuł się przytłoczony jego wielkością. Zrozumiał, że nie może dłużej nadwyrężać cierpliwości Dona.

***

Rusty od pięciu dniu nie ujrzał światła dziennego. Przywiązany do krzesła, był karmiony przez Canę lub Mirajane, a jedyną okazją do rozprostowania kości był moment, kiedy któraś z kobiet zaprowadzała go do toalety. Przez pierwsze paręnaście godzin był wręcz przekonany, że ratunek ze strony Grimoire Heart jest kwestią czasu. Niestety ten nie nadchodził, a z każdą kolejną godziną i dniem, Rusty zaczął wątpić w swoich towarzyszy, aż w końcu przestał się łudzić. Zapewne przyjdzie mu spędzić w tej zapyziałej piwnicy jeszcze kilka dni, aż w końcu któryś z wróżek przyjdzie odstrzelić mu łeb. Już zdążył przywyknąć do tej ponurej wizji, więc kiedy drzwi od piwnicy otworzyły się na oścież, a w przejściu dostrzegł Redfoxa ze srogą miną, jedynie uśmiechnął się ponuro. Zwiesił głowę w dół, czekając na egzekucję, gdy Gajeel powoli zchodził po schodach, a następnie zaszedł go od tyłu. Ta jednak nie nastąpiła. Zamiast tego, poczuł luz w nadgarstkach, ściśniętych dotąd grubym sznurem.
- Idziemy - nakazał Redfox, uwalniając także kostki Rosego i chwytając jeńca za kark, wyprowadził go z piwnicy.
Rusty, opuszczając wpierw podziemia, a zaraz potem cały budynek, dosłownie zachłysnął się świeżym powietrzem. Dostrzegł przy czarnym Peugeocie zmieszaną Lucy Heartfilię w towarzystwie różowowłosego dupka, który udawał w Unleashed Road kelnera i dosypał mu coś do pieczarkowej zupy. Gdyby nie zjadł tego gówna, doprowadzając swój żołądek do rozstroju, wszystko potoczyłoby się inaczej. A teraz zapewne zostanie wywieziony do lasu bądź innego ustronnego miejsca - najwyraźniej był dla nich tak mało znaczący, że nie chcieli brukać jego krwią nawet swojej pachnącej grzybem i pleśnią piwnicy. 
Kiedy Redfox wepchnął go na tylne siedzenia samochodu, dziewczyna i jej przyjaciel usiedli obok niego, zapewne by udaremnić mu ucieczkę.
- To dokąd jedziemy? - zapytał kierowca. Jego francuską mordę Rusty także kojarzył. Oczywiście nie odpowiedział na pytanie, nie przypuszczając, że może być skierowane właśnie do niego. Dopiero gdy cała czwórka spojrzała na niego wyczekująco, rozejrzał się po nich i ze zdumieniem, w milczeniu wskazał na siebie palcem. Choć nie przypuszczał, że kiedykolwiek mu się to przyda, doskonale pamiętał, gdzie powinien się teraz udać.
- Do Hoboken Vale - bąknął nieśmiało, a Gray odwrócił się przodem do kierownicy i przekręcił kluczyki w stacyjce. Nikt się nie odzywał, a wszyscy w aucie wydawali się rozluźnieni, wręcz znudzeni, jakby jechali w niedzielne południe na kościelną mszę. Tylko Heartfilia spięła się w chwili, gdy usłyszała, dokąd zmierzają.

