11 sie 2013

Rozdział 6 "Ząb za ząb"

Sobota, godz. 21:32
Zachodzące słońce oświetlało całe miasto pomarańczem, a chłodnawy wiatr zwiastujący nadejście jesieni mierzwił włosy przechodniów. W pobliżu cmentarza, do którego zmierzał Metalicana było cicho i spokojnie, jakby wszystko wokół wyciszało się wraz z nim. Bez namysłu minął starszą kobietę siedzącą na turystycznym składanym krześle, która prowadziła przed bramą mały stragan ze zniczami i chryzantemami. Nie zwrócił na nią uwagi, potraktował jak część otaczającego go krajobrazu - a szkoda, bo może wtedy dostrzegłby, że bordowa chusta staruszki kryje pod sobą twarz mężczyzny...
Zmierzając w stronę właściwego nagrobka miał nadzieję spotkać tam Gajeela, jak z resztą zawsze gdy chłopak nie wracał do domu. Choć Metalicana dawał z siebie wszystko, by stworzyć siedmiolatkowi normalny dom i szczęśliwe dzieciństwo, za nic w świecie nie mógł zastąpić mu matki, która zmarła na ich oczach. Ani ojca, którego on sam zabił w napadzie złości.
Idąc i rozmyślając o wydarzeniach mających miejsce cztery lata temu nie zauważył również grabarza, który dopiero co wykopał świeże miejsce pochówku. Nie dostrzegł również tego, że pokryty ziemią mężczyzna z łopatą w prawej dłoni uważnie się mu przygląda...
Tak jak przypuszczał, czarnowłosy chłopiec stał naprzeciw kamiennej płyty swojej rodzicielki. I choć smuciło go to, że Redfox nie może oderwać się od przeszłości odetchnął z ulgą, przynajmniej wiedział gdzie czerwonooki przebywa i że nic mu nie grozi. Mężczyzna wzdychając pod nosem przystaną w miejscu, postanowił poczekać i mu nie przeszkadzać. Chcąc zabić czas sięgnął do kieszeni spodni po papierosa, nie spodziewał się jednak, że w tym czasie ktoś będzie chciał zabić jego.
Nawet nie zorientował się, kiedy cios zadany mu w tył głowy powalił go na ziemię. Z sykiem chwycił się za obolałe miejsce i próbował wyłapać ostrość wzroku, którą na moment utracił. Gdy obraz przed oczami przestał się rozmazywać, dostrzegł przed sobą dwie męskie postury - jedna z nich dzierżyła sporych rozmiarów łopatę, druga zaś zdejmowała coś z głowy. Coś, co przypominało chustę.
Zanim zdołał cokolwiek zrobić został kopnięty w żebra, tak mocno, że odruchowo przeklnął głośno i skulił się zaciskając pięści. Za każdym razem gdy próbował wstać spotykało go do samo, cios w brzuch, atak w płuca, uderzenie tępym narzędziem w głowę.
-Kim wy jesteście… Wycharczał wypluwając z buzi wykruszony ząb wraz z ciemną krwią, która zalewała również jego łuk brwiowy. -Czego chcecie…
-Pokazać ci gdzie twoje miejsce. Metalicana usłyszał ochrypnięty baryton i poczuł jak chwytają go za nogi. Ciągnęli go w nieznane mu miejsce w ciszy, on też nic nie mówił. Nie miał siły się sprzeciwiać, lecz miał za to świadomość tego, że jeśli będący niedaleko Gajeel go zobaczy - będzie po nim.
Nagle został wrzucony w głęboką dziurę, uderzając twarzą o wilgotną glebę zakaszlnął dwa razy, ale i uśmiechnął pod nosem. Bo oto nadciągnęła jego szansa. Lekko drżącą od bólu dłonią sięgnął pod marynarkę, po swój pistolet. Jednak gdy odwrócił się z lufą wycelowaną na powierzchnię nie dostrzegł nikogo.
-Co to kurwa za durnowate żarty! Ryknął wściekły, ale wokół niego panowała zupełna cisza. Mimo, że opadał z sił podniósł się i zaczął wspinać się po brunatnej ziemi. Kujące żebra i okolice płuc uniemożliwiały mu swobodne oddychanie, pokryta krwią twarz ograniczała mu widoczność, ale i tak uparcie parł do góry. Cały jego schludny szary garnitur ubrudzony był teraz ciemnym piaskiem, pod jego paznokcie przedostały się grudki gleby, lecz w tej chwili nie miało to najmniejszego znaczenia. Najważniejsze było to, że udało mu się wydostać z tej przeklętej dziury.
Wyprostował się i dostrzegł z daleka idącego w jego stronę Gajeela. Chłopiec również go zauważył, choć z początku nie poznał. Zdziwiony młodzieniec otworzył szeroko oczy, nie miał pojęcia dlaczego mężczyzna ledwo trzyma się na nogach i kiwa przecząco głową. Po chwili jednak zrozumiał. Zrozumiał to, gdy widok na byłego gangstera zasłoniło mu dwóch uzbrojonych mężczyzn.
Huk strzału przerywający ciszę na cmentarzu spłoszył czarne kruki zasiadujące na drzewach, przestraszone odleciały głośno kracząc. A schowane zza nagrobkami dziecko mogło jedynie przypatrywać się z ukrycia, jak obcy mu ludzie zakopują martwe ciało Metalicany, jedynej osoby, która dotąd została mu na tym świecie.
Z trudem opanowywał płacz, skulony, trzymając się za usta czuł nadchodzące z szoku mdłości. Strach wydostający się z niego na zewnątrz sprawiał, że całe jego ciało trzęsło się, nie mógł tego powstrzymać. Siedział tak do momentu, aż słońce zupełnie zaszło za horyzont, choć mafiozi już dawno odeszli z tego miejsca. Nie wiedząc co robić zaczął powoli podchodzić do świeżo zakopanego grobu, a gdy stanął tuż przed nim upadł na kolana i gołymi palcami zaczął rozkopywać świeżą ziemię. Coraz szybciej, coraz głębiej...
Ostatnie słowa Metalicany, które dosłyszał odbijały się echem w jego głowie. Jak łzy, które jedna po drugiej skapywały mu na brudne od gleby dłonie.
-To nie żart… To nie żart… Powtarzał bezustannie, jakby chciał odpowiedzieć Metalicanie i jednocześnie samemu sobie uświadomić, że to co widział stało się naprawdę. Powoli zaczęło do niego dochodzić, że jego starania nie mają żadnego sensu, że nawet jeśli dokopie się do dna, zastanie tam tylko martwe ciało. Że został na tym świecie zupełnie sam.
-Tato…TATO! Wrzasnął na całe gardło wyrzucając z siebie całą złość i rozpacz. Płacząc położył się na grobie i garściami zaczął tulić do siebie ziemię.
-Tato… Jęknął raz jeszcze, tak bardzo pragnął, by to usłyszał. Ten pierwszy i ostatni raz, gdy nazwał go ojcem.

- - - - - - - - - - 

Niedziela, godz. 10:28
Layla siedziała na tarasie przed ogrodem i z ciepłym uśmiechem przyglądała się dwóm bawiącym się dzieciom. Swojej trzyletniej córce Lucy i jej pięcioletniemu przyjacielowi Lokiemu, który często przychodził się z nią pobawić. Jej męża jak zwykle nie było w domu, lecz odkąd Jude po aferze na moście Oak zyskał ogromny rozgłos, miał tyle pracy, że w domu na przedmieściach bywał jedynie gościem. Nie czuła się jednak samotna, miała Lucy, która swym uśmiechem rozświetlała jej każdy dzień. W oddali usłyszała nagle dziwne trzaski, a następnie paniczne krzyki służącej. Layla nerwowo uniosła się z krzesła i zaniepokojona spoglądnęła w stronę korytarza. Usłyszała strzał i domyślając się, kto mógł zawitać do jej mieszkania pospiesznie zawołała dzieci do siebie. Lucy i Loki słysząc odgłosy obcych w ich mieszkaniu spojrzeli na blondwłosą kobietę z niepewnością.
-Mamo, kto to jest? Spytała przestraszona dziewczynka, a w odpowiedzi do salonu wtargnęli gangsterzy w długich płaszczach. Layla w ostatniej chwili zdążyła uciec z maluchami do sypialni i pospiesznie zamknęła drzwi na klucz. Niemal od razu okrągła złota klamka zaczęła poruszać się na boki, ktoś szarpał nią z drugiej strony i walił pięściami w białe drewno.
-Otwieraj! Ryknął mężczyzna o niskim barytonie, ale kobieta ich nie posłuchała. Otworzyła okno na oścież, a następnie sięgnęła po czarne pudełko schowane pod łóżkiem. Podała je przestraszonej córce i wraz z jej przyjacielem wepchnęła ich do szafy przykrywając garniturami i sukniami. Lucy zaczęła płakać, lecz wtedy Layla uśmiechnęła się nerwowo i chwyciła ją za policzki.
-Posłuchaj Lucy, w tym małym pudełeczku jest pewna kartka, którą musisz starannie ukryć. Nie możesz jej nikomu powierzyć, ani o niej mówić. Nawet tatusiowi, rozumiesz?
Odgłosy dobijania się do sypialni stawały się z każdą chwilą głośniejsze, a trzylatka ledwo zauważanie potwierdziła skinieniem podbródka. Była przerażona, tak samo jak Loki.
-Kiedyś przyjdzie do ciebie starszy pan, jego imię i nazwisko jest tam zapisane. Tylko jemu możesz przekazać ten dokument, to bardzo ważne.
Szarpane dotąd drzwi stanęły w spokoju.
-Pospiesz się! Usłyszeli wrzask mężczyzny dobiegający z salonu, a Layla zacisnęła mocniej usta.
-Loki, dbaj o moją córeczkę. I jeśli będzie taka trzeba… w pudełku jest jeszcze coś, użyj tego. Bądźcie cicho i nie wychodźcie stąd choćby nie wiem co się działo. Dodała na koniec roztrzęsionym głosem i zamknęła ich w szafie.
-Mamo! Zawołała Lucy, ale Loki zatkał jej usta dłonią i pokiwał przecząco głową. Z ogromnych brązowych oczu dziewczynki pociekły łzy.
Rozległ się kolejny strzał oraz odgłos brzęczącego metalu upadającego na panele. Gangsterzy przestrzelili zamek w drzwiach i otworzyli je kopnięciem nogi, a kobieta podbiegła do otwartego okna.
-LUCY UCIEKAJ! Zawołała chcąc przekonać bandytów, że dziewczynka uciekła z mieszkania. Jeden z nich podszedł do Layli i chwytając ją za włosy odciągnął od parapetu, starsza Heartfilia przeleciała z krzykiem przez pół pokoju i upadła na ziemie.
-Gadaj, gdzie schowałaś akt własności baru! Warknął drugi klękając obok leżącej blondynki i przystawił lufę pistoletu do jej lewej piersi.
-Nie mam pojęcia o czym wy mówicie!
-Zła odpowiedź. Szatyn uśmiechnął się złośliwie i pociągnął za spust, a nabój pistoletu przedziurawił jej serce.
Lucy i Loki widzieli całe zdarzenie przez niewielką szparę w drzwiach szafy, dziewczynka zawyła z przerażenia, ale pięciolatek przycisnął ją siebie i stłumił jej wrzask.
-Słyszałeś to? Spytał jeden z przybyszy rozglądając się po pokoju, a mężczyzna który postrzelił Layle wyprostował się powoli i zlekceważył jego uwagę.
Chłopiec ukryty w szafie czuł jak ciało trzylatki całe się trzęsie, był równie przerażony co ona. Obiecał jednak, że będzie ochraniać Lucy i miał zamiar dotrzymać danego słowa. Otwierając czarne pudełko zobaczył złoty, grawerowany zdobieniami rewolwer i niepewnie chwycił go w drżącą dłoń.
-To chyba coś z szafy… Kontynuował swoje domysły jeden z gangsterów.
-Przestań pieprzyć i szukaj tego aktu! Wrzasnął jego towarzysz i otwierając wszystkie szuflady nerwowo wyrzucał całą ich zawartość na podłogę. Facet jednak nie posłuchał i z zaciekawieniem podszedł do szafy. Schowane dzieci słyszały powoli zbliżające się kroki, a gdy wszystko ucichło ciało mężczyzny przysłoniło im światło przedostające się do wnętrza mebla przez szparę. Nagle Loki dostrzegł jasnoniebieskie oko zaglądające przez szczelinę i zamykając mocno swoje powieki wyciągnął przed siebie broń. Pociągnął za spust i strzelił, ale odrzut rewolweru odepchnął go na tylną płytę szafy tak mocno, że wszystkie drewniane półki pospadały mu i Lucy na głowy.
Drugi mafioza słysząc huk odwrócił się napięcie i oniemiał, gdy dostrzegł na dywanie martwego kompana. Mężczyzna leżał niedaleko Layli z przedziurawioną na wylot głową, a krwią brudził białą wykładzinę. Szatyn momentalnie zerknął na szafę i marszcząc brwi wycelował w nią pistoletem. Dziewczynka w tym czasie zaczynała odzyskiwać przytomność, którą na chwile straciła.
-Loki… Loki. Szeptała dostrzegając w ciemnościach nieprzytomnego przyjaciela przygniecionego deskami i ubraniami. Obok niego leżał złoty rewolwer i kartka, która wypadła z pudełka od jej matki.
-Wyłaź! Krzyknął mężczyzna i po chwili strzelił w mebel, a przestraszona blondynka skuliła się w kłębek i zapłakała jeszcze głośniej.
-Przepraszam Loki! Zawołała porywając ze sobą dokument oraz rewolwer od matki, który ledwo trzymała w drobnej dłoni i wybiegła z szafy jak strzała. Przebiegła po brzuchu postrzelonego w twarz gangstera i nie patrząc za siebie uciekła w stronę wyjścia z mieszkania. Starała się nie myśleć o nieprzytomnym rudowłosym chłopaku, którego zostawiła w szafie, ani o martwej matce. Zostawiła też ranną służącą, która ledwo przytomna siedziała w kącie przy samym wyjściu z mieszkania i ciężko oddychała.
-Panienko Lucy, zadzwoniłam już na policję! Wycharczała pracująca dla Heartfiliów kobieta i gestem ręki pokazała dziewczynce, że ma uciekać. Nawet gdyby jej tego nie zasugerowała, zrobiłaby to. Zapłakana wybiegła na zewnątrz i schowała się w krzakach rosnących obok sąsiedniego domu. Po kilku sekundach usłyszała wrzaski służącej i kolejny strzał, który skutecznie ją uciszył. W duchu modliła się o to, by chociaż Loki, którego zostawiła wyszedł z tego cało.
Ścigający ją szatyn wyskoczył na dwór i rozglądając się w około dyszał ze złości. Zanim jednak postawił pierwsze kroki rozległy się policyjne syreny. Nieco zdezorientowany pobiegł w końcu do swojego samochodu i odjechał z miejsca zbrodni z piskiem opon. Gdy odjechał na bezpieczną odległość Lucy wbiegła z powrotem do domu, ominęła martwą już służącą i płacząc głośno wparowała przez salon do sypialni rodziców.
-Loki! Zawołała widząc zapłakanego przyjaciela kucającego przy Layli. Omijając postrzelonego śmiertelnie mafioze uklękła obok chłopca i pogłaskała chłodny, poplamiony krwią policzek swojej matki. Policyjne syreny były coraz głośniejsze, a Loki zerkając na zdruzgotaną, zapłakaną przyjaciółkę podał jej puste czarne pudełko. Wzięła je, i chowając do środka złoty rewolwer oraz powierzony dokument schowała pakunek między ścianą, a szafą w której się przed chwilą ukrywali. Zrobiła to tuż przed tym, jak do pokoju wtargnęli mundurowi i siłą wyprowadzili przerażone dzieci z mieszkania.
-Zabili moją mamę… przez głupi papierek… Zabili ją… przez zwykłą kartkę papieru…
Lucy ogarnięta szokiem powtarzała te słowa jak w transie. Nie dochodziły do niej żadne pytania policji i ojca, który zjawił się przed domem chwilę po wtargnięciu policji. Nic do niej nie docierało, nic nie rozumiała, łzy przysłaniały jej wzrok, a łomot serca zagłuszał hałasy. Chciała zniknąć, znaleźć się przy matce. I wtedy przed sobą dostrzegła jej pozbawioną życia twarz. Wrzask jaki z siebie wydała ukazywał jak bardzo rozdarło się jej serce.

- - - - - - - - - -

Z zamyśleń wyrwało go chrapanie różowowłosego chłopca. Nie miał pojęcia jak to możliwe, by czterolatek wydawał z siebie takie odgłosy. Ani jak można spać do południa. Była jednak niedziela, a on pisał właśnie list... Przynajmniej starał się to zrobić, bo zasiadając przed pustą kartką papieru i piórem w dłoni zamyślił się na kilkanaście minut. Wspominał chrzciny Natsu, dzień w którym został jego...
Z pełną powagą i koncentracją zabrał się za pisanie, rozpisał się tak bardzo, że w mig wypełnił całą kartkę. Już miał ją schować do koperty, gdy pomyślał o Layli. I tym razem uśmiechając się pod nosem dopisał coś jeszcze.
Został jedynie podpis - i z tym miał chyba największy problem, nie wiedział bowiem, którą z trzech opcji wybrać. Westchnął ciężko i w końcu wypisał je wszystkie, chwycił za swój rewolwer i po cichu wyszedł z mieszkania, tak by nie obudzić śpiącego w najlepsze chłopca.
Wybiegł z kamienicy niemal od razu dorywając przejeżdżającą taksówkę. A gdy w niej siedział wpatrywał się w białą kopertę z podpisem „Dla Natsu”.
Igneel. Ojciec chrzestny. Ognisty Smok.
Sam ten podpis powinien mu większość wyjaśnić. Mruknął pod nosem wciąż nie mając pewności, czy dobrze robi. Wiedział jednak, że kiedyś Natsu musi dowiedzieć się całej prawdy. Nawet, jeśli jego zabrakłoby już na tym okrutnym świecie.