***

Cana siedziała na hokerze przy zupełnie pustym barze i obsługując się samemu, nalała sobie szkockiej do dużej szklanki. Było już południe, więc - według niej - była to odpowiednia pora, by w końcu skosztować dziś odrobiny alkoholu.
Leniwie rozejrzała się po pubie. Kilka płotek grało zagorzale w karty; nikogo poza nimi nie było. Don pojechał z Laxusem na komisariat. Gildartsa i Mirajane też nie było na miejscu, więc zapewne wybrali się z Dreyarami. Levy w ogóle nie zjawiła się dziś w barze, zaś reszta pojechała odstawić Rustyego Rose. Można by rzec, że została zupełnie sama.
Taka okazja mogła się prędko nie nadarzyć, jeśli w ogóle. Grzechem byłoby tego nie wykorzystać.
Uśmiechając się podstępnie, upiła pierwszy łyk szkockiej. Wprawiona w piciu, nawet się nie skrzywiła. Posyłając jeszcze jedno, przelotne spojrzenie na mężczyzn, grających w pokera, zeskoczyła z hokera i ukradkiem weszła do drugiego pomieszczenia na parterze, przeznaczonego wyłącznie dla elity Fairy Tail. Stamtąd, do gabinetu Dona dzieliły ją już tylko schody na piętro. Niewiele myśląc, pobiegła na górę i z podekscytowaniem złapała za klamkę od biura Makarova. Otworzyła drzwi i stanęła w przejściu. To, co zobaczyła, omal nie zwaliło jej z nóg. Tego po prostu nie mogła się spodziewać.
Jej ojciec siedział na biurku Dona z opuszczonymi spodniami. Z początku poznała go wyłącznie po protezie, ponieważ twarz Clivera zasłaniała siedząca na nim okrakiem i pojękująca Mirajane.
- Co, do kurwy...
Gildarts i barmanka odwrócili się w stronę drzwi. Dostrzegając Alberonę, raptownie oderwali się od siebie i zaczęli ubierać.
- Zaczekaj! - wrzasnął mężczyzna za swoją córką, jednak rozjuszona Cana nie mogła na to patrzeć. Rozjuszona, trzasnęła drzwiami od gabinetu Dona, zbiegła po schodach, a następnie czym prędzej wyszła z baru "Pod wróżkowym ogonem". Po tym, co zobaczyła, dziś z pewnością nie chciała już tam przebywać.