- - - - - - - - - - 

Niedziala, godz. 16:44
W ciągu ostatniego tygodnia Ur i Gray nie mieli powodów do zmartwień. Znaleźli tymczasowo skromną, mało przytulną i nie komfortową kawalerkę, ale nie narzekali. Otwarcie ich nowego warsztatu samochodowego okazało się strzałem w dziesiątkę, mieli pewność, że lada moment wydostaną się z tej nory obecnie zwanej przez nich mieszkaniem.
Ciemnowłosy czterolatek chętnie pomagał swojej ciotce. Choć był bardzo młody, to tak jak Ur pracował jak najwięcej, zapewne by nie myśleć o bolesnej stracie rodziców.
-Gray, podaj mi dwunastkę nasadową. Zarządała kobieta wyciągając rękę spod samochodu, pod którym leżała. Fullbuster bez słowa podał jej właściwy klucz.
Niespodziewanie drzwi do warsztatu otworzyły się na oścież, a zainteresowana tym faktem Ur wydostała się z podwozia auta. Porywając w ręce szary ręcznik zaczęła wycierać się ze smaru, którym była pokryta.
-Mogę w czymś pomóc? Spytała dokładniej przyglądając się dwóm mężczyznom w jasnobrązowych płaszczach, ich nieprzyjemne uśmiechy od razu nie przypadły jej do gustu. Ze zwątpieniem przystanęła w miejscu, lecz gdy tajemniczy przybysze wyciągnęli spod ubrań pistolety nie czekała ani chwili.
-Gray, uciekaj! Wrzasnęła, a chłopiec spojrzał na nią zdziwiony. Dopiero gdy rozległ się pierwszy strzał Fullbuster wstał na równe nogi, ale one ze strachu odmówiły mu posłuszeństwa. Ur chwyciła czterolatka za nadgarstek i zaczęła uciekać, z rozpędu wpadła bokiem na tylne drzwi warsztatu po czym wbiegła w szeroki zaułek.
-Tante, quoi ce passe?! (z franc. "Ciociu, co się dzieje?!") Wrzeszczał przerażony chłopak, kiedy uzbrojeni mężczyźni wyskoczyli za nimi, dostrzegając w którą stronę uciekają ruszyli w pościgu.
-Nie teraz! Wykrzyczała ciągnąc młodzieńca ze sobą i schylając głowę unikała kolejno wystrzeliwanych w jej stronę kul. Mimo to i tak nie uniknęła ran postrzałowych. Szarpnięciem otworzyła drzwi należące do pobliskiego zaplecza restauracji i nie przejmując się zdziwieniem pomocy kuchennej wtargnęła do środka. Gdy gangsterzy również znaleźli się w pomieszczeniu zaczęli strzelać gdzie popadnie, a ranna kobieta i chłopiec chowali się za przeróżnymi meblami i sprzętem kuchennym. Pracownicy restauracji zaczęli krzyczeć i panikować, również goście słysząc na tyłach lokalu strzały i hałasy zaczęli uciekać w popłochu. Ścigani schowali się za sporych rozmiarów piekarnikiem, a mężczyźni w płaszczach uspokoili się i skupili. Nie opuszczając broni zaczęli bacznie rozglądać się na boki i w ciszy przemierzali wnętrze kuchni.
-Schowaj się. Podenerwowana Ur szepnęła chłopcu do ucha i otwierając chłodnie znajdującą się obok nich wepchnęła go do środka.
-Tam jest! Zawołał jeden z gangsterów słysząc hałas, a kobieta odwróciła się z szeroko otwartymi oczami.
Popchnięty Gray potknął się o własne nogi i przewrócił na środku pomieszczenia gdzie panował przenikliwy ziąb. Nagle usłyszał strzał i przerażony odwrócił głowę do tyłu.
-CIOCIU!!! Zawołał ze łzami w oczach widząc, jak kobieta uderza kolanami na podłogę, a następnie opada twarzą na ziemię.
Jeden ze złoczyńców podszedł do Ur i nogą odwrócił jej ciało na bok.
-Martwa jak nic. Stwierdził wpatrując się bez jakichkolwiek uczuć w jej otwarte, puste oczy i dziurę w czaszce, z której wylewał się szkarłatny płyn. Na ten widok Gray dostał niekontrolowanych drgawek i ataku duszności, a mroźne powietrze z otwartej chłodni zaczęło drażnić jego wewnętrzne organy. Mężczyzna, który zabił Ur zaczął mierzyć pistoletem w jego stronę, lecz nawet nie pomyślał by się schować, nie miał dokąd. Niespodziewanie drugi z gangsterów chwycił swojego przyjaciela za ramię i uśmiechnął się zadziornie w stronę Fullbustera. Nie zmieniając wyrazu twarzy powoli zaczął zamykać drzwi od chłodni, a chłopiec dopiero wtedy dostrzegł, że brakuje w nich klamki.
-Mroźnych snów.
Nawet wtedy, gdy drzwi zostały zamknięte, miał przed sobą obraz roześmianych morderców i martwego ciała Ur, jej ciemnych oczu pozbawionych życia wpatrujących się wprost w niego. Przez dłuższy czas nie potrafił otrząsnąć się z szoku, ani ruszyć się z miejsca, po prostu leżał na zimnej podłodze i wpatrywał się przed siebie z szeroko otwartymi oczami. Minęło kilka chwil zanim zmusił się do wysiłku i powoli podszedł do wyjścia chłodni. Oparł zmarznięte dłonie na metalowych drzwiach i zaczął pchać je coraz mocniej.
-Ej! Zawołał zaciskając pięści i uderzył nimi w zmarzniętą, grubą blachę, a jasna para wyleciała z jego ust.
-Aider! Ratunku! Wołał, lecz nikt nie przyszedł mu z pomocą. Krzyczał z całych sił, bezustannie napierał na drzwi, które ani drgnęły i walczył o życie od dobrych kilkunastu minut. W tym czasie nikt ani razu nie przyszedł mu na ratunek. Już nie wiedział co byłoby gorsze, szybki zgon od strzału czy czekanie w agonii, aż zamarznie na śmierć.
-Dlaczego ciocia... Za co... Wypłakiwał szybko ocierając łzy, by nie zastygły mu od mroźnego powietrza na czerwonych policzkach.

- - - - - - - - - -

Niedziela, godz. 17:01
Wracając do domu zauważył idącego przed nim Laxusa, w szkolnym mundurku trzymał na ramieniu plecak i szedł przed siebie jak na skazanie.
-Nie wiedziałem, że z ciebie taki pilny uczeń! Zawołał Igneel stając przed blondynem. Chłopiec widząc jednego z członków byłej mafii, których niegdyś podziwiał uśmiechnął się zgryźliwie.
-Nauczyciel z matematyki za słabe oceny kazał mi przychodzić w niedziele do szkoły na korepetycje.
-Korepetycje?! Zdziwił się mężczyzna. -Po co ci korepetycje! Przecież bystry z ciebie chłopak...
-To dlatego, że ten idiota się na mnie uwziął! Wyżalił się młody Dreyar, co rozbawiło czerwonowłosego.
-Może mam sobie urządzić pogawędkę z tym twoim nauczycielem?
Laxus jak mało kto wiedział, co kryje się pod pozornie niegroźnym słowem „pogawędka”. Tym bardziej widząc diabelski uśmieszek mężczyzny domyślił się, o jaki rodzaj rozmowy tu chodzi.
-C-chyba to nie będzie k-konieczne!
-No jak chcesz. Twoja strata. Mężczyzna wzruszył ramionami i zaczął iść w swoją stronę, lecz nagle coś sobie przypomniał.
-Laxus! Czy ty czasem jutro nie idziesz do dziadka?! Zawołał na cały głos, a dziesięciolatek zatrzymał się na środku ulicy.
-Tak. Odpowiedział nie odwracając się, ale na tyle głośno by został dosłyszany. Na asfalcie dostrzegł zbliżający się cień Igneela.
-Daj mi jakąś kartkę i coś do pisania. Choć zdziwiła go prośba czerwonowłosego, spełnił ją. Mężczyzna pospiesznie napisał coś na kolanie i zgnieciony w pół papier oddał chłopcu.
-Przekaż to jutro Don Makarovowi.
-A co to je...
-Nie otwieraj. Nakazał krótko i spojrzał na blondyna surowym wzrokiem.
-D-dobrze…
-No, to trzymaj się! Zmieniając swoje nastawienie o 180 stopni znów uśmiechnął się szeroko i ruszył w kierunku swojego mieszkania. Zaraz jednak odwrócił się jak oparzony.
-A, i jeśli spotkasz Metalicane w barze, przekaż gnojowi że nogi w dupy mu powyrywam! Dwie godziny czekałem na frajera! Wykrzyczał wymachując ze złości pięścią, ale Laxus zniknął już za najbliższym zaułkiem i z ciekawością zajrzał do kartki, którą otrzymał do przekazania.
"Do N.D od Igneela - Mermaid Heel, pok. 7"