***

- To tutaj - poinstruował Rose, kiedy dojechali zaledwie do jednych z pierwszych domostw po przekroczeniu Magnolii Center. Gray zaparkował Peugeota po drugiej stronie ulicy, a kilku okolicznych przechodniów na ich widok wprost rozmyło się z ulicy. Nie wróżyło to niczego dobrego. Rusty natomiast, nie dowierzając w swoje szczęście, uśmiechnął się cynicznie w kierunku Lucy, która na widok domu numer czternaście, znacznie pobladła.
- Zginiesz tu, suko - wysyczał do dziewczyny szeptem, lecz zakrztusił się głośno, kiedy siedzący po drugiej stronie Dragneel chwycił go za gardło i przydusił do siedzenia.
- Coś ty powiedział?!
- Uspokój się! - zawołał Gray, kiedy lufa Desert Eagla wbiła się pod podbródkiem Rosego.
- Myślałeś, że tego nie usłyszę? - kontynuował Natsu.
- Dragneel!
Dopiero gdy Gajeel na niego ryknął, rozwścieczony młodzieniec nieco się powściągnął. Przelotnie zerkając na bladą niczym ściana Lucy, prychnął pod nosem.
- Odezwij się jeszcze choćby słowem... - Ostrzegł Rustyego i po chwili, gdy wystraszony jeniec potrząsnął gorliwie głową, odsunął od niego pistolet. Otwierając drzwiczki Peugeota, siłą wyciągnął Rosego na zewnątrz. Reszta także pospiesznie wysiadła z samochodu, a kiedy znaleźli się zaledwie na wejściu nieco zaniedbanej posesji, drzwi od domu numer czternaście otworzyły się.
- Kogo moje oczy widzą! - przywitał ich męski głos.
Natsu popchnął Rustyego do przodu, samemu stając w miejscu. Pojmany mafioza omal nie potknął się o własne nogi, lecz przed upadkiem uratowała go Ultear, która wybiegła z domu i łapiąc go, mocno przytuliła do siebie.
- Rusty, ty żyjesz! Tak się cieszę! Nic ci nie zrobili?! - wołała, ujmując jego twarz w dłonie.
- To wszystko jest jednym, wielkim nieporozumieniem. Naprawdę... - wtrącił Redfox, kierując swoje słowa do mężczyzny, stojącego w progu domu. - Naprawdę bardzo nam przykro.
- Wzięliśmy waszego przyjaciela za kogoś innego - dodał Gray, który wyjął z bagażnika pięć drewnianych skrzynek. - Najlepsza whisky w mieście. Specjalnie dla was, w ramach przeprosin.
Fullbuster chciał podejść do mężczyzny, ale nagle Ultear stanęła mu na drodze. Przyjrzała się mu z wściekłością, po czym zrzuciła skrzynki z rąk Graya. Butelki, znajdujące się wewnątrz popękały z hukiem, a cała ich zawartość zaczęła wyciekać pod nogi Fullbustera i Milkovich.
- Wiecie gdzie mamy waszą gorzałę?! W...
- Skończ, Ultear.
Gospodarz domu uciszył rozjuszoną kobietę jednym słowem. Kobieta aż gotowała się ze złości, ale odsunęła się na bok, gdy mężczyzna podszedł do niej spokojnym krokiem.
- Po co te sceny. Przyszli przeprosić, więc porozmawiajmy - zaproponował, stoicko obserwując każdego z gości. Na samym końcu jego wzrok spoczął na stojącej najdalej blondynce. Jej widok wywołał szeroki, lecz ani trochę przyjazny uśmiech na jego twarzy. - Myślę, że się dogadamy.
- Siergain...
Natsu zerknął efemerycznie na Heartfilię, kiedy ta przylgnęła do jego pleców i wyszeptała nieznane mu imię. Starał się nie reagować, lecz gdy jej palce kurczowo zacisnęły się na jego barkach, zacisnął wargi, a jego mięśnie samoistnie się spięły. Nie wiedział dlaczego, ale Lucy była przerażona.
- Nie rozumiem - zaśmiał się nerwowo Redfox na stwierdzenie mężczyzny. - Chcieliśmy tylko przeprosić za to niefortunne zajście i odwieźć pana Rosego do domu. To tyle.
- Nie wydaje mi się - Jikurein również się zaśmiał. Wymijając Rustyego, Ultear i Graya, stanął przed Redfoxem, a jego sztuczna radość zniknęła z twarzy w trymiga. - Jaja sobie robicie? - Jego głos był opanowany i zimny, jednak na tyle stanowczy, że każdy zdołał go usłyszeć. - Zagarniacie sobie całą północną część miasta, jakby to się wam od zawsze należało, kradniecie nam potencjalnych klientów i interesy, znacznie zmniejszając nasze dochody, a teraz jeszcze rozpierdalacie nasz biznes na Unleashed Road i porywacie naszego przyjaciela. Przez piętnaście lat był spokój, aż nagle znikąd zjawiacie się wy - członkowie rodziny Fairy Tail, którzy wyrastają jak pieprzone grzyby po deszczu i sieją spustoszenie. Myślicie, że wszystko zostanie puszczone wam płazem? 