Ciesząc się, że ten męczący dzień dobiega już końca otworzył spokojnie drzwi od swojego mieszkania. Zamknął je natomiast z hukiem.
-Natsu... Choć był wściekły wypowiedział imię chłopca szeptem. Natsu natomiast widząc swojego ojca pobladł na twarzy i z szoku upuścił własnej roboty...
-Skąd masz ten dynamit... Pytanie skierowane w stronę czterolatka brzmiało jak rozkaz, który ma obowiązek wykonać.
-Z-zrobiłem...
Igneel ze spuszczoną głową w dół zerknął na lewo, na otwarte białe drzwiczki, gdzie trzymał wszystkie swoje materiały pirotechniczne. W jednej chwili wykopał ręcznej roboty dynamit, z którego czarny proch rozsypał się po całym pokoju, chwycił różowowłosego nad łokciem i podnosząc go do pozycji siedzącej złoił mu na tyłek.
-Dobrze wiesz, że nie wolno ci tego ruszać! Dałem ci kategoryczny zakaz!
Z początku wystraszony chłopiec przyglądał się Igneelowi z szeroko otwartymi oczami, zaraz jednak wyszarpnął się przymrużając powieki.
-I co z tego! Jeśli chcę być taki jak Ognisty Smok...
-Skończ już z tymi niedorzecznościami! Ognisty Smok to tylko legenda! Zwykła bajka, mit, kłamstwo! Wykrzykiwał mężczyzna w stronę Dragneela, u którego pojawiły się pierwsze łzy w oczach.
-To ty kłamiesz tato! Wiem, że to nie jest zwykła bajka! Odpyskował zaciskając mocno pięści. -Nie wierzę ci! Ty po prostu nie chcesz mi na to pozwolić!
Z początku Igneel przyglądał się różowowłosemu z surowością, lecz po chwili nieco złagodniał i kucnął obok zapłakanego malca.
-Masz rację. Ale to dlatego, że martwię się o cie...
-Zostaw mnie w spokoju! Natsu widząc, jak ojciec wyciąga do niego ręce wrzasnął na całe gardło i wybiegł z mieszkania.
-Dokąd to! Zawołał mężczyzna wychodząc za nim, ale przystanął w progu drzwi.
-Ranyyy, jak mam mu to wybić z głowy... Jęknął wracając do środka i pozwalając, by chłopak ochłonął na świeżym powietrzu w samotności.
W tym czasie rozjuszony Natsu był już przy samym wyjściu z klatki schodowej i mijał wchodzących do środka dwóch mężczyzn.
-Naprawdę uważasz, że to słuszne? Spytał facet odziany w długi płaszcz. -Może kto inny powinien...
-Nie. Przerwał mu stanowczo czarnowłosy, młody osobnik, w przeciwieństwie do swojego towarzysza ubrany w tego samego koloru czarny garnitur z ekskluzywnego materiału. -Tą sprawą zajmę się osobiście...
Mijając czterolatka zerknął na niego przelotem, również Dragneel skierował na niego swoje niczego nieświadome spojrzenie. Dopiero, gdy dziecko dostrzegło niespotykaną przenikliwość i chłód w oczach obcego mężczyzny zwolnił kroku, by przyjrzeć się mu uważniej. I choć trwało to zaledwie chwilę doskonale zapamiętał jego twarz.
-Pospiesz się. Czarnowłosy odwracając spojrzenie od Natsu warknął na "przyjaciela" ubranego w płaszcz, który zachowywał się dość dziwnie. Jakby nie był pewien tego co ma robić.
-T-tak Zerefie. Zająknął się i ruszył tuż za nim.
-Zeref... Mruknął zaciekawiony chłopiec widząc jak tajemnicze postacie zmierzają na piętro, lecz po chwili starając puścić to wszystko w niepamięć wyszedł na dwór. Przypominając sobie kłótnie z Igneelem, którą odbył dosłownie minutę temu poczuł narastającą w nim złość. Wściekły i oburzony przebiegł na drugi koniec ulicy i usiadł na samym krawężniku opierając brodę o złączone kolana. Obrażony na cały świat objął swoje nogi rękoma i myślał. Zastanawiał się dlaczego jego ojciec tak bardzo się złości, za każdym razem gdy tylko wspomni o Ognistym Smoku i wszystkim, co jest w nim związane.
Pogrążając się w zadumie i ze smutku wylewając dziecięce zły goryczy i niezrozumienia stracił rachubę czasu. Dopiero wybuch znad przeciwka wyrwał go z zamyśleń. Gwałtownie i z lękiem spojrzał w okna swojego mieszkania, lecz zamiast nich dostrzegł tam ogień.
-Tato! Zawołał przerażony i pędem zerwał się z miejsca, biegł w stronę kamienicy, ale kolejny wybuch był tak silny, że podmuch zwalił go z nóg i zwiał na bok. Chcąc się ochronić schował się w zaułku między kamienicami, właśnie wtedy dostrzegł wychodzących z budynku dwóch mężczyzn, tych samych, których mijał wcześniej. Na domiar wszystkiego jeden z nich, ubrany wcześniej w nienaganny czysty garnitur pokryty był gdzieniegdzie krwią, a w prawej ręce trzymał zabrudzony łuskowaty szal.
-To i tak zbyt mało...
-Słucham? Zapytał go poddenerwowany mężczyzna w płaszczu, nie rozumiał słów czarnowłosego.
-Ognisty Smok upadł... A mi wciąż za mało do pomszczenia ojca.
Zeref wytarł szalikiem swoją zabrudzoną twarz i wyrzucił go do śmietnika znajdującego się na przeciw zaułka, w którym krył się Dragneel.
-Chciałbym zobaczyć minę tego szczeniaka, kiedy się dowie, że jego ojciec wyleciał w powietrze. Chciałbym zobaczyć jego rozpacz i gniew...Może wtedy czułbym się usatysfakcjonowany...
Warknął szef Grimoire Heart, a skulony w kącie chłopiec chwycił się za głowę i coraz szerzej otwierał oczy. Z początku wpatrując się ze łzami w oczach we własność Igneela przesunął wzrokiem na oddalających się mężczyzn. Powoli powstał z miejsca i postawił dwa kroki na przód, lecz sparaliżował go strach. Spojrzał na swoje roztrzęsione dłonie, które z szoku rozmazywały się przed jego oczami, drżące nogi ledwo utrzymywały go w pozycji stojącej. Chciał wyjść, pokazać się, zrobić cokolwiek. Zamiast tego stał w miejscu osłonięty cieniem i zaczął boleśnie odczuwać bijące mocno serce. Jego niespokojny oddech stawał się coraz szybszy i płytki, a krew napełniona strachem oraz adrenaliną nachodziła mu do uszu, szumiała i ogłupiała go. Zaczął przerażać go własny lęk i bezsilność, bo jako czterolatek mógł zrobić niewiele, praktycznie nic. Mógł jedynie wyjść stamtąd i dać się zabić dla spełnienia satysfakcji Zerefa, lub obserwować z ukrycia jak mordercy jego ojca wsiadają do samochodu i odjeżdżają bez najmniejszych wyrzutów.
Dopiero gdy mafiozi zniknęli chłopiec podszedł bliżej śmietnika i wyjął z niego szal, zawsze lśniący bielą teraz był brudny od czarnej sadzy i krwi. Jęknął przez zduszone gardło i wtulił się do materiału nie przejmując się tym, że jest on w całości wybrudzony. Czuł w powietrzu gorące opary i woń siarki, w sercu zaś niewyobrażalną pustkę. Nie miał pojęcia co robić, cofać się do mieszkania mógł jedynie po własną śmierć. Wciąż wylewając łzy zagryzł zęby, ścisnął mocno szal i wybiegł z zaułku najszybciej jak potrafił. Znał tylko jedną osobę, do której mógł się teraz zwrócić o pomoc i wsparcie. Tylko jedna osoba mogła mu to wszystko wyjaśnić.
...
-Jest tu ktoś?! Hej! W warsztacie, w którym się znalazł zdawało się nie być nikogo, ale wyglądało to dziwnie. Tak, jakby wszystko zostało porzucone w jednej chwili. Przestraszony zaczął rozglądać się nerwowo na boki i kątem oka dostrzegł uchylone drzwi ewakuacyjne z budynku. Nie zastanawiając się długo wbiegł tylnym wyjściem na zaułek, lecz zauważając na ścianie i ziemi ledwo widoczne ślady krwi prowadzące do bocznego wejścia restauracji przystanął wstrząśnięty.
-Co tu się wyprawia! Zawołał nieco głośniej, cała ta sytuacja zaczęła go przerastać. Niepewnie wyjrzał przez drzwi prowadzące na zaplecze kuchni, porozrzucane talerze i przybory kuchenne jak i poprzewracane meble walały się wszędzie. Myślał już, że nic ciekawszego tu nie znajdzie, lecz wkraczając głębiej znalazł się na wprost zamkniętej chłodni, pod którą leżała martwa Ur. Natsu nie mogąc oderwać wzroku od jej przestrzelonej głowy zaczął wycofywać się do tyłu, aż nie wpadł na jeden z przewróconych stojaków i nie opadł na ziemię z hukiem.
BUM. BUM. BUM.
Ciche stukanie wypełniało całe to pomieszczenie. Różowowłosy z początku nie zwracał na to uwagi, na widok zwłok sparaliżowało go ze strachu, lecz po jakimś czasie miał wrażenie, że dziwne stłumione dźwięki przedostają się zza żelaznej blachy...
Roztrzęsiony ominął ciało Ur i pociągnął za solidną klamkę metalowych drzwi. Ciągnął ją z wysiłkiem, z całych sił, aż wreszcie udało mu się otworzyć wejście do chłodni.
-Gray?! Nie dowierzając na własne oczy, zobaczył jak jego kolega upada obok na kolana. Skórę miał nieco odmarźniętą, a jego usta były niemal białe. Rzucały nim niepohamowane drgania, ledwo oddychał i nie miał na nic sił, chłód prawie wyniszczył i zabił jego organizm. Mimo to wyszukał wzrokiem niedaleko leżącą Ur.
-Ciociu! Zawołał cicho podchodząc na czworakach do kobiety i tuląc się oraz ogrzewając na jej brzuchu moczył jej brudną koszulę łzami. -Co oni ci zrobili!
Mały Dragneel stał z boku ze spuszczoną głową, lecz widząc, że Gray zaczyna popadać w panikę wstał i podszedł do niego. Bez słowa otulił go brudnym szalikiem Igneela by się rozgrzał, zdjął też swoją koszulkę i nałożył ją przez głowę ciemnowłosemu. Fullbuster spojrzał na niego ze zdziwieniem, na jego łzy skapujące wciąż nie podłogę. Natsu nie zdawał się być jednak smutny, a wściekły.
-Zabili tatę... ciocię Ur... Wyrżnę... ich wszystkich... Ze złości nabierał głęboko powietrza, przez co mówił z przerwami. Gray nie mógł uwierzyć w to, jak ktoś w jego wieku może wyrażać taką nienawiść.
-Zostanę Ognistym Smokiem ... jak mój ojciec. I wysadzę ich wszystkich w powietrze! Na koniec wrzasnął głośniej, ale nie mając już sił upadł na kolana. Schował twarz w dłoniach i rozpłakał się na dobre.
-Chodźmy stąd, zanim pojawi się policja... Wyszeptał zdruzgotany Fullbuster, słysząc nadjeżdżające syreny policyjne podał Natsu dłoń i wyciągnął go z miejsca zbrodni.

- - - - - - - - - -
Niedziela, godz. 17:19
-Dzień dobry. W progu baru stanęło kilkoro, dość dziwnie ubranych mężczyzn.
-Jesteśmy z inspekcji sanitarnej. Z urzędu. Dodał jeden z nich uśmiechając się złośliwie, miał czarne włosy związane w kitkę i dziwnie zadowolony wyraz twarzy.
-Proszę o opuszczenie lokalu. Rzekł drugi, a nieliczni goście przebywający w knajpie z niezadowoleniem opuścili budynek.
-Przecież ostatnia kontrola była niecałe dwa tygodnie temu! Nie uważacie, że to już przesada? Zdenerwowała się Cornelia stojąca jak zwykle za barem, jednak Gildarts uciszył ją przenikliwym spojrzeniem. Cana w tym czasie usiadła w samym kącie baru i przyglądała się wszystkiemu ze znudzeniem.
Inspektorzy zaczęli obserwować dokładnie cały bar, sprawdzali każdy jego zakamarek, a ich szef zapisywał wszystko w notatniku.
-Instalacja do wymiany. Złe warunki sanitarne. Sprzedawanie alkoholu bez akcyzy...
-Oprócz ostatniego to wszystko nieprawda! Widzicie tu gdzieś robale albo brud? Jaka instalacja?! Nawet Clive czuł, że kończy mu się cierpliwość. W życiu jeszcze nie spotkali się z tak upierdliwymi urzędnikami.
-A no instalacja. Wie pan, że to grozi wybuchem pożaru? To bardzo niebezpieczna sprawa… Powinniście jak najszybciej wyremontować to miejsce.
-Proszę okazać akt własności baru. Odezwał się jeden z inspektorów.
-Przecież wiecie, że go nie mamy… Cornelia wycierając kufle po piwie wydała z siebie głośniejsze prychnięcie, jednak nie uzyskując na to żadnej reakcji zerknęła na przybyłych z ciekawością.
-Nie macie?...
Ku zdziwieniu całej trójki na ustach mężczyzn wciąż widniał uśmiech i nim zdążyli jakkolwiek zareagować kobieta została wyciągnięta zza lady przez dwóch facetów o dość barczystej posturze.
-Co wy robicie?! Zostawcie mnie! Wrzeszczała starsza Alberona, ciągnięta za gęste włosy i ręce została wrzucona do piwnicy, a tuż po niej wrzucili tam koktajl mołotowa, który został wyciągnięty spod płaszcza jednego mężczyzny.
-NIE! Ryknął Gildarts, który powstrzymywany przez resztę "kontroli sanitarnej" nie mógł przedostać się przez ludzką zaporę. Cana widząc co się dzieje chciała pobiec w stronę piwnicy, jednak i ją złapał jeden z mafiozów i rzucił nią o stół, który roztrzaskał się pod jej drobnym ciałkiem. Straciła przytomość, ale w gruncie rzeczy uratował jej życie - drzwi, zaraz po tym jak zostały zamknięte wyleciały w powietrze z kulą ognia, a cały trzymany przez nich zapas alkoholu wybuchnął wraz z kobietą. Clive nie miał jednak czasu na rozpacz, gdyż mężczyźni rzucili się na niego i siłą wyciągnęli z lokalu. Zostawiając tam Cane wyciągnęli resztę butelek wypełnionych benzyną i podpalając je porozrzucali po całym lokalu, a bruneta wyrzucili na sam środek ulicy.
-Cana! Canaaa! Krzykiem wręcz zdzierał gardło, ale zaraz został uciszony.
-Zamknij się już! Zawołał jeden z bandytów i kopnął go w twarz. Cała grupa mężczyzn zebrała się w okół niego, zaczęli obkładać go pięściami i kopniakami, a ludzie przechodzący obok zamiast mu pomóc zaczęli uciekać.
"To pewnie Grimoire Heart." "Uciekajmy zanim nas zobaczą." "Lepiej odejdźmy zanim sami oberwiemy." - Dało się usłyszeć przeróżne słowa przechodniów, aż w końcu na ulicy nie pozostała ani jedna żywa dusza. Prócz członków mafii i ledwo ruszającego się Gildartsa na ulicy nie było nikogo.
-Dosyć. Wystarczy. Stwierdził lider grupy z notesem w dłoni, a każdy z gangsterów odsunął się od pobitego o dwa, trzy kroki. Gdy czarnowłosy mafioza z wysoko spiętą kitką dotarł do pobitego uśmiechnął się szeroko. -No spójrzcie na niego!
Widok zmasakrowanego mężczyzny wywołał u nich napad dzikiego śmiechu.
-Niech zdycha na ulicy jak pies. I patrzy, jak jego żonka i córeczka smażą się na rożnie!
Notatnik z zapiskami wylądował na twarzy bruneta, a mężczyzna z kilkudniowym zarostem i włosami zaczesanymi w koński ogon nachylił się tuż nad jego zakrwawioną twarzą. Słyszał nierówny, płytki oddech Clivera i uśmiechnął się zadowolony.
-Więc tak jak mówiłem, chyba przyda wam się remont baru. Ale bez aktu własności za dużo nie zrobicie!
Wśród mafiozów znów wybuchła fala drwiących śmiechów.
-Bluenote Stinger. Za każdym razem gdy usłyszysz to imię pamiętaj, że ten czubek zabił Ci rodzinę.
Członek Grimoire Heart wyprostował się i zmierzył byłego mafiozę Fairy Tail wrogim spojrzeniem.
-Zostawmy go. Warknął i na odchodne postrzelił brunetowi udo.
...
Laxus właśnie zmierzał w stronę baru, gdy zauważył poruszony tłum idący w przeciwną stronę.
-To na pewno byli członkowie Grimoiru! Dosłyszał szept spanikowanej dziewczyny, która niemalże biegła wraz ze swoją koleżanką. Chłopca ogarnęło złe przeczucie, czując napływ strachu zaczął biec w stronę pubu, najszybciej jak potrafił, aż nie dostrzegł kłębów szarego dumy przedostającego się nad resztę budynków.
Wbiegając na właściwą ulicę zobaczył rannego Gildartsa, który próbował wczołgać się z powrotem do baru.
-Co ty robisz! Ryknął blondyn i z szeroko otwartymi oczami klęknął obok Clivera.
-Cana... Wycharczał nie mogąc złapać tchu. -Cana tam została...
Na tą wieść na moment sparaliżowało Dreyara, ale chwilę potem zrzucił z pleców swój tornister i wbiegł do płonącego budynku.
-Laxus, wracaj tu natychmiast! Ryknął brunet ostatkiem sił, ale nie usłyszał odpowiedzi. Chciał wstać, lecz przez postrzeloną noge i zapewne złamane żebro nie miał siły tego dokonać.
-Cholera...
...
Gdy tylko wkroczył przez otwarte drzwi lokalu musiał zasłonić twarz ręką - żar był wręcz nie do zniesienia.
-Cana! CANA! Nawoływał ją co chwile się krztusząc, sadza nachalnie przedostawała się do jego nozdrzy i buzi. Powoli posuwał się do przodu starając się unikać płomieni, aż w końcu dostrzegł sześcioletnią przyjaciółkę leżącą w kącie baru.
-Ocknij się! Cana! Gdy zdołał znaleźć się koło niej zaczął klepać ją po policzkach, na szczęście dzięki temu odzyskała przytomność. Widząc, że dziewczynka zaczyna mrugać powiekami uśmiechnął się na chwilę, lecz ona, zdając sobie sprawę co się dzieje przeraziła się.
-Laxus! Moja mama... Boje się! Pisnęła i objęła go rękoma z całych sił, a miała ich niewiele. I choć w normalnych okolicznościach blondyn pewnie spłonąłby rumieńcem, teraz musiał zadbać o to, by nie spłonęli żywcem.
-Trzymam cię! Zawołał głośniej i trzymając Cane blisko siebie zaczął wyprowadzać ją z pubu. Byli cali brudni, ledwo oddychali, ale od wyjścia dzieliły ich ostatnie metry. Mieli już pewność, że wyjdą z tego cało, że już im się udało, lecz przez swoją nieuwagę nie zauważyli odrywającej się od sufitu płonącej belki, która runęła tuż przed ich nogami.
...
-Co tam się dzieje?! Następni przechodni, przyciągnięci szarym dymem pokrywającym miasto zaczęli zbierać się koło baru. Gildartsa po mimo ran chciał przedostać się do środka, lecz przeszkodził mu mężczyzna, który troszcząc się o jego dobro powstrzymywał go z całych sił i starał się mu pomóc.
Coś wewnątrz baru runęło z hukiem, a kolejne języki ognia wydostały się na zewnątrz. Kolejne krzyki i piski zgromadzonych ludzi rozniosły się po ulicy, a były mafioza zaczął już tracić nadzieję, że dzieci przeżyły.
Lecz wtedy, gdy zdawało się, że nie ma dla nich nadziei, Cana i Laxus wydostali się z płonącego budynku na zewnątrz.
Oni żyją! Nic im nie jest! - Wykrzykiwał tłum, przegłuszając coraz głośniejsze syreny strażackie i nadciągającą karetkę. Clive również uśmiechnął się szeroko, ale po chwili dostrzegł, że na twarzy jego córki nie widać uśmiechu, a przerażenie i rozpacz.
-Niech mu ktoś pomoże! Zawyła w płaczu, co tylko utwierdziło mężczyznę, że stało się coś niedobrego, przechodnie za to natychmiast umilkli. Laxus trzymany dotąd przez Alberone wyślizgnął się z jej objęć i opadł na ziemię na plecy, wtedy wszyscy mieli okazję dostrzec, że połowa jego twarzy jest poważnie poparzona.
Sanitariusze zjawili się w samą porę i szybko zajęli się Dreyarem oraz Gildartsem zawożąc ich do szpitala, przyjechali również strażacy, którzy skutecznie ugasili pożar. Lecz z czasem wszyscy zaczęli się rozchodzić, a po godzinie ulica znów świeciła pustkami. Jedynie Cana nie oszczędzając łez wpatrywała się w zgliszcza baru. W sam pył i spalone drewno - jedyne co pozostało im po miejscu, które dla wielu znaczyło tak wiele. Nagle coś mignęło jej przed oczami, złoty blask spod nóg ukuł ją w oko. Spojrzała w dół, a pod sobą dostrzegła znajomy naszyjnik ze złotym krzyżem, zakończony ostrym szpikulcem, przez co przypominał mały sztylet. Doskonale znała ten przedmiot, należał on do Laxusa.

- - - - - - - - - - 

Następnego dnia, w samo południe Makarov siedział na więziennym łóżku jak na szpilkach. Gdy usłyszał dźwięk otwierającej się celi szeroki uśmiech wpełzł na jego lekko spękane usta.
-Dreyar, znów masz wizytę. Wartownik oznajmił mu to wręcz śpiewająco, a jego uśmiech był jeszcze szerszy i radośniejszy niż więźnia. Staruszek nic jednak nie mówiąc ruszył w stronę sali odwiedzin, nie będzie przecież przejmować się jakimś wypierdkiem, nic nie zepsuje mu tego dnia. Bo to dziś po raz kolejny spotka się ze swoim ukochanym wnukiem i będzie miał okazję przekazać mu ważną wiadomość. Osobiście postanowił wydać zgodę na rozpoczęcie wojny mafii. Pomyślał również, że w takich okolicznościach może dobrze byłoby przekazać Gildartsowi akt własności baru. Jeśli będą współpracować nawet w małej grupie wszystko powinno się udać i nikt, ani nic nie powinno im przeszkodzić. Wszak "zwykła" szóstka ludzi, z nim siódmym na czele już od dawna nazywana była elitą wróżek, wiedział, że jego dzieciaczki nie dadzą się tak łatwo bez walki.
Zaprowadzony pod odpowiednie stanowisko usiadł na krześle i ze szczerym uśmiechem spojrzał na osobę znajdującą się po drugiej stronie szyby. I gdyby nie ona, Makarov dostałby pewnie następne dwadzieścia lat za morderstwo.
-HADES! Ryknął wbijając pięści w przezroczyste szkło, a jego twarz z serdecznej przeszła w ułamek sekundy w wyraz pełen nienawiści.
-Oho, jakże miłe przywitanie. Zaśmiał się zdrajca i przez małą szparę podał mu zwiniętą gazetę. -Czytałeś już?
Dreyar bez słowa, wciąż wpatrując się z rządzą mordu w Hadesa wyszarpnął pismo i otworzył je z niepewnością.
-Całe miasto o tym huczy. Tyle morderstw i przykrych zdarzeń w zaledwie niecały tydzień. A większość z nich wydarzyła się wczoraj. Cała elita wróżek upadła, wyrwaliśmy im skrzydła jak zwykłym muchom, nic nie znaczącym robalom. Rozumiesz Makarov? Oko za oko -ząb za ząb! Teraz twoje "dzieciaczki" żrą glebę od spodu.
Dowodem tych słów były artykuły z pierwszej strony gazet.
-Składanie kondolencji jest chyba nie na miejscu... Zakpił Hades.
-Zabije cię! Zabije gołymi rękoma zdrajco!!! Wrzask staruszka rozniósł się niemal na całe więzienie.
-Najpierw wyjdź na wolność! Wysokiej rangi członek Grimoire Heart zaśmiał się gardłowo, z radością obserwował jak klawisze siłą próbują wyciągnąć Dreyara z sali odwiedzin, jednak mężczyzna popadł w taki szał, że nie było to łatwe.
-Jeden z nich przeżył, Gildarts Clive. Ale czy we dwóch pokonacie całą mafię? Zdawać się mogło, że Hades mówił sam do siebie, jednak gdy skierował spojrzenie na bossa nieistniejącej już mafii dostrzec można było dziką iskrę w jego niezasłoniętym opaską oku. -Spróbujcie, będziemy czekać! 
...
Od dnia, w którym dowiedział się o upadku Fairy Tail, o śmierci swoich najbliższych przyjaciół nie odzywał się do nikogo. Nic nie jadł, nic nie robił, jakby uszło z niego życie. Krótko po tych wydarzeniach na świecie rozpętała się druga wojna światowa, co jeszcze bardziej go przytłaczało. Dopiero, gdy niespodziewanie dostał list, coś w nim drgnęło.