Atmosfera zrobiła się strasznie napięta. Natsu dostrzegł, że zarówno jego towarzysze, jak i wspólnicy Siergaina powoli sięgają dłonią za pas. On zrobił to samo, stykając opuszki palców z kaburą swojego pistoletu.
- Wróżki, hah... Jesteście raczej jak szarańcze. Jak plaga, którą trzeba wytępić. Znowu.
Każdy, prócz Lucy i Rosego wyprostowali ręce, w których dzierżyli broń. 
- Powiedziałeś o jedno słowo za dużo - wycedził przez zęby Redfox, niemalże przyciskając lufę Walthera do czoła Siergaina i nie zważając, że jego przeciwnik zrobił to samo ze swoim TT wz. 33 - pistoletem, który był wyłącznie do dyspozycji dla magnolskiego wojska.
Gray w tym czasie, przewidując, że tak mogą potoczyć się sprawy, w ułamku sekundy zaszedł wpatrzoną w Jikureina Ultear od tyłu i przycisnął końcówkę Colta do potylicy kobiety. Natsu natomiast z daleka mierzył do Rustyego, chroniąc tym plecy Fullbustera.
- ...No dobrze, niech będzie - rzekł niespodziewanie Siergain, unosząc w górę ręce i pomimo broni, skierowanej pomiędzy oczami, ponownie serdecznie się do wszystkich uśmiechnął. - Nikt nie jest nieomylny, nieprawdaż? Przyjmujemy wasze przeprosiny.
Wyciągnięte pistolety niespiesznie zaczęły opadać. Nikt jednak nie czuł się na tyle pewnie, by stracić czujność.
- Zrozumieliście swój błąd i przyszliście go naprawić. To się ceni - kontynuował gospodarz posesji. - Szkoda by było, by ktoś umierał w tak ładny, słoneczny dzień... Dlatego dziękujemy wam za fatygę, ale będzie lepiej, jeżeli już stąd pójdziecie.
- Co ty wygadujesz, szefie! - wrzasnęła Ultear, stawiając kilka kroków w jego stronę. - Chyba nie chcesz ich tak po prostu puścić!
- A dlaczegoż by nie? Przecież przeprosili, więc wszystko jest okej.
Lucy puściła ramiona Dragneela i oburącz złapała za jego przedramię, zwisające luźno wzdłuż ciała.
- Natsu, chodźmy stąd. Błagam... - wyszeptała mu do ucha i delikatnie próbowała go zaciągnąć w stronę Peugeota, lecz on ani drgnął, wciąż wpatrując się w członków Grimoiru. Wiedział, że to jeszcze nie koniec. Widział to w nieszczerej, podstępnej twarzy uśmiechniętego Jikureina.
- ... Wszystko jest okej. Prawda, panno Heartfilio?
Wzrok wszystkich skupił się na blondynce, stojącej za Natsu. Tylko Dragneel nieustępliwie wlepiał oczy w mężczyznę z tatuażem. Z gniewem obserwował jego ucieszoną mordę i rękę, wyciągniętą w stronę Lucy, ale drgnął niespokojnie, gdy poczuł, że dziewczyna powolutku go puszcza.
- No, na co czekasz. Chodź do nas, kochana - zachęcał ją Siergain, lecz strwożona dziewczyna zaczęła się wycofywać. 
- N...Nie chcę... - wydukała roztrzęsionym głosem. To wystarczyło skołowanemu dotąd Natsu.
- Panno Heartfilio, proszę tego nie utrudniać - poprosił Jikurein nieco bardziej zdecydowanym tonem.
- Chyba nie dosłyszałeś, więc za nią powtórzę - zawołał Dragneel, wyciągając do tyłu rękę i po omacku złapał dłoń dziewczyny. - Powiedziała, że nie chce. Więc nigdzie nie idzie.
Tym razem Siergain zaśmiał się w głos.
- Widzę, że mamy przed sobą kolejnego prawnika! Myślę jednak, że panna Heartfilia umie sama o sobie decydować. I zrobi to, o co ją poproszę.
Ku zaskoczeniu członków Fairy Tail i uciesze Jikureina, Lucy nieśmiało wyminęła Natsu. Zaczęła iść w stronę mężczyzny z tatuażem, lecz Dragneel z całej siły ścisnął dłoń Heartfilii i przyciągnął ją z powrotem do siebie. 