Drogi dziadku!
Po tym co ostatnio się stało ojciec zabrał mnie ze sobą do Crocus. Na pewno słyszałeś... całe Fairy Tail upadło. Większość zginęła, a rozpętanie się wojny jedynie pomogło w zatuszowaniu morderstw na naszej rodzinie, już prawie nikt nie pamięta o tym co się stało.
Wiem, że Gildarts żyje, Cana i Erza również, lecz od dnia, w którym bar został zniszczony nie miałem okazji się z nimi zobaczyć. Pozostali... niestety nie żyją. Nie mam też pojęcia co się stało z aktem własności baru.

PS. Nie miałem ci jak tego wcześniej przekazać. Nie mam pojęcia o co tu chodzi, ale mam nadzieję, że ty zrozumiesz to bez problemu.
"Do N.D od Igneela - Mermaid Heel, pok. 7".
Laxus Dreyar.

Ten list był dla niego jak światełko w tunelu, jak promyk słońca w pochmurny dzień. Był jego nadzieją, że gdy za kilkanaście lat wyjdzie z więzienia, będzie miał do czego wrócić. A o tym, by dowiedzieć się kim jest N.D będzie musiał trochę zaczekać. Z jakieś piętnaście lat, kiedy wreszcie znajdzie się na wolności.




Tak, teraz naprawdę skończyłam prolog :D Ale jeśli kogoś ciekawi, co dokładniej stało się z dzieciaczkami po owych zdarzeniach to się nie martwcie, będzie trochę o tym :)
Krótko, zwięźle i na temat, bo głowa boli i wzrok mi szwankuje - właśnie przez te dwie dolegliwości rozdział chyba nie wyszedł mi tak, jak chciałam. Choć z niektórych części jestem bardzo zadowolona - ocenę jednak pozostawiam wam :) Za wszelkie błędy przepraszam.
I wiem, że troszeczkę nazbierało mi się zaległości z waszymi rozdziałami, ale spokojna głowa - wkrótce wszystko nadrobię ;* Tylko znajdę ciut więcej wolnego czasu.
PS. No i od następnego rozdziału na dobre pojawi się zakładka z POSTACIAMI. Oczywiście na początku będzie ich niewiele, jednak z biegiem rozwoju wydarzeń na blogu będzie ich coraz więcej... I będzie ich sporo, bardzo sporo :P
Buziaczki moi kochani, mam nadzieję że nie zawiodłam was tym rozdziałem :*

20 komentarzy:

  1. *_______*
    Powiem tak: jesteś wredna (nie no żartuje xD)
    Uśmiercać tyle osób w jednym rozdziale ;-; Jak by co Ja mogę przygarnąć Natsu czy coś... xD
    Ni no dobra ja się tu śmieję, a tu ludzie giną ;-; Hmm... Meatlicana, Igneel, Ur, Layla i inni [*]
    Będę o was pamiętać ;-; Spoczywajcie w pokoju [*]
    jest późno i mi odbija wiem. No cóż, nic więcej chyba napisać nie miałam.
    Ślę wenę i do następnego! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Od razu przepraszam za ortografie, cos sie z polskimi znakami zwalilo -.- pomimo tego, ze sygnalizowalas ze "7" umrze, to czegos takiego sie nie spodziewalam... moj Igneel (chlip) i reszta [*] ... wyciskacz lez... tylko zabraklo mi jednego: pocalunku Layli i Igneela, naprawde na to liczylam. Przez caly rozdzial siedzialam jak na szpilkach, potrafisz wprowadzic napiecie, naprawde. Zycze dalszej weny i czekam na nexta :*

    Nieznana

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawiodłaś ? Zawidołaś tym rozdziałem? No weź Yasha , bo Cie kopnę w tyłek! Jak możesz tak wgl. myśleć? Wiesz co ja czułam przez cały ten rozdział? Nerwy, napięcie, smutek, złość... I mnóstwo innych odczuć mi towarzyszyło. Jak dla mnie najlepszy jak dotąd rozdział na tym blogu. Tyle zgonów w jednej notce... Naprawdę , strasznie przykro mi było.;c I w sumie nadal jest, nadal nie mogę się otrząsnąć. ;_;
    Najbardziej to szkoda mi Layli i oczywiście mojego kochanego Igneelka ;_; whyyy ?!?! :C
    Szkoda, że nie dowiedziałam się dlaczego Layla odrzuciła uczucie Igneela, ale mam nadzieje, że jeszcze kiedyś poruszysz ten temat i doczekam się odpowiedzi, która tak bardzo mnie nurtuje :D NO i Metalicana... Kurde, moje serce po przeczytaniu tego chaptera jest dosłownie w strzępkach :D No, ale podejrzewałam, że skoro to jest prolog to pewnie większość z nich uśmiercisz... Jednak w głębi serca liczyłam na to że oszczędzisz chociaż mojego Igneelka ... :D No nic :d Teraz tylko czekac na kolejny rozdział, w którym główną rolę odgrywać będzię nowe pokolenie :D Mam też nadzieje, że pojawią się od czasu do czasu retrospekcje, bo nie ukrywam, że wspaniale czytało się o naszych staruszkach :D Dobra, mówiłam Ci, że rozdział wyszedł genialnie? Siedziałam jak na szpilkach i pomimo smutku jaki odczuwałam to byłam w szoku , że wywołałaś u mnie aż takie poruszenie :) I niby powinnam się przyzwyczaić do tego, z poprzedniego bloga , no ale... :D Po prostu twoje rozdziały tak na mnie wpływają i pewnie teraz pierdzielę od rzeczy i mnie nie bardzo rozumiesz, bo w sumie sama siebie nie bardzo rozumiuem :d No , ale mam nadzieję, że wymieniłam tutaj już wszystko i o niczym nie zapomniałam, a jeśli bym jednak zapomniała o czymś to pewnie dopiszę :D
    No to standardowo życzę Ci weny, pomysłów , dobrego humoru i chęci do dalszego tworzenia i pisania dla nas, jesteś najlepsza i nie zapominaj o tym słoneczko :* Buziam i tule bardzo mocno *hug*

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudowne! Tzn.. w sensie całokształt rozdziału, bo ogólnie to serce to mi tak biło szybko jak tyle ludzi pozabijali, że sobie sprawy nie zdajesz. Matko jedyna to było na serio coś! Biedna Lucynka widziała śmierć mamy, potem Gray śmierć ciotki.. o Boooooooże~ popłakałam się! Buuu ;( nie spodziewałam się, że tak to się potoczy.
    Ehh ten rozdział mocno zagrał mi na uczuciach.

    To co teraz? Nowe pokolenie wejdzie do 'gry'? ^^
    Rany, to mnie tak wciągnęło, że chciałabym więcej i więcej i więcej~!
    Uzależniasz mnie od tego opowiadania, wiesz?! ;P

    Weny Kochana! I czasu! I jeszcze więcej pomysłów! ;*
    Buuuuziam~ <3 ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. o.o
    Poumierali o.o Okeeeej... takiego prologa to ja jeszcze nie czytałam... (*) <- moja świeczka się dołącza. Zrobimy ołtarzyk dla ś.p Elity Fairy Tail. No to teraz + 16 lat? XD Młodzi wkraczają do gry? Natsu powybija tych dziadów i happy end? :D XDDD
    Płakać Mi się zachciało ;_; Tyle śmierci >..< Chcę Ciąg Dalszy! >.< Umrę!
    Shiro: Wdech i wydech Sha~chan. Spokojnie.
    Dobrze! Weny i buziaki Yasha! ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Ś.P. Elita Fairy Tail [*] [*] [*] [*] [*] [*] [*]
    Szkoda mi ich ;/;/ Jeszcze zabili ich z zaskoczenia a ich dzieci to wszystko widziały ;.; ;.; Buuu
    Rozdzaił genialny !!! Chciaż bardzo smutny i emocjonujący. Takiej mieszanki smutku, żalu, złóści, zaskoczenia jeszcze nie przeżyłam czytając.
    Jestem bardzo ciekawa ostatnich słów Metallicany do Gajeela, noi co się działo z młodym pokoleniem. ^^
    Dołączam się również do prośby, żeby czasem pojawiały się jakieś retrospekcje bo baaardzo się przywiązałam do starszego pokolenia :D Do ostatniej chwili liczyłam po cichu, że oprócz Gildarza jeszcze kogoś oszczędzisz ;.; ;.;

    Nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału, żeby dowiedzieć się co wyrosło z małego Natsu piromana, Gray, Lucy, Gajeela, Cany, Laxusa i innych.
    Buziaczki :*:*

    OdpowiedzUsuń
  7. Oj.. Ciekawie się zaczyna robić ;3
    Tyle ludzi zginęło D: [*] No ale cóż, trzeba jeżeli potem młode pokolenie ma zabijać innych 3:)
    Rozdzialik piękny (jak zawsze oczywiście).
    Mam nadzieję że zrobisz jakiś paring w tym opowiadaniu (NaLu <3)
    I bardzo mnie ciekawi czy umieścisz w swoich rozdziałach Wendy, Juvie, Mire itd. (Lisanne sb odpuścimy :3)
    Pozdrawiam i przesyłam wenę ;**

    OdpowiedzUsuń
  8. Przepraszam, że tak późno komentuje, ale dopiero doszłam do siebie po konwencie. I choć dalej oczy mi się przymykają,to nie mogłam czekać do potem,żeby przeczytać. Więc zacznę może od początku. Dzień pierwszy, kurcze tak mi szkoda Metalicany kurde nawet nie wiesz jak bardzo! Nie wspominam nawet jak mi szkoda Gajeela. W sumie to myślałam,że nie zrobią nic Metalicanie, bo chcą zwerbować czerwonookiego.
    Cóż,śmiem twierdzić,że ten strażnik z poprzedniego rozdziału był podejrzany i należeć mógł do złej strony. Większość starszego pokolenia ginie i to na oczach swoich pociech, no kurde to jest niesprawiedliwe i smutne. Z drugiej strony to świat mafii tu nie ma miejsca na sentymenty ^^.
    Hmm wiem,że jestem głupiutka , ale coś nie mogę zrozumieć, bo Gray mówi po francusku i Ur go rozumie , ale on nie mówi w jej języku tylko ją rozumie w sensie niektóre zwroty,tak ? ^^ Wszyscy giną, a była z nich taka silna mafia <3
    Całkiem smutne to wszystko :(( Tak mi przyszło do głowy pewne pytanie, ile planujesz rozdziałów na tym blogu ? :3
    W całym tym nieszczęściu dobre,że chociaż dzieciaki się uratowały! Świetnie wymyśliłaś to oparzenie Laxusa, `teraz` wiadomo skąd ma tą bliznę xDD
    Końcówka trochę mnie na duchu podniosła. Cóż nie ma co czekam na kolejny rozdział. Teraz wkroczą do akcji tzn. drugie pokolenie . Zrobi się pewnie jeszcze bardziej ciekawie. Podsumowując w tym rozdziale udało ci się mnie zaskoczyć, wywołać łzy, uczucie zemsty ^^ Tak od 1 rozdziału czuję się jak członek tej mafii - Fairy Tail.
    Całym sercem jestem z tymi dzieciaczkami, kurde każde z nich taką traume przeżyło :( Dzięki temu staną się pewnie silniejsi i będą mieli więcej wspólnego. Kolejną rzeczą, która mnie ciekawi to jak się wszyscy spotkają.
    A tak, ja czekam właśnie na tą pod stronę z postaciami :) Miło ,że niedługo się pojawi! Życzę WENYY Yasha-chan !:* Skąd Ci się biorą te sadystyczne myśli ^^ Za dużo filmów akcji ^^ Cóż mogę jeszcze powiedzieć fabuła jest przemyślana perfekcyjnie i każde słowo jest ważne! :)) Kłaniam się twojej twórczości!
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A zapomniałabym ! Cóż tak czytam właśnie komentarze i również chciałabym się dołączyć do prośby o jakiejś retrospekcji ze starszym pokoleniem. Cóż towarzyszyli nam dość długo więc no kurde co tu gadać luuuubię ich ! :D
      Aaa no i [*] świeczuszka dla ft . W sumie to jest z przeszłości kilak wątków, które nie zostały do końca wyjaśnione więc może kiedyś zostaną :33 Okej teraz to już chyba koniec mojego komentarza xd
      Najlepszy rozdział ever ! :*

      Usuń
  9. A więc w końcu udało mi się to przeczytać, bo czytam czytam i czytam i końca nie widzę, Yasha-sensei podziwiam cię za to, że masz tak wiele wspaniałych pomysłów, które potrafisz zrealizować uszczęśliwiając przy tym nas. Poprzedni rozdział skomentuję dzisiaj w nocy, przepraszam że nie zrobiłam tego wcześniej ale nadal jestem na wakacjach i nie mam czasu, ledwo wyrabiam się z czytaniem blogów i pisaniem własnego. Z góry przepraszam również za krótki komentarz jaki za chwilę napiszę, ale ćwiczenia same się nie wykonają a zbliża się 21:00. A więc od samego początku, rozdział wręcz zajebisty, tyle ludzi umarło, zostało bezdusznie zamordowanych. Nie dziw się że podoba mi się to, gdyż chcąc nie chcąc jestem sadystką, a An oskarża mnie o masochizm (nie mam bladego pojęcia czemu). Cały czas od samego początku do końca siedziałam jak na szpilkach, rozdział wypełniony akcją, krwią, strachem i łzami. Doskonale opisałaś, jak każdy członek Fairy Tail umiera po kolei z rąk wroga, który w każdym momencie odbierania życia miał na twarzy szyderczy uśmiech. Od samego początku, kiedy Metallicana szedł na cmentarz czułam coś wrogiego w dwóch osobnikach. Cóż, jak mogę skomentować jego śmierć, można to nazwać iż został zakopany żywcem, gdzie krew wsiąknęła w brunatną glebę. Dwóch na jednego zaszli go od tyłu, nie dając możliwości walki, tak robią tylko najgorsze gnoje i śmiecie. Gajeel musiał obserwować całe to wydarzenie i na samym końcu, kiedy został sam, zupełnie powiedział do Metallicany "tato" ze szlochem tłumiącym głośne bicie serca, ściskając glebę która zakryła ciało ojca. Nawet wobec Layli byli bezlitośni, lecz ona wymyśliła coś znaczącego, szybki plan który uratował jej córkę. Niestety ona sama nie uchroniła się od śmierci, jednakże do samego końca pozostawała odważnym członkiem Fairy Tail. Lucy widziała to wszystko z wnętrza szafy, nawet nie wiesz jak się cieszyłam kiedy Loki przedziurawił jednemu z nich czaszkę, a jego brudna krew rozlewała się w okół. Złoty rewolwer i kartka, na której było coś zapisane. Lucy mimo roztrzęsienia wybiegła pędem ratując się tak jak nakazała jej rodzicielka. Na szczęście Lokiemu nic nie było, ale moment kiedy dziewczynka powtarzała "zabili moją mamę z powodu kartki papieru" cisnął łzy do moich oczu. Ale chcąc czy nie chcąc właśnie takie jest życie, okrutne i bezlitosne. Jestem ciekawa co napisał Igneel w liście do Natsu, i dlaczego napisał mu to akurat teraz, jakby przeczuwał że to będzie jego koniec. Śmierć Ur, a mianowicie jej puste oczy i przedziurawiona głowa, którą musiał ujrzeć Gray. Kiedy zamknęli go w tej chłodni ze złośliwym uśmieszkiem, miałam ochotę podejść przestrzelić im łby i wyrwać serca, po czym spalić je jak i ich ciała żywcem. Chociaż pewnie i to byłoby za mało. Igneel czasem przeraża swoimi propozycjami, ale to jego urok i za to go kocham, lecz niestety i on padł ofiarą. Wracając do domu nie dość że pokłócił się ze swoim "synem", to to było pożegnanie. Nie opisałaś dokładnie jak zakończyło się jego życie, a chciałabym to przeczytać, jednak kiedy Zeref wyszedł ocierając twarz szalem mężczyzny, a Natsu widział to wszystko, na sam koniec pożegnał się z ojcem. Pobiegł po pomoc do przyjaciela, którego równocześnie uratował. W pewnym sensie podobała mi się nienawiść i szaleństwo chęci mordu w oczach chłopca, to było coś co wywoływało ciarki. Na sam koniec cały bar poszedł z dymem, wysadzili ciało Cornelii jak i chcieli pozostawić Canę na pastwę płomieni. Na szczęście Laxus ją uratował, sam nie wychodząc z tego bez szfanku. Z całej mafii pozostało dwóch, ale nadejdą nowe czasy, nowi członkowie którzy staną się potężniejsi od teraźniejszych.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dwoma słowami określę Hadesa i z góry przepraszam na wyrażenie - skończony chuj! Teraz zaciekawiło mnie jedno, wiadomość Igneela. Życie to zabójca, który trzyma w swym ręku pistolet i przykłada lufę do naszej piersi kładąc palec na spuście, więc jedyne co nam pozostaje to chwycić za swą broń i jako pierwszy pociągnąć za spust wygrywając. Rozdział świetny, naprawdę coś dla mnie i w żaden sposób nikogo nie zawiodłaś, czekam na kolejny i już nie mogę się doczekać Natsu jako Ognistego Smoka albo raczej Salamandra. Czekam na kolejny i lecę komentować poprzedni rozdział. Tak jak mówiłam ten komentarz krótszy, przy najnowszym rozdziale będzie dłuższy. DOBRA ROBOTA YASHA-SENSEI! Coś dla mojego sadyzmu, kiedy mam ochotę pozabijać wszystkich z Grinmore Heart. A i jeszcze jedno, pamięć Natsu, nie zdziwi mnie jeśli to Zeref będzie jego celem.