Owszem, Lucy nie była nieustraszona. Miała swoje lęki, a jej moralność była zapewne większa, niż wszystkich pozostałych, zgromadzonych wokół ludzi. Mimo to, Natsu nigdy nie mógł powiedzieć o dziewczynie, że jest tchórzliwa. Kiedy trzeba było, potrafiła wziąć się w garść i zawsze trzymała głowę na karku. Nigdy przedtem jej takiej nie widział - rozdartej i w zupełnej rozsypce. Nie była sobą.
- Chyba czegoś nie rozumiesz, młody człowieku - Siergain wyraźnie zaczął tracić cierpliwość. - Porwaliście nam przyjaciela, chcemy za to coś w zamian. Chcemy ją. - Mężczyzna z tatuażem wskazał palcem na struchlałą blondynkę. - Tylko na pięć dni, to chyba uczciwa propozycja. Obiecujemy, że nie zrobimy jej nic więcej poza tym, co wy zrobiliście Rustyemu...
Kpina, wylewająca się z ust i postawy Jikureina sprawiła, że Natsu omal nie wybuchł. Cała ta konwersacja była jakimś chorym żartem. 
- Nie mam pojęcia, o co tu chodzi, ale wiem jedno. Ona. Nigdzie. Nie idzie -  Dragneel oznajmił bezwzględnym tonem, przyciskając do torsu wstrząśniętą Lucy i wycelował Desert Eagle'a w Siergaina.
Zniesmaczony gospodarz pokiwał głową, a następnie z niebywałą prędkością dobył swój pistolet. Wymierzył lufą prosto w tulącą się do Natsu dziewczynę, jednak nie zdążył pociągnąć za spust. Z jęknięciem upuścił broń, gdy Gray przestrzelił mu zaciśnięte na kaburze palce. 
- Do samochodu! - zawołał, wraz z Gajeelem osłaniając Dragneela i Heartfilię. Obie strony na krótko wymieniły ze sobą ogień, ale członkowie Fairy Tail byli za bardzo skupieni na ucieczce, zaś Ultear, po oddaniu zaledwie trzech strzałów, kucnęła obok krwawiącego i trzymającego się za dłoń Jikureina.
- Kurwa mać! - zawołał, sięgając sprawną ręką po porzucony pistolet i strzelił dwukrotnie w kierunku auta, do którego wsiadała prawniczka z gangsterami. Pudłując, wybiegł na środek jezdni, kiedy samochód ruszył na ulicy Hoboken Vale z głośnym piskiem. Czując jeszcze smród spalonej gumy, zużył cały magazynek, próbując przestrzelić opony Pegueota. Niestety jako mańkut, nie potrafił sprawnie posługiwać się prawą ręką i nie oddał ani jednego celnego strzału. 
...
- Nie tak załatwia się sprawy polubownie. Don mnie zajebie - jęknął Fullbuster, cisnąc na pedał gazu, gdy tylko wyjechali na pierwsze ulice Magnolia Center.
- Trzeba było pozwolić mi pójść - mruknęła Heartfilia ze zduszonym gardłem, a siedzący obok niej Natsu zmroził ją spojrzeniem.
- Nie o to mi chodziło, Lucy - Gray pospieszył z wyjaśnieniem, myśląc, że dziewczyna odebrała jego słowa za bardzo personalnie.
- Czego oni w ogóle od ciebie chcą? - dociekał przy okazji Gajeel, jednak prawniczka na słowa obu mężczyzn pokiwała przecząco głową.
- Trzeba było pozwolić mi pójść - powtórzyła się. - Zostawić mnie tam.
- Wkurwiasz mnie już! - ryknął nagle Dragneel, łapiąc ją za ramię. - Co ty, samarytankę z siebie robisz, czy upadłaś na głowę?!
Lucy spojrzała na niego ze łzami w oczach.
- Nie macie pojęcia, do czego są zdolni. Do czego on jest zdolny... - załkała, chowając twarz w dłoniach. Nie oderwała ich nawet wtedy, gdy ucisk na jej ramieniu znacznie się wzmocnił.
- Tsh. To oni nie wiedzą, w co się właśnie wpakowali. Plaga, którą znów trzeba wytępić... Pożałuje, sukinsyn, tych słów - warknął z nienawiścią.
Redfox zlustrował w przednim lusterku zapłakaną Heartfilię oraz Natsu, który trzymając jej bark, z marsową miną wpatrywał się w krajobraz za oknem.
- Musimy czym prędzej powiedzieć o wszystkim Donowi - mruknął do Fullbustera, nie widząc w osobach na tylnych siedzeniach odpowiednich rozmówców. Lepiej było ich teraz zostawić samopas, żeby się uspokoili.
- Wiem - furknął Gray, zaciskając dłonie na kierownicy. - Za chwilę będziemy na komisariacie.


O rety, kotlety xD Jak ja dawno nie pisałam żadnych strzelanin! Czuję, że mocno wyszłam z wprawy, a jednocześnie czułam tyle radości z pisania tej sceny... Cóż, będę miała niebawem okazję podszlifować tą umiejętność - jeszcze trochę i będzie się działo :D
Bardzo chciałam wrzucić ten rozdział już dziś, a że jestem już bardzo zmęczona to póki co wrzucam go bez poprawek. Pewnie znajdziecie nie jeden błąd... Ale mam także dobre wieści: następny rozdział pojawi się w przyszłym tygodniu. Jak od dłuższego czasu nie miałam cierpliwości i weny do tego opowiadania (taka chwilowa niemoc), ta teraz aż mnie rozpiera, by pisać, pisać i pisać! Mam wrażenie, że wracam do gry, hehe.
Możecie za to podziękować drogiej Ruffian, której dedykuję ten rozdział 😘😘😘. 
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Będzie mi niezmiernie miło, jeżeli podzielicie się opinią na jego temat w komentarzach 😄. Trzymajcie się cieplutko i do zobaczenia niebawem, dziubki!

9 komentarzy:

  1. Osz Ja pierdykam..! Normalnie bym tu przeklinala jak szewc ale nie no trzeba troche kultury xD..
    Po pierwsze dziekuje ci kochana za dedyka, czuje ze mojE serce tloczy jeszcze wiecej krwi niz powinno po tym rozdziale, OH SZIT BO NIE MOGE SIE USPOKOIC. Czytalam go z ogromnym bananem na twarzy. Do tej pory glosno wzdycham i probuje rozluznic szczeke ale nie moge!! Zaczne od.. Biedny Gajeel, Jet i Droy :( Nie myslalam ze Levy az tak nerwowa bedzie! Balabym sie jej ale racje miala co do palenia papierosow. Ciezarna nie powinna wgl wdychac tego gowna :/ Takze Gajeel, oganrij dupsko xD
    Jak zwykle moge narzekac ze za malo NaLu ale i tak bylo o wiele lepiej serio! Czytajac ten moment mialam gesia skorke na ciele, uwierz mi. Widac i czuc ze mu na niej cholernie zalezy i walczy w jej obronie jak lew. Biorac pod uwage poczatek ich znajomosci i jego stosunek co do niej to duzo sie zmienilo. Bardzo na plus! Kocham Twojego Natsu :* !! Ten gest kiedy pociagnal ja za nadgastek i przybil do swojego torsu mnie urzekl do konca.. To bylo takie.. takie.. omg ja tez chce takiego bad boya >.< !
    Ciesze sie tez ze Lucy nie jest ciapa i ze Dragneel to u niej ceni <3. Dobra chyba musze ochlonac. Nie pozostaje mi nic innego jak cieszyc sie ze next rozdzial bedzie na dniach bo chyba powyrywam wlosy z glowy! Weny sle i rozwiniecia tego naszego NaLu ;3 Az chyba sama sie zaraz wezme za rozdzial. XD ! I.. tak do tej pory nie moge rozluznic szczeki :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na dedyka zasłużyłaś jak najbardziej, bez ciebie ten rozdział nie powstałby tak szybko, więc to ja powinnam dziękować :3.
      Co do Levy, to wiesz, już niewyspanie i nerwy robią swoje - w końcu całą noc czekała za ukochanym :( A dodaj jeszcze hormony i zmęczenie ciążą... Chłopaki się doigrali i tyle xD.
      Dla ciebie to zawsze będzie za mało NaLu, hehe. Niemniej bardzo się cieszę, że rozdział tak ci się spodobał i wzbudził tyle emocji! Tylko mi następnym razem na zawał nie zejdź xDDD.

      Usuń
  2. Doczekałam się rozdziału!!!
    Levy rozwaliła system, jak zawsze. Niech się Redfox modli, żeby bobo nie wdało się w mamuśkę z charakteru, bo inaczej wróżę mu emeryturę na prochach uspokajających. No właśnie, my już sporo czasu na bobo czekamy i tak się zapytam kulturalnie - kiedy i czy w ogóle się go doczekamy?

    Gildrast i Mira? Wysrałam oczy (Napisałam! Czy pani prezes jest zadowolona?xD) bo stawiałam na seksy Cany z Laxusem, a tutaj jej ojciec się zabawiał z młodą dupą.xD Kolejne pytanie: To coś poważnego czy tylko seksy? Błagam, niech będzie to drugie, bo tą parą zniszczysz mi resztki psychiki, jakie pozostały w mojej mózgownicy. Nie, ale serio, jak ja teraz będę patrzeć na kanoniczną Mirę?! Kaczka by cię kopła, Yasha!!! D:

    Osobiście Whisky nie lubię, ale jakby mi przywieźli "najlepsze na mieście", to bym przyjęła. Głupi babsztyl musiał zniszczyć wszystkie butelki. Mogła zostawić chociaż jedną, mieliby czym opijać swoje negatywne emocje względem FT, a tak? Dupa jasna, ot co.D;

    Makarov, weź się odpiernicz... Albo odpowiedz mi na trzecie pytanie: Czy ty jako młodzieniaszek nie myślałeś fiutem? Nie wydaje mi się albo się mylę. Ale tak na serio, jak na początku sytuację dało się odkręcić, tak teraz Don urwie wszystkim jaja. No, ale czego się można było spodziewać, skoro wszyscy w FT są w gorącej wodzie kąpani?xD