      Usuń
    2. NIE WIDZĘ [*] TAK SAMO JAK INNI DALI =.=

      [*] dla nich :'c

      Usuń
  10. Widzę Igneel zyskał już swoich fanów xD
    Tak jak wspominałyście w komentarzach, teraz będzie przeskok o sporo czasu. No i z początku możecie też spodziewać się wyjaśnień, co działo się z młodym pokoleniem przez te wszystkie lata, ale raczej wplątane będzie to w toczącą się akcję. Tak samo retrospekcje nawiązujące do starszego pokolenia, ale jak to będzie wyglądać... no troszeczkę będziecie musieli zaczekać :P
    Annaryl, o tych ostatnich słowach Metalicany chodziło o to, co on się wydarł w dziurze (że to chyba żarty jakieś). Gajeel to usłyszał i dlatego szedł w jego stronę. Choć tego nie napisałam, myślałam że to jakoś tak... logiczne xD Ale to mój błąd, mogłam to lepiej przedstawić, przepraszam.
    Wikikoz, paringi będą i to nie jeden, a... cztery, albo i pięć. A na NaLu to mam chyba najwięcej pomysłów, więc możesz na to liczyć :3
    Hikari, Gray mówi i po francusku, i po .. fiorańskiemu xD Tyle, że tego drugiego języka jeszcze się uczy, dlatego czasem są wstawki w języku franc. Kiedy mówi "normalnie" znaczy to, że posługuje się tym "fiorańskim" :D A ile planuje rozdziałów? Oj sporo, ile dokładnie określić tego nie potrafię. Ale w 50-tce się raczej nie zmieszczę. Mogę za to powiedzieć, że nie wliczając prologa planuje trzy sagi, ale to też może się zmienić :P

    Kochane, napisałyście mi tak motywujące słowa, że aż nie wiem co wam odpisać... Strasznie się cieszę, i jednocześnie mnie dziwi, że opowiadanie niektórym tak bardzo się spodobało. Dało mi to niezłego, pozytywnego kopa. Dziękuje moje drogie :*

    OdpowiedzUsuń
  11. Natsu skojarzył mi sie z Erenem z Ataku Tytanów, gdy mówił że wyrżnie ich wszystkich ;D

    OdpowiedzUsuń
  12. A:Cmentarz. Spokojnie. To samo w sobie wróży już coś złego. Staruszka jest mężczyzną? Możliwe że Metalicana to zauważył i uznał że to transwestyta. Nigdy nic nie wiadomo. Metaliczna jako tatuś Gajeela…To słodkie…:3 Grabarz mu się przygląda *TRYB UNDERTAKER *w* Ja tam lubię grabarzy. Mam nawet wujka grabarza…
    M:An nie zmieniaj tematu. Wszyscy wiemy, że masz w zanadrzu pełno anegdotek, ale skup się na komentowaniu.
    A: Gommene. Chciał zabić czas, a w tym samym czasie ktoś spróbuje zabić jego. Nie wiem czemu, ale sens tego zdania mnie śmieszy ._. Chociaż wiem co będzie za chwilę. Zaatakował go babcia-transwestyta i Undertaker. No, miłe to na pewno nie było, skoro go zaszli od tyłu x.x Boże, go tu próbują zabić, a on nadal martwi się o Gajeela. Nie to dla mnie za wiele, mimo że sama coś takiego bym zrobiła. *Idzie po chusteczki.Wraca* Wrzucili go do dołu. Boże, w pierwszej chwili myślałam, że będą chcieli pogrzebać go żywcem. I będę miałą z tego powodu koszmary. Ale go zastrzelili. W gruncie rzeczy wyszło na jedno i tak się popłakałam i koszmary również będą. Szczególnie że widział to Gajeel…. ;-;
    „To nie żart… Powtarzał bezustannie, jakby chciał odpowiedzieć Metalicznie” nie bardzo ogarnęłam o co chodzi. Ale w końcu to ja, ja żadko ogarniam. I teraz się będę zastanawiała, na co chciał mu dać taką odpowiedź. Ale gdy nazwał go ojcem…Nie zagrałaś mi na uczuciach i do tej pory smarkam. ;-;
    Nagle taka sielanka. Lucy i Loki się bawią, Layla się im przygląda…Już myślałam, że będzie chwila „spokoju”…ale nie, po co xD Oczywiście nie przeszkadza mi to, żeby nie było. Takie wtargnięcie… Ja na Layli miejscu pewnie nie wytrzymałabym psychicznie, nienawidzę, gdy ktoś mi przeszkadza. Nie mrugnęliby, a by chyba byli martwi >.< To pudełko…akt własności baru, c’nie? Loki widzę już od najmłodszych lat opiekuje się Lu…Nie wiem, czy mam się rozpływać z zachwytu, skoro zaraz…ni dobra mogę sobie na to pozwolić. :3 Strzał prosto w serce ;-; gdyby to był zwykły strał przeżyłabym to mniej niż teraz ;-; a tak przez chwilę leżałam na łóżku, bo się nie umiałam uspokoić. Wiem, że to może dziwnie, ale ja strasznie emocjonalnie reaguję, gdy coś czytam. Filmy filmami, mogę się popłakać, ale to co wyrabiam przy czytaniu…
    M:I gdy ogląda jak występuje LemON. Szczególnie wokalista. No a teraz, wracaj do temaru.
    A: Tak jest! Loki…boże, że on miał tyle odwagi, żeby to zrobić…wiadomo to było bardziej ze strachu, ale jednak niewiele jest osób, które w takiej chwili byłyby zdolne do czegoś takiego. Lucy musiała być naprawdę szybka, skoro zdołała zbiectemu gangsterowi. Chociaż to też pewnie wpływ adrenaliny…
    Była w szoku, a mimo to zdołała ukryć ten akt…
    I znowu sielanka? Chrapiący mały Natsu…Cóż ten widok, to jedna z najśmieszniejszych rzeczy jakie do tej pory sobie wyobraziłam. Igneel się zastanawia jak można spać do południa? Ależ to bardzo łatwe, niech się położy spać o czwartej i spróbuje wstać o szóstej, to się dowie xD
    Tak mnie wzięło i chcę się dowiedzieć co on takiego dopisał myśląc o Layli…Chcę wiedzieć ._. Skoro koperta była dla Natsu…to gdzie on ją wiezie? I czemu zostawił Natsu samego? Już zapomniał, jak to się ostatnio skończyło?
    Następna była Ur. Jejku, ledwo wróciła…W dodatku Gray…Przecież dopiero co stracił rodziców…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chociaż ten fragment z ucieczką…naprawdę świetny. Przez chwię nawet miałam wrażenie, że uda im się uciec.
      Ale to jak bestialsko zamknęli go w chłodni…Dorwę i zamknę ich w piekarnikach, zobaczyjy co wtedy zrobią. -.-
      Laxus PILNY UCZEŃ? Hahahahahahaha Igneel, ale żeś dowalił xD i nauczyciel z matmy…Hmmm…ja tam lubię matematykę…Laxus, chodź, An ci pomoże w korepetycjach xD Igneel i pogadanka z nauczycielem? T Natsu Natsu szkole by miał same szóstki gdby…
      Przekazać coś Metalicznie,… cóż sądzę, że po wydarzeniach wydarzeniach akapitu pierwszego, nie będzie to możliwe x.x MERMAIND HEEL POK.7 …czy tylko dla mnie brzm to dziwnie? xD
      Natsu i własnoręcznej roboty dynamit? A NIE MÓWIŁAM? xD Mody Dragneel chce być jak Ognisty Smok, a Igneel wyjeżdża mu z tym, że to niby legenda…Igneel najpierw mu oopowiadasz to teraz wymyśl coś lepszego niż to, że o zwykłą bajka >.<
      Czy tam potem to był…ZEREF? Tak, to on, Zeref, Zeref, Zerefek…^^♫
      Bezsilność którą czuł Natsu…mogłabym właściwie powiedzieć że coś na ten tematnwiem. N pewno nie to co on, jednak wiem, że to jest najgorsza rzecz, jaką może czuć człowiek.
      Wyrżnę ich wszystkich? No cóż, czemu mnie to nie dziwi? Hmmm…no tak. W końcu to Natsu xD
      Spalili nCornelię? Żywcem? Nie, no ja rozumiem, że Igneela, no bo w końcu ognisty smok itp.. itd. Ale to i jeszcze Cana, to jżnnieco zbyt bestialski *Nie przejmuj się moją gadaniną, i tak s\jest świetne*
      Laxus wbiegł po Canę?! ŁAAAAAA *W* Laxus-supermen ♥.♥ W normalnyej sytuacji by się zarumienił? Yasha-sama, proszę zrób taką sytuację, proszę! :DD HADES! *wzrok i mina An, przeraziłyby teraz nawet Zerefa*. Nawet nie wiem jak to skomentować ;-;
      No i dopiski końcowe.
      Nie przejmój się moim narzekaniem, na to jakie to bestialskie. Musiałam to napisć, ale naprawdę to mi się strasznie podobało xD Wyszło ci naprawdę świetnie, i bardzo dobrze że jesteś zadowolona :D
      Karta postacie YEY aż się nie mogę doczekać :D

      Usuń
  13. Boże, ja do tej pory ryczę...
    Metalicana i Ur - jeszcze spokojnie...
    Layla - oczy pełne łez...
    Igneel - ryczałam jam dziecko...
    Jak można było zabić Igneela? Jak można?...
    Po prostu to dla mnie zbyt smutne żeby to skomentować, łzy tak jakoś same lecą ;c
    N. D. - Natsu Dragneel, nadzieja Fairy Tail? ;D
    Cornelia... też biedna...
    No nie wiem, czy dobrym pomysłem jej zabranie Laxusa przez jego ojca...
    Cholera, muszę się ogarnąć!
    Gajeel da radę...
    Gray zamknięty w chłodni, odnalazł swoje przeznaczenie xD
    Natsu i szalik <3
    Loki bawił się z Lucy.. mrrr.. ^^
    Niech ją chroni, mi tam pasuje :D
    Bardziej oczywiście Natsu żeby Lucy chronił, ale Loki na razie może przejąć obowiązki :D

    OdpowiedzUsuń
  14. :(
    Więcej nie umiem napisać. Kochana, teraz będzie mega krótko, ale dlatego, że jestem w szoku ... Postacie, które zyskały moją sympatię, odeszły.
    Ur ...
    Layla...
    Metalicana...
    i w szczególności Igneel - to jego pokochałam najbardziej :((
    No nic lecę czytać dalej z nadzieją, że już się nie popłacze.

    OdpowiedzUsuń
  15. Pięknie pisane :> Wczułam się w Twoje opowiadanie. :)

    OdpowiedzUsuń

Wasze komentarze cieszą mnie jak mało kogo, jednak nie zaklepujcie miejsc. To nie ważne, kto jest pierwszy, kto ostatni. Takie wpisy zostaną usunięte.
Wszelkie pytania kierujcie do spamownika.
A jak przeczytałeś rozdział, to pozostaw po sobie ślad.
Jesteś anonimem? Podpisz się jakoś.

Całusy dla was śle z góry wdzięczna Yasha ^.^