    Szarańcze...? W sumie, pasuje jak ulał.xDDD

    Mańkut...? Czuję się w tej chwili zielona.xDD

    Okej,zapewne czegoś zapomniałam napisać, ale już mnie palce bolą, więc resztę napiszę jak wrócę do łask stacjonarnego internetu.^^`

    Pozdrawiam i czekam na dalszy ciąg, bo mnie zaciekawiłaś!
    Ginny K.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no, doczekałaś się :D :***
      Wróżysz emeryturę Redfoxowi na prochach? Ginny, chyba muszę ci coś przypomnieć xD
      I bobo będzie, ale natury nie pogonisz, trzeba swoje odczekać. A że autorka opka pisze tak wolno, to do niej możesz mieć pretensję (ale lepiej nie, bo autorka się boi xD)

      Mówiłam, że zrobię papkę z mózgu? Mówiłam? :D Na pytanie czy to tylko seksy czy coś więcej, nie odpowiem. Musisz poczekać i dowiedzieć się z rozdziałów w swoim czasie ;).

      Ja za whisky też nie przepadam. W ogóle za alkoholem... Mówi to ta, co dwa dni do siebie po sylwku dochodziła, bo tak sobie pochlała, dobra nvm, nie było tematu xD

      I Ginny, każdy facet czasem myśli kroczem :| A niektórzy to już w ogóle mózgi z fiutami pozamieniały się miejscami - co zrobić x'D.

      Też myślę, że szarańcze do nich bardziej pasują :'D. Mańkut to określenie na osobę leworęczną ;).

      Szykuję spa dla twoich paluchów i ślę buziaki :*** Dziękuję!

      Usuń
  3. Ooo! Uno, Levy wygrała po prostu wszystko, jest mistrzynią, mentorem, bestbitchinthecity!!
    Dos, nigdy tak szeroko nie otworzyłam buzi ze zdziwienia, jak kiedy przeczytałam kogo nakryła Cana XD szok i niedowierzanie, uwielbiam
    Tres, było mi przykro jak widziałam jak zachowuje się Lucyna:( nasza bidulka. Niech ten różowy głąb ją pocieszyć przytuli pocaluje A nie na nią krzyczy:(
    Nic tylko życzyć dużo weny, czekam na te szybkie nowości z niecierpliwością! Pozdrawiam cieplutko! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uno - Levy to największy baddas tego opka. Nikt i nic tego nie zmieni xD.
      Dos - tak myślałam, że was to zaskoczy. Mission completed :D.
      Tres - no cóż mogę rzec... poor Lu :c. A Dragneel to nie powinien dawać korepetycji z pocieszania, fakt xD
      Cuatro - ... I aż sobie pod nosem zaśpiewałam "I know u want me" Pittbulla xDDDDDD
      A tak poważniej, to dziękuję ślicznie za komentarz :**

      Usuń
  4. Levy zaraz się włączą lasery w oczach :D Ale rozumiem jej wkurw, niedobry Gajeel! Wiedziałam, że to nie pójdzie tak łatwo, ale nie spodziewałam się, że Lucy się będzie chciała oddać. Natsu tutaj zasługuje na oklaski, tak dzielnie jej bronił. Ale Mira i Gildarts?! Rozjebałaś mi mózg!!! Rozdział super, czekam na kolejny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz skojarzyła mi się Levy jako taka Godzilla z laserami z oczu xD Jeśli chodzi o Lu, że chciała dobrowolnie pójść... To chyba tylko świadczy o tym, jak bardzo boi się Siergaina i tego, co może zrobić. Podkreślę to jeszcze przy najbliższej okazji ;D.
      I tak, wiem, Mircia i Gildarts... Ale mam radochę z waszego zaskoczenia haha xD.
      Next będzie niebawem, także mam nadzieję do zobaczenia wkrótce ;) I ślicznie dziękuję za komentarz <3 :*

      Usuń

Wasze komentarze cieszą mnie jak mało kogo, jednak nie zaklepujcie miejsc. To nie ważne, kto jest pierwszy, kto ostatni. Takie wpisy zostaną usunięte.
Wszelkie pytania kierujcie do spamownika.
A jak przeczytałeś rozdział, to pozostaw po sobie ślad.
Jesteś anonimem? Podpisz się jakoś.

Całusy dla was śle z góry wdzięczna Yasha ^.^